Może dlatego, że tam eutanazja jest normalnie dozwolona. Dzięki temu takie szury jak Ty zostały już dawno uśpione i reszta nie potrzebuje nakazów żeby się stosować do zaleceń.
Nie bądź taki skromny. Nie mogę się z Tobą równać jeśli chodzi o poziom wszechwiedzy. W końcu to Ty, jako jeden z niewielu, otworzyłeś oczy(albo trzecie oko, może kakaowe?) i znasz prawdę o tej plandemii. Żałuję tylko, że ograniczasz się do edukowania naszego forum. Nie myślałeś o otwartym proteście? Np. przywiązanie się do jakiegoś masztu(najlepiej 5g) w ramach protestu przeciw tyranii szmat na ustach?
Ja chciałbym tylko powiedzieć:
Nie patrzcie na ilość dziennych, nowych zakażeń!
Najważniejszą statystyką jest łączna ilość zakażeń ->
To ten wykresik musi się wypłaśczyć, żebyśmy mogli mówić o opanowanej sytuacji.
Póki co liczba nowych zakażeń jest większa niż liczba ozdrowień na dobę, co za tym idzie każdy kolejny dzień przynosi większą liczbę chorych, większą liczbę hospitalizowanych, większą liczbę ofiar.
Póki co bilans ilości chorych wynosi +12000 na dobę.
Jak będzie +/-0 to mamy opanowaną sytuację
Jak bilans będzie minusowy, to znaczy, że zaczynamy wygrywać!
Najważniejszą statystyką jest łączna ilość zakażeń
A ograniczenia, maseczki itd. mają wpływać na liczbę nowych zakażeń czy wyleczyć istniejące?
A czy ja gdzieś, coś pisałem o ograniczeniach i maseczkach?
Twoje urojenia działają już wszystkim na nerwy
Idź być ignorantem gdzieś indziej.
Tak mevico, maseczki i zamykanie szkół to metody leczenia chorych. Weź się rozpędź i główką przyp***** w ścianę. Pomóc Ci to nie pomoże, ale może chociaż przez kilka dni będzie spokój.
Chodzi mi o to, że nie zgadzam się z Twoim twierdzeniem, że najważniejsza statystyka to łączna liczba chorych, bo równie dobrze jakiś rząd może sobie uznać, że na wszelki wypadek na kwarantannie trzymać będziemy ludzi przez pół roku i wtedy sumę chorych miałbyś jeszcze większą. Natomiast wszystkie działania, które są podejmowane, to działania, które mają zmniejszyć liczbę NOWYCH zachorowań, bo wszystkie inne np. osoby hospitalizowane, w domu, zmarłe itd. to element wtórny. Spadnie udział testów pozytywnych, to spadnie wszystko inne.
I nie piszę tego dla Ciebie, bo wiadomo, że Ciebie jako koronaparanoika, nic nie przekona, tylko dla osób neutralnych, którzy czytają ten temat i chcieliby widzieć różne punkty widzenia.
"że Ciebie jako koronaparanoika"
J@#łem na plecy ze śmiechu :D
Moje zdanie na temat samego wirusa podyktowane jest tym, że właśnie go przechodzę i to nie bezobjawowo...
Uwierz - perspektywa zmienia się diametralnie, kiedy zjawisko, które do tej pory obserwowało się tylko w mediach nagle dotyka Ciebie
Oliwy do ognia dolewa fakt, że 2 metry pode mną mieszkają Moi rodzice, którzy zakażenia zwyczajnie nie przeżyją!
Moje zdanie na temat działań zapobiegawczych jest kontrowersyjne (wbrew pozorom, bliżej mu do Twojego!), ale to nie jest jeszcze ten poziom absolutnego wyparcia i zidiocenia na własne życzenie.
Wciąż z tyłu głowy mam moich rodziców i jeśli podejmowane działania dają choć 1% szansy więcej dla nich, to z kieszeń chowam swoje przekonania i robię wszystko, żeby zapewnić im bezpieczeństwo
Podkreślam - IM NIE SOBIE!
Moje zdanie na temat samego wirusa podyktowane jest tym, że właśnie go przechodzę i to nie bezobjawowo...
Uwierz - perspektywa zmienia się diametralnie, kiedy zjawisko, które do tej pory obserwowało się tylko w mediach nagle dotyka Ciebie
To może jak umrze ktoś z Twojej rodziny na zakaźne zapalenie płuc, tak jak moja babcia, to też będziesz nawoływał do przymusu noszenia maseczek?
Proponuje nie patrzeć na siebie, tylko na skalę globalną, na dane.
Oliwy do ognia dolewa fakt, że 2 metry pode mną mieszkają Moi rodzice, którzy zakażenia zwyczajnie nie przeżyją!
I taki jest właśnie problem z wami paranoikami, wy już wiecie co się wydarzy, jesteście jasnowidzami.
Ty bezduszna imitacjo istoty ludzkiej.
Piętrzy mi się teraz w głowie mnóstwo inwektyw, ale życzę Ci, żebyś nie musiał na własnej skórze tego przeżywać.
Nie mam ci nic więcej do powiedzenia.
Suche dane są takie, że dostarczyłeś swoimi komentarzami na przestrzeni równych wątków na tym forum odpowiednią ilość informacji do naukowego potwierdzenia tezy, że poziom Twoich zdolności analitycznych jest równy zeru.
Opinia publiczna również zgadza się z tymi danymi, wystawiając oceny Twoim komentarzom, a to już statystyka (która również jest nauką).
Jeśli jest inaczej, to proszę abyś podał dane naukowe bądź statystyczne:
- wykluczające obawę o życie moich rodziców, które potwierdzone są przez Neurologa, Pulmunologa oraz Kardiologa mojego Taty.
- potwierdzające, że ilość nowych zakażeń bardziej obciąża służbę zdrowia niż ilość wszystkich aktywnych zakażeń
- potwierdzające mój stan koronaparanoi
wykluczające obawę o życie moich rodziców, które potwierdzone są przez Neurologa, Pulmunologa oraz Kardiologa mojego Taty.
A znasz jakiekolwiek dane potwierdzające, że można wykluczyć zgon kogoś z Twojej rodziny z dowolnego powodu? Poza tym, Ty wspomniałeś o tym, że umrze jak się zarazi to umrze, co nie jest prawdą, bo nie wiadomo czy umrze czy nie. Nie każdy z chorobami współistniejącymi umiera, czy to na koronawirusa czy innego wirusa.
potwierdzające, że ilość nowych zakażeń bardziej obciąża służbę zdrowia niż ilość wszystkich aktywnych zakażeń
Ale ja nie napisałem, że obciąża mniej/bardziej, tylko napisałem, że jest to element wtórny. Służbę zdrowia obciążają w dużym stopniu decyzje rządu np. o przymusowej kwarantannie dla medyków po kontakcie z osobą podejrzewaną o wirusa. Jeśli zmniejszy się procent testów pozytywnych, to zmniejszy liczba chorych, a co za tym idzie obciążenie szpitali. Dlatego uważam, że nie masz racji co do istotności łącznej liczby chorych.
Zarzucasz mi koronaparanoję
Zarzucasz mi, że z góry zakładam śmiertelny przebieg choroby u moich rodziców i się o to obawiam
Zarzucasz mi, ze ulegam emocjom i nie analizuje danych
Od wszystkich dookoła żądasz potwierdzeń absolutnie wszystkich tez, które są niewygodne dla Twojego poglądu, a sam nie potrafisz takowych przytoczyć w obronie stawianych przez Ciebie tez.
Nie wiem, czy wiesz, że istnieje coś takiego jak dowód logiczny, który nie jest zerojedynkowy.
Istnieje coś takiego jak historia (czyli nauka badająca zdarzenia, osoby i miejsca w przeszłości, aby na ich podstawie powielać lub wykluczać pewne schematy zachowań)
Jeśłi nie potrafisz skorzystać z tych dwóch źródeł, to znaczy, że nie jesteś zdolny do samodzielnego myślenia.
a sam nie potrafisz takowych przytoczyć w obronie stawianych przez Ciebie tez.
Widzisz, różnica między mną a koronaparanoikami jest taka, że ja nie mówię jak jest, ja mówię, że nie wiadomo jak jest, że nie wiadomo czy obowiązek zakrywania ust i nosa hamuje transmisje wirusa itd. nie ma jednoznacznych badań na ten temat. Koronaparanoicy mówią, że GDYBY nie maseczki to byłoby dziś więcej zakażeń, a ja mówię, że nie wiadomo, nie ma na to żadnych jednoznacznych dowodów. Ja nie twierdzę, że ktoś się zaraził od dziecka w przedszkolu, tylko że nie wiadomo od kogo się zaraził, ja nie twierdzę, że Twój tata umrze/nieumrze (daj boże mu jak najwięcej zdrowia) tylko, że nie wiadomo.
Nie wiem, czy wiesz, że istnieje coś takiego jak dowód logiczny, który nie jest zerojedynkowy.
Wiem, i dlatego taki właśnie stosuje w swoich PRZYPUSZCZENIACH. Przypuszczam, że maseczki nie działają tak jak inni mówią, że działają, bo widzę, że w krajach gdzie nie ma takiego powszechnego obowiązku, jest podobny poziom pozytywnych testów jak w krajach gdzie jest taki obowiązek. Ale czy to świadczy o tym, że maseczki nic nie dają? Tego nie wiem, nie ma na to dowodów, ale PRZYPUSZCZAM, że tak może być bo są przesłanki, które to sugerują.
"ja mówię, że nie wiadomo jak jest, że nie wiadomo czy obowiązek zakrywania ust i nosa hamuje transmisje wirusa"
Być może tak jest, ale w swoich "wątpliwościach" (które niejednokrotnie brzmią jak stwierdzanie faktu) dość jasno przekazujesz swoją opinię.
"Nie ma dowodów na związek noszenia maseczki z transmisją wirusa", dla Ciebie oznacza brak potwierdzenia, a dla innych brak zaprzeczenia.
Zależnie od interpretacji, obie grupy dorabiają sobie ideologię.
Idąc tą logiką:
1. Nie ma jednoznacznych badań potwierdzających, że uderzenie się młotkiem w palec powoduje jego złamanie.
Dla mnie mimo wszystko oznacza to, aby zagrożenie zminimalizować i nie walić się celowo młotkiem po rękach!
2. Pomimo wielu badań, okazało się, że zapinanie pasów w samochodzie nie zapewnia 100% przeżywalności w trakcie wypadku.
Czyli że co? Nie trzeba zapinać?
To jest takie smutne, że są na tym świecie ludzie, którym potrzeba dowodu na wszystko i to najlepiej z wyjaśnieniem i interpretacją przynajmniej pięciu niezależnych ekspertów, nawet jeśli postawiony problem można rozwiązać odrobiną zdrowego rozsądku, bez badań naukowych.
