Witajcie. Osobiście nie przepadam za pracą na etacie i smutna rzeczywistość jest taka, że człowiek jest zmuszony do takowej pracy zarobkowej z przymusu, by nie umrzeć z głodu. Wątpię, żeby większość pracowała z chęci i przyjemnością. Oczywiście mówię o sobie. Dla mnie to tylko zarobienie ważnych środków do życia i tyle. Od kiedy skończyliście pracować na etacie? Ja mam nadzieję, że jak wszystko się uda ok, żeby nigdy. To jest takie niewolnictwo systemu.
Dziękuję, że przeczytałeś moje zdanie na ten temat. Podziel się swoim, jak masz coś do powiedzenia.
Wszystko ma swoje plusy i minusy.
Robisz na etacie:
+ 8-16 i masz firme w nosie, byle sie do domu w korku dokulać i reszta dnia Twoja, zero zaangażowania ponad miare
+ niezależnie od Twojej formy, dyspozycji, wyników itp. masz pewne pieniadze na koniec miesiaca. Masz za co splacac kredyt i za co jesc. Kondycja firmy Cie w ogole nie obchodzi, no chyba ze w ekstremalnych przypadkach firma zacznie ciac etaty
+ odpowiadasz jedynie za siebie i swoja prace
- trzeba znosic humory szefostwa i wspolpracownikow, malo masz do gadania, robisz co Ci kaza
- spora czesc wynagrodzenia idzie w kosmos pod pretekstem obietnicy emerytury na stare lata i na zalosna opieke medyczna
Masz swoj biznes:
+ zarabiasz na siebie, nie na kogos dostajac tylko malutki kawaleczek tortu
+ sam sobie szefujesz, sam wymyslasz co jest Twojej firmie potrzebne, jak juz cos wymyslisz to zlecasz innym by to zrobili i guzik Cie obchodzi co oni o tym mysla
+ korzystniej rozliczasz podatki, pieniadze zaoszczedzone na dziadowskich panstwowych ubezpieczalniach mozesz wydac 5 razy lepiej w komercyjnych ubezpieczalniach/klinikach lub po prostu odkladac na ciezsze czasy. Wszelkie odliczenia vatu, leasingi itp. ulatwiaja nie tylko zycie zawodowe ale rowniez i prywatne
- dbasz o firme miedzy 8-16, dokulasz sie do domu i od 17 do 23 myslisz co zrobic nastepnego dnia zeby bylo jeszcze lepiej
- nie odpowiadasz tylko za siebie, ale rowniez za swoja dzialalnosc(czesto calym swoim majatkiem) oraz za swoich pracownikow i ich rodziny
- nie ma ze "to on spieprzyl', przed klientami to Ty jestes odpowiedzialny za wszystkie fuckupy swoich pracownikow
- masa, masa, masa papierologii. Albo robisz ja sam albo jak juz nie dajesz rady to zlecasz to ksiegowym. Ksiegowi kosztuja tym wiecej im wiecej ksiegowosci masz do okielznania
Wszystko jest dla ludzi, ale nie dla wszystkich. Niektorzy pod buten szefa czuja sie jak karaluch, innym przeszkadza ukladanie prywatnego zycia pod dzialalnosc wlasnej firmy.
Jeden widzi szczescie tam gdzie inny spoglada jak w czeluscie piekla. Nie ma uniwersalnej, najlepszej sciezki. Nie wszyscy moga byc etatowcami bo nie mieliby u kogo pracowac. Nie kazdy moze miec firne bo zabrakloby tradycyjnych etatatowcow ktorzy by na ta firme zarabiali
Wolnosc finansowa to zupelnie inna bajka, oparta na wczesniejszyn zainwestowaniu ogromnych pieniedzy, ale zeby ja osiagnac i tak trzeba albo miec bogatych starych, albo sie dorobic w ktorys z dwoch powyzszych sposobow.
mam dwojke malych dzieci, bez pracy to bym zwariowal
Chyba najmadrzejsze zdanie jakie kiedykolwiek przeczytalem na tym forum. +1111
Kiedyś drżałem przed pracą 8 godzin dziennie.
Dzisiaj trudno mi sobie wyobrazić, żeby nie pracować. Ostatni rok na studiach mocno bimbałem i w sumie dawało to wgląd, jak mogłoby wyglądać moje życie bez żadnych obowiązków. Nie było wcale jakoś szałowe - czas przelewał się między palcami, ilość nie szła w parze z jakością (grałem w byle co, czytałem byle co). Zazdrościłem ludziom, którzy rozpoczęli już jakieś kariery, bo widać było, że rozwijają się szybciej, niż kiedykolwiek w czasie edukacji.
Nie chcę tutaj brzmieć jak protestant, ale jest coś w tym, że praca/obowiązki jest kluczowym elementem życia, nawet jeśli chodzi o szlifowanie charakteru. Widziałem zmianę w sobie, ale przede wszystkim widziałem różnice między osobami, które wcześnie zaczęły pracę na etat od tych, które zrobiły to dopiero po studiach. Ogólnie rzecz biorąc - te, które zaczęły wcześniej szybciej stawały się pewne siebie, radziły sobie ze sprawami urzędowymi itd
Gdybym miał pełny wybór, tak pewnie bym zorganizował sobie pracę nieco inaczej (tak pewnie co dekadę jeden dzień w tygodniu pracy mniej, żeby zmieniać proporcje), ale o dziwo, widzę, że z wiekiem wygląda to właśnie inaczej. Rosną ci kompetencje, dostajesz coraz większe stawki, pojawia się więcej dobrych opcji... trudno z tym zerwać, bo masz wrażenie, że coś może cię ominąć :)
Jeśli jeszcze pracujesz w dobrym środowisku, masz dobrego szefa, praca nie sprowadza się do czegoś uwłaczającego... traktuję to jako część życia a nie coś, co stoi na przeszkodzie ku życiu.
Od pracy i zarabiania na niej można się uzależnić. Ewentualnie od pochodnych, czyli poczucia jakiejś ważności (jesteś częścią czegoś większego, masz mierzalne efekty, masz wpływ, koledzy i koleżanki na tobie polegają itd).
Mój ojciec nawet nie chce słyszeć o żadnej emeryturze (i nie tylko dlatego, że będzie strasznie niska:P), po prostu praca kierowcy jest częścią jego życia.
Na marginesie, Alex jest raczej dowodem na to, że za duża kasa odrywa człowieka tak mocno od rzeczywistości, że nie mamy nawet o czym gadać :D
"Kluczowe jest poświęcenie czasu rodzinie i przyjemnościom"
Alex: zostaje w domu i gra w gierki
Reszta: JAK ZNALEŹĆ PIENIĄDZE NA BUTY DLA DZIECI I PRZYJEMNOŚCI
Od kiedy skończyliście pracować na etacie? Ja mam nadzieję, że jak wszystko się uda ok, żeby nigdy.
co
O widzę trochę się niepoprawnie ująłem i mogę niepotrzebnie wprowadzić kogoś w nieporozumienie. Pisałem to do swojej osoby, że kiedyś szczęśliwie, jak się człowiekowi powiedzie, to jak będę mieć już możliwość zrezygnowania z etatu, żeby do tego typu sposobu zarabiania pieniędzy nie powrócił, bo to zdecydowanie nie dla mnie. Wtedy masz wybór - pracujesz, bo chcesz i wybierasz sobie kierunek w jakim się chce rozwijać, a nie, bo muszę, a bo z czego przeżyję, jak nie mam żadnego dochodu zapewniający godne życie.
