Są gry „triple-A”, teraz czas na „triple-I” - tak rozwija się branża gier niezależnych
Może ktoś to uzna za nadmierne czepialstwo semantyczne, ale kompletnie nie zgadzam się z zaproponowaną terminologią. Jeżeli gra "Indie" jest grą "niezależną" to podstawową jej cechą powinna być właśnie niezależność twórców. A ta jest do osiągnięcia tylko wtedy kiedy są oni sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Jeżeli takie EA daje kasę na "It takes two" to może mieć większą tolerancję na niewymierny do wydatków zysk, ale to nie oznacza, że nie daje kasę z czystej miłości do sztuki. Po prostu zakładają, że jest to projekt, którego celem nie jest wykręcić jak najwyższy przychód a m.in. poprawić wizerunek firmy, zapewnić dodatkowy zysk itd. Jednocześnie to że gra ma większy budżet nie musi oznaczać, że nie jest grą niezależną bo mogą się zdarzyć sytuacje, w których twórca gry dysponuje pokaźnymi kwotami i korzysta z nich aby zaspokoić swoje potrzeby artystycznego wyrazu. Do tego dochodzi kwestia tego czy twórca robi grę "indie" dlatego, że świadomie decyduje się na mniejszą formę i niezależność czy dlatego że dopiero zaczyna i jest to jedyne co pozostaje w jego zasięgu.
Poza tym jeżeli już używamy liczby mnogiej dla danej litery to jestem za tym aby używać jej konsekwentnie. I wtedy model wyglądałby mniej więcej tak:
Gry Indie
I - gry od niezależnych twórców, tworzone na wpół hobbystycznie bez żadnego zaplecza
II - gry tworzone przez samodzielne, niewielkie studia
III - gry tworzone przez studia dysponujące pokaźnym budżetem ale nie podlegającego pod nikogo innego jak główny twórca gry
A - niewielkie gry wydane przez zewnętrznego wydawcę
AA - gry, które oferują jakość na poziomie Triple-A ale na mniejszą skalę
AAA - gry stojące na najwyższym poziomie pod względem technologii i rozmachu.
Oczywiście ten model jest dość trudny do wykorzystania w praktyce, ponieważ jak ocenić na ile właściciel będący jednocześnie głównym twórcą skupia się na aspekcie artystycznym a na ile na finansowym itd. Dlatego wolałbym jednak zostawić jedną kategorię Indie, do której zalicza się te naprawdę skromne i niezależne produkcje. Natomiast mówienie, że gra na którą EA dało 4 mln $ jest grą niezależną jest po prostu śmieszne.
A Way Out, It Takes Two, czy nawet A Brothers: a Tales of Two Sons to nie są gry indie. Mają wydawców, którzy dokładają do produkcji - to już ich dyskwalifikuje do tego, aby w ogóle ich wrzucać do działu gier indie i tym bardziej zastanawiać się nad "triple I". Pojęcie "indie" już zresztą rozrosło się do każdej gry pixel art, gier robionych przez małe studia, eksperymentalnych itp, co jest błędem, bo już jest multum wydawców, którzy zajmują się wydawaniem małych gier, dokładają do ich produkcji itp. Tym samym takie gry nie powinny być wrzucane do kategorii indie. A w niej powinny być wyłącznie gry robione własnym sumptem.
Po prostu dla deweloperów i wydawców takich gier lepiej brzmieć "indie" niż samo A czy AA, dlatego nagminnie wrzucają do tego wora swoje tytuły, choć z grami niezależnymi nie mają już związku.
A po co te podziały? Gry to gry. Hades konkurował o miano GOTY z TLoU2 i innymi grami wysokobudżetowymi. Rywalizował bardzo skutecznie, trzeba przyznać.
Taki CD PROJET RED również jest deweloperem indie. S.T.A.L.K.E.R. 2 od GSC Game World, którego ogarnia 320+ osób, to także indie.
Korporacyjna struktura, kilka studiów i współpraca z wydawcami pokroju Warner Bros i Namco Bandai to bycie indie? ;)
No skoro CD PROJET nie był w stanie samodzielnie wydać swoich dwóch ostatnich gier fizycznie, a musieli korzystać z pomocy tych dwóch wydawców na Europę, Amerykę Północną i Azję z Australią.
Struktura strukturą, ale nie mają nad sobą żadnych właśnie wspomnianych korporacji, które trzymałyby swoje udziały w tym studiu, bądź miałyby nawet pakiet kontrolny.
to chyba dotychczasowa definicja indie game poszła do kosza
Nie we wszystkich gatunkach ta drabinka budżetowa jest równie widoczna, ale dla mnie gra od 30-osobowego studia i o budżecie min. 4 milionów dolarów, to AA. Tak samo z Hellblade.
Triple-I to zwykła marketingowa próba nałożenia nowej metki, która ułatwiałaby sprzedawanie średniobudżetowych gier jako niezależne, no i deweloperom też się to pewnie podoba, bo w byciu niezależnym(choćby nominalnie) jest coś artystycznie prestiżowego.