Jak to się stało, że otyłość stało się modą? Jak to się stało, że stan doprowadzający do różnych powikłań zdrowotnych stało się swoistą "stylówą"? Ja rozumiem, że ktoś może się tak pocieszać, komuś się to może nawet podobać, ale promowanie otyłości jako MODA i to jeszcze przez sklepy odzieżowe to już patologia społeczna. Może następną "stylówą" stanie się anoreksja, którą chwytliwie nazwą MinusSize. Dokąd świat zmierza.
Ludzie którym nie chce się wziąć za siebie szukają usprawiedliwienia/pozytywnych stron swojego lenistwa.
Ludzie którym nie chce się wziąć za siebie szukają usprawiedliwienia/pozytywnych stron swojego lenistwa.
Jestes grubasofob -> powered by zachodnia cywilizacja
Zdjęcia które wrzuciłeś wyglądają raczej jak reklama sklepu który na allegro sprzedaje swoje produkty. To raczej normalne że sklep chce się kojarzyć raczej pozytywnie więc promują takie a nie inne postawy. Nie robiłbym z tego wielkiej afery, nie jest to jakiś ogólnoświatowy pogląd.
Może następną "stylówą" stanie się anoreksja, którą chwytliwie nazwą MinusSize.
Nie musi, anoreksja była "poprzednią stylówą", wystarczy spojrzeć jak wyglądały modelki kilka lat temu.
Wiesz ze powiedzenie grubej babie w usa zeby schudla traktowane jest tak samo jak homofobia :P
No cóż, gwarantuję ci że jeśli będziesz chodził po ulicy, podchodząc do każdej otyłej kobiety i mówił jej "schudnij gruba babo" to będziesz uznany za chama w każdym kraju.
No powiedzenie grubej babie ze jest gruba tak samo jest traktowane, a to jest stwierdzenie faktu :D
Myślę, że jak by chciała to by schudła.
Może następną "stylówą" stanie się anoreksja, którą chwytliwie nazwą MinusSize.
Myślałem, że to już było.
Przeciez to promocja sklepu, u nich moda to zapewne synonim slowa "kolekcja", nikt tego nie promuje jako styl zycia.
Na duza wieksza skale jest imo promowana stylowa w druga strone we wszelkiego rodzaju sieciowkach, przez co na przyklad wiele normalnie zbudowanych dziewuch nie miesci sie w ""standardowym kanonie rozmiarowego piekna", co konczy sie u nich roznego rodzaju problemami.
Podobna moda jest na rzeczy gamingowe. Bycie uzależnionym od gier to choroba. Wynikają z tego problemy z plecami, oczami, łokcie i kolana też wysiadają od ciągłej pozycji 'do grania'.
Czytaliście artykuł o typach graczy w sklepie gier? Połowa nie potrafi sie wypowiedzieć :)
Wole plussize jak klasyczne modelki (wieszaki)
To rozlewa sie z UK i USA, gdzie poprzez media grubasy zaczely wmawiac innym aby akceptowac siebie takim jakim sie jest.Nie jest to tylko trend napedzany przez producentow odzierzy, czesto osoby znane, ale malo sklonne do trzymania normalnej wagi wystepuje jako twarze tego trendu. Nastepuje kreowanie nowej normalnosci, gdzie rozmiarowki 14-16 (angielskie nie polskie) kiedys uwazane za oversize, sa traktowane jako nowa norma. Szczegolnie smiesznie to wyglada jak typiara ma 1.50 wzrostu i wmawia sobie ze majac rozmiarowke 16 jest atrakcyjna.
Osobiscie gustuje w normlnych rozmiarach (~10) ale z dwojga zlego to juz lepszy wieszak bo taka szybciej dojdzie do normalnosci niz toczace sie 100 kilo.
O kolejny nietolerancyjy grubasofob ;D
Jedną z kilku rzeczy z których mogę być w zyciu dumny, jest to że mam kontrolę nad swoja wagą i apetytem. W 2013 roku ważyłem 80 kg, obecnie ciut ponad 50. Takich cykli miałem kilka, gdzie umyslnie chudłem.
Aranthebes - koszykarzem nie będę, wagę taką mam bo najlepiej się z nią czuję, poza tym, uprawiam szybki chód a czasem biegam, spalam szybko kalorie. Dziennie po 10 km przechodzę, jesli nie więcej, dobra przesadziłem, jak mam okazję i możliwość to tyle prrzechodzę, nieraz mi się nie chce i tramwajem se zajadę do pracy.
Aż się zważyć poszedłem, no nie jednak, przepraszam za błąd 58 ważę, no to nie ciut ponad.
W takim razie musisz mieć 160cm wzrostu, skoro swoją wagę uważasz za normalną...
Np. ja ważę 86 kg, no ale ja mam 184cm.
Gęstochowa Ważysz tyle co ja, tyle że jak mam 178cm wzrostu.
W latach 90tych projektanci mody lansowali heroinistki z przetluszczonymi włosami , dziś lansują otyłe kobiety.
Zawsze wymyślą coś niestandardowego.
Aaa co do takich reklam, to kobiety otyłe też kupują ciuchy i takie reklamy do nich trafiają. Grubych ludzi jest sporo więc tak działa rynek.
Ala nie sprawisz że grubi ludzkie znikną i muszą się gdzieś ubierać.
Chociaż faktycznie *plusy bycia sobą" to już przesada. To o czym pisze Drackula to też fakt.
Ale sklepy typu "puszysta pani* to nic nowego.
Chociaż faktycznie *plusy bycia sobą" to już przesada.
Nie uważam tak, to jednak tylko reklama. Myślę że slogan "Wpadnij do nas może wciśniemy twoje dupsko w jakieś gacie" mógłby nie być specjalnie skuteczny.
Celem reklamy jest to żeby klient poczuł się akceptowany, zaopiekowany i nie oceniany krytycznie. Celem marketingowca który takie hasło wymyślił nie jest poprawa stanu zdrowia klienta, tylko sprzedaż produktu.
Natomiast z Drackulą też się nie do końca zgadzam. Te tzw. normy piękna nie są niczym stałym. To że kilka lat temu kanonem piękna była kobieta parę kilo lżejsza niż dzisiaj, to wcale nie oznacza że tamten kanon był w jakikolwiek sposób właściwszy czy "jedyny słuszny".
Problemem w moim mniemaniu są jedynie postawy skrajne, które były problemem i 10 lat temu i są dzisiaj. Osoby chorobliwie otyłe lub chorobliwie chude przypłacają to po prostu zdrowiem, a czasami życiem. I z tym należy walczyć, z jedną I DRUGĄ skrajnością. A to że faceci statystycznie wolą dzisiaj trochę większą dupkę u swojej drugiej połówki nie jest żadnym problemem.
Absolutnie nie pochwalam, bo otyłość to zdecydowanie choroba wynikająca z własnej głupoty i lenistwa.
Ale z drugiej strony może w końcu będę miał się gdzie ubrać, bo od paru lat w normalnych sklepach typowe XXL jest na mnie dużo za małe ;D
Dużo jest niestety tego, ja jestem gruby i to moja największa życiowa porażka, mam straszny problem to jakoś sensownie ogarnąć, czasem jest lepiej, czasem gorzej, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby mówić o akceptowaniu siebie z tego powodu czy nawet dumy.
Ostatnio czuję się jak Samuel L. Jackson w Django jak widzę te wszystkie hipcie, szczególnie płci żeńskiej, które dowodzą na instagramach, że nigdy nie chciałyby być szczupłe albo trafiam na produkcje netflix o tym, że glowna bohaterka ma 100 kg nadwagi, ale wyrwała największe ciacho w szkole, zmolestowała go seksualnie, ale w tę stronę to jest dobre i w sumie to trzeba siebie pokochać.
Już nawet nie wspomnę o TVN Style i tej telewizji dla kobiet, to jest jakaś "mafia tłuszczowa", przecież tam każdy program jest o grubych kobietach, które uczą się samoakceptacji, idą do fryzjera, kosmetyczki, stylistyki, a żadnej nie wysyłają do dietetyka czy trenerki... Na koniec programu zawsze mamy ważącą 120 kg uczesaną, umalowaną, ubraną pannę młodą, a cała rodzina płacze jaki będzie piękny zawał serca przed 40-tką. Bo to już nawet nie są "pyzate" kobiety, tylko naprawdę monstra.
To nie tylko nie jest estetyczne, ale nawet nie jest zdrowe, ale sprawy niestety wymknęły się spod kontroli i tam juz dawno nie ma walki o "nie wyzywaj od grubasow", tylko wmawia sie tym biednym hipciom, że nie dzieje się nam nic złego.
Jak większość degeneracji i to przywędrowało zza oceanu, gdzie wskaźniki otyłości są w okolicach 40%+ i póki co będą rosły przynajmniej do 65%, ponieważ nie zanosi się na jakiekolwiek poważne zmiany w prawie i gospodarce, które pomogły by zwalczyć ten trend.
Można godzinami pisać ale na YT jest masa interesujących filmów dokumentalnych i reportaży na ten temat, jak ktoś jest ciekaw co się tam dzieje to warto zerknąć.
https://www.youtube.com/watch?v=nxyxcTZccsE
Ja myślałem, że obecnie jest moda na bycie FIT, a wy mi wmawiacie, że niedługo czeka mnie "dyktatura" grubasów. Jak to jest? Coś mi umknęło?
Nie zrozumiałeś.
Problem otyłości narasta od wielu lat, dokładnie tak jak pokazują twoje wykresy i doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
Mi bardziej chodziło o to, że generalnie otyłość nigdy nie była społecznie akceptowana.
Ostatnio wręcz nastała moda na siłownie, crossfity, bieganie itp itd.
Tutaj się dowiaduję, że obecnie lansowane są jednak zupełnie inne wzorce, stąd moje zdziwienie.
Kyahn -> moze w polsce ;D
Kyahn=> Cóż, w wielu kulturach na przestrzeni wieków otyłość była nie tylko akceptowana, ale też dobrze widziana czy nawet pożądana. To oczywiście wyjątki w historii, ale nie z głównie powodów ideologicznych i filozoficznych, ale realiach życia- przez 98% historii człowieka na ziemi żywność była wielkim problemem. Regularną i powszechną rzeczą były epidemie głodu, mimo ciągłej ewolucji technologii upraw i preparowania żywności ludzie cały żyli w świecie permanentnego widma deficytu energetycznego. Zaczęło się to zmieniać pod koniec pierwszej połowy XX wieku.
