Witam, jeśli ktoś przeczyta to z góry dziękuję.
Mam 27 lat i mam dość życia, dość tego nędznego życia, nie chce żyć po prostu nie chce. Moje życie odkąd skończyłem szkołę to jedna wielka męka. Jestem na tym świecie sam jak palec. Pracuje 6 dni w tygodniu za najniższą krajową, niestety nie ma pracy w okolicy ( mieszkam na zadupiu ) i muszę się tej pracy trzymać bo nic innego nie znajdę, a opłacając mieszkanie i jedzenie zostanie mi dosłownie 200/300 złotych miesięcznie...
Przychodzę z pracy za każdym razem placze w poduszkę, wykończony i za chwile znów do pracy, nie mam życia, pracuje aby przeżyć, płacze w pracy, od kilku lat tylko udaje że wszyskto jest dobrze, już nie wytrzymuje, po prostu nie chce takiego życia. Nie chcę pracować całe życie na siłę bo muszę za coś żyć. Żyje na siłę....nie chce już, wolę umrzeć niż się tak męczyć każdego dnia. Dziś idę na noc do pracy i właśnie pisze to że łzami w oczach...ja tak nie chce żyć, pękło coś we mnie i już nie dam rady...marzę o pracy w domu, choć by zdalnie, marzę...ale nie mam możliwości. Nie wiem czemu to pisze, po prostu poczułem taka potrzebe, ale już nic nie ma znaczenia ani sensu, nic...
Skąd ja to znam. Idź do psychiatry, leki potrafią cuda zdziałać, nie zaszkodzą a może polepszą chociaż trochę.
Świetny pomysł, szczególnie, że na jedzenie i życie zostaje mu 300zł miesięcznie. Na pewno bedzie miał kasę na psychotropy i wizytę u psychiatry.
Może psychiatra mu da bez płacenia. Tak jest często
Jak jestes w takim stanie to spokojnie dostaniesz dlugoterminowe L4 od psychiatry. Sam lekarz moze malo pomoze ale zyskasz czas zeby przemyslec swoje opcje, w sensie co zrobic zeby z tego wyjsc. Na pewno bedziesz musial opuscic to zadupie. Jestes jakkolwiek wyksztalcony?
Mam wykształcenie średnie, po zdanej maturze od razu do pracy. Nie mam możliwości innej pracy, o tym że jestem w niej zwykłym popychadłem to już nie wspomnę, ale tak jest od dawna. Idę na 22 dziś i już mnie brzuch boli z nerwów, głowa od płaczu, chłop 27 lat...nie ma dla mnie wykścia po prostu nie ma...
Pogadaj z rodzicami, aby ci dołożyli trochę kasy i idź na jakieś kursy( nie są to jakieś drogie rzeczy, jestem trochę starszy i miałem podobnie ( 31lat) jeba..łem na produkcji za psie grosze aż się wkurwiłem i zwolniłem w piz..u, tyle że ja mam ten plus że duże miasto (Łodź) i zrobiłem kursy na wózki widłowe + suwnice + wciągarki + kopara/branża budowlana i teraz zarabiam ponad 4-5K
Proponuje odłożenie tych 200zł i zapisanie się do psychologa choćby na tą jedna wizytę, możesz tez iść na NFZ. Pamiętaj, żeby się nie łamać, ale tutaj raczej nikt nie błyśnie złotą rada i Ci nie pomoże. Znajdź jakieś zajęcie po pracy, ten okres minie szybciej niż myślisz, musisz tylko znaleźć w sobie ta siłę i rozwiązać problem, a przyznanie się do problemu i nie uciekanie przed nim to pierwszy dobry krok :)
W Polsce wszystko idzie jak kąpiel w kisielu.
Czyli opornie. :/
Dopóki nie zamieszkałem w Beunos, to myślałem to norma, że tak jest wszędzie.
Czasem człowiek chciał się nawet odpalić i iść na sznur, jedynie wyprowadzka mnie uratowała.
Wytrwałości życzę.
Mam nędzne życie i nie mogę tego zmienić, chce to zmienić z całego serca, ale nie mogę....nie mogę choć kilku dni w pracy opuścić bo braknie mi tych kilu stówek na rachunki w przyszłym miesiącu, od kilku lat zero przyjemności z życia, jedne wielki tortury, już zbyt długo się męczyłem, zbyt długo
Nie łam się chłopie. W życiu różnie bywa. Musisz zmienić środowisko. Jest szansa wyjechać na jakieś roboty za granicę ?
Najniższa krajowa i 6 dni roboczych - to jest niewolnictwo, a nie praca.
Wyjechał bym choć by jutro tylko nie mam za co, jak już mówiłem nie jestem w stanie ani grosza odłożyć miesięcznie a aby jechać za granicę to nie oszukujemy się ale trzeba na start mieć pieniądze
Mordo jedź za miedzę jak nie masz możliwości utrzymać się w miejscu zamieszkania. W takiej Holandii zarobisz na głupim magazynie 2k €/m-c a wyjechać jest bardzo łatwo, jak masz kwalifikacje i uprawnienia to tylko lepiej.
Masz linka do sprawdzonych agencji.
Nie słuchaj tych co ci jakiegoś psychiatrę wciskają na problemy finansowe :D
https://marvelpc.pl/
https://www.abmiddennederland.pl/
Zmień pracę. Gorzej już nie będzie, ale może być lepiej. Jak nie ma pracy w pobliżu to jedź za granicę, bo wyprowadzka do innego miasta w tym kraju i tak ci finansów nie poprawi. Szczęścia ci to nie da, ale robisz te 8-9 h w miłej atmosferze (byle nie tylko w polskiej obsadzie) i do domu. Ewentualnie zarób tam i spróbuj szczęścia w większym polskim mieście, tylko nie zdziw się że będziesz niczym Irlandczyk mijający Statuę Wolności u wejścia do portu w NY.
Chciał bym wyjechać, tlyko trzeba mieć za co...za 200 zł za granicę nie pojadę...nie daje rady już, rzucił bym tą pracę ale muszę za coś żyć, muszę
Poszukaj jakiejś rozsądnej agencji pracy, zakwaterowanie odciągną ci dopiero z pensji, praktycznie musisz mieć tylko na przejazd i wyżywienie. W rozwiniętych krajach obowiązują tygodniówki, a nie płaca po miesiącu i dwóch tygodniach.
Co prawda musisz być zarejestrowany jako bezrobotny w PUP ale może bon zasiedleniowy? Dostaniesz do 200% średniej krajowej na start i uderzaj do jakiegoś miasta. Nawet jakiś Amazon czy jakiś magazyn.
W Warszawie często szukają na sortownie przesyłek. Co prawda robota w godzinach nocnych z nieludzką stawka 18-20 brutto za taką pracę ale zawsze coś. Pracujesz, szukasz w międzyczasie czegoś innego i uciekasz.
