Under a Killing Moon | PC
Trzecia część przygód Texa Murphy'ego. Dwie poprzednie zdecydowałem się pominąć, bo z tego co czytałem są bardzo archaiczne i też nie aż tak dobre jak późniejsze odsłony. Akcja rozgrywa się w ponurym, zrujnowanym przez 4 wojny światowe świecie przyszłości, w którym ludzkość koegzystuje z mutantami popromiennymi. Główny bohater to stereotypowy prywatny detektyw żywcem wyciągnięty z tanich powieści i filmów kryminalnych XX wieku. Począwszy od wyglądu (swoja drogą cały czas mi przypominał Ala Bundy'ego w prochowcu), kończąc na zachowaniu i charakterze. Tex jest wiecznie spłukany, niespełniony zawodowo i uczuciowo (mieszka samotnie w swoim "biurze" wynajmowanym na piętrze jakiegoś podrzędnego hotelu, a poznajemy go w chwili gdy bardziej niż czymkolwiek innym w życiu zajęty jest topieniem smutków na dnie butelki), lekko cyniczny i przy każdej okazji rzuca sucharami. Gra, mimo dość ciężkawego "settingu", tematów zahaczających o dyskryminację mutantów i głównego wątku kręcącego się wokół ludobójstwa na gigantyczną skalę, jest pełna humoru i to często w bardzo kreskówkowym stylu (typu facet wchodzi na grabie i dostaje w ryj). O dziwo to połączenie działa bardzo dobrze i nadaje grze niepowtarzalnego charakteru.
Sterowanie to zdecydowanie największa bolączka gry i coś przez co potencjalnie można się od niej odbić. W czasie rozgrywki nieustannie przełączamy się między dwoma trybami: ruchu i interakcji. W trybie ruchu możemy się wyłącznie poruszać, a to istna ekwilibrystyka. Postacią steruje się wyłącznie ruchem myszy, "pływając" po lokacjach. Zgaduję, że gra była projektowana pod współpracę z joystickami i dlatego tak to wygląda. Co gorsza przy pomocy myszy można rozglądać się tylko na boki, żeby spojrzeć góra-dół, trzeba używać klawiszy strzałek. Bardzo intuicyjne. W trybie interakcji z kolei robimy wszystko poza ruszaniem się, tzn. zbieramy i używamy przedmiotów, dokonujemy ispekcji otoczenia czy rozmawiamy z postaciami, ale do dyspozycji mamy wyłącznie nieruchomy wycinek ekranu na jakim zatrzymaliśmy się w trybie ruchu. Chcesz spojrzeć 10 cm w dół czy w lewo? Musisz przejść w tryb ruchu i dostosować kamerę. Na szczęście, poza jednym fragmentem gry, nie jesteśmy ograniczani czasowo, więc sterowanie nie irytuje tak bardzo jak by mogło.
Pomijając kwestie sterowania projekt rozgrywki i zagadek jest rewelacyjny. Zagadki są logiczne i pomysłowo zaprojektowane, a ich rozwiązywanie to czysta przyjemność. Zdarzyło mi się parę razy zaciąć, ale głównie dlatego, że przeoczyłem jakiś przedmiot lub hotspot. Jest tu trochę "pixel huntingu", co w połączeniu z grafiką 3D z roku 1994 i wspomnianymi wyżej niedogodnościami kamery sprawia, że niekiedy bardzo łatwo jest coś przeoczyć, a w kilku miejscach twórcy poukrywali rzeczy w dość perfidny sposób, tak więc lizanie ścian i zaglądanie w każdy zakamarek stanowczo popłaca. Jeszcze jedna mała skaza to pewna minigierka pod koniec gry, której chyba nie da się uczciwie wygrać i trzeba albo skorzystać z solucji albo wczytywać i stosować metodę prób i błędów. Da się tutaj okazjonalnie zginąć, więc regularne zapisy są bardzo zalecane. Po śmierci wysłuchujemy kąśliwych komentarzy "największego detektywa we wszechświecie" wypowiadanych głosem Jamesa Earla Jonesa.
Fabuła jest ok, ale nie powiem żeby mnie jakoś specjalnie zachwyciła. Dość prostolinijna, bez większych zwrotów akcji. Brakuje też jakichś bardziej wyrazistych postaci pobocznych, bo te co są są dość miałkie z szwarccharakterami włącznie. Bardziej niż historia trzymał mnie przy grze pomysłowy gameplay, humor i jedyny w swoim rodzaju klimat łączący klasyczne noir z retro-futuryzmem.
Dużym plusem są napisy do wszystkich dialogów co w starych grach nie było czymś oczywistym. Co dość ciekawe gra ma również system podpowiedzi będący tak naprawdę wbudowaną, szczegółową solucją. Miłe.