Pytanie jak w temacie, bo na Facebook już widziałem jakiegoś wojownika uważającego, że to rasizm i atak na osoby kolorowe. Dla mnie po prostu pech, bo pewnie po Hiszpańsku (ZARA pochodzi z tego kraju) bambus nie jest obraźliwym określeniem osoby czarnoskórej, a tłumacz poszedł 1 do 1 i wyszło jak wyszło. Społeczeństwo jednak nie przestaje mnie zadziwiać i udowadnia że, da się znaleźć problem wszędzie.
Śmieszne, chociaż nadal ciężko mi zrozumieć dlaczego azjatycka roślina ma być utożsamiana z czarnymi.
(Wiem wiem chodzi o murzynka BAMBO)
Mocno zabawny zbieg okolicznosci i nie da sie ukryc, ze skojarzenie jest jednoznaczne, natomiast rasizm...? Nie przesadzajmy.
Dobre
Tłumacz się nie popisał, za to ja aż parsknąłem. Więc może jednak się popisał, tyle, że nie tak, jak chciał.
Nie da się tego uznać za rasizm, o ile osoba odpowiedzialna za tak wdzięczny przekład nie zrobiła tego specjalnie. A nie sądzę, by tak było, to raczej wynik braku pomyślunku lub, co bardziej prawdopodobne, kulturowej wrażliwości, której Polacy, jako naród mocno homogeniczny i targany zupełnie innymi problemami niż zachód, po prostu nie mają.
EDIT: W oryginale jest "Bamboo print shirt" ( https://www.zara.com/pl/en/bamboo-print-shirt-p05540637.html ), a znając specyfikę stron sklepowych pewnie było jakieś ograniczenie znaków w nazwie albo tłumaczowi się po prostu nie chciało wysilać z pisaniem (nie dziwię się, po przeklepaniu 300 produktów dziennie też bym odpadł) i wyszło, jak wyszło. Niewykluczone też, że osoby odpowiedzialne za przekład dostały rozpiskę produktową w tabelce w Excelu bez załączonych grafik i tłumacz nawet nie wiedział, jakie zdjęcie znajdzie się akurat obok tego produktu.
Albo po prostu dostał do przełożenia nazwę produktu, nie mając zielonego pojęcia o zdjęciu.
A no właśnie, na to też wpadłem w edycji, nie raz i nie dwa zdarzało mi się tłumaczyć treść dokumentacji czy sklepu internetowego na samym gołym tekście, który potem webmaster wprowadzał do bazy danych.
Tłumacz dostał pakiet w Tradosie lub innym programie do tłumaczenia, a za robotę dostał ułamek stawki, bo fraza "XXX print shirt" powtarza się sto razy w tekście. O ile nie weryfikował tłumaczenia maszynowego, co już stało się normą w takich zleceniach.
Stąd też kiedy polonizowałem gry, starałem się w jakiś sposób brać udział w pracach testerów. Albo robić i jedno, i drugie, i trzecie, czyli tłumaczyć, robić korektę, a potem sprawdzać samemu wszystko w akcji (jak w przypadku "Thiefów"). Znaczenie kontekstu (także technicznego) jest trudne do przecenienia.
Nie ma dla tłumacza gorszej rzeczy niż oglądanie na ekranie swoich wycyzelowanych tekstów, które zostały poprawione nie tylko przez redaktora/korektora (pół biedy, bo często to dobre poprawki), ale też przez testera, który np. skracał zdania, żeby zmieściły się w jakimś polu menu gry, i spłodził pięknego potworka językowego.
Nie ma dla tłumacza gorszej rzeczy niż oglądanie na ekranie swoich tekstów, które zostały poprawione nie tylko przez redaktora/korektora (pół biedy, bo czasem to dobre poprawki)
Kiedyś mi jakiś nadgorliwy redaktor (albo program, z którego korzystał) przy tłumaczeniu pol->ang uznał dzierżawczy "its" za błąd i wszędzie popoprawiał na "it's". Dostałem białej gorączki.
Dlatego też kiedy mogę, pracuję na źródle, a nie na jego skrawku. Rozumiem, że w przypadku takich molochów jak strona Zary jest to raczej niewykonalne, niemniej po to się zatrudnia korektorów, by wyłapywali nie tylko literówki, ale tez takie niefortunne potknięcia.
To jest rasizm. Zatrudnili tańszego czarnoskorego modela zamiast drozszego białego.
tak jak piszę Youghurt błąd w tłumaczeniu , ktoś mądry nie wpadł że chodzi o druk
no a że czarny model robi jeszcze szok to wyszło jak wyszło