Thumper | PS4
Tuptuś (może lepszym tłumaczeniem byłaby jakaś forma osobowa od czasownika ,,chłostać, np... chłościarz?". Thumper to z angielskiego określenie na osobę, która kogoś bije. To może... bijacz?), czyli gra niby rytmiczna, a niby antyrytmiczna.
Na samym wstępie należy zaznaczyć, że Bijacz jest grą oryginalną, jedyną w swoim rodzaju... przynajmniej na tyle na ile pozwala mi to stwierdzić mój poziom wiedzy o grach.
Liniowość tej gry przebija kampanię każdegoCoDa - nic tylko pędzimy przed siebie chromowanym żukiem, unikamy zrobienia sobie kuku i staramy się podskakiwać w rytm niebieskich płytek. Przy tym sterowanie jest niezwykle minimalistyczne. Do grania wystarczy jedna ręka, bo gra wymaga tylko gałki i dodatkowego przycisku akcji, który przypisany jest do przycisku X oraz dodatkowo do R1. Jeśli komuś nie pasuje takie ustawienie, gra oferuje zmiany na dowolny przycisk na kontrolerze - szacun. Oprócz tego jest jeszcze przycisk do w miarę szybkiego zresetowania poziomu. I tyle. Piękno minimalizmu.
Najważniejsza w grze jest psychodeliczna warstwa audio-wizualna. Kolory, kształty i muzyka rodem z jakiegoś koszmaru... co o dziwo jest niezwykle powabne. Nie ma jednak czasu na podziwianie tego wszystkiego. Gra pędzi na złamanie karku i jedyne co tutaj można podziwiać to nadchodzące przeszkody (które sygnalizowane są również poprzez dźwięk). Będzie to szczególnie widoczne podczas walk z późniejszymi bossami, którzy będą niewyraźnie majaczyć na horyzoncie. Można im się oczywiście przyjrzeć, ale ryzykujemy wtedy zgonem... a i sami bossowie są trudni do określenia. Większość ludzi będzie ich opisywać używając ogólników. A to w połączeniu z ich... nieokreślonością nadaje im lovecraftowskiego pierwiastka.
Jedynym zarzutem jaki można mieć do warstwy audio-wizualnej jest powtarzalność używanych motywów oraz mały recykling wcześniej użytych etapów. Ale bez obaw - w czasie gry nie będzie okazji tego zauważyć. A już tym bardziej nie będzie czasu na marudzenie.
Jeśli ktoś lubi poznawanie fabuły w grze, to tutaj mam złe wieści: Chłościarz prawdopodobnie nie posiada żadnej fabuły... chociaż są elementy z których można se takową utkać.
Po zakończeniu poziomu zyskujemy dostęp do gry+, w której możemy spróbować przejść c a ł y poziom bez żadnych checkpointów i z utrudnionym odzyskiwaniem pancerza. A jakby tego było mało, im lepiej będzie nam szło, tym nasz żuczek będzie bardziej zbliżać się do prędkości światła - wysoki poziom adrenaliny gwarantowany.
Reasumując: Ktoś mógłby narzekać na monotonie rozgrywki, ale ja postrzegam jej prostotę jako wielką zaletę. Chromowe antyrytmiczne piekło, które nie pozwala się nudzić i sprawia, że ciało pulsuje od adrenaliny, a ręce drżą od zimnego potu. Nie wiem ile czasu potrzebowałem na ukończenie gry, ale nie żałuję ani minisekundy!
PS. Ta gra jest jak sex. Dopiero podczas osobistego doznania (jak nie na 1. i 2. poziomie to na 3.) poczujesz to czego materiały wideo nie są w stanie przekazać.