Nienawidzę bydlaka - najgorszy boss z Dark Souls to nie ten, o którym myślicie
Najgorszy Boss DS (nie tylko grze ale i całej serii) to łoże chaosu gorsze nawet od gargulców z 2
Moim zdaniem najgorszy z całej serii gier from software jest finałowy boss w sekiro, myślałem kilkukrotnie podczas maratonu z nim że wyjdę z siebie i co 5 dedów zadawałem sobie pytanie kto to w ogóle wymyślił. Asterix i obelix z DS1 też niezłe asy, pamiętam że już chciało mi się płakać po 60 próbach xD.
Sword Saint to w mojej opinii najlepszy ostatni boss w grach, ever. Coś niesamowitego.
Ostatni w Sekiro zajął mi 4h, sekretny 10h, choć uważam, że dużo więcej zależy w nim od szczęścia. Isshin ma też większą przestrzeń bez żadnych kolumn, co ułatwia sprawę. Isshin Ashina z kolei robiłem 6h na NG+, ale tam głównym problemem było opanowanie ruchów Emmy. Istnieje bajecznie prosty schemat na nią, lecz nieskuteczny bez wyuczonego timingu.
Również walczyłem z Isshin Ashiną na NG+ i pokonałem go za 2 razem.
Jego styl walki to dosłownie 1 faza w zakończeniu gdzie sprzeciwiamy się Sowie, więc move-set miałem już opanowany.
Sword Saint to inna para kaloszy ;) 3h walki.
W sumie to ten poziom trudności tych bossów był po prostu przesadzony do momentu gdzie gra może stać się nieprzyjemna, nauczenie się walki z nimi bez trików zajmuje zbyt dużo czasu. Tak naprawdę to jak zrobienie 3 bossów po kolei, przez te różne fazy. System walki jednak i design majstersztyk.
Dla mnie najtrudniejszy był Fume Knight z DS2 (crown od iron king dlc)
Zawsze jak czytam o tych grach, to mam ochotę zagrać i zawsze ostatecznie tchórzę.
Jedne z najlepiej zaprojektowanych gier w historii, polecam. Nie można się zrażać porażką, każda czegoś uczy i tego trzeba się trzymać ;)
Gameplay, level-design, lore, muzyka, bossowie, projekt świata, eksploracja, wszystkie te rzeczy powalają.
Ale najlepiej zacząć od Bloodborne. Promuje kontrataki i agresywny styl, więc sporo wybacza.
Demon's Souls remake jest dobre na początek na PS5.... jak jest się szybkim można zamknąć grę zanim umrzesz i odpalić ponownie od ostatniego automatycznego save point'u... - dla kogoś takiego jak ja - bezcenne.
Zgadzam się... Nigdy nie pokonał Ognistego Demona (zawsze obwiniałem o to kamerę XD), natomiast Bezimiennego Króla pokonał dopiero jak zresetowałem postać u Rosari i zrobiłem ją w oparciu o magię.
W Dark Soulsy nie grałem i na razie nie zamierzam, ale co do pośpiechu i niecierpliwości, to cały ja. Ostatnią taką lekcję odebrałem przy dodatku "Serca z kamienia" do Wiedźmina 3. Ropuch. Myślę sobie: w podstawce zwykle ubijałem bossów za pierwszym razem, więc i tu rozwalę żabę szybko.
Taaa... Macham tym mieczem, staram się trzymać cały czas blisko, a ten dziad nie dość że skakał cały czas, pasek zdrowia schodził mu powoli, to jeszcze jednym mlaśnięciem jęzora zabierał mi pół zdrowia, a ja lądowałem wprost na trujących oparach, które mnie wykańczały.
Ze dwadzieścia pięć razy podchodziłem do tej walki. W pewnym momencie byłem tak wściekły, że odinstalowałem grę z konsoli :D
Jakiś czas później ochłonąłem i wróciłem do gry, bo ten boss nie dawał mi spokoju. Tym razem jednak podszedłem inaczej do walki. Wcześniej porobiłem kilka bomb, olej na miecz i zacząłem korzystać ze znaków.
W moim przypadku kluczem do wygranej była właśnie cierpliwość, obserwowanie zachowania przeciwnika, uniki i atakowanie w dobrym momencie. Potem z innymi bossami już takiego problemu nie miałem ;)
Miło by bylo gdyby gra podpowiadala jak sie przygotowac do walki z takimi bossami, a nie zebys tracil godziny na wyczucie co uzyc a czego nie.