Oczywiście że to można odbierać przez pryzmat zawirowań kulturalnych, od kultu bardzo krągłych kobiet w paru antycznych cywilizacjach, przez eksponowanie na obrazach wielkich brzuchów szlacheckich, po współczesne naleciałości np. w Ameryce Łacińskiej, gdzie tu i tam większe kształty są (lub do niedawna były) utożsamiane z pomyślnością, szczęściem, dobrobytem i społecznie mniej piętnowane, jeśli w ogóle.
Koniec końców znaczenie ma nie narracja a fakty, a fakty są takie że mimo ogromnego rozwoju nauki i wiedzy na ten temat, popularyzacji sportów i ćwiczeń na całym zglobalizowanym gospodarczo i technologicznie świecie, w prawie każdym kraju te wkaźniki i otyłości (i chorób zw. z problemami z przemianą materii i odżywaniem, nie zawsze to 1:1 z większą wagą) rosną.
Czy mówimy o Arabii, czy Anglii, czy Argentynie.
Dlaczego? Bo światem rządzą korporacje, kierowane tylko i wyłącznie żądzą zysków i ekspansją swoich wpływów, żerujące na słabościach i ludzkiej głupocie.
Ale że ludzie w większości są na to podatni (nie mówię że w większości są głupi, ale jak Ty to powiesz to nie będę protestował), to efekty są jakie są. Co z tego że masz w centrum na co trzeciej ulicy klub fitness, w tv propragowanie zdrowego trybu życia, skoro ludzie żrą gówno i mają (w dużym uogólnieniu) gównianą higienę życia, które jest dzisiaj bardzo chorobogenne.
To nie jest kwestia lansowania. To kwestia realizmu.
'Moda na crossfity i bieganie' rośnie 1:1 tak jak wskaźniki otyłości, problemów z nerkami, cukrzycami itd. Uważasz że to działa, bo co dwa tygodnie są jakieś zawody biegowe?
To ma zerowe znaczenie, póki żywność będą stanowiły w 85% produkty przetworzone, bez specjalnych wartości odżywczych, napakowane cukrem i innym syfem. Sport to ile, 20% dobrego zdrowia? Wiesz że w ogóle koncepcja ćwiczeń, treningów dla normalnych ludzi to realizm od dekad, a nie wieków? 100 lat temu jakbyś w ortalionie poszedł biegać na miasto to by Cię pewnie ktoś jak nie zastrzelił, to wrzucił do psychiatryka :)
Tylko wtedy ludzie dużo chodzili, pracowali fizycznie, żarli kaszę i marchew a nie panierowane kotlety z serem z Lidla, popijanie płynnym cukrem tj. sokiem owocowym czy colą.
Otyłość jest bardziej kosztowna niż fajki i alkohol razem wzięte. W Stanach powinni wprowadzić stan wojenny i zacząć od wyczyszczenia Waszyngtonu, bo przy tych trendach za 150 lat z tego kraju nic nie zostanie.
Dyktatura to nie wpychanie Ci hamburgera do przełyku, dyktatura spaślaków to rzeczy takie jak drenaż publicznej kasy służby zdrowia na choroby które są w przytłaczającej większości spowodowane niezdrowym trybem życie i których można spokojnie uniknąć...
.:Jj:. -> jak drenaż publicznej kasy służby zdrowia na choroby które są w przytłaczającej większości spowodowane niezdrowym trybem życie i które można spokojnie uniknąć...
Powiem ci jak wyglada to jesli chodzi o nasz kraj. Z 5 lat temu fajki rzucalem z pomoca desmoksanu czy jakos podobnie, te tabletki maja skuteki uboczne, miedzy innymi u bardzo niewielkiej ilosci ludzi powoduja glod tak lakonicznie bylo napisane na papierku. Okazalo sie ze ja wlasnie to ten niewielki % i te tabletki zaburzyly kompletnie "uczucie glodu/sytosci" mialem napady wilczego glodu ktorego nic nie bylo w stanie ugasic, w pewnym momencie myslalem ze bulimi sie nabawilem, bo potrafilem jesc az doslownie brzuch pelkal, czulem sie jak heroinista na glodzie tylko ze zamiast hery chodzilo o pokarm. Po miesiacu poszedlem z tym do lekarza i co nic 0 pomocy on nie wie co moglby w takim przypadku zrobic, poprostu masakra. Skonczylo sie tak ze przytylem ponad 50 kilogramow, a szczuply nie bylem wczesniej i skonczylem na wadze 160 kg przy wzroscie 179 cm. Jedynym lekarstwem na to bylo kupowanie kazdego posilku osobno, poprostu nie moglem miec w domu nic co mozna bylo jesc. Myslalem ze mnie krew zaleje ponad pol roku bylem glodny 24 na dobe, nastepny rok powoli zaczelo ustepowac, ale dalej potrafie miec takie napady. Jak juz uporalem sie troche z tym problemem poszedlem do lekarza zeby mi pomogli zrzucic wage, i co, i znow jedno wielkie gowno, wtedy nie bylo nawet jeb...... dietetyka z NFZ, takie rzeczy trzeba prywatnie. Jeszcze nie wylazlem z tego co przybralem, poprostu masakra.
W poslce lecza jak juz chyba sam chodzic nie mozesz, jest tragedia, kazda wizyta u lekarza i jego gadka "no musi pan zrzucic kg" jak sie pytam jak on moze mi w tym pomoc nabieral wody w usta. Do tego nie ma praktycznie zadnej profilaktyki coraz wiecej dzieciakow to takie grube paczki ktore latwiej przeskoczyc niz obejsc, masakra. Sa ludzie ktorzy nie potrafia samemu zrzucic wagi i nikt im nie pomoze bo nie ma kto, prywatne wizyty u dietetykow kosztuja kupe kasy, nie kazdego stac na to. A panstwo od lat ma wyj..... chociarz wydaje mi sie ze ostatnio mozne juz do dietetyka z NFZ pojsc.
Cóż, w wielu kulturach na przestrzeni wieków otyłość była nie tylko akceptowana, ale też dobrze widziana czy nawet pożądana.
Chciałem napisać nigdy za mojego życia, a nie nigdy w historii, mój błąd.
My z grubasów naśmiewaliśmy się już w podstawówce, 30 lat temu, ale trzeba przyznać wielu ich nie było.
Obecnie problem jest dużo bardziej widoczny. Moja ośmioletnia córka biega szybciej od 90% chłopaków ze swojej klasy,
a jest bardzo małą i drobną dziewczynką.
IMO dopóki w szkołach nie będą uczyć o zdrowym żywieniu niewiele się zmieni, bo ludzie nie mają pojęcia o odżywianiu.
Sam nie miałem pojęcia, dopóki się nie roztyłem i doszedłem do wniosku, że trzeba coś z tym zrobić.
Tylko trzeba chcieć, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie.
to nie jest moda...
po prostu w dzisiejszych czasach wszyscy są do bólu zakłamani i nie mogą otwarcie piętnować otyłości bo ich internety zjedzą dlatego szczupli ludzie chwalą grubasów za to, że nie wstydzą się swoich "krągłości" a grubasy są zbyt leniwi żeby to zmienić i wolą udawać że problem nie istnieje. Wiadomo, że łatwiej jest wcinać niezdrowe i wysoko przetworzone żarcie przy zerowej aktywności fizycznej a potem przegryzając pizze mówić że akceptują samych siebie i nie zamierzają się "głodzić i katować treningami jak te fit lalki z instagrama".
To jest właśnie największy problem i nikt o tym nie będzie mówił otwarcie, bo by mu to życie zniszczyło. Wystarczy za przykład podać stare tweety Jamesa Gunna, które prawie zrujnowały mu karierę :)
Tak powinni to dopisac do LGBT etc traktuje ich sie na zachodzi identycznie. Zle slowo powiesz naklejka leci zes xxxxxfob. Takie obrazki zaczynaja byc norma i trzeba sie z tym pogodzic, lub byc hejterem :D
Większym problemem są ludzie, którzy tego nie rozumieją. Na moim przykładzie. NA PRAWDĘ nie przeszkadza mi to że jestem gruby. Komentarze ze strony rodziny i znajomych były tylko na początku, teraz to normalne. A jedynym minusem jest problem ze znalezieniem fajnych ubrań w dużym rozmiarze. Kwestie zdrowotne to też sprawa indywidualna. Bo jeśli ktoś boi się śmierci i chorób w młodym wieku - to niech zap****ala na siłownie i wpieprza sałatę. Ja pogodziłęm się z tym, że zostało mi najwyżej 20 lat życia i wcale mi to nie przeszkadza i nie zamierzam brać się za siebie dla kilku dodatkowych nudnych lat.
Oczywiście w odpowiedzi usłyszę, że jestem hipokrytą i udaję, że mi to nie przeszkadza, bo po prostu nie chce mi się wziąć za siebie :) pozdro
pogodziłęm się z tym, że zostało mi najwyżej 20 lat życia i wcale mi to nie przeszkadza
Nikt nie żyje w próżni, nie bądź egoistą.
Może zamiast pogodzeniem się 'z losem' i swoim spokojnych duchem lepiej skupić się na na najbliższym otoczeniu i nie skazywaniem swoich rodziców na chowanie własnego dziecka i/lub skazywaniem swojej żony na bycie wdową w średnim wieku i dzieci, na dorastaniem bez ojca.
Na tym świecie nawet dziecko boże ma swoich rodziców, na pierwszym miejscu powinno się pomyśleć o nich a nie o sobie :)
Ja pogodziłęm się z tym, że zostało mi najwyżej 20 lat życia i wcale mi to nie przeszkadza
To aby nie ty masz jakiś cyklicznie powracający wątek o rozważaniu popełnienia samobójstwa?
NA PRAWDĘ nie przeszkadza mi to że jestem gruby.
