Hej. Jak oceniacie zarobki w Polsce? Pomijam własne działalności. Mowa oczywiście pensji do "ręki".
2000zł. - Jak dla mnie bardzo słabo. Niezależnie od tego czy jest się na utrzymaniu rodziców, czy też nie.
3000zł. - Niezła pensja pod warunkiem, że siedzi się u rodziców. Mała, jeśli ma się na utrzymaniu rodzinę i jest się na swoim.
4000zł. - Na pewno lepsza od poprzedniej, ale bez rewelacji.
5000zł. - Myślę, że to powinno być takie minimum, aby jakoś tam żyć mając mieszkanie/dom i rodzinę. Oczywiście i tak trzeba sobie odmówić pewnych przyjemności, ale przynajmniej dałoby się normalnie żyć, a nie wegetować.
10000zł. - Tyle chyba mają najbiedniejsi Niemcy? Czy się mylę? Moim zdaniem dobre pieniążki, ale bez jakiegoś tam szału. Dlaczego? Bo 10 tysi to wcale nie jest dużo, jeśli mieszkania w Polsce kosztują po 200 lub 400 tysięcy złotych w zależności od miejsca.
A wy? Co o tym sądzicie? Jakie macie zdanie na ten temat?
Nie ma czegoś takiego jak pensja w Polsce, bo na Podkarpaciu za minimalna krajowa można spokojnie żyć, a w Warszawie nawet na czokoszokach może być problem z przeżyciem miesiąca.
Inaczej się żyje ludziom w związkach, szczególnie takich, gdzie dwie osoby dokładają się do budżetu.
Cześć osób nie zarabia dużo, ale dostało mieszkanie w spadku. To diametralnie zmienia sytuacje, bo mieszkanie i kredyt to główny wydatek wielu osób.
Są wiec sytuacje, gdy 2500 zł jest ok i 10000 zł to mało.
Na pewno powinnismy robić wszystko by zarabiać jak najwiecej, ale to zależy od konkurencyjności naszej gospodarki względem zagranicy. Żeby na przykład złotówka była warta 0,5 euro, a nie 0,25.
Uważam że realnie ok 3000 zł na rękę jest już dość luksusową pensją w Polsce. Oczywiście wiem, że większość użytkowników GOLa zarabia 10K+ ale widać gracze to jakaś wybitna próbka wśód statystyk także nie ma sensu ich brać pod wzgląd.
Nie pomnę gdzie ale widziałem ostatnio dośc uniwersalny indeks życia w oparciu o średnie ważone z tego, ile w danym kraju za przeciętną (nie "średnią") pensję można kupić podstawoych artykułów; czyli np chleba, paliwa, energii elektrycznej itd.
Postaram się się zanelść tę grafikę i ją tu udostępnić, niemniej wynikało z niej ze w Europie przodują Niemcy, Norwegowie, GB, Polska kształtowała się nieco pod poziomem z Włoszech, Hiszpanii licząc sobię ok 0.4 punktów najbogatszych pod tym względem państw.
Jeżeli chodzi o mnie to pracując jako Automatyk utrzymania ruchu zarabiam ok 3500/4000 zł złącznie, tj z dyżurami.
PS: Kolega z działu w pracy za chlebem i goniącym go kredytem wyjechał do Norwegii wykonując prace Montera (czyli ma stanowisko niższe niż miał) i twierdzi żę przy oszczędnym życiu przywozi ok 8.000 zł do Polski
Zaczynałem pracę zawodową w Polsce od 3000 netto na umowę o dzieło, to było jakoś w okolicach 2007 roku, wcześniej zarabiałem wielokrotność tego jako nastolatek "na saksach", no ale chciał człowiek próbować w Polsce i "w branży" (IT).
Wystarczało na wynajęcie pokoju w Warszawie (na szczęście nigdy nie musiałem mieszkać z obcymi i wynajmowałem z rodziną), po opłatach zostawało 2400 zł z czego 1000 nam schodził z ówczesną dziewczyną na jedzenie i "życie", 1400 można było odłożyć. Oczywiście trochę człowiek chciał pożyć więc po roku miałem koło 10 000 zł oszczędności, może na kimś to robi wrażenie, ja byłem załamany bo takie pieniądze to przywoziłem po wakacjach z UK. A tutaj 6x tyle pracy i efekt ten sam.
No ale jakoś tam się rozwijałem zawodowo i już rok później złapałem poboczny gig który za 2 dni pracy w tygodniu płacił... 6000 zł netto na b2b. W pracy wywalczyłem podwyżkę na 3500. Po 3 miesiącach pracowania 7 dni w tygodniu uwierzyłem we własne siły i zmieniłem pracę etatową z 3000 zł na UoP na 12000 netto na b2b. To był taki trochę sen bo w ciągu ~2 lat przeskoczyłem z 3k na 3,5+6 a później 12+6 i nagle mając te dwadzieścia kilka lat zarabiałem więcej niż moi rodzice razem. Szybko zorientowałem się że pracować 7 dni w tygodniu się nie da, więc zrezygnowałem z freelancu i przesiedziałem kilka lat na etacie, dobijając finalnie do mitycznych 15k. De facto zarabianie 3k czy 15k różniło się u mnie tylko tym że zamiast pokoju wynajęliśmy całe mieszkanie i zamiast 10k rocznie odkładałem koło 60-70 przy czym "tylko tyle", bo podróżowałem z dziewczyną ile wlezie, w ramach 26 dni urlopu of course. Mieszkania zdążyły podrożeć w takim tempie że w sumie odkładam na niewiele więcej metrów niż jak zarabiałem 3k :P Na szczęście udało mi się ogarnąć dwie nieruchomości po drodze, trochę fartem.
Po drodze miałem kilka fajnych epizodów gdzie startup którego byłem co-founderem zarabiał chwilę ponad $15k/mo i freelance na stawce $150/h, ale wypruwało mnie to doszczętnie :(
Z mojej perspektywy mogę powiedzieć że te kilka lat temu granica 8000 netto to były już fajne pieniądze, wyżej nie odczuwam żadnej różnicy, poza cyferkami w Excelu. Ale nie mam auta a koledzy co zarabiają mniej ode mnie mają Porsche za 700k w leasingu więc może przy takim lajfstajlu i 10k to jest bieda. Dziś pewnie z 3000 ciężko odłożyć 1400 zł, ale myślę że wciąż 1000 w Warszawie jest realny. Wiem, że IT to bardzo uprzywilejowana finansowo branża także nie ukrywam że gdybym zarabiał mniej niż 8000 netto robiąc coś innego to już dawno by mnie tu nie było.
Na zachodzie byłem w stanie odkładać 5-7 tysięcy miesięcznie będąc jeszcze nastolatkiem, ale z dobrym angielskim. Plot twist: mam dwie lewe ręce.
Moi rodzice niedawno uciekli do UK bo im wyszło że w Polsce po opłatach zostają im 2000, tam - 10 000.
Dobry tok myślenia jednak zauważ, że jesteśmy w Polsce, a nie w Niemczech gdzie mają eurosy. No, ale co by nie mówić chyba musi przeminąć pewne pokolenie żeby ludzie zaczęli głosować na rządzacych którzy coś na prawdę zmienią, a z drugiej strony młodzi polityką coraz rzadziej się chyba interesują więc błędne koło. Co zrobisz nic nie zrobisz.
Osiwec nas jeszcze i wymien tych rzadzacych "ktorzy naprawde cos zmienia" bo tak sobie paplac kazdy moze.
Ppaweł -> dobry zarcik przednio sie usmialem :D
No się zgadzam tylko ze aby mieć ta 4 na rękę to albo trzeba robić ponad normy albo jakieś stanowisko specjalistyczne.
Nie jest to jakieś nierealne tylko ze wiesz za co dostajesz i ile cię nie ma w domu
ja jako archiwista pracujący już 3 lata zarabiam 2768 zł na rękę i nie narzekam bo mogło być gorzej.
Mysle ze 10k to sporo nawet w DE.
Pare lat temu od znajomych z de slyszalem ze te 1500 euro to taka baza - cos jak u nas 500-600. Pracowali przy kwiatach w szklarniach.
W końcu nie każdy niemiec wozi się jak pan i mieszka w luksusie
Uważam że realnie ok 3000 zł na rękę jest już dość luksusową pensją w Polsce. Oczywiście wiem, że większość użytkowników GOLa zarabia 10K+ ale widać gracze to jakaś wybitna próbka wśód statystyk także nie ma sensu ich brać pod wzgląd.
Nie pomnę gdzie ale widziałem ostatnio dośc uniwersalny indeks życia w oparciu o średnie ważone z tego, ile w danym kraju za przeciętną (nie "średnią") pensję można kupić podstawoych artykułów; czyli np chleba, paliwa, energii elektrycznej itd.
Postaram się się zanelść tę grafikę i ją tu udostępnić, niemniej wynikało z niej ze w Europie przodują Niemcy, Norwegowie, GB, Polska kształtowała się nieco pod poziomem z Włoszech, Hiszpanii licząc sobię ok 0.4 punktów najbogatszych pod tym względem państw.
Jeżeli chodzi o mnie to pracując jako Automatyk utrzymania ruchu zarabiam ok 3500/4000 zł złącznie, tj z dyżurami.
PS: Kolega z działu w pracy za chlebem i goniącym go kredytem wyjechał do Norwegii wykonując prace Montera (czyli ma stanowisko niższe niż miał) i twierdzi żę przy oszczędnym życiu przywozi ok 8.000 zł do Polski
To nie jest wybitna próbka, mają po prostu swoje priorytety w życiu. I tak jednak nie jest tak źle, na PurePC to są dopiero ziomy. Kupienie kolejnej karty z końcówką w nazwie 80Ti na premierę jest oczywistą oczywistością, a monitor za 5 kafli to się wymienia co dwa lata bo ten nowszy ma lepszy HDR czy cuś.
Sugerujesz, że Alex powie, że nie da się żyć za mniej niż 15k, że statystyki kłamią i przeciętny Polak zarabia 5k na rękę :)
Zgadzam się z widełkami, przeraża mnie to że w Polsce są rodziny które żyją za mniej niż średnią krajową miesięcznie.
Na podstawie śląska - wynajęcie mieszkania (albo kredyt), opłaty, paliwo, żarcie, jakieś drobnostki i spokojnie można pożegnać się z 2500zł miesięcznie - mówimy też o względnie "przeciętnym" życiu, nie osobnikach wsuwających kawior na śniadanie.
Do tego wypadałoby coś odłożyć na czarną godzinę (podziwiam ludzi którzy żyją od wypłaty do wypłaty), i modlić się żeby nie strzelił silnik w samochodzie.
Mercedesem nie jeżdżę ale bardzo lubię swój zawód (programista) i branża jest świetna. Czuję się trochę winny kiedy widzę ciężko pracujących ludzi (na pewno nie lżej niż ja) za niewiele powyżej minimalnej krajowej.
Jak ktoś wyskakuje z tekstem "5000zł to minimum dla godnego życia" zaraz zostaje obszczekany "oho, prezes", ale taka jest prawda - jak ktoś chce od czasu do czasu spełnić swoją fanaberię, nie żreć czokoszoków 5 razy w tygodniu i czasem wyskoczyć na wakacje, a zarazem odkładać trochę kasy na czarną godzinę - jest to nierealne przy mniejszej pensji, wtedy trzeba z czegoś zrezygnować.
Oczywiście mowa o młodym człowieku który wchodzi w samodzielne życie, a nie przypadkach typu "dostał mieszkanie od rodziców, a na obiady jeździ do teściowej" - wtedy oczywiście da się spokojnie żyć za mniejsze kwoty.
Kolejny temat wywołujący wojenki. Chcesz kontrowersyjny wpis? Proszę bardzo. Różnica jednak będzie polegała na tym, że jest on prawdziwy. Nie mieszkam z rodzicami (matuli zresztą już z nami nie ma :/) i mieszkam w stolicy jednego z województw. Miesięcznie mi wychodzi mw pomiędzy pierwszym a drugim polem (zależy od miesiąca, ale bliżej jest częściej dwóch niż trzech tysi), a mając np 4 tysie mieszkał bym w apartamencie i nie miałbym problemu z niesprzedawaniem RTX'a, by kupić sobie VR (na które też bym nie żałował, bo starczyłoby mi na luksusowe życie) ale kase trza umieć wydawać ;) Widać po temacie jak kto dysponuje gotówką. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że Warszawa czy Gdańsk mają zawyżone ceny (dla przykładu ktoś podał cenę 700 tysi za mieszkanie 65m, podczas gdy u mnie w mieście za tyle kupimy 3-poziomowy domek jednorodzinny w mega dobrej lokalizacji), ale nie przesadzajmy z tym, że 3 tysie to dobra kwota tylko wtedy, jeśli mieszkamy u rodziców, bo to zakrawa na mega absurd i wywyższanie się, ile to się nie zarabia.
Nie, nie chodzi mi o wojenkę. Naprawdę te 3 tysie to nie jest duża kwota jak się ma kredyt. Wystarczy, że w danym roku wyskoczy ci kilka imprez typu bycie chrzestnym na chrzcinach, starszym na weselu itp. plus naprawy auta. Wtedy nie jest ciekawie. A życie lubi płatać figle. Ty opisałeś przykład stabilny, ale o stabilność czasem ciężko. Do tej pory nie mam umeblowanego jednego pokoju. Od sierpnia próbuję, ale zawsze coś wyskakuje. I żeby było śmieszniej. Prędko się na to nie zanosi. Może się uda w lipcu.
Czy ty potrafisz napisać jakiś post z sensem? 4k to nie jest żaden luksus, ja wiem, że ogrom ludzi taką wypłatę to widzi po zsumowaniu przelewu z 2 miesięcy, ale nie przesadzajmy. Mając 4k to nawet nowej Fabii nie zakupisz a ty o luksusowym życiu.
Na moim przykładzie:
- wynajem (mieszkanie ok. 65 m2) - 1400zł,
- opłaty (gaz, prąd, woda, ogrzewanie) - ok. 300zł,
- jedzenie - ok 25-30zł dziennie - ok. 1000zł miesięcznie,
- samochód - 300-400zł miesięcznie za paliwo (no i AC+OC raz w roku, opony etc - tego nawet nie wliczam),
- internet, telefon, karnet na siłownię - 200zł,
Teraz dodajmy fakt że czasem trzeba coś włożyć na dupę (w sensie ubrania), czasem trzeba coś naprawić/wymienić, czasem fajnie kupić sobie nowy gadżet/grę, no i jak już wspominałem, fajnie nie rozdupczyć całej wypłaty tylko odłożyć coś "na czarną godzinę".
Uchylisz rąbka tajemnicy co mam zrobić żeby za 4k żyć w aparatamentowcu i pełni luksusu? Obecnie na moje absolutnie przeciętne, nieekstrawaganckie życie schodzi niewiele mniej.