Ja np nie mam czasu na takie go marnowanie, już wolę poznac kilka singlowych innych gier niz mecyc powtarzalne czynnosci w jednej.
Ta żabę to pokonale zmianiajac poziom trudności na easy i wtedy poziom byl de facto "medium" bo dalej mozna bylo zginąć, ale chociaz zaba szybciej tracila pasek energii.
Po prostu Tworcy źle zbalansowali tego bossa.
Akurat w Wiedźminie trzeba sprawdzać Bestiariusz (szczególnie na wyższych poziomach trudności). Wtedy zawsze wiesz, jak przygotować się do walki.
A Ropuch miał ten problem, że był w niewielkiej lokacji właśnie z oparami, a jęzor miał duży zasięg.
"Walki z bossami są nieprzyjemne, chcemy je jak najszybciej mieć za sobą, opuścić lokację, przestać się denerwować i poczuć tę wspaniałą satysfakcję"
Absolutnie się nie zgadzam. Bossowie w tej serii to czysta przyjemność (poza kilkoma wyjątkami na przestrzeni 6 gier), poznawanie ich ataków, wchłanianie rewelacyjnego OST i często ogromne zaskoczenie z 2 a nawet 3 fazy walki. A kiedy opadnie kurz, możemy poznać dogłębniej historię danego bossa i uporządkować kolejne fragmenty układanki w jedną całość ;)
Oj zgadzam się. Walka z takim Ludwigiem w Bloodborne to przyjemność sama w sobie, świetny soundtrack, super horeografia walki (to coś o czym większość souls bornów zapomina, a coś w czym From Software w Bloodborne osiągnęło perfekcję), jak i świetna historia sama w sobie. Jedyne Soulsy w jakich chciałem mieć bossa jak najszybciej za sobą to dwójka, bo większość bossów była nudna jak flaki z olejem.
Zgadzam się z Tobą. Jeśli za często przegrywamy, to tylko pokazuje, jak mało wiemy i za słabo gramy.
Rzeczywiście wyjątkowo nietrafione to zdanie. Żeby poczuć "tę wspaniałą satysfakcję", to trzeba się najpierw trochę napocić, wielokrotnie podchodzić do walki i z każdej porażki wynieść jakąś naukę. Co za przyjemność przejść przez walkę z biegu, utłuc i zapomnieć?
"Najgorszy boss w pierwszych Soulsach?"
Chyba się komuś zapomniało że pierwsze Soulsy to było Demon's Souls a nie Dark Souls
Ja z bossami w sekiro nie miałem jakiś problemów do momentu jak trafiłem na Genichiro Ashine. Dosłownie zawsze pod koniec drugiej fazy zabija mnie jakimś cudem.
Genichrio nie był aż tak trudny, bo w miarę szybko można było wyuczyć się sekwencji żeby go pokonać, kontry, uniki itd.
Najtrudniejszym przeciwnikiem podczas mojego przejścia był sowa z którym walczyło się dwa razy, za 1 razem już było ciężko, bo nie było na niego jakiegoś specjalnego sposobu, ale za 2 razem to już był jakiś koszmar, ataki zadawały mu ledwo widoczne obrażenia, a bil szybko i mocno, jedynym sposobem na niego było trzymanie odpowiedniego odpowiedniego dystansu, tak aby zadawał takie ataki które szło uniknąć i zadać jakiekolwiek obrażenia, a mimo tego była to poza ognistym demonem 2 najdłuższa i najtrudniejsza walka w sekiro.
Łoże chaosu najgorsze, ewentualnie jeszcze boss w postaci głupoty twórców, który objawia się w drodze z pierwszego ogniska w Anor Londo do drugiego.
Mam wrażenie, że większość komentujących nie przeczytała nic z drugiej strony ^^
Nie myśleliście żeby walnąć jakiś baner walący po oczach "przejdź na następną stronę"? Albo komentarze dopiero na ostatniej stronie?
Tak z ciekawości pytam, bo nie widziałem żadnych testów
Nie lubię grać jeszcze raz w ta sama grę. Soulsy to właśnie granie od nowa w to samo i jeszcze raz i znowu w tym samym miejscu. To jest najgorsza gra ever! Gdyby na konsoli dało się wklepać god mode chętnie bym kupił.