To aby nie ty masz jakiś cyklicznie powracający wątek o byciu w depresji?
a) z tego też powodu nie przeszkadza mi ile pożyję :) (czy odejdę naturalnie, za sprawą choroby, bądź samobójstwa)
b) otyłość nigdy nie była jednym z czynników mojego złego stanu psychicznego
b) otyłość nigdy nie była jednym z czynników mojego złego stanu psychicznego
Zapewniam Cię, że otyłość jest tak konsekwencją, jak i czynnikiem Twojego złego stanu psychicznego. To fakt medyczny, a nie kwestia uznaniowa.
Ale w sposób bardzo pośredni. Tzn najwyżej zaburzona gospodarka hormonalna i ma to wpływa na stan psychiczny, jak i w drugą stronę zły stan psychiczny powodował nienaturalne wysokie spożywanie używek/dużej ilości jedzenia bez kontroli.
Ale bezpośrednio - jestem pewien że nie. Znam siebie i swoje myśli.
Niska samoocena, złe samopoczucie, nieustanny dyskomfort wynikający z problemów z własnym ciałem (na to wchodzi milion czynników od relacji intymnych po kwestie finansowe), presja i piętnowanie w społeczeństwie (która też jest bardzo złożona) itp itd...
Od lat kwestia sylwetki i wyglądu w różnych badaniach jest jak nie na #1 to na pudle, w ankietach nt. największych bolączek ludzi.
Zweryfikowałbym swoją pewność. W rzeczywistości 'akceptacja' siebie prawie niczego z powyższych nie zmienia, jedyne co robi to utrwala w szkodliwych nawykach, dalej eroduje samoocenę i niszczy motywację.
Zamiast załamywać ręce trzeba ubrać buty i ruszyć pupsko do parku.
spoiler start
I przy okazji nasze, bo nie będziesz wypisywał tu takich kocopołów :P
spoiler stop
Nie wypisuję kocopołów, tylko swoją opinie. To forum dyskusyjne, a nie forum ludzi zgadzających się we wszystkim.
A z pomocy specjalistów korzystam już ponad 5 lat, dziękuję za radę :)
Kazuya_3=> piszę ogólnie, w odpowiedzi na Twoją ocenę wpływu takiego stanu rzeczy na kondycję psychiczną człowieka.
Ale dlaczego wymuszasz na mnie, żebym się odchudzał?
Słucham?! Co? Gdzie?
Jak się czujesz dobrze to najważniejsze, mnie to naprawdę nie obchodzi poza abstrakcjami typu alokacja środków z podatków na protezy stawów czy operacje serca vs. badaniami nad rakiem czy zaawansowaną protetyką, które pomaga ją ludziom poszkodowanym przez los.
Nazgrel dobrze napisał, tutaj raczej nikt Ci nie pomoże. Ja mogę pomóc w doborze długości ramion korby w rowerze czy wielkości butów do biegania ale ewidentnie to nie jest problemem.
Słucham?! Co? Gdzie?
Zamiast załamywać ręce trzeba ubrać buty i ruszyć pupsko do parku.
;P Bo dlaczego uważasz, że jedyne wyjście z sytuacji pt. "bycie grubym" to wziąć się za siebie?
edit. źle się wyraziłem, była to bardziej pomocna rada. Ale o ile nie mam żadnego problemu z tym, że ktoś zauważy czy wytknie mi masę ciała i umiem obrócić to w żart, o tyle przekonywanie do tego aby koniecznie to zmienić już mnie wpienia.
Ja rozumiem co chce przekazać
Osoba zdrowa nigdy nie zrozumie, że człowiekowi może być wszystko jedno, czy żyje, czy jest sprawny, zdrowy czy nie. To wszystko jest zupełnie obojętne, a jak przychodzą myśli samobójcze, to każde przejście dla pieszych może być ratunkiem, który uwolni od cierpienia.
Sam jestem gruby, częściowo z wyboru, częściowo z choroby, wiem że mogę osiągnąć pewien poziom wagi, poniżej tego za chiny nie zejdę, jednak teraz, nawet to jest nieosiągalne.
Ale plus size już od 7-8 lat jest "modne". I raczej jest im daleko do otyłości. Modelki takowe potrafią dużo lepiej wyglądać niż szczupłe deski w stylu Kate Moss.
Modelki takowe potrafią dużo lepiej wyglądać niż szczupłe deski w stylu Kate Moss.
Co jest dużo lepsze w otyłości niż niskiej wadze?
Czy wy naprawdę nie macie nic innego do roboty? Co was obchodzi cudze ciało, zajmijcie się swoim.
Pytasz czy na forum dyskusyjnym ludzie nie mają niczego do roboty poza... dyskutowaniem na temat trendów kulturowych i największej choroby cywilizacyjnej na świecie?
Przestań gwiazdorzyć i zjedz Snickersa.
Biorac pod uwage, ze sluzba zdrowia jest fiansowana z podatkow obywateli, cudze cialo jest obiektem zainteresowania wszystkoch. Wszem i wobec udowodniono, ze otyli ludzie kosztuja sluzbe zdrowia znacznie wiecej niz ludzie o wlasciwej wadze ciala. Takze likwidacja otylosci jest w interesie calego spoleczesntwa.
Zakładam że to może być słaby sarkazm pisany na szybko. Bo argument tak żenujący jak głosy o 'niezaglądaniu w portfel' przy dyskusjach nt. szkodliwych systemach monetyzacji w grach, kierowanych w dzieci i młodzież.
Tak jak 'powinniśmy' odpieprzyć się o wciskania ludziom kasków na motocykl czy rower, albo od wstrzykujących sobie heroinę. Ich ciało-ich wybór! Przecież nie żyjemy w zorganizowanym społeczeństwie.
Ancap as f.
ed:
Drackula oczywiście że nie, przecie mówię to samo.
W ogóle wychodzenie z takimi pomysłami jakby zdrowie miało tą samą wagę (no pun intended) co np. preferencje religijne to jakiś kosmos. Każdy kto ma oczy i widzi co się dzieje na świecie powinien do jakiś wniosków dojść.
Jj nie wiem, czy to do mnie bylo :)
Na wszelki wypadek, podsumowanie otylosci na przykladzie UK - > http://obesityhealthalliance.org.uk/wp-content/uploads/2017/10/OHA-briefing-paper-Costs-of-Obesity-.pdf
W polsce sluzba zdrowia oprocz pierd..... musi pan/pani schudnac nie robi nic zeby problem otylosci u ludzi rozwiazac :P Jak ktos sam nie moze sobie dac rady i nie ma hajsu na dietetykow to jest skazany na bycie grubym. Mnie to zawsze rozpier.... ludzie "szczupli" tzw wujkowie dobra rada: pobiegaj, silownia, etc. Jakby to bylo takie proste nie bylo by grubasow.
Kilgur, ale otylosc jako choroba dotyczy tylko niewielkiego odsetka ludzi otylych.
Ja znam cala mase ludzi otylych z wyboru, przyjdzie po robocie, miche z tluszczem zlapie, rozwali sie na fotelu przed kolejnym odcinkiem korony krolow a jedyna aktywnoscia fizyczna jest wyciagniecie reki po pilota TV lub spacer do lodowki po kolejna puszke tyskiego.
pobiegaj, silownia, etc. Jakby to bylo takie proste nie bylo by grubasow.
To jest proste*. Tylko że proste (nieskomplikowane)=/=łatwe. I nie chodzi mi o siłownie, sam nigdy nie chodziłem bo wszystkie podstawowe ćwiczenia można robić w domu, tak jak uprawiać sporty bez konieczności zamykania się w klimatyzowanym klocku z dziesiątkami innych spoconych ludzi.
Tu nie chodzi o ruch. Jest on bardzo ważny z wielu powodów, ale główną przyczyną nie jest on a zmiany w stylu życia i zmiany w gł. nawykach żywieniowych, czyli co, jak, gdzie, ile jemy.
Jak ktoś nie ogarnia podstaw funkcjonowania swojego ciała i odżywiania, to ŻADNE ćwiczenia mu nie pomogą, nawet jak ma cały dzień na ruch. A nawet wtedy, po jakimś czasie wychodzą jak nie załamanie nerwowe, to choroby i kontuzje wywołane brakiem kluczowych składników odżywczych. Granica między dużą aktywnością a rujnowaniem ciała nie jest tak odległa, jak się robi coś bez pomyślunku.
Problemem jest zmuszanie się do trzymania postanowień i planów związanych z prawidłowym odżywianiem, w świecie gdzie co krok jest się bombardowanym syfem.
Kioski- pełno syfu, cepeeny- pełno syfu, parki rozrywki- pełno syfu, ośrodki turystyczne- pełno syfu, tv- pełno syfu...
Chronienie przed tym siebie i swoich dzieci jest dużo trudniejsze, niż wychodzenie na trening.
*z naukowego punktu widzenia. W ostatnich latach ogromnie poszerzyła się wiedza na ten temat.
Drackula -> zdefiniuj otylosc jako chorobe + 10 kg + 20kg, ja w pewnym momencie wazyle 160 kg po komplikacjach i lekarze w polsce mieli mnie w dupie.
Drackula -> jesli to byla twoja odpowiedz to, wcale nia nie jest.
Ostatnio słuchałem w radiu jakiegoś lewicowego aktywistę i się załamałem.
Twiedził on że osoby otyłe są stygmatyzowane, bo ich styl życia nie jest promowany w kulturze.
Ponadto był zwolennikiem parytetów w każdej dziedzinie pracy, połowę zespołu muszą stanowić osoby z nadwagą.
Nie wiem czym się kierują tego typu ludzie, ale normalne to nie jest.
Mnie zawsze bawił jeden paradoks.
"Jaka ty jesteś chuda, zjedz coś" - akceptowalne w komunikacji.
"Jaka ty jesteś gruba, przestań jeść" - zakazane.
Wydaje mi się, że po prostu niedowaga nie jest problemem na taką skalę jak otyłość, stąd ta różnica
Na pewno, z czego mojej dziewczynie nawet dalsi znajomi/dalsza rodzina potrafiła rzucić takim tekstem w geście "troski".
Szkoda, że mówieniu o otyłości nie mają tyle odwagi ;)
Otyłość ma większą "stygmę" i tyle. Ale jak zawsze - w obie strony jest to niezdrowe no i podwójnych standardów powinno się unikać
Chyba dlatego, że to tak trochę uderzać w kompleksy, czuły punkt.
