No cóż nadszedł czas aby wreszcie zakupić swoje mieszkanie więc pytam GOLowych ekspertów które oprocentowanie wybrać? Wiem że to wróżenie z fusów ale gdybyście mieli wybierać to które lepsze? Może z perspektywy czasu ci którzy wzięli jakiś czas temu się wypowiedzą? Kolega z pracy wziął gdzieś pod koniec zeszłego roku z 5 letnim stałym i póki co trochę w plecy jest, bo nie dość że raty są przez to z automatu wyższe to jeszcze stopy spadły i rata poleciałby mu w dół. Obecnie stopy procentowe już raczej na pewno nie spadną, a raczej powinny rosnąć. Według symulacji z banku różnica pomiędzy ratą z stałym, a zmiennym wynosi ok 80 zł. Jak stopy nie wzrosną, to będę przepłacał o 80 zł co miesiąc. Jak wzrosną, to różnica będzie maleć, a może nawet na zmiennym rata będzie wyższa za jakiś czas. Chyba póki co bardziej pasuje mi opcja z stałym, bo to jednak większa stabilność i pewność, chyba że macie inne zdanie?
Generalnie czego nie wybierzesz, bedziesz mial prze...chlapane. Kredyt bierzez na lat pewnie z 20, a przez ten czas tyle razy wszystko sie moze przetasowac, ze nie ma sensu rozwazania co TERAZ ma wiekszy sens, bo za 5 lat moze byc dokladnie na odwrot.
Co mowie jako kredytowicz (i to jeszcze frankowy :P).
Ale ze to jedyny sensowny sposob na wlasne locum (i nie mowcie mi o wynajmie, po 40 latach wydales rownowartosc mieszkania z kredytem i nadal g... masz; a kupione na kredyt mieszkanie mozna wynajac fanom takiego rozwiazania jak chcesz np. gdzies za praca wyjechac, wiec wcale nie jestes do niego :przykuty") jak sie nie ma sporo kasy i bogatych rodzicow, wiec - powodzenia.
Przeczekać korona-zimę i czekać do wiosny, aż cie deweloperzy i banki po nogach będą całować, że chcesz mieszkanie kupić.
Ja pod koniec 2019 zmianialem dom i bralem nowa hipoteke. Wybralem troszke drozszy o stalym oprecntwaniu na 5 lat zamiast trakera.
Stale oprocentowanie daje ci jakas doze spokoju w niespokojnych czasach, i jak cos pierdyknie to nie dostaniesz w leb rykoszetem.
ssforever - jak dane finansowe w niespokojnych czasach pokazuja, podczas zawirowan kredyt sa drozsze niz tansze, wiec liczyc na to ze za pol roku bedzie taniej to mozna sie srogo przeliczyc.
W mnie w UK, przez koronke, banki przestaly udzielac tanich kredytow oraz kredytow o malym wkladzie. Nagle zaczal sie wymog posiadania 30% wklady wlasnego i spory skok oprocentowania. Developerzy przestali sprzedawac nieruchmosci oraz wstrzymali prawie na pol roku prace na budowach.
No też jednak bardziej skłaniałbym się ku stałemu. Oprocentowanie wyższe, ale człowiek śpi spokojnie że nagle z dnia na dzień rata nie zacznie rosnąć. Szkoda tylko że na początek można to brać tylko na 5 lat.
To wspaniały kraj, gdzie deweloperzy nie muszą zarabiać i banki nie muszą zarabiać. Jak inwestycje są w połowie lub 3/4 to inwestor będzie musiał je upłynnić nawet z małym zyskiem i spłacić kredyt na inwestycje. W Polsce koronka zaczęła się dopiero późna wiosna, a ludzie myślą, że już wszystko widzieli. Zobaczymy jak wróci totalny lockodwn i do wiosny zainteresowanie nieruchomościami i hipotekami zleci do obecnych 10%.
To nie ma żadnego znaczenia. W twojej głowie powinien siedzieć mały marcin który będzie ci stale przypominał żeby spłacić to jak najszybciej. Jak bierzesz kredyt na 30 lat to miej w głowie aby tak dokonywać nadpłat aby po maksymalnie 10 latach się z tego urwać. Pensje dla ludzi z czasem i wiekiem rosną więc to żaden problem.