Skoro jest ch.... to może spróbuj jakieś kursy po pracy porobić, choćby online. Może spróbuj jednak zmienić pracę, może jakieś korpo, albo nawet jak nie korpo to po prostu biuro, tam też pewnie dużo lepiej nie będzie na początku, ale z czasem na pewno coś lepiej zarobisz. Mówisz, że mieszkasz na zadupiu, auto masz? Może pora rozglądnąć się za pracą gdzieś dalej i codziennie śmigać. U mnie w robocie jest mnóstwo ludzi co dojeżdża dzień w dzień 30-50km w jedną stronę, siedzą po 9-10h i dojazdy w sumie 2h, ale pieniążek za to nieco lepszy i nie mówię tu o żadnych specjalistach czy dyrektorach, spokojnie mógłbyś wykonywać ich robotę. Powodzenia i głowa do góry.
Tak mam samochód ale jak bym jeździł dalej a dalej to muso bym z 40/50 km w jedną stronę, nie zostało by mi nic pieniądzy z wypłaty gdyby doszło paliwo, już myślałem nad rozwiązaniami ale nie ma w mojej sytuacji, po prostu nie ma a żyć tak nie chce, bo już nie daje rady, no ale taki już mój los
Dziękuję wszystkim za odpowiedzi
Ja bym, jednak zaryzykował szukanie czegoś te 40-50km dalej, tak jak mówię, u mnie jest mnóstwo ludzi którzy dojeżdżają 30-50km i się im to opłaca.
Nawet jak na początku mało odłożysz to może perspektywa nowego lepszego, polepszy twoją sytuację psychologiczną z czasem wpadnie jakaś podwyżka i przeprowadzisz się bliżej, albo do tego miasta. Nie wiem co masz w zasięgu tych 40-50km, ale jeśli jest to już jakieś większe miasto, to może się trafić coś interesującego. I jeszcze taka ważna rzecz, cały czas czegoś szukaj, życie czasem niespodziewanie może Ci podsunąć jakąś fajną okazję, pytaj znajomych, może jakieś lokalne fora, FB, itd.
Dzięki za odpowiedź, właśnie nie mam po co szukać, bo 50 km ode mnie jest też zakład produkcyjny i też najniższa krajowa, tyle że soboty wolne, ale co to zmienia...nic. Szukałem pracy zdalnej, bo o takiej zawsze marzyłem, pracować w domu, ale zostałem tylko oszukany i tyle..
Nie wierzę że wszyscy pracują w tej firmie.
Na pewno są tacy którzy dojeżdżają i mają transport. Zainteresuj się a może uda Ci się wyrwać stamtąd gdzie jesteś
Już wyżej padła propozycja, aby skorzystać z bonu na zasiedlenie. Tylko najpierw dopytaj w twoim powiatowym urzędzie pracy, czy mają na to kasę, jakie są warunki. Jedynie trzeba być zarejestrowanym jako bezrobotny, więc musiałbyś zrezygnować z pracy, ale jeśli w ostatnim półroczu przepracowałeś rok to będzie ci się należał zasiłek, więc coś tam kasy wpadnie, niewiele, ale wpadnie. Tylko teraz kwestia znalezienia pracy w miejscowości, do której byś uderzał. Jednak im większa miejscowość, tym większe szanse, że coś znajdziesz, więc sugerowałbym od razu, abyś szukał coś w największym najbliższym mieście (z tym, ze przy bonie musi to być miejscowość oddalona od twojego aktualnego miejsca zamieszkania o co najmniej 80km). Bon to coś między 8000 zł a 10000 zł a warunkiem jest, aby przepracować na umowie o pracę pół roku osiągając co miesiąc co najmniej najniższa krajową. Dasz radę zorganizować sobie za takie pieniądze pokój czy nawet małe mieszkanie na start. W trakcie możesz tam na miejscu też rozglądać się za lepszą pracą.
Swoją drogą to działa tak, że po otrzymaniu bonu ma się 30 dni na znalezienie pracy? I w jaki sposób oni sprawdzają odległość lub czas podróży z obecnego miejsca zamieszkania do nowego, skoro czas ten różni się w zależności od godziny wyjazdu?
Duck czy ty się słyszysz? Chodzi tylko o odległość na mapie z miejscowosci x do y. To tyle.
Jeśli nie jest spełniony warunek co do odległości, to jest drugą opcja czyli dojazd do tej nowej miejscowości tam i z powrotem wynosi ponad 3h środkami transportu publicznego, czyli 1,5 godziny w busie/pociągu w jedną stronę. Jesli byłyby przesiadki to liczy się tylko czas dojazdu, bez czekania na przystanku czy dojścia do niego. A ten minimalny czas sprawdzany jest wg czasu dojazdu na stronach przewoźników lub na e-podróżniku.
Ma 30 dni na znalezienie pracy, ale nie po otrzymaniu odpowiedzi, że wniosek jest pozytywnie rozpatrzony, tylko po podpisaniu umowy z urzędem. Od tego dnia w ciągu 30 dni ma dostarczyć do urzędu umowę o pracę. Jeśli się tego nie zrobi to zwraca się całość kwoty bonu (bez odsetek), która tuż po podpisaniu umowy jest przesyłana na jego konto.
Wybacz, ale jak ktoś pracuje na minimalnej, to IMO- sam jest sobie winien. Nawet na kasie w biedronce ponoć płacą więcej niż minimalna krajowa. Nie trzeba kończyć nie wiadomo jakich studiów by całkiem wygodnie żyć- wystarczy nabyć jakieś umiejętności.
Zrób uprawnienia na wózek widłowy- te głupie 3k na rękę weźmiesz z pocałowaniem ręki. Zrób prawo jazdy kategorii C. Zrób kurs spawacza. Albo zakręć się przy jakiejś ekipie wykończeniowej i przyucz do układania płytek.
Jak mieszkasz na zadupiu, to teraz jest dobry czas żeby się przeprowadzić do większego miasta- ceny najmów w tradycyjnych ośrodkach studenckich spadły w ostatnim roku 30-40%.
Praca zdalna, mówisz? Większość korporacji nie patrzy na wykształcenie- podstawą jest znajomość obcego języka, i to, żeby klient był "ogarnięty". Jeśli jest, to się go przyuczy do dowolnego procesu. A teraz o ogarniętych ludzi naprawdę trudno. Jak już się taki trafi, to każdy manager zrobi wiele, żeby go zatrzymać.
Zamiast płakać w poduszę, stwórz sobie jasny plan. Od siedzenia na dupie nic się nie zmieni.
Fajne rady, jak ktoś mieszka w okolicy Warszawki czy innego Wrocławia. Autor wątku jasno pisze skąd pochodzi i jakie ma perspektywy, a tu złote rady typu idź do korpo, albo zrób drogie C prawko. Mam wrażenie że ludzie czasem nie rozumieją że komuś naprawdę ciężko jest wyrwać się z takiego zadupia z jedyną dostępną pracą za te psie pieniądze, że w każdej chwili można zmienić swój los, uderzyć w stół i wszystko będzie dobrze, jak w filmie. Otóż nie zawsze.
Statystycznie, z dowolnego miejsca w Polsce, do jakiegoś większego miasta jest nie więcej niż 100km.
