A jak tam u was plany zajęć, uczniowie i rodzice? Po 11 godzin dziennie? Religia w środku dnia? Zajęcia do 19 wieczorem? Okienka?
Pan Minister umożliwił moim podopiecznym skorzystanie z lekcji dodatkowych (10 godzin tygodniowo), które pozwoliłyby nadrobić zaległości po ostatnim lockdownie. Problem polega jednak na tym, że mają oni codziennie po 9-10 godzin (plus ewentualne zajęcia indywidualne dla osób z dysfunkcjami), więc nie sposób "daru" Pana Ministra wykorzystać (mieliby po 11-12 godzin dziennie). Kiedyś trzeba jednak żyć, jeść, spać i się uczyć. Część nauczycieli zastanawia się nad dodatkowymi lekcjami w sobotę, choć wśród uczniów nie widać szczególnego entuzjazmu.
Niemniej jednak dziękujemy Panu Ministrowi za wspaniałą inicjatywę.
Mnie na razie najbardziej boli powrót do przedpandemicznych 45 minutowych lekcji i na razie nie mam siły przejmować się zajęciami do wieczora.
Na szczęście w poprzednich latach potrafili mi dużo gorzej porozkładać lekcje, także nie jest tak źle.
Zaproponuj inne wyjscie z tej sytuacji. Narzekac to kazdy potrafi. Jeszcze niedawno pisales jakie zdalne nauczanie to jest sciema i dzieciaki nic sie nie ucza. To Twoim zdaniem co nalezy zrobic, aby nadrobic ten stracony czas? Serio jestem juz zmeczony Twoimi bolami dupy. Nie przypominam sobie zadnego pozytywnego Twojego postu o nauczaniu w Polsce. Wszystko jest do dupy. Nie lubie takich osob bo sa modelowym przykladem "Polaka wiecznego narzekacza". No , ale jestem Ci wdzieczny za mozliwosc odznaczenia tego dzialu, aby nie czytac takich wypocin.
Ps. Jak tak bardzo cierpisz w swojej pracy to sie zwolnij i pracuj gdzie indziej. Naprawde roboty jest teraz pelno. Na magazynie pewnie wyciagniesz wiecej niz masz jako nauczyciel. Fizyczna praca, ale jak wrocisz z pracy to nie bedziesz o niej myslal i sie wkurzal. Ergo bedziesz szczesliwszym czlowiekiem.
Zaproponuj inne wyjscie z tej sytuacji.
Proste: na początek usunąć religię ze szkół.
A więcej napiszę później. :P
My młodego posłaliśmy do prywatnej podstawówki, póki co, pierwsza klasa maks. 6h - tak od 8:50 do 15:10, także na razie się nie przejmuję, młody zadowolony, ale to mu pewnie minie z czasem ;)
Najlepsze było, gdy pani dyrektor informowała o motywie przewodnim tego roku szkolnego - rodzina.
W wydaniu Czarnkobyla będzie ciekawie.
Gdy moja siostra chodziła do 2-3 klasy liceum (w latach 2002-2003) to miała najwyżej 5-6 lekcji. Ja gdy chodziłem do liceum (w latach 2007-2009) to już miałem codziennie 7 lekcji. Aż mi się nie chce wierzyć, że współczesna młodzież musi siedzieć w szkole przez 9-10 bitych lekcji. Tylko współczuć...
Tak jak pamietam moje liceum wieki temu, to najpozniej wychodzilismy o 14.30 czy cos kolo tego, wiec dziennie mielismy gora 7 lekcji i uwzalismy, ze to ciezki dzien. Zwykle bywalo 6. A bywalo, ze trafial sie dzien z 4-5 gora i szlo sie do domu 12.30-13.00. Albo przychodzilo sie do szkoly na 11.
Ale za to zero religii, jedna "godzina wychowawcza" w tygodniu i tyle.
I jak zwykle poruszenie wielkie, a problem stary jak wszechświat.
Najbardziej mnie śmieszą zbulwersowani rodzice. Jeden by chciał, żeby dziecko było w szkole 8-15, drugi, że jednak 10-18 (niech w domu jak najkrócej przeszkadza), trzeci troskliwy tatuś powie, że dziecko po 4h jest przeciążone.. choćby skały srały, nie dogodzisz.
To wszystko jest oceniane jednostronnie (przez pryzmat rodziców) i w skali "mikro". Nikt nie myśli o skali "makro". Np.. że nauczyciele to też czasem rodzice (i być może nie każdy pragnie pracować do 20), że w szkole jest określona rotacja/dostępność sal, etc, etc.
Bukary, z ciekawości, ile masz okienek? :)
Bukary, z ciekawości, ile masz okienek?
Plan z tego tygodnia: 8 okienek. Ale sytuacja jest dynamiczna. ;)
Dobry wynik. W sam raz, żeby splunąć tym wielce obrażonym i naburmuszonym rodzicom. Może oprzytomnieją... choć mało w to wierzę.