Dla mnie niezależność finansowa i wolność jest więcej warte niż bogactwo. Wolałbym żyć na średnim poziomie, ale być niezależny, niż mieć miliony zł na koncie i dalej pracować dla kogoś. Rozumiesz? To jest piękne, gdy człowiek do tego dojdzie. :)
No tak trochę bez sensu. Przecież jak masz miliony zł na koncie to się martwić nie musisz. Nie trzeba pracować dla kogoś. Jak ktoś ma tyle siana i pracuje dalej to tylko dlatego ze to lubi a nie że musi.
Praca to przywilej. Człowiek bez pracy jest mało wart. Znajdź sobie prace która daje satysfakcje, samorealizacje czy chociażby taką którą będziesz lubić.
Człowiek bez pracy jest mało wart.
Ale to trzeba być nudnym człowiekiem żeby tak myśleć.
Człowiek bez pracy jest mało wart.
Nie uważam, że człowiek odejmuje sobie wartości względem tego, czy pracuje dla kogoś czy nie. Człowiek jest wartościowy sam z siebie. :3 Praca, praca, praca... jak ja tego nie cierpię.
Znajdź sobie prace która daje satysfakcje, samorealizacje czy chociażby taką którą będziesz lubić.
To, co bym lubił robić i pozyskiwać z tego środki do życia jest długotrwałe w realizacji (mnóstwo nauki), a przez ten czas trzeba za coś przecież żyć... rozumiesz? Tak czy inaczej trzeba jakoś sobie poradzić.
Praca to oddawanie swojego czasu za pieniądze. A na etacie można to nazwać marnowanie życia w zamian za marne grosze.
Nigdy nie pracowałem na etacie. Źle znoszę podległość służbową tego typu, że to mnie ktoś coś każe robić.
Przymus :(
Czekanie
Nowy dzień
Wstań
To znowu nowy dzień
To poranne podróże - raz krócej, raz dłużej
W obie strony, przygarbiony, pochylony
w obie strony, przygarbiony, pochylony
W obie strony...
Pracujesz dla fabryki
Fabryka żywi
I życie dla fabryki
Śmierć dla fabryki
Pracujesz dla fabryki
Fabryka żywi, żywi, żywi
Żyjesz dla fabryki
Umierasz dla fabryki
A które prawo dla nas
A które prawo dla nich
Praca jak praca, jak miałem 20 lat to też mi się nie chciało. Teraz patrzę inaczej na to i czasami idąc do pracy, wiem, że odpocznę.
Nie praca jest zła, tylko zarobki. Więc trzeba znaleźć pracę, gdzie można się rozwijać i piąć wyżej, co za tym idzie, lepiej zarabiać.
Lub trzeba być w czymś dobrym i wtedy pieniążki też się zgadzają.
A że czasami się nie chce, to normalne, niech pierwszy rzuci kamień ten, któremu zawsze się chce.
Ciężka sprawa...
Zależy od nastawienia - w moim przypadku.
Tylko że ja w wieku 16 lat postawiłem sobie pytanie "czym będę się zajmował?"
Od 6 lat pracuje na budowie i w sumie nie narzekam. Jest lepszy i gorszy dzień.
Tak jak wspomniałem wcześniej, wszystko zależy od nastawienia. Mówię sobie codziennie że dzisiaj będzie lepiej. Staram się nie zamulać się myślami typu "jak mi się nie chce" albo "ile jeszcze do fajrantu". Angażuje się w zadanie możliwie jak najbardziej, a reszta sama się robi. Bogu dzięki że nie muszę pracować na jakichś dużych budowach tak jak wczesniej. Teraz mam lekką pracę bo jeździmy po szkołach i jakieś bzdury reperujemy czy może małe ścianki stawiam. W gruncie rzeczy nie mogę narzekać, ale to też nie jest to, czym chciałbym się zajmować.
Wiadomo... nie mówię żeby nie robić nic. Ale zmiana pracy dla młodego człowieka z jakimiś zobowiązaniami finansowymi (mieszkanie, auto, itp.) jest bardzo trudna. Większość ludzi bez odpowiedniej motywacji trafia na jakąś firme, fabrykę (czy coś innego) zatraca się w miejscu pracy i ciężko o zmiane, bo przyzwyczaja się do firmy, ludzi i miejsca.
Praca na etat to w sumie taka bezpieczna przystań. Zaczynasz o 7, dostajesz jakieś zadanie i o 16 do domu. I masz tą robotę w dupie.
Nie podoba mi się też stwierdzenie "niewolnictwo systemu". Nikt ci nie każe pracować na etat.
Zawsze możesz pomyśleć o własnej firmie.
Wg mnie to wszystko zależy od nastawienia. Jak ci się nie chce pracowac, zawsze możesz klepać biedę na zasiłku.
Jak sobie wyobrażasz inny "system". Każdy pracuje raz w miesiącu ? I robi co chce bez uprawnień ? Wyobraź sobie iść do lekarza który też przeciwstawił się systemowi i leczy na własną rękę. Hahahaha
Weź się człowieku za jakąś pracę bo się rzygać chce jak czytam takie bzdury.
Jak sobie wyobrażasz inny "system". Każdy pracuje raz w miesiącu ? I robi co chce bez uprawnień ? Wyobraź sobie iść do lekarza który też przeciwstawił się systemowi i leczy na własną rękę. Hahahaha
Wolność - moim zdaniem to jest najcenniejsze w życiu i najbardziej ludzki system. A kierunek medycyny to pozytywny skutek uboczny ($) pomagania ludziom. Także jest to do przemyślenia. :)
Weź się człowieku za jakąś pracę bo się rzygać chce jak czytam takie bzdury.
Dla mnie praca to nie życie.
Bullzaj hehehehe
Mam to szczęście, że w większości moja praca to coś co lubię robić, mam do tego wydaje mi się "dryg" i na poziomie wypłaty, która mi wystarcza. W sumie od liceum, nigdy nie robiłem niczego innego za bardzo. Nie umiałbym się odnaleźć w "normalnej pracy", jest mi to zupełnie obca sytuacja.
Dlatego co do wątku - chęć.
Jak by praca byla zbyt przyjemna to by za nia nie placili. Ty bys placil zeby dla kogos pracowac.
'Niewolnictwo systemu' i tak, i nie. Bylbym ostrozny z ludzmi ktorzy czesto uzywaja takiego sformulowania. Czesto sie to konczy tak, ze po 10 minutach oferuja kupno magicznego systemu/treningu/softwaru/etc., ktory od niewolnictwa uwolni. Kupujacych uwolni od czesci gotowki, sprzedajacych moze nawet od 'niewolnictwa' uwolni, haha.
Cainoor,
chyba sobie za dużo dopowiedziałam, "praca na etacie" zrównało mi się z "umową o pracę", my bad. :)
Lubię swoją pracę. Łatwa, pracy na max 10h tygodniowo, duży luz, fajna atmosfera w zespole, kupa kasy. Polecam.
Wszystko ma swoje plusy i minusy.
