Werfyfikuje sobie prognozy ONZ co do liczby ludności na świecie w 2030, jednocześnie widzę bardzo dużą zmianę na rynku odnośnie automatyzacji różnych branż , między innymi handlowej i zastanawiam się skąd się znajdzie zajecie dla tych 8,5 miliarda ludzi za te 10 lat .
Do 2050 ma nas być blisko 10 miliardów , pewnie przy tym postępie technologicznym ludzie w branży rolniczej czy handlowej a nawet transportowej będą w stopniu znaczym zastąpieni przez maszyny .
Do tego żyjemy coraz dłużej ,średnia wieku np Francuzów czy Niemców poszła do góry o kilka lat.
Zastanawia mnie czy będzie na świecie coś w rodzaju Utopii - stała penja dla każdego obywatela na starym kontynencie - ba czy w ogóle będzie stary kontynet gdyż prognozy dla Europejczyków nie są przychylne , zmniejszamy się w liczbie.
Ciekawe czasy.
(Kategoria jest tutaj wybrana błędnie z racji tego że nie chce mnie strona puścić z tematem gdy wybieram kategorie "Rozmawiamy")
Co ma być około 50% ludzi strci zajęcie z powodu automatyzacji część przejdzie na zasiłki część będzie pracować gdzie indziej A reszta będzie biedowac prawdopodobnie w specjalnych osiedlach biedy. Bogaci będą jeszcze bogatsi korporacje jeszcze bardziej wpływowe i dochodowe A reszta nie będzie miała żadnej własności bo własność będzie tak droga że niedostępna dla większości A do tego wszystko pójdzie w wynajem. System finansowy obstawiam stagflacje czyli wysoka inflacja połączona z niskim wzrostem gospodarczym i wysokim bezrobociem - zresztą covid zapoczątkował zmiany w tym kierunku. Wszechobecna inwigilacja społeczeństw.
Moje przewidywania.
A ja sadze, ze bedzie rewolucje i wojny. Przedsmak miales to juz co sie dzialo w Francji. Jezeli dojdziemy do takiej sytuacji, ze ludzie nie beda miec na zycie to skonczy sie to tak, ze ludzie chwyca za bron i beda ruchawki.
Przedsmak miales to juz co sie dzialo w Francji
Niby co się działo? Protesty cię szokują?
Protesty w imie czego? Zainteresuj sie jak wygladaly te protesty, z jakich powodow i jak wygladaly i kto. Reszte dyskusji z toba sobie podaruje bo szkoda mi zycia.
Dostaną socjal wprost z drukarki i kredyt i problem zniknie.
Ograniczanie rozruchow już jest opanowane a w przyszłości będzie opanowane do perfekcji. Już w w latach 90 sobie radzono - patrz Balcerowicz.
Myślę, że to obawy wynikające trochę z braku wyobraźni.
Już w czasach rewolucji przemysłowej było to samo gadanie. Szwaczki urządzały protesty twierdząc, że zautomatyzowane przędzalnie odbiora ludziom pracę, dorożkażke protestowali przeciwko samochodom, górnicy przeciwko maszynom parowym, nie chcę nawet próbować liczyć zawodów, które protestowały przeciwko elektryczności.
I co? I w sumie po części mieli rację, bo faktycznie multum zawodów wymarło. Ewentualnie jest sztucznie utrzymywanych przez względy historyczne i tradycyjne. I tak na przykład nie istnieje już profesja "budzika" (jeszcze w XIX i na początku XX autentycznie był zawód polegający na chodzeniu po ulicy i tłuczeniu ludziom w okna za pomocą długiej tyczki) czy zapalacza latarni (choć chyba jeszcze 2 albo 3 ulice w Europie są utrzymane, gdzie to się praktykuje).
Ale z drugiej strony technologia, która wyeliminowała te zawody stworzyła zapotrzebowanie na ogromną liczbę zawodów, których istnienia nawet nie dało się przewidzieć wtedy, kiedy wspomniane profesje wieszczyły podobne wizje katastrofy społeczno-demograficznej. Powiem więcej: wskutek przemian społecznych i dzięki uwolnieniu ogromu czasu powstało również zapotrzebowanie na wiele zawodów, które nie są związane tak naprawdę z technologią.
To samo będzie z obecną automatyzacją. Wiele zawodów przestanie istnieć bo nie będzie już dla nich miejsca. Równocześnie jednak będą powstawać inne - niektóre możemy przewidzieć, innych pewnie nie. Taka zmiana będzie względnie bezbolesna dla młodych pokoleń, które charakteryzują się sporą dynamiką i zwyczajnie dorastają w realiach, gdy te zawody się rodzą.
