Hej chciałbym się poradzić. W przyszłym roku kończę ekonomie licencjat. Przychodzę po poradę bo mam wrażenie ze przez wybór studiów zniszczyłęm sobie życie zawodowe. W liceum byłem w trójce najlepszych. Jeden kolega poszedł na Sgh a drugi na budownictwo na sggw. Czuje ze już zawsze będę zarabiał najnizsza tak jak moje rodzeństwo po studiach. Dodam że nie znam angielskiego a na maturze miałem 100 procent z matmy podstawowej i 60 z rozszerzonej
Przecież w finansach można całkiem dobrze zarabiać, a na pewno nie najniższą, więc nie rozumiem w czym problem ? Najlepiej to już się rozglądaj za jakąś pracą, w tym kierunku, np. firmy doradcze, audytorskie, bankowość, finanse, bo na rynku w 90% liczy się doświadczenie, a nie to jaki kierunek skończyłeś. Jest sporo ofert dla studentów w tego typu branżach, gdzie możesz się czegoś nauczyć i zdobyć doświadczenie. Jeśli skończysz licencjat, a potem pójdziesz na magisterkę i potem dopiero do pracy, to strzelisz sobie w stopę i będzie już ciężko znaleźć coś fajnego.
Na vo dzień studiuje w olsztynie ale teraz mieszkam u siebie na wsi. Teraz nie mogę pójść na staz bo w zasadzie nie mam gdzie a rodziców mam starszych i boję się że będę mógł ich zarazic. Niestety nie znam angielskiego. A na magistra myślałem pójść na ekonomie ale specjalnosc transportu logistyka. I myślałem pójść na prywatne lekcje angielskiego ale nie wiem czy dam radę wejść na poziom komunikatywny w 1 rok. Mimo 13 lat nauki w szkole nie nauczylem sie angola. Moja siostra 6 lat po ekonomii zarabia 2500 zł.
bez angielskiego to tylko petle na szyje idzie doradzic. serio, angielski otwiera mlodym ludziom drzwi jak nic innego. nawet na tych zajebiscie przeludnionych kierunkach, przynajmniej pod wzgledem liczby, a nie jakosciowych studentow, jak prawo czy ekonomia, jeszcze na studiach, majac dobry angielski i bedac pracowitym, mozna kosic brutto 5-6k.
jak nie masz angielskiego to zacznij sie go uczyc. dobre podreczniki do gramatyki i czasow mozna zlapac za kilkadziesiat zl, a slownictwo czytajac jakies podreczniki do ekonomii itd. po angielsku.
nikogo nie obchodzi wynik twojej matury.
Nie wiem jak wygląda rynek pracy w takim Olsztynie, ale strzelam że nie jest za ciekawie, w porównaniu do możliwości w największych Polskich miastach, gdzie swoje oddziały mają właśnie duże korpo z tego obszaru. jak np. jakiś Deloitte, PWC, centrale banków.... itp. Zresztą większość takich dużych firm, ma jakieś oddziały związane właśnie z Twoim kierunkiem ( ekonomia, finanse ). Ja bym się zakręcił na twoim miejscu w jakiejkolwiek sensowej firmie, na czas ukończenia tych studiów w Olsztynie, żeby to CV nie było takie puste, a na magisterkę przeniósłbym się do jakiegoś miasta z większymi perspektywami, no i podszkolenie języka przez ten rok.
A co myślicie o tej logistyce w każdym mieście jest firma transportowa. Z takich większych firm finansowych w olsztynie to city handlowy pzu wipasz indykpol. Moja siostra po ekonomii 2500 brat po geodezji 2300 siostra po prawie 1900. Wszyscy 10 lat po studiach. Ja nie dam rady nauczyć się angielskiego.
Bez znajomości języka angielskiego i najlepiej niemieckiego nie zatrudnia cię w żadnej firmie transportowej, chyba że do ładowania kartonów na pakę. Nie dogadasz się z żadnym zagranicznym klientem.