Być może tak jest, ale w swoich "wątpliwościach" (które niejednokrotnie brzmią jak stwierdzanie faktu) dość jasno przekazujesz swoją opinię.
:-D :-D Masz do mnie pretensje, że w głowie Ci coś brzmi? :-D
Oczywiście, że przekazuje swoją opinię, opinie bazujące, w mojej ocenie, na logicznych wnioskach z analizy danych i przedstawiam je jako OPINIE a nie fakty, i nie nazywam każdego kto się ze mną nie zgadza kretynem, w przeciwieństwie do innych wypowiadających się w tym temacie.
1. Oczywiście masz racje, ale czy ja kogoś zmuszam do nienoszenia/noszenia młotka? Nie, tak jak nie zmuszam nikogo do zdejmowania maseczki. Boisz się zarazić? To kup sobie maseczkę z filtrami, które zabezpieczają właściciela maseczki przed wirusem. To co mnie denerwuje, to to, że na bazie tych opinii, które ci ludzie nazywają faktami, zamyka się ludziom biznesy, inni tracą pracę, powoduje śmierć ludzi z powodu innych chorób, utrudnia się innym życie zakazując wyjazdów czy zmuszając do noszenia osłon na twarzy. Idąc logiką koronaparanoików, to można wprowadzić ograniczenia bo może gdy ograniczenia zniesiemy, to ludzie zaczną masowo umierać na jakiś nowy szczep grypy, więc lepiej prewencyjnie sie przed nim chronić i wprowadzić limity w sklepach, zakazać gromadzenia się w grupach większych niż 3 osoby itd. itd.
2. No ja uważam, że nie powinno być takiego obowiązku. Zawsze może Ci się trafić przypadek, że zginąłeś bo zapiąłeś pasy. Twoje życie, Twoje ryzyko.
Mevico Ty to jesteś jednak misiem o małym rozumku. Trzy tygodnie dlatego że nie zarazasz od razu od momentu zarażenia tylko od 5 dnia przez kolejne dwa tygodnie. Dlatego zamknięcie szkół powinno być na minimum 3 tygodnie, ale nie pod koniec października tylko pod koniec września. A teraz mleko się rozlało. Na początku października szkoły, zakłady pracy i imprezy/spotkania towarzyskie były głównym źródłem zakażeń. Wszystko rozlało się po kraju. Zamknięcie szkół miało znacznie ograniczyć ilość zachorowań ale tego nie zrobi bo wprowadzono je za późno. Teraz ograniczy tylko przyrost bo głównym ogniskiem są rodziny i spotkania prywatne. U znajomych zaczęło się od tego że znajoma jako nauczycielka zarazila się od ucznia. Nim wystąpiły objawy i zrobiła test miała dwie imprezy rodzinne- efekt kilkanaście osób zarażonych z tego trzy w szpitalu A reszta mniej lub bardziej chora w domach. Teraz powoli wychodzą z koronawirusa bo wbrew twierdzeniom niektórych dzbanów nawet lekkie przejście tej choroby często wiąże się z osłabieniem i powikłaniami.
Trzy tygodnie dlatego że nie zarazasz od razu od momentu zarażenia tylko od 5 dnia przez kolejne dwa tygodnie.
A skąd takie informacje?
ale nie pod koniec października tylko pod koniec września.
Bo? Swoją drogą, raz mówisz, że trzeba było zamykać szkoły dwa tygodnie wcześniej, a za drugim razem, że 1,5 miesiąca wcześniej, także może się zdecyduj ;-)
U znajomych zaczęło się od tego że znajoma jako nauczycielka zarazila się od ucznia.
:-D A skąd to wiadomo?
wbrew twierdzeniom niektórych dzbanów nawet lekkie przejście tej choroby często wiąże się z osłabieniem i powikłaniami.
Podobnie jak w przypadku grypy.
1. Nie jest to jakaś wiedza tajemna Mevico. Poczytaj periodyki naukowe bo cała sprawa jest znana już od wielu miesięcy. Okres inkubacji wirusa w twoim organiźmie wynosi około 5 dni (chociaż były przypadki że był on krótszy). Wtedy występują objawy i masz największą ilość wirusa w ciele i najbardziej zarażasz (niektórzy mają lekkie objawy i myślą że są przeziębieni, a inni nie mają objawów. Znajomy cierpiał na bóle głowy przez dwa dni. Myślał że migrena, gdyby nie to że okazało się że u współpracownika stwierdzono wirusa to by nie zrobił testu. Jak się okazało zaraził też swojego ojca, który na nieszczeście odszedł). Dwa tygodnie dlatego że normalnie okres zarażanie jest krótszy ale u niektórych wirus utrzymuje się dłużej.
2. Już ci napisałem dlaczego w poprzednim poście. Przeczytaj ze zrozumieniem.
3. Bo ojciec ucznia zachorował i zrobiono testy całej rodzinie a potem wystarczyło policzyć i dodac dwa do dwóch.
4. Chłopie grypa powoduje powikłania u niewielkiej liczby chorych i na dodatek lżejsze.
Nie jest to jakaś wiedza tajemna Mevico. Poczytaj periodyki naukowe bo cała sprawa jest znana już od wielu miesięcy.
Czyli nie doczekam się żadnego linka potwierdzającego, że człowiek zakażony zakaża od 5 do 21 dnia od zachorowania?
Już ci napisałem dlaczego w poprzednim poście. Przeczytaj ze zrozumieniem.
Sory, ale ja tam nie widze wyjaśnienia, dlaczego zarażanie przez dzieci przez jeden miesiąc jest ok i zamykając szkoły po tym miesiącu liczba nowych zarażeń będzie malała, ale zamykając szkoły po tym miesiącu już nie będzie malała. Poza tym, jak już wcześniej napisałem, raz mówisz, że trzeba było zamykać szkoły dwa tygodnie wcześniej, a za drugim razem, że 1,5 miesiąca wcześniej, także może się zdecyduj.
Bo ojciec ucznia zachorował i zrobiono testy całej rodzinie a potem wystarczyło policzyć i dodac dwa do dwóch.
Aaa.... czyli nie masz dowodów na to, że zaraziła się od tego dziecka, a nie zaraziła się w sklepie, u bezobjawowej sąsiadki czy w innym miejscu, tylko dodałeś sobie dwa do dwóch i tak ci po prostu wyszło :-D Fajna matematyka ;-)
Chłopie grypa powoduje powikłania u niewielkiej liczby chorych i na dodatek lżejsze.
Cóż... profesor Kuna by się z Tobą nie zgodził
www.polsatnews.pl/wiadomosc/2020-10-16/lekarze-w-programie-gosc-wydarzen-transmisja-od-1925/
Zamiast gadac z takimi dzbanami, wrzucajcie ich do ignora.
Szkoda czasu i energii na dyskusje z takimi ludzmi,
Stosuje te zasade w 2020 konsekwetnie i naprawde nie czuje sie w zaden sposob intelektualnie zubozony, ze nie czytam ze 30 forumowiczow. Rzeklbym ze przeciwnie.
The incubation period of COVID-19, which is the time between exposure to the virus and symptom onset, is on average 5-6 days, but can be as long as 14 days.
https://www.who.int/news-room/commentaries/detail/transmission-of-sars-cov-2-implications-for-infection-prevention-precautions
No ale to WHO, a jak wiemy im ufać nie wolno!
Inkubacja gościu
INKUBACJA! Czyli okres rozwoju wirusa.
Do czasu inkubacji dodajesz czas zwalczania wirusa przez organizm, czyli kolejne 14 dni.
Inkubacja + walka = 19 do 28 dni zarazania, wiec w skrajnych przypadkach 4 tygodnie!
Jesteś czlowieku tak ograniczony umysłowo że nie rozumiesz pojęć z zakresu szkoły podstawowej!
Twój opiekun wie ze korzystasz z internetu?
Jak to zrobic bo szukam i szukam i nie moge znaleźć...
Chyba ze masz mnie w ingnorowanych i nie widzisz moich postów...
Rozumiem, szanuje :P
Przypomnę, prosiłem o linka potwierdzającego, że człowiek zakażony zaraża od 5 do 21 dnia od zachorowania. Nigdzie nie jest napisane, że można zarażać do 21 dnia od kontaktu z wirusem.
Sugerujesz, że rządy na całym świecie to debile, którzy po 14 dniach wypuszczały z kwarantanny ludzi, którzy mogą zarażać innych?
Jak długo osoba zakażona SARS-CoV-2 może zarazić innych? Przy łagodnych objawach można przekazać patogen innym przez czas nie dłuższy niż około 10 dni, ale przy ciężkim przebiegu - nawet przez 20 dni. Tak wynika z analizy kilkudziesięciu badań na ten temat przeprowadzonej przez naukowców z USA.
https://wydarzenia.interia.pl/raporty/raport-koronawirus-chiny/aktualnosci/news-jak-dlugo-mozemy-zarazac-koronawirusem-sars-cov-2-to-zalezy-,nId,4809265
A przypomnę, że dzieci przechodzą wirusa łagodnie.
Dzięki
Szkoda ze nie wymazuje calkowicie z dyskusji osoby ignorowanej
Teraz musze walczyć z własną ciekawością.
Teściowie mojego pracownika stracili węch i smak, o czym NIKOMU NIE POWIEDZIELI. W efekcie około 1/3 załogi w firmie mam teraz w domu na L4/kwarantannie, część już po testach, część (tak jak ja) próbuje się dodzwonić do lekarza, żeby dostać skierowanie na test. Ja wziąłem laptopa i pracuję zdalnie, z domu, gdyż 80% mojej pracy jestem w stanie wykonać w ten sposób.
Natomiast od poniedziałku firma pewnie stanie - węch i smak lub wysoką gorączkę mają pracownicy z działu sprzedaży i logistyki, nikt więc niczego nie wyśle na budowy i nie sprzeda, tego po prostu nie da się zrobić zdalnie, ktoś musi być w pracy, żeby dopilnować załadunków i wypisać dokumenty. Rano dzwoniły dziewczyny z działu kadr - też straciły węch i smak. Kierownik produkcji, z którym widziałem się we wtorek i był zdrów jak ryba, dziś ledwie gada i ma 39 stopni gorączki i nie może tego zbić. Do lekarza na razie nie udało mu się dodzwonić.
Koronodebili typu mevico, Górniakowa, czy innych tego typu szurów "lałbym i patrzył tylko czy równo puchnie". Na nic więcej nie zasługują, na pewno nie na polemikę i dobre słowo, równie dobrze można się wykłócać z płaskoziemcami.
niestety ale plaskoziemcy to nie jest problem, bo so to niegrozni idioci, ktorych pitolenie nie wplywa w zaden sposob na innych ludzi i moze co najwyzej przywolac usmiech politowania u innych.