Gorzej oczywiście będzie z trochę starszymi pokoleniami (i mam tu na myśli nawet ludzi ok. czterdziestki), którzy nie wyrobili sobie odpowiedniej elastyczności. Ci ludzie faktycznie pewnie będą tracić pracę i dojdzie do pewnych przetasowań ale to będzie raczej tymczasowe zawirowanie a nie katastrofa.
Dorożka i samochód .... tutaj zmienia się pojazd , człowiek dalej był potrzebny więc nie wiem skąd ten przykład i czego miałby dowodzić .
Przemiana o której myśle to sklep automatyczny w zamian za sklep z całym personelem ludzkim .
Nie wiem jak taka zamiana miałaby dać jakieś nowe miejsca pracy dla ludzi , pozostałe przykłady też są nietrafione.
Rewolucja o której piszesz to całkiem inna rewolucja , wtedy nikt nie myślał by się lepiej rozwinąć nie uwzględniając człowieka teraz w moim odczuciu takie jest założenie .
Kwoli ścisłości - maszyna potrzebuje tylko przeglądu , nie potrzebuje natomiast przerwy , urlopu, chwili wytchnienia , nie ma gorszych dni , nie choruje itp .
Rewolucja o której piszesz to całkiem inna rewolucja , wtedy nikt nie myślał by się lepiej rozwinąć nie uwzględniając człowieka
I tu się bardzo mocno mylisz moim zdaniem. W przypadku każdej tego typu chodzi o ograniczenie zapotrzebowania na ludzką pracę. Niekoniecznie chodzi o eliminację - często jest to właśnie mocne ograniczenie.
Samochód vs dorożka? Masz rację mówiąc, że wciąż jest potrzebny człowiek. Tyle tylko, że potrzeba go "jakby mniej". Niby prawda, że wciąż potrzeba kierowcy albo woźnicy. Tyle tylko, że samochód ma znacznie większy udźwig i prędkość niż dorożka. A to oznacza, że zadanie przewiezienia kilku ton towarów na odległość powiedzmy 100km nagle zajmuje może 2h zamiast dnia albo dwóch. A to oznacza de facto kilkukrotne zmniejszenie zapotrzebowania na ludzką pracę.
Inne przykłady określiłeś jako nietrafione ale przecież jeszcze jaśniej pokazały eliminację zawodów:
- budzik jako mechaniczne/elektryczne urządzenie całkowicie wyeliminowało profesję
- elektrycznośc i żarówka wyeliminowały kolejną profesję (pewnie więcej jakby się zastanowić)
- przędzalnia wprawdzie nie wyeliminowała profesji całkowicie ale drastycznie zmniejszyła jej znaczenie
Z resztą ten ostatni przykład jest - obok samochodu - szczególnie ciekawy w kontekście tej dyskusji: drastyczne zmniejszenie udziału ludzkiej pracy w produkcji pewnego dobra nie wyeliminowało profesji. Po lekkiej modyfikacji zakresu obowiązków okazało się, że dzięki zmniejszeniu ceny produktu wzrosło zapotrzebowanie na tenże a więc pracy przybyło i tak.
Co do przykładu sklepu natomiast. Masz rację, że w pełni zautomatyzowany sklep może nie wytworzy miejsca pracy bezpośrednio. Ale ja mówiłem o skali makro a nie mikro.
Upowszechnienie się automatycznych sklepów otwartych 24/7 spowoduje na pewno zmiany. Przede wszystkim logistyka będzie jeszcze bardziej skomplikowana a więc niewykluczone, że wzrośnie zapotrzebowanie na specjalistów w dystrybucji. Dodatkowo maszyny potrzebują nie tylko przeglądu ale też muszą być zaprojektowane, zaprogramowane, dostarczone, zainstalowane, serwisowane, wymieniane, etc. Jasne, te obszary tez pewnie zautomatyzujemy ale zanim to nastąpi będzie potrzeba jeszcze więcej specjalistów w tym obszarze.
Poza tym masowy dostęp do sklepów 24/7 na pewno spowoduje przemiany społeczne, których skutków ja nawet nie próbuję zgadywać. Może uwolniony w ten sposób czas sprawi, że wzrośnie zapotrzebowanie na usługi?