Amadeusz ^^ -> u rodzicow mieszka jeszcze :D ot cala tajemnica jego luksusu :D
Uchylę. Nie brać żadnych chwilówek, ale najdroższe z branych rzeczy brać na raty, by nigdy nie zabrakło miesięcznie hajsu. Jednak nie przesadzać też z ich ilością, tylko dobrze je przemyśleć i brać siły na zamiary. Nie brać np takiego RTX'a 2080 ti na 24 miesiące płącąc 300zł, tylko lepiej wziąć najlepiej na 8 lat i płacić po 50zł (a może i jeszcze mniej, im więcej lat będziemy mieli na spłatę, tym lepiej, a przy nowej generacji i tak będziemy mieli po sprzedaży hajs na spłątę wszystkich rat). W końcu, jak wyjdzie nowa generacja, to sprzedamy go i spłacimy akurat resztę rat (nie patrzeć na to, że dopiero od momentu sprzedaży zapłacimy jej faktyczną wartość. Najważniejsze byśmy nie odczuli tego po kieszeniach, a poza tym zawsze można szukać karty, którą kupimy z jak najniższą stopą oprocentowania. Dzięki czemu zawsze mamy kasę na kartę z kolejnej generacji nie odczuwając tego po kieszeniach.) Nie rozpierniczać kasy na prawo, zrobić sobie stały umiar we wszystkim, nie wiązać się z kobietą lecącą na hajs, auto przerobić na gaz. Dobrze też jest mieć mieszkanie mieć po rodzicach unikając w ten sposób opłat za wynajem :)
Karta graficzna na raty? 8 lat?
A tajemnicą życia w apartamencie za 4 tys ma być mieszkanie po rodzicach...
Nie wiem czy czytać nie umiesz, czy trollujesz. Ale to jest cyrk, nie życie.
Post hydro.
Wzmianka o rtx. Check.
Wzmianka o vr. Check.
Wzmianka o projektor w 3d. Brak.
Nierealne podejście do najprostszych życiowych spraw. Check.
@NewGravedigger
Nierealne podejście do najprostszych życiowych spraw. Check.
I to najlepsze podsumowanie w całym temacie. Facet zapożyczający się żeby tylko kupić nową kartę graficzną próbuje udzielać porad finansowych i doradza "jak żyć"...
Hydro czy ty masz jakieś życie poza tym pieprzonym komputerem i wychodzeniem do monopolowego po browca?
Uchylisz rąbka tajemnicy co mam zrobić żeby za 4k żyć w aparatamentowcu i pełni luksusu?
pewnie trzeba ciągnąć zarządcy budynku ;)
Pytano, odpowiedziałem. Dalem jeden z wielu przykładów. Ot cala tajemnica. Bezi pochwal się własną :)
Hydro ale jedno napisze: szacun... żeby brać karte graficzną w ratach na 8 lat - to się nazywa dedykacja do gejmingu ;)
Fajnie, że w końcu napisałeś ile zarabiasz. Zawsze się zastanawiałem ile tak naprawdę wyciągają te forumowe ziomy co ich na wszystko stać, mają najlepsze kompy, twierdzą, że ktoś kto uważa się za gracza powinien mieć minimum 1060 (tak, to jest dokładnie Hydro), a jak czytam ich posty to się czuję jak ubogi krewny z prowincji.
Mam podobnie z małymi różnicami. Samochód mam służbowy i płacę tylko za wachę i aleluja, że tak jest. Chyba bym osiwiał gdybym musiał łożyć ze swojej kieszeni jeszcze na auto, rachunki za warsztat idą w tysiącach. Mieszkanie z opłatami to w moim mieście minimum 1700-1800. Żadna rewelacja, zwykła kawalerka, byle tylko była umeblowana i nie była totalnie obciachowa. Sporo idzie na szeroko rozumianą rozrywkę. Niestety, jak ktoś chce się trochę pobawić w życiu, robić coś ciekawego to nie ma zmiłuj i trzeba płacić. W zasadzie wszędzie trzeba płacić, gdzie się nie obrócę to jakieś wydatki. Zwykłe wyjście do knajpy z ziomami to 50 z w plecy, a sporadyczne zaproszenie kogoś do restauracji to już trzeba liczyć w stówach.
Jak wezmiesz RTXa na raty na 8 lat, to zamiast 6500, nawet przy najlepiej oprocentowanym kredycie zaplacisz co najmniej 9000 za calosc, a sama rata ci wyjdzie ponad 90, a nie 50pln na miesiac xD. Reszty bzdur Hydro komentowac nie ma sensu :D
Ale jakie to ma znaczenie? Moge mieć RRSO nawet 200%, byle bym mial za co zyć i cieszyc sie życiem kupując sobie czasem coś drogiego dla siebie. Ja po kieszeni tego nie odczuje, bo w skali miesiąca strace tyle, ze prawie nic, czyli np 40zł za cos, za co Ty stracisz albo 300zl, albo kilka tysi, albo odmówisz sobie kupna czegoś, o czym marzysz, bo za drogie. Ty, czy inny wyda pół pensji lub nawet dwie na sprzęt i potem kombinuje, jak tu przetrwac miesiąc. Ja kiedy tak mam, to tylko wtedy, kiedy tak hak np teraz, prawdopodobnie siadla mi uszczelka pod głowicą w aucie i musze wykombinowac hajs z powietrza. Ale jesli chce sobie cos kupic to moge miec droga rzecz, jak wspomniany RTX, ktory kazdy uwaza, ze jest za drogi, bo jego jedyna możliwością jest zakup gotowkowy lub na raty z wysokimi oplatami miesiecznymi. Szkoda tylko, ze zapominasz Ty, czy inni o tym, że kiedy wyjdzie nowa generacja, to po sprzedazy obecnego RTX'a możesz spłacić wszystkie raty i wziąć sobie na doslownie taku sam okres kolejnej karty płacąc znowu te 50zl miesiacznie (czy nawet mniej), przez co nigdy nie odczuwasz stat po kieszeni, a zawsze masz topowy sprzęt. Ot cala tajemnica jak przy niskich zarobkach można miec prawie wszystko, co sie chce. Wystarczy tylko płacić na czas i brac jak największą istniejacą mozliwa ilość rat/lat. Ważne tylko by nie przesadzić z ilością zakupionych towarów i by nie odczuć po kieszeni w skali miesiąca. Trza brac sily na zamiary, przez co zawsze będziesz w stanie zapłacić na czas. Co z tego, że ja mam wysoka stopę oprocentowania, skoro pdzez niska kwote raty jej nie odczuje? Nie obchodzi mnie nawet fakt, ze sprzedając kartę dopiero po roku jej użytkowania, pokryje jej faktyczny koszt. Ck z tego, ze dodatkowo dałem bankowi zarobić iles tam setek, skoro ja zaplacikem tylko 40 zl w każdym miesiącu i tego nie odczulem. Ty odczułeś. Dodatkowo zapominasz, ze często ta stopa oprocentowania wcale nie musi byc jakos szczególnie wysoka. Trza tylko szukać lepszych ofert i często jest tak, ze płacąc te 40 zl przez 8 lat (które przy okazji brania nowego sprzętu i tak splacam po roku/dwóch) korzystam z RRSO, które nie zawsze jakoś różni się szczególnie od tego, które jest przy sprzęcie, który innibiora np ba 3 lata ;) Trza tylko umiec szukać. :)
I to mówi typ, który twierdził, że nie stać mnie na ten sprzęt, który sam posiada.
Jak będziesz mieć z rzędu kilka większych wydatków to posrasz się z tymi kredytami i ich rrso.
Nie, bo jak zwykle czytając tylko to, co ci wygodne, nie dostrzegłeś najważniejszego zdania - Trza tylko nie przesadzac z iloscia kupowanych produktów jednocześnie. No, ale to akurat ty, osoba, która zawsze czyta tylko to, co mu wygodne, więc przywykłem :)
Jak będziesz mieć z rzędu kilka większych wydatków to posrasz się z tymi kredytami i ich rrso.
Jakie tam kilka?
Jemu wystarczy jeden i to wcale nie jakiś wielki. Raz to uszczelka pod głowicą, innym razem skrzynia biegów, albo dwa rachunki za telefon - i już się zesrało.
Samochód stoi, do roboty nie ma jak dojechać, operator grozi blokadą numeru, pan "żyję luksusowo" zaczyna płakać na forum, że pieniędzy brak, gtxy/rtxy trzeba na allegro wystawiać. A potem karta ze starej generacji nagle zaczyna wystarczać do wszystkiego.
Tyle, że on jest odporniejszy na wiedzę niż stonka na pestycydy. I nie potrafi zakapować, że kupując te pierdoły w kredytach na 60 rat ledwie dryfuje na powierzchni - szanse by zmienić coś w życiu na lepsze nijakie, jak cokolwiek poważniejszego się stanie to kolps, spirala długów i klepanie biedy. Nie pomyśli, że mógłby wypracować jakąkolwiek poduszkę finansową by kupić sobie kartę bez płacenia 30% frycowego. Zamiast tego niemal wszystko co mu zostanie z wypłaty wiecznie idzie na spłatę bankom. Wymarzona owca do strzyżenia dla Aliorów/PKO/mBanków, a w dłuższej perspektywie wszelkiej maści Providentów.
I nic mi do tego jak kto sobie żyje. Jak ktoś na własne życzenie chce całe życie chce dotować pożyczkodawców i balansować na granicy wypłacalności to jego sprawa. Gorzej tylko, że raz po raz widzę jak taki "tytan intelektu" w całej swojej ignorancji próbuje udzielać światłych porad reszcie i przekonywać jak to cudownie jest być wiecznie zapożyczonym.
Hydro, ja tam w ogóle nie wiem, czemu jeszcze czytam te twoje surrealistyczne wypociny. Praktycznie z każdym postem pokazujesz albo swoje zaślepienie albo niewiedzę. Mogę się założyć, że masz 1 albo 2 kredyty na te 4k zł a kreujesz się na boga ekonomii, który prawie rozwiązał głód na świecie.
Idąc za twoimi utopijnymi warunkami kredytowymi. Żeby rata trzymała poziom 50 zł musiałbyś wziąć 5k zł na 8 lat (i to przy całkowicie zerowym oprocentowaniu). RRSO trzeba brać jednak na poziomie 10%. 2080 ti kosztuje około 6k zł, co oznacza, że rata mogłaby być na poziomie 100 zł (co zresztą ktoś już wcześniej wypunktował).
ALE załóżmy, że jest tak jak mówisz, masz ratę 50 zł za sprzęt warty 6k zł. Po dwóch latach spłaciłeś ni mniej ni więcej a 1200 zł. Karta tymczasem spadła do poziomu 2500 zł. Oznacza to, że sprzedając ją nie spłacisz nawet kredytu - w plecy będziesz około 2500 zł, które nadal musisz spłacać. A przecież musisz też kupić nowy sprzęt. To co robisz to praktycznie spirala kredytowa.
ALE załóżmy, że takich kredytów nabrałeś 6, myślisz sobie, że jest to 1/10 twojej wypłaty, miesięcznie luzik, dajesz radę. Choruje ci córka, musisz spłacić jakieś zadłużenie, grzywnę, czy jakikolwiek inny wypadek losowy powoduje, że masz na głowie wymagalne kredyty na kwotę ponad 30k zł.
powodzenia.
1) Nigdy nie wziąłbym takiej ilości kredytow, bo za malo zarabiam. Zawsze staram sie brać drugacrzecz dopiero wtedy, kiedy za sprzedaz tej pierwszej będę mógł ją spłacić.
2) nie biore chwilówek, bo nie uznaję czegoś takiego
3) Jak sprzedaję karte poprzedniej generacji, to nie dokładam do nowej, tylko pokrywam koszta poprzedniej
4) To byla tylko odpowiedź na pytanie, bo tak, jak napisalem - temat prowokacyjny, zwłaszcza fskt, ze 3 tysie to zarobki bez szału, co takich, jak ja potrafi mocno zirytować (z kolei za 4 juz dawno mial bym Mazde), więc masz odpowiedzi godne tematu. No i kto powiedział, że pisalem o sobie w formie przykladu, który podałem? Gdzie tak napisałem?
5) ja nikomu nie zaglądam do portfela, więc też sobie tego nie życzę
Uwzględniasz w swoich wyliczeniach prowizje, odsetki i koszta za czynności przygotowania umowy kredytu ratalnego i ewidencjonowania go przez taki czas. Jak kupisz kartę graficzną za 6 tysięcy i po miesiącu sprzedasz ja za 6 tysięcy to i tak nie splacisz całości. No chyba, że weźmiesz limit na allegro 0%. W innym przypadku nie ma szans że splacisz z samej sprzedaży.
Sprzedaję średnio po 8 miesiącach użytkowania. Przez 8 miesięcy akurat się spłaci odsetki ;) Wyjątek to 2080Ti. Teraz po roku użytkowania zrobiłem downgrade na 1080ti, ale to inna sytuacja, bo to moja przedostatnia karta. Prawdopodobnie do premiery PSVR 2 zmienie ją jeszcze jeden raz na RTX'a 3070.
To zależy czy jest to pensja w Warszawie czy w Głuchołazach. Myślę, że powyżej 5k na rękę w Głuchołazach daje możliwość życia w poczuciu sporego komfortu materialnego.
O sredniej krajowej brutto to z 60-70% polakow moze pomarzyc :P Mediana podawana przez gus w 2019 to ledwo ponad 4k brutto, a gus liczy tylko firmy zatrudniajace 9+ osoby, wiec ok 40% wszystkich pracujacych. Reszta pracuje w malych firmach ktore placa grosiki. Imao to jest wlasnie glowny powod starzenia sie polskiego spoleczenstwa, od lat coraz wiecej ludzi swiadomie wybiera max 1 dziecko lub wogole, bo poprostu nie stac ich na dziecko. Co sie dziwic jak sie mieszka w miejscu gdzie ciezko o dobra prace to masz rodzine ktora zarabia 2x najnizsza krajowa moze ciut wiecej , a z taka kasa to na przezycie ledwo wystarcza.
Child of Pain -> nie zaprzecze, jednak 75% moich znajomych ktorzy nie ma dzieci, lub ma jedno zdecydowanie stwierdza ze ich nie stac na drugie. Druga sprawa ze z 30-40 lat temu inaczej sie myslalo, bylo inne podejscie. Teraz sporo ludzi mysli, bo nie sztuka narobic dzieci, tylko pozniej je utrzymac w taki sposob zeby sie niezarobic na smierc. Druga sprawa to wydaje mi sie ze te minimum wystarczajace do przezycia bylo wtedy latwiejsze do osiagniecia, czlowiek na nie musial zapierd....... po 12-14h na dobe jak mamy teraz, ofc mowie tu o biedniejszych regionach :P
Oceniam zle. Podziwiam jesli ktos zyje za takie pieniadze i nie podziwiam jesli ktos nie stara sie swojej sytuacji poprawic. Plus ciesze sie, ze po opuszczeniu kraju nie musze zarabiac takich kiepskich pieniedzy.