Rodzice, którzy domagają się sensownego planu (zgodnego przynajmniej z zasadami BHP), mają po części rację. Swoje pretensje powinni jednak kierować do tych osób, które decydują o tzw. ramowych planach nauczania (czyli liczbie godzin poszczególnych przedmiotów w całym cyklu nauczania) i programach nauczania (bezsensownych i przeładowanych). A to osoby rezydujące w Warszawie (z Panem Ministrem na czele).
Bukary
po części - owszem, ale choćby z wklejonego artykułu wnioskuję, że sporo działa tutaj zwykłe pieniactwo, "bo mnie się nie podoba/mnie jest nie na rękę".
Przecież nie muszę tłumaczyć, bo doskonale wiesz.
Zabieram głos, bo moja Mama ponad 20 lat była odpowiedzialna za układanie planu (ręcznie, tylko ręcznie i na logikę, żadnych programów). Znam temat. Ale to były inne czasy, wtedy nauczyciel nie miał prawa mieć więcej niż 2 okienek (a i tak były o to skargi), nie było też opcji robić jakiekolwiek "okienko" dzieciom. Udawało się zawsze choć czasem to było wiele dni i nocy spędzonych nad tym dziwnym "sudoku".
Przecież jest zarówno niemożliwe, jak i absurdalne, by np. matematyk (prowadzący x klas) miał się wyrobić w swoich godzinach do południa, "bo mózgi dziecięce wtedy najbardziej chłonne". Codziennie. No ale w skali "mikro" się tego nie widzi. A jeszcze jak się pomyśli, że ten matematyk to też człowiek, ma swoją rodzinę, i też może chciałby pracować po ludzku - no to już czacha dymi.
Ale spoko, Bukary, jeszcze chwila i Twoje nauki nie będą tak istotne, bo trzeba będzie indoktrynować o cnotach niewieścich i życiu w rodzinie :) Odpoczniesz sobie. ;)
Udawało się zawsze choć czasem to było wiele dni i nocy spędzonych nad tym dziwnym "sudoku".
To prawda. Nawet dziś, kiedy mamy już niby programy do układania planu zajęć, sklecenie czegoś sensownego z uwzględnieniem miliona różnych wariantów i czynników (bloki godzinowe, podział na grupy, specjalizacje, pozycja przedmiotów w ciągu dnia, nauczyciele pracujący w innych szkołach, zalecenia "epidemiczne", dostępność pomieszczeń itp.) to zadanie na miarę budowy wieżowca, który nie powinien się zawalić. Nie sposób zadowolić wszystkich nauczycieli, uczniów i rodziców. Ten, kto układa plan zajęć i wraca z tego boju z tarczą, zasługuje na pomnik.
Przy tym systemie dodatkowych zajęć i tak w dupę dostaną niektórzy nauczyciele, bo będą siedzieć od rana do nocy w szkole :P Mnie z planem zajęć nic nie jest w stanie zdziwi, podstawówkę kończyłem w 89 roku z czego połowę pobytu tam był cyrk okrutny. Szkoła posiadała dwa budynki, oczywiście oba oznaczone jako zabytki, w jednym uczyły się klasy 1-3 w drugim 4-8, a jak byłem w połowie czwartej klasy zamknięto ten z klasami 1-3 i uczniów zapakowano w jeden budynek :P Lekcje zaczynały się od 7, wszystkie przerwy miały 5 minut oprócz trzech 15 minutowych, były dni że lekcje miałem na 12.XX do 18 :P W technikum to już nawet nie mówię pierwsze 2 lata relaks, a jak zaczęły dochodzić przedmioty techniczne to praktycznie jechałem rano do szkoły wracałem 17-18, a i tak miałem świetnie bo dojazd zajmował mi 30 min. Znajomy miał pociągiem 50 min i komunikacją miejską drugie tyle, jego 5 lat w technikum wyglądało tak że wstawał o 5 rano i wracał do domu 19-20 :P
Znajomy miał pociągiem 50 min i komunikacją miejską drugie tyle, jego 5 lat w technikum wyglądało tak że wstawał o 5 rano i wracał do domu 19-20.
I to jest chore. Cały ten system wymaga dogłębnych zmian.
Nie jest chore, bo mógł wybrać gówniane LO z naszego miasta i mieć gówniany start na studiach, sam wybrał szkołę która odpowiadała temu co go interesuje i dawała mu gwarancję że bez problemu na wybrane studia się dostanie. Czy mu się opłacało nie mi oceniać, jak go 5 lat temu widziałem zarabiał miesięcznie tyle co ja rocznie :) Mnie rozpierd..... jak młodzież teraz pierd.... że nie ma perspektyw dobrych, one są, ale trzeba dać coś od siebie, ale oni by chcieli wszystko pod nos podstawione :P
No cóż, znajomy wstawał o 5. Do domu dojeżdżał o 20. Odliczmy sen: 7-8 godzin. Miał przez 5 dni w tygodniu 1-2 godziny na naukę, odrabianie zadań, czytanie, jedzenie, odpoczynek, budowanie relacji interpersonalnych itd.