Jak bierzesz kredyt na 30 lat to miej w głowie aby tak dokonywać nadpłat aby po maksymalnie 10 latach się z tego urwać. Pensje dla ludzi z czasem i wiekiem rosną więc to żaden problem.
Alex robi to specjalnie? Bo już sam nie wiem.
AleX pisze prawde, jednak ulokowana w innej rzeczywistosci. Jesli ktos zarabia misiecznie tyle, ze kredyt ot 20% zarobkow to jego rada jest najbardziej adekwatna. Realia w Polsce sa zgola inne. I to juz nie chodzi i stan zarobkow ale i o polska mentalnosc, gdzie bierze sie kredyt na maximum mozliwosci finansowych. W takiej sytuacji, tylko niewielki odsetek skorzysta z rady AleXa :)
Kredyt brałem 6 lat temu kwota 265 tys rata była na start 1380 zł na dziś rata wynosi 1100 zł oprocentowanie zmienne. Jeszcze 24 lata i spłacę ;)
6 lat temu zaciągnęłam kredyt hipotecznym ze zmiennym oprocentowaniem i prawdę mówiąc, to czy stałe czy zmienne mi zwisało przy innych warunkach kredytu, takich jak raty stałe/malejące, waluta, prowizja, obowiązkowe produkty dodatkowe do kredytu. Mój kredyt ze zmiennym miał akurat inne fajne warunki i dlatego go wzięłam. Z moją niską skłonnością do ryzyka wybrałabym jednak oprocentowanie stałe, żeby móc spać spokojnie, a nie w razie jakichś kłopotów ponosić koszty uszczerbku psychy ;) Zwłaszcza, jeśli ewentualna różnica nie jest odczuwalna dla portfela.
Ostatnie lata potwierdziły, żeby zadłużać się w walucie, w której się zarabia. Warto też przejrzeć oferty rat stałych czy malejących - mi możliwość zaciągnięcia kredytu ratami malejącymi pozwoliła zaoszczędzić ok. 15% wartości spłacanego kapitału. Przy braniu kredytu na bieżąco przygotowano mi taką symulację.
No i przede wszystkim, życzę zaciągnięcia kredytu, na który stać i w razie przejściowych kłopotów móc go spłacać z oszczędności.
Jeszcze praktyczne doświadczenia co do uwalniania się z hipoteki w 10 zamiast 30 lat - nadpłaciłam go na tyle, żeby nie odczuwać comiesięcznych rat. Z pozostałością niezbyt się śpieszę, w pewnym sensie traktuję hipotekę jako nisko oprocentowany kredyt konsumencki i wolę mieć większą płynność na wypadek nieprzewidzianych wydatków kosztem paru groszy odsetek (są niewielkie dzięki wyborowi rat malejących). Na szczęście pozwoliły mi na to zarobki i brak innych osób na utrzymaniu, a przede wszystkim... no cóż, oszczędna mentalność - kupno małego mieszkania parę km od centrum miasta i urządzenia go w standardzie podstawowym ;)
Do wycięcia. Pomyliłem raty malejące z oprocentowaniem stałym.
Kredyt na mieszkanie braliśmy 2 lata temu, 270k i oprocentowanie stałe. Na ten moment rata 1060zl. Wcześniej przez 2 lata wynajem mieszkania, gdzie po znajomości 1300zl więc...
Podbijam wątek po kolejnym pandemicznym roku a sam mam ten sam dylemat, tyle że na dom i to samo pytanie. Oczywiście decyzję ostateczna podejmiemy sami ale rady dobrze zaciągnąć wszędzie. Wróżką też nikt nie jest wiadomo
Imo wieksze prawdopodobienstwo walki z kroczaca inflacją, czyli podwyzszania stopy procentowej w najblizszych latach. Jesli roznica akceptowalna, to pewnie bym sie decydowal.
Szkoda, ze nie mamy jeszcze euro jak np. W Holandii, bo tam mozna brac stale na caly dlugi okres kredytu.
A nie da się czegoś zrobić żeby mieć mieszkanie bez kredytu? Bo hipoteka to blokada tzw współczesne niewolnictwo więc warto to wyeliminować z życia. No chyba że mamy bardzo dobre zarobki żeby spłacić w kilka lat to tak można się zdecydować w przeciwnym wypadku trzeba robić wszystko żeby nie brać.