Pracowałem jak robot po 10 godzin dziennie w bieda pseudo firmie za najniższą krajową tak przez pół roku w miasteczku. Wykończony byłem. Myślałem czy by tu nie wyjechać za granicę, ale w sumie nie wiem. Miałem lecieć do Wielkiej Brytanii, lecz się rozmyśliłem. Chciałbym spróbować mimo wszystko moich sił w Polsce i sobie ułożyć życie na godnym poziomie. No próbuje nie narzekać. Staram się. :) Jest jak jest.
Jeszcze należałby dodać, czy mieszka się samemu i gra w gry, czy ma się żonę/partnerkę i jak to wtedy wyglada.
Ale zasadniczo się zgadzam, ze ok 5k/głowę to jest kwota, która pozwala w miarę godnie żyć i coś odłożyć.
Btw - od lat lub miesięcy mnie to interesuje, bo śledzę różne wątki dla rozrywki i co chwile pojawia się kolega
Z ciekawości wyłącznie, no offence. :)
Edit:
Edit2: nie umiem w GOLa z tagowaniem osób. :(
Nie ma czegoś takiego jak pensja w Polsce, bo na Podkarpaciu za minimalna krajowa można spokojnie żyć, a w Warszawie nawet na czokoszokach może być problem z przeżyciem miesiąca.
Inaczej się żyje ludziom w związkach, szczególnie takich, gdzie dwie osoby dokładają się do budżetu.
Cześć osób nie zarabia dużo, ale dostało mieszkanie w spadku. To diametralnie zmienia sytuacje, bo mieszkanie i kredyt to główny wydatek wielu osób.
Są wiec sytuacje, gdy 2500 zł jest ok i 10000 zł to mało.
Na pewno powinnismy robić wszystko by zarabiać jak najwiecej, ale to zależy od konkurencyjności naszej gospodarki względem zagranicy. Żeby na przykład złotówka była warta 0,5 euro, a nie 0,25.
w moim przypadku wolałbym żeby ta złotówka była warta 0,1 euro :)
Powiem tak... Robiłem zaraz po maturze bazę danych, miałem wtedy 1400 na rękę, gdy 5zł na godzinę było normą (dziś to chyba 11 czy 12zł na godzinę?).
Byłem też magazynierem (baza danych to była prosta sprawa, a firma chciała mnie trzymać by robić aktualizacje) i miałem wtedy 1700 na rękę. Co dwa tygodnie ponad 800zł. Gdzie za pokój płaciłem 400zł.
Było spoko, ale chcę się więcej.
W 2008 kryzys dopadł firmę, po nowym roku byłem bez pracy, więc parę miesięcy później 2009 wyjechałem.
Po 10 latach z przerwami, ze studiowaniem (nieskończone), z rokiem w Polsce (ex narzeczona, nie warto było), z kilkoma miesiącami w Holandii (nie podobało mi się pomimo ponad 400 euro na tydzień po odliczeniu mieszkania - za płasko, za mało natury) dziś mieszkam na zadupiu UK. Małe miasteczko, niełatwo o niezłą pracę. Na koncie powiedzmy że 30tys zł jak odliczyć wciąż spłacane auto. Jeżdżę Avensis 2012, niezła wersja wyposażenia (navi, kamerka, tempomat, ale bez skóry czy szyberdachu). Wynajmuje domek za łącznie z rachunkami około 600 funtów, sam. Odkąd zostałem na stałe dorobiłem się konsoli (obecnie pro, x360 poszedł do brata), dużej kolekcji gier, lapek, tv 4k, głośniki, telefon w miarę nowy (G7 Power od Motoroli, ale na abo był LG G6, abo no limit dość opłacalne bo tylko 4 funty więcej niż bym miał to samo na kartę). Generalnie w szafie nic starszego niż kilkuletnie nie mam, wszystko w miarę markowe (Primark popularny tutaj ja wykorzystuje do ubrań do pracy, pościeli czy ręczników).
Nie wyobrażam sobie życia za mniej, nie wiem czy kiedyś wrócę do kraju. A mam na tutejsze warunki ponad 1650 funtów na miesiąc (bywa więcej, nigdy nie mniej). Spokojnie opłacając wszystko i żyjąc godnie (raz lub dwa razy w tygodniu restauracja czy coś na wynos - normalna restauracja jak spaghetti we włoskiej knajpie czy polski obiad w Edynburgu) odkładam każdego miesiąca 200 funtów minium.
Dlatego uważam, że te 4000 minimalnej o jakiej słyszałem w mediach to mus. Koszta życia? Zarobić 1650 zł, za 600 z rachunkami domek z ogródkiem i miejscem na auto, utrzymanie samochodu miesięcznie 120 (paliwo i ubezpieczenie), inne wydatki jak tel czy internet plus Netflix, Spotify - kolejne 100 i reszta już tylko na jedzenie. Gdyby tak było w Polsce - ok. Tak trzeba przeliczać. Nie ile co kosztuje, ale by np 50% wypłaty zostało na żywność i oszczędności, a nie 10% lub od wypłaty do wypłaty...
Zależy, do jakiego standardu jest się przyzwyczajonym. Wiadomo, standard wzrasta wraz z większą pensją. Ja osobiście zarabiam około 5, czasami lepiej, zależy od miesiąca. Idzie z tego wyżyć i odłożyć. Moja kobieta zarabia coś około 3, czasami więcej. I jeśli ktos zarabia te 5 i mieszka z rodzicami to są dobre pieniądze. Jednak kiedy dochodzi do tego mieszkanie na komornym, kredyt, wszystkie rachunki, opał i życie, dodatkowo zaczęta budowa, to przyznam szczerze że i ta 8. na miesiąc na dwie osoby to bieda i mimo wszystko po pracy jeżdżę sobie czasami dorabiać.
10000zł. - Tyle chyba mają najbiedniejsi Niemcy?
Nie, nie mają tyle. Powiedziałbym, że nawet sporo im do tego brakuje.
Zwróć uwagę, że te ~500 to minimum na stażu (Mindestlohn für Azubis). Jest jeszcze kilka form zatrudnienia pozwalających obniżyć koszta pracodawcy, o których szkoda mówić. W praktyce minimalne wynagrodzenie za etat w Niemczech to €1593 (9,19€/h) brutto co oznacza €1179 na rękę w przypadku pierwszej grupy podatkowej. To wciąż dużo mniej niż te mityczne 10k :)
W rzeczywistości, żeby dostać ~2500€ na rękę rzeba zarabiać ~4k€ brutto miesięcznie czyli 48k rocznie. A to już ponad połowa drogi do najwyższego progu podatkowego w DE...
O cudowny wątek, kłótnia między ludźmi którzy nie wyobrażają sobie jak można żyć za mniej niż 5000 zł na osobę z tymi którzy zarabiają najniższa krajowa.
U mnie najwięcej kasy idzie na jedzenie i na zabawki. Reszty nie liczę bo mama z tatą opłacają.
Sorry jeszcze sporo kasy idzie na gejming. Nowa premiera procesorów, kart graficznych mocno nadszarpują rodzinny budżet.
Ciekawe ludzie mają priorytety skoro uważają, że za 2000 na łape nie da się wyżyć.
No, zwłaszcza jak mieszkasz w wawie nie u mamie pod sukienką i płacisz za wynajem plus rachunki 2500zł
Przecież to prowokacja ja płace 1300 pln za kawalerkę ( już z opłatami ) a w rosmanie na dzień dobry zostawiam 100 na podstawowa chemię a gdzie życie, dojazd do pracy jak nawet bilet miesięczny to 100 zł a chleb po 3 zł.
.
Gdzie ty masz kawalerkę za 1300 zł z mediami i czynszem, która nie wygląda jak nora dla pracowników sezonowych. Daj namiary, biorę od zaraz.
Takie pierdzielenie, kto wam każe mieszkać w wawie? Kto wam każe wyprowadzać się od rodziców? Kto wam każe mieć kawalerkę na własność albo mieszkać w jednoosobowym pokoju? Ja bym chciał mieszkać w wieżowcu na Hawajach to ja nie wiem czy wypłata 5000 by na to starczyła oj ja biedny biedny... jak żyć, gdy nie mogę mieszkać jak mi się podoba
Kto wam każe wyprowadzać się od rodziców? Kto wam każe mieć kawalerkę na własność albo mieszkać w jednoosobowym pokoju?
Życie
Sporo osób liczy sobie poczucie niezależności i samodzielność. Nie każdy lubi też być darmozjadem.
No i panne przyprowadzisz do domu, będziesz chciał mocniej poruchać i co wtedy? Rodzice/współlokatorzy mają słuchać dudnienie z góry/zza ściany, czy może czekasz aż rodziców nie będzie w domu jak szczyl, czy może wynajmujesz pokój - oh wait :D
Taki dorosły inwalida.
Poza tym nigdzie nie napisałem że mi brakuje, tylko że 2 koła ucieka w mgnieniu oka, jak się mieszka samemu, a nie u mamy.
Ba nawet u mamy 2 koła ucieknie jak się nie jest darmozjadem i dokłada do rachunków i robi zakupy.
Ale niektórzy wolą na sępa.
2000zl na reke to jest malo? To jest 1257 harnasi z promocji w zabce. To jest 41 harnasi na dzien. W ochronie na pol etetu placi 8/zl na godzine i da sie zyc.
Już tak nie płaco ja mam 3200 brutto a nie jestem żadnym dowódca a tu masz stawkę z Warszawy dowódcy, liniowy koło 4 może mieć na takich obiektach, w mojej firmie dowódca ma 5600 pln brutto małe miasteczko w łódzkim, nadgodziny zrobi to tyle na rękę dostaje, ja z 40 h nadgodzin mam 4
kriskow, budujesz na tym forum wizerunek bogacza i filantropa, a zarabiasz pensję minimalną?
Masz 3200 brutto czyli pewnie jakieś 2100 na reke, płacisz 1300 za kawalerkę i zostawiasz 100 zł dziennie w Rosmannie. Moje pytanie brzmi - co ty jesz i za co?
Dodaj do tego 40h nadgodzin płacone zazwyczaj w setkach czasem w 50 które są praktycznie zawsze, czyli wychodzi 3800 czasem nawet 3980 płacisz umowa czy pieniędzmi? przy 12 h zmianie to są tylko 4 dni extra. Pracuje 200-220 h średnio w miesiącu
Ta, ja nie zarabiam dobrze tylko nadrabiam godzinowo jak ktoś zauważył ze gdyby nie nadgodziny był by guzik, tylko ja czasem mam od 7-19 a potem znowu na 7 do roboty i tak 4 dni z rzędu, coś za coś, 220 h w miesiącu nie jest łatwe. No ale to jest mój wybór. Ile razy był telefon o 5 rano czy nie dam rady przyjść na 7 place w setkach.
A jeszcze dodam taka ciekawostkę ja pracuje zazwyczaj 220 h czyli maksymalnie ile można na umówię o prace, a sprzątaczki z Ukrainy w Amazonie na umówię zlecenie pracują po 400 h, tam każdy pracuje po min 200 h ile można - aby przesyłki szly na czas.
To odpowiedź macie już podaną.
Wystarczają mu 3 koła, bo nie ma czasu żeby je wydać.
Przy 220 godzinach miesięcznie i 4 dniowym tygodniu pracy? Spokojnie jest czas na wszystko. Problem z czasem pojawia się jak dochodzisz do 100 godzin tygodniowo, ale to też zależy od zawodu i pozycji, elastyczności, która masz lub nie.
Caly problem polega na tym ze gdyby nie nadgodziny pewnie polowa polakow zylaby w skrajnej biedzie. Stawki sa zenujace poprostu, do tego przepisy o nadgodzinach czyli dwie pierwsze godziny za 50% powoduja ze praca 10h dziennie to norma.
Bezi - ale w edynburgu tez porzadne kawalerki to zaczynaja sie tak od 1000 w gore. za 700 to mozna sobie gdzies na wsi znalezc ale w takim standardzie ze PRL to jeszcze bys z podaniem reki calowal. Gosciu sobie na wsi domek wynajmuje za 400, szkoda ze nie wille ;)
Jak jeszcze studiowalem, to dostawalem 1000 funciakow na miesiac stypendium. Takie luksusy mialem ze musialem na zmywaku dorabiac aby jakos normalnie funkcjonowac. Prawie 20 lat pozniej typ bedzie pisal ze 1200 to lajcik i klasa srednia, bosze. Juz pisalem, lajcik to jest dla tych co w 6 pokoj dziela.
W UK w kwestii mieszkania to mozna sobie dowolnie ceny ksztaltowac bo kazdy milczy o standardzie. Owszem mozna blisko centrum znalezc 2-3 pokojowe mieszkanie za 1200 fynciakow. Ale licz sie z zimnem, wilgocia, czesto grzybem, nieciakawym sasiedztwem itp. Dobry standard i dobra lokacja to 1000 w gore za kawalerke. Co innego Glasgow, bo to taki odpowiednik Howej huty. Ale Edynburg nie jest tani do zycia, biorac pod uwage inne regiony na polnocy UK. Generlanie sredni koszt utrzymania dla samotnej osoby mieszkajacej w edynburgu to 1100.
Jeżeli nie mówimy o prowadzeniu firmy tylko o pensji, to zamiast pytać się ile to jest dużo a ile mało trzeba zadać sobie pytanie: Ile jestem w stanie zarobić dla swojego pracodawcy?
Jeżeli zarabiasz dla firmy w której pracujesz 5000 zł miesięcznie to pensja 1000 zł na rękę jest wysokim wynagrodzeniem.
Jeżeli zarabiasz dla swojej firmy 1 000 000 zł miesięcznie to 10 000 zł to zdecydowanie za mało.
Ludzie w większości zarabiają tyle ile warta jest ich praca. Za prostą łatwą do wykonania pracę nie należy się spodziewać wysokich zarobków.
Jak chcesz zarabiać „dużo” to musisz potrafić robić coś czego inni nie potrafią i znaleźć sobie pracodawcę który potrafi to spieniężyć.
Jaja sobie teraz robisz :D Jakby ludzie zarabiali tyle ile ich praca jest warta to juz dawno przegonilibysmy zachod w zarobkach :D Ludzie zarabiaja tyle ile uda im sie wydebic od pracodawcy, mowie tu o normalnych zawodach w ktorych pracuje wiekszosc ludzi. Male firmy we polsce to rak, wiekszosc tych biznesmenow to zwykli wyzyskiwacze, przerobilem soporo w okolicy pare takich firm standard to 10h dziennie + 2 soboty. Kasa to oczywiscie placa minimalna + reszta pod stolem, a pozniej bolesne zderzenie z rzeczywistocia w przypadku dluzszej choroby/wypadku jak za miesiac na L4 ledwo stac cie na leki :P
Wcale nie robi sobie jaj tylko pisze jak jest. Oczywiście jeśli w końcu zrezygnuje się z etatu i przejdzie na b2b ;)
Kilgur ----> tzn pracodawcy źle wyceniają wartość pracy, ale pracownicy już dobrze?