Tak, to nie jest chore. Tak, to zapewnia efektywne przyswajanie wiedzy i kształcenie umiejętności. Tak, to bardzo zdrowe dla ciała i dla ducha. Tak, wszystko powinniśmy przeliczać na kasę, jaką będziemy trzepać. Tak, każdy ambitny człowiek jest w stanie skutecznie przejść w młodości taką "ścieżkę zdrowia".
Ale jak kolega szczęśliwy w życiu, to cool.
Bukary po prostu inne czasy, lata 90 były gówniane i jak ktoś naprawdę coś chciał osiągnąć, a był z biednej rodziny to musiał się poświęcić. Dziś wystarczy skończyć studia i wylądować z mgr jako robol w McD czy innym amazonie i być spełnionym siedząc u rodziców do 30+ :P
Oj tam oj tam, już przed ministrem Romanem miałem lekcje w LO do 18:20, a dwa razy w tygodniu jeszcze próby chóru od 18:30 do 20:00 i żyję...
Same cornflakesy teraz czy coś. A kiedyś to były czasy, jeszcze starym ikarusem w zimie jeździć musiałem!
A w wątku już pełno Januszy chętnych na twoją ciepłą posadkę ty polonistyczny nierobie? Pewnie tak :D
No wiesz, kiedyś to baby pracowały w fabryce cygar od 6 rano do 19 wieczór, a potem szły spać do kamienicznej piwnicy na jednym łóżku z mężem, trójką dzieci, starą teściową i młodszą ciotką. I myły się raz na kilka dni w misce zimnej wody (żeby zmyć pozostałości po właścicielu fabryki, który urządzał dla nich prywatne audiencje w swoim gabinecie).
Dało się? No pewnie.
Dzisiejsze kobiety to zwykłe "cornflakesy" rozpuszczone przez lewaków, którzy sobie wymyślili 8-godzinny dzień pracy i emerytury.
A to swoją drogą!
Ale już tak całkiem serio to wiele mogę zrozumieć i z wieloma rzeczami się zgadzam, ale tej histerii o lekcje od 12:00 do 18:00 nie pojmuję.
Tzn. rozumem, o ile dotyczy uczniów pierwszych kilku klas - bo to problem z zapewnieniem opieki dla dzieci, gdy rodzice pracują, a dziś praktycznie w każdym domu pracują obydwoje.
Natomiast czy to niszczy dzieci? Dorośli też miewają prace zmianowe, czasem sam bym chciał zerwać na jakiś czas z rutyną "od 8:00 do 16:00".
Co innego problemy nauczycieli, te realne (okienka itp.), albo zbyt dużo lekcji jednego dnia.
Część narzekań jednak od zawsze była przesadzona.
Pietrus
Jeżu kłujący, skąd się w ludziach bierze ten chory argument i stereotypowe myślenie o rodzinie, "tatuś i mamusia w pracy 8-16, więc szkoła wtedy być musi, bo dzieczko musi mieć opiekę" - czy wy wszyscy siedzicie w administracji, czy co?
Szlag mnie trafia, nawet jak radio włączę JADĄC DO pracy słyszę czasem "piątek piąteczek piątunio, już odpalamy weekendzik" - kuźwa, gdzie? Chyba w urzędach.
Rozpiętość jest mega szeroka, od szpitali po stacje benzynowe. U mnie nawet poczta pracuje codziennie do 19, więc zakładam że tryb zmianowy. I jestem przekonana, że pracuje wszędzie tam mnóstwo mamuś i tatusiów. Może im nie jest super wygodnie, ale widocznie ogarniają, skoro pracują.
No jasne, ale może nie zawsze obydwoje i nie na tej samej stacji?
Oczywiście nie zawsze da się pozamieniać grafiki, ale czasem się udaje. :)
Ale fakt, niektóre korpo i urzędy to nie wszystko, usługi, handel, medycyna, służby - tutaj niezależnie odp planu może być ciężko. Co nie znaczy, że tych pierwszych nie można zrozumieć.
Generalnie jednak to faktycznie dodatkowy argument, że problem godzin jest nieco wyolbrzymiony. Szkoła ma setki większych zmartwień.
Mój plan bardzo średni jest, ale nic nie szkodzi bo za tydzień zmiana planu kolejna (i tak się zmienia co chwilkę hehe)
Wywalić Religie i Wos i będzie ok.
