Internauci policzyli liczbę ofiar Sheparda z pierwszych trzech części Mass Effect
Eh spodziewałem się większej analizy co i ile zginęło np. po rozwaleniu przekaźników masy, ofiary ataku na Ziemię, albo ilu zginęło Batarian po odcięciu ich części galaktyki i pozostawieniu ich żniwiarzom...
Chodzi o zastrzelonych, zabitych bezpośrednio w walce. I oczywiście, że wychodzi więcej. Te 472 to jest minimum żeby ukończyć grę. Jak ktoś ukończył grę na 100% z wszystkimi questami pobocznymi i DLC to pewnie wychodzi około 1000 na każdą odsłonę.
Jak na Action/RPG/FPS'a to całkiem mały wynik. Tak jakby w porównaniu do podobnych gier jak: dragon age to na pewno wychodzi tutaj Mass effect lepiej, i nawet nikt ( do dzisiaj) nie zauważył.
Szczerze mówiąc beznadzieja, pomijając jak najwięcej przeciwników poprzez sprint to mocne zaniżone i oszukane wyniki.
No co ty, zerknij sobie w statystyki gier Ubisoftu. U mnie np Assassin's Creed Odyssey 6913 ofiar.
Na swój sposób to dość ciekawy rodzaj badania, ale jednego się nie da zaprzeczyć — to niezwykle niepokojące dane, ale czego można by było się spodziewać po serii gier, która w pewnym sensie jest z jednej strony właśnie pod takie scenariusze pisana.
PS. komandor Shepard zabił (lub zabiła) — Czy przypadkiem serial anime rozgrywający się w uniwersum „Masz Effecta” nie czynił męskiej wersji komandora Sheparda postacią fabularnie kanoniczną?
Nie było żadnego serialu anime w tym uniwersum, za to był film, ale szczerze wątpię, żeby ktokolwiek uważał go w całości za kanon, biorąc pod uwagę co się w nim działo. Zresztą Bioware mówiło wielokrotnie, że to, że poboczne dzieła jak książki, czy filmy odnoszą się do jakichś wyborów czy innych kwestii z gier (zarówno Mass Effect, jak i Dragon Age) nie oznacza, że są one kanoniczne, tylko zazwyczaj po prostu są domyślnymi, co zazwyczaj oznacza te, które się ma bez importu save'ów.
A, czyli serie „Dragon Age” oraz „Mass Effect” są napisane w konwersacji większej uniwersalności, bez ustalenia większej kanoniczności świata poszczególnych odsłon, celem zapewnienia graczom większej swobody działania i decydowania, który większy nacisk kładzie bardziej na wczytywanie zapisów z rozgrywki z wcześniejszej części. Ciekawe rozwiązanie, nie zaprzeczę, chociaż z pewnością te gry bardziej pod tym względem rozumieją ci, którzy w nie grali niż ci, którzy przed zagraniem w nie chcą spróbować je jakoś zrozumieć i uporządkować sobie ich całokształt. Dziękuję za twój komentarz Dersei.
Tak, chodzi o coś w tym stylu. Ogólnie wygląda to tak, że powiedzmy królem może zostać jedna z trzech postaci i mamy też komiks, w którym ten król bierze udział. W takiej sytuacji w świecie gracza, u którego królem został ktoś inny same wydarzenia komiksu zachodzą, ale w innej formie. Ponieważ te pozostałe media są raczej luźno wplecione w historię gier (chociaż są pewne wyjątki), to tak naprawdę każdy może sobie wybrać co dokładnie się wydarzyło, tak żeby pasowało do jego wersji świata. Poza tym przynajmniej w przypadku Dragon Age jest jeszcze ta kwestia, że część historii można traktować po prostu jak legendy. Np. Dawn of the Seeker, czyli też zresztą anime, jest oczywiście kompletnie przerysowane pod względem walki, umiejętności postaci itd., więc wiadomo, że tak to nie wyglądało, ale do samej historii jest kilka nawiązań w Inkwizycji, w tym nawet wprost stwierdzenie, ze historie, które krążą mocno naciągają rzeczywistość.
Jeżeli chodzi o trudność uporządkowania, to powiedziałbym, że nie jest tak źle. W przypadku ME tak naprawdę nie ma żadnej potrzeby zajmować się czymkolwiek poza grami, może w przypadku Andromedy, ale tych książek akurat nie czytałem. Z Dragon Age jest już inaczej, tam zwłaszcza w przypadku Inkwizycji lepiej jest przynajmniej jedną z książek przeczytać, bo chociaż nie ma ona bezpośredniego wpływu na zrozumienie fabuły, to daje sporo informacji w ważnych kwestiach. Podejrzewam, że podobnie będzie z komiksami i książkami które wyszły i wyjdą pomiędzy Inkwizycją a czwórką, ale na razie trudno coś konkretnego powiedzieć.
A, jeszcze w kwestii wczytania save'ów Bioware stosuje (chociaż nie zawsze) regułę, która ma jak najbardziej uprzyjemnić wejście w serię bez znajomości poprzedników, co oznacza głównie jak najwięcej ofiar wśród NPCów i jak najmniejsze zmiany w uniwersum, co z jednej strony ma ten plus, że nowy gracz nie ma wrażenie, że musi mieć w stosunku do kogoś dla niego nieznajomego jakichś konkretnych uczuć, z drugiej zazwyczaj oznacza, że albo nie ma dodatkowych questów, albo rozwiązania istniejących są gorsze, albo jeszcze inne raczej negatywne kwestie.
Dziękuję ci Dersei, za tak bardzo obszerne przedstawienie strategii obranej przez BioWare i przybliżenie relacji pomiędzy grami a związanymi z nimi innymi produkcjami. Z jednej strony jest to ciekawe przedstawienie tego, że wokół różnych wydarzeń i postaci potrafi krążyć wiele plotek, podkoloryzowanych wersji historii oraz kilka niedopowiedzeń, ale z drugiej blokuje to nieco dodatkowy potencjał pewnych uniwersum, nie mówiąc już o możliwościach tworzenia dodatkowych produkcji stanowiących wstępy do nich lub zwyczajnie ich przedstawienie z innej perspektywy. Na pewno miewa to swoje plusy i minusy a także pokazuje, dlaczego BioWare potrafiło i chyba nadal potrafi robić dobre gry RPG. W sumie to teraz chyba fajniej będzie nadrobić serię Mass Effect i Dragon Age (chociaż z tej drugiej z tego co słyszałem to najlepszą częścią pozostaje nadal ta pierwsza co razem z ilością czasu jaki trzeba tym grom poświęcić potrafi nieco zniechęcać do tego).
Ostatnio widziałem komentarz na reddicie sprzed pięciu lat, gdzie ktoś obliczył to wszystko o wiele dokładniej, ale miał też inne założenie i raczej liczył po prostu wszystkie ofiary. W ME1 wyszło mu 1296 ofiar, w ME2 1801 (306743 z batarianami) i 2210 w ME3, przy założeniu, że grało się paragonem i bez liczenia sytuacji, gdzie nie było podanych dokładniejszych liczb, jak zniszczenie statku zbieraczy.
Wiadomość dnia przeczytana, teraz mogę w spokoju zjeść śniadanie.