Male firmy we polsce to rak
Masz kilka rozwiązań. Możesz iść pracować do jakiejś dużej firmy, bo tam to jest prawdziwa Ameryka. Możesz sam założyć firmę i zostać albo jak to nazwałeś wyzyskiwaczem i zarabiać na tych biednych pracownikach, albo możesz np płacić tyle ile oni uważają, że powinni zarabiać i zostać pracodawcą stulecia.
Kilgur —> moim zdaniem nie masz racji, gdyż pracownicy są często mało wydajni i niewykwalifikowani do żadnej skomplikowanej pracy.
Prosta praca fizyczna nie jest warta więcej niż pensja minimalna.
Proste prace fizyczne są więcej warte niż płacą w Polsce. Bez dwóch zdań.
Przykłady? Wszystkie kraje zagraniczne, gdzie koszty życia większe, niż w Polsce np o 40%, ale już praca warta 400% i jakoś od lat te kraje nie upadają.
Pomocnik budowlańca w Edynburgu może mieć na start 17 funtów na godzinę. Rzecz jasna praca uzależniona od tego co znajdzie szef.
Pracownik magazynu Amazon od 8,21 (stawka minimalna w UK). Pracując bez nadgodzin masz około 1300 funtów na rękę.
Koszt życia w Edynburgu czy Glasgow to mniej więcej koszt życia w Krakowie. Jedna osoba zarobi na kawalerkę, jedzenie, kino czy basen. Ale jednocześnie samochody tańsze, ciuchy jak bluza sportowa za 40 funtów (Adidas) to się kupuje do pracy niczym w Polsce za 40 zł. Telefony i laptopy czy duże tv ma każdy. Za minimalną w Glasgow możesz żyć. Za minimalną w Krakowie nie wynajmiesz kawalerki. A praca taka sama i cena w sklepie za produkty np z magazynu Amazon - te same. Ba... ileż to razy widziałem na golu promocje, gdzie bardziej się opłaca zamawiać z UK czy Niemiec? No właśnie...
Ja nie pracuje w Amazonie. Mam znajomych. Różnych. Od pracowników fabryki do dentystki.
Ale w UK bogacze są z dziada pradziada. A właściciel firmy budowlanej mieszka kilka domów dalej. Parka Polaków, gdzie ona pracuje w Tesco, on przy utrzymaniu dróg (drogówka i nie ma prawka na ciężarówki, kosi trawę głównie wiosna do jesieni...) kupili dom na kredyt. Moja siostra z mężem (ona pracuje w biurze 1600zł na rękę, on kierowca cysterny około 6 do 8tys zł) uważają, że nie stać ich na własne mieszkanie czy dom w Polsce. Ot różnice.
Chodzi mi o to, że w Polsce klasa "średnia" się tworzy. I nikt nie chce robić na kogoś. Na dzieci. Tzn chcą, ale chcą sami zamieszkać w dużym domu i jeździć Audi. Dlatego wielu "prywaciarzy" zamiast inwestować w firmę, dawać większe pensje - wolą budować domy czy kupić trzeci samochód. Gdyby małe firmy, majątki były z dziada pradziada to inaczej by to wyglądało. Ale to już kwestia historii, przeszłości.
Oczywiście temat jest szeroki i upraszczam. Bardzo. Niemniej na pewno nikt mi nie wmówi, że za moją pracę obecna z ogłoszeń mogę mieć w Polsce 2300zł na rękę (stan z ogłoszeń na dziś) i dam rady żyć na takim poziomie jak w UK za to co robię. Praca taka sama, ale w życiu bym nie miał tego samego co tu za to co w Polsce płacą za moją pracę.
A branża jest taka, że my wysyłamy produkt do Niemiec i to się opłaca bardziej niż z Polski. Więc cena i jakość przy moich zarobkach jakoś są konkurencyjne ;) także nie. Polacy za mało płacą, za dużo też biorą dla siebie... Bo chcą się w jedno pokolenie dorobić majątków. Nie ma szans by wygrali z majątkami odkładanymi przez dziesiątki czy setki lat.
Soulcatcher -> serio wogole nie znasz wartosci pracy fizycznej i tego co robia pracodawcy z malych firm w polsce :P Podam ci taki przyklad w 2008 roku jako kierowaca i pomocnik budowlany mialem 8pln + 100% premi, gdzie premie obcinali tylko w przypadku jak ktos pil jak poj......, defacto 16 pln na godzine. W 2019 stwierdzilem ze mam kur... dosc orki przy maszynie dla dusigrosza i cebulackiego biznesmena, gdzie calutka produkcja przez moja maszyne przechodzila, a kur... 3 tys na reke ciezko bylo zarobic. Stwierdzilem ze za malo ruchu i slonca mialem wiec zatrudnilem sie jako kierowca i pomocnik budowlany za tadam 16 pln na godzine. Po 2 miesiacach z bolem dupy wielki jak szafa typ mi dal 18 pln, bo mu powiedzialem ze za ta stawke to mi sie niechce robic, akurat bardzo malo nadgodzin wiec zadna kasa, a ja w pracy nie pije wiec jestem bardzo cenny :). W tej firmie w ktorej pracowalem w 2008 roku stawki byly 20 pln, to ze ludzie z tych firm nie odchodza wpiz...... jest taki ze w sezonie orasz po 12-14h z dojazdami wiec na nadgodzinach masz druga pensje. Wszedzie gdzie pracowalem za granica, a wtedy kwalifikacji za wielkich nie mialem wiec te najprostrze prace robilem to za wynagrodzenie bez nadgodzin spokojnie mozna bylo przezyc, a jak dobrze trafiles to nawet odlozyc, w polsce bez nadgodzin w zadnej pracy "fizycznej" nie zarobisz na godne zycie w malej firmie bo poprostu sie kur... nie da. Jak pojdziesz do wiekszej firmy gdzie 3 zmiany i brygadowke troche jest lepiej.
qnio1607 - i komu te farmazony wciskasz? to o czym piszesz to wegetacja. Koszt zycia w Edynburgu ten sam co w Krakowie, taa, chyba w slamsach.
Juz pomijam ze na najnizszej krajowej na reka masz 1200 a nie 1300 ;)
qunio1607 —->
Wykonując tą samą pracę w UK zarabiasz dla swojego szefa o wiele więcej niż w PL, również koszty życia tam są większe.
Czy próbujesz udowodnić teorię że w PL są źli pracodawcy a w UK dobrzy?
Tak nie jest, każdy właściciel firmy który cię zatrudnia płaci ci tyle ile możesz dla niego zarobić i to jest powód dysproporcji płac.
Napiszę to jeszcze raz, zarabiasz tyle ile w danej sytuacji twoja praca jest warta.
Kilgur —-> znam wartość pracy fizycznej bardzo dobrze. Jako młody człowiek pracowałem w wielu miejscach, od huty, przez budowlankę, rolnictwo po sprzątanie.
Dostaniesz tyle ile to jest warte.
Jeżeli chcesz zarabiać więcej musisz umieć coś co dla innych jest trudne i co przyniesie twojemunszefowi zysk.
Prosta praca fizyczna nie jest wiele warta i dlatego ludzie mało zarabiają na budowie, jako kierowcy czy w magazynie.
Aktualnie to cos sie nie spina ta teoria, bo na budowie albo w biedronce zarabiają więcej niż np. urzędnicy albo lekarze-rezydenci.
Ach, ten GOL i prezesowskie bajania.
Herr Pietrus —> spróbuj ogarnąć temat w całości. Są lekarze którzy zarabiają mało, bo zgodnie z moją teorią nie potrafią zarobić więcej dla firmy w której pracują. Bo są młodzi, bo pracują tylko na państwowych posadach, bo mało pracują.
A dobrzy lekarze którzy chcą zarobić zarabiają 20-30K miesięcznie. I możesz mi wierzyć że to prawda.
Urzędnicy nigdy nie zarabiali dużo i nigdy nie będą bo ich praca jest łatwa i można ich łatwo zastąpić. Poza tym to budżetówka więc oni nic nie zarabiają dla swojego pracodawcy.
A ci urzędnicy którzy są specjalistami i mają trudną pracę zarabiają dobrze.
Także wszystko się spina, a teoria o której mówię to ogólna zasada która działa od tysięcy lat na całej ziemi.
Są również inne czynniki wpływające na wysokość pensji, ale ogólna zasada jest taka że zarabiasz proporcjonalnie do tego ile możesz zarobić dla swojego pracodawcy. Od chwili gdy skończyło się niewolnictwo i feudalizm to działa wszędzie.
I jak od każdej reguły tu też są wyjątki, bo są np. ludzie którym się nie chce poszukać lepszej pracy bo np. są leniwi.
Pierwsze lepsze mieszkanie 1bed w niezłym standardzie od 750 funtów. Przy minimalnej 1300 stać cię na mieszkanie, jedzenie i trochę rozrywki.
Pierwsze lepsze mieszkanie w Krakowie w jako takim standardzie: 1350.
Już mnie poprawiłeś, że minimalna w Polsce to 1200.
Zatem tak, masz rację. Za minimalną w Polsce na tym samym poziomie co w stolicy Szkocji nie da się wyżyć. Chyba, że w slumsach ??
Gosciu wez sie ogarnij, od prawie 20 lat mieszkam w UK i nadal mnie dziwi, ze ludzie potrafia tak klepac glupoty jak ty.
Minimalna w UK (Edynburg), 1200 GBP na reke, wynajem kawalerki 750 GBP +(council tax, prad, gaz, transport, jedzenie) i brakuje w portfelu aby do polski na weekend poleciec)
Minimalna w PL (Krakow), 1920 PLN na reke, wynajem kawalerki 900 PLN +(czynsz .........) i na koniec miesiaca mozna jeszcze wyjsc spokojnie do kina.
Minimalna w UK (poza mieszkaniem na kupie i zarciem byle czego to wegetacja, wez prosze przestan pierdoly opowiadac. Dziewczyny opiekujac sie dzieciakami za 500-600 miesiecznie odkladaja wiecej niz ci na minimalnej.
Soulcatcher -> zrozum czlowieku ze w wiekszosci malych firm szef placi ci najmniej ile moze i w dupie maja ile na ich robocie zarabjaja :P Pracowalem u typa na cnc, po 6 latach wkur...... pytam sie go co sie dla niego liczy zrobiona robota czy pracownik ktory potrafi ja zrobic, powiedzial ze robota, no to powiedzialem mu zeby znalaz sobie frajera ktory bedzie mu ta robote za grosze robil. Smieszne jest to ze ja tam jakis kokosow od typa nie chcialem, chcialem gwarancji minimum 3k miesiecznie na reke :P
Herr Pietrus -> no jak pierd.... 280h w miesiacu to 5k zarobisz na reke :P tylko co to za zycie :P
Z tym 1200 to było ironiczne. Chodziło ci o funty? To precyzuj wypowiedzi. Bo ja tam wstawiłem emotkę, tle że gol nie obsługuje. Więc mogłeś to opacznie zrozumieć.
Poza tym kawalerka za 900zł? To chyba najtańsze byle co. Najtańsza w Edi z zoopla na dziś to już 470. 1 mile od centrum. Z rachunkami i wszystkim max 700 i to już mowa o wodzie, internecie itp. Wiem bo ja płacę mniej, a wynajmuje za 400 domek w miasteczku. Dla jednej osoby 200 do 300 na jedzenie. Normalne. Nie najtańsze, nie jakieś wynalazki. Spokojnie zostaje dość na inne rozrywki. A latanie do innego kraju to nie jest rozrywka dla kogoś kto zarabia minimalna.
Najtańsza kawalerka z olx na ten moment:
Cena: "750zl wynajem + 489 czynsz + media wg zużycia (poprzedni lokatorzy mieścili się w kwocie 200zl)". I nie kilometr czy dwa od centrum. Kilka. To już ponad 1400zł.Do tego też w Krakowie trzeba płacić za transport - powyżej 100zł za miesięczny na wszystkie linie. Zostaje mniej jak 400 na jedzenie. A gdzie kino? A gdzie lot z Krakowa do Edynburga na weekend? Bo skoro masz latać z Edynburga i włączasz to w budżet to tak samo latamy sobie z Polski. Porównuj jeden do jeden emigrancie. Bo ja od 10 lat pomału na emigracji i dla mnie latanie do Polski to fanaberia. A nie coś, co musi być uwzględnione w budżecie.
Jako, że wynajmowałem 3 miejsca w Krakowie w ciągu ostatnich kilku lat to się wypowiem. 900zł to cena za niezły pokój, który nie wygląda jak korytarz, nie jest to standard PRLowski i jest w rozsądnej lokalizacji. Kawalerek w tej cenie nie ma, chyba,że gdzieś pod autostradą A4 na Dębnikach, kawalerka oczywiście standard PRL. Realna cena kawalerki w ludzkich warunkach to bardziej 1500zł, jak się mocno przyfarci to może 1200-1300.
Dzięki ;)
Dlatego twierdzę, że w Krakowie za minimalną nie można samemu mieszkać.
Ja kiedyś miałem na Prokocimiu kawalerkę za 1200 z mediami i to było cudo... Tylko do uczelni i pracy miałem godzinę i ponad godzinę autobusem i tramwajem lub dwoma... Zamiast autobusu mogłem 15 minut iść pieszo do Bieżanowskiej. Może dziś dzięki wiaduktowi dla tramwajów jest lepiej, ale za 900zł w Krakowie? Dlatego też co do Edynburga napisałem - kawalerka 750 bo najtańsze są od 450. I tak samo Kraków 1500 by coś wynająć. Plus media i żywność i nijak minimalną w Polsce nie wystarczy, a w UK, w Niemczech czy Holandii za minimalną da się żyć. Nie jakoś na wysokim poziomie. Nie żeby latać raz na miesiąc do Polski (po słoiki czy co, nie wiem o co temu tam wyżej chodzi z lataniem). Po prostu żyć i przynajmniej czuć się godnie i nie liczyć każdego plasterka szynki.
Ja nie wiem jaka jest prawda. Ostatnio mi tu pokazywali ogłoszenia ze Stuttgartu bodajże - wynajem mieszkań 100 m2 w dobrym standardzie za 1500 euro i pisali, że to tak samo jak w Polsce...
Minimalna w PL (Krakow), 1920 PLN na reke, wynajem kawalerki 900 PLN +(czynsz .........) i na koniec miesiaca mozna jeszcze wyjsc spokojnie do kina.
Kawalerka w Krakowie za 900 zł, oczywiście nie licząc czynszu i mediów:
https://www.olx.pl/oferta/do-wynajecia-mieszkanie-jednopokojowe-z-aneksem-CID3-IDBwpfR.html#0b9e217f82
:)
Bboy
To nie opłaca cie do miasta przeprowadzać skoro dalej masz mieszkać na zadupiu w standardzie prlowskim ;)
I czemu nie liczyć mediów? Przecież to może być dodatkowe 200-400 złotych w zależności od mieszkania. A to co zalinkowałeś to chyba jakiś desperat tylko weźmie.
Przecież to jest odpowiedź do czyjegoś złotego stwierdzenia, że w Krakowie można znaleźć kawalerkę za 900 zł (+ opłaty), to znalazłem za 900 (+ opłaty). Nie wiem czego nie rozumiesz?
Moi rodzice przez całe zycie zarabiali niewiele wiecej ponad minimalna krajowa i jakos zyli ;) dawniej to dopiero była bieda, nie bylo 500+, wypłaty tez były znacznie skromniejsze, dlatego zawsze pamietam ze jak zblizał sie rok szkolny to matka marudziła, ze trzeba ksiazki kupic itp
Takze szałowo nie jest, ale bywalo tez i gorzej
Generalnie IMO jak dwie osoby pracuja i zarabiaja powiedzmy po te 2500, to nie jest tak zle, ale wszystko sie rozchodzi o potrzeby
Mi osobiscie nie wiele do szczescia potrzeba takze moze to tylko moj tok myslenia
Kolejnym problemem o którym myślę warto wspomnieć jest po prostu mentalność wielu ludzi. Mój brat cioteczny rozmawiał ostatnio z kolegą, żalił się na pracę, że do dupy, Polska be, jak żyć. Mój brat zaproponował mu, że weźmie go do siebie do firmy. Praca na produkcji jako operator. Miesiąc nauki na umowie zlecenie potem normalnie umowa o pracę i szansa na dalszy rozwój. Tylko musiałby się nauczyć no i praca jako operator to jednak jest jakaś odpowiedzialność za to co się robi. Miałby tam 1000zł więcej do ręki niż w obecnej pracy gdzie wykonywał jedną nudną fizyczną czynność przez 8 godzin. Odmówił. No, a firma w której pracuje brat się rozwija, ale ciężko znaleźć kogoś chętnego do nauki, a wezmą każdego, bez wykształcenia i doświadczenia i nauczą wszystkiego. No i warunki o wiele lepsze niż przeciętnie.
Ludzie, szczególnie starsi potrafią pracować po 10 lat w jednym miejscu i po takim czasie mieć umowy zlecenie i pensje niewiele wyższą od minimalnej. I nic nie zrobią żeby coś zmienić w swoim życiu, ale narzekają, że mają do dupy.
Generalnie to nawet jak nie masz wykształcenia ani żadnych umiejętności, ale masz chęć do uczenia się czegoś nowego to jako tako sobie można poradzić w życiu. Tylko trzeba chcieć.
Warto jednak pamiętać że nie każda praca jest dla każdego... niby tak się mówi, tu będziesz miał lepiej i więcej, a taka osoba później męczy się na stanowisku które nie sprawka jej nawet grama przyjemności, co kończy się szybkim wypaleniem zawodowym.
Sam wiem że w życiu nie mógł bym robić na kasie w markecie, bo bym zapewne oszalał, więc.
Inna sprawa to sam fakt jak bardzo w Polsce nie szanuje się pracownika i jak bardzo chce się go oszukać, szczególnie przez wszelkie agencje pracy. Znajomy ostatnio zatrudnił się w magazynie na umowę śmieciową i skończyło się tym że nie wypłacili mu pełnej pensji, oczywiście powołując się na zapisy w umowie, dotyczące frekwencji w danym miesiącu, mimo tego że nie było go jeden dzień i to w kolejnym... ot, państwo powinno wreszcie się za to zabrać, bo to chore by jedyna możliwość zatrudnienia się na danych stanowiskach była właśnie poprzez takie agencje.
Pensja zazwyczaj słaba. Za słaba. Bywają zawody gdzie jest dobra.
Przede wszystkim ważne jest to, ile na pracowniku się zarabia, co pracownik umie, jak łatwo jest tego pracownika zastąpić. Nie ma czegoś takiego, że "się należy", "minimalnie powinno być". Tak było za komuny. Serio są ludzie, zwłaszcza roczniki 1995+, które się do niczego nie nadają i nie są warci płacenia im żadnych pieniędzy za to wymagania mają takie, że można pęknąć ze śmiechu.
Nigdy nikogo nie zatrudniam na umowę o pracę - chyba, że młodych, za których zusu nie trzeba płacić. Tylko b2b i wtedy zarabia się według zasług.
Ależ mogą wymagać i nie ma nic w tym złego POD WARUNKIEM, że warto im za to płacić. "Praca" roszczeniowej gówniarzerii najczęście jest po prostu gówno warta.
Mam wieloletnie doświadczenie w pracy w firmach gdzie produkuje się drogie rzeczy, i wiem jak skorzy do płacenia są pracodawcy- a mianowicie wcale. Za to wymagania coraz większe.
To, że firma zarabia krocie na mojej pracy niestety się nie przekłada na pensję.
Polska jest krajem gdzie nie szanuje się człowieka, ani jego pracy.
Globalozm. Pensja to strata. Minimalizuje się ją w różny sposób np. Automatyka przenoszenie zakładów tam gdzie najmniej trzeba płacić wzrost bezrobocia sprowadzanie imigrantów itd.
Więc nie ma czegoś takiego jak płacę ile powinien zarobić a na tyle mało żeby ktoś pracował. Im więcej czynników wyżej tym mniej mogę płacić.
Będę musiał wam chyba trochę wytłumaczyć bo propaganda płac w Polsce jest duża a przy dyskusji o wzroście pensji minimalnej się nasilila ostatnio.
Patrzac na opinie dominują dwie postawy wobec pracy: zarabiam mało bo mam małe potrzeby, nie chce pracować więcej/pracuje dużo i czuję się wyzyskiwany. Czyli kultura pracy w Polsce ciągle leży i kwiczy. Żałosne usprawiedliwianie tkwienia w jednym miejscu i zwalanie odpowiedzialnosci na innych, głównie właścicieli firm. Pozytywem jest to, że osoby o przeciwnych postawach maja mniejsza konkurencje.
Żałosne jest to, że osoby tak mocno narzekające na swoich pracodawców i mówiące jak to są "wyzyskiwani" sami nie założą sobie firmy i nie będą "zarabiać kroci", bo... Nie :)
Do narzekania masa ludzi w Polsce jest pierwsza, ale żeby coś zmienić, to już nikomu się nie chce. Więc dokładnie tak jak mówisz
Takie pierdzielenie, kto wam każe mieszkać w wawie? Kto wam każe wyprowadzać się od rodziców? Kto wam każe mieć kawalerkę na własność albo mieszkać w jednoosobowym pokoju? Ja bym chciał mieszkać w wieżowcu na Hawajach to ja nie wiem czy wypłata 5000 by na to starczyła oj ja biedny biedny... jak żyć, gdy nie mogę mieszkać jak mi się podoba
Można się wyprowadzić do zapierdowa dolnego (tylko nie narzekać później że nie ma pracy). Można kisić się w jednym pokoju z 5 obcymi osobami. Można siedzieć u rodziców aż im się nie zemrze, i najlepiej żreć za darmo.
Można też wyprowadzić się do Zimbabwe albo Kongo i za naszą minimalną krajową żyć lepiej niż 98% społeczeństwa.
Nikt tu nie mówi że nie da się egzystować za 2000zł miesięcznie. Ale jak ktoś chce żyć na jakimś poziomie, nie być obciążeniem dla innych, mieć jakieś oszczędności, a to wszystko bez dostania spadku w formie gotówki/mieszkania? Powodzenia.
I wyjeżdżać do Warszawy, gdzie (ciągle teraz na tym forum będę o tym gadal, bo dawno nic mnie tak nie zasmucilo i jednocześnie nie dostarczylo beki) za 700 tysi płacę za mieszkanie 65 m2, gdzie w innym miescie za tyle kupisz 3-poziomowy luksusowy domek jednorodzinny w mega dobrej lokalizacji. No, ale najlepiej byc sloikiem. Co tam jest takiego w Warszawie poza wielkimi wydatkami?
Może to być dla ciebie pewnym szokiem, ale w Warszawie też rodzą się ludzie i poza wielkimi wydatkami to tutaj, a nie w Parzęszewie Górnym, mają całe swoje życie.
Tak, pod warunkiem, ze tu mieszkali od dzieciństwa. Ale Ci, którzy chcą byc na swoim i jadą do Warszawy niech nie narzekają, bo sami sobie gotuja taki los ;)
W Warszawie (i nie tylko - w Wrocławiu/Krakowie/Ślunsku/Poznaniu itd) są pieniądze i możliwości - szczególnie dla młodych ludzi którzy mają łeb na karku i dopiero zaczynają karierę.
Jak się nie ma wielu lat w branży i nie jest ekspertem dziedziny idzie się tam gdzie jest:
- możliwości zdobycia doświadczenia,
- możliwości szlifowania umiejętności,
- mnóstwo specjalistów branży, od których chłonie się wiedzę,
- styczność z nowymi technologiami/branżowymi modami,
Nikt (kumaty) nie jedzie do Warszawy ot tak, bo podoba mu się krajobraz. O tym że koleś prosto po studiach przy odrobinie szczęścia może wyciągnąć 4-5k na rękę nawet nie wspominam.
Nawet jeśli są większe perspektywy, to są większe wydatki, więc na jedno wychodzi. I trzeba się na początku sporo namęczyć, by na prawdę się tam udało, bo same perspektywy nie wystarczą. To już lepiej jechać za granice, bo tam przynajmniej zarobki są większe, ale wydatki adekwatne do zarobków :)
W Polsce najlepiej mieć własną firmę i najlepiej jak nie masz pracowników. Zarobisz najwięcej i na wszystko cie będzie stać. Wszyscy tak zróbmy i wszyscy będziemy zadowoleni. Bo przecież tak się da! Tylko my wszyscy leniwi jesteśmy! Roszczeniowi! Marudy i w ogóle!
Oczywiście, że tak. A pielęgniarki zamiast jojczyć niech idą na bootcamp i wtedy jako junior na luzie dostaną w Warszawie 5k + VAT na b2b i multisporta.
Pan P., Ty się śmiejesz a ja serio jedną znajomą pielęgniarkę przekwalifikowałem i mówię całkiem poważnie. Kobitka zmieniła branżę po trzydziestce i teraz w Javie klepie. W pierwszej robocie dostała dokładnie 5k + VAT także trafiłeś w sedno. Nie wiem ile teraz dokładnie zarabia, bo to było z 5 lat temu, ale wakacje spędza w miejscach na które nawet mi szkoda kasy także chyba nie jest źle :) Panie z HRów też są bardzo podatne ;)
A później wszystkie prezesy i bosowie i informatycy sami sobie w szpitalu będą leki podawać, zmieniać kaczki nawzajem itd bo zostanie jedna pielęgniarka po 60 bo nikt nimi nie będzie chciał zostac;)
b212 – Najgorsze jest to, że ten argument widziałem postawiony gdzieś na wykopie albo inszym Twitterze w sposób stuprocentowo poważny. W tym momencie imo przestaje być taki zabawny. ;)
gro_oby – Spoko loko. Zaraz tu przyjdzie jakiś turbokapitalis i ci powie, że ta ostatnia pielęgniarka będzie wtedy zarabiała miliony, bo popyt/podaż i wolny ryneg.
Zaczynałem pracę zawodową w Polsce od 3000 netto na umowę o dzieło, to było jakoś w okolicach 2007 roku, wcześniej zarabiałem wielokrotność tego jako nastolatek "na saksach", no ale chciał człowiek próbować w Polsce i "w branży" (IT).
Wystarczało na wynajęcie pokoju w Warszawie (na szczęście nigdy nie musiałem mieszkać z obcymi i wynajmowałem z rodziną), po opłatach zostawało 2400 zł z czego 1000 nam schodził z ówczesną dziewczyną na jedzenie i "życie", 1400 można było odłożyć. Oczywiście trochę człowiek chciał pożyć więc po roku miałem koło 10 000 zł oszczędności, może na kimś to robi wrażenie, ja byłem załamany bo takie pieniądze to przywoziłem po wakacjach z UK. A tutaj 6x tyle pracy i efekt ten sam.
No ale jakoś tam się rozwijałem zawodowo i już rok później złapałem poboczny gig który za 2 dni pracy w tygodniu płacił... 6000 zł netto na b2b. W pracy wywalczyłem podwyżkę na 3500. Po 3 miesiącach pracowania 7 dni w tygodniu uwierzyłem we własne siły i zmieniłem pracę etatową z 3000 zł na UoP na 12000 netto na b2b. To był taki trochę sen bo w ciągu ~2 lat przeskoczyłem z 3k na 3,5+6 a później 12+6 i nagle mając te dwadzieścia kilka lat zarabiałem więcej niż moi rodzice razem. Szybko zorientowałem się że pracować 7 dni w tygodniu się nie da, więc zrezygnowałem z freelancu i przesiedziałem kilka lat na etacie, dobijając finalnie do mitycznych 15k. De facto zarabianie 3k czy 15k różniło się u mnie tylko tym że zamiast pokoju wynajęliśmy całe mieszkanie i zamiast 10k rocznie odkładałem koło 60-70 przy czym "tylko tyle", bo podróżowałem z dziewczyną ile wlezie, w ramach 26 dni urlopu of course. Mieszkania zdążyły podrożeć w takim tempie że w sumie odkładam na niewiele więcej metrów niż jak zarabiałem 3k :P Na szczęście udało mi się ogarnąć dwie nieruchomości po drodze, trochę fartem.
Po drodze miałem kilka fajnych epizodów gdzie startup którego byłem co-founderem zarabiał chwilę ponad $15k/mo i freelance na stawce $150/h, ale wypruwało mnie to doszczętnie :(
Z mojej perspektywy mogę powiedzieć że te kilka lat temu granica 8000 netto to były już fajne pieniądze, wyżej nie odczuwam żadnej różnicy, poza cyferkami w Excelu. Ale nie mam auta a koledzy co zarabiają mniej ode mnie mają Porsche za 700k w leasingu więc może przy takim lajfstajlu i 10k to jest bieda. Dziś pewnie z 3000 ciężko odłożyć 1400 zł, ale myślę że wciąż 1000 w Warszawie jest realny. Wiem, że IT to bardzo uprzywilejowana finansowo branża także nie ukrywam że gdybym zarabiał mniej niż 8000 netto robiąc coś innego to już dawno by mnie tu nie było.