Wujku, religia - jak najbardziej (bo to już 2 zmarnowane godziny mniej w tygodniu), ale dlaczego WOS? WOS jest cholernie potrzebny w naszych czasach, skoro znaczna część społeczeństwa nie ma zielonego pojęcia o tym, jak funkcjonuje państwo, a mimo to głosuje przecież w czasie wyborów.
Jest tylko jedna istotna kwestia:
Kto tego WOS będzie uczył i jaka będzie tzw. "podstawa programowa"
Bukary --Życie ich nauczy, ja jestem z tego pokolenia które nie miało Wosu ani żadnych edukacji seksualnych i tym podobnych bzdur, i zdanie na temat polityki/ gospodarstwa/ ekonomi/społeczeństwa mam już dawno wyrobione na przestrzeni lat jak i świadomość jak cholera .. Wos to taki przedmiot gdzie młodzież w 90% ma ten przedmiot głęboko w d...e, ot taka zapchaj dziura... Matematyka/Polski/Język Obcy/Fizyka/Chemia/ Biologia/Geografia i Wychowanie fizyczne więcej młodemu człowiekowi w podstawówce i gimnazjum nie potrzeba.
Wywalić religię, a zaraz będą wyniki spisu powszechnego i się okaże że jest 90% chrześcijan w Polsce, i oni jednak chcą żeby ich dzieci chodziły na religię, i religia będzie tyle że nie w szkole, i gówniarze będą musiały jeszcze tracić czas na dojazd.
Życie ich nauczy, ja jestem z tego pokolenia które nie miało Wosu ani żadnych edukacji seksualnych i tym podobnych bzdur, i zdanie na temat polityki/ gospodarstwa/ ekonomi/społeczeństwa mam już dawno wyrobione na przestrzeni lat jak i świadomość jak cholera ..
Mowisz o tym pokoleniu (40+ prawdopodobnie, bo jestem lekko ponizej tego wieku a WOS mialem), ktore glosuje na pis bo "Kaczynski piniomdz daje ze swojego" i ktorych dzieci zaciażają w wieku 14 lat bo "edukacje seskualne niepotrzebne, ksiądz nałuczy"? Oni tez przeciez mają wyrobione zdanie na przestrzeni lat: na kogo glosowac (tych co daja), jak dzieci chowac (najlepiej jak chowac cudze, bo swojego nie udalo sie wychowac na ludzi), gdzie podzialy sie pieniadze i dlaczego wszystko drozeje (wiadomo, TuSSk kradnie), na czym polega nowoczesne spoleczenstwo (je*** geja i pedala! tu polska katolska!). Ot cale doswiadczenie, wyniesione z zycia a nie ze szkoly.
Otóż to. Biorąc pod uwagę, że znaczna część młodzieży z małych miejscowości ma ostatni kontakt ze słowem pisanym z szkole średniej, usunięcie WOS-u to wyjątkowo bezmyślny pomysł. Życie w Polsce ich niczego nie "nauczy". Poza kombinowaniem.
Przydałoby się właśnie więcej dobrego WOS-u. Nawet kosztem historii.
Po tobie za to, język polski nie był u ciebie mocną stroną.
Po 11 godzin dziennie? (...) Zajęcia do 19 wieczorem? Okienka?
No co, za Bismarcka podobno edukację ustawiono tak, żeby (mentalnie) przygotowywać dzieci do pracy w fabrykach. Czarnek tylko realizuję politykę PiSu według której wszyscy w narodzie mają szczęśliwie pracować albo dla państwa, albo dla korporacji. Po przeczołganiu przez lata edukacji w takim systemie jaki wprowadzają obecnie, większość ludzi z przyjemnością pójdzie do państwówki (często 8-16) lub do korpo (praca do 19-stej i dłużej, nawet po 11h dziennie, z przerwą na lunch, czyli "okienkiem").
Problem jest taki, że każda kolejna władza poprawia edukację.
Efekty widać.
Dlatego ja marzę o władzy, która po prostu nic nie będzie już psuła. Niestety kandydatów do takiej na scenie politycznej nie widać.
Widzę, że media coraz bardziej zainteresowane "planami lekcji":
https://tvn24.pl/premium/plany-lekcji-dlaczego-doprowadzaja-was-do-lez-5405579
Olaboga, min. Czarnek doznał właśnie przebudzenia!
Przez ostatnie miesiące kombinował w blasku kamer, jak dorzucić uczniom parę godzin do ich tygodniowych planów: a to zajęcia wyrównawcze po pandemii, a to obowiązkowa etyko-religia, a to nowy dodatkowy tok historii ojczystej, a to egzekwowany od wszystkich WDŻ.
A tu pełne zaskoczenie! Rzecz która ministrowi-świeżakowi nie mogła nawet przyjść do głowy: wychodzi na to, że plany lekcji są przeładowane JUŻ TERAZ bez tych obiecanych czarnkowych dodatków!