Chłopak jest jeszcze młody. Nie ma mieszkania więc nie jest uwiązany do jednego miejsca. Dziś mieszka tu, jutro może coś wynająć gdzie indziej. Wiadomo- w większym mieście są wyższe ceny. Możliwe, że na początku będzie musiał wynająć pokój. Póki studenci nie wrócili do nauki stacjonarnej, ceny są niskie.
W większych ośrodkach miejskich problemem jest raczej brak pracowników, a nie brak pracy. Nie będzie miał problemu, żeby coś sobie znaleźć. Nawet na jakimś magazynie, czy na kasie. Do tego możliwości brania nadgodzin, czy pracy dorywczej w weekendy. Jakaś ochrona w weekendy, czy coś...
W ten sposób, przez kilka miesięcy chłopak da radę odłożyć jakikolwiek kapitał na kursy które dadzą mu jakieś umiejętności/uprawnienia. A jak już będzie potrafił coś przydatnego to i pracę lepszą dostanie.
To, to że ludzie godzą się na podłe życie wynika tylko i wyłącznie z braku chęci. Nie zamierzam tu powtarzać bredni "trenerów personalnych" typu "chcieć to móc" i podobnego pierdolenia, ale naprawdę- nawet taka polska stwarza dzisiaj możliwości życia na nie najgorszym poziomie, dla każdego kto ma odwagę ruszyć dupę. Ludzie wolą jęczeć jak to mają beznadziejnie, i że "nic nie da się zmienić", bo boją się inicjować jakiekolwiek zmiany- wolą biedę którą znają, choć ją przeklinają.
I serio- znam ludzi którzy mają kiepską sytuację którzy naprawdę nie mogą wiele zmienić, bo są uwiązani np. chorymi rodzicami- nie mają możliwości się przeprowadzić, ani nic odłożyć. Ale tutaj mamy młodego człowieka, który niczym uwiązany nie jest. Jedyne co go powstrzymuje przed zrobieniem czegokolwiek ze swoim życiem, to strach, lub... wygoda. Tak- ludziom po prostu jest wygodnie nic nie zmieniać. Bo jeszcze by się okazało, że aby coś się zmieniło na lepsze trzeba przez pewien czas dawać z siebie 120%.
I to jest chrzanienie. Gdyby za takimi radami, każdy byłby wykształcony, to i tak duża część musiałaby pracować za minimalną. Bo ktoś musi. Dla wszystkich wykształconych roboty nie ma.
Wózek widłowy, kurs spawacza - typowe porady w takich tematach xD
O ile nie pójdzie na jakiś większy magazyn, to uprawnieniami na wózek może sobie co najwyżej nos wytrzeć. Praktycznie wszędzie albo jest kilku pracowników którzy mają taki papier, albo nikt na to nie patrzy i kto pierwszy wsiądzie ten jeździ.
Kurs spawacza :D Chłop pewnie w życiu spawarki w ręku nie trzymał, więc te wszystkie tanie kursy pozwolą mu zostać zostać co najwyżej pośmiewiskiem, jak ludzie w robocie zobaczą jakie spawy robi.
Na poważne kursy go nie stać, tak samo na kategorię C. Napisał to przecież.
toyminator -> Oczywiście- ktoś musi. W dowolnie wykształconym społeczeństwie zawsze znajdzie się grupa takich co po najmniejszej linii oporu będą siedzieli w jakiejś dziurze i pracowali za minimalną krajową. A będzie tak tylko dlatego, że będą zbyt mało ambitni, zbyt mało pracowici i zbyt mało zdeterminowani, żeby to zmienić, a nie dlatego że nie będą mieli możliwości zmiany.
Nie żyjemy w feudalnej europie, gdzie to kim i gdzie się urodziłeś, determinowało to kim i gdzie umrzesz. Tak jak zauważył AleX - jak masz dostęp do internetu, to masz dostęp do całego świata.
Jeśli masz dostęp do komputera i internetu to masz właściwie dostęp do całego świata, napisz do różnych firm i ludzi opisz swoje umiejętności i to co cię determinuje do zmiany i jestem wręcz przekonany ze znajdą się osoby które ci pomogą. Najcenniejsi dla pracodawcy są ludzie którzy chcą i mają ambicje. Trzymam kciuki!
Przynajmniej powalcz. Ja już się poddałem i nie życzę nikomu, aby znalazł się na takim dnie jak ja...
Perspektywy są zawsze, lecz potrzeba chęci.
Każdy ma jakieś ale np ja mam to ze wolał bym prace biurowa, szczęśliwy związek z kobieta a jedynie co miałem to 3 epizody które rozpadły się po roku czy 1.6 roku a za każdym razem przeżywam to jak bym stracił żonę z która byłem 20 lat. No co tobie poradzę zaakceptuj to lub wyjedź za granice lub spróbuj znaleść robotę za 3k co nie jest takie trudne
Poker online po pracy. Dokładnie turnieje z niskim wpisowym.
No cóż. Mam 30 lat,i mam to samo. No może nie tak. Przez lata nie przejmowałem się życiem. W sumie raz pracowałem ,a raz nie(dobrzy rodzice) Głównie grałem i grałem i grałem, nadrabiałem anime ,filmy seriale,coś tam czytałem ciekawego,zrozumiałem że szkoła uczyła mnie w większości bzdur,dopiero po szkole miałem więcej czasu,i zacząłem się interesować bardziej książkami, nauką, fizyką ,biologią itp itd. Tylko no właśnie,strach przed podjęciem ryzyka, i zostawieniem wszystkiego co znam,zrobił swoje.I jestem w tym punkcie co jestem.Od wielu lat myślę,że i tak starości nie dożyję(w sumie z obserwacji, po widzę dokąd świat może zmierzać i obym nie miał racji) Nie potrafiłem się ruszyć i przemóc. Dopiero w grudniu zeszłego roku jak złapałem Covid, to depresja wystrzeliła w kosmos. Albo to po prostu zbliżające się 30 lat,uświadomiło mnie, że nic nie wiem,nic nie umiem ,myślę o rzeczach, o których wcześniej nie myślałem. I nie wiem czy z tego gówna wyjdę. I w sumie gry,książki itp itd są moim małym lekarstwem, Które przestaje powoli działać .Ale od małego byłem niecierpliwy .Mam słomiany zapał. Nie potrafię znaleźć nic, co bym robił, i z tego się cieszył. Jest tyle ciekawych rzeczy do nauki,i trudno mi wybrać jedną albo dwie, poświęcając resztę. Kursy swoje kosztują,psycholog to akurat też drogo. I nie zawsze trafi się dobry.
Po prostu się boję.