Na zachodzie byłem w stanie odkładać 5-7 tysięcy miesięcznie będąc jeszcze nastolatkiem, ale z dobrym angielskim. Plot twist: mam dwie lewe ręce.
Moi rodzice niedawno uciekli do UK bo im wyszło że w Polsce po opłatach zostają im 2000, tam - 10 000.
Może i masz, tak jak napisałeś dwie lewe ręce, ale za to masz głowę nie od parady.
#it #15k
Zależy kto jakie ma ambicje i osobiste potrzeby. Czy jest rodzina, czy nie. Czy ma się swoje, czy wynajmuje. Ja się znam jedynie na zarobkach w branży gastronomicznej i 3500 (na początek) to jest minimum abym pracował z pasją i wychodził z restauracji zadowolony. Oczywiście kucharz / szef kuchni to praca ponad etat prawie zawsze co się wiąże z "dziwnymi godzinami pracy jednak coś za coś. Czasy się zmieniają, ludzie także dlatego Ci ktorzy postawili na doświadczenie są doceniani więc właśnie dla tej grupy 4500 + premia to kwota sprawiedliwa.
Na GOLu jak zwykle sami prezesi i it15k a później ktoś zakłada wątek o kredytach i się okazuje że większość tych samych ludzi założyło sobie pętlę na szyję na 30 lat.
15k netto na fv to niecałe 12k na rękę, z tego mieszkanie i życie minimum 3k to Ci zostaje 9k, 108k rocznie. Mało kto się w 3k zamknie bo jednak masz rodziny, urodziny, prezenty, święta, wakacje i inne niespodziewane wydatki, mi się udało maksymalnie przy 180k z faktur netto odłożyć 80k. A nieduże mieszkanie tu gdzie mieszkam to 850k. Takie żeby założyć rodzinę to są już kwoty sześciocyfrowe, a wynajęcie 80-90 metrów to od 5-6k w górę... Może ktoś powie że mi się w dupie poprzewracało, ale nie widzę rodziny 2+2 na niczym poniżej 80 metrów, moi rodzice mieli inne życia i inne prace, ja muszę mieć swoją pracownię, żona swoją i już cyk nie ma dwóch pokojów, więc de facto 80 to też żaden szał nie jest. Zresztą u nas nadal się pcha ludziom klitki a we Włoszech to jakieś 30 lat temu budowali większe balkony niż u nas całe mieszkania, co wyjadę na zachód i coś wynajmę na aribnb to szczęka na podłodze pod kątem metrażu. Nie planuję i nie mam kredytu, ale jakby się pojawiła jakaś opcja inwestycyjna i wyszłoby mi że warto to brałbym jak w dym, 15k miesięcznie to niestety nie jest żaden majątek :(
Nie chcę broń Boże mówić że jest źle jak się zarabia w Polsce 15k na fakturze, bo nie jest, natomiast nie jest to takie życie jak sobie 90% ludzi wyobraża. Oczywiście mówię na przykładzie moim i większości znajomych, bo jak się przewala 10k+ miesięcznie i nic z tego nie odkłada to już można poudawać że się jest bogatym, ale tylko poudawać ;)
Nieduże za 850k? Nieduże to 100 m2? W dużych miastach chyba nadal standardowo płaci się 8-9k za m2...
No ta, jeszcze przy rodzinie 2+2 to z trudem można zrozumieć, Pacownie, panie... I skąd to na to brać, jak tu taka bieda, tylko 100k oszczędności rocznie, normalnie praca dla idei jak w PiS
Pętla na szyi płacąc ratę na kredyt 1500-2500zł zarabiając 12 koła na rękę?
Ubaw po pachy.
Jak się komuś nie chce czekać 8-10lat żeby odłożyć na mieszkanie, tym bardziej przy choro rosnących cenach, to wiadomo że kredyt weźmie.
Ból dupy wyczuwam.
Herr Pietrus – b212 pisał o Warszawie. Mieszkanie w rozsądnej lokalizacji za 8-9k/m2 to obecnie już raczej okazja. Mediana przebiła dychę z rok temu jak nie lepiej.
Może ktoś powie że mi się w dupie poprzewracało, ale nie widzę rodziny 2+2 na niczym poniżej 80 metrów, moi rodzice mieli inne życia i inne prace, ja muszę mieć swoją pracownię, żona swoją i już cyk nie ma dwóch pokojów
Właśnie dlatego nie mógłbym żyć w mieście. Wybudowałem chałupę 230m, a już i tak jeden samochód stoi na zewnątrz, bo jak wjechałem kosiarkami, rowerami i wózkiem to bida drzwi w jednym aucie otworzyć. W środku też tymi 10-15% więcej bym nie pogardził, bo mnie przyblokowało trochę z kanapą w salonie, chciałem U a miejsca starczyło na L... No ale wiem jak to jest, apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Właśnie dlatego nie mógłbym żyć w mieście. Wybudowałem chałupę 230m, a już i tak jeden samochód stoi na zewnątrz, bo jak wjechałem kosiarkami, rowerami i wózkiem to bida drzwi w jednym aucie otworzyć. W środku też tymi 10-15% więcej bym nie pogardził, bo mnie przyblokowało trochę z kanapą w salonie, chciałem U a miejsca starczyło na L... No ale wiem jak to jest, apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Za parę lat to Ci te metry będą bokiem wychodzić. Chyba, że te wszytkie Roomby się nauczą po schodach jeździć i okna myć. Albo Ukrainkę do pracy znajdziesz ;)
I to tylko, jeśli wcześniej rachunki nie będą powodować palpitacji serca.
no i co qrko, wlasny dom pod lasem, teraz juz tylko czekac na emeryturke :(
rozwazalem taki plan, ale czuje sie za piekny i mlody zeby sie jeszcze wycinac poza miejskie zycie
Herr Pietrus, nie celuję w Złotą 44, Cosmopolitana czy Trio ale też nie widzi mi się żyć w bloku ze zsypem i 400 sąsiadami na klatce, u mnie na osiedlu ta druga opcja kosztuje circa 12k za metr, a złoty środek który mnie interesuje pewnie za kilka lat przebije 20... Milion za 80 metrów w chwili obecnej to jest okazja, plus taki że wykończone i często umeblowane, ale i tak, mindfuck.
velociraper, 1500 zł raty to chyba za 1/4 mieszkania albo kredyt na m2 w nie wiem, Ostródzie? :)
mohenjodaro, typowo po januszowemu można liczyć w drugą stronę - z vatem już po zawodach, dochodowego podobno nadal za mocno nie pilnują. Nie żebym komukolwiek takie zagrania poleciał (Ty sobie dasz radę jako prawnik), choć jeszcze niedawno nie płacenie vatu i dochodowego to była najtańsza pożyczka w Polsce ;)
QrKo, mnie od zawsze ciągnie na wieś, małżonkę z kolei do miasta, pracuję zdalnie więc w zasadzie ta Warszawa to mi koło dupy lata, no ale... Chcemy wyskoczyć na pizzę do Neapolu (już się ze mnie śmiali tu na forum że to fanaberia i nieprawda :D) to na karcie miejskiej w 40 minut jesteśmy na Okęciu, 39 zł i kilka godzin później Neapol. Zimą zimno to za jakieś grosze Izrael i się kąpiesz. Chcę zjeść coś na szybko to mam 50 knajp które mi dowiozą w 20 minut, jedna ma dobrego pad thaia, druga zupę, trzecia dupę, jak jest dobrze powietrze to sam się chętnie przejdę. Do teatru staramy się uderzać ten raz w miesiącu, żona jest bardzo aktywna w kilku instytucjach + ma swój biznes więc ciągle eventy, wyjścia, spotkania u nas, u znajomych, ona ma ograniczenia żywieniowe (nietolerancja glutenu, wege), ja swoje również i to już praktycznie dyskwalifikuje w moich oczach część dużych miast wojewódzkich a co dopiero wieś :( No i od paru lat mam taki syndrom że jak jestem poza dużym miastem to mam poczucie że życie mi ucieka przed nosem. Nawet jak nie chodzisz do tych wszystkich klubów, na koncerty, do knajp, nawet jak nie znasz ludzi, nie brylujesz na salonach - to sama świadomość że jesteś częścią tej żywej tkanki, patrzenie jak ona się zmienia, rozrasta, przeobraża sprawia że czujesz że jesteś tu gdzie masz być. Jakbym ostatnie 5 lat patrzył jak las rośnie na horyzoncie czy jezioro zamarza, odmarza, zamarza, odmarza to bym chyba jobla dostał. Każdy powrót w rodzinne strony wprawia mnie w zdumienie, bo idąc o 21, nawet w środku lata, czuję się jakbym zwiedzał Prypeć, żywej duszy nie ma... :/ Tak czy siak jeśli Wy się w tym odnajdujecie to nie widzę w tym nic złego a nawet trochę zazdroszczę :D
Za parę lat to Ci te metry będą bokiem wychodzić.
Aż tak źle to Ty mi nie życz :P Liczę po cichu na 20+ lat, a jak dzieciaki wyfruną na swoje to się go sprzeda i wybuduje małą, pasywną parterówkę. Póki co miejsca nigdy za dużo. Rachunki to raczej per lokator, a nie metraż, no chyba że mowa o ogrzewaniu, ale tutaj akurat odrobiłem lekcje przed budową i grzejemy w cenie 1/3 tego co rodzice za połowę tego metrażu w starym budownictwie. No chyba że przysłowiowo "Putin gaz zakręci" ale w dobie fotowoltaiki i pomp ciepła też nie była by to tragedia.
no i co qrko, wlasny dom pod lasem, teraz juz tylko czekac na emeryturke :(
Las oczywiście jest pod nosem, bo na granicy działki i to w zasadzie jedyna w miarę pewna rzecz z powyższego zdania.
rozwazalem taki plan, ale czuje sie za piekny i mlody zeby sie jeszcze wycinac poza miejskie zycie
Rozumiem to w pełni ale Ty pewnie mieszczuch od dziecka? Ja mam odwrotnie, całe życie zieleń i cisza wokół, nie zniósłbym życia w mieście. Gdyby nie to, że na studiach udało nam się ze znajomymi wyrwać fajne mieszkanie 70+mkw w którym szło komfortowo ubrać kurtkę nie zrzucając nic z parapetu to chyba bym tam wyzionął ducha. Urzekało mnie też to, że zakupy/jedzenie/rozrywka były w zasięgu spaceru i to kilku-kilkunasto minutowego, nie mówiąc już o wtedy dziesiątkach a dziś pewnie setkach opcji na dowóz. Tutaj wioski trochę nadrabiają w ostatnich latach ale i tak bez samochodu żyć się nie da. Narzekać głośno nie mogę, bo powiedziałem gdzieś kiedyś, że ciort z tymi wszystkimi udogodnieniami miejskimi, jak by tak tylko mieć światłowód... No i podłączyli mi rok temu, więc dotrzymując słowa nie nie mówię ale po cichu zazdroszczę że nie może teraz do mnie jechać uber eats z jakimś dobrym azjatyckim papu.
nawet w środku lata, czuję się jakbym zwiedzał Prypeć
Wszystko układa się w logiczną i spójną całość, bo mnie Prypeć zawsze fascynowała :)
"Aż tak źle to Ty mi nie życz :P Liczę po cichu na 20+ lat, a jak dzieciaki wyfruną na swoje to się go sprzeda i wybuduje małą, pasywną parterówkę."
Trudno jest obecnie sprzedać dom.
Sprzedaż domu za 20 lat będzie możliwa chyba tylko wyłącznie za cenę znacznie poniżej ceny rynkowej.
2dogs - I tak i nie, jak ktos ma dom gdzies w polu,3 godziny od wiekszego miasta z kiepskim dojazdem, to moze nawet i nie byc w stanie sprzedac za 1/4 ceny bo nie bedzie chetnych na zycie pustelinicze. Z drugiej strony, jak ktos mial farta i pobudowal sie gdzies pomiedzy taka Warszawa a Grodziskiem, to sprzeda za zdecydowanie wiecej niz koszt budowy a i na kupcow za bardzo czekal nie bedzie.
"2dogs - I tak i nie, jak ktos ma dom gdzies w polu,3 godziny od wiekszego miasta z kiepskim dojazdem, to moze nawet i nie byc w stanie sprzedac za 1/4 ceny bo nie bedzie chetnych na zycie pustelinicze. Z drugiej strony, jak ktos mial farta i pobudowal sie gdzies pomiedzy taka Warszawa a Grodziskiem, to sprzeda za zdecydowanie wiecej niz koszt budowy a i na kupcow za bardzo czekal nie bedzie."
Moi znajomi usiłują chałupy pod Warszawą sprzedać od kilku ładnych lat. Nie ma szans jeżeli nie obniżysz znacznie ceny. Nie wiem jaki jest powód. Przypuszczam, że jak ktoś decyduje się na swój dom chce mieć wszystko tak jak sobie wymarzył.
A teraz wyobraź sobie jak ten rynek będzie wyglądał za 20 lat przy obecnych trendach demograficznych.
Nie wspominając już o kosztach utrzymania i znacznej liczbie ludności w wieku poprodukcyjnym dysponującej dużo niższymi dochodami.
Nawet jak nie chodzisz do tych wszystkich klubów, na koncerty, do knajp, nawet jak nie znasz ludzi, nie brylujesz na salonach - to sama świadomość że jesteś częścią tej żywej tkanki, patrzenie jak ona się zmienia, rozrasta, przeobraża sprawia że czujesz że jesteś tu gdzie masz być.
Pieknie podsumowane w pigulce. Plus to, ze nawet jesli nie korzystasz zbyt czesto, to milo miec swiadomosc, ze jak juz Ci sie zachce, to jest taka mozliwosc w zasiegu reki :)
No i mieszkajac w obrebie miasta przyzwyczailem sie od dziecka do delikatnego miejskiego szumu gdzies w oddali. Jak go nie slysze, to calosc staje sie dla mnie nienaturalna, dlatego nie moglbym sie wyprowadzic na wies :P
Od zawsze mieszkalem na dobrze skomunikowanych obrzezach miasta, po wyprowadzce uderzylem w ten sam model ;) Centrum to by bylo chyba dla mnie za wiele :D
Warszawa wydaje się metropolią jak się przyjedzie z mniejszej miejscowości. Jak się pojedzie za granicę, zobaczy Londyn, Barcelonę czy żeby daleko nie szukać Pragę to nagle wychodzi, że Warszawa jest jednak europejską prowincją. Inna rzecz, że można też pojechać np. do Woroneża albo Skopje i od razu się humor warszawiakowi poprawi.