W Szczekarkowie układanie planu to skomplikowana gra logiczna. Nie pomagają w niej nawet specjalne programy. - W całej szkole są tylko dwie osoby, ja i polonistka, dla których to jedyna placówka, w której uczymy - mówi anglistka Edyta Borowicz-Czuchryta. I opisuje zawodowe historie kilku kolegów oraz koleżanek z pokoju nauczycielskiego.
Informatyk pracuje w trzech różnych szkołach na terenie dwóch gmin. Podobnie pani od chemii i fizyki, która od trzech lat ma w swoich szkołach identyczny plan, którego nie może ruszyć. Germanistka, by mieć etat, uczy w czterech placówkach! I jeszcze musiała dołożyć zajęcia z wiedzy o społeczeństwie. To cztery rady pedagogiczne, cztery wywiadówki i cztery razy więcej problemów wychowawczych. A jak widać, również organizacyjnych.
Borowicz-Czuchryta przyznaje, że plan nie jest optymalny dla nikogo. Plan ma się spinać. - Gdzie w tym wszystkim uczniowie? Ich pasje i zainteresowania?
Malina, mama ucznia IV klasy technikum: Lekcje od 7.05. Mój syn dojeżdża codziennie godzinę pociągiem do Katowic. Żeby zdążył do szkoły, musi jechać o 5.05. Więc ja się pytam, czy to szkoła czy kopalnia? (...) Jak można myśleć później na lekcjach, kiedy wstaje się o 4.30?
Podobne pytania zadają uczniowie ZS Ekonomicznych w Ostrowie Wielkopolskim. Tam III klasa technikum dwa dni w tygodniu ma lekcje do 17.30, a kolejne dwa do 18.15. - W te dni większość osób dojeżdżających wraca do domów między 19 a 20...
https://www.facebook.com/NIEdlachaosuwszkole/posts/1976091842554325
Jak to jest ze jednocześnie mamy statystycznie duże klasy i prawie że najmniej uczniów na jednego nauczyciela? :) Preładowane programy - czyli wiele specjalności nieobecnych gdzie indziej, wliczanie księży, niewliczanie asystentów nauczyciela obecnych w wielu krajach?
Bo zaraz ktoś wyciągnie te statystyki i zapyta jak to możliwe że nie da się ułożyć planu gdy mamy średnio 1 nauczyciela na 10 uczniów... :)
Bo zaraz ktoś wyciągnie te statystyki i zapyta jak to możliwe że nie da się ułożyć planu gdy mamy średnio 1 nauczyciela na 10 uczniów... :)
Ale przecież statystyczna liczba nauczycieli przypadających na jednego ucznia niewiele ma wspólnego z problemami dotyczącymi układania planu czy przeładowanych programów nauczania.
A poza tym "statystyki" są takie, że mnóstwo nauczycieli ciągnie z przymusu półtora etatu (plus zastępstwa), bo nie ma komu pracować (co się odbija na jakości nauczania). W tym roku chyba po raz pierwszy od lat praktycznie nikt nowy po studiach nie przyszedł do szkoły. Dyrektorzy mówią, że ludzie przychodzą, szukając pracy w odpowiedzi na ogłoszenia, zapoznają się z warunkami, wychodzą i już więcej nie wracają. Trzeba ściągać emerytów albo wysyłać nauczycieli innych specjalizacji na zastępstwa (np. polonistę na angielski).
Mi osobiście lekcje od 11 do 19 bardzo by odpowiadały (na polibudzie w poniedziałek miałem od 7:15 do 20:30 + po 21 było 2,5h sekcji sportowej i dawałem radę), czy nawet większy natłok w pon-wt kosztem luźniejszego końca tygodnia. I wywaliłbym z nauczania religii, sztuki, muzyki, zajęć technicznych (czy jak to się zwało), WDŻ i inne głupoty na których oglądało się przez okno mecze na szkolnym boisku. Więcej o sztuce i muzyce z youtubowych kanałów wyciągnąłem.
Powiem szczerze, że czasami myślę sobie jak fajnie znów byłoby wrócić do szkoły, nawet jeśli miałbym tam siedzieć do 19. 7 lat temu w technikum też miałem lekcje do wieczora i nikomu to nie przeszkadzało. Jakie zmartwienia, sprawy i obowiązki ma młody człowiek, w porównaniu do dorosłego życia na własną rękę?... żadne. Niech dzieciaki się uczą i przyzwyczajają, że do wieczora dzień jest pełen obowiązków.
Oczywiście mówię o tych starszych rocznikach, wszakże nie zabierajmy dzieciństwa ani młodości dzieciakom.
A plany zajęć i lekcje per se, to już inna kwestia, tutaj przydało by się totalne przemodelowanie systemu nauczania.