Mogłem być piłkarzem czy lekkoatletą ,bo byłem w tym nawet dobry. Ale wiecie ,20 lat temu o kasę łatwo nie było. A od małego miałem takie głupie myślenie,że rodzice zapłacą,a mnie się nie uda. Albo że będę musiał opuścić rodzinę na rzecz czegoś tam. W podstawówce dodatkowo jeden z klasy podkopywał pewność siebie...uwziął się na mnie . Potem doszedł ojciec.Dobry,ale ma swoje przywary,jak krzyczenie z dupy o nic. No wiecie, coś się w domu stało, to od razu że moja wina albo brata. Nawet nie wiecie jak to się wrzynało w głowę.No i teraz ja jestem czasami agresywny jak mi coś nie idzie,albo coś głupiego chce. I wiem że nie powinienem się drzeć. No ale jak ktoś się drze na ciebie bez powodu tyle lat,to potem jest tak samo w drugą stronę. A teraz nie widzę sensu spróbowania wyjechać. Rodzice coraz starsi,tu jeszcze jakichś znajomych mam.Mieszkanie po babci mam, Za minimalną mogę wyżyć, i jeszcze zostanie. Jak znowu pracuję na magazynach to i ponad tysiak się uda na miesiąc oszczędzić . Ale czegoś mi brakuje.Może też ta świadomość,że rodzice się starzeją,babcia już mocno starsza,nie gada się z nią już tak jak jeszcze powiedzmy 5 lat temu.To boli,traci się osoby do rozmowy,traci się oparcie. Może też brak zainteresowań rodziców robi swoje. No ale jakie większe zainteresowania były w PRLu? Praca praca praca. Jedynie co mi zaszczepili to szacunek dla innych,i miłość do gór.No ale nie winię ich,inne czasy. Gdybym teraz miał 10 lat , to wiedziałbym w co iść,miałbym internet,i wiedziałbym co się opłaca, co jest fajne.
No a tak 30 lat minęło.10 lat zmarnowałem,zamiast się rozwijać, czy wyjechać na próbę. Za 10 lat znowu życie będzie inaczej wyglądać. Z roku na rok życie w tym kraju wygląda coraz gorzej. Na świecie też ,tylko że wolniej.Nie podobają mi się pewne zmiany,ta cała pełna cyfrowość .Narzucany szacunek . Wiem że muszę zmienić myślenie. Mieć wywalone na rzeczy,na które nie mam wpływu. I starać się żyć tak jak mogę. Wiecie jestem introwertykiem ,więc ogólnie lubię siedzieć w domu czy na działce i po prostu tak żyć,ale z bezpieczeństwem finansowym. I że mam jeszcze kogoś ,kto w razie czego pomoże. Ale jednocześnie chciałbym podróżować,poznawać ludzi i kulturę,ale się po prostu boję,i mam masę wątpliwości. .Dlatego jedynym lekiem,to mieć znajomych,którzy mają imo więcej czasu,albo kogoś.Po prostu drugą połówkę, która jest podobna do ciebie. Albo chodż naucz się kowalstwa, ja stolarstwa i otwieramy zakład ;D Podobno to znowu zaczyna być potrzebne, A jak chcesz pracy zdalnej, to spróbuj robić audyt . Chociaż jak miekszasz na zadupiu, to może być spory problem,bo pewnie w okolicy nie ma takich firm. Albo obsługa klienta .W sumie polega na wypłacaniu kasy,program robi za ciebie, ty tylko sprawdzasz ,a za takie pstro masz 3000 netto .Potrzeba tylko średniego.Nawet na Audyt nie trzeba mieć matury czy studiów.
po co na tych zadupiach siedzicie i pracujecie za minimum?
z tego nie wynika ze życie tam jest prostsze
ostatnio byłem w serwisie samochodów ciężarowych we Wrocławiu, maja z 8 wakatów wolnych i płaca po 8k, może jak się nie ma doświadczenia to na te 8k nie ma co liczyć, ale zawsze lepiej się przebranżowić i czegoś nowego nauczyć w nowej pracy za niższa na start, jak siedzieć na zadupiu i robić za minimum.
Ten strach przed czymś nowym jest nieuzasadniony, warto sie przeprowadzić do większego miasta by mieć lepsze perspektywy.
teraz brakuje ludzi z zawodem w ręku, wszyscy po tych studiach to i zabrakło do zwykłej pracy, przez co chętnie biorą ludzi na szkolenie, trzeba mieć tylko chęci.
No fajnie. Ale firmy szkolić nie zawsze chcą.Albo zrobisz kurs, albo spadaj. A niektóre kursy ceny mają z kosmosu, a niczego konkretnego nie uczą. Np poszedłbym na kurs na te maszy CNC czy inne takie. Ale na kurs nie mam co iść, bo wymagają czytanie rysunku technicznego. No wiadomo,kurs dla tych ,to są po takich szkołach.A skąd mam wiedzieć czy akurat tego nie załapię? Skoro nigdy tego nie robiłem? Ostatnio spróbowałem bawić się w kodowanie. I zacząłem od najprostszego, czyli tworzenie dialogów . I nawet to idzie. Chciałbym np spróbować grafiki komputerowej i tworzenia,ale do tego trzeba drogiego PC. No i tak się to kręci. Ale też nie na wszystko każdy ma odwagę.Tak trudno zrozumieć że każdy jest inny? Ja chciałbym mieć kogoś,ale jednocześnie się obawiam. Nie potrafię zagadać,jak tylko próbuję, to mam ukłucie bólu w głowie,i durne myśli pokroju a po co? To nic nie da,zmieni moje przyzwyczajenia. Jak ktoś od małego tak jak ja, ma wmawiane że nic mu nie wyjdzie,i że jest przegrywem, to ciężko z tego wyjść. I wiele zależy od charakteru. Wziąłbym się za hmm kafelkowanie, remonty ,naprawę pralek,lodówek, czy może i nauczyłbym się naprawiać sprzęt jak Komputer itp . Ale boję się zmarnowania kasy i czasu na coś, co może mi nic nie przynieść. A remonty czy ogólny kontakt z klientem odpada,bo nie potrafię,taką mam głupią naturę. No i musiałbym raczej dojeżdżać autem. A to jest spory wydatek. A firm które zatrudniają u mnie ,jest mało. I przeważnie i tak potrzebują kogoś z prawem jazdy.A jeździć się boję. Głupie to,ale tak już niestety mam. Aktualnie pracę raz mam gorszą, a raz lepszą. Dopóki odkładam te tysiąc na miesiąc, to jest dobrze. Co roku mogę gdzieś na luzie jechać..tylk onie jadę, bo nie mam z kim. A przeprowadzka do wielkiego miasta nic specjalnego nie daje. No chyba że rzeczywiście mieszkasz na zadupiu. Ja mieszkam pomiędzy Katowicami,Zabrzem,Bytomiem ,w miarę jeszcze blisko do Tychów. Więc jakiś wybór jest. Ale całkiem większe miasto,jak np Warszawa,to słabo. Co ztego że więcej zarabiasz,skoro płacisz dwa razy więcej. Wychodzi podobnie. No i nie każdy lubi mieszkać w wielkim zatłoczonym mieście. Tak jak wyżej napisałem.Robiłem w Audycie przez jakiś czas.Co z tego że sporo kasy,skoro nie sprawiało mi to radości,i cholernie męczyło. Po 8 godzinach przy laptopie, nie chce się potem siedzieć przy kompie w domu. Więc suma sumarum, i tak głównie pracujesz,a na inny przyjemności nie masz siły.
jakbym tył od wstydu którego w życiu się najadłem, to bym ważył z pół tony
niestety czasem lepiej się go najeść jak się zastanawiać czy cza było zrobić inaczej.