Mi kiedyś ktoś tak powiedział. Ważyłem jakieś 86kg, Coś koło tego. Wziąłem się za siebie i dość mocno się wkręciłem w diety i siłownię. Udało mi się zejść z wagą do 70 kg w bardzo krótkim czasie (przyznam się, że korzystałem z mocnych środków), potem może i niżej? Po odchudzaniu zmianę masowałem, redukowałem tłuszcz i dziś mam 80 kg z czego to tłuszczu nie mam praktycznie w ogóle. Dziś mam mocno umięśnioną sylwetkę i ćwiczę cały czas.
Ważyłem jakieś 86kg
A ile miałeś wzrostu?
Mnie zawsze bawił jeden paradoks...
No nie jest to żaden paradoks i wydaje mi się że też w pełni zdajesz sobie z tego sprawę.
Po pierwsze, w naszym społeczeństwie stwierdzenie że kobieta jest bardzo szczupła ma wydźwięk raczej pozytywny a stwierdzenie że jest gruba wręcz odwrotnie.
Po drugie. Jeśli kobieta jest szczupła, w normalny (no powiedzmy zdrowy) sposób to potraktuje tekst:
jaka ty jesteś chuda, zjedz coś
jako troskę lub nawet komplement.
Ale powiedz to samo kobiecie chorobliwie chudej, takiej której nie jest z tym dobrze, zakompleksionej z niską samooceną.
Wtedy zobaczysz że ten tekst spotka się z bardzo negatywnym odbiorem.
Najlepszym przykladem ze mozna jest Japonia ktora ma najnizszy wskaznik otylosci, i bierze sie to glownie z ich diety, tam nawet fast foody sa zdrowe, ofc nie mowie tu o zachodnim kasztanie w stylu mcdonadla czy kfc etc.
Niegdyś ludzie bogaci byli często reprezentantami otyłej grupy społeczeństwa, a szczupła sylwetka kojarzyła się z biedą, co dobrze pokazał w wymiarze symbolicznym Zeffirelli:
https://www.youtube.com/watch?v=Ev2d92_W47Y
Dziś bycie szczupłym to często (choć nie zawsze) przywilej ludzi zamożnych, których stać na wysiłek fizyczny po pracy i zakup dobrych produktów spożywczych w sklepie.
Modelki pkus size...Nie, nie potrafią wyglądać lepiej niż wieszaki.
A co do przyczyn to myślę że nie tylko dostępność jedzenia jest problemem ale także tryb życia i to co za nim idzie.
Stres, brak czasu, wysoka cena gotowego zdrowego jedzenia (choćby w restauracji) - bo wiadomo, ugotować samemu można zdrowiej nawet jeśli mniej wykwintnie, ale z gotowym jedzeniem bywa różnie. ..
Zresztą niektórzy mówią że nawet tłustym żarciem się nie utuczysz jeśli jesz tyle ile ci potrzeba. Co innego pzregryzki, słodycze... A przy siedzącej pracy umysłowej mózg pragnie cukru...
A może to jednak zidiocenie? Sam lubię słodkie mam siedząca pracę mslo ćwiczę ale trzymam niską wagę. Nie jestem święty bo było kiepsko w dzieciństwie i płace za to trochę sylwetką do dziś, ale nadwagi nie mam, bliżej mi dolnej niż górnej normy...
Może ludziom faktycznie nie zależy? Jak byłem w podstawówce bycie grubszym też mniej nie ruszało, potem zmądrzałem.
No ale jeśli to zidiocenie to tym bardziej filozofa akceptuj swoje ciałko jest szkodliwa
Co do pierwszego posta to nie jest żadna moda, tylko zwyczajna reklama, co zresztą kilka osób wytknęło. Skierowana jedynie do bardziej puszystych pań, których u nas jeszcze tak dużo nie ma. A jak są, to przeważnie kobiety po 40, ale widzę, że to też się zmienia.
Ponadto byłbym daleki od stwierdzenia, że to wyłącznie lenistwo czy głupota. Wiele osób ma problemy z tarczycą, zaburzenia hormonalne. W naszym kraju żywność jest kiepskiej jakości, nafaszerowana chemią co też jest przyczyną tego, że łatwiej przytyć. Niewielki procent to genetyka, choć też uważam, że co do dziedziczenia, wiele osób zwyczajnie dziedziczy "kuchnię" po rodzicach - młode kobiety gotują tak jak ich matki, co tez przy zmniejszonym metabolizmie powoduje otyłość i wyglądają jak swoje matki. Zresztą jest powiedzenie, że "chcesz zobaczyć jak wyglądać będzie twoja partnerka w przyszłości, to spójrz na jej matkę". Tutaj dochodzą też wszelkiej maści suplementy i leki, które w naszym kraju spożywa się na potęgę. W takich warunkach nie jest łatwo utrzymać dobrą sylwetkę, ale mimo to w Polsce aż tak dużo osób otyłych w sile wieku nie ma, przynajmniej w moich okolicach. A na pewno nie jest to skala jak w UK czy USA. Z drugiej strony widzę jak dzieciaki spożywają kolorowe napoje, batoniki itp., co na pewno odbije się na nich w przyszłości i możliwe, ze za jakiś czas dościgniemy pod tym względem Zachód. A co do USA to aż przypomniał mi się film Wiadomości bez Cenzury i fragment jak rząd USA walczy z otyłością: https://www.youtube.com/watch?v=hRoSJ1y1FSY
Ogólnie jak ktoś nie widział, to polecam tę satyre :): https://www.youtube.com/watch?v=SWr4WXhUyRo
Ludzie takie skudne, że batoniki, chipsy czy napoje typu pepsi nie potrafią zjeść w domu tylko już w sklepie jedzą, że przy kasie dają pusty papierek. Więc nie dziwota, że potem się tyje i jeszcze głupie teksty dla takich motywujące: "Jestem bogaty to i widać po mnie."
Co do otyłości to oprócz problemów zdrowotnych, niesie też problemy psychiczne. Sam tego doświadczałem, gdy wiele lat temu ważyłem ponad 110kg. Ale gdy pewnego roku schudłem do 78 kg to oprócz tego, że zdrowie mi się poprawiło, to czułem się także lepiej pod względem psychicznym - już się nie martwiłem o to, że ktoś mnie wyzwie od grubasów albo że dziewczyny będą krzywo na mnie patrzyły.
Obecnie ważę trochę więcej - 86kg. Ale nadal jest to waga bliska normy (mój wzrost to 184cm)
To nie jest żadna moda, kto z własnego wyboru chce się stać otyłym? To kwestia zaakceptowania swojego ciała (zanim ktoś wpadnie w cyfrowy szał - nie mówię, że to dobrze)
Akceptacja ciała to termin używany w bardzo wypaczony sposób. Powtarzanie go bez wytłumaczenia jest najzwyczajniej w świecie szkodliwe. Każdy powinien czuć się dobrze z samym sobą, mieć dobre samopoczucie i czysty umysł bla bla itd.
Żaden normalny lekarz nie będzie sugerował czegoś takiego jak obecna np. w USA definicja akceptacji ciała. Osoba która popadła w poważną otyłość nie powinna akceptować takiego stanu rzeczy.
Powinna zdać sobie sprawę z sytuacji i pogodzić się z rzeczywistością i przestać się okłamywać, ale to nie to samo co akceptacja. Nie ma czegoś takiego jak zaakceptowanie stanu zagrażającemu zdrowiu czy życiu. Są różne choroby które to powodują, ale w skali globalnej to malutki procent i zdecydowana większość przypadków ma dość oczywiste przyczyny.
Trzeba je określić, zastanowić się nad rozwiązaniem i je wprowadzać w życie. Samemu czy z pomocą innych.
Każdy ma wolną wolę i można np. kurzyć papierosy jak lokomotywa, ale nikt w dzisiejszych czasach tego otwarcie na szeroką skalę nie akceptuje ponieważ społeczeństwa zdały sobie sprawę ze skali i wagi problemu.
Tak samo jak nie powinno się akceptować stanu który wyniszcza organizm, prowadzi do przedwczesnej śmierci i negatywnie odbija się na kondycji społeczeństwa.
W przypadku problemów z wątku jesteśmy co najwyżej pośrodku drogi, jeszcze sporo czasu minie zanim coś się naprawdę zmieni.
Jak kiedyś się obudzimy i w tv będą reklamy maślanki i kaszy gryczanej a nie laysów i coli, to będzie wiadomo że jesteśmy na dobrej drodze.
Właśnie rozmawiałem z mamą na temat tego wątku i doszliśmy do wniosku(ja jako grubas, ona jako osoba, która przez lata próbowała z tym u mnie walczyć), że chudy grubego nie zrozumie. Więc wszyscy zarówno normalni, jak i fit, niech może nie narzucają innym jak mają żyć i wyglądać, pod pozorem martwienia się o stan zdrowia społeczeństwa, gdy tak na prawdę po prostu was obrzydzamy i i chcielibyście osobne miasto dla otyłych, żeby nie musieć ich spotykać ;)
Trochę przesadziłem, ale widzicie o co mi chodzi.
że chudy grubego nie zrozumie.
Wiesz że między byciem 'chudym' a grubym jest coś takiego jak normalna waga?
Czyli powinno się słuchać rad tylko lekarzy z nadwagą?
To nie jest kwestia zrozumienia tylko faktów i rzeczywistości. Ale jak uważasz inaczej- prosze napisz czego osoby nieotyłe nie mogą zrozumieć.
pod pozorem martwienia się o stan zdrowia społeczeństwa,
Czyli jak ktoś tak twierdzi to kłamie, żeby tylko usprawiedliwić swoje 'narzucanie się' i nakazy dot. figury? Uważasz że naprawdę ludzie mają taką motywację?
gdy tak na prawdę po prostu was obrzydzamy
Bardzo naciągana insynuacja.
A jeśli już poruszasz ten temat- standardy zdrowia i piękna na prawie całym świecie są te same. Masz pretensje do całego świata?
chcielibyście osobne miasto dla otyłych
Od ok 60 lat z każdą dekadą coraz bardziej urzeczywistniają się takie miejsca. Nazywają się cmentarze, jako że coraz więcej zgonów wynika mniej lub bardziej bezpośrednio z nowych chorób, do tej pory nieznanych lub rzadko spotykanych, u których podstaw leży otyłość. W krajach jak Meksyk, Stany Zjednoczone to są prawdziwe eksplozje chorób cywilizacyjnych, jak dializy, cukrzyce czy zrujnowane wątroby u dzieci, gdzie kiedyś to było tylko spotykane u niewielu dorosłych i osób starszych.