Jeśli to co piszesz jest prawdą, i Twoje siostry i brat po +/- 10 latach doświadczenia zawodowego zarabiają takie pieniądze to albo im taka sytuacja odpowiada, może im się w życiu nie chce, lub po prostu są nieudolni w próbie poprawy swojej sytuacji. Ukończone studia w dzisiejszych czasach nie mają większego znaczenia, no chyba, że mówimy o jakichś kierunkach medycznych, czy specjalistycznych technicznych, gdzie jest pewna praca, a reszta to tylko dodatek do CV
Jak ma się łeb na karku, to wcale nie trzeba znać drugiego języka, żeby znaleźć się w robocie i wyciągać te 6-8k brutto, bo nie w każdej firmie wymagany jest język ( nie mówię o logistyce ), na pewno jak masz w CV wpisaną znajomość, to i tak lepiej na Ciebie patrzą wiadomo.
No to powiedz, gdzie chcesz pracowac bez angielskiego czy niemieckiego jako drugiego jezyka? To nie te czasy, mozesz zostac kurierem, magazynierem, moze kasowac produkty w biedronce czy w Macu a to i nie zawsze.
Nie muszę chcieć, bo już pracuję, żadnego języka poza polskim w pracy nie używam, znam angielski ale nie jest on wymagany, więc na swoim przykładzie twierdzę, że są firmy/ wydziały w firmach, gdzie język nie jest potrzebny i nie jest to magazynier, czy kasjer.
Z językiem jest po prostu kilka razy łatwiej znaleźć pracę, ale nie ma rzeczy niemożliwych.
A co myślicie o jakichś szkołach językowych typu british school
Po prostu nie mam talentu do tego języka miałem w zasadzie same 5 ale z czytania i słuchania zawsze 0 punktów. I zdecydowałem się zdawać rosyjski na maturze i miałem z niego 92 procent za to z angola probnej matury nie zdałem
Qverty ludzie na Innuch forach piszą ze spedytorzy często dukaja na poziomie A2. Co myślicie o prywatnych lekacjach z korepetytorem. Wydaje mi się ze więcej się nauczę na prywatnych lekcjach.
Niech się skończy wreszcie ta pandemia. Sam jestem noga z nauki języków i jedynym dla mnie rozwiązaniem był wyjazd. Ale i tak za najważniejszą w życiu zawodowym uważam pracowitość i uczciwość. Jak nie jeden, drugi czy trzeci pracodawca to inny to doceni.
Amen. ;)
Ogólnie nie wykluczam tez zrobienia kursu np na koparki albo znaleźć pracę na kasie w jakimś sklepie budowlanym
Studia z ekonomii uważam za rodzaj okresu przejściowego, punktu wyjścia do innych zawodów/zajęć. Nie wszyscy pracują całe życie w jednym zakładzie. Znam ludzi co dość często zmieniają pracę i jakoś wiążą koniec z końcem. Poza tym, z perspektywy czasu, ludzie pytani co by powiedzieli sobie sprzed 10-15 lat, generalnie odpowiadają: Spoko, będzie dobrze. ;)
No takimi optymistą mi nie jest moje rodzenstwo całe życie pracują za te 2 tys lub więcej i całe życie będą spłacać kredyt. W zasadzie to wegetuja. Gdyby nie pomoc rodziców nie mieliby co jeść. Obie siostry pracują u komornikow.
Dla wielu osób studia to takie przeciągniecie czasu na naukę, a oddalenie widma pracy i zarabiania. Mam wielu znajomych po rożnych kierunkach np geodeta (założył firmę i sprzedaje części hydrauliczne), magister ekonomistka (sprzedaje bieliznę), 3 kolegów studiowało na AGH w Krakowie po technikum (2 aktualnie bezrobotnych bo powiedzieli, że nie będą tyrać za 2 tys, a 3-ci pracuje u ojca w firmie).
Teraz bliżej bo sąsiad studiuje chiński (bezrobotny ale nie na 100% nie gadałem ale się ciągle kręci wkoło domu), drugi jego brat jakieś policyjne "coś" chyba go nie przyjęli do policji.