Robisz na etacie:
+ 8-16 i masz firme w nosie, byle sie do domu w korku dokulać i reszta dnia Twoja, zero zaangażowania ponad miare
+ niezależnie od Twojej formy, dyspozycji, wyników itp. masz pewne pieniadze na koniec miesiaca. Masz za co splacac kredyt i za co jesc. Kondycja firmy Cie w ogole nie obchodzi, no chyba ze w ekstremalnych przypadkach firma zacznie ciac etaty
+ odpowiadasz jedynie za siebie i swoja prace
- trzeba znosic humory szefostwa i wspolpracownikow, malo masz do gadania, robisz co Ci kaza
- spora czesc wynagrodzenia idzie w kosmos pod pretekstem obietnicy emerytury na stare lata i na zalosna opieke medyczna
Masz swoj biznes:
+ zarabiasz na siebie, nie na kogos dostajac tylko malutki kawaleczek tortu
+ sam sobie szefujesz, sam wymyslasz co jest Twojej firmie potrzebne, jak juz cos wymyslisz to zlecasz innym by to zrobili i guzik Cie obchodzi co oni o tym mysla
+ korzystniej rozliczasz podatki, pieniadze zaoszczedzone na dziadowskich panstwowych ubezpieczalniach mozesz wydac 5 razy lepiej w komercyjnych ubezpieczalniach/klinikach lub po prostu odkladac na ciezsze czasy. Wszelkie odliczenia vatu, leasingi itp. ulatwiaja nie tylko zycie zawodowe ale rowniez i prywatne
- dbasz o firme miedzy 8-16, dokulasz sie do domu i od 17 do 23 myslisz co zrobic nastepnego dnia zeby bylo jeszcze lepiej
- nie odpowiadasz tylko za siebie, ale rowniez za swoja dzialalnosc(czesto calym swoim majatkiem) oraz za swoich pracownikow i ich rodziny
- nie ma ze "to on spieprzyl', przed klientami to Ty jestes odpowiedzialny za wszystkie fuckupy swoich pracownikow
- masa, masa, masa papierologii. Albo robisz ja sam albo jak juz nie dajesz rady to zlecasz to ksiegowym. Ksiegowi kosztuja tym wiecej im wiecej ksiegowosci masz do okielznania
Wszystko jest dla ludzi, ale nie dla wszystkich. Niektorzy pod buten szefa czuja sie jak karaluch, innym przeszkadza ukladanie prywatnego zycia pod dzialalnosc wlasnej firmy.
Jeden widzi szczescie tam gdzie inny spoglada jak w czeluscie piekla. Nie ma uniwersalnej, najlepszej sciezki. Nie wszyscy moga byc etatowcami bo nie mieliby u kogo pracowac. Nie kazdy moze miec firne bo zabrakloby tradycyjnych etatatowcow ktorzy by na ta firme zarabiali
Wolnosc finansowa to zupelnie inna bajka, oparta na wczesniejszyn zainwestowaniu ogromnych pieniedzy, ale zeby ja osiagnac i tak trzeba albo miec bogatych starych, albo sie dorobic w ktorys z dwoch powyzszych sposobow.
mam dwojke malych dzieci, bez pracy to bym zwariowal
Chyba najmadrzejsze zdanie jakie kiedykolwiek przeczytalem na tym forum. +1111
Przybliżyłeś jakaś ogromną firmę w której już na starcie będzie zatrudniał 1000 osób. Można założyć własny biznes mała firemka 1-2-3 osobowa i jak mamy pomysł i wykonujemy swoją pracę z doświadczeniem (pasją) to na czysto można zarobić nawet fajną pensję. Ja swoją firmę prowadzę z mamą i:
-wstaje po 9-10
-robotę machnę do 13-14, czasem jakieś wyjazdy do klienta na godzinkę
-dawniej jak coś schrzaniłem to jako właściciel mogłem wcisnąć swoją wymyśloną ciemnotę klientowi, że niby się znam i przyznaje rację
-bardzo mało papierkowej roboty, praktycznie 0 bo księgowa bierze 150 zł i ogarnia
-kilku upierdliwych klientów zostało wpisane na czarną listę czyli nie trzeba się z nimi bujać
Najważniejszy jest pomysł, bardzo mały wkład, własne miejsce w garażu czy w domu i można coś działać. Najważniejsze są chęci bo na starcie zawsze jest masa roboty żeby przystosować pomieszczenia albo kupić sprzęt, a brak klientów może zniechęcić do dalszego prowadzenia firmy.
Rumcykcyk - widzisz Ty masz własne miejsce w garażu, dla osoby która nie ma, to kwestia ogromna firma na tysiąc osób czy jednoosobowa działalność, to taki sam absurd pod względem finansowym :P
Agent_007 - jest jeszcze opcja pośrednia: że pracujesz u kogoś na etacie, ale masz bardzo samodzielne stanowisko, więc nie martwisz się o kondycje finansową firmy, sam sobie szefujesz. No ale na to niestety trzeba trochę popracować i się wykazać, ale jest do zrobienia - pod warunkiem, że dana osoba chce się rozwijać i specjalizować w danej dziedzinie.
Robiłem w zeszłym roku drobne remonty u siebie w domu, dobry kolega mi pomagał, mieliśmy parę spotkań po 3-4 dni gdzie równo zapierdzielaliśmy, no ale w swoim towarzystwie tzn. popołudniu piwerko, pizza itd i tak leciało. Do pracy nie chodziłem, ale wypłata mi się nie zmniejszyła przez te remonty. Jak wracałem do pracy po takiej sesji to z bananem na twarzy :) Budowlanka cieżka, brudna, męcząca pomimo że ciekawa to jednak wole swoją pracę i w tym roku żeby dokończyć co zaczęte zatrudniam ekipę. Czasami człowieka chwyta monotonia i dopiero w trudnych chwila docenia swój zakład pracy :) A bez pracy bym zwariował, pomimo że mam pasywne dochody, także też nie tylko o $$ chodzi.
Cisnę w obecnej pracy jeszcze parę lat bo bardzo spoko praca, płaca i pracodawca. Chcę również zwiększyć pasywne dochody, ale w przyszłości na pewno chciałbym mieć własną/rodziną działalność, ale bez wyścigu szczurów. Bez deadlinów i bez myślenia co to zrobić, żeby jeszcze więcej zarobić. Wypracować stałe zlecenia i nie gonić za jak największą kasą tylko cieszyć się życiem, o to to!
Jak na razie od początku mojej "kariery" zawodowej pracuje w jednym miejscu. Raz jest lepiej raz gorzej. Ogólnie to nie wyobrażam sobie nie pracować, obojętnie czy na swoim czy u kogoś to pieniądze trzeba zarabiać. Ten rok zaczął się kiepsko. Zarabianie pieniądze powinny cieszyć ale teraz jest jakiś inaczej. Pewnie to przez stres, sytuację w jakiej firma się znalazła.
Siedzę od kilku dni z dylematem...
mam to szczęście, że robię to co lubię i generalnie nie występują u mnie żadne minusy wymienione przez Agenta_007 :)
Mogę tylko napisać znajdź sobie prace w której się realizujesz (przez realizacje mam namyśli wykorzystywanie jakiegoś hobby np:mechanika)
Ja tam bardzo lubię swoją pracę i z chęcią do niej idę. Czasem nawet szkoda mi z niej wychodzić, bo bym zrobił jeszcze to i to.
Człowiek bez pracy jest mało wart. dawno takiej głupoty nie przeczytałem. Tylko w systemie niewolniczym człowieka ocenia się i określa przez zawód jaki wykonuję. Tak ocenia się jego przydatność jak przedmiot.
Najważniejsze mieć czas na rzeczy ważne głównie dla rodziny i na przyjemności. Wszystko inne jest mało ważne a praca zarobkowa w tym wszystkim najmniej. Zwykła zamiana czasu (życia) na pieniądz. Ludzie myślą że ich praca coś znaczy ... jeśli nie ratujecie komuś życia to G... znaczy.
W pelni sie zgadzam z A.l.e.X w tej kwestii. Czlowiek ma ograniczony czas na Ziemi. Spędzanie go w pracy, by wyżywić siebie i rodzine jest dla wielu koniecznością. I tym samym ma sie mniej czasu dla tych, których sie kocha - dla siebie i tych, którzy są nam najbliżsi. Dawniej taką praca było polowanie na mamuty ;)
Natomiast skoro jest to juz konieczność egzystencjonalna, a tak jest pewnie dla 99% ludzi w cywilizowanych krajach, to niech praca będzie jak najmniej uciążliwa, niech daje satysfakcje, będzie krotka, dobrze płatna, itp. itd.
Bo jeśli musimy pracować, zajmuje nam to wieksza czesc naszego zycia, mamy z niej marne efekty, brak przyjemnosci, to czym sie roznimy od niewolnika? :(
Lepiej bym tego nie ujął Panowie. To jest rzeczywistość. :)
Pozdrawiam serdecznie.