Każda sfera życia społecznego podlega regulacji, to że jest to dla kogoś niewygodne, przykre lub męczące nie podważa powodów takiego stanu rzeczy.
Dzięki ogromnej presji społecznej udało się obrzydzić palenie co pociągnęło za sobą dość szybką zmianę nawyków ludzi co przyniosło szybko wymierne efekty. Chyba że ktoś uważa, że redukcja 2x palącej młodzieży nie jest tego warta.
Tak jak dziś palenie w samolocie czy przy dziecku uważane jest za szaleństwo, tak może kiedyś jedzenie wysoce przetworzonych rzeczy też nim będzie.
W krajach jak Meksyk, Stany Zjednoczone
Akurat w tych krajach (zwłaszcza w Meksyku) największy odsetek osób spożywa regularnie Coca-Colę, najczęściej po kilka litrów dziennie.
Przypadek?
Przypadek?
Hmm nie wiem co masz na myśli. Dlaczego to miałby być przypadek?
Większość moich postów porusza temat żywienia.
Czy sugeruję że cola jest zdrowa, albo że otyłość karą boską? :)
Wymieniłem te dwa bo są najbardziej znane, rzeczywistość jest dużo bardziej interesująca.
http://worldpopulationreview.com/countries/most-obese-countries/
Widzę, że na prawdę bardzo martwisz się o zdrowie moje jak i innych ludzie, którzy nie mieszczą się w "normie". Ale po co? Nie można zaakceptować, że po prostu jedni są tacy, a drudzy inni i narzucanie swojego upodobania reszcie jest również niezdrowe? Mniej niezdrowe od otyłości oczywiście, ale po co na siłę przekonywać tych innych, że jedynym słusznym wyjściem, jest bycie zdrowym i normalnym.
Jeśli ktoś beczy w poduszkę w stylu: "o ku*wa, ale jestem gruby i co teraz" - to niech się za siebie weźmie. Ale skoro np. mi to nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu i jedyne co mnie prawdopodobnie spotka to przedwczesna śmierć - nie można tego zaakceptować?
edit. Czy może boisz się o swoją emeryturę, której dla Ciebie nie wypracuje? :)
Ale ja jestem gruby i tez Cię nie rozumiem, wiec chyba runęła teoryjka. Wymyślasz sobie strefy komfortu i pozorne samoakceptacje, a tu trzeba terapii szokowej
Może i sobie troszkę dorabiam, ale co? Mam się załamać i płakać z tego powodu, że jestem gruby/przegrywem/depresantem, czy iść w drugą stronę i kompletnie zmienić swoje życie skoro tego nie potrzebuję? Staram się to zbalansować i zaakceptować siebie w sposób który MI odpowiada, nie dostosowując się do standardów, ale również nie podejmować skrajnych decyzji.
edit. Oglądam również Ekstraklasę i uważam, że CP77 będzie najlepszą grą obecnego wieku, ale czy z tego powodu trzeba mnie piętnować?
Tak wiem, zaraz napiszesz, że skoro oglądam Ekstraklasę to jest ze mną coś MOCNO nie tak i teraz rozumiesz skąd te moje dziwactwa :)
Kazuya_3=> ja naprawdę nie piszę specjalnie dla Ciebie, nie wiem po co starasz się wchodzić w dyskusje, nie wnosząc niczego w odpowiedzi na moje argumenty. Ale jak już:
Widzę, że na prawdę bardzo martwisz się o zdrowie moje jak i innych ludzie, którzy nie mieszczą się w "normie" Ale po co?
Ty serio się pytasz czemu ktoś nie chce żyć w schorowanym społeczeństwie? Przeczytaj moje posty, nie będę się powtarzał, którego punktu nie rozumiesz?
Rujnowania finansów publicznych? Wspierania korporacyjnego przemysłu spożywczego zarabiającego na truciu ludzi? Co też np. wypiera z rynku małych producentów i zdrową żywność. Sprowadzania realnego niebezpieczeństwa dla kraju np. poprzez drastyczny spadek osób nadających się do służby wojskowej (u nas to nie tragedia, w USA- już tak, zwłaszcza w siłach specjalnych)?
Nie można zaakceptować, że po prostu jedni są tacy, a drudzy inni i narzucanie swojego upodobania reszcie jest również niezdrowe?
Co ma jakaś akceptacja do tego? To nie jest kwestia żadnego upodobania. Nie żyjemy na dzikim zachodzie ani w buszu tylko w mniej lub bardziej socjalistycznych tworach zwanych państwami i mniej lub bardziej jedziemy na tym samym wózku.
Mniej niezdrowe od otyłości oczywiście, ale po co na siłę przekonywać tych innych, że jedynym słusznym wyjściem, jest bycie zdrowym i normalnym.
Czy Ty naprawdę uważasz że bycie 'niezdrowym' i 'nienormalnym' (???) jest słuszną opcją?
Tak, bycie zdrowym jest jedyną słuszną opcją i każdy powinien robić wszystko by szanować swoje zdrowie i życie.
Czym się chełpić? Ignorancją, głupotą, zacietrzewieniem?
Jeśli ktoś beczy w poduszkę w stylu: "o ku*wa, ale jestem gruby i co teraz" - to niech się za siebie weźmie. Ale skoro np. mi to nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu i jedyne co mnie prawdopodobnie spotka to przedwczesna śmierć - nie można tego zaakceptować?
Już napisałem- jak jesteś szczęśliwy to super, to nie jest według nie wyczerpujące spełnienie i ostatni przystanek na drodze zwanej życiem, ale to kwestia na osobny, filozoficzny wątek.. To nie jest wątek o Tobie tylko o trendzie w popkulturze związanym z problemami wagowymi. Ciągle piszesz o sobie, nie znam Cię i naprawdę nie mogę przygotować dla Ciebie żadnej terapii ani rozwiązania. A na pewno niczego co nie było by dostępne szeroko w Google.
Nie pisz tylko 'po co być zdrowym albo po co się martwić o swoje otoczenie', bo to jest naprawdę przygnębiające.
Kiedyś pisałem to w innym wątku na inny temat, ale widzę że potrzebujesz otrzeźwienia i motywacji. Mój plan dla Ciebie: wsiądź w pociąg, taksówkę czy autobus i pojedź na wydział chemioterapii do szpitala wojewódzkiego. Przejdź się po oddziale i porozmawiaj z ludźmi o swojej perspektywie na życie.
Może po 5 minutach rozmowy z matką umierającą na raka mózgu, która kurczowo trzyma się życia żeby nie opuścić trójki swoich dzieci zrobisz korektę światopoglądu i pretensji do świata i nie będziesz stękał z powodu problemów takich jak 'internetowa opresja niebycia chorym'.
Wiem, że wypowiadasz się bardziej ogólnie, ale jako tako prowadzimy ze sobą dyskusję i staram się być mniejszością rozumiejącą problem od kuchni.
Rozumiem argument o kondycji społeczeństwa, ale czy to jest słuszne? Uważasz, że jeśli wszyscy będą dążyć do normalności, to cudem unikniemy wizji z "Wall e", bo w tym kierunku zmierzamy? Za ile? 100, 200 lat? Na prawdę interesuje Cię co będzie wtedy? Czy martwisz się już o swoje praprapraprapraprapra wnuki?
Czym się chełpić? Ignorancją, głupotą, zacietrzewieniem?
Chełpić? Ja nie promuje niezdrowego stylu życia, ani nikogo do tego nie zachęcam. Nie jestem też z tego dumny. Po prostu dziwi mnie, że tak bardzo starasz się tego nie akceptować.
Ale koniec końców - dziękuję za dyskusję(nie żebym ją kończył), zawsze coś ciekawszego niż kolejne godziny spędzony przy serialu, ale właśnie uświadomiłem sobie, że jestem w internecie. Wielkie odkrycie. A z tego powodu NIGDY nie wygram wojny na argumenty(jak kiepskie by one nie były z mojej strony), bo ludzie zatracili już możność przyznawania komuś racji i nieważne co bym napisał - napiszesz coś odwrotnego. Mówi się trudno, przegrałem. Też bym sie lepiej czuł, gdyby ogólnie społeczeństwo było zdrowsze, ale nie możemy kontrolować wszystkiego i wszędzie, jakaś różnorodność jest i będzie, nie można z tym na siłę walczyć.
edit. Co do ostatniego - nie ma takiej potrzeby. Gdybym miał przejmować się problemami i światopoglądem innych ludzi, to dodając to do moich problemów już na 100% bym się zastrzelił. A że na razie mi to przeszło, wolę skupić się na sobie i swoich najbliższych. Piszesz, jakbym nie zdawał sobie sprawy, że na świecie, w kraju czy sąsiedztwie ludzie codziennie przeżywają tragedie. Wiem to. Ale takie jest życie i nie wiem co zagłębienie się w to miałoby zmienić.
BTW co do kwestia ruchu akceptacji:
Nie doszukuj się w tym nienawiści do drugiego człowieka, a troski i źródła motywacji. Chyba zdrowsze podejście?
Uważasz że ktoś chce by ludzie wokół niego byli zdrowi, ponieważ chce im... zrobić na złość?
Nie doszukuj się w tym nienawiści do drugiego człowieka, a troski i źródła motywacji. Chyba zdrowsze podejście?
Uważasz że ktoś chce by ludzie wokół niego byli zdrowi, ponieważ chce im... zrobić na złość?
No właśnie to jest jedna z rzeczy których nie rozumiesz i pewnie nie zrozumiesz jako osoba powiedzmy zdrowa i z normalną wagą(sorka że strzelam). Ludzie nie chcą porad i troski, tylko zrozumienia i akceptacji. A może nie, teraz już piszę za siebie. I tak, to akurat jest mój błąd, ale to, że ktoś argumentuje mi dlaczego powinienem się zmienić(nieważne czy na lepsze czy gorsze) - odbieram bardziej jako atak i złośliwość i wywyższanie się. Bo jeśli potrzebowałbym zmiany to już bym coś z tym zrobił. Jeśli tego nie robię - to nie można tego tłumaczyć tylko negatywnymi zjawiskami jak lenistwo i cośtam, tylko po prostu chcę mieć prawo do bycia zaakceptowanym takim jakim jestem.
nie oczekuj zrozumienia i akceptacji gdy Twoimi argumentami są "nie chce tego zmieniać, bo... nie".
Dlaczego ktoś ma zaakceptować lenistwo i pasywną postawę? może jeszcze poklepać Cię za to po plecach w geście solidarności?
Poza nielicznymi przypadkami genetycznymi (pomijając ludzi chorych) ludzie sami kształtują swoją sylwetkę więc nie pisz o szczupłych jak o tych, którym los rozdał dobrą kartę, bo podobnie jak ludzie "fit" też sobie wypracowali zdrowe ciało tylko nie w takim stopniu co ludzie, którzy poświęcają temu wiele pracy. Z Twoich wypowiedzi czuć skrywany żal i zrezygnowanie osoby, która uważa, że ludzie grubi rodzą się grubi, a ludzie szczupli rodzą się szczupli... i grubi pozostaną grubasami a szczupli mogą sobie darować ćwiczenia i zdrowe jedzenie bo i tak będą szczupli.
Nigdy nie zrozumiem kierunku, który obrały tego typu kampanie. Zamiast być skierowane do zwykłych ludzi, żeby akceptowali otyłych i nie szydzili z nich, bo to im raczej nie pomoże, to są skierowane do grubych, żeby oni siebie akceptowali. Bezsens, bo jedyny kto nie powinien akceptować otyłości to sam otyły. Nie mówię nawet o jakiejś tam nadwadze, ale oni pokazują ludzi chorobliwie grubych, którzy powinni się szybko wziąć za siebie, bo wbrew pozorom nie szkodzą tylko sobie.
Tylko, że nadwaga to jest pierwszy krok do otyłości, a otyłość do chorobliwej otyłości. Jak ktoś pożera całe życie nadmiar normalnego zapotrzebowania kalorycznego w gównianym jedzeniu to nie zatrzyma się nagle na małym brzuszku, ten proces będzie postępował aż do zmiany nawyków żywieniowych. Czyli zazwyczaj na etapie kiedy stanie się już chorobliwie otyłym grubasem i lekarz powie, że trzeba wybierać, albo dieta albo cmentarz.
[edit] Odpowiedziałem nie pod tym postem co chciałem, ale już trudno ;)
Bo mozna na tym zrobic interes. A gruby klient to tez klient. Ogolnie nie popieram, ale grubasy, ktore sa szczesliwe (bo sie nie wstydza), moze i maja choroby, ale rownowazone przez to ze sa szczesliwi i zyja dluzej... Wiec moze wychodza na zero ;)
To nie moda na chorobę tylko biznes. Chory i nieszczęśliwy też kupuje, ja uważam że nawet więcej, więc to tylko reklama żeby złowić klientów.
Od liceum ćwiczę co najmniej dwa razy w tygodniu. Nie mam sylwetki sportowca. Nie jestem umięśniony. Jestem raczej typem chudzielca jak na standardy polskiego faceta, chociaż BMI cały czas w normie.
Jak złapię jakaś kontuzję i przez 2-3 tygodnie się nie ruszam - jestem tak zesztywniały i tak ch. się czuję, że zastanawiam się jak ch. czują się Ci, którzy od lat się nie ruszają...
Więcej ciała do kochania :)
Przypomniał mi się jeden bardzo trafny artykuł Gazety Wyborczej. Zacytuję:
Los wszystkich grubasów jest przesądony.
Jeśli chodzi o dzieci z nadwagą, to z mojego punktu widzenia najbardziej niepokojące jest to, że któregoś razu któryś z tych pulpetów straci równowagę i po prostu przewracając się, zmiażdzy swoją masą moje szczupłe i zgrabne dzieci.
https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35063,23298892,los-wszystkich-grubasow-jest-przesadzony.html
Pamiętam jak niektóre środowiska dostały strasznej wścieklizny, że to stygmatyzacja, faszyzm, szowinizm i inne tego rodzaju pierdolenie. Mimo że z Wyborczą mi nie bardzo nie po drodze, to broniłem autora artykułu, bo jest on najzwyczajniej słuszny i prawdziwy, tu nie ma co owijać w bawełnę.
Trzeba mówić o tym wprost, otyłość to jest choroba dla której nie ma społecznego przyzwolenia. Niezdrowy styl życia się piętnuje.
Dlatego bojkotujemy programy rozrywkowe, które promują otyłość. Dlatego prowadzimy kampanie społeczne, które promują zdrowy styl życia i uświadamiają, czym jest nadwaga i jakie są jej konsekwencje zdrowotne.
I trzeba to robić, bo koncerny żywieniowe wydawają setki milionów dolarów na promocję otyłości, a ta kampania przybiera najróżniejsze formy. Finalnie widz oglądający modelki plus size, nie wie tak naprawdę z czym ma do czynienia.
To jest globalna epidemia i największa choroba cywilizacyjna w historii, nie biją dzwony tylko dlatego że bardzo wiele osób zarabia na tym pieniądze. A że biznes idzie z polityką pod rękę, kluczowi gracze nie wprowadzają żadnych drastycznych zmian, a na tym etapie tylko to pozostało.
Obecne pokolenie jest podobno pierwszym, które będzie żyło krócej od swoich rodziców. Może w czasach Czarnej Śmierci na zachodzie Europy było coś podobnego, ale z wiadomych przyczyn nie da się tego porównać do normalnego życia w czasie pokoju.
Co chwilę jakieś smędzenie czy to jakieś kolizje drogowe, czy wirus. Więcej osób każdego dnia umiera od uduszenia przez wibrator niż z powodu koronawirusa.
W międzyczasie miliony osób umierają z powodu skutków zaburzeń pochodzących ze złego odżywiania.
Nawet w kolebce zła, w X kręgu liberalnego piekła na zachodnim wybrzeżu, osoby jak Maher (choć fakt, on dorastał gdy w Stanach istniał jeszcze klasyczny liberalizm) publicznie w to uderzają:
https://www.youtube.com/watch?v=Dm4TAdiEFn0&feature=emb_title
Nie sprawdzałem tego, ale podał dane że co miesiąc w Stanach 40 000 osób z tego powodu umiera.
Oczywiście nigdzie 'otyłość' nie jest wpisana jako powód. Nikt nie przełamał się na pół z powodu wagi. Więc ciężko to obliczać- tu zawał, tam zator, tam wylew...
.:Jj:
Wystarczy policzyć ile kosztuje refundacja leków na cukrzycę.
Nie wspomnę już o kosztach zabiegów, zwolnień etc. przy powikłaniach cukrzycowych.
Ostatnio gdzieś czytałem, że w USA padł nowy rekord. Dwulatek z powodu otyłości nabawił się cukrzycy.
W Stanach Zjednoczonych to olbrzymi problem, z tego co pamiętam, to nawet tak liberalny stan jak Teksas wprowadził zakaz sprzedaży słodzonych napojów w pojemnikach o objętości wyższej niż 2 litry.
Nawet gdy byłem w Szkocji, to zszokowany byłem ile osób porusza się na elektrycznych wózkach. Dla mnie to było niezrozumiałe, jak można doprowadzić się do takiego stanu. Ktoś mnie wtedy uświadomił, że ci ludzie żyją z renty i żeby lepiej nic nie mówić, bo otyłość to temat tabu.
Najgorsza jest właśnie ta ignorancja. Lekarze ostrzegają czym kończy sie otyłość, nawet kiedyś pewien kardiochirurg poruszał ten problem w debacie telewizyjnej, to naskoczyli na niego jakby popełnił myślozbrodnię.
Lata propagandy zrobiły swoje i trudno będzie to odwrócić. Ludziom krytyka otyłości kojarzy sie z obrazą i spychaniem na margines, a jeśli politycy stosują też taką narrację, to walka z tym nie jest łatwym zadaniem.
Ale trzeba uświadamiać ludzi, że nadwaga może być powodować ponad 300 różnego rodzaju chorób i przedstawiać drastyczne przykłady, które zadziałają na ludzką wyobraźnię. Ale jak widzę niektóre artykuły mówiące że "bycie pulchnym" jest ok, to mnie normalnie krew zalewa.
Dla osób otyłych na pewno warto promować akceptacje, ale akceptacja problemu nie powinna być nazywana "akceptacją siebie". Ludzie chorobliwie otyli są chorzy i za ich problemem mogą iść niebezpieczne dla życia choroby. Co innego promować modelki plus size, a co innego ludzi patologicznie otyłych.
Dobrze, że jestem z natury szczupły, bo jakbym miał się "wziąć za siebie" i zapierdalać codziennie na siłowni, czy żreć jakieś kiełki, to bym już wolał być gruby i niezrozumiany przez świat.
Nie licząc przypadków, w których ludzie mają zachwiania hormonalne i/lub narządów to KAŻDY z natury jest szczupły i nie potrzebuje się "brać za siebie" i chodzić codziennie na siłownię. Po prostu trzeba mieć dietę zbilansowaną na poziomie odpowiedniej kaloryczności dla danego osobnika i wtedy nie zaczniesz tyć. Nic więcej nie trzeba :) To jest proste jak budowa cepa.
Pierd..... mam ziomka ktory potrafi doslownie zrec jak swinia i nie przytyje, bo ma taka przemiane materii ze dla niego dwojka w kiblu 3 razy dziennie to minimum, praktycznie sra 1,5-2 h po kazdym wiekszym posilku. Praktycznie kazdy czlowiek jest inny, za wyjatkiem blizniakow jednojajowych :P Takie uogolnianie ze kazdy jest szczuply z natury jest takie samo prawdziwe jak to ze kazdy polak to pijak, a kazdy pijak to zlodziej :P
Pewnie, że każdy jest inny i każdy ma inną przemianę materii - ale to się zbiega do mojego stwierdzenia, które pominąłeś "na poziomie odpowiedniej kaloryczności" - masz odpowiednie zapotrzebowanie - nie tyjesz. I nie uogólniam, tylko stwierdzam fakt. Człowiek, który nie choruje i zaczyna nabierać wagi sam doprowadza się do otyłości - a wcześniej był szczupły.
