JW. Macie tylko taki wybór.
To pierwsze.
Pamiętaj jednak, że nic nie jest czarno-białe. Możesz zawsze trafić na rdzewiejący i awaryjny egzemplarz, albo nierdzewiejący i bezawaryjny :)
Proste, że bezawaryjny. Jak już będzie dojedzony przez rudą sukę to go mogę sprzedać dalej albo puścić na złom, ale przynajmniej chce mieć pewność że mnie nie zawiedzie w trasie.
Dlatego od paru lat mam Volvo, ani nie rdzewieje, ani póki co (83 tys km) nic się nie zespuło.
Moj Fiacisz sluzyl dzielnie, az zerdzewial do reszty po 20 latach, takze zdecydowanie to pierwsze.
Opcja 1, jak blachy będą do wymiany, to podjedziesz z tym do naprawy kiedy chcesz, a jak awaria, no to.... Nigdzie nie podjedziesz, albo jak na złość w niedogodnym terminie - zawsze jest niedogodny termin.
jak blachy będą do wymiany, to podjedziesz z tym do naprawy kiedy chcesz
Gdybym swego czasu posluchal goscia radzacego mi zabezpieczyc podwozie, to pewnie do dzis hulalby u jakiegos golowasa uczacego sie jezdzic, bo oferty mialem.
Tylko pewnie koszt konserwacji podwodzia przewyższyłby zysk ze sprzedaży. No chyba, że myślisz w kategorii ekologii :D
To bylo wieki temu, wtedy jeszcze planowalem jezdzic nim dlugie lata, po prostu myslalem, ze chce mnie naciagnac na kase ;p
Moja furka ma ponad 21 lat i jest bezawaryjna, za to jeden błotnik po wymianie, drugi niedługo (a bagażnik załapał się z OC). Drobne ogniska rdzy likwiduję i lakieruję sama, bo u lakiernika byłoby drogo, jak ruda wejdzie za bardzo to trudno, wymiana blachy, a jak progi będą do wymiany, to tak, będzie mnie to pewnie kosztowało prawie równowartość samochodu (auto na rynku poszłoby może za 3.5k), ale patrzę właśnie przez pryzmat ekologii, skąpstwa, miłości do tego autka i skoro pytamy o x czy y, to że koszty naprawy awarii nie muszą być niższe, a odpada element zaskoczenia awarią :) i to jest bardzo wygodne, że przynajmniej na wymiany wyeksploatowanych części mogę umówić się w dogodnym terminie, gdy nadchodzi ich czas.
Tylko pewnie koszt konserwacji podwodzia przewyższyłby zysk ze sprzedaży.
Aaa tam, u 90% samochodów które przeglądałem to koszt konserwacji podwozia kończył się na zakupie druciaka i ojebanie barankiem żeby nie było widać :) Jak ktoś jeszcze zasilikonował co większe dziury to był luks.
Drobne ogniska rdzy likwiduję i lakieruję sama, bo u lakiernika byłoby drogo4
Szanuje, mnie przerastają zadania cięzsze niż wymiana żarówki
Też kiedyś jeździłem takim pordzewiałym strupem. Gówniany to był samochód, ale po mieście jeździło się nim jak gokartem, więc dopóki był brzydki i dziurawy ale jeździł, to nim jeździłem. W momencie jak z dnia na dzień zaczęło mu nawalać coraz więcej pierdół, zdecydowałem się go pogonić. Nie były to jakieś duże usterki, ale to wycieraczka przestałą działać, to z nawiewu tryskało wodą, to pasy bezpieczeństwa się wypinały. Żeby to chociaż bezpieczne było. Zwłaszcza, że o ile po mieście jeździło się całkiem spoko to już jakakolwiek trasa stawała się wyzwaniem. Pogoniłem to wpizdu jakiemuś dziadkowi za 1000zł i z tego co ostatnio widziałem to dalej nią jeździ po wioskach. To była dobra decyzja. Chociaż samochód wspominam z jakimś sentymentem, bo w końcu pierwszy, to na widok podobnego na ulicy mnie naciąga :D Noo a samochód 20 urodziny w tym roku ma.
Thx ;) no właśnie z moim autkiem jest tak, iż przyznaję, że troszkę czekam aż się rozkraczy, żeby z czystym sumieniem nabyć/wziąć w leasing coś nowszego, a ono dzielnie jeździ bez awarii, kochane :D
Edit: a lakierowanie auta nie taka trudna sprawa, nie trudniejsza niż robienie hybryd i akryli na paznokciach, podobna.
Ja tylko Bezawaryjny jak zaczynają się problemy od razu idzie na sprzedaż. Wolę dac więcej kupić coś solidnego i jeździć.
Mój ostatni nabytek jak na razie 4.5 roku bezobsługowo poza wymianą żarówek przednich i tak trzymać.
Oczywiście, że wybrałbym bezawaryjne. Blacharka to coś co można zrobić, ale nie trzeba, ale jak się auto rozkraczy to dupa...
Mój 18 latek. Przebieg 270 000 dziś. Blachy, podwozie stan salonowy.
W zasadzie żadnej awarii poważnej - klima, sprzęgło, skrzynia, silnik - nie dotykane.
Każdy normalny człowiek wybierze bezawaryjność. Dziwię się natomiast, że nie wpadł tu jeszcze żaden prezes gola, że auto to tylko nowe i że przecież każdego stać na wzięcie auta w najem, bo to małe pieniądze ;)
Pytanie brzmi - kto spawa? Ja na swojej E39 nauczylem sie spawac. Jeden bok zajal mi tydzien - za rok drugi bok - 3 dni. Dla mnie ogolna bezawaryjnosc to priorytet - ale ja przy swoich autach grzebie sam.