Należy wiedzieć że teraz są zanizone stopy procentowe A inflacja wysoka i rośnie więc są to skrajne niekorzystne warunki do kupna mieszkania bo inflacja i zanizone stopy procentowe powodują że mieszkania są zwyczajnie za drogie A dodatkowo w niedalekiej przyszłości sprawią że kredyt będzie drogi w spłacie.
Ja brałem za gotówkę na dołku ale ja interesuję się troche systemem monetarnym wiedziałem że takie rzeczy kupujemy w czasach kiedy tanieja nie drożeją. Ale gdybym nie miał gotówki (czyli nie było by mnie stać) to bym kombinowal jak mieć bez kredytu może socjalne i wykup po 10 latach na stałe. tutaj trzeba spełnić warunki ale znając warunki da się dostosować żeby dostać. Może jakieś tbs może miejskie do kapitalnego remontu itd trzeba by się zorientować i dostosować do wymogów.
Nie przewidzi w dzisiejszych głupich czasach, co będzie, więc ciężko doradzać. Osobiście rozegrałbym to jednak tak. Poszedł do banku, niech mi zrobią symulację obu opcji i jeśli dla stałego oprocentowania rata byłaby akceptowalna, to brałbym właśnie taki kredyt. W zasadzie, to tak właśnie zrobiłem kilka miesięcy temu. Mam 5 lat względnego spokoju, przez ten czas uskładam, ile się będzie dało, aby po okresie ochronnym nadpłacić możliwie dużo i wtedy przejście na oprocentowanie zmienne będzie mniej bolesne. Druga rzecz, niby oczywista, to należy mieć zawsze odpowiedni zapas przy spłacaniu i wtedy żadna z opcji nie będzie wielkim problemem - wyższa rata przy stałym procencie czy po podwyżce stóp. Te na pewno wzrosną, bo spadać już nie mogą, ale też nie na tyle, żeby rata skoczyła dwukrotnie. Dlatego najważniejszy jest właśnie ten zapas, a kwestia oprocentowania jest w tym momencie drugorzędna.
Zgadza się, tylko widzisz, w Polsce ludzie chcą mieć jak największe mieszkania, a że najczęściej nie zarabiają zbyt dużo, to biorą kredyt na maksimum swoich możliwości finansowych. Gdy po jakimś czasie rata rośnie to wtedy jest płacz.
Tak jak wyżej chyba Alex napisał, z biegiem lat ludzie podwyższają swoje kwalifikacje i teoretycznie powinni zarabiać coraz więcej, ale nie zawsze tak jest i nie dotyczy wszystkich branż (w szczególności budżetówki).
Wiem, że wiele osób bierze kredyty ponad miarę. Ponad miarę, bo jeśli rata zżera niemal wszystko, co pozostaje po odliczeniu kosztów życia, to znaczy, że danej osoby na ten kredyt po prostu nie stać. To samo było przy pożyczkach frankowych wiele lat temu. Zamiast wziąć mniejsze mieszkanie za złotówki, to ludzie brali bardziej okazałe za franki. Dzisiaj jest płacz, zgrzytanie zębów i walki z bankami w sądach. No bo przecież miało być takie pięknie, obiecywali. Tak, w Amber Gold też obiecywali.
Jak największe... kto wam te kocopoły opowiada, Glapa z dwórkami?
Jesteśmy chyba w ogonie EU jeśli chodzi o powierzchnię mieszkalną w przeliczeniu na osobę...
40 m2 apartamentu, takie rzeczy tylko u nas...
Jakie będzie to mniejsze mieszkanie dla osoby zarabiającej medianę, czyli chyba jakieś 3-3,5k na rękę? Apartment 25 m2 bez balkonu?
Czy ktoś zaprzecza, że gówno zarabiamy w porównaniu z cywilizowaną Europą? Tylko co to oznacza? Że należy brać kredyt, na który nas nie stać? Nie mówię, że wszyscy tak robią, ale zdarza się i jeśli mam coś doradzać, to przede wszystkim, aby brać pożyczkę dostosowaną do możliwości. Jeśli dla kogoś będzie to oznaczać małe mieszkanie, to co ja poradzę? Lepiej zadłużyć się pod korek i drżeć za każdym razem, jak tylko widzi się jakiś nagłówek o stopach procentowych? Nie wiem, o co się oburzasz.