Kretyni jak mevico i inni foliarze to sporoa grupa niebezbiecznych oosb, ktore aktywnie rozsiewaja nieprawdziwe informacje dotyczace wirusa, poprzec co czynnie biora udzial w rozprzestrzenianiu sie tego swinstwa. Gdyby to ode mnie zalezalo, swiry jak mevico mialby by z automatu wytaczane sprawy bazujace na narazaniu innych na utrate zdrowia.
dostalby jeden z drugim po kilka tysiecy kary to zamkneli by te klamliwe buzki.
Podsumowujac: Plaskoziemca moze mnei rozsmieszyc, covidowy szur moze doprowadzic do smierci czlonka mojej rodziny.
Korea Północna czeka, tam możesz z powodzeniem zaspokajać swoje cenzorskie potrzeby ;-)
A u mnie w firmie miałem kontakt ze wszystkimi pracownikami naszej placówki, gdyż jestem Kierownikiem...
Od soboty mam objawy, dzwoniłem do BHP i zgłosiłem kontakt ze 100% załogi.
Co usłyszałem w odpowiedzi?
- Czy kontakt trwał powyżej 15min, bez maseczek w odległości mniejszej niż 2 metry?
- Eee... No nie, bo wszyscy mamy maseczki i ograniczamy czasowo kontakt bezpośredni.
- No to nie ma problemu, idziesz na izolację a reszta załogi do roboty!
Tak się zamiata problemy pod dywan.
Moje stanowisko jest ambiwalentne, bo z jednej strony wysłać cała jednostkę na kwarantannę i zamknąć interes nie jest mi w smak.
Z drugiej, mam w zespole osoby z grupy ryzyka i sam również do takiej należę...
Ja mam COV-19 i mam dreszcze to wtedy ubieramy się grubo a co najważniejsze to leżymy pod kocykiem by się ugrzać a w lepszym procesie grzewczym pod kocykiem pijemy ciepłą herbatę. Taki sposób jest bardzo prosty i przyjemny bo znika niemiłe uczucie dreszczy. Kaszel mam i piję syrop Pecto drill który pięknie rozpuszcza wydzielinę a organizm zrobi resztę.
Jak na razie COV-19 przechodzę łagodnie.
Myślę że jest coś gorszego od tych ludzi o których wspomniał Drackula - Janusze biznesu
Masz na myśli koncern maseczek, rękawiczek, płynów do dezynfekcji itd. ? Pfeizera ? Nie wiem czy ludzi bojących się o utratę pracy można nazwać Januszami biznesu.
Raczej tych, którzy nie wierzą w żadnego wirusa, jednocześnie samemu siedząc wygodnie w domu.
Ktoś kiedyś powiedział:
Chcę też powiedzieć o sytuacji epidemicznej. Drodzy państwo! Uważam, że ona też jest opanowana, bo coraz mniej jest zachorowań (...). Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii. To jest dobre podejście, bo on jest w odwrocie. Już teraz nie trzeba się jego bać.
I jeszcze, że:
Ludzie są tacy głupi, że to działa. Niesamowite!
Zdaje się, że to była ta sama osoba i że kiedyś w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej dwukrotnie prawomocnie została uznana za kłamcę.
Widzę, że ludzie dzielnie bombardują takich ludzi jak mevico faktami. Ale obawiam się, że na tym etapie, ci ludzie szukają tutaj jedynie odrobinę uwagi
Ja już posluchalem rady liftera i dałem sobie spokój z mevico... Ignorant dostał ignora... :D
Na początku, jeszcze w pierwszej części tego wątku, całkiem zabawnie było czytać jak Dracula niszczy go argumentami, a ten nawet o tym nie wiedział, sądząc, że jest zwycięzcą w dyskusji :D
Teraz, już nie jest to dla mnie zabawne, bo jak pisałem kilka postów wyżej, zmieniła mi się perspektywa... Więc też poleciał ignor.
Widzę, że dotarliśmy do momentu skuteczności izolowania potencjalnie chorych i robienia im testów.
Napiszę jak to wygląda w praktyce, na swoim przykładzie. Pierwsze objawy (grypopodobne) jakiejś choroby, temperatura, lekki ból mięśni, zawroty głowy. Po trzech dniach, od objawów, kontakt telefoniczny z lekarzem (wcześniej nie ma opcji, kolejka do teleporady). Myślicie, że od razu skierowanie na test? O nie, nie. Nie ma tak różowo. Zalecenie izolacji, paracetamol, scorbolamid i kolejna teleporada za 5 dni. W międzyczasie straciłem smak i węch. Przy następnej konsultacji już było wiadomo, objawy covid na 100%, więc skierowanie na test. Zrobiłem, przyplusowałem, więc izolacja 10 dni. Izolacja się skończyła, węch i smak wróciły, wyzdrowiałem.
A taka jest moja konkluzja.
Cała ta procedura gówno warta. A to na etapie rejestracji powinna być już wstępna selekcja. No przecież człowiek po coś dzwoni do lekarza. Dlaczego nie można było opracować klucza pytań które powinno się zadać przy zapisie do teleporady? Jeśli by wyszło z odpowiedzi podejrzenie covida, przestawiać od razu w tryb "na cito".
Oni nie mają kasy na testy, nie mają przygotowanych żadnych procedur, ludzie nie mają informacji i świadomości co robić w prozaicznych sytuacjach. Tu nie ma nawet takiego "beginner's guide", a nawet jeśli jest to zabunkrowane. Lekarze pewnie mają prikaz - na test wysyłać tylko w ostateczności.
To, że sam (jeszcze przed pierwszą teleporadą) się odizolowałem to tylko dlatego, że mam wykształcenie biologiczne. Ale idę o zakład, że wiele osób tego nie zrobi wcześniej jak po zaleceniu lekarza. A ile osób nie ma takiej możliwości? Bo mieszka w kilka osób.
Polska z tego nie wyjdzie. Po tym co się dzieje i na jaką skalę to się dzieje, nie ma opcji. A jeszcze cała zima przed nami. Na niekorzyść działa jeszcze to, że mało osób szczepi się przeciwko grypie.
Śmiertelność będzie znana dopiero po porównaniu ilości zgonów z lat 2019 i 2020. Różnica będzie covidem.
A spróbuj się teraz zaszczepić na grypę. Ciągle nie można dostać szczepionki. Jak pojawiła się to na liście oczekujacych było ok 200 osób A przychodnia dostała słownie jedenaście sztuk ...
"Różnica będzie covidem."
Oj chyba nie :(
Służba zdrowia zachowuje się tak, jakby inne schorzenia ludzkie przestały istnieć.
Ciekaw jestem o ile wzrosła śmiertelność wszystkich innych, nieCOVIDowych przypadków...
Mam nadzieję, że wyjaśniłem to stosunkowo przejrzyście.
Yup, jest dokładnie tak jak piszesz. Śmierć przez COVID-19 =/= śmierć NA COVID-19. W tej chwili można zapomnieć o jakichkolwiek procedurach, bo służba zdrowia wykoleiła się już w październiku i trzeba to powtarzać głośno i bez strachu. Wpływa to na jakoś leczenia i wydajność diagnostyki.
Radość premiera z wypłaszczenia krzywej na poziomie 22-25k dziennie można porównać radość pasażera tonącego statku, gdy dowiaduje się, że woda ma 200 m głębokości, a nie 800, jak wcześniej myślał.
A co do testowania, to wyś to podsumował pięknie na poprzednich stronach, gdzie trzeba mieć wzgląd na tych, którzy:
- nie dodzwonili się,
- nie chcieli się przetestować,
- nie mogli się przetestować,
- nie mają pojęcia, że chorują,
- nie zostali skierowani na test,
Wśród tych z kolei panuje zróżnicowanie postaw. Nie wszyscy zrobią samoizolację. Stąd też prognozowana ilość dziennych zakażeń to oficjalna liczba x 4~8 (w zależności od modelu).
Podobnie liczba zmarłych zaniżona jest w ten sam sposób:
- Osoby, które były COVID+, a którym nie wykonano testów i zmarły w domach,
- Osoby hospitalizowane, których wyniki testów przyszły po spisaniu karty zgonu,
A do tego dochodzą ci, którzy mieli nie związane z COVID-19 zdarzenia nagłe, którym interwencja lekarska mogłaby pomóc, a którzy jej nie otrzymali. Prawdziwej skali śmiertelności samego COVID-19 raczej nigdy nie poznamy, może da się pobieżnie oszacować.
Po prostu zrealizował się scenariusz, o jakim naukowcy pisali zimą. Zagrożenie COVID-19 to nie ryzyko zgonu, a fakt, że COVID-19 kilkukrotnie częściej niż grypa powoduje zapalenie płuc, wymagające hospitalizacji. Katastrofa społeczna i ekonomiczna. Upadek profilaktyki będzie z kolei ciągnąć się smrodem pewnie jeszcze przez kilka miesięcy, jeśli nie lat, nawet jeśli COVID-19 stanie się pieśnią przeszłości.
P.S. O ile żadnemu europejskiemu krajowi nie udało się uniknąć ofiar, to jednak Polska obrywa wyjątkowo brutalnie. Sam zwalam to na opiekę zdrowotną z paździerzu, która wysyciła się chorymi w pierwszych tygodniach października + brak kadr + brak przygotowań i rezerw (kreatywna księgowość, polegająca na przekształceniach szpitali) + my i nasze relacje społeczne i rodzinne w połączeniu z odpalonymi szkołami.
A w sytuacji coraz gorszej sytuacji gospodarczej, przy wyłączeniu z życia tylu branż, Minister-Koszmarek już rozmyśla o ponownym otworzeniu szkół, jeśli spadki byłyby widoczne :).
Macie rację
Nie wziąłem tego pod uwagę
Słyszeliście że Minister Zdrowia chce zaszczepić 31 milionów dorosłych Polaków?
Samą szczepionkę podobno trzeba podać dwukrotnie, więc trzeba skołować aż 60 milionów dawek. A najpierw zdecydować, czy bierzemy je od instruktora nart, handlarza oscypkami, handlarza bronią czy kioskarza zza rogu.
Akurat zepsuć szczepionkę będzie trudno nawet im. Dostaniemy to samo, co reszta UE, która po stokroć bardziej ogarnia rzeczywistość
No właśnie będzie łatwo ponieważ ma być przechowywana i dystrybuowana w temperaturze minus 80 stopni, a całością podobno zajmie się Sasin :D
O lekarzu z Przemyśla już pisaliśmy kilka tygodni temu. Kilka nowych artykułów poniżej.