Inny przykład, może bardziej trafiający do Ciebie to rolnictwo. Przed rewolucją przemysłową dobre 90% społeczeństwa mieszkało na wsiach i ledwo wyrabiało z produkcją żywności. Mechanizacja i automatyzacja sprawiła, że ogromna część tych ludzi migrowała do miast wskutek braku pracy. Bo jeden rolnik z odpowiednimi maszynami może teraz ogarnąć setki razy większy areał niż jego pradziadek z koniem i kosą. Patrząc w skali mikro faktycznie można stwierdzić, że praca została wyeliminowana (podobnie jak w przypadku sklepu). Ale
drugiej strony przemiany społeczne z tym związane sprawiły, że w miastach powstały setki zawodów, których ten pradziad nawet sobie nie wyobrażał. Głównie w usługach właśnie.
główny przyrost ludności nastąpi w rejonach zacofanych technologicznie, więc o żadnej automatyzacji nie będzie mowy, nadal w tamtych częściach świata praca ludzka będzie najtańsza
... o ile zmiany klimatyczne (albo inne powody) sprawią, że będą z tamtych rejonów uciekać do bardziej rozwiniętych krajów.
Jedne zawody znikną / inne się pojawią / normalne procesy. Kiedyś mój znajomy miał w najlepszym okresie z 20+ wypożyczalni filmów video, potem dvd a potem chyba i nawet br. Dzisiaj w tych miejscach są albo żabki albo inne sklepy. Kiedyś niektóre ulice były ulicami czysto handlowymi teraz większość przeniosła się do galerii, a po covidzie większość z galerii do sprzedaży internetowej. Czasy obecne to właściwie kolejny kamień milowy bo okazało się że wiele czynności czy zawodów można wykonać zdalnie. Najlepszy przykład to właśnie handel i sprzedaż internetowa gdzie r/r mamy właściwie od +20-50% wzrosty.
Jeśli faktycznie tak się stanie że bezrobocie będzie w okolicy 10% to na 100% zostanie wprowadzona pensja minimalna dla każdego, 10% ludzi którzy mogą protestować może zdestabilizować każdy rząd.
Większość zawodów przetrwa w obecnej lub podobnej formie, zmiany nastąpią głównie w zawodach najmniej wymagających aczkolwiek i tutaj usługi w większości przetrwają.
Fajnie określił to Zaorski w jednym wywiadzie na YT (od 27:45, a potem od 42:00):
https://youtu.be/G7OFijBie0U?t=1664
Gospodarka lubi "gównopracę", bo ludzie muszą widzieć egzystencjalne uzasadnienie swojego istnienia.
Generalnie, wraz ze wzrostem efektywności pracy, część ludzi przesunie się do innych zadań, a dla części wymyśli jakąś "gównopracę", czyli zadania realnie niepotrzebne, ale dające im zajęcie i generujące złudzenie wzrostu gospodarczego. Zmiany społeczne w tym zakresie wcale nie są złe, bo ludzie (przynajmniej z tej pierwszej grupy) mogą z czasem awansować do realizacji bardziej ambitnych zadań i robić rzeczy o coraz większym stopniu skomplikowania. Może nie będziemy potrzebować 10 kasjerów w markecie jak się markety zautomatyzują, ale na ich miejsce będzie potrzebne parę osób od automatyki, które te maszyny potrafią stworzyć i potem serwisować. Ten rozwój będzie generował presję na ludzi, aby sami się rozwijali i inwestowali w edukację kolejnych pokoleń.
Ja to widzę w niektórych aspektach swojego zawodu, w branży z chyba najgorszym przyrostem efektywności pracy w ostatnich 30 latach (branża budowlana). Kiedyś biura projektowe musiały zatrudniać masę asystentów od "rysowania w CADzie". Dziś dużą część rysunków generuje się w zasadzie automatycznie. Kiedyś biura miały 1-2 głównych "obliczeniowców", dziś ponad połowa pracowników biur umie się zająć zaawansowanymi obliczeniami konstrukcyjnymi.
Teraz kolejnym trendem jaki widzę jest programowanie. Jeszcze 10-15 lat temu projektant budowlany programujący cokolwiek własnoręcznie to był prawdziwy rodzynek. Dziś z 10% znajomych bez problemu wspomaga się w pracy Pythonem w jakimś stopniu. Moim zdaniem za kolejne 10-15 lat średnio-zaawansowana znajomość programowania to będzie normalność wśród inżynierów z poza branży IT. Jednocześnie efektywność pracy dalej będzie rosła.
Problem pojawi się dopiero w przypadku części społeczeństwa, ludzi, których wraz z postępem czeka pewnego rodzaju wykluczenie, których np. nie da się nauczyć programowania. W pewnym momencie nie będą mieć kwalifikacji potrzebnych na rynku pracy, a jednocześnie może nie być wystarczająco dużo prostszych zajęć. In trzeba będzie dać jakieś zasiłki, albo zapewnić jakąś gównopracę. I wszyscy od klasy średniej do "elit" to zaakceptują. Lekko obniżona wydajność całego systemu kosztem uniknięcia niepokojów społecznych nie będzie wygórowaną ceną.