Łyczek -> no wg twojego toku rozumowania kazdy moze zostac mistrzem swiata np szachow, boksu wagi ciezkiej, skoku ze skoczni mamuciej itd. wystarczy "odpowiednio sie przygotowac", bo tym jest twoja "odpowiednia kalorycznosc". Zycie nie jest takie proste, bo jakby bylo nie bylo by tylu grubasow, pomijajac ten maly % dewiacji ktorzy lubia byc tacy, wiekszosc nie lubi.
Jedyne co jest na świecie proste jak konstrukcja cepa, to ludzie, którzy wypisują w internecie swoje mądrości wedle których wszystko jest taaaaakie proste.
Kończę temat, bo Kilgur dodajesz sobie swoje interpretacje na temat indywidualnych cech fizycznych prowadzących do uprawiania sportu zawodowego. Zakończę tutaj kilkoma zdaniami podsumowującymi: każdy organizm (nie licząc chorych to powtórzę) funkcjonuje tak samo. Ma takie same zadania i każdy organizm potrzebuje odpowiedniej ilości kalorii (tutaj sobie wlicz materiały budulce, energie, materiały zalasowe, czyli białko, węglowodany, tłuszcz etc.). Jeśli poznasz ile Twój organizm tego potrzebuje to nie będziesz tył i nie doprowadzisz do nadwagi, a później otyłości. Oczywiście pamiętam, że Twój kolega to wyjątek i zjada za dwóch, czyli pewnie średnio 5000 kcal dziennie i on jest chudy jak patyk :)
Ale może gdyby jadł jeszcze więcej, też by przytył.
Niestety Łyczek ma rację.
niektórzy po prostu mają pecha i bez wymuszonej aktywności fizycznej ich zapotrzebowanie jest tak małe, że nie mogą sobie w ogóle pozwolić na jedzenie dla przyjemności - ale to niczego nie zmienia w tej ogólnej zasadzie.
Czym więcej się je to żołądek się rozpycha i potem skutki otyłość, bo taki co rozepchał sobie żołądek zje za dwóch a nawet za trzech i dalej zaraz czuje głoda.
Łyczek -> Nie jestes swiadom wogole chyba ze o wiele bardziej liczy sie jak i kiedy posilki sie spozywa niz ilosc kalorii. Przyklad ci dam teoretyczny przyklad: czlowiek do tego zeby bilans byl na 0 potrzeboje 2000 kalorii. Dwoch identycznych teoretycznych ludzi jeden je 2000 kalorii i ma 2 posilki dziennie drugi je 2200 kalorii i ma 5 posilkow dziennie. Po 2-3 miesiacach pierwszy utyl drugi jest dalej w takie samej wadze. Bo pierwszemu metabolizm sie zmienil i organizm 2 posliki dziennie traktuje jako zagrozenie i zaczyna odkladac na chude dni.
Herr Pietrus -> ja sie Łyczekiem zgadzam, tylko nie do konca :) Nie zgadzam sie ze stwierdzeniem ze KAŻDY z natury jest szczupły, bo to poprostu zwykle uproszczenie. O wiele prawdziwsze jest to ze kazdy moze byc szczuply, tylko jeden czlowiek moze doslownie nic nie robic i byc, a inny musi wlozyc w to mase wysilku, bo takie maja organizmy. Dodac do tego jeszcze zycie=praca, dzieci etc. sprawa komplikuje sie jeszcze bardziej. Z wlasnego doswiadczenia wiem ze najwiecej dobrych rad maja ludzie ktorzy nigdy problemow z waga nie mieli, cos jak 50 letni bezdzietny facet dajacy rady jak wychowac dzieci :P
Kilgur ---> Ja doskonale to rozumiem i o tym wcześniej pisałem pod postacią "zbilansowana dieta", czyli regularne posiłki o odpowiednich wartościach odżywczych, a nie 4 czekolady dziennie = 2000 kcal i bilans się zgadza - fakt, nie napisałem co pod postacią tego stwierdzenia według mnie się kryje. "Każdy jest szczupły" - moment kiedy zaczynasz nabierać wagi oznacza, że coś Ci umyka. Z biegiem lat wszystko się zmienia, nie mniej nie rodzimy się jako otyłe osoby, zatem z natury jesteśmy szczupli. Ale zakończmy dalej ten temat, bo też rozumiem o co Tobie chodzi :)
Co do tematu o tym, że ludzie mają obowiązki w postaci dzieci albo że mają całą rodzinę na utrzymaniu i muszą pracować na dwa etaty to zgoda, ale nadal uważam, że 90% nie ma tego typu sytuacji i wtedy wchodzi kwestia priorytetów, tzn. jeden woli oglądać serial w TV raz na 2-3 dni, a drugi jednak ten czas poświęci dla swojego ciała.
Nie jestes swiadom wogole chyba ze o wiele bardziej liczy sie jak i kiedy posilki sie spozywa niz ilosc kalorii. Przyklad ci dam teoretyczny przyklad: czlowiek do tego zeby bilans byl na 0 potrzeboje 2000 kalorii. Dwoch identycznych teoretycznych ludzi jeden je 2000 kalorii i ma 2 posilki dziennie drugi je 2200 kalorii i ma 5 posilkow dziennie. Po 2-3 miesiacach pierwszy utyl drugi jest dalej w takie samej wadze. Bo pierwszemu metabolizm sie zmienil i organizm 2 posliki dziennie traktuje jako zagrozenie i zaczyna odkladac na chude dni.
Jeśli człowiek X potrzebuje 2000kcal, bo tyle spala to nie ma możliwości żeby nagle zaczął tyć, bo zamiast 5 posiłków zaczął jeść 2. Po prostu nie ma.
Albo zaczął mniej się ruszać i nagle zaczął potrzebować dajmy na to 1800kcal, albo wydarzyło się coś innego, ale na pewno wpływ na to nie miała ilość posiłków.
Są ludzie, którzy jedzą JEDEN zbilansowany posiłek dziennie, trenują i też to działa. Tak też można. Oczywiście nie jest to dla każdego, kwestia psychiki, nawyków żywieniowych ma duże znaczenie, ale nie można mówić, że jest to niezdrowe. Organizm jest na tyle mądry, że potrafi sobie doskonale radzić czy ma 1 czy 3, czy 5 posiłków. Zaznaczam, ze cały czas rozmawiamy tutaj o posiłkach odpowiednio zbilansowanych.
Jeśli człowiek X potrzebuje 2000kcal, bo tyle spala to nie ma możliwości żeby nagle zaczął tyć, bo zamiast 5 posiłków zaczął jeść 2. Po prostu nie ma.
No i tu się mylisz. Jeśli człowiek cały dzień biega bez jedzenia a objada się wieczorem przed snem to cały dzień będzie zmęczony i bez energii a objadanie się na noc spowoduje tycie.
Oczywiście nie mówimy tu 2000 kalorii bo to jest akurat zapotrzebowanie kobiety pracującej w biurze, albo faceta którego cała dzienna aktywność ogranicza się do podrapania po worze 2 razy na dobę.
Są ludzie, którzy jedzą JEDEN zbilansowany posiłek dziennie, trenują i też to działa.
Owszem jeśli jesteś sportowcem, wiesz co robisz i taka dieta ma wywołać konkretny efekt w twoim organizmie to owszem. Na pewno nie jest to odpowiedni sposób żywienia dla normalnego zjadacza chleba który ma rodzinę, pracuje i skoczy sobie na siłownię 3 razy t tygodniu.
Oczywiście nie jest to dla każdego, kwestia psychiki, nawyków żywieniowych ma duże znaczenie, ale nie można mówić, że jest to niezdrowe.
Nie jest to ani kwestia psychiki ani nawyków żywieniowych. Jest to pewien sposób żywienia stosowany czasem przez ludzi uprawiających sporty siłowe. Ale oni wiedzą co robią, robią to przez pewien czas a nie na stałe i oczekują konkretnego efektu.
I tak, jak najbardziej można mówić że jest to niezdrowe dla normalnego człowieka.
Tutaj przykładowa wypowiedź dietetyka z jakiegoś artykułu we "Wprost":
Dietetyk Daria Łukowska potwierdziła, że choć prawdą jest, iż nie musimy jeść aż pięciu posiłków dziennie, to jednak ograniczenie do jednego dla większości osób będzie miało przykre konsekwencje. Choćby dlatego, że żywiąc się w ten sposób nie jesteśmy w stanie dostarczyć organizmowi wszystkich składników odżywczych. Teoretycznie, aby zachować zdrowie, powinniśmy wówczas dostarczyć organizmowi całe zapotrzebowanie kaloryczne, a więc w przypadku kobiet jest to około 2 tys. kalorii. Taki posiłek nie tylko będzie się dłużej trawił, ale też spowoduje potężny wyrzut insuliny, co przy długotrwałym stosowaniu diety może mieć konsekwencje.
Organizm jest na tyle mądry, że potrafi sobie doskonale radzić czy ma 1 czy 3, czy 5 posiłków. Zaznaczam, ze cały czas rozmawiamy tutaj o posiłkach odpowiednio zbilansowanych.
Choćbyśmy mówili o posiłkach idealnie zbilansowanych to jedzenie jednego dziennie jest złym pomysłem.
No i tu się mylisz. Jeśli człowiek cały dzień biega bez jedzenia a objada się wieczorem przed snem to cały dzień będzie zmęczony i bez energii a objadanie się na noc spowoduje tycie.
Oczywiście nie mówimy tu 2000 kalorii bo to jest akurat zapotrzebowanie kobiety pracującej w biurze, albo faceta którego cała dzienna aktywność ogranicza się do podrapania po worze 2 razy na dobę.
Miałem kiedyś linka do badań na temat, jak ilość posiłków, godziny ich przyjmowania wpływają na człowieka i z nich jasno wynikało, że nie wpływają praktycznie w ogóle.
Dużo istotniejsze jest kaloryczność, makro, mikro itp Niestety linka nie mogę znaleźć :(
Choćbyśmy mówili o posiłkach idealnie zbilansowanych to jedzenie jednego dziennie jest złym pomysłem.