Mnie juz palcow zabraklo do liczenia znajomych ktorzy wzieli kredyt pod korek, bo przeciez nie beda mieszkac w "blokowisku" tylko developerka albo dom bo dzieci przeciez "muszom" biegac po trawie...
Szwagierka nie dostala kredytu na swoje nowiutkie mieszkanie, ale w starym budownictwie nie kupi, bo jest wiesniaczka xD i nie bedzie mogla sie pokazac...
Kuźwa jak ja się cieszę że miałem więcej oleju w głowie jak kupowałem swoje cztery kąty :D Zdolność mi wyszła na 250-300tys., w zależności od banku, ale nie szukałem nie wiadomo jakiego standardu, ani przesadnie dużego metrażu - zdecydowałem się na skromne, choć ładnie wyremontowane i zadbane mieszkanko za niecałe 130tys. Dzięki temu ratę mam na tyle niską że już sporo udało się nadpłacić, i z początkowych 30 lat już sobie skróciłem do niecałych 16 :)
Mnie ostatnio doradca mimo wszystko proponował stopę zmienna, ponieważ stałej na więcej jak 5 lat nie weźmiesz, a różnica w racie jest spora (w mojej wynosiła prawie 800 zł...). Bazował też na opinii, że WIBOR nie miał aż takich wahań przez ostatnie 10-15 lat ażeby to było opłacalne.
Co będzie to tego nie wie nikt, aczkolwiek tak tanich kredytów jak teraz to chyba nigdy nie było - prowizje po 0%. Chodzą słuchy, że mieszkaniowa bańka ma pęknąć ale na pewno nie będzie to od razu po nowym roku... tak przynajmniej ja założyłem.
Ta bańka pęka już od kilku lat, i jakoś pęknąć nie może. Ceny cały czas idą w górę, i nawet covid tego nie zmienił.
Bo bańka nigdy nie pęka wtedy gdy ludzie tego chcą I gdy leszcze myślą, że to już. Pęka, gdy leszcze zmienią zdanie i przyznają, że nie pęknie nigdy, bo żadnej bańki nie bylo...
W każdym razie to jest jedyna nadzieja dla wielu normalnych ludzi.
Coś jak z coinami...
Dlatego ja osobiście na żadne pękanie bańki nie czekam i biorę kredyt dopóki jest tani :p
Ta bańka pęka już od kilku lat, i jakoś pęknąć nie może. Ceny cały czas idą w górę, i nawet covid tego nie zmienił.
Dokładnie. Ja pamiętam jak 3-4 lata temu oglądałem ogłoszenia w pewnym rejonie Warszawy, który wydawał mi się średnio atrakcyjny, bo dość daleko od centrum i AŻ po 7,5k zł z metra. Ostatecznie kupiłem 2 lata temu jeszcze dalej za 9k zł z metra, a dziś mógłbym sprzedać już spokojnie za 11k (nie licząc +1k zł za wykończenie).
Nikt nie powie definitywnie co się stanie z cenami, ale jeśli chodzi o kupowanie dla siebie, a nie pod spekulację lub inwestycje, czekanie może nie być wskazane. Scenariusze możliwe są trzy:
1) Ceny nadal dynamicznie rosną - w takim wypadku czekanie nic nie da, bo ceny będą szły w górę szybciej niż przeciętny człowiek będzie w stanie odkładać pieniądze.
2) Ceny się ustabilizują - też czekanie za wiele nie da, a w większych miastach co lepsze grunty się zabudują i można zapomnieć o przyzwoitej lokalizacji.
3) Ceny zaczną spadać - tyle, że na nieruchach spadki to zwykle powolne schodzenie z ceny przez kilka lat (jak w Polsce np. lata 2008-2013) i bez jakiegoś ostrego kryzysu polityczno-gospodarczego to nominalnie spadek o nie więcej jak 10-20%. Jak komuś pasuje mieszkanie kątem u rodziców czy na wynajmowanym przez kilka lat, to ok. Jednak komfort "swojego" (nawet z kredytem) jest o wiele większy niż życie w wynajmowanym mieszkaniu, przynajmniej ja mam taką opinię po 10 latach wynajmowania mieszkań.
Zainspirowany wątkiem sprawdziłem ceny na rynku wtórnym w mojej bezpośredniej bliskości. Lekko się zdziwiłem, zaczynają się od 14k za metr i dochodzą do 20k.