Taki jest trend. Wiele osób przechodzi na part time work. Wartości się zmieniają a Europa jest bogata, więc ludzie pracują mniej niż ich rodzice, dziadkowie. Co prawda od czasu do czasu narzekają, że nie mogą jechać na zagraniczne wakacje, albo ze nowsze auto by się przydało. Ale to ich decyzja, nie? Innym pytaniem jest na ile to podejście do swojego czasu wynika że świadomej dycyzji (np. więcej czasu z rodziną), a na ile że słabej kultury pracy w Polsce i postawy wobec swiata (lenistwo).
Alex wyżej napisał, że tylko pewne zajęcia są naprawdę ważne. I to jest prawda, jak nie jesteś chirurgiem czy oficerem to decyzje są łatwe, bo nie decydujesz o życiu i śmierci. Z drugiej strony jak już pracuje to wolę robić to porządnie, bo jak każda czynność praca wyraża podejście do życia i innych ludzi.
No niestety taka jest prawda, zdecydowana wiekszosc ludzi pracuje z przymusu. Malo kto ma pracę, która wykonuje z pasja
Tacy piłkarze, piosenkarze czy aktorzy na pewno lubią swoją pracę. Na pewno jest to tez meczace na dluzsza mete (wiadomo rutyna jest wszedzie), ale generalnie na nude na pewno nie narzekaja
Watpię, zeby ktos marzył na przyklad o pracy w banku czy jakims tam urzedzie, wypełnianie jakichs wniosków itp. na pewno nie jest fascynujace
Ja lubię swoją pracę, ale nie nawidze, ze musze poświęcać na nią, czy jakąkolwiek czas, by przetrwać, zamiast poświęcić go na to, co chcę.
Ja kiedyś pracując po 10 godzin dziennie dzień w dzień rzygałem tym już, ale miałem ważną sprawę do załatwienia i udało się przetrwać. Człowiek (ja) przychodząc do domu wymęczony zdaję sobie sprawę, że "eh, czy tak chce przeżyć swoje życie" i czy to jest dobre dla mnie? Dlaczego robię to, co robię?
Dlatego zamienilem większą kase i chu.owa pracę na odwrót (znaczy prace znacznie luźniejszą, ze znacznie mniejszą presją, niemal z wymarzonymi godzinami, bezstresową i fajnymi ludźmi, ale za nieco mniejsze pieniądze). Może teraz kasy mi ledwo wystarcza, ale przynajmniej się nie wkur...m 8 dni w tygodniu. Polecam każdemu.
Pracowałem kilka lat. Obecnie nie pracuje od ponad roku, szczerze nie wiem czy będę będę kiedyś pracował, nienawidzę tego więc wątpię, po ostatniej pracy tak mocno się zraziłem że nie mam wcale ochoty pracować.
Kiedyś drżałem przed pracą 8 godzin dziennie.
Dzisiaj trudno mi sobie wyobrazić, żeby nie pracować. Ostatni rok na studiach mocno bimbałem i w sumie dawało to wgląd, jak mogłoby wyglądać moje życie bez żadnych obowiązków. Nie było wcale jakoś szałowe - czas przelewał się między palcami, ilość nie szła w parze z jakością (grałem w byle co, czytałem byle co). Zazdrościłem ludziom, którzy rozpoczęli już jakieś kariery, bo widać było, że rozwijają się szybciej, niż kiedykolwiek w czasie edukacji.
Nie chcę tutaj brzmieć jak protestant, ale jest coś w tym, że praca/obowiązki jest kluczowym elementem życia, nawet jeśli chodzi o szlifowanie charakteru. Widziałem zmianę w sobie, ale przede wszystkim widziałem różnice między osobami, które wcześnie zaczęły pracę na etat od tych, które zrobiły to dopiero po studiach. Ogólnie rzecz biorąc - te, które zaczęły wcześniej szybciej stawały się pewne siebie, radziły sobie ze sprawami urzędowymi itd
Gdybym miał pełny wybór, tak pewnie bym zorganizował sobie pracę nieco inaczej (tak pewnie co dekadę jeden dzień w tygodniu pracy mniej, żeby zmieniać proporcje), ale o dziwo, widzę, że z wiekiem wygląda to właśnie inaczej. Rosną ci kompetencje, dostajesz coraz większe stawki, pojawia się więcej dobrych opcji... trudno z tym zerwać, bo masz wrażenie, że coś może cię ominąć :)
Jeśli jeszcze pracujesz w dobrym środowisku, masz dobrego szefa, praca nie sprowadza się do czegoś uwłaczającego... traktuję to jako część życia a nie coś, co stoi na przeszkodzie ku życiu.
Od pracy i zarabiania na niej można się uzależnić. Ewentualnie od pochodnych, czyli poczucia jakiejś ważności (jesteś częścią czegoś większego, masz mierzalne efekty, masz wpływ, koledzy i koleżanki na tobie polegają itd).
Mój ojciec nawet nie chce słyszeć o żadnej emeryturze (i nie tylko dlatego, że będzie strasznie niska:P), po prostu praca kierowcy jest częścią jego życia.
W koncu ktos z normalnym podejsciem a nie tylko obiboki ;) - hej sorry, nie mam nic przeciwko hedonizmowi i rodzinie, ale ile mozna.
Dobrze dobrana (na dany okres) praca jest jak gra komputerowa - wciaga i wymaga.
Kiedyś drżałem przed pracą 8 godzin dziennie - 1/3 dnia +/- 1 godzina na przygotowanie się do wyjścia i powrót wychodzi na to że w 7 dniowym tygodniu 5 dni jest całkowicie zmarnowanych bo zostaje jakieś 7 godzin "wolnego" w cudzysłowie. W całym życiu okazuje się że najlepsze lata no te kiedy jesteśmy sprawni umysłowo i fizycznie oddajemy je za bezcen aby dostać prawdziwe wolne "jako starzy ludzie". Potem okazuje się że te wszystkie fajne rzeczy które mogliśmy zrobić to tylko możemy zobaczyć na filmach "ludzie są wspaniali"
Dzisiaj trudno mi sobie wyobrazić, żeby nie pracować. to jest b. łatwe jeśli nie musisz (praca oddawanie największego dobra naszego czasu życia -> pieniądz (w sumie papier pozyskany z drewna i zadrukowany)
Ostatni rok na studiach mocno bimbałem i w sumie dawało to wgląd, jak mogłoby wyglądać moje życie bez żadnych obowiązków - większość osób ma tak na studiach nawet tych najbardziej wymagających bo z olbrzymiej terminowej presji i rytmu nauki wpada się w okres gdzie pisze się pracę dyplomową a zajęcia końcowe są tak dobrane aby były całkowicie niemęczące
ilość nie szła w parze z jakością (grałem w byle co, czytałem byle co) - mogłeś robić dokładnie co tylko chciałeś widocznie tego potrzebowałeś też mózg wybiera to co jest mu w danej chwili potrzebne
Zazdrościłem ludziom, którzy rozpoczęli już jakieś kariery, bo widać było, że rozwijają się szybciej, niż kiedykolwiek w czasie edukacji. będąc biednym studentem jak widzi się kogoś w wieku 30 lat np. w porsche 911 gt2rs człowiek może mieć wrażenie że coś w życiu poszło nie tak, ale równie dobrze mogłeś zbiegiem okoliczności stworzyć jakiś dochodowy starup czy wygrać w lotto 30 milionów i wtedy ci wszyscy pracujący karierowicze patrząc na to jak funkcjonujesz myśleli by dokładnie tak samo że coś w życiu poszło nie tak (dobrą zasadą jest nigdy nie porównywać się do kogoś, bo każdy ma swoje życie i zlepek przypadkowych chwili)
praca/obowiązki jest kluczowym elementem życia - tu masz rację z obowiązkiem, muszę zadbać o rośliny w ogrodach, muszę pójść do WC kiedy chce siku, muszę umyć ręce po powrocie do domu, obowiązki to naturalna sprawa, praca nie jest obowiązkiem, a na pewno być nie musi
Widziałem zmianę w sobie, ale przede wszystkim widziałem różnice między osobami, które wcześnie zaczęły pracę na etat od tych, które zrobiły to dopiero po studiach - to jest oczywiste młoda osoba która dostaje pracę często myśli że to jest jej los i wygrana w lotto więc stara się na wszystkie możliwe sposoby jest punktualna, dokładna, rzeczowa / normalna zmiana w życiu
Rosną ci kompetencje, dostajesz coraz większe stawki, pojawia się więcej dobrych opcji... trudno z tym zerwać, bo masz wrażenie, że coś może cię ominąć :) jak będziesz miał mało czasu to dopiero coś cię ominie, oglądałem ostatnio jakiś program jestem z polski pokazano jakiegoś człowieka który mieszka w smutnej Japonii (zawsze jak tam jestem to mam depresje mimo że pierwsze dni są fajne) i pokazali naszego zmęczonego kolegę Krzysztofa z dziewczyną w klitce 3x4m który żyje pracą - to jest najlepszy przykład jak praca może cię wykończyć skutecznie. Wolność taka prawdziwa polega na tym że robisz co chcesz i kiedy chcesz i wtedy i tylko wtedy masz szanse na jakieś przygody jak z papierowego rpg, przygody zawodowe to nie są te same przygody. Ominąć może cię w sumie wszystko jak masz 2 dni na 7 tylko wolne.