Ja olałem studia, ogólnie to też przez to, że z matury brakło mi 1 pkt ale mając 20 lat tak w głębi duszy chciałem studiować. Mając 21 założyłem firmę i dzisiaj po 9 latach to była najlepsza decyzja jaką podjąłem, a wiedza jaka jest potrzebna do prowadzenia firmy to matematyka poziom podstawówki i polski bo trzeba ładnie rozmawiać i kombinowanie jak odpisywanie zadań i ściąganie na sprawdzianach żeby umieć sprzedać ściemę. Wcześniej nawet starałem się do policji/wojska i dzisiaj jakby zadzwonili żebym przyszedł to bym ich wyśmiał.
Brawo. Jak widać działałeś, a nie olałeś sprawę. Ja olałem i na razie pracuje na magazynach z jakąś dalszą pozytywniejszą perspektywą na przyszłość.. w np jakimś biurze przy biurku na luzie hehe, lekka przyjemna robota. Jaka to firma jeśli można spytać. Tak z ciekawości.
Bez obrazy, ale żeby zarabiać 2,5k to by mi się nie chciało żadnych studiów robić.
Ekonomia wydaje się być całkiem niezłym punktem wyjścia, tylko trzeba zacząć coś ze sobą robić.
Nawet bez angielskiego. Choć i tego warto się wolnym czasie uczyć.
Poważnie bym rozważył przeprowadzkę do jakiegoś większego miasta i start pracy w korpo, gdzie jest perspektywa rozwoju. Do tego magisterka zaocznie. Albo jak masz taką możliwość, to dzienne + praca dodatkowo.
Większość moich znajomych na polibudzie zaczynało sobie robić staże właśnie po 2 roku studiów, dzisiaj są ustawieni. Kilku znajomych po ekonomicznym też źle nie ma. Jednak łączy ich to, że poza studiami pracowali zawodowo (bliżej lub dalej tego co na studiach) i się rozwijali.
Pytanie czy Olsztyn to dobre miejsce na rozwój w Twojej dziedzinie.
Nie no w olsztynie mieszkam z siostra i mam darmowa stancje. Nie chce płacić w wawie za pokój 1000zł
Chyba żartujesz kolego. Ktoś taki jak ty nie poradzi sobie z angielskim? Język rosyjski zdałeś tak dobrze, a nie poradzisz sobie z głupim angielskim i gramatyką? To nie jest język Chiński tylko angielski! Możesz odpalić apkę i się uczyć, albo możesz kupić podręczniki cokolwiek, nawet kurs. Jeśli nie zaczniesz się uczyć, to wiadomo że nie będziesz umiał języka.
P.S Jak widać studnia to nie wszystko. Nie wystarczy zdać studiów by kosić 5-6k brutto. Nigdy nie zrozumiem jak taki inteligenty człowiek, może nie potrafić nauczyć się angielskiego. Angielski nie należy do najtrudniejszych języków świata. Trzeba mieć pomysł na siebie i wiedzieć co chcę w życiu robić. Jeśli tego nie masz, to będziesz biegał po magazynie w Amazon mając Studnia i dobre wyniki.
Dobra, po kolei:
1. Zapomnij o tym czy byles najlepszy czy sredni w klasie, zreszta jesli byles w trojce najlepszych i nie znasz angielskiego to sredni poziom klasy musial byc straszliwy
2. Jak nie znasz angielskiego to sie go naucz. I nie ze od razu kurs gdzie trzeba placic, ale poszukaj sobie np 500 najwazniejszych slow w angielskim i powoli sie ucz, z wymowa. Masz internet, kombinuj.
I nie popelniaj bledu myslac ze "pojde na kurs i od razu sie naucze". Nie, to nie tak - kurs motywuje i pomaga, ale gigantyczna czesc roboty musisz wykonac sam. Aby nauczyc sie jezyka tylko i wylacznie z kursu do powiedzmy realnego B2 [ale realnego, a nie ze ktos dostal 3.0 z egzaminu B2], bez zadnej pracy z materialami pozakursowymi, to trzeba miec ogromny talent.