Co do reszty to w wielu przypadkach nikt nie pyta o papier, a materiałów szkoleniowych jest pełno.
Ostatnio mój tata gość po 60 położył se sam płytki na podstawie filmów z yt i nawet mu wyszło, fakt że 4m kładł łącznie z 20h ale to zrobił.
Siostra wzięła gościa by jej taras drewniany zbudował, gość po jakiś nijakich studiach były korposzczur, nauczył się sam.
Najlepiej zacząć od czegoś co nie wymaga papierka tylko wkładu własnego w postaci czasu i chęci.
Problemem wielu jest to ze chcą od razu dużo, ale pomału do przodu tak łatwiej, np malowanie ścian jest łatwiejsze jak szpachlowanie, szpachlowanie łatwiejsze jak kładzenie płytek, ale wszystkiego można nauczyć się.
Trzeba zacząć od najłatwiejszego i iść w górę.
Dziś wszyscy chcą pracować z domu przez komputer, ale tak naprawdę brakuje ludzi z fachem w ręku i to tam idzie dobrze zarobić szczególnie na początek.
Zobacz inaczej na początku eksodusu emigranckiego z PL do GB, wielu na zachodzie wzięło się za budowlankę choć w PL byli magistrami marketingu, kucharzami itp, a tam nie było problemów po prostu robili i tyle.
Ja mam znajomych co w GB zaczynali od trzepania worków po cemencie DOSŁOWNIE, teraz są fachowcami w budowlance i robią na siebie, a nie dla kogoś nawet sami zatrudniają ludzi.
Trzeba się przełamać i wyjść z tej strefy bezpiecznej w której się siedzi za minimalną i boi zrobić ten krok nowym nawet nieznanym kierunku.
Rozumiem twój ból. Sam mam 22lata i jestem nieudacznikiem, nawet średniego nie mam... i zero umiejętności czy perspektyw na życie a o zapale to już nawet nie piszę. Na moją sytuację złożyła się masa czynników. Teraz tylko gierki,anime,filmy i pierdzenie w fotel z rozpaczy, bo rodzice dobrzy i utrzymują(w sumie to matka, bo ojciec alkoholik). Nie mam znajomych czy przyjaciół ani pracy, jestem typem kogoś kto boi się nowych wyzwań i zamyka się w swojej "klatce" bezpieczeństwa, pracowałem 3miechy na magazynie ale mnie zwolnili, teraz będę musiał wrócić by trochę dorobić, ale znowu jest ciężko znaleźć mobilizacje. Moim planem jest iść do psychiatry brać leki i znaleźć przyjaciół ..samemu w życiu będziesz miał ciężko i uwierz mi, bo niema jak z kimś pogadać a jak wszystko dobrze zaplanujesz i masz cel to go osiągniesz. Na twoim miejscu autorze tematu to bym po pierwsze uciekł z tego zadupia, nie ważne czy odłożysz po trochu na wyjazd ale osiągniesz cel. Później znajdź w miarę stabilną pracę i staraj się jakoś przekwalifikować na np wózki widłowe i nie będziesz miał źle. Rady niby z dupy, ale musisz walczyć o swoje marzenia. Sam wiem w moim przypadku że jak nic nie zrobię to marnie skończę, dlatego zamierzam się leczyć i dokształcić by może później znaleźć pracę w jakimś biurze albo jakieś kursy zawodowe i wcale nie muszę dużo zarabiać. Wystarczy mi stabilność i by praca nie była udręką, chodź na razie to tylko gadanie a gówno robie. I pamiętaj nie izoluj się od ludzi, bo będzie ci smutno jeśli nie jesteś typem outsidera i twardą psychę. Te życie jest po prostu żałosne i nie mówię to tylko ze swojej perspektywy, ale ogólnie. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Wielu ludzi ma podobne problemy do ciebie, chodź tego nie okazują. Psychiatra z NFZ to też nie głupi pomysł, można parę kwestii obgadać, oni są od tego by pomóc. Samemu z pewnych dołków bez pomocy drugiego człowieka nie można wyjść.
Wybaczcie mój sceptycyzm, ale wali mi to fejkiem na kilometr. Chłopak dostał od tylu osób najróżniejsze porady, nie jest na swoim "zadupiu" w żaden sposób uwiązany (nie ma chorych rodziców, sam nie choruje na coś, co uniemożliwia przemieszczenie się - a przynajmniej o tym nie napisał), a na wszystko odpowiada "no spróbowałbym, fajnie by było, ale ja nie umie/nie chcę już/taki to już mój los".
Jak nie jesteś w stanie ogarnąć roboty na miejscu albo nie masz środków na wyjazd i utrzymanie się przez kilka miesięcy w większym mieście, to zawsze możesz szukać roboty w innym kraju. Ktoś tu nawet linkował robotę w Holandii. Przez różne agencje możesz jechać praktycznie za pół-darmo (jedynie musisz przeżyć dwa tygodnie, do pierwszej wypłaty), nawet bilet często ci opłacą, to go potem odpracujesz. I tak, nie mam info z dupy - ewentualnie z własnej, bo temat przerabiałem. Nie znasz angielskiego? Poświęć wolny czas na naukę podstawowych rzeczy - kursów online nie brakuje. Nie mówiąc o tym, że w Holandii jest tylu Polaków, że i bez języka biorą, szczególnie że zbliża się high season.
Normalnie nóż mi się w kieszeni otwiera jak czytam takie rzeczy - tak mi źle, tak nie dobrze, a nic z tym nie zrobię, problemy same się rozwiążą. Jeszcze rozumie jak ktoś faktycznie z różnych powodów nie może się ruszyć - ma dom, chorą rodzinę, dziecko, cokolwiek. Ale młody chłopak? Bez kitu. Edit: patrząc na post poniżej, właśnie o tym piszę.
Sama prawda, dobra rada za dobrą radą a on ignoruje wszystkie, bo: nie mogę, nie da się, mam 80 zł.
Wcale mi takich nie szkoda. Albo fejk, albo depresja. Sam mam taką bardzo bliską koleżankę, IQ chyba ze 150, jeden dość egzotyczny język na kosmicznym poziomie, od 10 lat na kasie.
