Jak oglada sie amerykanskie seriale obyczajowe to wydaje sie ze USA to bajeczna bogata kraina gdzie spelnia sie Amerykanski sen bogactwie a ''dulary'' rosna na drzewach.
Rzeczywistosc jednak jest troche inna. Oprocz luksusu w USA jest tez wiekszy syf niz w Polsce a nawet wiekszy niz na Ukrainie czy u Ruskich.
Tu np jest wycieczka polskiego amerykanina po Filadelfii. Te dzielnice sa praktycznie w ruinie i jak nikt sie za nie wezmie to pewnie w ciagu 50 najblizszych lat sie rozsypia.
Chodniki, ulice sa w gorszym stanie niz w Polsce a budynki sa w jeszcze gorszym stanie niz u nos na Slasku stare niemieckie familoki.
Do tego kupa kabli wisi nad glowami jak w krajach trzeciego swiata.
https://www.youtube.com/watch?v=GTZwZ3fgYFo
Są paskudnie miejsca u nas i tam.
Są piękne miejsca tu i na zgniłym zachodzie.
I są miejsca przeciętne.
Tutaj, na zachodzie, w wielu krajach.
Co chcesz udowodnić tym generalizowaniem?
USA jest przereklamowane , to dobry kraj jak masz odpowiednie wykształcenie lub coś w tym stylu , dla szaraka typu minimalna stanowa lub odpowiednik naszych 2 k to brutalny kraj nie ma kasy nie ma leczenia , a na studia musisz wsiąść kredyt lub twoi rodzice musza odkładać kilka lat
Według mnie lepsza opcja to Niemcy , Skandynawia dla szaraka ,
wsiąść, powiedz mi że to klawiatura zrobiła błąd, bo inaczej Ty będziesz musiał wziąć słownik.
To się nazywa autokorekta
To przecież oczywiste dla każdego normalnego człowieka. Zdominowali nas kulturowo i gospodarczo jako całość są potęgą, ale są lepsze miejsca do życia dla szaraków. Wiele takich miejsc.
Co innego wybrańcy - gwiazdy filmu, muzyki, naukowcy potrzebujący kasy na badania i możliwości realizacji zawodowej.
Ale jednostkom w każdym kraju może być jak w raju, nie ważne, USA, Chiny, Indie, Brazylia czy... nawet Polska.
No, Korea to raczej nie, kilka dni temu paru ustawionych odstrzelili, a jeden ponoć uniknął obozu pracy.
Ale oczywiście, Kim ma dobrze, chociaż pewnie boi się jakiegoś puczu. Jak to w dyktaturze.
Jego stary przemieszczał się pociągiem pancernym bo się bał jakiegoś ataku. Więc i on pewnie ma swoje obawy.
Co do innych, którzy mają tam dobrze, to muszą bardzo się starać i bardzo uważać. I tak to jest życie w strachu ciągle, wystarczy drobny błąd, zły humor Kima, albo "czarna owca" w rodzinie i bilet do obozu...
Gość mówi trochę jak klocuch, zwłaszcza gdy wspomina o wyjmowaniu i wkładaniu kamieni.
Taaaa. Na pewno.
Wiadomo najnizsza klasa ma lipe może nawet większą jak w PL bo mniej się zalapuje na darmoche od państwa ale im lepszy tym jest lepiej.
W kraju tak rozwarstwionym społecznie, kulturowo i ekonomicznie wszelkie różnice między bogatymi i biednymi stają się wyrazistsze, niż w Polsce, gdzie wszyscy są mniej więcej tak samo biedni i na dorobku, pomijając ledwie kilka tysięcy osób w tym kraju, wliczając w to Solorza, Alexa, Żabekrabę i dzieci Kulczyka. Nawet nasi pożal się boże celebryci tylko aspirują do sfer wyższych, ale mogą sobie pozwolić co najwyżej na namiastkę luksusu znanego z czołówek amerykańskich gazet i z Pudelka.
Natomiast w Stanach gdy ktoś jest bogaty, jest zajebiście, kosmicznie, bajecznie dziany i nie przejmuje się absolutnie niczym, jest kompletnie oderwany od rzeczywistości. Jednak gdy ktoś jest biedny, dosłownie umiera pod płotem ze względu na absurdalnie minimalną opiekę socjalną. Najbiedniejsze stany USA (głównie region Bible Belt, z Alabamą na czele) mają warunki życiowe i poziom biedy spotykany w krajach afrykańskich (nie przesadzam), gdzie śmiertelność noworodków i stan higieny, edukacji oraz opieki zdrowotnej są obecnie mniej więcej w latach czterdziestych ubiegłego wieku (powaga, statystyki jak z Sudanu czy innego Kongo).
Tymczasem cała amerykańska klasa średnia żyje z pokolenia na pokolenie na pożyczkach, więc tak naprawdę nic nie jest ich, są własnością banków - dzisiejsi amerykańscy dwudziestolatkowie spłacą swój kredyt studencki coś koło czterdziestki (jak dobrze pójdzie albo jak zaciągną się do wojska, które pokryje część ich długów, o ile nie wrócą w czarnym worku), a do tego dochodzą hipoteki, ubezpieczenia zdrowotne, leasingi i spłata kart kredytowych. Dlatego zawsze optowałem za tym, by wysłać tam wszystkich korwinistów, organoleptyczne zetknięcie się z totalnym kapitalizmem wyleczyłoby ich z libertariańskich zapędów po pierwszej wizycie u dentysty, po której musieliby sprzedać dom i zamieszkać w przyczepie.
Także tak - USA to jest piękny kraj, pełen niesamowitych widoków (byłem dwa razy i na pewno wrócę, jeszcze kawał został do zwiedzenia). To jest bardzo zasłużony w dziejach kraj, mimo swej krótkiej historii. To kraj, który wyznaczył i nadal wyznacza pewne trendy. Ale to także piekło na ziemi dla wszystkich poza tym mitycznym 1% obywateli. I w końcu coś tam pierdyknie, bo różnice zamiast się zacierać, tylko się wyostrzają.
piszesz o tych pożyczkach, kredytach, hipotekach całkiem tak jakby w Polsce ten problem nie istniał :)
To mało teraz młodych małżeństw, które biegną do banku po kredyt rozłożony na 30 lat na ich wymarzony domek/m4?