Jeden z opisanych przypadków wyleczenia covid-19.
https://przychodnia-przemysl.pl/covid-19-opis-przypadkow/?fbclid=IwAR0SnPynQCEySW7GLtH6ADBLwuqRJBx5vPJbxf5UEuerRd52yGEXtpKBfa0
Komentarze wyleczonych pacjentów:
https://przychodnia-przemysl.pl/relacje-pacjentow-z-leczenia-covid-19-chlorowodorkim-amantadyny/
Dr Bodnar wyleczył już kilkaset osób, z jego doświadczeń korzystają inni lekarze, którzy skutecznie leczą chorych. Już pojawiają się inni, którzy potwierdzają, że amantadyna może być skuteczna w zwalczaniu wirusa https://lublin.tvp.pl/50787748/amantadyna-lekiem-na-covid19
Grzesiowski - niby specjalista od Covid-19 zagroził, że dr Bodnar zostanie pociągnięty do odpowiedzialności w przypadku śmierci chociażby jednej osoby, której podjął się leczenia. Czyli lepiej nic nie robić, niech Polacy umierają, nawet nie próbujmy, ignorujmy fakty. Oczywiście rząd ma to w dupie, bo lek tani (ale już trudno dostępny) a oni już utopili miliardy w szczepionki.
Cały świat ma to w dupie, może dlatego, że sparzyli się na chlorheksydynie i częściowo Remdesivirze?...
Temat jest bardzo śliski.
Na jednej szali mamy to, co piszesz:
- brak leków, kurczące się rezerwy remedesiviru, ba! Brak tlenu. Jak w takiej sytuacji można próbować winić lekarza, że próbuje robić co może, żeby wyleczyć pacjenta? Wreszcie każdy klinicysta ma jakąś swobodę w wybieraniu terapii, która po pierwsze, nie szkodzi - zgodnie z przysięgą Hipokratesa.
Ale jest tu sporo niebezpieczeństw i Grzesiowski, Dzieciątkowski i inni klinicyści nie są potworami bez serca, ale wskazują na pewne niebezpieczeństwa.
Pierwsze z nich:
"amantadyna lekiem na covid19" - tytuł linku. To jest pułapka, w którą swego czasu wpadł nawet taki geniusz, jak Didier Raoult (słowa geniusz użyłem bez złośliwości, facet dużo dokonał), który na podstawie własnych obserwacji klinicznych zarekomendował combo hydroksychlorochiny i azytromycyny, jako panaceum na COVID-19. Ponieważ nie był lekarzem z Przemyśla, tylko dość wybitnym, choć nieco bucowatym wirusologiem, zdobył poklask wśród polityków, m.in. Donalda Trumpa. Pułapką, w jaką wpadł Raoult było to, że nie przeprowadził zrandomizowanego badania klinicznego zgodnie ze sztuką. Takie badania muszą być odpowiednio zaślepione, z przemyślaną stratyfikacją, randomizacją, kryteriami włączania. Doświadczenia z dziesiątek lat uczą nas, że bez tego, szansa na wtopę i tragiczną pomyłkę jest gigantyczna. Nie bez powodu tak mało leków trafia na rynek. Mogę to rozwinąć, jeśli chcesz.
Ponieważ combo było na ustach wszystkich dziennikarzy, przeprowadzono dziesiątki zrandomizowanych badań klinicznych na dużych populacjach i niestety:
https://www.covid19treatmentguidelines.nih.gov/antiviral-therapy/chloroquine-or-hydroxychloroquine-with-or-without-azithromycin/
Jakakolwiek korzyść kliniczna była tak nieistotna, że w połączeniu z niewielką różnicą między dawką toksyczną i terapeutyczną, zdecydowano o tym, by nie rekomendować kombinacji we wskazaniu COVID-19. I tak - zaraportowano zgony spowodowane przedawkowaniem tego leku.
Tutaj mamy do czynienia z analogicznym procesem rekomendacji leku, jako panaceum na COVID-19. Grzesiowski wie i rozumie to, że przed takim ogłoszeniem, zrandomizowane i niezależne testy zwyczajnie muszą być przeprowadzone i nie ma siły. Wydanie rekomendacji leczenia wszystkich pacjentów w Polsce takim lekiem, na podstawie obecnych dowodów jest obarczone cholernym ryzykiem.
Grzesiowski i Dzieciątkowski mają parę innych przesłanek.
W leczeniu grypy, amantydyna podwyższa pH endosomów, blokuje kanał wapniowy i zapobiega fuzji z białkiem strukturalnym M2. Ograniczenie przepływu jonów ogranicza zakażenie grypą. Z kolei koronawirusy wykorzystują inny mechanizm wnikania do komórek i on jest już poznany. W związku z tym amantadyna nie pojawiła się jako substancja rekomendowana jako kandydat do walki z SARS-CoV2 w żadnym badaniu, włączając w to zrandomizowane badania RECOVERY i SOLIDARITY, prowadzone w wielu ośrodkach, gdzie nie rozważano nawet jej użycia. Amantadyna nie jest jednak nowa. Jej użycie pojawiało się anegdotycznie i tu i tam. Lekarz z Przemyśla nie był pierwszą osobą, która dyskutowała o tym leku.
Druga sprawa...
Prawo chroni nas przed używaniem leków "off label". Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale II Wojna Światowa i trauma wywołana niekontrolowanymi eksperymentami na ludziach doprowadziła do tego, że z roku na rok, prawo farmaceutyczne oraz konwencje zaostrzają kryteria rejestracji leków. Słowem - konwencje międzynarodowe chronią Cię przed eksperymentami. Jednym z takich eksperymentów jest stosowanie leków niezgodnie z przeznaczeniem, a więc niezgodnie ze wskazaniem, na jakie zostały zarejestrowane. Oczywiście, lekarz ma prawo użyć leku do leczenia innej choroby, ale tylko w sytuacji, gdy zgodę na to wyda odpowiednia komisja etyczna.
W tym wypadku sprawa budzi tym większe kontrowersje, że amantadyna to nie rutinoscorbin i z działań niepożądanych możemy w karcie charakterystyki poczytać sobie o: wydłużaniu czasu potencjału czynnościowego serca (inhibicja transportu jonów potasu), zaburzeniach psychotycznych i mięśniowych.
Wreszcie ostatnia sprawa. Raoult uległ iluzji skuteczności swojej terapii, prowadząc badania na niewielkiej populacji, ale nawet on wykorzystał grupę kontrolną. Brak grupy kontrolnej najmocniej wpływa na interpretację wyników. Jeśli 100 osób zachoruje na grypę i 100 osób dostanie łyżkę cukru, a później 100 osób wyzdrowieje, to jest pewne ryzyko, że badacz uzna łyżkę cukru za powód sprawczy.
Tak więc tak: istnieją legalne metody na stosowanie produktów leczniczych off-label.
Z drugiej strony, pośpiech i dowody anegdotyczne nie bez powodu budzą nieufność, a proces testowania leków jest ściśle i rygorystycznie uregulowany prawnie.
Jeszcze z innej strony, chroni nas bardzo skomplikowane prawo międzynarodowe i szereg konwencji, które wprowadziły zasady, których łamanie przyczyniało się w przeszłości do setek tysięcy nieszczęść.
Z trzeciej strony, żyjemy w szalonych czasach, gdzie pandemia zbiera żniwo i niektóre produkty lecznicze mają skróconą ścieżkę badań i rozwoju, ale nawet tutaj: żaden organ nie zarejestruje szczepionki na COVID-19 bez setek analiz bezpieczeństwa i działania oraz oceny jakości przeprowadzenia samych badań. Właśnie dlatego to tyle trwa i dlatego nikt nie szczepi ludzi nową szczepionką na zasadzie yolo.
Tak więc kto wie, może polska amantadyna z Przemyśla jest strzałem w dziesiątkę, ale jeśli nie jest, to rodziłoby to cholerne implikacje, o których też mogę rozwinąć (rozgadałem się). Trudno mi więc winić wirusologów i sceptycznych klinicystów, że bez wyników badań klinicznych, spoglądają na ten lek z nieufnością.
Wszystko fajnie tłumaczysz, dzięki. Jednak, czy w pierwszej kolejności nie powinno być ratowanie ludzkiego życia za wszelką cenę? Przynajmniej dopóki nie znajdzie się coś lepszego? Można iść tropem amantadyny, póki nie ma innych, lepszych na horyzoncie. Skoro pomaga, to czemu od razu tak ostro traktuje się lekarza, który po prostu robi to, do czego zobowiązuje jego zawód - do leczenia ludzi. Ja rzadko choruję, bardzo rzadko brałem jakiekolwiek leki, ale z tego co pamiętam wiele z nich ma pokaźną listę skutków ubocznych, ma je też Viregyt-K, to fakt. Jednak mając na względzie to, że mnóstwo ludzi przechodzi ciężko zarażenie koronawirusem, to chyba lepiej mieć te skutki uboczne Viregytu niż umrzeć z powodu Covid-19... Nie traktowałbym oczywiście tego leku jako wybawienie (choć tych, którzy go brali i uratowało im życie, to na pewno nim był), ale do czasu znalezienia odpowiedniego remedium na Covid-19 nie powinno straszyć się lekarzy rekomendujących ten lek, którzy przecież mają dobre intencje.
Drenz, mnie akurat ciężko jest postawić się w roli krytyka lekarza na froncie. To on jest na froncie, on działa w ogromnym stresie, on musi podejmować decyzje ratujące życie i ponosi za nie odpowiedzialność. Ja jestem sobie biologiem i mnie jest łatwiej gadać, patrząc na sytuację z pewnej odległości :).
Po prostu jest bardzo dużo przesłanek, by jeszcze wstrzymać się z ogłoszeniem amantydyny lekiem na COVID-19.
W Szwecji trochę się sytuacja psuje, niestety prawdopodobnie za mało osób przeszło chorobę.
I tak szacun dla Tegnella za odwagę cywilną w ogłoszeniu, że społeczeństwu nie udało się zbudować odporności zbiorowej. To jest jednak zupełnie inna klasa komunikacji ze społeczeństwem. Póki co, sytuacja wygląda tak, że mamy już 8-9 miesiąc pandemii (oficjalnie), a odporności zbiorowej próżno szukać. To też poniekąd działa na potwierdzenie naszych rozważań, że być może w Szwecji zadziałały niezależne od "bata rządowego" mechanizmy izolacji społecznej. Tak czy owak, Szwecja jest i tak w obecnym rozrachunku w o niebo lepszej sytuacji, niż my.
Jeśli już szukać kraju-kandydata, na zbadanie odporności zbiorowej, to chyba już bardziej Polska majaczy na horyzoncie, a nie Szwecja. Póki co, ta odporność zbiorowa pozostaje w sferze marzeń. Niestety widać to też we Włoszech.
Takie rewelacje na tvpis https://www.facebook.com/100000505428870/posts/3909537135739762/
zastanawia mnie czemu rośnie liczba zmarłych skoro już mamy działający ponoć lek z osocza, o samym osoczu nie mówiąc, a ludzie oddawali całkiem sporo tego, czyżby było trzymane tylko dla vipów, czyt. posłów i ich rodzin ?
ktoś ma jakieś rozeznanie jak to jest to dystrybuowane ?