W celu poprawy humoru zapraszam do Łodzi. Humor momentalnie poprawia się po opuszczeniu tego zadupia.
lodz nie jest taka zla, laski znacznie latwiej wyrwac bo nie maja takiej maniery jak te ze stolicy ;)
Prage? Czy ja wiem? Owszem, wspaniala zabytkowa czesc ze Starym miastem, reszta w znakomitej wiekszosci przypomina Warszawe, czyli zaraz za Starym miastem wysokie kamienice w typie Srodmiescia, a dalej osiedla z domkami i blokowiskami w rodzaju warszawskich obrzezy.
W Warszawie czuje sie zdecydowanie bardziej "nowoczesnie" i "metropolitalnie", no ale to niejako wymuszone faktem, ze Warszawa nie ma szans zaoferowac tego, co ma Praga, idzie wiec w troche innym kierunku.
Byłeś w Łodzi Dracula w ostatnich 3 laty
Od czasow ukonczenia politechniki, przynajmniej raz w roku bywam w Lodzi. Tylko nie wiem jaki o ma zwiazek z tam co napisalem wczesniej ;)
Rozumiem, ze Warszawa dla niektorych to nadal prowincja, ale na pewno dla wielu jest juz prawdziwa metropolia.
„ Deutsche Bank stworzył ranking 56 najlepszych miast. Co może być zaskoczeniem, Warszawa uplasowała się wyżej niż Nowy Jork, Londyn, Tokio czy Rzym.”
https://www.f7city.pl/warszawa-wyzej-w-rankingu-niz-nowy-jork-londyn-i-paryz/
gladius czy ja wiem... Może pierwsze wrażenie takie jest i trochę tu działa "dobrze wszędzie tam gdzie nas nie ma", ale miałem okazję pomieszkać w paru większych miastach na zachodzie i Warszawy na pewno nie nazwałbym prowincją :) Zresztą ciężko tutaj o jakiś konkretny przepis na to co jest prowincją a co nie jest, bo ja znam firmy co sobie dobrze radzą w Warszawie i otwierają kolejne oddziały w Barcelonie, bo siła robocza jest tam tańsza, żeby daleko nie szukać - DocPlanner/ZnanyLekarz płaci w Warszawie znacznie lepiej programistom niż w Barcelonie. Jak się porówna ceny nieruchomości i weźmie pod uwagę koszt życia to się zaczyna dopiero robić śmiesznie...
Łódź nie jest taka zła, okolice Piotrkowskiej mają swój klimat. Byle nie za daleko, bo jak się trafi na Wschodnią czy Wólczańską to już tak fajnie nie jest.
Mówiąc o prowincjonalności Warszawy raczej chodziło mi o to, że ona w porównaniu do wielu stolic jest trochę jak koncert disco polo porównany do koncerty gwiazdy rocka. Niby i tu i tu gra muzyka, ludzie przychodzą ale jednak Martyniuk. Przykładowo chodzi mi o luksusowe sklepy, restauracje itp. W Warszawie też są ale np. jeden a w takim Mediolanie, który nawet nie jest stolicą, całe ulice. Podobnie jeśli chodzi o wielkie wydarzenia kulturalne to w Warszawie tego nie ma - Opery na miarę La Scali, sali koncertowej na miarę Carnegie Hall, nie odbywają się w Warszawie mecze typu finał Ligi Mistrzów, walki bokserskie o liczące się tytuły, ważne festiwale. Nie znam cyklicznego wydarzenia typowo warszawskiego, które byłoby znane na świecie.
Życie jest potwornie drogie, takiej inflacji nie było od lat 90-tych.
8 tysięcy złotych ledwie wystarcza na utrzymanie 6 osobowej rodziny, i to bez jakichś luksusów... Rachunki za wodę i prąd kosmiczne, bardzo droga żywność (przeciętnie 30% droższa niż w Niemczech) i do tego spore koszta utrzymania dużego domu jednorodzinnego.
Jest mega ciężko i podziwiam tych, którzy potrafią utrzymać się za 3 tysiące złotych, dla mnie to nierealne.
8 tysięcy złotych ledwie wystarcza na utrzymanie 6 osobowej rodziny
bardzo droga żywność (przeciętnie 30% droższa niż w Niemczech)
spore koszta utrzymania dużego domu jednorodzinnego
kiera2003 może powinieneś dorabiać opowiadając takie rzeczy w cyrku?
8k netto? Na 6 osób to zakładam że rodzice kręcą 6k a na dzieci dostają 2k z 500+? Kogo kto zarabia 3k stać na duży dom? Od kiedy duże domy są tanie? I co trzeba jeść żeby żywność w Polsce była droższa niż w Niemczech? Nie ogarniam co tu się właśnie stało.
w UK, przy 66 milionach ludzi jest 19tys zarabiajacych powyzej miliona, w Polsce przy 38 jest 32 takich co zarabiaja conajmniej milion.
Ladnie to pokazuje poziom rozwarstwienia spolecznego.
moir - jest o wiele więcej takich osób, sporo osób nie deklaruje sporej części dochodów poza tym też sporo osób optymalizuje swoje dochody. Myślę że realnie te zestawienie można pomnożyć x2 i może będzie to w miarę realne. Wystarczy zobaczyć ile jest prywatnych firm w Polsce z MŚP nie mówiąc już o naprawdę dużych gdzie właściciele zarabiają miesięcznie w milionach a nie w tysiącach.
Co do tematu : przejrzałem pobieżnie nie zgodzę się z Soulcatcherem w kwestii ile pracownik powinien zarabiać dla pracodawcy. Uważam że jak zarobi 2x (nie każdy przecież zarabia : administracja, księgowość, ochrona itc. to są pasywa, w firmie najczęściej jest 10% osób które nie przynoszą żadnego dochodu tylko generują koszt) to jest już dobrze, wszystko powyżej to super dobrze (oczywiście zależy od branży / ale w usługach to ten przelicznik jest wręcz idealny).
Co do zarobków to wszystko kwestia ile kto ma pasywów jak dużo to nawet 100K miesięcznie może być niewielką sumą, a jak ma niewiele albo ma to co na sobie to 100 PLN na jedzenie dziennie wystarczy + jakieś utrzymanie / myślę że minimalna socjalna w PL powinna być na ten moment 7000 PLN brutto / dla pracodawcy koszt to 8400 dla pracownika to 5000 na rękę.
I tak wszystko idzie w dobrym kierunku bo w tym roku minimalna 2600, a za dwa lata ma być 4000 PLN. Może do 2025 będzie to z 5000-6000, oby. Oczywiste jest że największym kosztem pracodawcy jest zazwyczaj koszt pracowniczy ale jak się zestawi zarobki vs wypłaty to wychodzi najczęściej obraz taki że pracownik zarabia jak najmniej się da (zgodził się), a pracodawca w tym samym okresie śrubuje statystyki. Rozwarstwienie społeczne część dalsza, brak praktycznie widocznej klasy średniej w Polsce.
Nie zgodzę się też że tylko inżynierowie są godni zarabiania wysokich stawek, bo to nieprawda. Wiele usług prostych szczególnie dzisiaj przynosi całkiem sensowne zarobki. Kiedyś pisałem o ogrodnikach u mnie : w sezonie (sezon to kwiecień - październik) po parę dni kilku młodych chłopaków i dziewczyn przyjeżdżają rano ok. 5-6 rano do 10 załatwiają wszystko aby nie niepokoić domowników. Pracują u mnie 3 dni w tygodniu ale mają zlecenia non stop. Dniówka pracy to najczęściej 300-400 PLN na osobę na rękę, bo codziennie są w min. trzech miejscach może czterech. Więc będąc ogrodnikami w domyśle wykonują prostą pracę. Zimą robią inne rzeczy.
Dobrym przykładem są też różnego rodzaju kluby dla dzieci : np. ćwiczenia, dwie osoby po AWFIe założyły (mąż z żoną) ćwiczenia dla dzieciaków w wieku 2 do 10 lat i mają obłożenie codziennie + niedziele / wszystko było w wynajętym budynku dzisiaj mają już własny profesjonalnie przygotowane miejsce organizują różne eventy itd.
Mojej żony koleżanki ze studiów prowadziły zajęcia przygotowawcze z rysunku / malarstwo / rzeźna itc. raz w tygodniu najczęściej w niedziele po 100 PLN za osobę przychodzi z 30-40 osób na parę godzin (w jeden dzień zarabia 3000-4000 brutto).
itd. itd. wystarczy chcieć to można znaleźć milion sposobów na zarabianie na własnym lub dorabianie jak ktoś potrzebuje nawet proste zajęcia. Pomijam już różnego typu prace specjalistyczne które są wyceniane wielokrotność tego.
Pewnie nawet teraz jakby ktoś chciał znalazłby z 10 miejsc w necie gdzie może zarobić na różny sposób pisząc nawet newsy z błędami copy/paste do portali :)
myślę że minimalna socjalna w PL powinna być na ten moment 7000 PLN brutto / dla pracodawcy koszt to 8400 dla pracownika to 5000 na rękę.
I tak wszystko idzie w dobrym kierunku bo w tym roku minimalna 2600, a za dwa lata ma być 4000 PLN. Może do 2025 będzie to z 5000-6000, oby.
No proszę. Jak rozumiem u Ciebie w firmie nikt poniżej tych 5000zł na rękę nie zarabia.
I tak wszystko idzie w dobrym kierunku bo w tym roku minimalna 2600, a za dwa lata ma być 4000 PLN.
Ceny pewnie tez ladnie skocza, ale co tam, 4 tysia na papierze ladnie bedzie wygladac.
I tak wszystko idzie w dobrym kierunku bo w tym roku minimalna 2600, a za dwa lata ma być 4000 PLN. Może do 2025 będzie to z 5000-6000, oby. Oczywiste jest że największym kosztem pracodawcy jest zazwyczaj koszt pracowniczy ale jak się zestawi zarobki vs wypłaty to wychodzi najczęściej obraz taki że pracownik zarabia jak najmniej się da (zgodził się), a pracodawca w tym samym okresie śrubuje statystyki. Rozwarstwienie społeczne część dalsza, brak praktycznie widocznej klasy średniej w Polsce.
Mogą i arbitralnie powiększyć do minimalnej 10000zł/miesięcznie, ale co to da?
Jak mój ojciec będzie musiał zapłacić pomocy kuchennej 7 kafli co miesiąc (robota absolutnie debiloodporna i wymagająca zero chęci i umiejętności, z całym szacunkiem) to są 2 wyjścia:
a) pójdzie z torbami, bo po 2 latach zabraknie mu środków na życie,
b) kilogram pierogów zdrożeje do okolic stu złotych,
"Małe" biznesy dostaną po dupie, ludzie którzy zarabiają więcej niż minimalna krajowa dostaną po dupie (bo wszystko odpowiednio zdrożeje).
Przeciez to nie jest po to zeby kupili eiecej rzeczy, tylko zeby mieli wiecej pieniedzy :)
A ze jeden z drugim glupi jak but, to powie kazik teraz to zarabiam jak prezes pinc tysiecy. To kazik ile placisz za chleb. A no 12zl. Czyli kupisz tyle samo co wszesniej. Ale wiecej zarabiom!
Jak zaczna placic za ziemniaczki 10zl to i tak sie nie ockna.
Kyahn - zależy w której bo firm jest kilka i myślę że niewiele osób ma poniżej. Ci co maja to sa już na emeryturze i maja dodatkowy etat głównie jest to wlasnie administracja obsluga portierni ochrona itd. Niektorzy na emeryture przeszli w okolicy 40-45 lat mundorowka. Poza administracja jest tylko księgowość ktora zarabia b. dobrze a pozostali pracownicy zarabiaja tez dobrze bo to specjalisci w swoim zawodzie.
Paydyn - to nieprawda. Ocen ostatnie 5 lat gdzie minimalna skoczyla o 1000 pln i doszło 500+. Ile podrożały waluty ? Tu masz realna odpowiedź czy to tylko zapis na papierze czy realnie Polacy zarabiają wiecej.
Amadeusz - rynek się dostosuje. Ojciec bedzie mial dwa wyjścia podzielić się zarobkami albo lepić pierogi samemu. Biznes to nie tylko stanie z batem nad niewolnikami. Każdy człowiek ma prawo godnie żyć jakoś zagranicą się da a w Polsce nadal pensja minimalna to wegetacja. Można dużo zlego zrzucić dla pisu ale odtatnie 5 lat to najlepsze czasy dla rodzin w Polsce.
No właśnie - rynek się dostosuje. W jaki sposób? Wszystko stopniowo zdrożeje w adekwatnym stopniu.
Tylko że ja tu widzę sprzężenie zwrotne, co z tego że ktoś na minimalnej krajowej dostanie 20% więcej, skoro na życie codzienne będzie przeznaczał o 20% więcej?
No chyba że masz jakiś pomysł jak to zrobić żeby każdy dostawał minimalnie 4000zł miesięcznie a zarazem koszt życia nie zmienił się w żadnym stopniu - takim pomysłom kibicuję, bo przecież rodakom życzę jak najlepiej, i jak sam wcześniej wspominałem w tym wątku, współczuję biednym rodzinom. Tyle że tak to chyba nie zadziała.
Pensja minimalna może być w tym wypadku sposobem.. Ale tylko wtedy, gdy w pewnym momencie pracodawca będzie musiał zwolnić część pracowników i zainwestować w jakąś technologię, zoptymalizować procesy. Stawianie na tanią siłę roboczą nie jest dobrym wyjściem, w Polsce zarabia się mało przez niską wydajność pracy. Niska wydajność pracy jest efektem tego, że pensja minimalna jest niewielka.
Also wpuszczać zagraniczne korporacje, by te polskie się od nich niektórych rozwiązań.
Rozbudowywać infrastrukturę, niektóre programy unijne też dużo pomogły swego czasu.
Ostatni etap to stworzenie warunków do rozwoju innowacyjnych przedsiębiorstw będących czymś innym niż zagraniczne montownie. najtrudniejszy, bo Polacy nie posiadają kapitału a uczelnie techniczne są na dole rankingów.
Generalnie to większość z tych rzeczy jest realizowana od lat 90tych, pamiętam jak się tu żyło kiedy byłem dzieckiem.
barnej7 -> Polsce zarabia się mało przez niską wydajność pracy
Wiekszosc malych firm w polsce wcale nie rozni sie wiele od zachodnich odpowiednikow, jesli chodzi o park maszyn. Roznica zwieksza sie przy srednich i duzych firmach gdzie zdecydowanie maja nowsze maszyny. Dodam do tego ze polacy z fachem w rekach sa cenni dla zagranicznych pracodawcow, czy to operatorzy maszyn, czy inne zawody. Cenni sa wlasnie z powodu wysokiej jakosci i wydajnosci swojej pracy.