Jeśli jeszcze pracujesz w dobrym środowisku, masz dobrego szefa, praca nie sprowadza się do czegoś uwłaczającego... traktuję to jako część życia a nie coś, co stoi na przeszkodzie ku życiu. każdy inteligentny pracodawca robi wszystko aby tak było wtedy pracownik czuje się związany z firmą, ma poczucie wkładu i obowiązku jest 200% wydajniejszy niż jakby był randomowym zapisem w danej firmie
Od pracy i zarabiania na niej można się uzależnić. - pewnie że można, całe życie można pomnażać aktywa aby w wieku 65 lat albo 70 umrzeć i przekazać je dzieciom, ewentualnie mieć możliwość jako dziadek wyjechania do Tajlandii aby te aktywa trochę rozwodnić i poczuć się jak nastolatek. Zawsze jak odwiedzam Pattayję to widzę tych wszystkich którzy byli uzależnieni od pracy :)
czyli poczucia jakiejś ważności - o twojej ważności wiedzą tylko twoi pracownicy i współpracownicy a na emeryturze jak będziesz to i oni o tobie zapomną może cię zaproszą na firmową wigilię ale wątpię bo właściciel już nie prywatny
Mój ojciec nawet nie chce słyszeć o żadnej emeryturze - wynika to tylko z tego że urodził się i żył w systemie kiedy nauczano ludzi że są istotnym elementem życia i ich praca jest b. ważna / moja mama też nigdy nie spóźniła się do pracy nawet 1 minutę a była zwykłą nauczycielką. Nasi rodzice żyli po prostu w innych czasach.
Widzisz AleX, ale Ty kompletnie pominąłeś jeden aspekt - potrzebę samorealizacji. Nie każdy jest stworzony do rozwalania czasu na przyjemności 24/7.
Kiedyś byłem szczylem, skończyłem studia i myślałem że jestem pro w mojej dziedzinie - pierwsza praca to było zderzenie z ziemią i otwarcie oczu, spora dawka pokory.
Sporo się nauczyłem i dołączyłem do innej firmy na stanowisko juniorskie. Przykładałem się, i systematycznie piąłem coraz wyżej. Minęło trochę lat i teraz pracuję już jako "pełnoprawny specjalista", widzę jak daleką drogę przeszedłem i jaki uczyniłem postęp, jak szybciej łapię nowe koncepcje i zasady działania systemu. Pomagam młodszym stażowo kolegom i daję im porady które mogą uczynić ich lepszymi pracownikami i specjalistami w swojej dziedzinie. Dokładam cegiełkę do systemu który ułatwia życie i efektywność pracy 50000+ ludzi, bywało że pisali do mnie goście z drugiego końca świata z dobrym feedbackiem dotyczącym rzeczy które zaimplementowałem.
Kiedyś być może uda mi się dostać na stanowisko które umożliwi zarządzanie zespołem, i nie mam złudzeń że za kilka lat będę jeszcze bardziej kompetentny i spełniony.
Nie chodzę do pracy za karę, nie uważam że marnuję tu czas i nawet gdybym miał miliony na koncie nie miałbym problemu z pracowaniem - tyle że wtedy pracowałbym pewnie 5-6h a nie 7-8h dziennie.
Na zwiedzanie świata mam 100+ dni w roku, na rozpieprzanie czasu na głupoty mam 8-9h dziennie, jak miałem 2 tygodniowy urlop w grudniu to ostatnie kilka dni to już była nuda, ileż można ciupać w gry i oglądać pierdoły w necie. Czułem się jakbym marnował swój... potencjał, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi.
Amadeusz ^^ potrzebę samorealizacji - jeśli komuś to sprawia radość to czemu nie ważne aby robił to co jest faktycznie istotne w jego życiu. Przykładałem się, i systematycznie piąłem coraz wyżej widzę jak daleką drogę przeszedłem i jaki uczyniłem postęp no ale co to w ogóle zmieniło poza stanowiskiem i zarobkami, czy w ogóle myślisz że twoja praca jest istotna a ty jesteś niezastąpiony. Załóż taki scenariusz że np. jutro mówisz odchodzę, czy w ogóle dla firmy takie zdarzenie jest istotne (może jest będą próbowali cię zatrzymać, ale jakbyś miał zdarzenie losowe że przestałeś istnieć to co to dla firmy w której pracujesz zmienia) po dłuższym namyślę dojdziesz do wniosku że nic. Zobacz te wszystkie medialne śmieci jak odchodzili ludzie "wielcy" że im prezydent salwę honorową i przemowę fundował był ktoś i go nie ma za 5 lat nawet nikt o tym nie będzie poza jego rodziną pamiętał. Oczywiście są takie stacje jak TVN które wspominają swoich dziennikarzy, czy właściciela pośmiertnie ale generalnie życie człowieka nic nie znaczy dla świata / znaczy tylko coś dla osób mu bliskich.