Dziękuję wszystkim za odpowiedz, ale tak jak ktoś zaznaczył, nie mam możliwości do innego miasta...jest 1 czerwiec, do wypłaty 10 dni a ja mam w portfelu 80 zł....i tak jest za każdym razem, i po co pracować? No po co...byle tylko przeżyć. Nie mogę stracić choć by dniówki w pracy bo później nie wyrobie, mam wszyskto obliczone. Nie wyjadę nigdzie, nie stać mnie na nic, kompletnie na nic, 27 lat nie kupiłem nic dla siebie od dobrych 7 lat....nic, głupich skarpetek nie mogę kupić bo później nie będę mieć co zjeść....mam dość. Mówicie o wózkach widłowych, ale jak, za co..po za tym nawet gdybym miał to nie miał bym gdzie tym wózkiem jeździć. Już pisałem że inną możliwa praca okolo 50 km ode mnie ( i tak mnie nie stać na dojazdy) to też najniższa krajowa na produkcji. Mam 27 lat a czuję się na 60 i wykończony życiem, ale powiedziałem sobie że to koniec, nie chcę tak żyć, nie zależy mi na życiu...nawet chcąc nie mogę nic zmienić, nie mam żadnego ruchu
Weź może pożyczkę i za to rozpocznij nowe życie, później spłacisz. Skoro życie dało ci w kość, to nie masz nic do stracenia. Lepsze to niż wegetowanie w takim stanie całe życie jak piszesz. Na pewno nie zostawaj na tym zadupiu do końca życia bo marnie skończysz, jesteś jeszcze młody, masz całe życie przed sobą chłopie.
za duże koszty masz za pewne lokalowe,
znajdź jakiegoś współlokatora czy coś tańszego
I znowu wmawianie sobie- "nie mam możliwości, nie mogę, nie da się..."
Zapisz się do WOT- za dwa weekendy w miesiącu będziesz miał 6 stów.
Jak patrzę na ofertę firm organizujących specjalistyczne kursy:
uprawnienia na wózek widłowy, to ~6 stów + 3 stówy za uprawnienia do wymiany butli gazowych.
Kurs operatora koparki, zależnie od klasy- 1,5-2,5 k
Prawo jazy kat "C" to jakieś 2,4 k
Do tego dla każdego z takich kursów możesz się ubiegać o dofinansowanie z urzędu pracy.
Przeprowadzka do dużego miasta, to też nie jest wielki koszt. Tak naprawdę potrzebujesz kapitału wyłącznie na kaucję. Wynajęcie pokoju w takim Krakowie (przykład) to teraz z 700zł miesięcznie.
Większość tutaj nie rozumie jednej podstawowej rzeczy, osoba w ciężkiej depresji, a opis autora na to wskazuje Nie jest w stanie ot tak zmienić wszystkiego, wyjść na prostą, zawalczyć o lepsze życie. To się nie uda.
W pierwszej kolejności wizyta u psychiatry na nfz, aby przyspieszyć należy powiedzieć że ma się myśli samobójcze.
Kolejno, ugadać z lekarzem na początek jak najtańsze leki, podstawowe srri kosztują w zależności od dawki około 15 zł za opakowanie.
Dopiero po rozpoczęciu leczenia, jak leki zaczną działać można powoli, ale to bardzo powoli próbować zmieniać swoje życie.
Większość tutejszych rad tylko u osoby w depresji spotęguje nasilenie choroby...
Jesteś lekarzem, że od razu stwierdzasz, że to depresja? Nie każda osoba mająca nawet mega doła ma od razu depresję.
Gość musi zdobyć się na odwagę i zrobić pierwszy krok by zmienić stan, w którym się znajduje a wg tego co pisze dla niego najważniejsza jest zmiana pracy i miejsca zamieszkania. Jeśli zrobi pierwszy duży krok, kwestią czasu będą kolejne.
Chciałem napisać dokładnie to samo, co drenz. Fakt, dziś często się bagatelizuje depresję, ale też nie brakuje sytuacji w drugą stronę i wyolbrzymiania problemu. A zmiana otoczenia (i gównianej pracy na zadupiu) to i tak krok, który musi podjąć - i krok, który w żadnym wypadku nie wpłynie negatywnie na samopoczucie, bo poprawi sytuację życiową autora.
problemem jest raczej dostęp do lekarzy specjalistów tym bardziej dla kogoś kto mieszka na zadupiu
Jeżeli ktoś mówi że nie chce żyć, że nie widzi perspektyw, że jest wszystkim zmęczony, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić że ma depresję...
Chyba nie zdajecie sobie sprawy w jaki sposób myśli osoba w depresji, jakby to było takie proste jak tutaj niektórzy napisali, to liczbę samobójstw można by znacznie ograniczyć.
I tak podziwiam autora że się nie poddaje i mimo wszystko walczy i pracuje, co nie jest takie oczywiste jakby się niektórym wydawało.
Zmiana miejsca zamieszkania i pracy to jest ogromna zmiana, a jak się ma zaburzenia poznawcze wynikające z depresji, to jakby próbować wybrać się na księżyc, jest to niewykonalne.
Rady typu "weź kredyt, zmień pracę i weź się w garść" można włożyć głęboko pomiędzy cztery litery.
Zacznie się szprycować lekami to jeszcze szybciej zakończy żywot. Zrobią mu z głowy sieczkę,a wtedy to już oddział zamknięty bez klamek.
Lepiej aby gość brał leki, został na miejscu, nadal pracował w pracy, której nienawidzi? Juz widzę jak mu się polepszy.
Musi wykonać ten najważniejszy pierwszy krok, inaczej nadal będzie gnił.
W swoim życiu nasłuchałem się kilka razy takich smutów jak w pierwszym wątku autora i w jego kolejnych. Niekiedy było ciężej, bo przy paru osobach była niepełnosprawność, u innej pojawił się alkoholizm i nadal w sumie chyba jest, ale pracę zmienił na lepiej płatną, próbuje ułożyć sobie życie z poznaną kobietą choć już ma niemal 40 lat a podjął zmianę pracy i wyjazd do innego miast w wieku 35 lat. Można. O innej osobie, już niepełnosprawnej, która niemal zmarła, ale mimo wszystko pracuje i robi to co lubi, aż nie chce mi się pisać, bo autor tego tematu w porównaniu z nią mógłby zapaść się tylko pod ziemię.
Wstydem jest pisanie o tym, że nie chce mu się żyć, podczas gdy niektórzy chcieliby żyć, ale wiedzą, że choroba za niedługo zakończy ich żywot. Gość dostał kilka dobrych rad w tym temacie - jak chce jakiś temat rozwinąć niech pyta, sądzę że przynajmniej kilka osób z sensem mu doradzi i pomoże.
Ludzie po wypadkach na wózkach chcą żyć choć nie mogą chodzić. A tu osoba pełno sprawna która już znudziła się życiem mając zaledwie 27 lat. Świat jest pokręcony. Z jednej strony globu wojna i strach czy dzisiejsza noc nie będzie ostatnią, a z drugiej poważne problemy społeczeństwa, a nudne życie to se skocze z mostu :) Najpierw polecam skoczyć z dywanu na podłogę może coś pomoże.
Ah tak. Standardowa gadka "somsiad ma gorzej". To super, że znacie przypadki ludzi, którzy mają "gorszą" sytuację(w cudzysłowie, bo kim jestem by wartościować ludzkie problemy?), ale co to zmienia w przypadku OP? Nasuwa się tutaj tylko filmik Gargamela o depresji, który choć prześmiewczy, zawiera w sobie dużo prawdy. "O, temu się nie chce żyć, weź się człowieku, ludzie na świecie głodują a ty szopkę na internecie odstawiasz". Tak to wygląda.