W polsce malo sie zarabia, bo czesciowo dalej jestesmy w polskiej wersji kapitalizmu niewolniczego z czasow kiedy bezrobocie bylo wysokie. Kiedy to w pracownikach mozna bylo przebierac, placac im grosze i straszac ze jak sie nie podoba to won, bo za brama juz kolejka czeka na twoje miejsce.
Oczywiście nie jest to wina pracowników.
Jak znajdzie się firma, która pod względem technologicznym nie jest zacofana to może wykorzystywać sytuację na rynku pracy i oszczędzać na pracownikach.
Cenni sa wlasnie z powodu wysokiej jakosci i wydajnosci swojej pracy.
Kilgur--> Zawsze miałem wrażenie, że wydajność pracy zależy raczej do tego co produkujemy niż ile, bo liczy się od wartości tego co wyprodukowaliśmy. Stąd niemieckie fabryki produkujące "drogie" rzeczy (najczęściej zaawansowane technologicznie) będące na końcu procesu produkcyjnego będą wydajniejsze od Wincenta Pstrowskiego w kopalni (czyli produkcja surowców, pół produktów, rolnictwo).
Udział płac w PKB w Polsce pomimo wieloletniego wzrostu PKB.
https://m.interia.pl/biznes/news,2611284
Można dużo zlego zrzucić dla pisu ale odtatnie 5 lat to najlepsze czasy dla rodzin w Polsce.
nic dodać, nic ująć
Jako osoba, która będzie zakładać rodzinę, to chyba wolałbym to robić 5 lat temu, kiedy ceny mieszkań były znacznie niższe, a może by się udało nawet na MdM załapać...
nie w socjalizm tylko w pewna sprawiedliwość społeczna / w Polsce przyjęło się cieszyć z czyjegoś nieszczęścia pod tym względem to jest to jeden z najbardziej G krajów na świecie - tylko nie wiadomo z czym przyszła i kiedy ta zawiść. Ludzie powinni mieć godną pensje i warunki aby przeżyć miesiąc bez ekscesów ale też nie odliczając jak za czasów wojny okruszków (pieniędzy) czy im starczy do pierwszego następnego miesiąca. PiS właściwie 500+ rozwiązał ten problem w dużej mierze.
Ludzie powinni mieć godną pensję pod warunkiem, że idą do pracy i zapierdala*ą.
Nie po to idę do pracy, żeby państwo zabierało część mojego dochodu i dawało komuś kto nie pracuje. Jest to zwykłe usankcjonowane złodziejstwo, zwane w socjalizmie redystrybucją. Możne też to nazywać tak ładnie, eufemistycznie sprawiedliwością społeczną. Nie wspominając o tym, że cały czas rosną ceny wszystkiego więc 500+ traci na wartości, więc w ramach tej pseudo-sprawiedliwości 500+ też powinno rosnąć :D. Bo coraz mniej za 'pincet' można kupić - jest to więc niesprawiedliwe :D.
Cichy dobrze kombinuje i propagandzie nie wierzy. Jak mogą być dobre czasy dla rodzin jak rodzin nie stać już na mieszkanie. Żywność poszybowala I inflacja spowodowala że 500 dla rodzin straciło wartość.
tylko te 500+ nie bierze się z powietrza...rozdali co mieli i teraz próbują łatać tę dziurę poprzez niekończące się podwyżki na ZUS i inne obowiązkowe daniny...
Ale przejdź to oczywiste że dali więc muszą zabrać 500 plus obsługa i odsetki. Nic za darmo. Ale przetłumacz to Zdzisławom i innym spod dudki którzy dlatego głosują nawet mimo że min 500 jest powodem wzrostu akcyzy benzyny czy zwyklej żywności nie dociera.
Jak to ładnie pensje u nas rosną przekonałem się na własnej skórze. W 2008 gdy zaczynałem zarabiałem 2,55 krotność pensji minimalnej. Teraz to już tylko 1,70. Fajnie że minimalna rośnie tylko najbardziej poszkodowany są na tym osoby takie jak ja. Nie zarabiamy groszy, ale jest to poniżej krajowej, jakieś podwyżki dostajemy, ale minimalna rośnie dużo szybciej. Jeszcze kilka lat i będziemy zarabiać pensję minimalną, albo tylko trochę ponad.
widocznie twój pracodawca uważa że twoja praca nie jest więcej warta, a na poważnie właśnie to dokładnie obrazuje mentalność polskiego biznesu jak muszą to się dostosują a jak nie muszą to będą męczyć tego konia jak te wycieczkowce w górach (pomijam już debili którzy tam z dziećmi wsiadają zadowoleni). Niedługo właśnie pewnie tak będzie bo większość pracowników to przysłowiowe c... które wstydzą się pójść po podwyżkę. Jeśli twoja praca jest wartościowa to podwyżka należy się rok w rok przynajmniej 5% towa.
Pytam zupełnie serio
"Pojazd wyprodukowany w 2012 roku z pewnością nie jest poza zasięgiem każdego Polaka, który naprawdę potrzebuje się poruszać - mówi Piłat."
Ja chyba nie potrzbuje 'naprawde' się poruszac. Zostane jeszcze dłuuugie lata przy TDI 2003 euro3 i benzynce 2002
Niestety w Polsce wygląda to bardzo blado, jeśli chodzi o wynagrodzenia. 3000 zł? To już naprawdę nie jest najgorzej (na nasze realia), ja sam chciałbym tyle zarabiać, naprawdę, a zarabiam wyraźnie mniej. Mieszkam sam, ale w wielu kwestiach nadal pomagają mi rodzice. Bez ich pomocy nie miałbym najmniejszych szans utrzymać się za tak śmieciową pensję. Rachunki (woda, prąd, ogrzewanie, internet, ubezpieczenie auta, kredyt, raty, telefon) + oczywiście wydatki na codzienne życie, czyli jedzenie, picie, tankowanie samochodu czy jakieś rozrywki typu wyjście do kina, piwo z kumplami czy wino i pizza z dziewczyną. Już nie wspomnę o podróżach. A dołóżmy do tego wydatki nieprzewidziane, typu naprawa auta gdy coś się nagle zepsuje, lekarz prywatnie, leki itd itp. I utrzymaj się samemu za mniej niż 3000 zł, albo za mniej niż 2000 zł. A dołóż dziecko do tego.
Bez pomocy i wsparcia rodziców nie miałbym szans na cokolwiek, więc mnie się poszczęściło, że jakoś łączę koniec z końcem i daję radę za tak niskie wynagrodzenie. Wiem jednak, że wiele osób wegetuje i żyje z miesiąca na miesiąc, bo pod koniec miesiąca konto jest puste i tylko wypłata ratuje życie, by zaraz znowu pozbyć się jej na comiesięczne wydatki.
Najgorsze jest to, że człowiek ma często wykształcenie, pracuje uczciwie, a ma całe gówno.
U nas w firmie (budżetówka) jest zgroza pod względem wynagrodzeń. Teraz wezmą kogoś z ulicy, kogokolwiek, i na start ma niewiele mniej od kierownika pracującego tutaj od 15 lat. Sprzątaczki tutaj zarabiają minimalnie mniej lub tyle samo, co pracownicy umysłowi i merytoryczni z wyższym, którzy ponoszą wielką odpowiedzialność i pracują z roszczeniowymi petentami. Niewspółmierne stanowiska, obowiązki i odpowiedzialność, a poziom zarobków bardzo zbliżony. To jest zgroza, ale związki zawodowe nic nie robią. Można powiedzieć, że co cię tam trzyma. No trzyma umowa o pracę na czas nieokreślony. Wysyłam CV do innych pracodawców regularnie, ale przecież to nie takie hop siup, nie każdy się odezwie, trzeba czekać. Póki jest pewna praca i pewna wypłata, to jaka by ona nie była trzeba siedzieć tutaj, póki nie będzie się miało nic pewnego, przecież się nie zwolnię bez pewności, że zaraz będę miał inną robotę. Póki co to jest jawne plucie w twarz pracownikowi, który zapiernicza na firmę, a ma z tego ochłapy. A tego betonu wyżej (aż do ministerstwa) nie da się rozbić.
W tym roku planuję z partnerką zamieszkać wspólnie i połączyć co nieco finanse, więc mnóstwo rzeczy po prostu się rozłoży, będę mógł nieco odetchnąć i też odrobinę odciążyć rodziców pewnie. No i może znajdę inną pracę, lepiej płatną.
Ile masz lat, jakie wykształcenie i co realnie potrafisz co mogłoby zainteresować pracodawcę? Bo skoro wysyłasz te CV i nikt się nie odzywa to może tu jest szkopuł.
I zdecyduj się, bo raz piszesz o firmie, a raz o budżetówce. Budżetówka nic dla nikogo nie zarabia, zatem pensje zawsze będą niskie, jedyną szansą na ich podwyższenie jest ogólne bogacenie się społeczeństwa oraz redukcja zatrudnienia, tak by dla tych, którzy zostali, było więcej $ do podziału (ale i więcej obowiązków i odpowiedzialności).
nas w firmie (budżetówka)
Gdzie konkretnie z ciekawości?
W budżetówce da się zarabiać godne pieniądze ale trzeba swoje odsiedzieć, zrobić sobie egzamin na mianowanego urzędnika (plus 800-900 zł netto do pensji).
W tej chwili w budżetówce mam niecałe 2800, jak dobrze pójdzie, zrobię egzamin i popracuje jeszcze 2 lata żeby mi nabiło dodatek stażowy to już będzie ok 4000 zł (zakładając że zdam ten egzamin co nie jest takie proste i oczywiste). Dodać do tego 13tke, premie kwartalne (które są różne) i da się żyć ale swoje trzeba przecierpiec.
Zdaje sobie sprawę z tego, że w Warszawie na magazynie dostaje się 4k na start.
U nas w firmie (budżetówka)
I to jest szkopuł. Budżetówka zawsze miała mizerię z zarobkami. Moja żona pracuje w PUP i ma minimalną krajową + ew. premie, ja w spółce państwowej ale przejętej przez prywaciarza mam już 2900 na rękę. Ok, bez szału, ale razem dajemy spokojnie radę. Teraz nie rozpatruje zmiany pracy jeśli na starcie nie usłyszę 3000 na rękę. No ale budżetówka nigdy mi takich pieniędzy niestety nie zaoferuje.
To zależy, patrz wyżej.
Dostajesz od prywaciarza premie kwartalne i 13stke? Ja miesięcznie na rękę mam te 2800 ale doliczając premie, 13tke, grusze, dodatki świąteczne to realnie rocznego dochodu mam ok 40000 PLN na rękę.
W tamtym roku dostałem 300 zł podwyżki. W tym od stycznia zwiększoną jest kwota bazowa plus ma być następne 200 zł podwyżki.
średnie zarobki
sekretarz miasta zarobki roczne od 170-300K
skarbnik miasta zarobki roczne od 200-400K
prezesi spółek miejskich zarobki roczne od 150-300K
dyrektorzy / naczelnicy zarobki roczne od 90-140K
kierownicy referatów zarobki roczne od 70-110K
mięso armatnie zarobki roczne od 40-70K
Czy to są aż tak nędzne zarobki szczególnie że nie mają zakazu prowadzenia własnej działalności najczęściej doradczej ? Szczerze mówiąc to raczej budżetówka nie ma co narzekać (nieroby) na tle pracy u prywatnego właściciela który może i płaci więcej ale na pewno nie pozwala tak siedzieć nic nie robić, wychodzić w godzinach pracy, itc. Dzwonisz do urzędu nowy rok bo chcesz opłacić podatki od nieruchomości (wiele miejsc w Polsce) słyszysz a masz 10 stycznia + chcesz zapłacić z góry za wszystko. Panie dopiero co były święta, luty taki krótki, w marcu proszę zadzwonić :)
Dobra nie ważne
że nie mają zakazu prowadzenia własnej działalności najczęściej doradczej
Nie wiem jak jest w urzędach miasta ale w skarbówce pracownik nie ma prawa mieć własnej działalności
Alex, sekretarzy mają też miasta mniejsze niż Warszawa, Poznań i Katowice.
Mięso armatnie 40K. No, jak brutto, to tak... Edit: chociaż nie, dobra zmiana faktycznie na swoich nie żałuje, znajomy w Urzędzie Wojewódzkim zarabia niezłą kasę. Ale w samorządzie? Panie, daj pan spokój... :D
Akurat ten temat znam dobrze, bo pewna część znajomych złapała tego "pana Boga" za nogi...
Żeby zarobki były wyższe, musi w pierwszej kolejności zmienić się ustrój gospodarczy.
Nikt nie zwraca uwagi na to, jakie koszty ponosi pracodawca i czemu praca w Polsce jest niewydajna. Spójrzcie sobie na statystyki, Polska to najbardziej niesprzyjające państwo do prowadzenia działalności gospodarczej w UE. Mamy najwyższe podatki w Europie i szalenie restrykcyjne oraz niejasne w interpretacji przepisy prawne, co odstrasza zagranicznych inwestorów.
Co najgorsze, jedziemy na oparach i już za kilka lat nie będziemy w ogóle w stanie gospodarczo konkurować z zachodem. Polski przemysl jest już przestarzały, coś takiego jak automatyzacja procesu produkcji w ogóle nie istnieje i wszystko opiera się niewydajnej, czasochłonnej i bardzo kosztownej pracy fizycznej. To przepaść nawet w porównaniu z czeskimi czy słowackimi przedsiębiorstwami.
Do tego zaliczyć trzeba największy na świecie przerost organów administracji publicznej, nigdzie nie ma tak olbrzymiej biurokracji, jesteśmy światowym ewenementem w tej dziedzinie.
Nasz kraj to koronny przykład, jak spierdolić i przejeść najlepsze lata prosperity. Krótkozwroczność i głupota polskich rządzacych jest zatrważająca, ale to pokłosie kilkudziesięciu lat życia pod sowieckim butem.
Podatki generalnie są złe, mogłyby być lepsze, ale faktycznie gorsze jest to o czym piszesz w kontekście skomplikowania prawa podatkowe, chaosu interpretacji i właściwie każdorazowego rozstrzygania spraw, że jeśli niejasne przepisy można odczytać na korzyść przedsiębiorcy, to i tak interpretacja będzie na korzyść izby skarbowej.
Ja oceniam przeciętnie, zależnie od branży są albo denne albo bardzo dobre, ja zarabiam +-3K w Waw, co jest moim zdaniem ledwie wystarczące na życie od 1 do 1 skoro sumarycznych opłat miesięcznych mam 1450. Najgorzej, że inwestując realne pieniądze w doszkalanie się i idąc na rozmowę nie mogę przebić się przez próg 3500+ netto bo patrząc na raporty z pracuj.pl zawsze znajdą się jelenie chętni brać 3000-4000 brutto za to samo za co ja chcę brać 5000, więc nawet jak rozmowa pójdzie ok to potem i tak wezmą tańszego, to jest takie dobijające, że zastanawiam się nad wyjazdem z kraju.