Osocze ozdrowieńców jest w stanie wspomóc układ immunologiczny w zwalczaniu cząsteczek wirusa. ARDS z kolei jest wywołany przez wirusa, ale postępuje już niezależnie od wirusa (burza cytokin, nadaktywacja układu immunologicznego). Słowem - na pewnym etapie, pozbycie się wirusa przeciwciałami z osocza co prawda zabije wirusa, ale nie musi pomóc każdemu pacjentowi, u którego dojdzie do tak silnej karuzeli zapalnej.
"Kreatywna statystyka" po pisiorsku.
Kiedy było ponad 27.000 nowych dziennych zakażeń?
Ano wtedy, gdy liczba testów wynosiła:
- 67,1 tys. - 27.143 nowych zakażeń (zmarło 367)
- 82,3 tys. - 27.086 nowych zakażeń (zmarło 445)
- 66,8 tys. - 27.845 nowych zakażeń (zmarło 349)
A ile testów zrobiono w ostatnich 10 dniach, gdy liczba dziennych zakażeń była najmniejsza?
Ano tyle:
- 43,4 tys. - 21.713 nowych zakażeń (zmarły 173)
- 57,2 tys. - 22.683 nowych zakażeń (zmarło 275)
- 57,5 tys. - 24.051 nowych zakażeń (zmarło 419)
Wczoraj testów przeprowadzono 56 tys. (a więc o ponad 10 tys. mniej niż w dniach, gdy liczba nowych dziennych zakażeń przekraczała 27.000), a liczba zakażeń wyniosła 25.571, natomiast o 103 pobito rekord zgonów, który obecnie wynosi 548.
Kilka prostych działań matematycznych (przy czym zaznaczam, że w szkole olewałem matmę i miałem z niej w najlepszych latach "tróje", ale wygląda na to, że i tak miałem lepsze wyniki niż geniusze w rządzie):
I. Pierwsza grupa obejmuje 3 dni z ostatnich 10 dni, w których dzienna liczba zakażeń była największa:
1. 27.143 (5 listopada) - 25.571 (dzisiaj) = 1.572
2. 27.086 (6 listopada) - 25.571 (dzisiaj) = 1.515
3. 27.875 (7 listopada) - 25.571 (dzisiaj) = 2.304
II. Druga grupa obejmuje 3 dni z ostatnich 10 dni, w których dzienna liczba zakażeń była najmniejsza:
1. 25.571 (dzisiaj) - 21.713 (9 listopada) = 3.858
2. 25.571 (dzisiaj) - 22.683 (12 listopada) = 2.888
3. 25.571 (dzisiaj) - 24.051 (13 listopada) = 1.520
I teraz kilka pytań w zasadzie retorycznych, ale jednak sam udzielę na nie odpowiedzi, gdyby czytał to jakiś głąb, który z matmy był jeszcze gorszy niż ja.
Pytanie 1. Do której liczby jest bliżej dzisiejszej liczbie zakażeń (25.571): do największej liczby zakażeń z ostatnich 10 dni (27.875) czy do najmniejszej liczy zakażeń z ostatnich 10 dni (21.713)?
Odpowiedź. No oczywiście, że dzisiejszej liczbie zakażeń jest bliżej do największej liczby zakażeń z ostatnich 10 dni. Różnica między nimi wynosi bowiem 2.304, natomiast różnica między dzisiejszą liczbą zakażeń, a najmniejszą liczbą zakażeń z ostatnich 10 dni wynosi 3.858. Czyli dzisiejszej liczbie zakażeń jest o 1.554 zakażeń bliżej do największej liczby zakażeń (i przy okazji dotychczasowego oficjalnego rekordu w ogóle) niż do najmniejszej liczby zakażeń z ostatnich 10 dni.
Nawiasem mówiąc ta różnica (1.554) jest tylko o 34 zakażenia większa niż różnica między dzisiejszą liczbą nowych zakażeń a wczorajszą liczbą nowych zakażeń (1.520). Dużo? No jasne, że nie! Tak więc - przy uczciwej liczbie testów - ponowne oficjalne przekroczenie 27.000 dziennych zakażeń może nastąpić z dnia na dzień. Co to jest bowiem 1.500 zakażeń? Nic, co pokazały wczorajszy i dzisiejszy dzień.
Pytanie 2. Do której liczby jest bliżej dzisiejszej liczbie zakażeń (25.571): do drugiej największej liczby zakażeń z ostatnich 10 dni (27.143) czy do drugiej najmniejszej liczy zakażeń z ostatnich 10 dni (22.683)?
Odpowiedź. No oczywiście, że dzisiejszej liczbie zakażeń jest bliżej do drugiej największej liczby zakażeń z ostatnich 10 dni. Różnica między nimi wynosi bowiem 1.572, natomiast różnica między dzisiejszą liczbą zakażeń, a drugą najmniejszą liczbą zakażeń z ostatnich 10 dni wynosi 2.888. Czyli dzisiejszej liczbie zakażeń jest o 1.316 zakażeń bliżej do drugiej największej liczby zakażeń niż do drugiej najmniejszej liczby zakażeń z ostatnich 10 dni.
Że - przy uczciwej liczbie testów - zwiększenie dziennej liczby zakażeń o 1.572 nie jest niczym niemożliwym, skoro różnica między wczorajszą dzienną liczbą zakażeń a dzisiejszą liczbą zakażeń wynosi 1.520, zostało wspomniane już wyżej.
Pytanie 3. Do której liczby jest bliżej dzisiejszej liczbie zakażeń (25.571): do trzeciej największej liczby zakażeń z ostatnich 10 dni (27.086) czy do trzeciej najmniejszej liczy zakażeń z ostatnich 10 dni (24.051)?
Odpowiedź. No oczywiście, że dzisiejszej liczbie zakażeń jest bliżej do trzeciej największej liczby zakażeń z ostatnich 10 dni. Różnica między nimi wynosi bowiem 1.515, natomiast różnica między dzisiejszą liczbą zakażeń, a trzecią najmniejszą liczbą zakażeń z ostatnich 10 dni wynosi 1.520. Czyli dzisiejszej liczbie zakażeń jest o 5 zakażeń bliżej do trzeciej największej liczby zakażeń niż do trzeciej najmniejszej liczby zakażeń z ostatnich 10 dni.
Że - przy uczciwej liczbie testów - zwiększenie dziennej liczby zakażeń o 1.515 nie jest niczym niemożliwym, skoro różnica między wczorajszą dzienną liczbą zakażeń a dzisiejszą liczbą zakażeń wynosi przytoczone w poprzednim akapicie 1.520, zostało wspomniane już wyżej.
Pytanie 4. Czy wziąwszy pod uwagę wszystko powyższe (i parę innych czynników, o których tutaj nie wspomniałem), to gdyby przeprowadzać ponad 66 tys. testów jak to było w każdym przypadku, gdy dzienna liczba nowych zakażeń przekraczała 27.000, to w obecnej sytuacji też przekraczalibyśmy 27.000 albo nawet 28.000?
Odpowiedź. No jasne, że tak!
Reasumując, tylko skończony idiota lub cyniczny i nieodpowiedzialny kłamca będzie wszystkim wmawiać, że to się nazywa stabilizacja i będzie tryskać optymizmem (bo przecież oficjalnie nie bijemy kolejnych rekordów nowych dziennych zakażeń), pier***oląc przy tym niemal, że to on wynalazł szczepionkę i lada chwila będzie ją rozdawać ludziom na ulicach.
P.S. Jeżeli jakimś cudem te moje wywody dotrą do polskiego rządu, w tym ministerstwa zdrowia i będą chcieli je publicznie wykorzystać, bo sami nie potrafią zrobić tak podstawowych wyliczeń i wyciągnąć z nich oczywistych wniosków, to informuję, że nie wyrażam na to zgody bez uprzedniego uzgodnienia ze mną odpowiedniego honorarium. Nie robię bowiem tego w ramach hobby, bo mam zdecydowanie ciekawsze rzeczy do roboty w wolnym czasie. Napisałem to jako wkur***iony na obecnie rządzących obywatel, mający dość ich kłamstw, manipulacji, propagandy, ignorancji i nieudolności.
***** ***
No i dobrze, lockdownu nie będzie, niech nasz premier dalej tak działa, lepiej im tego nie uświadamiać.
Zpizek :-D :-D
Dużo pytań, ale ja mam dla Ciebie jedno, skoro rząd manipuluje danymi, żeby wyszło, że w kraju jest lepiej niż jest w rzeczywistości, to po co weszli z letniego poziomu +-25 000 testów dziennie, na poziom ponad 50 000? Przecież mogliby robić +-25 000 testów dziennie i mieć dużo lepsze wyniki niż teraz.
PS. Na księżycu pewnie też nie wylądowaliśmy i był to zpizek? :-D
To wszystko mogłoby być prawdą, gdyby nie jedno 'ale':
- Jaką masz pewność, że wyniki testów wykonanych danego dnia, przekładają się na publikowaną ilość osób zakażonych podanych tegoż dnia?
Śmiem podejrzewać, że zliczanie i publikowanie wyników dodatnich z danego dnia przeprowadzania testów, nie trwa natychmiast, tylko odbywa się partiami. Dlatego też publikowane dzienne statystyki, mogą być wynikiem spływania danych cząstkowych z kilku poprzednich dni. Jest to bardzo prawdopodobne, ponieważ wiele osób z którymi rozmawiałem, miało przeprowadzany test dnia X, a o wyniku dowiadywało się dnia Y. Dlatego byłbym bardzo ostrożny w takim uproszczonym zliczaniu dziennych statystyk i wyciąganiu pochopnych wniosków.
Poza tym wg mnie istotniejsze są trendy - czy dzisiaj podadzą 25 czy 29 tys. nowych przypadków, to przy tej skali nowych zakażeń jest mało istotnie. Już nie raz obserwowaliśmy karuzelę wyników i nawet chwilowe spadki po jakimś czasie przechodziły w późniejsze wzrosty.
Zupełnie inną sprawą jest to, jak rządzący interpretują te wyniki i jaki przekaz za tym idzie.
Ordo Iuris: obostrzenia w kościołach nie spełniają wymogów Konstytucji
Przy wdrażaniu regulacji mogło dojść do naruszenia autonomii związków wyznaniowych oraz wolności uzewnętrzniania religii - głosi opinia Instytutu Ordo Iuris
A wy tu o jakimś wirusie... są ważniejsze problemy!
Widać ten wirus nie taki straszny, najpierw to
https://innpoland.pl/163179,nowe-limuzyny-dla-rzadu-w-srodku-pandemii-miliardy-zl-na-kilkanascie-aut
teraz to
https://radioszczecin.pl/1,414596,wiemy-na-co-szczecin-przeznaczy-rekompensate-za-
kto by się tam przejmował szpitalami
Media Tvp i ich propaganda robią swoje.