A okazuje się, że depresja i ludzka mentalność w ogóle to o wiele głębszy temat. Nigdy nie znasz pełnej historii danej jednostki - temu niepełnosprawnemu, na wózku, chce się żyć? Super! Jak wyglądało jego dzieciństwo? Szkoła? Rodzina? Sprawy finansowe, środowisko w którym się obracał? Niepełnosprawność to zdecydowanie jest duży cios, ale nie musi być końcem jeśli twoje środowisko, czy życie do czasu wypadku było ogarnięte.
Są ludzie w pełni zdrowia, którzy właśnie popełniają samobójstwo ze względu na tak głupie porównania. Na bagatelizowanie ich problemów, bo przecież ktoś tam na świecie nie ma nogi, ty masz obie zdrowe, więc o co ci chodzi, co ty wymyślasz? Weź się w garść, bo ty jesteś w 100% sprawny.
Ludzie, którzy sami nie doświadczyli depresji, która często prowadzi do tej niechęci do życia (z obiema rzeczami sam się zmagam), nigdy depresji nie zrozumieją, co panowie drenz i KUBA idealnie pokazujecie. Ja nie stwierdzam, że autor wątku ma depresję, tego nie wiemy. Ja jedynie obnażam wasze podejście do hipotetycznego założenia, że tę depresję ma i samej depresji. Wy po prostu nie rozumiecie, co depresja robi z człowiekiem i zakładacie, że skoro fizycznie jest zdrowy, to nic nie stoi na przeszkodzie by pstryknięciem palcami zmienił swoje życie. To jest po prostu obrzydliwe.
Koniec końców wszystko sprowadza się do konkretnych jednostek i ich objawów, bo są przypadki cięższe i lżejsze, ale tak, da się "nie chcieć żyć", tak po prostu, pomimo bycia fizycznie zdrowym. Właśnie dlatego ludzie od zarania dziejów łączą się w grupy, w społeczeństwo, by swoje mentalne potrzeby zaspokoić i nie wykorkować. Ludzka psychika to poważny i ciężki temat, a nie do żartowania jak KUBA, bo "znudziło mi się życie to se skoczę z mostu". To nie tylko brak szacunku do życia innego człowieka, to jest po prostu odrażające, że takie słowa mogą wyjść spod czyichś palców, jakby decyzja o samobójstwie przychodziła tak prosto jak zdecydowanie się na wyjście po kebsa.
Właśnie taka niechęć do życia to jeden ze znaków, by po pomoc sięgnąć nim będzie za późno. Nie bagatelizacja, bo przecież chłop jest zdrowy to na pewno wystarczy coś ze sobą zrobić, "just do it". Otóż to tak nie działa, jeśli twoja psychika aktywnie jakiekolwiek działanie blokuje. Sprawia, że nie masz na nic siły ani energii. Ja autora nie będę oceniał, nie będę też nic doradzał, bo sam zmagam się z własnymi problemami, ale osoby zdrowe nigdy nie zrozumieją jak to jest, bo same przecież funkcjonują normalnie, dla nich - was - dziwne jest, by nie chciało się kompletnie nic robić. Wy rzeczy które doradzanie chłopakowi już zrobiliście, wy z tym nie macie problemu i nie chcecie się w jego sytuacji postawić, bądź nie jesteście w stanie. I nie winiłbym was za to, gdyby nie ten odrażający, wręcz pyskowaty sakrazm i strojenie sobie żartów z samobójstwa (tu głównie KUBA).
Piszesz, że Nigdy nie znasz pełnej historii danej jednostki po czym sam oceniasz mnie i innego użytkownika panie hipokryto. A skąd wiesz, czy nie piszę z własnego doświadczenia? Może byłem w podobnej sytuacji, ale nie nie nawiązywałem do tego, skupiając się od razu na rozwiązaniu problemu autora wątku? Inne: zakładacie, że skoro fizycznie jest zdrowy nic nie stoi na przeszkodzie by pstryknięciem palcami zmienił swoje życie. To jest po prostu obrzydliwe. Ogólna myśl większości rad taka była, aby zmienił pracę i miejsce zamieszkania, bo tutaj jest zauważalny od razu problem autora wątku. Co w tym obrzydliwego? Rozumiem, że jesteś kolejnym, który ładowałby w niego leki i kazał siedzieć na dupie i stać w miejscu kolejne miesiące, podczas gdy sam pisze, że w nim coś już pękło, więc zmiany w jego życiu są zwyczajnie wymagane teraz. Oczywiście w przeciwieństwie do innych też nic nie doradziłeś, aczkolwiek kreujesz się na kogoś, kto wie co się dzieje z autorem tematu. Sam jemu więcej szkodzisz pisaniem o samobójstwie, choć nikt z użytkowników do tego nie nawiązał, bo w przeciwieństwie do ciebie mają szacunek do życia.
Skoro nic cie nie trrzyma w Polsce to albo
1. Wojsko (dobrze płacą, częste wyjazdy, stabilna praca o ile utrzymujesz kondycję, dopłata do mieszkania, zwroty za bilety/beznzynę)
2. Wyjazd za granicę (sam byłem w Hiszpanii 2 miesiące prawie 10 lat temu i zarobiłem wtedy 9 tys na czysto czyli już z potrąceniami za mieszkanie, ciepłą wodę, prąd) wyjazd mnie kosztował nie pamiętam dokładnie ale bodajże 1000 zł własnym samochodem.
Wojsko polecam bo mam 2x szwagrów w woju i oboje chwalą i bardzo dobrze zarabiają z dodatkami. Czas mają na wszystko.
mam 2x szwagrów w woju i oboje chwalą
Sorry za bycie grammar nazi, ale "obaj", a nie "oboje". Chyba, że masz bardzo postępową i liberalną rodzinę ;-)
Nie zauważyłem bo pisałem z telefonu i tak poprawiłem kilka błędów ;) ale szwagry to mogą być i oboje :D
Mam 27 lat a czuję się na 60 i wykończony życiem, ale powiedziałem sobie że to koniec, nie chcę tak żyć, nie zależy mi na życiu...nawet chcąc nie mogę nic zmienić, nie mam żadnego ruchu.
Są trzy wyjścia z nędznej sytuacji:
Pierwsze. Weź największy kredyt jaki Tobie da bank lub jakiś inny parabank. Jak masz mieszkanie własne to pod jego zastaw. Jak już nie chcesz żyć to przynajmniej zaszalejesz na koniec. Wydaj kasę na jakieś super dobra materialne lub wakacje i na kilka nocy z dziewczynami. Później zostaje ucieczka z kraju aby wierzyciele Cię nie dopadli :)
Drugie. Poświęć rok na intensywną nauke jakiegoś języka obcego. Najlepiej jakiś zachodni np. niemiecki bo dużo u nas niemców turystów. Angielski to oklepany i to najczęściej wybierany język na studiach jako filologia więc duża konkurencja. Musisz biegle nim władać i wtedy wyjazd za granicę. Znając dobrze język masz 50% więcej szansy na powodzenie w porównaniu do osób które jadą za granicę znając tylko kilka słów.