Służba zdrowia w Polsce? jeśli nie chcesz 2 lata czekać na badania na kasę chorych to zostaje tylko prywata.
O to to <3
Jeden znajomy Korwinista nawet pojechał. Aż pewnego dnia ugryzł go nietoperz, którego chciał pokojowo wypuścić ze strychu. Koszt diagnostyki, zabiegów prewencyjnych itp. = 18k dolanów. Na szczęście był ubezpieczony prywatnie! Gorzej, gdy biurokracja związana z dostarczeniem wszystkich zaświadczeń zajęła rok, a i tak pokryli tylko część kosztów.
Po tym wszystkim został wyborcą PiS.
I to robią z Korwinistami Stany.
Stany to był dobry punkt emigracyjny jakieś 30 lat temu. Od dziecka zawsze marzyłem, żeby żyć w JuEsEj, ale dzisiaj musieliby mnie siłą zaciągać, żeby mnie tam przesiedlić - zapierałbym się rękami i nogami, a w przypadku porażki o niczym bym nie myślał, tylko jak uciekać. Kapitalizm kompletnie zrujnował kraj. Kiedyś mogłeś być byle nikim i żyłbyś american dream. Niedawno gdzieś czytałem, że gdyby płace minimalne wzrastały proporcjonalnie do rozwoju gospodarki i produktywności na pracownika, jak to zawsze robiły, to płaca minimalna wynosiłaby tam 33 dolary na godzinę, gdzie dzisiaj waha się zależnie od stanu gdzieś między 6-11. Biorąc poprawkę pod inflację, to w latach pięćdziesiątych w niektórych stanach minimalna była większa, jak dzisiaj, cały wzrost zgarnęła dla siebie ta jedno czy półprocentowa klasa wyższa. Kiedyś pracowałeś sobie w wakacje, to byłeś w stanie opłacić sobie studia (gdzie dzisiaj zadłużasz się na 20-30 lat), kiedyś odkładając część wypłaty przez rok byłeś w stanie kupić sobie dom (dzisiaj zadłużasz się na całe życie). Służba zdrowia? Koszmar. Policja? Koszmar. Więziennictwo? Koszmar. Prawa pracownicze? Koszmar. Koszmar, koszmar, koszmar. Chyba, że jesteś bogaty: wtedy to pewnie niezłe miejsce, żeby zapuścić korzenie.
Malaga
Pozostaje jeszcze kwestia "jakości" tych domów.
Nie byłem w USA, ale jak się ogląda na filmach te ich domy z tektury brane na kredyt to się słabo robi.
Taka kultura, szybko, tanio, drewno i karton-gips. Stoi? Stoi, przecież u nas też kiedyś chałupy na wsi z drewna były.
A ze wszystko na prąd, a prą chyb jednak tani, jako jedna z niewielu rzeczy, to i ogrzać się jakoś da.
No a że ceny wysokie? Kapitalizm, trzeba zarabiać. U nas deweloperka też sobie swoje liczy, no ale przynajmniej za pustaki i beton.
Tam naprawdę bogaci też zdaje się nie mieszkają w drewnianych domkach, które zdmuchnąć może huragan, tylko w murowanych, i najlepiej ze stropodachem :P
Ale to także piekło na ziemi dla wszystkich poza tym mitycznym 1% obywateli.
Jak to bylo... zamienie wille na Żoliborzu na śpiwór w Nowym Jorku? Nie twierdze, że w Stanach nie ma biedy, nierówności i gigantycznego rozwarstwienia, ale twierdzenie, że dobrze się tam żyje jedynie 1% populacji to gigantyczna manipulacja.
Malaga - kredyty są wszędzie, sam mam jeden który spłacę za dziesięć lat i będę miał spokój. W USA normą jest kredyt konsumpcyjny spłacany z drugiej hipoteki na dom spłacanej z pożyczki na samochód spłacanej z kredytu na leczenie kanałowe spłacanego z kredytu konsumpcyjnego. U nas mały procent obywateli wpada w spiralę kredytową, tam jest to niejako przyjęta praktyka i normalność i bez credit score gromadzonego poprzez kolejne pożyczki i ich spłaty często nawet nie podpiszesz głupiej umowy na telefon, jesteś właściwie niewidoczny dla systemu.
Wyobraź sobie to młode małżeństwo z twojego przykładu i dolicz do kredytu hipotecznego za domek z kartonu dwa kredyty za studia (kilkaset tysięcy każdy) szybką pożyczkę na urodzenie dziecka (poród w szpitalu nie jest darmowy, załóżmy wersję minimum w wysokości 10 tysięcy, no i zapomnij o czymś takim jak urlop macierzyński, kobiety w USA opowiadają o czymś takim istniejącym w Europie jakby to były legendy arturiańskie), samochód na wieloletnie raty, fundusz na naukę dla dziecka i owe małżeństwo nigdy, przenigdy nie uwolni się od długów. I tak wygląda egzystencja całej klasy średniej w USA.
Nasza służba zdrowia nie jest najlepsza, ale każdy, niezależnie od dochodów ma u nas zapewnioną opiekę, porody i wizyty u lekarza rodzinnego są darmowe (płacone z podatków, ale wiadomo, o co chodzi), mamy refundowane leki i nawet za wyrwanie ósemki prywatnie zapłacisz 500 złotych, a nie 5000 dolarów. U nas dobry lekarz czy dentysta nie dziaduje i zarabia dobrze, ale mało który porszakiem i mieszka w posiadłości o powierzchni półtora hektara. To jest zupełnie inna skala.
Radm - nie no, jasne, jak ktoś ma stabilną i dobrą pracę, dzięki czemu jest ubezpieczony, to nie może narzekać, żyje sobie w miarę na luzie, spłaca pożyczki i nawet odloży coś na emeryturę (państwo mu jej nie da). Ale gdy tylko tę robotę straci, ma przerąbane bardziej niż polski bezdomny, bo pozostaje praktycznie z niczym - prawa pracownicze w USA to fikcja, odprawy czy okres wypowiedzenia są wręcz zabawne, pracodawca jest panem i władcą sytuacji. Przeciętny Amerykanin z klasy średniej bardziej boi się utraty pracy niż kostuchy, zwłaszcza, gdy dopiero co wystartował w życiu i nie ma dosłownie nic odlozonego na wsiakij pażarnyj, bo spłaca pożyczki zaciągnięte już w wieku 18 lat. To jest system, który tylko ten 1% może mieć w dupie, każdy inny obywatel, nawet w całkiem niezłej sytuacji finansowej nie zna dnia ani godziny, w której w ciągu tygodnia może wylądować pod mostem - patrz kryzys sprzed kilku lat, gdzie dziesiątki tysięcy ludzi ogłaszaly upadłość konsumencką. U nas takie pojęcie występuje niemal wyłącznie w kodeksie, mało kto w ogóle jest zmuszony korzystać z tak desperackich środków.
Yoghurt przesadzasz przez co podajesz nieobiektywny obraz kraju. Jest trochę inaczej jak w Europie bo Amerykanie mają inną mentalność i poza najniższą klasą która przez tzw. Mniejszy socjal (wygrywa przez to z Europą) daje mniej i mniejszym grupom a nie jak u nas np mieszkania nie wolno na bruk dac mu od podatników z miasta mieszkanie pozostałe klasy mają lepiej a im wyższa klasa tym lepiej. A więc jak coś potrafisz i działasz masz dobrze. U nas masz wciąż lepszą biedę.
Opieka medyczna - nie chcą państwowej oni chcą mieć wolność wyboru (wygrywają z Europą)
Broń oni chcą mieć wolny wybór i uważają że mają prawo do obrony a broń nie zabija a człowiek (znowu wygrywają z Europą)
Auta domy i inne (idą w duze domy auta wygodne bezpieczne w kilka aut znowu wygrywają z Europą gdzie idziemy w klitki i małe niewygodne niebezpieczne...)
Prawo u nas Państwo działa jakby na złość obywatelowi tam jest luźniej porównaj prawo jazdy u nas coraz trudniej Co nie przekłada się na bezpieczeństwo u nich luźno.
Więc nie opowiadające bzdur bo stany to akurat coś gdzie wiele można by się nauczyć u nas.
Tylko ten korporacjonizm niby dobre geopolityczne bo wzbogacają ich kraj ale zle dla świata i społeczeństwa.
Broń oni chcą mieć wolny wybór i uważają że mają prawo do obrony a broń nie zabija a człowiek (znowu wygrywają z Europą)
Tylko ciekawe, czemu pewnie w 75% broni ich policja, a moze w 25% bronią sie sami, przy czym i tak robią za mięso armatnie i byle szaleniec strzela do nich jak do kaczek.
pozostałe klasy mają lepiej a im wyższa klasa tym lepiej. A więc jak coś potrafisz i działasz masz dobrze
Tak tak, lekarze, prawnicy (niektórzy) i programiści - chyba, że akurat jest crunch bo premiera blisko :D
W czym to USA tak wygrywa z Europą?
W jakości życia? (Najwyraźniej wielkie domy i samochody nie wystarczą do szcześcia)
https://www.usnews.com/news/best-countries/quality-of-life-rankings
W zdrowiu? (tu się nawet nie łapie do rankingu)
http://worldpopulationreview.com/countries/healthiest-countries/
To posiadanie broni też jakoś nie zapewnia im bezpieczeństwa (w rankingu najbezpieczniejszych krajów USA zajmuje zaszczytne 65 miejsce, polska jest 27)
https://www.gfmag.com/global-data/non-economic-data/worlds-safest-countries-2019
O prawie i panstwie nawet nie będe się wypowiadał, bo wolę jednak trudniejsze egzaminy na prawo jazdy niż Google i Amazon podsłuchujące mnie na zlecenie rządu w ramach różnych Patriot Acts i policjantów oddających bez zadawania pytań trzy strzały ostrzegawcze w plecy, gdy zobaczą, że biegnę, bo jestem spóźniony.
Herr Yoghurt wy piszecie z pozycji biedaka i dlatego tak wam nie pasują stany. Bo rzeczywiście europejski socjalizm dla biedaków to super sprawa ale na tym traci reszta dlatego Polska nie może się rozwijać a jedynie służy za siłę roboczą a w stanach powstają potężne fortuny i firmy i technologie. Nie marnuje się zasobów na jednostki nieproduktywne. Ale one nie znikają tylko robią to co wam się nie podoba w stanach. Ja patrzę na resztę a tutaj jest już lepiej.
Nie marnuje się zasobów na jednostki nieproduktywne
A co mi szkodzi. Prawo Goodwina: są mądrzejsi od Hitlera bo eksterminacja w obozach kosztuje.
Te firmy i fortuny, które już za parę/paręnaście/parędziesiąt lat zabiją ludzkość, bo USA to jeden z największych hamulcowych walki ze zmianą klimatu.
A zarabianie i produktywność to są dwie bardzo różne rzeczy. Zysk =/= produktywność. Słyszałeś o prywatyzacji zysków i uspołecznieniu kosztów w kapitalizmie?
Słyszałem i nie podoba mi się to a niestety tak to działa w korporacjonizmie który jest jak pisałem największą wadą (wynaturzeniem) syatemu. Ale socjal i inne ekoeuropejskie wymysły to też wynaturzenia. Im mniej wynaturzen tym lepiej tylko że zawsze będą zazwyczaj kataklizmy i wojny robia z tym porządek na chwilę. Kryzys 2008 z korporacjonizmem nie zrobił za mocno już zaszedl więc było tylko uspolecznienie strat. Wychodzi na to że dopiero wojna może coś zmienić.
A co nie jest wynaturzeniem? Jaki jest naturalny stan rzeczy? prawo silniejszego?
Pieknie mówisz o tym, że nieroby nie maj USA racji bytu, jakbyś zapominał, że utrata pracy nie jest zawsze związana z tym, że pracownik robi coś źle. Szef nakupi gówna za 20 miliardów, przeinwestuje i firma pójdzie z torbami, ale to szeregowi pracownicy zostają z niczym, prezes ma zapas gotówki. Spójrzmy na ostatnie manewry Activision, w końcu jesteśmy na forum o grach - szefostwo przyznaje sobie milionowe bonusy za doskonałą sprzedaż, przy okazji wypieprzając siedemset osób. Jak to się ma do tego mitycznego, rzekomo uczciwego systemu, w którym najlepsi mają lepiej? Najbogatsi - owszem. W 2008 roku pracę traciły zarówno lebiegi, jak i ludzie zdolni. I ani jedni ani drudzy nie mogli znaleźć roboty, bo rynek pracy był na ostatnich nogach i wszyscy cięli koszty. Uczciwi, ciężko pracujący ludzie, amerykański wzorzec jak z plakatu, lądowali na bruku, bo choć mieli oszczędności, to choćby przy głupim złamaniu nogi tracili większość zapasów na czarną godzinę. I nie miało to nic wspólnego z nieproduktywnością jednostki.
Fajnie się tak mówi o wspaniałej rzeczywistości w USA, póki samemu nie znajdzie się na najniższym szczeblu tej drabinki i nie da się wrócić te trzy czy cztery szczeble wyżej. I to nie z własnej winy. To ja już wolę spadochron w postaci kulawego europejskiego socjalu - co prawda nie odpowiadam wtedy w pełni za swoje błędy i to jest złe. Ale nie muszę też odpowiadać za błędy innych, przez których to mi jest gorzej. I to jest dobre.
Yoghurt wszystko jest w porządku szefostwo Activision ma wyższy xp mówiąc językiem gier więc jest wyżej w hierarchii więc może więcej. Dobry pracownik znajdzie pracę szybko. Chce mieć lepiej musi spróbować czegoś lepszego może własny biznes może własny produkt może... I o to chodzi w zdrowym systemie. Państwo powinno pilnować tylko jednego porządku i prawa a więc żeby pracownik dostawał wynagrodzenie za pracę i nie przekraczał limitu godzin i żeby nie dochodziło w pracy do nielegalnych działań itd. Minimum podatków minimum socjalu niech wygrywają najlepszy najsprytniejsi a najskabsi niech odpadna. Geny są samolubne od poczęcia nie ma co tego zaburzac w naturze liczy się najlepszy od początku. Socjalem tworzymy wynaturzenia dzieci mają ci którzy nie powinni mieć inny margines żyje dobrze bo zabiera się silnym i im daje to tak jakby lwom powiedzieć brawo za przewodnictwo i walkę o łup ale ten na końcu dostanie połowę twojej zdobyczy walcz więcej i szybciej nakarm wszystkich. Oni nie umia musisz ty za siebie i ich walczyć. Ciekawa logika.
w kapitalizmie ten kto choruje jest nieprzydatny i odpada stad koszty leczenia, kapitalizm nie zna tez słowa litosc jak mowi Kmicic Niech sobie Zdychaja co mnie to obchodzi
Zdajesz sobie sprawę, że w USA biednych Amerykanów (zaznaczam) policzysz może na palcach jednej ręki ?
W samym San Francisco i okolicach, ze względu na ceny nieruchomości i koszt życia zahaczający o absurd, ludzi żyjących w ubóstwie jest blisko 670 tysięcy.
Sześćset.
Siedemdziesiąt.
Tysięcy.
W tym kilkanaście tysięcy bezdomnych.
Powtorzę: W samej zatoce San Francisco.
I nie są to meksykanscy nielegale.
https://en.m.wikipedia.org/wiki/Homelessness_in_the_San_Francisco_Bay_Area
Missisipi - stan w Południowej Ameryce liczący 3 miliony mieszkańców, gdzie co 4 mieszkaniec żyje w skrajnym ubóstwie.
@Algirionis
Szybki gugiel twierdzi, ze niecale 20% więc już sie Pan mija z prawda, prawda? I, żeby nie było, że ja twierdze, że w Mississippi nie ma biednych, ale ichniejsze progi biedy i tak są duzo wyzej niz nasze i to co tam uznawane jest za biede nie ma porownania z tym co bieda faktycznie oznacza.
Rozumiem, że tutaj mowa tylko o samych Amerykanach ?
Hydro ->
https://poverty.ucdavis.edu/faq/what-current-poverty-rate-united-states
39 milionów Amerykanów, czyli 14% (liczeni są tu obywatele USA i statystyka uwzględnia fluktuacje związane z różnymi kosztami życia w różnych stanach) żyje w biedzie. Z czego 18,5 miliona zalicza się do grupy skrajnego ubóstwa.
Za skrajne ubóstwo uznaje się dochód nieprzekraczajacy 6200 dolarów ROCZNIE dla osoby samotnej i 12 200 dolarów ROCZNIE dla małżeństwa z dwójką dzieci.
I nie, nie przelicza się tego na złotówki, bo koszt życia jest całkiem inny, w tym wypadku 1 USD = 1PLN, co oznacza, że progi ubóstwa są mniej więcej takie same jak w Polsce (u nas skrajne ubóstwo to dochód nieprzekraczający 570 złotych miesięcznie, czyli 6800 złotych rocznie, przy gospodarstwie jednoosobowym) - to tak apropos wypowiedzi Radma: ale ichniejsze progi biedy i tak są duzo wyzej niz nasze i to co tam uznawane jest za biede nie ma porownania z tym co bieda faktycznie oznacza.
Amerykanin żyjący za 6000 dolarów rocznie lub rodziny żyjące za 12 000 rocznie (przypomnę, jest ich łącznie 18,5 miliona), gdzie samo utrzymanie przeciętnego domu miesięcznie kosztuje około 1000 dolarów miesięcznie, paskudny bochenek chleba kupisz za 2,50$ a parę najgorszych dżinsów z Wallmartu za 40$ to są takie bidoki, jakich dawno w Somalii nie widzieli.
http://www.studying-in-us.org/cost-of-living-in-the-united-states/
I nie, nie przelicza się tego na złotówki, bo koszt życia jest całkiem inny, w tym wypadku 1 USD = 1PLN
Nie, 1usd nie rowna sie 1 zlotowce. Sila nabywcza dolara jest duzo wyzsza i pozwala kupic o wiele wiecej niz za te sama kwote w zlotowkach. 40 dolarowa para jeansow z twojego przykladu to jakies markowe bo w walmarcie kupisz pare za 10 a w jakiejs promocji pewnie z polowe tego.
Nie wspominajac o tym, ze znaczna wiekszosc tych biednych leci na jakis food stampach czy innym programie pomocy i mimo, ze zarabiaja malo to fizycznie towarow kupuja za wiecej. O przyczynach tej biedy tez mozna by rozmawiac, ale na pewno nie jest to jedynie wina systemu.
Porownanie procentu populacji zyjacej w biedzie (bo rzucanie liczbami bezwzglednymi to tez manipulacja) w USA i w UE tez nie wypada zle dla USA wiec dalej twierdze, ze opinia, ze w USA to zabiedzony kraj gdzie 1% zyje dobrze, a reszta egzystuje z jakimis mieczem damoklesa nad glowa jest absurdalna.
Ja nie twierdzę, ze USA to zabiedzony kraj - 14% biedoty to nie jest jakaś zatrważająca liczba w skali światowej, ludzi żyjących za mniej niż 5$ dziennie jest tyle co w Polsce, czyli jakieś 2%, choć do średniej Europy zachodniej, czyli 0,2-0,5% jest w tym wypadku daleko. USA to nadal kraj pierwszego świata (z partiami na południu przypominającymi środkową Afrykę, ale w Polsce tez jest Łomża i Podkarpacie), a podałem tę statystykę tylko dla Hydro, który ma najwyraźniej czterdzieści milionów palców u jednej dłoni.
Natomiast programy społeczne i pomoc socjalna w porównaniu z Europą mocno kuleją - food stampsy i dopłaty do rachunków i leczenia najpoważniejszych schorzeń, żeby te bidoki miały gdzie mieszkać i nie poumierały na wieńcówkę od razu tylko po paru latach żywienia się syfiastym jedzeniem zastępczym (bo na zdrową spożywkę z Wallgreens i pomidorki po pięć dolców za sztukę stać niewielu) zapewniają absolutne minimum egzystencji i to by było na tyle. O ile ktoś się kwalifikuje do pomocy społecznej, bo mamy jeszcze bezdomnych, którzy we wspomnianym wcześniej przeze mnie San Francisco doczekali się własnej specyficznej mapki.
https://www.zerohedge.com/news/2019-04-16/behold-shit-map-mapping-san-franciscos-132562-cases-human-feces
Tak, to jest mapa ludzkich balasów. Fekalia bezdomnych na chodnikach drugiej najbogatszej aglomeracji w USA stały się takim problemem, że ich usunięcie musiał obiecywać każdy kolejny kandydat na burmistrza. I żadnemu się jak dotąd to nie udało. Ich liczba rośnie.
Przypomnij sobie, kiedy ostatnim razem natknąłeś się na dorodnego ludzkiego kabana w centrum dowolnego europejskiego miasta? Nawet w mrocznych zaułkach Łodzi musiałbym ich poszukać w najciemniejszej bramie.
Z tą siłą nabywczą dolara też bym nie przesadzał:
https://www.bigmacindexconverter.com
Według indeksu Big Maca 1 dolar jest warty mniej więcej 1,90 złotego.
http://salaryconverter.nigelb.me
Według kalkulatora płac wychodzi pi razy drzwi tak samo, 1,88 PLN do 1 dolara.
Według OECD wychodzi 1,72 złotówki za każdego dolara. Szału ni ma. Dużo wyższą bym tej siły nabywczej na pewno nie nazwał.
https://data.oecd.org/conversion/purchasing-power-parities-ppp.htm
Aha, żeby nie było, sorry z tymi dżinsami - faktycznie najtańsze kosztują w Wallmarcie 10 dolców, 4 dychy to jest średnia kwota za parę spodni.
Ciągle podkreślam ten mityczny 1% populacji, bo właśnie przez takie absurdy jak coraz gorsza sytuacja w San Fran i całej dolinie krzemowej mimo wzrastających ogólnych zysków i PKB jeszcze bardziej uwydatniają się zatrważające dysproporcje między bogaczami a biedotą w USA, a ta nieszczęsna klasa średnia tylko patrzy na słupki i procenty na giełdzie, wyczekując kolejnego kryzysu i licząc na palcach, czy im wystarczy oszczedności na koncie, by nie wylądować na ulicy (patrz załączony obrazek - 57% amerykanów boi się, że nie starczy im pieniędzy na przyszłość, a 53% boi się opłat za leczenie, co jest przerażającą statystyką). W Europie też mamy kredytobiorców a w Polsce Frakowiczów. Ale kryzys Europejczyków na kredytach nie ma nawet porównania z tym, co stało się w USA po pęknięciu bańki inwestycyjnej i upadku Lehman Brothers. Nie bez powodu to właśnie tam zresztą zaczęło się całe finansowe tąpnięcie zapoczątkowane przez spekulacje na rynku nieruchomości, które rozniosło się po całym świecie. Bo to tam wszyscy żyją na kredyt spłacający poprzedni kredyt.
USA to nadal kraj pierwszego świata (z partiami na południu przypominającymi środkową Afrykę, ale w Polsce tez jest Łomża i Podkarpacie)
Ja to prędzej słyszałem, że Śląsk jest taką polską Afryką. Bogaty w złoża, ale syf, brud, malaria i dzicy tubylcy. Z tym ostatnim to różnie, ale reszta się zgadza.
Drenz -> W tym wypadku bardziej chodzi o jakość życia, służby zdrowia, generowane PKB i resztę statystyk. To, że bytomscy Uruk-Hai z polskiej Morii ganiają z kilofami każdego gorola to jedno, ale w porównaniu ze ścianą wschodnią mają się o wiele lepiej. Zresztą, wschód (czyli tak zwana Polska B) i tak zmienił się bardzo na plus w porównaniu z latami 90-tymi, wtedy był to ugór i step, gdzie autochtoni biegali w przepaskach biodrowych i dopiero po roku 2004, kiedy to delegacja z Brukseli przywiozła im paciorki, buty i szczoteczki do zębów, region poszedł do przodu.
Gdybym miał porównać podane za przykład polskie województwa do poszczególnych stanów pod względem kulturowym i PKB (oczywiście biorąc pod uwagę pewne proporcje):
- Mazowieckie byłoby Kalifornią (postępowe aż do przesady, najbardziej dochodowe, zamieszkane przez najwięcej pysków z czołówek gazet, mniejszości walą doń drzwiami i oknami, poza główną aglomeracją jest tam pustynia)
- Dolnośląskie to Nowy Jork (najbardziej wyluzowane, postępowe, dobrze prosperujące, otwarte na zagraniczne trendy i wpływy, drogie jak jasna cholera, wszyscy uważają, że poza stolicą województwa nic tam nie ma),
- Śląskie - Teksas (bogate w złoża, z dużym poczuciem autonomii i własnej wartości, umorusani autochtoni gadają we własnym narzeczu i najchętniej strzelali by do przyjezdnych)
- Łódzkie - Illinois (kiedyś prosperujące dzięki jednej gałęzi przemysłu, dziś podupadłe, Łódź to zresztą Detroit Europy, tylko zamiast bezdomnych murzynów ma cyganów w tramwajach)
- Podkarpackie to Wyoming (nic tam nie ma poza polami uprawnymi po horyzont, miejscowi do dziś porozumiewają się samymi mruknięciami i nie znają alfabetu)
- Podlaskie - Alabama (wszyscy się z niego śmieją, lokalna populacja nawet nie wie, w jakim kraju mieszka, bo jest zajęta piciem bimbru i wąchaniem kleju).
spoiler start
Na marginesie - Małopolskie to New Jersey (przewrażliwione na własnym punkcie, bardzo chciałoby być tak jak lepsze regiony, ale nie może, nikt go nie lubi)
spoiler stop
Racja, mój błąd, stany wokół wielkich jezior i cała północ wschodniego wybrzeża często zlewa mi się w jedną bezkształtną masę.
@Yoghurt
- Łódzkie - Illinois (kiedyś prosperujące dzięki jednej gałęzi przemysłu, dziś podupadłe, Łódź to zresztą Detroit Europy, tylko zamiast bezdomnych murzynów ma cyganów w tramwajach)
Zakładam że byłeś i widziałeś, no i jeździłeś.
Chyba że to ogólna beka z różnych (oprócz swojego) regionów Polski to szanuję za humor.
Usa jak każdy kraj ma swoje gorsze oblicze, co nie zmienia faktu że, wolności mają więcej niż Polak we własnym kraju.
Akurat ten obszar Filadelfii przechodzi regeneracje, teraz i tak podobno lepiej wyglada, mieszkalem tam w zeszlym roku przez 3 dni w airBnb, jeden z takich waskich/wysokich domow. wlasciciel bardzo nalegal na zamykanie drzwi, na ulicy wieczorami pelno ziomalskich murzynow ale bylo spokojnie. Bardzo ciezko bylo zaparkowac samochod, krazylem kilkanascie minut szukajac miejsca, ale podobno mieli akurat jakis koncert (labour day?) obok kolo muzeum sztuki (to ze schodami z rock'ego:) i duzo ludzi sie nazjezdzalo.
Filadelfia ogolnie ze miast jakie widzialem (Boston, Filly, Washington i Chicago) najmniej mi sie podobala, brudno i widac duzo biedy, ale maja duzo historycznych monumentow (liberty bell, pierwsze budynki rzadowe itp). US przypominalo mi mocno UK w ktorymi mieszkam od lat, duze kontrasty, bieda i olbrzymie bogactwo, nie to co w Polsce, poziom o wiele bardziej wyrownany, no i nie maja funduszow "spojnosciowych" (US jak i UK), w Polsce 15 lat temu tez byl syf w Nowej Hucie jak wyjezdzalem, teraz ponaprawiali krawezniki i tramwaje za moje podatki:)
Bo są bogatsi. Tylko obiboki mają pod górkę. A nie jak w Europie się rozpasaja na różnych socjalach i to do takiego stopnia że brakuje ludzi do pracy
Jak to, przeciez w tych wszystkich filmach USA jest takie piekne i cudowne
Amerykanie wierzą że u nich jest najlepiej. Więc filmy są nagrywane zgodnie z tą wiarą. U nas jest inaczej.
Z platnosciami elektronicznymi to w USA tez sa sporo do tylu.
Gosc jak uslyszal zdanie ''zrob przelew'' to byl zaskoczony bo oni w Stanach musza isc do banku i wypisac check!
Raz w zyciu dostalem wyplate od szefa ze starej firmy w checku bo nie mial wtedy gotowki, a ja nie mialem konta w banku ale bylo to ponad 10 lat temu.
A zaplata karta w sklepie to tez w Stanach nie jest tak popularna, a zblizeniowo to dopiero.
Jak chcesz tam w sklepie karta zaplacic to trzeba zrobic zakupy za 10 dolcow.
https://www.youtube.com/watch?v=ttKJNbqpL50
Przyjrzyjcie się samochodom. Mało który ma więcej niż 10 lata. Samochody są czyste, niepoobijane. Nie które to chyba nówki sztuki. Najgorszy chyba to ten jeep który gościa miną na zakręcie. Może i dzielnica wygląda staro ale może taka architektura. Na ulicy może nie leży gładki asfalt ale za to jest czysto. Nie walają się papiery, butelki po piwie, czy inne śmieci. W większości domach można zauważyć nowe drzwi, okna itd. Kraty widziałem może w 3 domach, a on już robi z tego nie wiadomo co. U nas też się czasami takie domy trafiają.
Jeżeli dla ciebie to jest syf to ja bym chciał w takiej dzielnicy mieszkać i mieć z któryś z tych samochodów.
Jak ktoś twierdzi, że tam jest syf do zapraszam u nas do co trzeciej biednej popegierowskiej wsi, lub co biedniejsze dzielnice wielu miast.
Głównym problemem w USA jaki ludzie mają, jest opieka zdrowotna, tyle, że to często wynika z głupoty. Czemu? Bo mam tam znajomych i są jednymi z nielicznych w swoim otoczeniu, którzy mają wykupioną prywatną polisę, a te w stosunku do zarobków wcale nie są bardzo drogie (procent zarobków tylko trochę wyższy niż my płacimy obowiązkowo). Ludzie się nie ubezpieczają bo nie myślą, a nie temu, że ich nie stać.
Ogólnie zdaniem wielu osób w USA sprawdziłby się model Holenderski służby zdrowia, czyli ubezpieczenia i służba zdrowia są prywatne, ale każdy musi kupić ubezpieczenie najbardziej podstawowe (jego zakres definiuje państwo, ubezpieczalnie mogą go rozbudowywać ale nie ograniczać) gdzie tylko zechce. Bardziej by im pasował od służby zdrowia typowo państwowej.
Druga sprawa to fakt, że tam jak człowiek jest bezrobotny to jest biedny, nie ma tam tak rozbudowanych zasiłków z jednej strony, ale z drugiej Amerykanów w Europie szokuje widok żebrzących dzieci, tam tego nie ma. Tam żebrak kojarzy się tylko i wyłącznie z dorosłą osoba, głównie mężczyzną.
I w końcu temat ostatni to kwestia kredytów, zwłaszcza na edukację. W USA nie ma najmniejszych problemów wykształcić się za darmo, jak jest się zdolnym i na praktycznych kierunkach. Stypendiów jest bardzo dużo. Problemy są trzy
1) coraz więcej Amerykanów chce się kształcić po Europejsku, czyli w kierunku swoich pasji i dla samorozwoju, a tutaj wiele kierunków jest bardzo słabo dotowanych, więc trzeba płacić
2) kiedyś w USA wykształcenie wyższe było rzadkością, jak i u nas, dzisiaj chce się kształcić dużo więcej ludzi, o często mniejszych predyspozycjach, więc nie mają co liczyć czy to na stypendium czy sfinansowanie nauki przez przyszłego pracodawcę. Kiedyś próg wejścia miał ograniczyć ludzi po studiach, w wypadku których miało to nie mieć sensu, dzisiaj obejście w postaci kredytów zaburzyło system.
3) Amerykański model studiowania jest drogi nie tylko jeżeli chodzi o koszta samej edukacji ale też o koszta życia. U nas biedny student kombinuje jak może i potrafi przeżyć za grosze. Tam studenci wydają dużo więcej pieniędzy na życie czy rozrywkę niż u nas. Chcą się wyszaleć, a w dużych miastach USA wiążę się to z wydatkami. Oni nie potrafią inaczej, bo do wyższej stopy życia są przyzwyczajeni.
I tu pełna zgoda - wszyscy wiemy, ze bieda jest wszędzie, a w USA nikt się nie buja i nie trzyma nikogo za rączkę, stąd cały kraj wpada w pułapki kredytowe i płaci horrendalne kwoty za leczenie, bo nikt nikomu nie powie co ma robić, "self-made man" to jest tam obowiązująca wykładnia. Jednak głównym powodem takiego stanu rzeczy jest to, ze przez pięćdziesiąt lat, od wielkiego okresu prosperity po 1945 roku po początek XXI wieku Amerykanie uwierzyli, że są narodem wybranym, gospodarka hulała tak, ze nie było już na co pieniędzy wydawać, a domki z białym płotkiem i dwa samochody na podjeździe były standardem dla zwykłego niebieskiego kołnierzyka z pierwszej lepszej fabryki.
Generacja Baby Boomers (urodzeni po 45 do lat sześćdziesiątych) zachłysnęła się kapitalizmem napędzanym koniunkturą (wynikającą między innymi z tego, ze USA nie musiało się podnosić i odbudowywać przez 20 lat jak cała Europa, więc dyktowało warunki i eksportowało wszystko na potęgę). Dziś to są szefowie firm i grube ryby zarzucające młodszym pokoleniom, że są nierobami, bo "oni kosili trawniki i jakoś mogli przeżyć, a ta dzisiejsza młodzież to nic nie umie". Przy czym, tak jak już wspomniano w tym wątku - właśnie Baby Boomersi koszacy trawniki i odkładający napiwki z pracy kelnera w latach 60 i 70 mogli sobie zarobić na studia, samochód i paliwo, bo 1 dolar z lat sześćdziesiątych jest równowartością 9 dolarów z roku 2019 ze względu na lawinowo postępującą inflację (a realna równowartość, czyli siła nabywcza, jest jeszcze gorsza, bo wtedy 1 dolar z 1960 jest warty 25 obecnych USD). Co więcej płaca minimalna (jak również wspomniano w wątku) nie wzrosła równo z dewaluacją pieniądza, stąd praktycznie cała generacja urodzona po roku 1980 będzie spłacać po pięć kredytów do emerytury - a wszystko przez to, że młodzi zostali wyuczeni przez stare pokolenia wartości, które przy obecnej gospodarce nie mają racji bytu. Wszyscy oczekują od młodych Amerykanów tego samego, co od starych - jak padłeś, to powstań. Uwierz w siebie. Jesteś wart tyle, ile zarabiasz. Nie przejmuj się losem innych, ty jestes najwazniejszy, jesteś wyjątkowy. Te prawidła dały temu krajowi potęgę. Niestety, okres prosperity skończył się jakieś 20 lat temu i to se ne vrati, ale w USA musiały by zajść bardzo poważne przemiany społeczne i ktoś musiałby mocno przereformować ten kraj kulturowo, żeby dysproporcje ekonomiczne przynajmniej się zatrzymały, zamiast rosnąć jak kula śniegowa.
nie zgadzam sie co do ubezpieczen.
Te tanie to sa dobre jak wrodzinie nic sie nie dzieje powazniejszego niz grypa i biegunka.
Jak ktos zaczyna chorowac na przelwkle choroby lub bardzo ciezkie z powiklaniami, to nawet te najdrozsze polisy nie pokrywaja calej opieki medycznej. Jak zachorujesz ciezko, czekaja cie operacje a nie masz odlozeonych duzych sum w gotowce lub nie masz zdolnosci kredytowej to bedziesz zdychal pod plotem po wczesniejszym wydrenowaniu twoich kieszeni.
W temacie ubezpieczen zdrowotnych w usa caly sektor biznesu sie wyksztalcil. Umowy sa tak konstruowane, ze zwykly zjadacz chleba nie ma za grosz pojecia o co w tym wszytskim chodzi. Ludzie polegja na brokerach a ci cynicznie to wykorzystuja. W usa nie ma niz gorszegho niz uwierzyc ze skoro masz polise to juz wszytsko bedzie dobrze.
Amerykanów w Europie szokuje widok żebrzących dzieci, tam tego nie ma
sugerujesz że w usa nie ma cyganów??
swoją droga usa stawia przede wszystkim na rozwój armii przez co nie stać ich na takie bzdety jak publiczna służba zdrowia czy jakiś tam socjal,
można by pomyśleć że to jest aspołeczne, jednak dzięki temu nie mają problemów z nierobami mówiącymi daj.
Z drugiej strony jak chcesz się wykształcić itp to możesz iść do wuja Sama jak jesteś zdolny to zainwestuje.
Tak w temacie poruszonym przez Yogurta.
https://forsal.pl/artykuly/1314072,kredyty-studenckie-w-usa-to-oszustwo-na-mlodym-pokoleniu-potwierdza-to-nowe-badanie.html
Dopiero teraz udało mi się obejrzeć materiał.
Uszy bolą, nie od akcentu, ale od niekompetencji w niektórych sprawach.
Warto oglądać bez słuchawek.
Jest jedna rzecz za którą cenię USA. Ludzie tam mieszkający mają inną mentalność niż Europejczycy i bez przeszkód wypowiadają się przed kamerami o swoich doświadczeniach ze zjawiskami niewyjaśnionymi czyli np. spotkaniami z duchami czy spotkaniami z UFO. W Ameryce powstaje mnóstwo programów telewizyjnych o tej tematyce, gdzie świadkowie takich wydarzeń swobodnie mówią o swoich przeżyciach. Czy w Polsce byłoby możliwe powstanie programu telewizyjnego podobnego do 'Paranormal Witness' gdzie Polacy mówili by o swoich przeżyciach z nieznanym? Wątpię w to.
https://en.wikipedia.org/wiki/Paranormal_Witness
Ludzie sa wstanie powiedzieć wszystko za kase. U nas nie ma takich programow bo to malo popularne.
Amerykanie, szczerzy? Są wyuczeni mówić że jest zawsze „fine, ok" nawet jak w krzyżu łupie i bieda w domu, więc nie wiem skąd ci się ubzdurało ta szczerość.
@up
żartujesz, prawda?
A Rozmowy w Toku czy jak zwał się ten program na TVN? O paradokumentach jak Ukryta Prawda nie wspominając...
Czy w Polsce byłoby możliwe powstanie programu telewizyjnego podobnego do 'Paranormal Witness' gdzie Polacy mówili by o swoich przeżyciach z nieznanym?
W Polsce też był taki program i nazywał się Nie do wiary.
Mam lepsze pytanie - dobry polski mockument/paradokument? na miarę Chłopaków z Baraków.
Kiepscy się nie liczą.
Bo oni wieża w siły nadprzyrodzone czy różnych bogów a wielu nawet w kosmitów. Więc jak to jest popularnie to się nagrywa programy. Taka Mentalność. U nas jest inaczej.
U nas inaczej?
Jesteś tego pewny?
hihi, u nas [link]
"Buzię widzę w tym tęczu"
No i w Ameryce mają najlepsze uczelnie wyższe jak np. Uniwersytet Harvarda czy MIT. Ponoć po ukończeniu tych uczelni wcale nie musisz szukać pracy. To praca szuka ciebie.
Słaby przykład, zobacz ile osób dostaje się na te studia, a poza tą czołówką reszta mocno kuleje. Jak poczytasz czasem wypowiedzi ludzi którzy nie byli na tych twoich Harvardach i MITach to naprawdę poza wiedzą historyczną (głównie opartej na USA) specjalnie się nie różnią, o ile nie wypadają gorzej.
A poza tym w USA nie ma nic, czego nie byłoby w Europie czy Polsce. Ot, zwyczajny kraj. Tylko zdaje się że mają jeden poważny problem - epidemia otyłości.
odniosę się tylko do filmu z postu nr 1 / nigdy nie widziałem takich miejsc, a raczej sobie nie przypominam chyba że na filmach postapo. Nawet w wczesnym dzieciństwie za komuny jakoś wszystko było i tak bardziej zadbane przynajmniej tam gdzie mieszkałem.
Chyba sobie żartujesz?
W Polsce jak ktoś nie jest ubezpieczony to też sobie nieźle zapłaci za pobyt w szpitalu.
Wpisz sobię"US hospital bill" w wyszukiwarce i poczytaj albo pooglądaj skany. Ten jest akurat dosyć wysoki, ale średnio i tak wychodzi coś koło 100k przy dłuższej (więcej niż 2-3 dni) hospitalizacji. Za sam pobyt na sali płaci się dziesiątki tysięcy.
George - ile znasz osób w Polsce nieubezpieczonych albo w NFZ albo prywatnie w jakimś luxmedzie? Jasne, za specjalistyczne operacje się u nas było po 100 czy 200 tysięcy, ale tu mi to wygląda na leczenie po cięższym wypadku, sądząc z pozycji na rachunku. Kiedy ostatni raz leżąc w szpitalu płaciłeś za sam pobyt na oiomie i za leżenie na sali oraz opiekę pielęgniarską?
@Yoghurt
Na szczęście większość ludzi w Polsce jest ubezpieczona. Ale jeśli ktoś nie pracuje i nie jest zarejestrowany w Urzędzie Pracy no to nie jest ubezpieczony. W takich przypadkach oczywiście przysługuje pomoc z MOPS-u, ale jak wiadomo gdy dochód w gospodarstwie przekracza określoną kwotę, to wtedy nie pomogą i nie ubezpieczą.
Co do jeszcze porównania Detroit do Łodzi to w US można zjeść kuloodpornego maka lub tacosa.
https://www.youtube.com/watch?v=6v-LB3DhbvM
Jak wygląda życie w małym amerykańskim miasteczku?
Poniżej krótki film dokumentalny.
Lockport
"Lockport" is meditation on post-industrial America through the eyes of a 91-year-old retired automotive worker who experienced the rise and fall of a small Rust Belt town.
https://www.youtube.com/watch?v=0m2v62dDjDs
Wczoraj około 14 na tvn24 bis był ciekazy reportaż odnośnie bezdomnych w USA i podano na przykładzie Waszyngtonu (w samym centrum ponad 7tys bezdomnych koczujących namiotach oraz prowizorycznych schronieniach) oraz Los Angeles (ponad 36tys bezdomnych z roku na rok ta liczba wzrasta)
odnośnie tematu cały film poniżej
"...Po drugie, wprowadzono w mieście zarządzanie kryzysowe oraz program cięć i oszczędności – konsekwencje tego programu są między innymi takie, że pracownicy sektora publicznego stracili część uprawnień emerytalnych i ubezpieczeniowych. Powiedzmy, że policjant na służbie zostaje postrzelony i staje się niezdolny do pracy. W obecnej sytuacji pracodawca nie zapewnia mu stosownej opieki medycznej. Możesz mieć trzy dekady służby za sobą, ale dopóki nie skończysz 67 lat, nic to miasta nie obchodzi. Jeśli oficer policji zginie podczas pełnienia obowiązków, za pogrzeb płaci jego żona, a nie miasto. "
Cytat powyżej to oczywiście ekstremum - Detroit, ale dobrze pokazuje pewne zjawiska również w kontekście twierdzenia o obibokach, nierobach etc.