I odpusc sobie myslenie czy masz do jezyka talent czy nie, jego nauka to zawsze ogromna orka, powtarzanie rzeczy po 3, 5, 10 razy, az w koncu w jakis nieokreslony sposob zaskoczy.
I jak juz zaczniesz i bedzie szlo powoli, to sie nie zalamuj, ze powinno isc duzo szybciej bo kazdy ci mowil jaki to angielskie prosty. Owszem, gramatyka nie jest jakos skomplikowana i jest wszechobecny, ale wymowa to jazda bez trzymanki.
3. Musze zapytac - gdzie ty do szkoly chodziles ze miales 5 z angielskiego ale ze sluchania i czytania 0 punktow? I jesli tak bylo naprawde, to czym nadrabiales? Bo na pewno nie mowieniem, skoro nie rozumiales co sie do ciebie mowi...
4. Ten rosyjski na maturze, podstawa czy rozszerzony? I jak to realnie wyglada, jak leca wiadomosci rosyjskie, ile rozumiesz?
5. Rozumiem ze poza tym rosyjskim innych obcych jezykow wogole nie znasz?
6. Wlasciwie jakim cudem jestes na studiach i nie znasz angielskiego? Z tego co kojarze, aby skonczyc studia trzeba zdac egzamin na B2... ale moze niekoniecznie angielski. Znowu sowiecki?
6. Wlasciwie jakim cudem jestes na studiach i nie znasz angielskiego? Z tego co kojarze, aby skonczyc studia trzeba zdac egzamin na B2 nie chciało mi się całego czytać, ale TO, gdzie to niby słyszałeś?
Na sprawdzian ach nadrabiam gramatyka i tłumaczeniem słówek. Zawsze udawało się wydostać sprawdzian na 5. Rosyjski matura podstawowa i na stufiach tez się uczyłem z ruska i niby zdałem ten egzamin b2 na 5. Po za ruskie nie znam niczego. Dlatego np z maty byłem dobry ale z infy juz dostawałem 1 bo html czy c++ były po angielsku. W olsztynie możesz sobie wybrać język.vhyba jednak do szkoły językowej wybiorę prywatnego korepetytora.
No... jak ja robilem inzyniera wiele lat temu trzeba bylo B2 zdac, kazdy kogo znam [uczelnie przerozne] musial B2 zdawac. Nie wierze ze istnieja jakies uczelnie ktore daja tytul inzyniera/licencjata bez certyfikatu B2.
Nie wierze ze istnieja jakies uczelnie ktore daja tytul inzyniera/licencjata bez certyfikatu B2.
Wszystkie? Mylisz certyfikat ze zwykłym przedmiotem uzupełniającym który się zdaje jak każdy inny. Żadna uczelnia nie wymaga zdawania certyfikatu żeby uzyskać tytuł licencjata czy jakikolwiek inny oprócz doktora.
Nie wierze ze istnieja jakies uczelnie ktore daja tytul inzyniera/licencjata bez certyfikatu B2 xd
U nas tam mieliśmy chyba przez 4 semestry angielski, potem chyba przez 2 (lub 1, nie pamiętam) angielski specjalistyczny i faktycznie wszystko to kończyło się Egzaminem coś na poziomie b1/b2.
Ale o certyfikacie za takie cóś pierwsze słyszę, tłuki jakoś wyściągały na trójcynę i tyle. :) Polibuda Świętokrzyska.
Jeszcze dodam, że jeden kolega wlasnie wuja umiał (takie ledwie 3, moze postawione z litości i Panie idz Pan w chuj), a teraz jest programmerem stronek, w jakichs frameworkach JS. Ale naprawdę trzaskał dobrze na wszelkich zajęciach z programowania, był w tym dobry. :)
Myslalem ze wszedzie tak bylo i jest, i nie ma zadnej opcji dostac wyzszego wyksztalcenia bez egzaminu B2...