To nie jest do końca prawda. Jak już przejdziesz raz poziom i odkryjesz skróty, to potem tylko biegasz do bossa i omijasz przeciwników. Nie musisz niczego przechodzić powtórnie. Jedynie w Demon's Soulsach to nie jest jeszcze tak oczywistym elementem designu i twórcy tego nie wspierają.
Jaki jest sens grania w takie gry z cheatami? Ja nie widzę żadnego.
Więcej - kiedy udaje mi się pokonać bossa za pierwszym podejściem czuję ogromne rozczarowanie. Miało być wyzwanie, uczenie ataków, faz, opracowywanie taktyki, itp. a wystarczyło pójść na żywioł... Taka gra od razu dużo dla mnie traci.
Ja właśnie przechodzę sobie jedynkę, ostatnim razem gdy próbowałem w to grać to dałem sobie spokój przy walce z Capra Demonem, tak bardzo zirytował mnie ten durny design miniaturowej areny z psami i bossem który od razu skacze na łeb.
A dziś? udało mi się go pokonać za pierwszym razem, co prawda z dziewięcioma estusami, ale wciąż!
Ciekaw jestem, kiedy mini ten mit trudności Soulsów.
Szczerze - z głowy mógłym wymienić z 10 trudniejszych gier, które ukazały się od premiery DS1.
Jest oczywiście haczyk - solowanie Soulsów faktycznie może sprawiać wiele trudności... ale przechodzenie gry w co-opie? Albo stosowanie strategii na zasadzie "przebiegnij przez lokację kilka razy, umierając, ale zbierając itemki i ucząc się rozstawu przeciwników, żeby potem faktycznie się przyłożyć i poodblokowywać skróty"? Może wtedy soulsy nie są bajecznie proste - ale nijak nie mają się do trudności przechodzenia "na ślepo" i solo.
A każdemu, kto mówi, że "granie w soulsy online to oszustwo", odpowiadam - to po co w tych grach takie nastawienie na warstwę online? W rozszerzonym DS2 nawet podnieśli limit summonów do chyba 5.
Acha, no i w Soulsach nie da się zepsuć sobie save'a - umierasz, wracasz do checkpointa. Wyjątkiem może być DS1, bo tam teleporty się odblokowywało w połowie. W porównaniu do większości japońskich RPGów, zwłaszcza jRPGów, niebywałe ułatwienie.
Zgadzam się. Pierwszy raz jak grałem w Dark Souls 2 (od którego zaczynałem) nie wiedziałem nawet o summonach a w online grało mało ludzi, więc ich też nie przywoływałem. Do trzeciej części maiłem już o tym wiedzę i było znacznie łatwiej.
Trochę masz rację, ale mimo wszystko esencję Soulsów stanowi właśnie tryb solo i odkrywanie wszystkiego samemu. Co-op, czy inwazje to dodatek dla tych, co ukończyli grę i szukają nowych wrażeń czy sposobów urozmaicenia rozgrywki. Przynajmniej ja tak gram.
A w kwestii samej trudności - było to już wałkowane wielokrotnie - w odróżnieniu od wielu absurdalnie trudnych gier Soulsy nie wymagają nadludzkiego refleksu, czy nadzwyczajnych umiejętności, a "jedynie" znalezienia i opanowania odpowiednich reakcji w zależności od sytuacji. To często wymaga czasu i wiąże się z wieloma porażkami, które jednych zniechęcają, a innych motywują, ale generalnie przy odpowiednim samozaparciu każdy jest w stanie sobie poradzić z tymi grami i czerpać z nich masę przyjemności.
Prawie cały marketing tej serii opiera się na poziomie trudności, więc taka reputacja nie powinna dziwić. Pomiędzy podtytułami jak "prepare to die", a osiągnięciami za pierwszą śmierć...
Ogólnie wiedząc co robisz te gry mogą być banalnie proste, szczególnie w coopie. Ale nie jest to domyślnie doświadczenie.
Właśnie ogrywam remaster pierwszego Dark Souls. Dopiero co dotarłem do tej dwójki w Anor Londo, zadyma nawet się dobrze nie zaczęła i już miałem dość gry jak na jeden dzień. Teraz przychodzę tutaj i czytam coś o niewidzialnych mostach? No to załamanie nerwowe gotowe.
Pół roku temu skończyłem Bloodborne, ale nie przygotował mnie on na to co przygotował dla mnie DS.