i nie mam złudzeń że za kilka lat będę jeszcze bardziej kompetentny i spełnionyNa zwiedzanie świata mam 100+ dni w roku, na rozpieprzanie czasu na głupoty mam 8-9h dziennie, jak miałem 2 tygodniowy urlop w grudniu to ostatnie kilka dni to już była nuda oczywiście będziesz miał żonę, z 3 dzieci osoby dla których TY stary będziesz mistrzem jedi. W sumie bez dzieci życie nie ma żadnego sensu bo komu to wszystko zostawić ten potencjał, tę wiedzę te osiągnięcia
nawet gdybym miał miliony na koncie nie miałbym problemu z pracowaniem - tyle że wtedy pracowałbym pewnie 5-6h a nie 7-8h dziennie to jest właśnie dziwne u tych wszystkich którzy tego potrzebują : był taki Kulczyk zasuwał dniami i nocami zszedł na serce poklepali łopata po brzuchu i po co mu to było ?! no cóż może chciał być no1 w PL wg forbes, jest taki Lewandowski i Anna która umiera aby tylko nie przestać istnieć teoretycznie też rozumiem z biednych rodzin to chcą coś udowodnić wszystkim / światu ? w sumie to nadal nie rozumiem. Dzisiaj playway i cdprojetk zasponsorowlai mi nowy samochód ...w sumie czy się cieszę - jak konfigurowałem to nawet przez moment tak ale w sumie po odbiorze to pewnie po 3 dniach będę miał to w ... ewentualnie jeszcze znajomi pofabują ;) to jest właśnie ta bezsensowna ekonomia, jak w pewnym momencie człowiek dochodzi do wniosku że właśnie nie musi pracować aby przeżyć od pierwszego do pierwszego (ma to zabezpieczone) to wtedy najlepiej widać że pracuje najczęściej po coś a to coś to też najczęściej bezsensowne rzeczy. Uważam że wolnym jest się wtedy kiedy ma się zabezpieczone życie, a czas pozostały do śmierci gospodaruje się tylko i wyłączenie tak jak się chce. Za parę lat ci się odmieni ;)
jarekao - rozwijać ? spotkaj się z jakimś zasłużonym emerytem, np. z ludźmi którzy coś zmienili w historii Polski a może i świata (jeszcze może tacy żyją) niech ci odpowiedzą o swoim życiu od tego kiedy byli dziećmi, osobami ważnymi, osobami b. ważnymi, elitą, a potem... potem ich marzeniem jest aby ich dzieci przynajmniej dwa razy w miesiącu miały czas ich odwiedzić. Każdy człowiek się rozwija / większość umiera samotnie i w zapomnieniu. Jeśli ktoś woli grać całymi dniami w Dragon Age jakkolwiek absurdalnie to brzmi i czerpie z tego radość to czemu nie, ważne aby w życiu robić tylko to na co ma się ochotę albo dążyć do takiego stanu aby móc tak żyć. Każdy do tego dąży ale większość osób po drodze mija passywa które go zabsorbują za miast szybko pomnożyć aktywa i żyć za pomocą możliwości jakie dają.
no ale co to w ogóle zmieniło poza stanowiskiem i zarobkami, czy w ogóle myślisz że twoja praca jest istotna a ty jesteś niezastąpiony. Załóż taki scenariusz że np. jutro mówisz odchodzę, czy w ogóle dla firmy takie zdarzenie jest istotne (może jest będą próbowali cię zatrzymać, ale jakbyś miał zdarzenie losowe że przestałeś istnieć to co to dla firmy w której pracujesz zmienia) po dłuższym namyślę dojdziesz do wniosku że nic.
Zmieniło się to, że zaraz po studiach byłem gówniakiem z wybujałym ego (który zarazem był pełen obaw czy uda mu się w ogóle wkręcić w branżę), teraz zaś jestem wykwalifikowanym pracownikiem który jest wartościowy na rynku pracy. Rozwijam się dla siebie a nie dla firmy, a to że generuję im więcej przychodu (i więcej zarabiam) to już naturalny ciąg przyczynowo skutkowy. I całe szczęście że nie jestem niezastąpiony, bo:
- nie będę miał wyrzutów sumienia jak niebawem zmienię pracę (a zmienię, bo czuję stagnację),
- niezastąpieni pracownicy to niebezpieczeństwo, zawsze musi być backup,
oczywiście będziesz miał żonę, z 3 dzieci osoby dla których TY stary będziesz mistrzem jedi. W sumie bez dzieci życie nie ma żadnego sensu bo komu to wszystko zostawić ten potencjał, tę wiedzę te osiągnięcia
Jestem żonaty (bez dzieci, i tak pozostanie) i nie uważam żeby moje życie miało mniej sensu niż życie sąsiadki Krystyny z trójką bachorków.
Kulczyk zasuwał dniami i nocami zszedł na serce poklepali łopata po brzuchu i po co mu to było ?! no cóż może chciał być no1 w PL wg forbes,
No i właśnie to jest meritum, koleś który realnie nie mógł podnieść swojego quality of life poświęcał tyle energii i czasu na rozwijanie firm (które nie wpłynęłyby na jego jakość życia w nawet najmniejszym stopniu) - po co? Równie dobrze mógł leżeć na prywatnej plaży w Dubaju i patrzeć jak jego wnuki się taplają w krystalicznie czystej wodzie.
No a skoro świadomie wybierał cioranie, to chyba jednak jest dla niektórych coś, co sprawia że satysfakcja dobrze wykonanej roboty przewyższała lenistwo, na które mógł sobie pozwolić on i 100 jego potomków.
Niektórzy po prostu to lubią - i tyle. A wmawianie że siedzenie z rodziną to "lepszy" tryb spędzania czasu to bezsens, bo jest lepszy dla Ciebie, a nie dla Kulczyka.
jestem wykwalifikowanym pracownikiem który jest wartościowy na rynku pracy. - czyli jesteś wartościowym zasobem na giełdzie zasobów.
Jestem żonaty (bez dzieci, i tak pozostanie) i nie uważam żeby moje życie miało mniej sensu niż życie sąsiadki Krystyny z trójką bachorków. żona podziela ten san rzeczy ? znam w sumie z dwie osoby które też tak miały po 60 żałowały tej decyzji, ale może u ciebie będzie inaczej, mam tylko pytanie w pewnym momencie będziesz miał b. duży majątek, b. dużą wiedzę, b. duże doświadczenie, czy ktoś to odziedziczy czy po prostu stracony na zawsze ?
co sprawia że satysfakcja dobrze wykonanej roboty przewyższała lenistwo to nie chodzi o satysfakcje czy lenistwo tylko o nieuzasadniony kult pracy. Nigdy nie napisałem że A wmawianie że siedzenie z rodziną to "lepszy" tryb spędzania czasu to bezsens napisałem tylko że każdy niech robi to na co ma ochotę i co lubi pracę też można lubić i może być celem życia biorobota, co wcale nie znaczy że to co napisałem wcześniej jest nieprawdą a napisałem Ludzie myślą że ich praca coś znaczy ... jeśli nie ratujecie komuś życia to G... znaczy
Samo definicja słowo praca
Praca – miara wysiłku włożonego przez człowieka w wytworzenie danego dobra; świadoma czynność polegająca na wkładanym wysiłku (działalność lub oddziaływanie) człowieka w celu osiągnięcia założonego przez niego celu; czynności umysłowe i fizyczne podejmowane dla realizacji zamierzonego celu.
co znaczy tyle :
X jednostka musi pracować aby Y jednostka mogła z tego korzystać na świecie wygląda to tak że 98% ppl ludzkiej jest zmuszana bycia niewolnikami dla 2% ppl którzy nie muszą. Kulczyk też nie musiał jego aktywa rosły proporcjonalnie do wielkości kapitału inwestycyjnego, on po prostu nie mógł się uwolnić z trybu pomnażania aktywów aby nie przestać istnieć historycznie. Zauważ że w PL mówiło się o najbogatszej osobie w Polsce nie drugiej, czy trzeciej najbogatszej.
Alex
wiedzy i doświadczenia się nie dziedziczy. Te rzeczy można przekazać (jak majątek) tyle że potomstwo musi wyrazić do tego chęć.
Cały ambaras w tym, by praca była twoim hobby i przy wyborze tejże należy zastanowić się " co ja w ogóle lubię robić?"
Lubię swoją pracę bo jest ona jednocześnie moim hobby, jeśli się pracuje w pracy, której się nie uwielba to nigdy nie jest za późno na zmianę.
Sama praca nie jest niewolnictwem, bo przymusu nie ma i można wejść w umowę o prace z kimkolwiek. I zerwać umowę kiedy się chce. Natomiast zagarnięcie połowy zarobków (czyli połowy twojego czasu pracy!) bez umowy i pod przymusem jak najbardziej spełnia definicje niewolnictwa. Mowa oczywiście o właścicielu niewolników czyli państwie i podatkach.