Nie do końca rozumiem jaki ma związek zopcją lekcji dodatkowych, zaproponowanych przez ministra, z faktem że ktoś w gówniany sposób ułożył podział godzin w szkole. Przecież to nie on układał te plany.
Z czego to w ogóle wynika? Jest przeładowany materiał, w gówniany sposób jest ułożony plan lekcji czy jeszcze z innego powodu? Pamiętam, że jak chodziłem do podstawówki i gimnazjum to z jakiegoś powodu w mojej szkole standardem było, że we wtorki miałem na 12:00, 2-3 lekcje i do domu; w środy było siedzenie od rana do wieczora; a w czwartki miałem 4-5 lekcji od 8:00 i o 12-13:00 wychodziłem do domu. Przez 9 bitych lat :) Pamiętam też, że moi rodzice ważyli mój plecak i bili na alarm ileż to on nie waży. Wydaje mi się, że przez te xx lat, ten temat się również nie zmienił.
Już tłumaczę.
Plany nie są ułożone w "gówniany" sposób, bo układał je "gówniany" spec, tylko dlatego, że obecne rozwiązania systemowe nie pozwalają na nic innego. Chodzi o liczbę godzin z poszczególnych przedmiotów, podziały na grupy na wielu zajęciach, obowiązkowe bloki zajęciowe (np. dwie godziny pod rząd z jednego przedmiotu), występowanie nauczycieli "objazdowych" (którzy uczą w kilku szkołach) i braki kadrowe.
Co do godzin dodatkowych. Piękna inicjatywa, szkoda tylko, że:
a) godziny można wykorzystać wyłącznie do grudnia 2021 roku, co wymusza na nas narzucanie uczniom dodatkowych 2-4 godzin tygodniowo (a nie np. 1 na tydzień czy 2 tygodnie);
b) już teraz (bez godzin dodatkowych) uczniowie w mojej szkole (średnia) spędzają praktycznie codziennie czas od 8 rano do 16-17 po południu;
c) nauczyciele kończą o różnych porach, więc albo oni będą czekali na uczniów, albo uczniowie na nich (tych godzin dodatkowych nie można umieścić w planie zajęć, ponieważ są nieobowiązkowe);
d) uczniowie nie chcą uczestniczyć w zajęciach matematyki czy polskiego, które odbywają się o godz. 17 czy 18 (bo skoro siedzą od godz. 8 w szkole, to fizjologia podpowiada, że takie rozwiązanie nie ma większego sensu);
e) zajęcia mogą być z kilku przedmiotów, więc uczniom, którzy siedzą do 16-17, musielibyśmy dodać dodatowe 2-3 godziny każdego dnia w tygodniu.
Kurde, co się stało z tą oświatą, że przez te wszystkie lata aż tak bardzo się to zmieniło. nie miałem pojecia, że dzieciak iteraz mają tak dosrane godzinami.
Do tego co napisał
Mój syn, pierwsza klasa, ma zajęcia od 8 do 14 albo od 9 do 15, też byłem w szoku.
To ile jest dodatkowych przedmiotów, których nie było kiedyś, że licealiści CODZIENNIE mają po 7-8 lekcji?
W liceum nigdy nie miałem aż takiego porąbanego planu, jak już pisałem, jeden czy dwa dni było w planie 7-8 godzin, ale pozostałe to raczej 5-6.
I to w systemie trzyletnim.
Ale przecież statystyczna liczba nauczycieli przypadających na jednego ucznia niewiele ma wspólnego z problemami dotyczącymi układania planu czy przeładowanych programów nauczania.
Niby nie ma, aczkolwiek teoretycznie skoro nauczycieli jest tak wielu, to nie powinno być sytuacji, że uczą w kilku szkołach, a więc i problem z planem powinien być mniejszy.
Rozumiem, ze ta wielka rzesza to sami nauczyciele w-f, katecheci, ewentualnie - no offense :) - poloniści, a ze "ścisłościami" jest ciągły problem?
OK, w szkołach wiejskich jest pewnie za mało klas i godzin by nawet jeden nauczyciel wyrobił ilość godzin na pełny etat, ale podajecie też przykłady z miast, a tutaj chyba nikt nie uczy w kilku szkołach, to raczej w jednej szkole nadal jest po kilku nauczycieli każdego przedmiotu?
Jestem na komórce, więc na razie krótko, a potem może rozwinę.
1) Zapominasz, że znaczna część szkół to nie "zwykle" licea, tylko technika, szkoły zawodowe czy artystyczne. A tam masz program liceum plus mnóstwo innych godzin.
2) Akurat polonistów również zaczyna brakować. Ciągle pojawiają się w ofertach pracy i wielu musi ciągnąć np. półtora etatu.
3) Oczywiście, że w miastach nauczyciele też uczą w kilku szkołach.
3) Oczywiście, że w miastach nauczyciele też uczą w kilku szkołach.