Trzecie. Sprzedaj wszystko co masz aby twój cały majątek schował się maksymalnie do torebki podróżnej lub małej walizki. I wyjeżdżaj na zachód. Dobrze znać jakiś język obcy choć sporo osób go nie zna i pracują gdzieś u polaków. Ostatecznie jak ciężko będzie tam z pracą zostaje tobie "zarobek na kubeczku" który jest często większy niż nasza średnia krajowa. Dobrze trzymać majątek na koncie nigdy nie nosić wszystkiego przy sobie jadąc za granicę. Obejrzyj sobie kanał na YouTube "Jak to ogarnąć?" zobacz jak radzą sobie za granicą Polacy. Bezdomny w Polsce i bezdomny za granicą to zupełnie inne osoby. Jedzenie rozwożą, ciuchy nowe dają można codziennie zmieniać. Oczywiście jak nie masz nałogów to sporo zaoszczędzisz. Zobacz na Edmunda z Paryża :)
https://www.youtube.com/watch?v=1vB7haJEqZE
Jak chłopak nie daje sobie rady na swoim podwórku, to za granicą wpadnie jak kamień w wodę.
drenz idealnie podsumował temat maksymą, która powinna być podwieszona:
Wstydem jest pisanie o tym, że nie chce mu się żyć, podczas gdy niektórzy chcieliby żyć, ale wiedzą, że choroba za niedługo zakończy ich żywot
Zresztą z każdym kolejnym przeczytanym postem nabieram przekonania że to rzeczywiście troll.
Wiadomo, ekstremalny przykład najlepszy. Autora wątku bronić nie zamierzam i do jego sytuacji odnosić też nie, ale ta "maksyma" jest strasznie toksyczna. Właśnie takie "mądrości" doprowadzają do samobójstwa wielu ludzi, bo przecież ty fizycznie jesteś zdrowy, więc nie masz prawa narzekać czy mieć jakichkolwiek chorób psychicznych. Idź pobiegaj czy coś.
Trollem dla mnie są ludzie, którzy jak w stereotypie bagatelizują ludzką psychikę i jej choroby. Są ludzie fizycznie chorzy, ale mentalnie silni, są ludzie fizycznie zdrowi, ale słabi mentalnie, z różnych powodów... Świat nie jest zero jedynkowy. Bycie fizycznie zdrowym nie daje ci silnej woli.
Ekstremalny przykład? Ciężka choroba to ekstremalny przykład? Wyjdź ze swojej bańki komfortu a przekonasz się, że to nie nie jest coś, z czym rzadko można spotkać - to po prostu życie.
Ja od dawna mówię, że gdybym mógł to oddałbym swoje życie komuś kto naprawdę go potrzebuje. Niestety nie żyjemy w fanfiku albo świecie RPG, aby taki perk mógł być prawdziwy :(
I fakt, że trochę maksyma z dupy bo to oznacza, że osoby zdrowe fizycznie, nie męczące się z rakiem itp. powinni się cieszyć z tego, że wgl żyją? Co jeśli pomimo sprawności, to życie dalej daje w kość i nie widzi się żadnego sensownego rozwiązania? To często właśnie zakończenie życia wydaje się bardziej kuszącą opcją niż męczenie się z obecną egzystencją.
Ekstremalny przykład? Ciężka choroba to ekstremalny przykład? Wyjdź ze swojej bańki komfortu a przekonasz się, że to nie nie jest coś, z czym rzadko można spotkać - to po prostu życie.
Kto tu żyje w bańce komfortu, mówiąc ludziom zdrowym fizycznie, że nie mogą mieć depresji, bo są zdrowi fizycznie właśnie? Tak jak pisałem, świat nie jest czarno-biały, chorzy fizycznie nie muszą być słabi mentalnie, a zdrowi nie muszą być silni. Bo ty tak do tego podchodzisz, ty i wiele innych na świecie osób, przez co te samobójstwa osób "zdrowych" w ogóle następują.
Bywa ze człowiek trafi na prace / pracodawcę gdzie jest mu całkowicie nie po drodze i trzeba uciekać bo można przypłacić to chorobą psychiczna bądź fizyczną . A może jakaś praca na budowie ? Czasem tak bywa ze pracodawca podjedza busem do jakigoś miasteczka i wiezie ludzi w docelowe miejsce a i często zapewnia zakwaterowanie. Zarobki na pewno lepsze a rodzaj pracy zupełnie inny nie twój obecny , może tam się odnajdziesz. Chociaż warunki bardzo się mogą różnic w zależności od konkretnego pracodawcy.
Praca ma kolosalny wpływ na psychike i zdrowie. Zmieniaj puki nie jestes za stary.
Wstydem jest pisanie o tym, że nie chce mu się żyć, podczas gdy niektórzy chcieliby żyć, ale wiedzą, że choroba za niedługo zakończy ich żywot
Wstydem jest twoje ignoranckie pieprzenie. Wiecie, że depresja to też choroba, która doprowadza również do śmierci? Obarczanie wstydem, czy złote rady typu "ogarnij się, inni mają gorzej" to najgorsza rzecz jaką możesz powiedzieć komuś kto ma depresję. Jesteście po prostu bandą ignorantów, którzy nie potrafią zebrać potrzebnych faktów przed wypowiedzeniem się na określony temat. Nie potraficie spojrzeć z innej perspektywy, odmiennej niż swoja własna.
Depresja to jest choroba, spowodowana zakłóceniami w sposobie przekazywania impulsów informacyjnych pomiędzy neuronami. To nie jest jakieś widzimisię, gdzie ktoś sobie wmawia swoją niedolę. To jest prawdziwa choroba, która się leczy. Nieleczona może doprowadzić do najgorszego, z taką osobą trzeba postępować w określony sposób - tak jak choremu na żołądek, nie dasz ciężkich do zjedzenia potraw, tak z osobie chorej na depresję, nie mówisz tychże pięknych rzeczy, o których wcześniej wspomniałem.
https://forumprzeciwdepresji.pl/depresja/o-chorobie/moj-bliski-ma-depresje
Proszę, link dla leniwych. Zagłębcie się trochę w temat, zanim zdążycie coś głupiego napisać, co może mieć tragiczny skutek. No ale co wam to zmienia, walniecie sobie jakąś głupotę przed kompem, odpalicie giereczkę i wywalone jaja.
O kolejny lekarz. Masz uprawnienia? Na 100% jesteś pewien, że ma depresję i że lekarz przepisze od razu jemu jakies leki? Przypomnę, że kto bez uprawnień udziela świadczeń zdrowotnych polegających na rozpoznawaniu chorób oraz ich leczeniu podlega karze grzywny.
vcv18 jak tam dajesz radę? Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze.