Recenzja płyty Korn - The Nothing. Znowu to samo, ale to przecież nic złego
Nowy Korn, nowy Slipknot - jest dobrze!!!
The Nothing powstawał w trudnym okresie - w roku 2018, po 4 latach od rozwodu i po wielu narkotykowych problemach, roku zmarła żona Davisa.
Usuń to "roku" przed zmarła.
Mój komentarz jest zupełnie zbędny, ale skoro już zacząłem pisać...
Przesłuchałem ten album co prawda tylko jeden raz, ale mogę powiedzieć jedno - to (już) nie jest muzyka dla mnie. Czasy dwóch pierwszych płyt minęły bezpowrotnie, a ja nie stałem się młodszy. Cieszę się, że na przestrzeni lat odchodziłem od nu-metalu coraz bardziej. W każdym razie drażni mnie zawodząco-histeryczna maniera Davisa, natomiast sama muzyka broni się w stopniu umiarkowanym. Nie jest to na pewno najsłabsza płyta Korna, ale na "The Nothing" jest sporo numerów, które - no właśnie - niczego we mnie nie poruszają. To być może nie jest wina Korna, a moich gustów, które jak już wspomniałem zmieniły się w stopniu dość znacznym.
Dla świętego spokoju przesłucham ten krążek jeszcze raz, ale na fajerwerki nie liczę.
[EDIT]: Właśnie słucham "The Serenity of Suffering" i wrażenia mam podobne jak w przypadku "The Nothing". To są dobrze napisane piosenki, to ja wyrosłem z nich dawno temu.
Jak się z czegoś wyrasta, to nawet najlepiej zrobione coś ma wielki problem, by przemówić do odbiorcy. Ja z Korna na pewno trochę wyrosłem, ale z nu-metalu jako takiego ciągle nie - to moje "guilty pleasure" :). Nowa płyta jedzie na sprawdzonych patentach, które udawały się świetnie przez pierwsze 5-6 lat, potem siadło, a w 2016 wróciło. Pewnie to nie potrwa długo, a po kilku tygodniach The Nothing wyleci z regularnego odsłuchu, ale na razie jest na tyle solidne, bym się cieszył.
Do pewnego stopnia to rozumiem. Przy odpowiednim spojrzeniu na ich najnowsze dokonania pewnie trudno się sprzeczać z tym, że jakościowo daje to wszystko radę.
No ale tak jak napisałeś, Korn musiałby nagrać płytę fusion-jazz-metalową, albo schizo-funkową (w stylu "Porno Creep"), żeby mnie to ruszyło. A tak? Są momenty które mi się podobają do pewnego stopnia ("Cold"), ale więcej jest takich, które mnie irytują (jak "Baby" z poprzedniej płyty).
Zabawne, że podobne odczucia miałem po przesłuchaniu ostatniej płyty Tool, natomiast Korn broni się znakomicie.
jest to najlepszy KoRn jaki może być obecnie ;) wiadomo, że ich lata świetności minęły dawno temu ale czapki z głów, że dalej mają w sobie pasję. Dla mnie płyta dobra. Szkoda, że nie poszli głębiej w kierunku "Cold", może bardziej metalcore. To byłoby ciekawe doświadczenie :) faktem jest, że ostatnie trzy płyty stanowią swego rodzaju tryptyk. Z tcyh trzech płyt można by zrobić jedną bardzo dobrą. Dwie pierwsze płyty są juz nie do powtórzenia i dobrze. Czy mogą jeszcze odkryć coś nowego w swojej muzyce? Nie sądzę. Mimo, że jestem prawie fanatykiem tego zespołu :) cieszę się z tego co jest. Sprawia mi to przyjemność. Od nowości mam inne nowe, świeże kapele :) KoRn jest jak stare dobre małżeństwo, może nie daje już tyle seksu i orgazmów ale jest to miłość po grób :)
Po Black Labyrinth trochę szkoda, że Davis nie przekonał kolegów do większych eksperymentów. Nowy Korn to album dokładnie taki jakiego oczekiwałem i jakiego chciałem i z tego powodu trochę szkoda, bo nie zaskoczył mnie tak mocno jak solowy album lidera.
nowa nirvana