Moje byłe technikum, miasto. :) Praktycznie co drugi nauczyciel był z innej szkoły, bo był taki niedobór. A to było ponad 3 lata temu. Już wtedy uważałem razem z innymi uczniami i kolegami, że system edukacji jest potworny, dzisiaj cieszę się że już się nie uczę. Teraźniejsi uczniowie mają przerąbane.
Kolejna odsłona dramatu:
Z punktu widzenia nauczyciela - plan idealny. Nie ma żadnych okienek. ;)
A teraz dodajmy codziennie ze 2 godziny "podarowane" przez Pana Ministra (10 tygodniowo) i 12-latka będzie w szkole od 8 do 17.30.
Czyli robienie z młodego Polaka wariata już zaczyna się w szkole. Cały system/państwo jest pełen wypaczeń, absurdów. A co reforma to weselej. Głównie w reformach chodzi o zrzucenie ludzie ze starej ekipy z ich stołków/posad, a zawsze rykoszetem dostają ci którzy są najbardziej bezbronni. W tym przypadku dzieci. A każdy się upiera, że Polska nie jest wschodem Europy! W zgniłym zachodzie do podstawówki chodzą na 8:30 a kończą o 13:30. I cała nauka odbywa się w szkole pracujący rodzice nie są obarczeni zadaniami domowymi w domu. Przykłady można by mnożyć jaki to w Polsce dobrobyt.
Zawsze kochałem zajęcia fizyczne w samym środku planu między porannymi i popołudniowymi lekcjami. Zawsze tak ładnie pachniało w sali kiedy mieliśmy lekcje, kiedyś dyrektor nas chwilowo nawiedził i mruknął sobie pod nosem "ale tu wali". Oczywiście wszyscy to słyszeli, ale nikt się nie obraził bo umyć się nie było gdzie i zdawaliśmy sobie sprawę że śmierdzimy. Chyba że w umywalce wielkości nocnika, ale to tylko dla desperatów, bo czas między lekcjami był wyliczony idealnie na przebranie się i dojście do sali.
Cholera... dziwne, bo wydaje mi się, że przedmioty takie same jak za moich czasów w podstawówce? Tylko że pięć godzin dwóch jeżyków obcych, ja miałem tylko jeden obcy, dwie godziny tygodniowo... W gimnazjum chyba trzy... Na pewno były dwie chemie, dwie fizyki, pięć albo szczęść godzin polskiego, cztery albo pięć matematyki... Tylko chyba był jednak jeden czy dwa intensywniejsze dni, a więc pozostałe były obcięte...
Chociaż.. 12 lat to piąta klasa?
A to nie, w systemie z gimbazą fizyka była w podstawówce jedna w szóstej klasie, a chemia dopiero od gimnazjum. No to mamy 3+2, pięć godzin więcej. Chyba. No to faktycznie trochę słabo jak na piątą klasę.
Wywalić języki obce i od razu 10h mniej, niech się ich uczy ten kto chce, a rodzice niech rodzice płacą jak za komuny za prywatne lekcje :) Zresztą po forum widać że nikt ich się nie się nie uczy, za każdym razem jak gra nie ma wersji PL w komentarzach wychodzą jak grzyby po deszczu :)
37 lekcji. Jakby to porównać z moimi czasami z lat 90-tych, to wtedy mieliśmy 2 godziny w tygodniu języka niemieckiego choć i tak po lekcjach zostawało się na płatny angielski 2 razy w tygodniu. Nie było doradztwa (to chyba i tak jest jeden semestr albo niewiele godzin, w każdym razie z relacji żony te lekcje to i tak jakaś pomyłka) a reszta tyle samo (bez kółka matematycznego, ale naszą wychowawczynią była matematyczka, więc nierzadko na godzinie wychowawczej była matma, aby podgonić materiał). Ogólnie lekcje zaczynaliśmy o 7:10 i siedzieliśmy do około 14. z trzy dni a dwa były luźniejsze - pamiętam, że czwartek mieliśmy specyficzny, bo zaczynaliśmy około 12 i do 15.30 lub 15.20. Tylko my mieliśmy przerwy po 5 minut i jedną dwudziestominutową a na tym planie przerwy są dziesięciominutowe i dwie po 25. To się nie dziwię, że tak późno kończą jak raz, że później zaczynają a dwa, że z przerw spokojnie można byłoby zrobić jedną lekcję. Wtedy zaczynaliby o 7.10 i kończyli niewiele po 13.
Tylko my mieliśmy przerwy po 5 minut i jedną dwudziestominutową a na tym planie przerwy są dziesięciominutowe i dwie po 25. To się nie dziwię, że tak późno kończą jak raz, że później zaczynają a dwa, że z przerw spokojnie można byłoby zrobić jedną lekcję. Wtedy zaczynaliby o 7.10 i kończyli niewiele po 13.