Podzielam zdanie tych co piszą, że najważniejsze to żeby praca była jednocześnie Twoim hobby. Najważniejsze to robić to co się kocha. Niestety rzeczywistość bywa czasami brutalna i nie zawsze można jednocześnie robić to co się kocha i dobrze zarabiać. W takiej sytuacji warto zadać sobie pytanie czy lepiej jest zarabiać dużo ale przez cale życie się męczyć (przymus) czyyy może mniej zarobić i chodzić do pracy z uśmiechem na twarzy (wtedy z pewnością nie będzie to przymus) :)
Że co??
Może jeszcze praca czyni wolnym?
Na marginesie, Alex jest raczej dowodem na to, że za duża kasa odrywa człowieka tak mocno od rzeczywistości, że nie mamy nawet o czym gadać :D
"Kluczowe jest poświęcenie czasu rodzinie i przyjemnościom"
Alex: zostaje w domu i gra w gierki
Reszta: JAK ZNALEŹĆ PIENIĄDZE NA BUTY DLA DZIECI I PRZYJEMNOŚCI
Ale dobrze, ze ktos nie musi pracowac, nie? Przynajmniej jedna osoba zadowolona i ma szersze wybory.
Ja jestem zwolennikiem testowania roznych podejsc do zycia i pracy/hedonizmu. Praca w Polsce to dziwny stwor. Z jednej strony masz ludzi, ktorzy haruja do emerytury, by po dwoch latach emerytury umrzec (taki tam przyklad z rodziny). Nigdy nie rozumialem tego czekania na emeryture. Jesli masz ochote cos zrobic, to zrob teraz, bo i tak nie wiesz ile pozyjesz. Do dzis mam odruch obrzydzenia gdy przypomne sobie kolege ktory w wieku 20 lat planowal emaryture i wiedzial dokladnie co bedzie robil (praca) do tego czasu....Jego wybor.
Z drugiej masz ludzi, ktorzy nieby pracuja, ale tak, zeby przypadkiem nie zrobic tego porzadnie i z mina zbitego psa. Jak ktos ma ochote i lubi ryzykowac - firma. Mozna tez byc zebrakiem, mnichem, drwalem, utrzymankiem :-). Naprawde wybor jest niezly...a potem okazuje sie, ze ludzie robia tylko to co inni (praca, dom, rodzina, kredyt).
Gambrinus84
To bardzo ciekawe co piszesz. Czyżbyś pracując dla Gry Online nie mial na buty dla dzieci?
problemem Alexa jest to, że dla niego istnieje perspektywa tylko jedna - ta po wzbogaceniu się :)
To bardzo wygodna perspektywa, ale jeśli nie urodziłeś się w rodzinie milionerów (albo nie wygrałeś na loterii) to majątek sam się nie pomnożył i nie wierzę w bajeczki, że można dojść do tego gdzie teraz siedzi Alex pracując po 2-3h dziennie i to tylko na zasadzie "zjawię się w firmie żeby zobaczyć jak moje mróweczki pracują":)
nie o to chodzi wszyscy komentują a jakby nie czują tego co napisałem : chodzi mi tylko o to że :
1. to jaką ktoś wykonuje pracę jest bez znaczenia bo jest to proste zamiana czasu swojego życia -> pieniądze (prosty przelicznik)
2. nie ma żadnego znaczenia czy ktoś jest CEO czy pomywaczem bo nikt poza niewielką ilością osób będzie to doceniać
3. nie ma żadnej dumy z tego że się osiągnęło np. stanowisko w zarządzie czy tytuł naukowy dr, prof, wbrew temu co osoba która to osiągnęła myśli, każdy inny ma to w ....
4. trzeba tak optymalizować straty w czasie życia (praca) aby jak najwięcej zarobić przy jak najmniejszym czasie potrzebnym do tego
5. co z tego że ktoś przyniesie do domu xxK, xxxK, czy xxxxK miesięcznie jeśli np. zdobycie tej sumy wiąże się z :
a) pracą np. po 10+ godzin dziennie
b) pracą w stresie
c) pracą pod presją
- te środki w żaden sposób nie zrekompensują straty w zdrowiu, młody człowiek może tego nie widzieć ale każdy jest tylko biomaszyną i tak jak części w samochodach się zużywa tylko że dużo ciężej jest wymienić organ niż jakiś element w maszynie
- te środki trzeba jeszcze na coś wydać, zazwyczaj ludzie kupują drogie niepotrzebne nikomu rzeczy tym bardziej tracą to co najważniejsze czyli czas życia na pasywa
*) oczywiście jeśli zdobycie takiej sumy to np. 1 dzień pracy lub niewielkie obciążenie miesięczne to oczywiście powyższe punkty nie mają zastosowania, tylko jest to właśnie ta dobra optymalizacja czasu
6. każdy powinien dążyć do jak najlepszej optymalizacji, mając też w głowie że to co zarabia powinien inwestować w aktywa, zakup mieszkania, domu, czy tym bardziej samochodu czy różnego typu dóbr luksusowych nie jest inwestycją w aktywa, tylko w pasywa, pasywa to szubienica finansowa. Mądre inwestowanie środków szybko skraca czas na uzyskanie całkowitej wolności finansowej. Poza tym jestem generalnie całkowicie przeciwny pracy dla kogoś : m.in. dlatego że własny potencjał dopiero wydobywa się wtedy kiedy zaczynamy handlować swoimi umiejętnościami na giełdzie pracy. Jest tak dużo sposób zarabiania że ludzie nawet nie są w stanie sobie tego uzmysłowić. Jak ktoś pisze że składka ZUS 1300 PLN to dużo to wydaje mi się to przezabawne biorąc pod uwagę że taką sumę można zarobić nawet wykonując takie czynności jak odbiór od kogoś starych mebli i wywóz tego na wysypisko śmieci (w jeden dzień oczywiście) mając tylko jakiś byle jaki samochód dostawczy i trochę siły. Oczywiście ten samochód to już narzędzie pracy a jak ktoś tego nie ma to ma wiele sposób na zarabianie w dowolny inny sposób (mówimy tutaj o prostych zupełnie pracach) a nie specjalistycznych, bo taki inżynier IT to za składkę zus dziennie pewnie woli się o 9 przewrócić na drugą stronę i spać dalej. Można oczywiście popracować dla kogoś aby zdobyć jakieś doświadczenie ale potem na pewno nie warto robić czegoś powtarzalnego dalej u kogoś.
7. cała ta moja odpowiedź to tylko tyle : zarób jak najszybciej jak najwięcej a potem rób to na co masz ochotę. Naprawdę nie każdy potrzebuje 100K+ miesięcznie aby dobrze funkcjonować, sporo osób uważa że 10K na rękę to już całkiem dobrze, a taką sumę można zarobić w kilka dni, a pozostałe wykorzystać na coś innego, albo popracować więcej i z tych pieniędzy zrobić inwestycje aby potem pracować jeszcze mniej. Cel jest taki sam pracować coraz mniej a to aktywa muszą pracować na nas nie my sami.
8. od 20M w danej walucie pojęcie środki finansowe nie ma żadnego znaczenia, 20M może wydawać się abstrakcją, ale tak samo abstrakcją może wydawać się mieszkanie w Warszawie za 2-3M, czy dom za 10M+, a ludzie brali nawet domu za 4M na kredyt we franku pracując dla kogoś vide Durczok / Cichopek a potem umierają na ratami kiedy wszystkie te środki jakie stracili mogli pomnożyć. Nawet 100K jako środki inwestycyjne daje już pierwsze możliwości. Np. 100K włożone w 2016 w np. w CDP dało zysk na czysto po podatku 900K. Wiele osób w 2016 włożyło takie lub podobne sumy w działki budowlane czy mieszkania/domy nie mówiąc o luksusowym wykończeniu kiedy po 3 latach mieli by 9x tyle, nie mówiąc już o tych wszystkich którzy biorą luksusowe samochody w leasingu mając raty po 5K a zarabiając 10K miesięcznie. Niestety większość ludzi jak zaczyna dobrze zarabiać to zaczyna też dobrze wydawać, a nie pomnażać majątek. Cel jest zawsze taki sam zrób wszystko aby to aktywa na ciebie pracowały ty sam nie musisz. Oczywiście aby nie było to jedno kierunkowe są takie zawody jak aktorzy, piosenkarze, sportowcy którzy od dawna pracować nie muszą ale akurat oni zarabiają na tym co lubią robić i tym żyją, większość osób wykonuje prace które w żaden sposób nie można nazwać że jest to ich hobby.
1. Tak. Poza pracą przestępcy, no i może polityka.
2 i 3 ludzie kierują się statusem i zwracają na takie rzeczy uwagę. Kwestia biologii. Jak ktoś zwraca mniej może to wykorzystać.
4-8 Tak. Z tym, że każdy robi to co chce. Wielu potrzebuje struktury, chce szefa, nie chce odpowiedzialności. Takim ludziom nie pomoże to co napisałeś, bo mają inne bardzo głębokie nawyki.
Generalnie zgoda, praca to zło konieczne. Ale jak już muszę, to wolę podejść do tego porządnie. Konsumpcja przeważa nad inwestowaniem, bo jest łatwiejsza.
Przypomniała mi się rozmowa starszego pracownika z kierownikiem/szefem z dawnych lat:
- ... no to jak chcesz pracować czy nie?
- Pracuję, bo muszę...
- Jak to musisz? Chcesz pracować albo nie, prosta sprawa!
- Chcę pracować... bo muszę...
- ...
Ciekawy temat. Ja zacząłem pierwszą pracę zaraz po licencjacie i wrzucono mnie od razu na głęboką wodę, trafiłem do działu sprzedaży pewnego producenta (branża FMCG). Z początku nie wiedziałem czy to dla mnie i nie rozumiałem totalnie nic z tego co działo się w firmie (studia licencjackie nie specjalnie się sprawdziły bez faktycznej praktyki). Z czasem jednak wszystko zacząłem wchłaniać i jednocześnie zacząłem studia magisterskie, które od razu z powodu pracy stały się dużo bardziej przydatne, ta wiedza od razu przestała być tylko pustym gadaniem, można było się odnieść do tego co dzieje się u mnie w przedsiębiorstwie. Pierwszy rok to była dla mnie ciągła nauka i w momencie, w którym już trochę poczułem, że zaczynam ogarniać zwolnił się z pracy mój manager i z dnia na dzień (dogadał się z szefem, żeby ominąć okres wypowiedzenia) przejąłem całą sprzedaż eksportową co przez pierwsze kilka miesięcy było strasznie stresujące. Teraz z perspektywy czasu wydaje mi się, że to wszystko wyszło mi na dobre, że byłem zmuszony nauczyć się pewnych rzeczy szybiej i teraz to procentuje. Pracowałem w tej firmie 7 lat, przez ostatnie 2 już jako Head of Sales Office z osobnym biurem handlowym i służbową furą, której raczej nie dostaje się w innych firmach. Otworzyłem firmę na nowe rynki takie jak: USA, Kanada, Arabia Saudyjska, Brazylia - do tej pory sprzedawaliśmy tylko na wschodnią europę. Niemniej jednak, mimo że uwielbiam tą pracę, pzez ten ostatni okres coraz mniej dogadywałem się z prezesem firmy co do wielu kwestii, ciągłe parcie na lepsze wyniki bez dodatkowych kadr, zmiana strategii firmy co 3 tygodnie, konieczność tolerowania tego, że ma zły humor bo żona jajek nie ugotowała...
Pod koniec 2018 roku stwierdziłem, że mam dość - od dwóch lat nie byłem na urlopie ani dnia bo zawsze był zły moment, byłem przemęczony i praca przestawała sprawiać mi przyjemność.
Ciężko było się pozybyć przyjemniej i bardzo dobrze płatnej posady ale czułem, że muszę odpocząć i z dnia na dzień złożyłem wypowiedzenie nie mając naprawdę planu co robić dalej, może oprócz kilkumiesięcznego urlopu regeneracyjnego :) Po dwóch tygodniach od wypowiedzenia, prezes firmy spotkał się ze mną żeby zaoferować mi udziały w firmie w zamian za
zmianę decyzji oraz lepszą premię sprzedażową. Jako że oferta była bardzo atrakcyjna zgodziłem się a po trzech miesiącach (okres wypowiedzenia) okazało się, że to wszystko była tylko pusta gadka (nic nie podpisaliśmy) po to żeby trzymać mnie na obrotach przez okres wypowiedzenia. Nie, nie byłem zaskoczony takim obrotem spraw, wiedziałem że typ jest do tego zdolna. Rozstaliśmy się raczej w średnich relacjach ale mimo wszystko powiedziałem, że gdyby z czymś były problemy to chętnie pomogę.
Tutaj zaczyna się rozdział drugi mojej przygody z pracą bo po ok. 2 tygodniach na bezrobociu, skontaktował się ze mną jeden z byłych klientów i zaproponował pracę, bardzo dobrą
pracę ale koniecznością była przeprowadzka do Londynu. Kilka dni później poleciałem na rozmowę kwalifikacyjną i kolejne kilka dni później mieszkałem już w Londynie skąd piszę
aktualnie swoje wypociny. Podsumowując, dla mnie praca to ogromna częśc mojego życia i dopiero na (nawet krótkim) bezrobociu da się odczuć jej brak. Tak jak wspominali poprzednicy
dzięki pracy nabrałem pewności siebie i jakiejś takiej ogólnej zaradności. Mając 29 lat mam 8 lat doświadczenia w sprzedaży (choć nie tylko, bo pracując dla średniego producenta
tak naprawdę często zajmujesz się logistyką, jakością itd.) i ciągle się rozwijam. Często narzekam na natłok pracy ale nie wyobrażam sobie życia bez niej, ponadto dzięki pracy zwiedziłem
pół świata, mam okazję pomieszkać w innym państwie na dłużej i poznałem masę wartościowych ludzi.
moje spojrzenie takie
- 8h i do domu lub 12h ekstra kasa i do domu i tyle sprzedałem swój czas za ustaloną kwotę. Nikt nie zmusza, przedstawione są warunki za co monety zyskamy i dla tego nie rozumiem ludzi zasmuconych, że muszą nie nie muszą zawsze mogą odejść i iść na swoje, ponieść koszta i zainwestować w siebie zamiast marnować czas na ubolewaniu jak to ich ktoś wyzyskuje.
Nikt nie stawia się w roli osoby co ma na głowie cały ten biznes i jakie musi ponieść koszty.
JAK DBASZ TAK MASZ
Ja tam swoja całkiem lubię. Są dni kiedy mnie meczy a są takie, że się oderwać od niej nie mogę i autentycznie czuję satysfakcję. Ot zależy co akurat się napatoczyło do zrobienia i na ile jestem wypoczęty/pogoda dopisała.
Ale mam fart, bo okazało się, że moje zainteresowania i hobby szło przekuć w przyzwoicie płatną pracę.
Od listopada 2020 robię to, co lubię (zwłaszcza, że nie stoi nade mną szef, który mnie rozlicza z minut czy mówi, jak mam pracować), ale sam fakt, że muszę na to poświęcić 7-9h dziennie mnie przytłacza. Niech nikt mi nie biadoli farmazonów, że mając pieniadze z szóstki w lotto (czy po prostu zapewnienie finansowe) chodził(a)by do pracy z przyjemności a nie poświęcał czas na to, co lubi, bo to zakrawa o hipokryzję. Alex to świetnie podsumował.