Na początku na pewno byłby problem, bo kto normalny tak je? Jesteśmy przyzwyczajeni do tych 3-4 posiłków. Nasze organizmy też są do tego przyzwyczajone. Ale jeśli ktoś doszedłby do wniosku, że chce jeść raz dziennie i jest w stanie przyjąć 2000-3000kcal na jeden raz to wcale nie byłoby to dla niego mniej zdrowe. Mówimy o dłuższej perspektywie.
Oczywiście nie musisz się ze mną zgadzać możesz twierdzić inaczej, tylko poproszę o podanie linków do jakichś badań, a nie wypowiedzi gazetowych dietetyków, bo większość z nich jest nic nie warta.
Jeśli znajdę badania, o których mówiłem wyżej również się nimi podzielę.
[edit]
Zgaduję, że wypowiedź pani Łukowskiej dotyczyła diety OMAD, która jest opisana na jej stronie.
http://darialukowska.pl/2018/07/05/omad-czyli-one-meal-a-day-o-co-chodzi/
Zaznaczam, że to nie jest to samo o czym wyżej napisałem.
Kyahn -> wieksza ilosc mniejszych posilkow zwieksza szybkosc przemiany materii, co wybitnie przyspiesza proces zrzucania wagi. Zgodze sie z toba ze mozna przyzwyczaic organizm do jednego posilku, ale przy takim postepowaniu kazdy dodatkowy posilek ktory zjesz odklada sie w tluszcz. Tak poprostu dziala organizm, diet jest od ch...... lekarzy ktorzy wypisuja czesto sprzeczne tezy tez. Sa diety bialkowe gdzie mozesz jesc po 3 tys kalorii dziennie i bedziesz tracic wage, jest ketogeniczna dieta gdzie glownie miesa sie je i tez kalorii w pokarmie dziennie bardzo duzo sie spozywa.
jest ketogeniczna dieta gdzie glownie miesa sie je i tez kalorii w pokarmie dziennie bardzo duzo sie spozywa.
Kolejny mit. Dieta keto to ograniczenie węglowodanów, a zwiększenie podaży tłuszczu i białka. Tutaj, jak przy każdej diecie zależy od dobrania odpowiedniej kaloryczności diety. Ujemny bilans kaloryczny przełoży się na redukcję masy ciała, bez znaczenia czy będzie to dieta ketogeniczna czy inna.
Może ten mit wynikać z tego, że w standardowej, zbilansowanej diecie zjada się około 250g węgli dziennie. W keto zjeżdża się do wartości poniżej 100g (ultra keto do około 50). W związku z tym zjada się więcej tłuszczu, który jest 2 razy bardziej kaloryczny od węgli i pewnie stąd ludzie powtarzają "na keto zjada się więcej kalorii" ...
Tak poprostu dziala organizm No właśnie nie działa tak. Na spadek wagi ma przede wszystkim liczba przyjmowanych kalorii, potem makro i miko na końcu. Częstotliwość nie ma znaczenia. To raczej strategia odżywiania, jedni lepiej się czują i potrafią kontrolować głód jak zjedzą 2 posiłki (np. IF diet), inni muszą przyjmować co 2 godziny.
Linki do badań:
https://academic.oup.com/nutritionreviews/article/73/2/69/1820875
https://www.health.harvard.edu/diet-and-weight-loss/eating-frequency-and-weight-loss
Łyczek -> no wszedzie gdzie czytalem przy diecie ketogenicznej kryteria przy dobieraniu ilosci jedzenia byly wagowe czyli np 1.5g bialka na kilogram wagi ciala etc. Do tego dochodzi sam proces trawienia i energia potrzebna do niego. Trawienie weglowodanow pochlania 10% tego co zjemy, trawienie bialek 30%-40% bo tu roznie pisza, czyli przy diecie wysoko bialkowej gdzie powiedzmy 2000 kcal bedzie pochodzic z bialek organizm na przetworzenie tych bialek musi zuzyc 600-800 kcal. Dlatego diety wysoko bialkowe maja wiecej kalorii niz zbalansowana dieta ze wszystkimi skladnikami pokarmowymi.
pani_jola -> ja mialem zbilansowana diete, problem taki ze czasu nie mialem i bardzo nieregularnie jadlem, waga praktycznie stala w miejscu. Zmienilem prace i nagle moglem sobie pozwolic na stabilne godziny posilkow. Podzielilem to co wczesniej jadlem w 2-3 posilkach na 6 dodac musialem troche warzyw, bo ilosciowo bylo malo i czulem sie glodny. Wynik w niecale 2 miesiace 10 kg zniknelo, tylko w moim przypadku po przejsciach z lekami wazylem 160 kg wiec roznice naprawde widac. Jak ktos ma lekka nadwage to nawet nie zauwazy roznicy bo tu bedzie zalezec czy wazyl sie przed czy po dwojce w kiblu :P
Kilgur ---> Wydaje mi się, że mylisz dwie diety albo ja już się pogubiłem o czym pisałeś, bo przeplatasz keto z wysokobiałkową :) W ramach sportowania ja pisałem cały czas o keto, a nie o wysokobiałkowej: dieta ketogeniczna jest przede wszystkim dietą wysokotłuszczową, gdyż organizm ma się przestawić na czerpania energii z tłuszczy, a nie z węglowodanów - tak w dużym uproszczeniu.
ja mialem zbilansowana diete, problem taki ze czasu nie mialem i bardzo nieregularnie jadlem, waga praktycznie stala w miejscu.
A liczyłeś DOKŁADNIE kalorie spożyte każdego dnia, czy to było tak na oko, raz na jakiś czas?
Przy dużych nadwagach/otyłości, przy dobrym wyliczeniu zapotrzebowania, na początku waga powinna bardzo ładnie schodzić.
Chyba, że są już jakieś zaburzenia w pracy poszczególnych narządów to wtedy nie będzie aż tak fajnie, bo najpierw trzeba je wyleczyć.
Kilgur, czy liczyłeś kalorie na diecie? Jadłeś nieregularnie, może podjadałeś, co powoduje utratę kontroli nad bilansem kalorycznym. Zmieniłeś pracę? Może zacząłeś więcej się ruszać. Na utratę wagi większe znaczenie ma to jak funkcjonujemy na co dzień, jedni są bardziej ruchliwi (to ci, o których mówi się, że mogą zjeść wszystko a i tak nie tyją), gdy drudzy to ospałe kloce.
Nie brałbym swojego przykładu pod rozważania. Możesz nie zauważać drobnych zmian, które zacząłeś wprowadzać do swojego życia, a które mają wpływ na utratę wagi np. mogłeś SAMODZIELNIE zacząć przygotowywać sobie posiłki (wydatek energetyczny), stawać dalej samochodem (wydatek), rozmawiać przez telefon nie przy biurku (wydatek)... suma takich "wysiłków" składa się na dzienny wydatek kaloryczny. Okazuje się, że siłownia i bieganie nie mają aż tak dużego wpływu na wydatek (ok 400 kcal dziennie, ale budują mięśnie).
Może zacząłeś spożywać więcej białka, które potrzebuje więcej energii na obróbkę niż np. tłuszcze. Jest wiele rzeczy, które mogło wpłynąć na spadek Twojej wagi. Uważam, że częstotliwość posiłków nie miała znaczenia.
Łyczek -> ta popierdzielily mi sie diety :)
Kyahn -> jesli jadlem to samo w obu przypadkach, choc w drugim nawet wiecej warzyw liczba kalorii w drugim przypadku sie zwiekszyla, a jednak zniknely kilogramy wiec dokladnie ile ich bylo nie ma znaczenia. Dieta miala byc mocno rozciagnieta w czasie zeby nie bylo powrotu i nie byla bardzo restrykcyja. Poprostu do momentu kiedy metabolizm nie przyspieszyl nie przynosia wielki efektow.
pani_jola -> Caly "zyciowy wysilek" w obu przypadkach na tyle identyczny ze mozna powiedziec pomijalny, Jak robilem jedzenie wczesniej tak samo robilem pozniej, tylko ze zamiast pakowac w 3 miski rozdzielalem na 6, tylko zwiekszylem o jakies 15%-20% ilosc warzyw, bo po podziale posilki byly za male zebym sie najadl. Jako ze bardzo latwo mi przybywa kilogramow wiem co robia przekaski, jakbym mial tak oszukiwac pierd.... bym to diete odrazu :P. Sama zmiana pracy, byla zmiana pracodawcy wciaz robilem to samo, wciaz mniej wiecej ten sam bilans godzin w pracy i w domu. Glowna roznica to u pierwszego kolchoz gdzie 0 zaplecza socialnego ledwo kibel byl, a to co on uwazal za szatnie i jadalnie to chlew taki ze masakra. W drugiej pracy normalne warunki, pokoj do jedzenia na przerwach, byla lodowka do przechowywania i mikrofala do podgrzania jedzenia, stoly krzesla, mozna bylo pozmywac. Wiec moglem pozwolic sobie na przyniesienie 3 posilkow do pracy, zamiast jednego wielkiego.
Kolejny wątek w którym jedni chcą mówić innym jak mają żyć. Zaraz się dowiem, że wojny to też przez grubasy. Wyluzujcie, z głodu nie umrzecie, wszystkiego nie zjedzą.
Teraz przyszedł czas na akceptację takich zachowań żywieniowych i stylu życia.
Z drugiej strony ciężko uwierzyć że prawie 30 lat temu programy z aerobikiem i ogólnie pojęty kult ciała w Ameryce były wyznacznikiem trendu dla reszty świata.
https://www.youtube.com/watch?v=TIfAkOBMf5A
Muzyczka jak coś to:
Ty Parr - National Aerobic Champion Theme
Powinno się jeść dłużej, na szybko jedzenie to powoduje niestrawność.
https://www.youtube.com/watch?v=Wqr5cw75PmM
Abstrahując trochę od głównego tematu dyskusji - myślę, że nie powinniśmy krytykować ludzi otyłych, którym nie starcza sił/motywacji do zmiany, bo jest ona trudna, a zamiast tego pochwalać tych, którym się udało.
Należy też dostrzegać różnicę między otyłością a nadwagą.
Aj tam. Przesadzasz. Wiadomo, że bycie grubym to nie jest powód do dumy, ale zjawisko które pokazałeś nie jest rozwinięte na jakąś ogromną skalę. Ktoś tak promuje swoje produkty i tyle.