U mnie w szkole (średniej) uczniowie mają głównie 5-minutowe przerwy, a siedzą od 8 do 16-17 (9-10 lekcji). Nie wliczam w to godzin "pandemicznych" od ministra. Przerwy są takie krótkie właśnie ze względu na dużą liczbę godzin (gdyby były dłuższe, kończyliby godzinę później). Czasu starcza na przejście z klasy do klasy, do toalety trudno zdążyć.
ja sie jednak ciesze ze mam dzieci w szkole w Belgii a nie w Polsce ministra Czarnka, ktory wg mnie jest typowym przedstawicielem lawki rezerwowej PiSu, czyli kosciolkowosc przezarla mozg doszczetnie
moje dzieci od czasu jak mialy 2.5 roku chodza na 8:30 do szkoly i koncza 15:45, oprocz srody gdzie koncza o 12:30 i popoludniu ida do szkoly polskiej (do 17:15)
i wyobrazcie sobie to, chodza w mundurkach i choc mundurki te drogie sa to kurde, o ile latwiej rodzicowi
dwie corki w domu, w weekend potrafia sie przebrac kilka razy dziennie a tu myk, 9 lat jedna juz chodzi do szkoly, druga 6 i nie ma problemu co rano ubrac:)
i w pandemii byly na zdalnym 3 miesiace w 2020, ale caly zeszly rok szkolny mialy normalne zajecia
siostra pracuje w Polsce w szkole, szczerze jej wspolczuje
siostra pracuje w Polsce w szkole, szczerze jej wspolczuje
Mnie zastanawia tylko jedno: jak długo uda się nam tak pociągnąć, zanim osiągniemy masę krytyczną (równocześnie: wkurw rodziców, wyczerpanie i wkurw nauczycieli, wyczerpanie uczniów). Ale podejrzewam, że sporo wody w Wiśle upłynie.
Nadzieja jednak w ministrze Czarnku, który zamierza zwiększyć pensum nauczycieli i wprowadzić za rok obowiązkową religię. Wtedy ten system może się szybciej wykopyrtnąć, bo fizjologii nie oszukasz, a prawa rynku pracy są nieubłagane. Może, ale nie musi. Bo po ostatnim strajku nauczyciele często mają pretensje rodziców i jakość pracy w głębokim poważaniu, a więc dostosują się do panujących w dżungli warunków: więcej pracy za marne pieniądze = pracujemy znacznie mniej intensywnie (na odpieprz).
Jak to było w "Parku Jurajskim"? Life finds a way.
https://www.youtube.com/watch?v=kiVVzxoPTtg
A wystarczy kilka zmian, żeby naoliwiona machina ruszyła do przodu. Np.:
1) Odchudzenie programów nauczania, które teraz często zawierają informacje na poziomie uniwersyteckim (np. Arystofanes na języku polskim), i większy nacisk na praktyczne aspekty zdobywanej wiedzy.
2) Zmniejszenie liczby godzin w ramowych planach nauczania (np. wywalenie choć jednej religii).
3) Rezygnacja z formuły nowej matury od 2023, która będzie promować wiedzę encyklopedyczną (np. test historycznoliteracki).
4) Wprowadzenie w szkołach średnich (np. w drugiej lub trzeciej klasie) specjalizacji, a tym samym - zmniejszenie liczby godzin konkretnych przedmiotów.
5) Przekierowanie pieniędzy z TVP do systemu edukacji (inwestycja w laboratoria i pracownie specjalistyczne w szkołach).
6) Reforma pedagogicznego szkolnictwa wyższego, dzięki której nastąpi skuteczna weryfikacja umiejętności kandydatów na nauczycieli (poprzez np. lepszy system ewaluacji praktyk, testy psychologiczne, lepsze przygotowanie nie tylko merytoryczne, ale też metodyczne).
7) Poprawa warunków pracy nauczycieli (większe zarobki, zróżnicowanie pensum w zależności od ilości pracy i obowiązków w szkole, lepszy system motywacyjny), która zapewni napływ uzdolnionych pasjonatów do zawodu.
8) Zmniejszenie liczby uczniów w klasach, bo obecność 32-34 nastolatków w jednym pomieszczeniu nie zapewnia sensownych warunków pracy i zdobywania wiedzy.
9) Inwestycje w infrastrukturę szkolną (lepsza komunikacja lokalna, remonty starych budynków itd.).
Głęboko wierzę, że polscy uczniowie nie są "głupsi" od amerykańskich, angielskich czy japońskich nastolatków. Po prostu nie mają warunków, żeby rozbudzić w sobie naukową pasję.
Ciąg dalszy tegorocznej historii:
https://wyborcza.pl/7,82983,27604207,nieludzkie-plany-lekcji-wstaje-o-5-do-szkoly-wracam-10-km.html