Siedem najciekawszych frakcji w uniwersum Fallouta
Dla mnie ikonami Fallouta niezmiennie pozostają Bractwo Stali i Enklawa jesli chodzi o frakcje.Tak poza tym dodał bym jeszcze NCR ktore dosc dobrze przedstawiono w New Vegas.
Szczerze nie rozumiem obsesji Bethesdy na punkcie Bractwa Stali. Każda gra od nich się skupia się na tej frakcji i już można puścić pawia od tego. Wbrew pozorom Fallout 76 jeśli chodzi o frakcje wprowadził trochę świeżości to teraz w najnowszym dodatku drążą temat tej wyeksploatowanej do granic możliwości organizacji. Jakie fikołki w lore zrobili żeby ją umieścić w tej grze to już pomijam.
Jeszcze przed Bethesdą każda gra się na tym skupiała. W F1 i F2 to były główne frakcje z punktu widzenia fabuły. Do tego jeszcze cała gra tylko o nich - Fallout Tactics.
Przeciez w pierwszych Falloutach Bractwo Stali bylo marginalne, w drugim jeszcze bardziej niz w jedynce a Fallout Tactics to gra niekanoniczna.
To co robi Bethesda to po prostu chlam zarowno pod wzgledem gameplay albo fabuly, wyjatkiem jest Las Vegas jednak gry w takiej konwencji znajac zycie nie zobaczymy, chociaz od kiedy Obsidian i Bethesda sa pod skrzydlami Microsoftu, kto wie.
Wg mnie ciekawsze frakcje:
Vault city ze swoimi planami przejęcia kontroli nad okolicą, konflikt z NCR i Gecko, "indentured servants", oraz egzaminem na obywatela
NCR - jak się rozwijało od F1, przez F2 aż do New Vegas. Jak wynajęło raidersów by podgryzać VC. President Tandi
Dodałbym jeszcze Jasona Brigtha i jego sektę ghuli, chcących polecieć w kosmos.
Taka dobra seria. Była. Do czasu aż przyszła Bethesda i zaczęła produkować te swoje bezjajeczne części.
Ghule z Gecko byłi całkiem sympatyczni zwłaszcza kiedy im się pomorze w naprawie(a nawet polepszeniu) elektrowni ale niestety hipokrytka Joanne Lynette z Kryptopolis jest odmiennego zdania.
hipokrytka Joanne Lynette z Kryptopolis jest odmiennego zdania.
Ciekawe... Gdy pytałem ją o to po władowaniu serii z Bozara w twarz nie protestowała.
^ Nie dziwię się. Niesympatyczna Joanne Lynette też działa na moje nerwy.
Chan-owie, spaliniarze z fallout tactics i wiele innych ment wzorowanych na filmie Mad Max. A najlepsze miasta to Klamath, New Reno i Kryptopolis.
Och Bractwo Stali!
Przez wszystkie gry w tym uniwersum zawsze dążyłem do tego, aby do nich dołączyć, gdyż ich ideały były mi najbliższe.
Do czasu Fallout4:
spoiler start
Wykonując jednoczenie misje dla Wolności (która ratuje zbłąkane syntki, odłączone od Instytutu) i Bractwa (której misją nadrzędną jest zabezpieczenie technologi) musimy stanąć przed wyborem - Bractwo każe nam zlikwidować Wolność, oraz Rycerza Dansa (choć tego można uniknąć)
Na to nie mogłem się zgodzić!
spoiler stop
Jakie niezrozumienie ideałów Bractwa Stali:
spoiler start
Przecież uznanie "syntków", wytworów technologicznych za istoty myślące, równe ludziom, to cios w ideały Bractwa. Ożywiona technologia, sztuczne twory z pretensjami do tego co uznajemy za ludzki byt. Coś takiego nie może się zalęgnąć w głowach Rycerzy. "Syntki" to wytwory atomowej apokalipsy co przemieliła drogą nam cywilizację na kupę śmieci. Tfu.. Mogą być tylko służebną technologią i niczym więcej..
spoiler stop
Biedny rycerz Danse.. wykazuje podatność na osobiste emocje, wciska uczucia tam gdzie nie trzeba. Odstrzelić.
BS już w pierwszym Falloucie nie było takie dobre, w końcu posłali nas do Glow, ekstremalnie napromieniowanego krateru. Chcieli się nas zwyczajnie pozbyć.
Trochę lepiej w FO2, niezły quest za masę XP + wszczepy + najlepsza broń energetyczna i niezły pancerz.
Ostatnia „frakcja" taka sobie, to już lepiej trzeba było wspomnieć o San Francisco z FO2, plus wycięta zawartość przywrócona w Restoration Project.
Hubogoliści też nieźle wypadali.
Generalnie frakcje robione przez Bethesdę wypadały nieciekawie, tymczasem te wycięte przez Obsidian / Black Isle wypadały lepiej.