Miyazaki chciał pokazać że warto się czegoś nauczyć aby zyskać coś niesamowitego. Nie traktuje graczy jak głupców i wie że jesteśmy w stanie rozumieć więcej niż włączanie i wyłączanie latarki oraz wsad. Gracze potrafią rozwijać swoje umiejętności i ludzie którzy jojczą jaka to trudna ta gra to po prostu ludzie którzy nie chcą się niczego nauczyć. Dark Soulsy nie są aż tak trudne jak twierdzą ludzie którzy nie mogli ich przejść. Po prostu może oni byli toporni na wiedzę. Gdy się nauczymy mechanik i różnych strategii to otrzymamy wspaniałą zabawę, nie mordęgę.
Jeśli mogę dodać ulubionych bossów i znienawidzonych to Bezimienny Król jest moim ulubionym bossem. Łożę Chaosu to będzie boss którego najbardziej nie lubię. Oczywiście trzymam się trylogii Dark Souls. Ogólnie lubię większość bossów. Nie przejmuję się tym że jakiś boss się powtarza albo komuś się coś nie chciało. Wszystko traktuje jako "bo fabularnie tak ma być i tyle". Sama walka i nauka ruchów wroga sprawia taką frajdę że to wystarcza. Gdy odczuwamy że stajemy się lepsi i przewidujemy ruchy "szefa" to jest to najlepsze uczucie na świecie. A mroczne lokacje i fabuła oraz wątki poboczne to miód.
Prawda jest taka że Soulsy nie są trudne... trudne jest przestawienie się graczy na inne systemy i widać to po Sekiro, dla wielu weteranów Soulsów tamta gra była wręcz piekłem, a wielu świerzaków szybko ogarnęlo system ripost i przebijało się przez wszystko jak leciało... problem w tym że gracze nie chcą wychodzić ze swojej strefy komfortu i próbują grać w każdą grę tak samo, a to w przypadku tych gier się nie sprawdza i tyle... bo nagle stamina nie pozwala zaspamować wroga, albo coś innego i taki gracz uznaje grę za szalenie trudna, kompletnie się nie zastanawiając nad tym że sam ją taką uczynił.
Mam calaka w sekiro i uważam że to najtrudniejsza gra ever. Demon i SS a nawet ojciec w wspomnieniach to 3 najtrudniesji bossowie w grach. Właściwie po ich pokonaniu taką serie jak dark souls robi się bez zgonów.
Ja tam juz wyroslem z trudnych (sztucznie) gier.
Jak mnie gra wkurza zamiast bawic to ja porzucam, sprzedaje czy wogole nie kupuje. Nie mam czasu na granie tyle ile bym chcial, a trn czas, ktory mam chce przeznaczyc na przyjemnosc i fajny gameplay, a nie nerwy i powtarzanie. Sorry, ale nerwy i powtarzanie kojarzy mi sie ze szkola i pracą, sprzetaniem domu, robieniem zakupow i naprawami w domu, a gry maja byc rozrywką.
Jak bylem w szkole sredniej i jeszcze na studiach zdarzalo mi sie szukac wyzwań i ogrywac wszystko co wychodzilo, dzisiaj nie mam na to czasu i chęci.
Szkoda mi tez zdrowia na denerwowanie sie w grze. Boss mnie zabija dwa razy? Ustawiam easy i ide dalej zeby poznac fabule i gre ukonczyc zamiast porzucic. Moge? Moge.
Osiagniecia i trofea mnie interesują tyle co kupa psa na trawniku, gralem juz 15 lat przed pojawieniem sie tego czegos i nie uznaje ich. Gram dla siebie i nie bede dawal sie tresowac developerom jak piesek na smyczy i grać jak oni chca. Jak ktos sie podnieca jakimis platynami to jego sprawa. Ja mam to gdzies.
Reasumując, jak boss za trudny to znaczy, ze gra jest zle napisana (wystarczy dac easy mode do zmiany w menu na czas walki z bossem).
A soulsy to specyficzny gatunek. Ta gra mnie wkurza przy walkach z bossami, ale poza bossami czyli walka z mobkami bardzo mi sie podoba. Wolalbym ta gre bez bossów, lbo z save pointem tuz przed bossem. Tracenie czasu na przebijanie sie przez cala plansze to jest cos (dla mnie) niedopuszczalnego.
Restart przeciwnikow to zwykla zapchajdziura zebys gry nie skonczyl w pare godzin.
Gothic takich biednych zagrywek nie potrzebował. Oczysciles teren to byl czysty, dopiero kolejny akt fabularny gry restartowal i zmienial przeciwników.