Niestety, kreatywność rządzi tym rządem, a...
Marzeniem byłaby baza:
1. Ilość zleceń (+wynik) z POZ.
2. Ilość zleceń (+wynik) prywatnych.
3. Ilość zleceń (+wynik) ze względu na przyjęcie na oddział w celu wykonania zabiegu (szpitale jeszcze to "oferują").
4. Ilość zleceń (+wynik) testów antygenowych.
5. Ilość zleceń (+wynik) testów antygenowych prywatnych.
No, ale to skomplikowanych kilka kolumn w bazie danych, które można było przygotować przez 10 miesięcy. Tylko żaden pociotek/konfabulant się nie znalazł.
A propos posta NicKa... :)
https://www.rp.pl/Koronawirus-SARS-CoV-2/201119665-Roznice-w-statystykach-zakazen-Minister-oczekuje-wyjasnien.html
A Grzesiowski wieszczy tysiąc zgonów na dobę.
https://krknews.pl/koronawirus-fatalne-prognozy-rozwoju-epidemii-nawet-tysiac-ofiar-smiertelnych-dziennie/
W tej pandemii najważniejsze jest nie to ile jest zarażeń ....Nie to, ile jest zgonów.... Ale to, czy ludzie zauważyli, ,że ktoś wcisnął guzik .....
No to podziel się z nami wiedzą: Kto wcisnął guzik i dlaczego? Ale czemu.. i po co? Pandemia jest i będzie jeszcze przez długi czas... Nie wolno jej lekceważyć. Nie wolno nie przestrzegać zaleceń i stosować się do nich trzeba. Ale myśleć też trzeba :)
jaki guzik? Myślę, że odpowiedź poznamy za kilka lub kilkanaście lat :) Póki co pozostaje uważać na siebie i na swoich bliskich(bez względu na wiek).
Aha, czyli mówisz o wciśnięciu guzika, tylko jeszcze nie wiesz co to za guzik i kto ma wcisnąć
Z twittera Muska
https://twitter.com/elonmusk/status/1327125840040169472?s=20
+ coś extra, level cringe przebił szklany sufit,ciężko chory były szef GIS-u na C19 leży w szpitalu i śpiewa piosenkę Górniakowej .....
https://www.youtube.com/watch?v=Jc0uM6mI18w
Ostatnio w rodzinie komuś wdało się zakażenie i potrzebny był zabieg chirurgiczny. Niestety szpital nie chciał przyjąć osoby, ze względu na pandemię i wstrzymanie zabiegów, więc załatwił sobie w szpitalu prywatnym, zapłacił za to 2,5k, może powinnyśmy teraz przestać płacić na chorobowe skoro do szpitala, ani do lekarza nie da się obecnie dostać, a leżą tam takie osoby jak Don Gisu ?
Masowe testy w Polsce kosztowałyby ponoć 1 mld zł.
Chyba niewiele patrząc na koszty tarcz i lock-downów
No ale nikt nie chce dać zarobić firmom od testów antygenowych albo genetycznych RT-LAMP
https://businessinsider.com.pl/firmy/nie-bedzie-masowego-testowania-polakow-na-koronawirusa/6eq05z2
Nieakceptowalny koszt. To jest pół roku życia naszej kurwizyjnej szczujni. Za co ci ludzie mieliby żyć i szczuć?! Poza tym, mało realne. Zaraz by się zastępy szurów uaktywniły, że nie dadzą sobie nic wsadzić do nosa/gardła bo na pewno im wsadzą czipa od Gejtsa. Następni zaczęli by krzyczeć, że ich wirus to ich sprawa i jak chcą to będą chorować, a państwu od tego wara. Żadne sensowne metody walki z pandemią nie mają u nas sensu. My wolimy wiecznie walczyć jako potomkowie powstańców. Nieważne czy walczymy z zaborcą, logiką czy nauką.
Co takiego miałyby przynieść masowe testy, oprócz całkowitego paraliżu państwa i wyrzucenia tego miliarda w błoto ? Kilku/nastu milionom pewnie by wyszedł pozytywny, i ciekawe kto by do pracy chodził, już pomijając fakt 100% wiarygodności takich testów, sanepid i policja juz nie wyrabiają, to ciekawe kto by to kontrolował ,gdyby pół kraju było na kwarantannie.
testy kasetkowe sa na tyle proste ze srednio rozgarniety szympans sam jest w stanie sobie je pzeprowadzic.
Dzieki takiemu zabiegowi, 2-3 tygodnie lockdawnu dla pozytywnych i swiat moze wracac to jako takiej normalnosci..
Po miesiacu potrzebna by byla 2ga fala takiego testu. aby wylapac niedobitki.
Kiedy ludzie zrozumieją, ze nie można zamykać gospodarki na 2-3 tygodnie, szczególnie w kraju rozwijającym się, a potem udawać, że nic się nie stało ? Społeczeństwo na pewno się ucieszy, jak w końcu nie będzie co do gara włożyć
a kiedy ty zrozumiesz ze 2-3 tygodnie twardego zamkniecie dla zarazonych jest lepszym wyjsciem niz obecna sytuacja trwajaca przez pol roku lub dluzej.
Przy masowym tescie nie musisz zamykac gospodarki.
spoiler start
a kiedy ty zrozumiesz ze 2-3 tygodnie twardego zamkniecie dla zarazonych jest lepszym wyjsciem niz obecna sytuacja trwajaca przez pol roku lub dluzej.
Przy masowym tescie nie musisz zamykac gospodarki.
spoiler stop
Szkoda dyskutować z tobą, jesteś jakiś odrealniony, jak myślisz, że przyniosłoby to efekt
Dlatego sir tajwan proponujesz zamiast chirurgicznego cięcia powolną erozję całej gospodarki? Brzmi świetnie.
Nie bez przyczyny większość krajów na świecie, nawet tych bogatych, nie zdecydowało się na przetestowanie wszystkich.
no dawaj panie wyksztalcony podyplomowy. Taki ekspert jak ty napewno jest wstanie przytoczyc twarde liczby na poparcie swoich teori prawda.
Czy ty wogole potrafisz uargumetowac swoje teorie z pupy?
Z biznesowego punktu widzenia, ja chcialbym widziec klarowne dane dotyczace lockdownu. Postawic bizness na postojowe przez 2-3 tygodnie jest dla mnie lepsza opcja niz takie kluczenie. Bo przez kluczenie kontrachenci nie kupuja, sa problemy z dostawcami i dostepem materialow, stan kadrowy nie jest przewidywalnyi tp. Ogolnie koszty prowadzenia biznesu sa takie same, a przychody nieprzewidywalne, czesto ponizej kosztow, co w dluzszym czasie moze pociagnac binzess na dno.
Za twarde liczby i ekspertyzy się płaci kolego ;) Z ekonomicznego punktu widzenia, twoje poglądy można o kant dupy potłuc.
Wystarczy, że za liczby mi w pracy płacą, a twoje zdanie mi lata, i mimo HO nie ma sensu tracić czasu na takie dyskusje z ortodoksyjnym zwolennikiem jakiegoś masowego lockdownu ;) głupi rządzą ale na szczęście raczej nie odważą się zamknąć na tyle, żeby ludzie przestali na produkcję chodzić.
nie mussisz sie chwalic ze przybijasz karte i placa ci za liczby godzin/minut. To raczej smutne, ale rozumiem potrzebe podbudowania wlasnej wartosci ;)
Inna sprawa ze ja nigdzie nie pisalem i masowym lockdownie. Z taka logika i rozumieniem tekstu to te twoje lcizby moga dosc ciekawie wygladac. Ciekawe czy placa ci za klepanie bredni na forum?
przepraszam, taka moja przypadlosc, ze poziom polszczyzny dostosowuje do interlokutora :/
Mamy tutaj przykład narcystycznego zaburzenia osobowości :/ W PL byłbyś zapewne nieudacznikiem, dlatego musiałeś zebrać zabawki i wyemigrować, a teraz wylewasz swoje gorzkie żale w internecie :( Prawdopodobnie w rl. jesteś kolejnym smrodem, który wykreował się na forumową gwiazdę, a jak w życiu przyjdzie co do czego, to mu nogi miękną, przykre.
co ty gadasz, przeciez ja wyemigrowalem bo tutaj sie super zyje na benefitach. Jest mi tak dobrze ze caly dzien nic nie robie a stac mnie na wszystko! Wszystko doslownie!
Przecież chodzi właśnie o to że nie byłoby pieprzonego pełzającego lock-downu przez pół roku.
Lepiej zamknąć więcej na trzy tygodnie jeszcze raz po testach niż na trzy tygodnie zamykać galerie tak jak teraz otworzyć je przed świętami i zamknąć znowu zaraz po Sylwestrze...
Nie przemówisz żadnymi argumentami.
Jak to mawiał klasyk:
Kto się ***** urodził, ten skowronkiem nie umrze.
Tak samo jest w przypadku innych, w tym rzodkiewek.
Dziś 65% testów pozytywnych. Nasza diagnostyka staje się coraz bardziej trafna i dokładna!
EDIT - walnąłem się. Ponad 59%. No ale i tak, brawo!
dycydenci beda mieli problem kiedy juz do 100% dojda. poki co cyrk sie kreci dalej.
Ale trzeba przyznac ze to 65% to juz chyba ewenement na sklale swiatowa :)
Menda Dworczyk już rano w RMFie zrzucał winę na lekarzy jeśli chodzi o małą liczbę testów.
Pamiętajmy także o sposobie zmiany raportowania - teraz prywatne testy nie są zliczane. Jestem ciekaw ich ilości, bo ta grafika na TT MZ nic nie mówi.
Czekam aż te wyliczenia - które kiedyś wrzuciłem - się sprawdzą, gdy będziemy mieć 15 tys. pozytywnych na 8 tys. testów :)
Nie znam się na tych fachowych określeniach medycznych, ale ile wynosi "bezpieczna" wykrywalność, przy której można mówić, że wirus się nie rozprzestrzenia i jest pod kontrolą? 5%? 10%?
Irek co do wykrywalnosci to nie wiem, ale generalnie ludzie patrza na wspolczynnik reprodukcji wirusa.
https://plus.maths.org/content/epidemic-growth-rate
Obawiam sie jednak, ze obecne metody badania chorych w Polsce uniemozliwiaja nawet przyblizonego okreslenia tego wspolczynnika. Tzn oficjalne dane, ktore sa udostwpniane. Inna sprawa to obawiam sie, ze innych bardziej dokladnych danych oni tam w rzadzie nie maja.
Niecałe 21.000 (co prawda po niedzieli, bo po niedzieli, ale zawsze).