https://www.sjo.pw.edu.pl/egzaminy/ dorzucam linka by nie bylo ze wymyslam, "SJO PW 3 razy w roku kalendarzowym przeprowadza egzaminy językowe. Obowiązkowym egzaminem, który jest wymagany do ukończenia polskojęzycznych studiów I stopnia, jest egzamin na poziomie B2. Od 2018 roku egzamin ogólnouczelniany B2 jest egzaminem certyfikatowym ACERT. Studenci kierunków anglojęzycznych w planie studiów mają obowiązkowy egzamin na poziomie C1 Academic. "
I jeszcze UW http://jezyki.pelnomocnik.uw.edu.pl/zasady-zaliczania-egzaminu-z-jezyka-obcego/
"Na mocy Uchwały nr 119 Senatu UW z dnia 17 czerwca 2009 r. & 1 ust. 1 warunkiem ukończenia studiów pierwszego stopnia oraz jednolitych studiów magisterskich na Uniwersytecie Warszawskim jest opanowanie, przed zakończeniem trzeciego roku studiów wybranego przez studenta jednego języka obcego na poziomie B2 według standardu określonego w dokumencie Rady Europy pt. Europejski System Opisu Kształcenia Językowego (ESOKJ)"
Ta uchwała nie odnosi się do żadnych certyfikatów, nie ma takiego wymogu w Polsce, po zwykłym lektoracie masz poziom B2. A że niektóre uczelnie sobie organizują certyfikowane egzaminy to fajnie, pochwalam. Nie jest o jednak standard na każdej uczelni.
Na Politechnice Poznańskiej było tak, że faktycznie był prowadzony lektorat na poziomie B2 który jednak kończył się wewnętrznym egzaminem po którego zdaniu prowadzący dopuszczał do zdawania certyfikatu,
grzechem było nie skorzystać skoro już wykonało się pracę niezbędną do zaliczenia "wewnętrznego" który był z goła na tym samym poziomie.
niestety, to jest wymog tylko w nielicznych szkolach, w sumie tylko na uw i uj takie cos widzialem. mysle ze to wynika z tego, ze to sa najbardziej elitarne uczelnie (pewnie sa jeszcze jakies polibudy/ szkoly lekarskie ktore tutaj pomijam) i tam mozna zalozyc, ze jak ktos sie dostal to ten angielski juz na jakims poziomie ma, lub jest na tyle bystry ze jakos uda mu sie zdac. na wiekszosci innych uczelni po przyjeciu takiego wymogu bardzo by opusztoszaly sale, a ze celem szkolnictwa jest produkcja magistrow, a nie osob co faktycznie cos umieja, i ruchanie panstwa na kazda mozliwa pomoc finansowa przez dokturów, to raczej szybko sie to nie zmieni. po co upierdalac gownostudentow, kiedy finansowanie jest zalezne od liczby studentow w jednostce... taka to juz nasza szkolna rzeczywistosc, zacofana o 40 lat.
O kurde. To jest gorzej niz myslalem. Angielski na uczelniach jest jaki jest, no ale egzamin na koniec cos juz wymaga, a jesli nie ma go wszedzie... kurde, to serio na slabej uczelni moze ktos zdobyc wyzsze i niemal nic nie umiec w obcym jezyku... Dramat. Jak mozna miec wyzsze wyksztalcenie, czyli aspirowac do tej mitycznej polskiej inteligencji, i nie umiec nic poza polskim... ? Ja nie mowie ze full plynnie, ale tak ze sie dogada... ?
Pocieszcie że większość osób po studniach nie robi w zawodzie.
Kolego - zamiast myśleć o zmarnowaniu życia i nauce języka zadaj sobie pytania:
kim chcesz być?
co chcesz robić w życiu?
co Cię interesuje?
co potrafisz robić?
co Cię kręci i co lubisz robić?
Za znajomość języka nikt nie płaci, płacą za to co możesz wnieść do firmy co przyniesie zysk firmie - materialny lub inny przekładający się nawet pośrednio na realizację celów, ktore firma przed sobą stawia.
Jeśli firma, do której aplikujesz nie ma jasno postawionych celów, to lepiej idź do Lidla lub Biedronki.