Juz w 2001 roku Niemcy zrobili to lepiek od japoncow From.
Zreszta dlaczego ja obrazam Gothica porownujac go do serii souls. W Gothicu w jednej osadzie bylo wiecej fabuly i dialogow niz w calych soulsach.
"Juz w 2001 roku Niemcy zrobili to lepiek od japoncow From"
"Reasumując, jak boss za trudny to znaczy, ze gra jest zle napisana (wystarczy dac easy mode do zmiany w menu na czas walki z bossem)"
xDD
A co do fabuły, gra ma najlepsze lore w grach. Szanuję podejście From bo zrobili coś nowego w kwestii opowiadania historii.
Nie potrzebują durnych dialogów i postaci które nic nie wnoszą.
Wszyscy gadają że Dark Souls takie trudne a ja przeszedłem pierwszą część w nieco ponad 30 godzin nie wiedząc kompletnie nic o tej grze a wszysrkich bossów robiłem w 2 może czasami 3 razy
Nie żebym się przechwalał, ale pierwsze Dark souls jest bardzo łatwe
Bo tak naprawdę to nie są wcale trudne gry, wystarczy grać uważnie, "nie iść na pałę" i bez większych problemów przejdzie się większość gry. Ci najbardziej znani bossowie jak np. Ornstein i Smough też nie są tacy trudni jak powszechnie się mówi, ja pokonałem ich za 2 razem. Ze wszystkich bossów najdłużej walczyłem z Artoriasem(ok. 20 podejść), ale gdy grałem w remaster(wtedy już lekką postacią) to pokonałem go już za 1 razem...
Ostatnio przeszedłem wszystkie części na 100%(w tym DS1 x2, bo miałem też remaster) i oprócz kilku bossów na przestrzeni całej serii to reszta padała za 1-4 razem. Same gry są genialne i polecam je każdemu.
Najgorsza pod tym względem jest "dwójka", bo w niektórych lokacjach(szczególnie w DLC) są całe hordy przeciwników(najczęściej w ciasnych korytarzach) i dojście do bossa bez straty życia jest często trudniejsze niż sam boss.
"Walki z bossami są nieprzyjemne, chcemy je jak najszybciej mieć za sobą, opuścić lokację, przestać się denerwować i poczuć tę wspaniałą satysfakcję"
A to zdanie to dla mnie totalna głupota, właśnie walki z bossami są największa siłą DS i podczas nich zabawa jest największa.
Te gry nie są takie trudne gdy już opanujemy system walki. Potem jest dokładnie jak piszesz, po prostu trzeba być uważnym, nie traktować nawet zwykłych przeciwników jak mięsa armatniego, bo nawet oni mogą nas ubić paroma ciosami.
Magia soulów polega na tym że mają bardzo dopracowane hitboxy i animacje ataków zarówno naszych jak i wrogów dlatego można je przechodzić bez mocnego oręża i wysokiego levelu. Oczywiście to pografią prawdziwi wyjadacze ale jest to możliwe właśnie dzięki dopracowaniu systemu walki. Nic mnie tak w grach nie wkurza jak skopane hitboxy gdzie ginę za samo znajdowanie się przy przeciwniku z wysokim levelem, gdzie nawet mnie nie trafił.
Pitplayer - ze wszystkim się zgadzam, ale z tymi hitboxami to lekko przesadziłeś, heh. DS1 faktycznie ma to bardzo dopracowane i uczciwe. DS2 już jest sporo gorsze, bo kilku przeciwników(w tym niestety bossów) ma skopane hitboxy(nie jakoś bardzo, ale niektóre ataki wchodzą, gdy na 100% nie powinny). DS3 również jest pod tym względem świetne, ale tutaj problem mam z tym, że niektórzy zwykli przeciwnicy mogą nas trafić przez filary lub ściany, jeżeli akurat tak się sytuacja ułoży(co prawda zdarza się to rzadko, ale zdarza się).
Pamiętam jak pierwszy raz grałem w Dark soulsy i jak mnie cały czas zabijały te szczury pod mostem to tak się wkurzyłem że skasowałem pliki w folderze z grą razem z sejwem. Powiedziałem sobie że nigdy więcej tej gry. Po tygodniu zainstalowałem ją znowu i zacząłem od początku. Tak mnie wciągnęło że nie mogłem w nic innego grać. Od tamtej chwili jest to dla mnie jedna z najwspanialszych gier jaka mi było okazję zagrać.