I jak teraz wytłumaczyć "ciemnemu ludowi", że paski w TVPiS o "śmiercionośnej chmurze nad protestującymi" to była propagandowa ściema TVPiS?
Hmm, może tak:
PILNE! Robimy coraz mniej testów!
Cholera, ale wtedy rządową propagandę o tym, że przezaje***iście sobie radzimy z epidemią i cały świat nam zazdrości, kupią tylko największe z największych debili.
Tak źle i tak niedobrze...
Dobra, niech Chodzący Sukces zacznie przygotowania do igrzysk, które wszyscy mają w dupie, niech Gliński wyda 2 bańki na Golców i pół bańki na Zenka (a później, w obliczu kolejnego wkur***u, jaki sami sobie zafundowaliśmy w ostatnich tygodniach, się z tego wycofa) - chleba z tego nie będzie, ludzie nadal będą chorować i umierać, ale za to będą igrzyska!
Aha, no i 12 baniek na maszty patriotyczne wydajcie! Nie zapomnijcie o masztach!
Wypłaszczanie krzywej po tygodniu od zamknięcia szkół trwa :-D Pewnie gdyby szkoły były otwarte to mielibyśmy 204% pozytywnych testów :-D :-D :-D
O konfabulant w akcji, to ja zapodam bardziej wiarygodny wykres - jeśli w obliczu takich wałków robionych przy raportowaniu, możemy mówić w ogóle o jakiejkolwiek wiarygodności.
Edytka:
Z rzodkiewką się nie wygra.
I widziałem ostatnio fajną grafikę o tych co jęczą na małą ilość testów :-D
Ekspert od testów przemówił mili państwo! Liczby od ilości nie odróżnia, ale to w sumie nie problem bo i tak nie ma pojęcia o niczym.
Cyferki będą się przeganiać, w końcu w grę wchodzi gruba kasa. Ciekawe ilu zmarło przy badaniach klinicznych i nie wiedzą co im podano :-D
Dodatkowo nie wymaga ponoć -80 st. C a jedynie zwykłej lodówki :)
Byle do wiosny... 2022.
Zaraz 20 firm będzie miało swoje szczepionki.
Skoro sporo firm pracowało, to nie ma co się dziwić że szczepionki się pojawiają. To w sumie dobrze, może jakoś to będzie z tym covidem.
Myślicie, że jak zmuszą wszystkich do noszenia maseczek i będą w końcu kary za nie to coś sie zmieni?
W jakimś ułamku tak, chociaż tu bardziej chodzi o załatanie absurdalnej dziury prawnej, która PiS stworzył już przy pierwszej fali
Ja mysle, ze to bardzo ciekawe pytanie, jak na pierwszy post na forum :)
Przecież są kary :-) Nie ma dowodów, że przymus zakrywania ust i nosa cokolwiek daje.
Dodał, że w przypadku skierowania wniosków do sądu, jak pokazują doświadczenia z poszczególnych garnizonów, np. dolnośląskiego - w zdecydowanej większości spraw sąd skazuje sprawców wykroczeń, a tylko w zaledwie jednym procencie zapadają wyroki uniewinniające.
www.money.pl/gospodarka/mandaty-za-brak-maseczki-ponad-55-tys-ukaranych-i-kilkanascie-tysiecy-wnioskow-do-sadu-6565977795730048a.html
Jeszcze jakieś uwagi? :-)
I po co tak cynicznie? :)
Ty swoją wypowiedź opierasz na artykule i informacji podanej od strony jak najbardziej zainteresowanej w tym, aby ludzie myśleli że sądy karają. Tymczasem:
[link]
[link]
[link]
Znajomym lekarz, po opisaniu objawów, dał 10 dni L4 i kazał siedzieć w domu. Ale na test nie wysłał bo nie trzeba. A więc tak się wypłaszcza... liczbę testów.
Chociaż jeden normalny.
10 dni w domu i cały ten koronawirus mija. Po co testy i inne pierdoly.
Koronawirus, jak wiadomo, to teraz problem nie tylko epidemiologiczny, medyczny, zdrowotny, ale też społeczny, polityczny, ekonomiczny. To cholerstwo wpływa na wszystko. Jak wielu z Was na wiosnę myślałem, że praca zdalna to tylko kilka tygodni. Potem się to przedłużało, aż zmuszono mnie do tego by się do pracy zdalnej przyzwyczaić. Wcześniej niekiedy zabierałem pracę do domu, ale na jeden, góra dwa dni.
Ta ciągnąca się patologiczna sytuacja jest o tyle dziwna w naszej branży, że firma, dla której pracuję, wychodzi na tym lepiej niż przed pandemią. Wydajność większości pracowników jest teraz wyższa. Podkupiliśmy projekty innych firm, które sobie organizacyjnie nie radziły w pracy zdalnej. Mamy teraz nieustanne ciśnienie, sporo osób, w firmie, której polska filia niedługo zatrudniać będzie 250 osób, otrzymało całkiem spore podwyżki. Cały czas zatrudniamy nowe osoby, każdego miesiąca po kilka, bo zakontraktowanych projektów jest tak dużo, że z obecnym składem poszczególnych działów byśmy się nie wyrabiali.
Przygniatająca większość pracowników pochodzi spoza Warszawy. Wynajmowali mieszkania i teraz większość z nich zrezygnowała z tego, wracając w swoje rodzinne strony. Oszczędzamy wszyscy czas na dojazdach do pracy, na posiłkach kupowanych z firm kateringowych.
Finansowo wszyscy zyskali, firma się mocno rozwinęła w ciągu tego roku, ale ja bym to oddał za powrót do normalności, do normalnego "społecznego" życia w firmie.
Niektórzy psychiatrzy mówią, że ta nienaturalna sytuacja odbije się w przyszłości na naszych zachowaniach i postawach, ale człowiek jest przecież zwierzęciem świetnie się przystosowującym do nawet skrajnych warunków, a ponieważ przeżywamy tę anomalię wspólnie, to jakieś traumy dotyczyć mogą tylko niektórych jednostek. Niemniej narasta zmęczenie tą nienormalnością, czasem frustracja, podobno kisi się w niektórych agresja. W innych branżach sytuacja nie jest tak różowa i tam ludzie realnie boją się o swoją przyszłość. Przydałby się jakiś relaks, jakieś odreagowanie tego wszystkiego. Niestety, nadciągają najmroczniejsze polskie miesiące, ciemność albo szaruga za oknem, krótkie dni. I bez pandemii wielu źle ten okres znosiło.
Wiele lat pracowałem jako wolny strzelec, głównie u siebie w domu, zatem w samotności.
Dla mnie zatem, niewiele się zmieniło, nawet może jest lepiej, pogorszyło się tylko z wychodzeniem do knajp i na koncerty.
Więcej czasu spędzam na wsi a tam nie masz klaustrofobii i zapominasz o maseczkach, dezynfekcjach i całym tym szajsie.
Więc w sumie nie jest ten covid dla mnie jakoś specjalnie uciążliwy.
Deprecha jesienna jest tak nieodmienna, że jestem przyzwyczajony, to pora dobra na umieranie lub myśli o umieraniu.
I kończąc tym pozytywnym akcentem, mówię -Dobranoc-.
Jako człowiek wsi potwierdzam, u nas się za wiele nie zmieniło. Ale ludziom, którzy mieszkają w blokach można nieco współczuć.
O depresji to mi nie mow.
Z calej jesieni najbardziej nienawidze listopad, a do tego jeszcze mam urodziny i tez wole nie myslec ktore.
Nac.
Swoja droga u mamy w mieszkaniu wisi moj portret, ktory mi zrobiono jak mialem jakies 2 lata. Z tylu na odwrocie kiedys radosnie napisalem kuslawymi kulfonami "dzis mam juz 11 lat!!! HURRAAA!"
Kuzwa, pamietacie jeszcze czasy, gdy cieszylo was, ze jestescie o rok starsi? :)
to pora dobra na umieranie lub myśli o umieraniu. Trafiłeś w punkt. Śmierć i umieranie to u nie temat mocno aktualny :(
Kuzwa, pamietacie jeszcze czasy, gdy cieszylo was, ze jestescie o rok starsi? :) Na bo. Zawsze chciało się miec te 18 lat by na legalu się piwka napić :)
Jeśli chcecie mieć pewność, że nie złapiecie covida musicie odłączyć się od internetu :) Wiem że ciężko będzie wam to zrobić ale zdrowie jest najważniejsze :D
O i o to chodzi.
Gdybym miał tak poszukać w tym wszystkim plusów...
Mam nadzieję, że stosunek pracodawców do pracy zdalnej jednak się zmieni po tej pandemii. Najgorszy był początek marca, gdzie kichnięcie powodowało automatyczne uruchomienie alarmów przeciwpożarowych w robocie i blokadę wind.
Tak, to lubiłem chodzić do pracy, ale w domu jednak łatwiej się koncentruję. Ciekawska i gadatliwa menda ze mnie i widzę teraz przez porównanie, że wszelakie kawusie, nadmiarowe spotkania i takie tam, pochłaniały dużo czasu. Dojazd, przyjazd...
Od marca robię więcej, uczę się więcej, zajmuje to mniej czasu i jestem jakoś bardziej wypoczęty. Deprecha jesienna... chyba nie mam, ale między wrześniem a marcem po prostu hibernuję. Zmienia mi się metabolizm. I czekam na wiosnę. Jeszcze chwila i przesilenie zimowe, a później to przecież już tylko Nowy Rok i barani skok i cyk i luty i Bożenko, dzień dłuższy o godzinę. A póki co, radzę sobie tak, że chodzę na długie spacery rano i zaczynam pracę później. Złapanie odrobiny światła i smogu przed rozpoczęciem pracy jednak dobrze działa.
W końcu też i sytuacja zmusiła mnie, żeby przypomnieć sobie, jak się jeździ i kupić jakieś autko.
Przez ostatnie dwa lata skupiałem się na narzekaniu, że dosyć mam już mojego przewoźnika, tylko alternatyw brakowało. Tak się składało, że zawsze puszczał Radio Zet lub RMF i choć do samych stacji nic nie mam, to jednak zawsze przejeżdżaliśmy przez centrum Radomia, przez te blokowiska i zawsze wtedy leciały ckliwe piosenki z lat 80, o miłości. Całość budowała taki klimat, jak pastele na tych blokach. W skrócie - nic dobrego. A i miarka się przebrała, jak na początku lutego dokoptowali mi pasażera z lotniska, który był chory i kaszlał i wysłał mnie na 2 tygodnie do wyra + 2 tygodnie rekonwalescencji ;). Dopiero 2 miesiące później dowiedziałem się, że utrata węchu i smaku i duszności to objaw. A że strach o mamę i teściów, to się cztery kółka kupiło. Gdyby nie pandemia, to raczej by mi się nie chciało (kursy doszkalające, szukanie modelu, dwukrotne poprawianie papierologii u pani Joli w urzędzie). W związku z tym mogę sobie pozwolić na częste wyjazdy na wywieś, do swojego małego miasteczka, albo pozwiedzać trochę tę Polskę, którą słabo znam.