Chyba opylę swoje.
Przejęzyczyłem się, taka freudowska pomyłka;-P.
Biorąc średnią cenę wyszło mi jakieś 1,2 mln, szybkie oszacowanie zysku z wynajmu to jakieś 15-20 lat, czyli chyba trzeba żeby sprzedała.
Biorąc średnią cenę wyszło mi jakieś 1,2 mln, szybkie oszacowanie zysku z wynajmu to jakieś 15-20 lat, czyli chyba trzeba żeby sprzedała.
Przypomniała mi się właśnie sytuacja mojej koleżanki. Kupiła kilkanaście lat temu mieszkanie od szemranego dewelopera, który wybudował blok z jakimiś wadami. Deweloper potem upadł i tych wad już nie naprawił. Jakiś czas temu wyprowadzili się z mężem z tego mieszkania, bo po kilku latach kupili coś większego, a samo mieszkanie wynajęli. Niedawno stwierdziła, że sprzedają, bo teraz rynek nieruchomości jest tak nagrzany, że "wszystko zejdzie", nawet z wadami, a jeśli by się rynek załamał, to praktycznie nie będą mieć już szansy sprzedać.
Nie jest to zresztą jedyny podobny przypadek. Znam inny, gdzie pewien budynek też wiele lat temu został wybudowany z wadą (posadowiony na torfach pod fundamentami przez co nierównomiernie osiada do dziś), a ludzie podobno kupują mieszkania po ponad 10k zł z metra w ogóle nawet nie dopytując u administracji o stan budynku.
Co prawda ja niczego doradzać nie zamierzam, ale okres w którym wszyscy są nastawieni "byczo" do danego produktu/aktywa, schodzi każdy bubel, a jednocześnie ludzie na ulicy rozmawiają o kupowaniu mieszkań na wynajem i flipowaniu, wydaje się dobry na wyjście z zyskiem. :D
https://www.knf.gov.pl/knf/pl/komponenty/img/Spot_radiowy_Stopy_Procentowe_Ryzyko_74057.mp3
Jak juz w radiu graja...
Przykładowo, w jednym z banków różnica między stałą (na 5 lat) a zmienną stopą, w realnym oprocentowaniu (uwzględniając ubezpieczenia, itp.) to tylko lub aż ok. 2%. Dużo? Mało? To zależy.
Dziś mamy stopy na rekordowo niskim poziomie i wbrew ekonomicznej logice politycznie sterowana RPP utrzymuje ja na praktycznym poziomie 0%. Scenariusz zejścia niżej jest bardzo mało prawdopodobny, a większość banków dziś już zapewne daje w umowach zapisy, że minusowa stopa jest traktowana jako 0, czyli taniej nie będzie na zmiennej stopie. Do tego mamy inflację już ok. 5.5%, a będzie pewnie i więcej pod koniec roku, po czym ekonomiści przewidują jej "spadek" do 3-4% w kolejnych latach.
Teraz pytanie brzmi, czy RPP wbrew rozsądkowi, ale zgodnie z linią partii utrzyma stopy na 0%, czy jednak w pewnym momencie się obudzą i zaczną podnosić? Ja osobiście obstawiam, że do końca roku przeczekają, potem rzucą kilka podwyżek o 0.5%, pewnie dojdziemy do okolic 1.5-2.5% za 2-3 lata. Chyba, że coś złego się zacznie dziać i nagle będą musieli wskoczyć od razu na 5-10%.
Stała stopa chroni przed tym ostatnim scenariuszem, ale kosztem trochę wyższych rat obecnie. Nawet jeśli stała jest tylko na 5 lat, gdyby coś się zaczęło dziać, zawsze można w te 5 lat się sprężyć, pracować na dwa etaty i nadpłacić jak najwięcej.
Jedni mówią, że spadnie do 3-4%, a inni, że do 6% z 7% pod koniec roku :)
Tak naprawdę nikt tego nie wie. Ale jedno jest pewne, polityka rządu i otoczenie makroekonomiczne jest proinflacyjne. Powrót do 3% w kolejnych kilku latach to raczej optymistyczny scenariusz. Jeśli weźmie się pod uwagę procent składany i fakt, że "spadek" inflacji oznacza tylko, że nasze pieniądze wolniej będą tracić na wartości (a nie ją odzyskiwać) to fajnie to nie wygląda.