"Czy wygranymi nie są ci, którzy po drodze zrozumieli, że nie ma też nic złego w tym, żeby zwyczajnie odpuścić?"
Tego nauczyło mnie "Lords of the Fallen". I stwierdziłem, że ilekroć gra będzie klonem Soulsów, choćby była gratisem na GOG nie biorę, bo darmo się będę wkurzał.
Artorias i wszystko jasne !!!
Mój najgorszy koszmar o ile większość bossów pykałem za trzecim może czwartym podejściem to ten skur...doprowadził mnie prawie do wylewu hehe. Potrzebowałem ponad 20 prób to jakiś koszmar był !
Grając czarodziejem jest to dość prosta walka,natomiast klasie wojownika sprawę załatwiała Wielka Tarcza Artoriasa.
Nawet przy pierwszym przejściu nie był mi wstanie rozbić gardy swoimi kombinacjami.
Nie wiedziałem, że DS jest na Switcha. To bardzo niepokojąca wiadomość.
Droga do Luda i Zallena w dlc do DS2 była dla mnie jednym wielkim bossem. Kto grał ten wie ,że
z reniferami się nie zadziera...
Skoro to jest najtrudniejszy boss w Dark Souls to najsilniejszym czarem w Dark Souls jest moc przyjaźni. No ja pier... Serio nie ma już o czym pisać artykułów?
Najgorszym bossem w Dark Souls był dla mnie duet klawiatura i myszka. PC masterrace od zawsze i przez to nie potrafię grać na padzie. Po spróbowaniu jednak, okazało się że znacznie łatwiej jest grać na padzie gdy nie umie się grać na padzie, niż na klawiaturze i myszce mimo że zjadło się na tym zęby.
Co do niebezpieczeństwa pośpiechu, to jest to właśnie jeden elementów który tą grę robi. Moim zdaniem to właśnie dzięki podobnemu systemowi, gothic 1 i 2 zyskały taką popularność. Walka była pod pełną kontrolą, ale gdy poczułeś się zbyt pewnie to i proste stworki mogły cię wykończyć grupą. Jeżeli mogę wlecieć w grupę wrogów i zmieść ją w pył bez "zbędnego" myślenia i skupienia, to bardzo szybko nudzę się grą. Szansa na porażkę bliska zeru, sprawia że radość z wygranej też jest bliska zeru. To się chyba skaluje linowo.
Swoją drogą bardzo fajny artykuł. Trochę jak z działu publicystyka w CD Action, z tym że tam mam wrażenie że piszą ludzie po 50-tce dla ludzi po 50-tce. Tutaj formuła jest podobna, ale jednak z nadal świeżym tematem przewodnim, który się zna nie tylko w przypadku gdy złota era własnego zainteresowania grami przypadała na lata 90.
„ Walki z bossami są nieprzyjemne, chcemy je jak najszybciej mieć za sobą, opuścić lokację, przestać się denerwować i poczuć tę wspaniałą satysfakcję, kiedy wielka maszkara zmienia się w białą mgiełkę. Tak, to jest dobre uczucie, trochę jak po ulubionym batonie, a my musimy zapanować nad tym głodem.”
To twój punkt widzenia. Walki z bossami, to imo najlepsza cześć tej serii. W trójce osiągneli chyba swój szczyt możliwości twórczej, bo prawie każdy boss to mistrzostwo( no z wyjątkiem biskupów).
Poza tym, pewność siebie i duma powiadasz? A zapytaj się dowolnego spawacza, kierowcy, grającego w różne gry sportowe człowieka, ile razy ta pewności siebie i przeczucie, że życie go niczym już w tym temacie nie zaskoczy jednak zawiodło i życie dało po dupie? Nawet, jak jedziesz tą samą drogą tysięczny raz do pracy, to musisz być uważny, bo Ci życie da lekcje i będziesz płakał. Tak to działa. Poza tym, stając się lepszy w Dark Soulsy, stajesz się lepszy poza nimi. Nauczyłeś się cierpliwości i pokory, przenosić je potem na inne aspekty życia. Na korki drogowe, wściekłego szefa w pracy, spóźniony pociąg. No chyba, ze już masz te cechy w sobie, to DS nie musi Cię już tego uczyć. Tak to było ze mną. Dark Soulsy mnie dużo nauczyły i za to im dziękuje.