A i jeszcze... rok temu leczyłem kiszki i trwało to z 7 miesięcy. Teraz mogę jeść co chcę. Pozamykali mi siłownie, to odkryłem kalistenikę. Do swojego mieszkania przeprowadzę się za miesiąc. Póki co wynajmuję schowek na miotły, gdzie od marca jestem zamknięty z żoną. Nie pozabijaliśmy się - to chyba dobrze. Jej siłownię też zamknęli, to odkryła w sobie pasję pieczenia ciast. Mocno jej w tym hobby kibicuję.
Bywały gorsze lata.
Nie każdy tak ma z pracą w domu. Dla mnie np. jest za dużo rozpraszaczy - dzieci, zawsze coś do zrobienia, inne pokusy.
To też fakt, nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Mamy jednego pracownika i on z nas wszystkich chyba jest najbardziej wydajny, mimo, że dzieciaki piszczą mu nad uchem przez cały dzień. Ale on zdecydował się na pracę z domu jeszcze na długo przed pandemią, więc chyba mu pasuje. Reszcie - nie za bardzo.
Dwa światy niczym przy czytaniu postów Alexa.
Jedni się boją o pracę, inni notują straty, a jeszcze inni się cieszą i mówią że mogłoby tak zostać :P
Jak tak czytam te nasze posty drugi raz, to dokładnie tak to wygląda ;).
Ogólnie jednak ta pandemia to niewyobrażalna tragedia. Zwłaszcza dla niektórych. Prowadzisz sobie latami biznes gastronomiczny, czy hotelarski i nagle coś takiego zmywa Cię z rynku.
Jest w sumie jeszcze jeden aspekt, który mi chodzi po głowie. Ciekawe, jak bardzo w tym roku odpłyną nam Chiny i w ogóle - Azja jako taka. Zakładając, że doniesienia o ich kontroli nad dynamiką zakażeń są prawdziwe.
I jeszcze takie branże jak przewozy? Zamknięte hotele, nie ma wycieczek szkolnych i zagranicznych czy zielonych szkół i zaraz prawie cała ta branża się zamknie i przetrwają tylko najsilniejsze firmy zostaną i jestem ciekaw jakie będą ceny wynajęcia autokaru za rok czy dwa.
No dokładnie tak jest, u mnie w firmie są zadowoleni, że nie ma lockdownu, wolimy działać na pół gwizdka ale jednak działać.
Przewozy, łańcuchy dostaw, wszystko, co związane z turystyką i nie tylko branże hotelowe. Również - o dziwo - branże zorientowane wokół opieki zdrowotnej. Splajtować, nie splajtują rzecz jasna, ale nawet one mają trudności.
Całe branże nie, ale zostaną tylko największe firmy, nastąpi konsolidacja rynku i siłą rzeczy mniej konkurencji co oznacza w dłuższej perspektywie wyższe ceny dla konsumentów a pomoc rządu jest chaotyczna i byle jaka.
603 zgony. Aż strach pomyśleć co by się działo, gdybyśmy nie wygrali z tym wirusem w lipcu.
Krzywa testów się wypłaszcza. Przybywa wolnych łóżek. Dzisiaj mamy 603 wolne łóżka jak powiedział premier Morawiecki. Jest coraz lepiej. Tylko 112 osób zginęło na Covid. Reszta zmarła na inne choroby którzy nie byli leczeni, bo mamy epidemie. Nie wiem po co oni dodają ludzi poszkodowanych z wypadkach, żeby było straszniej ? Wyciągnąć więcej pieniędzy z UE.Minister zdrowia Andrzej Niedzielski we wtorek przekonywał jednak, że sytuacja się stabilizuje i "to, co jest najgorsze, mamy w pewnym sensie za nami".
No bo się stabilizuje, liczba osób, które potrzebują pomocy w szpitalu nie rośnie w takim tempie jak w październiku.
Działoby się dokładnie to samo, z tą różnicą że może teraz mielibyśmy już jakąkolwiek infrastrukturę do walki.
Minas -> jak to zwykle bywa przy waleniu się w piaskownicy wiaderkami na piasek i łopatkami, nikt nie widzi że obok przejechał parowóz.
Kraje ASEAN podpisały umowę o strefie wolnego handlu, największą na świecie.
Niby nic takiego.
Niby nic ale dzięki temu Chiny, Japonia i Korea Pd plus reszta będzie gnać do przodu a my będziemy w ciężkiej czarnej szczególnie przy wecie budżetu unijnego i prowizorium które nie będzie zawierać funduszy pomocowych...
A zatem szczepionki mRNA powodują że nasze komórki zaczynają produkować białka wirusa a potem je zwalczają?
Rozumiem że produkcja po jakimś czasie ustaje, gdy "skończą się" wektory mRNA ze szczepionki?
Wektor adenowirusowy z białkiem otoczaki wirusa brzmi chyba mniej skomplikowanie.
Ale ponoć szczepionki mRNA to przyszłość?
Witam wszystkich, jak to dobrze, że mogę pisać; ostatnio wg jednej pani byłem statystą w szpitalu i podawano mi tlen. Z tym wirusem nie ma żartów, widziałem 30,40 latków bez chorób ,wysportowanych, którzy leżeli jak kłody.
I tu też chciałem obalić mit na temat służby zdrowia, w nocy zabrało mnie pogotowie i po 40 min leżałem już na szpitalnym łóżku w 2 osobowym pokoju z łazienką(może miałem fuksa).Obsługa (lekarze i pielęgniarki) wykonywała swoją pracę z poświęceniem(cały czas w strojach rodem z NASA).Teraz powoli dochodzę do siebie.
Dobrze, że już jest dobrze.
Z tą służbą zdrowia to tak naprawdę zależy od miejsca. Wczoraj rozmawiałem z człowiekiem (znam go od kilku lat), który otarł się o śmierć. Gdyby nie pomoc przyjaciół, którzy mu załatwili osocze i jednej pani lekarz, która załatwiła mu przeniesienie z jednego szpitala do drugiego (w innym mieście) to już by nie żył. Ten szpital, do którego trafił na początku to wg niego umieralnia, a nie szpital. Ludzi w workach jednak ze szpitali coraz więcej wyjeżdża. Twierdził, że sam dziennie oglądał 3-4 takie transporty.
Znam kilka osób, które chorowało i kilka, które "najprawdopodobniej chorowało" i z tych wszystkich relacji to wygląda jak granie w ruletkę. Albo trafisz na taki przebieg choroby, albo na taki. Jednego dnia czujesz się zdrowy w 100%, a następnego nie możesz chodzić. Po tygodniu myślisz, że jesteś zdrowy, żeby za 3 dni znaleźć się pod respiratorem.
Nie wspominając o przypadkach, gdzie w piątek dało się z człowiekiem normalnie rozmawiać, żeby w niedzielę dowiedzieć się, że właśnie umarł :(
Spokojnie, powoli zaczynają umierać, w końcu się wypłaszczy.
A tak serio - powoli to idzie mimo zamknięcia szkół.
Te ciołki nie wiedzą co robią, na 58k testów 24k jest pozytywnych, niemal 50%
Jedyne rozwiązanie teraz to testy przesiewowe, izolacja dla pozytywnych, inaczej jedynym rozwiązaniem będzie zaprzestanie testowania i ogłoszenie sukcesu.
Zamknięcie szkół najwyraźniej niewiele zmieni bo wirus się rozsiał i bez badań przesiewowych nie wyizoloujemy ludzi zarażonych, więc obawiam się że przygłupy w rządzie wprowadzą lockdown.
Ale że dziś było 19003 jak to mówią ozdrowieńców to już nikt nie pisze. Wczoraj podobnie. W telewizji też często podają ile jest w danym dniu zachorowań, a nawet czasem tylko liczbę ile zachorowało od początku pandemii.
Na calym swiecie do kontroli tego czy pandemia zwalnia czy nie stosuja metode z mojego poprzedniego linka.
A u nas w Polszy? A w Polszy jest tak:
Według ministra zdrowia fakt, że zlecanych jest mniej testów na COVID-19 świadczy o tym, że epidemia zwalnia
No nie wiem jak wy, ale się czuję bezpiecznie w kraju rządzonym przez naszych czempionów. Ehhh, szkoda gadać, chyba trzeba będzie emigrować w przyszłości.
Nie tylko politycy nie myślą?
https://www.rp.pl/Koronawirus-SARS-CoV-2/201119318-WHO-Zamykanie-szkol-jest-nieskuteczne.html
No chyba że w szkole cały czas w masce...
Plus z drugiej strony, jakoś nam nie spada, ale jak się zamknęło za późno to może faktycznie teraz już musztarda po obiedzie...
A tak to wygląda w wielu miejscach w Polsce.
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=1866447326841678&id=100004292852992
Wreszcie rząd ma plan:
1. Otwieramy galerie, żeby ludzie kupowali prezenty i choinki.
2. Pozarażają się w tych sklepach, więc zalecamy, zeby na Święta zostali w domu.
3. Po Świętach, rajdach galeryjnych i pasterkowym szaleństwie (kościoły otwarte!) wzrośnie liczba chorych, więc robimy ferie w całej Polsce w jednym terminie.
4. Na ferie wprowadzamy zakaz przemieszczania się i zamykamy wszystkich chorych w domach na 3 tygodnie kwarantanny.
5. Potem się zobaczy: jak nic się nie zmieni, to lockdown; a jak się coś poprawi, otwieramy szkoły.
6. I jazda od nowa.
Wreszcie jakiś plan!
2. Pozarażają się w tych sklepach, więc zalecamy, zeby na Święta zostali w domu.
Nieprawda, żadnych zaleceń, zamkną wszystkich dwa-trzy dni wcześnie :(
Przede wszystkim: plan nie uwzględnia tego, że w styczniu pół Polski może pojechać na delegację w jedno miejsce, do którego wszystkich dróg policja nie obstawi. A to miejsce, gdzie jest tak ciasno, że w sezonie psy pionowo machają ogonami, bo nie da się na boki.
Chucpa, w styczniu powiedzą, że przez święta i przez to, że otwarli sklepy będą nowe rekordy stawiam, że minimum 50 tysięcy dziennie gdyby naprawdę był jakiś straszny wirus i ta pandemia to by tak nie robili, nie ryzykowaliby życiem obywateli. Tylko ślepy i głuchy może już wierzyć w tą całą pandemię.
jak się taki trend utrzyma, to nie ma nawet sensu wydawania hajsu na szczepionki, do tego czasu przechoruje ponad połowa społeczeństwa co już nam będzie wszystko jedno