Recenzja płyty Slipknot - We Are Not Your Kind
Bardzo dobre utwory, taki klasyczny Slipknot tylko bardziej dojrzały,króluje tutaj przede wszystkim doskonałe brzmienie. Natomiast jest jedna rzecz która jest dla mnie niezrozumiała - gdzie podział się utwór "All Out Life" jeden z najfajniejszych songów ostatnich lat tej kapeli?
Ktoś, kto mnie dobrze zna, wie, że delikatnie mówiąc nie przepadam za nu-metalem. Zresztą powtarzam to do znudzenia, więc zaskoczenia pewnie nie ma. Do przesłuchania nowego Slipknota podszedłem jednak uczciwie, bez jakiegoś specjalnego zadęcia w rodzaju: "to teraz im dosram!".
Mimo wszystko jestem pozytywnie zaskoczony wrażeniem jakie zrobił na mnie nowy ich nowy album. Po 20 latach istnienia wiele kapel sobie odpuszcza i zajmuje się odcinaniem kuponów od słusznie minionej sławy. Tymczasem Slipknot nie poszedł na skróty. Ci goście zdobyli się na eksperymentowanie, słychać że swoje w studio przesiedzieli i że poleciał przy tym nie jeden "fuck". Efekt jest jak już wspomniałem zaskakująco świeży i - choć trudno mi to przechodzi przez klawiaturę - mocny. Mocny w tym sensie, że faktycznie "WANYK" jest chwilami podobny do "IOWA". Chodzi tylko o fragmenty utworów, ale i tak zarejestrowałem u siebie efekt opadu szczęki. Taki "Critical Darling" mógłby być takim tam sobie utworkiem ze słodkim refrenem, tymczasem jego końcówka przypomina... melodyjny death metal spod znaku np. Soilwork! "Red Flag" od samego początku budzi skojarzenia z tym naprawdę ciężkim Slipknotem, za którym tęsknił pewnie niejeden fan. Słowo "mocny" ma w przypadku tego albumu jeszcze jedno znaczenie, "WANYK" jest po prostu bardzo solidnym albumem. Stop! Słowo "solidny" jest niewystarczające. Myślę, że ten krążek jest po prostu bardzo dobry!
Zacznijmy od początku. Album zawiera 14 utworów, z czego naprawdę słabych są może dwa. Mowa tu o "My Pain" i "Not Long for This World" z końcówki longpleja. Drażniący i trochę odtwórczy jest też trochę "Orphan", ale ratuje go efektowne spowolnienie i breakdown. Na placu boju pozostaje więc 9 utworów (nie licząc przerywników), które po prostu kopią dupsko. Oczywiście jest to "slipknotowe" kopanie dupska i jeżeli ktoś spodziewa się, że tych ośmiu typa przesiądzie się ze swoich masek na nie wiem - drewniane tarcze, hełmy wikingów i zacznie łupać w stylu Amon Amarth, to srodze się zawiedzie. To nie jest ani melo-death, ani thrash, ani nawet groove, to nadal jest nu-metal ze wszystkimi swoimi wadami, ale trzeba przyznać, że słuchało mi się tego długograja właściwie bez żadnego uczucia zażenowania. To naprawdę sukces, a trzeba przecież pamiętać, że melodyjny riff poparty jeszcze bardziej melodyjnym wokalem i okraszony chwytliwą elektroniką, jest tutaj standardem. Panowie przekuli ograniczenia i ewentualne wady nu-metalu w zalety i automatycznie przekroczyli jego granice. "WANYK" mógłby być schematyczną kombinacją popowego, melodyjnego refrenu i perkusyjno-gitarowej nawałnicy w stylu "i wanna be trv metal so much". Jednak nic nie jest tu wysilone, melodie są doskonałe, a konstrukcyjnie utwory naprawdę zaskakują pomysłowością.
Tego się nie spodziewałem i muszę przyznać, że "WANYK" to album co najmniej o klasę lepszy od (przecież i tak niezłego), najnowszego Rammsteina. Corey'owi i chłopakom należy się za (same już) chęci, bezkompromisowość, nieszablonowość, rzutkość w swoim fachu i wigor godny nastolatków co najmniej piątka z plusem. Ta płyta nie spowodowała, że nagle zacząłem Slipknota słuchać pasjami, ale szczerze przyznaję, że "We Are Not Your Kind" dostarczyła mi sporo przyjemności.
Ten album sprawił, że ostatecznie przekonałem się do Slipknota.
Jeszcze tylko nowy Korn poproszę!