Ostatnio obejrzałem na internecie odcinek Urban Legends i tak mi się przypomniało, że znam kilka "miejskich legend" m.in. "o tym, że Lenin był grzybem" "czarna wołga porywająca dzieci" oraz "zabójca na tylnym siedzeniu". A wy znacie jakieś miejskie legendy? Jeśli tak to napiszcie jakie, mogą być także straszne.
Taryfa widmo - Kilka lat temu wprowadzono obowiązek montowania kas fiskalnych w taksówkach. Taksiarze protestowali, marudzili ale w końcu musieli w taryfach kasy zamontować. Jeden z cierpów przez kasę fiskalną cierpiał tak bardzo, że w końcu kopnął w kalendarz. Od tamtej pory pojawia się w mieście złotówa widmo. Biada temu kto do niej wsiądzie, duch wywozi klientów w ciemną uliczkę i morduje bez litości
Podobno ktoś kiedyś widział chudego i uczciwego księdza abstynenta. Ale to tylko legenda :(
Ksiądz nigdy nie będzie abstynentem, bo podczas Mszy Świętej musi pić wino.
Czemu Ty kur**akazdy wątek musisz zepsuć swoimi cennymi politycznymi i swiatopogladowymi wstawkami. Masz aż tak nudne życie, że nie potrafisz się zająć czymkolwiek innym? To już jest ten poziom frustracji, który powinien zacząć być leczony.
Smok Wawelski w Krakowie. Ta legenda jest najpopularniejsza w Polsce.
nie chodziło o takie legendy jak ty podajesz "Smok Wawelski" "Św. Kinga" "Hejnał Mariacki". Właściwie dlaczego są takie popularne i takie ważne???
No ja tego typu znam. Albo znam też legendę o zamku Krzyżtopór. Zamek oddalony od mojej rodzinnej miejscowości 9 km, więc zalicza się do Urban Legends. Podobno jest tam gdzieś ukryty skarb jak i że istnieje tunel z tego zamku aż do sandomierskiego zamku i że rodzina Ossolińskich uciekła właśnie tym tunelem do Sandomierza podczas Potopu Szwedzkiego.
W kazdej legendzie musi byc zdzblo prawdy.
Podejrzewam, ze jakies zaginecie wiazano z czarna Wolga na przestrzeni lat 70, bo tak z brochy, bez niczego by nie powstala.
Jakis lubiacy dzieci dygnitarz albo wojewoda?
Jak najbardziej mozliwe.
Milicja sprawe musiala uciac albo zagmatwac.
W Rosji do dzisiaj mowia, ze Beria wyjezdzal polowac na kobiety, ktore juz nigdy nie wrocily do domow.
https://www.newsweek.pl/wiedza/historia/czarna-wolga-lawrientija-berii-postrach-moskwy-nkwd-beria-zsrr/xtqm5ks
Prawdopodobnie kalka z rosji
Cieplo, cieplo...goraco...Dziekuje za swietny link.
Moze uda sie bardziej rozjasnic, chociaz jedna z tych zagadek...
Ja to mam fajnie, bo hoduję węże i nie ma tygodnia, żebym nie usłyszał od kogoś znajomego, jak to U NIEGO NA DZIELNI mieszka sobie babka, która spała z wężem w łóżku, a ten się na nią dziwnie patrzył. Gdy zabrała go do weterynarza, to ten powiedział, że gad się przymierzał i kalkulował, czy może ją połknąć.
Nic śmiesznego, ani ciekawego, dopóki nie uświadomię rozmówcy, że żadnej "babki na dzielni" nie ma, bo ta legenda ma już z 20 lat i ze Stanów dotarła do Europy, a i u Ruskich się zadomowiła.
Tak więc warto się zastanowić ze dwa razy, jak powtarza się pierdolety zasłyszane od znajomych lub wypatrzone w internecie, bo później można trafić na kogoś, kto zna ich genezę i jest klops.
Kolega kolegi z dzielni mówił że jeden wonsz się paczał i kalkulował.
Wonsz to jeszcze pół biedy, ale taki pajonk co siedzi i kalkuluje to za dużo dla mnie.
A z takich historyjek to człowiek w życiu z pincet+ słyszał.
A to, że ktoś wywalił wonsza do kibla i ten przelazł kanałami i kogoś w dupsko (albo inną dolną część ciała) ugryzł. A to że szczury z kibla wychodzą podczas wypróżniania się.
Mój top topów to opowieść na faktach jak to znajomy znajomego zrobił pizze z grzybkami halucynogennymi i zostawił w kuchence. Starzy się nażarli i ojciec zaczął rozmontowywać grzejnik w chałupie. Ten znajomy od grzybków to chyba najpopularniejszy człowiek w Polsce bo w różnych miastach słyszałem tę samą o nim historyjkę.
A kojarzycie to że typiara z psem sie zkleszczyla? xd
Moja ulubiona to historia o taksiarzu i żarówce w gębie.
Niestety nikt nie ma jaj jej sprawdzić (włącznie ze mną).
Mam nadzieję, że Gooz się nie pogniewa ;)
19 grudnia 2000...
Impreza u koleżanki trwa. Jest wręcz zajebiście. Pełno ludzi, świetna muzyka, przepyszne jedzonko. Ja kto już bywa na takich młodzieżowych imprezkach, nie brakowało także trawki... :) Była jedna lufka, potem druga i trzecia... Nawet znalazło się coś na czwartą. Nabombieni byli wszyscy... Nad ranem jednak wszystkich wzięło na spanie i imprezka dobiegła końca...
20 grudnia 2000, 6.00 nad ranem...
Obudził mnie przeraźliwy dźwięk budzika... Głowa ciężka, ciało ciężkie, ale jakoś jeszcze zebrałam siły na to by go wyłączyć. Jednak nie byłam jeszcze na tyle trzeźwa aby pozbierać się z łóżka. Zasnęłm ponownie...
20 grudnia 2000, 6.00 nad ranem...
Ponownie obudził mnie przeraźliwy dźwięk budzika... No teraz to już trzeba się pozbierać i w końcu iść do domu. Jednak już na samym początku dnia doznałam szoku... na zegarku ponownie widniała godzina 6.00. Hmmm... No dobra, może kumpela ma zepsuty budzik, ale ważne że budzi...Jednak nie zapomnę jej zdziwienia gdy stanęła naga w drzwiach do pokoju.
- Co ty tu robisz ?? - zapytała.
- No jak to co... Właśnie wstaję - odparłam dosyć głośno, bo i jej ton wypowiedzi nie nastrajał optymistycznie do wymiany słów...
- No ja widzę, że wstajesz, ale z tego co wiem to wyszłaś ode mnie godzinę temu.
- Godzine temu ?? - zapytałam mocno zszokowana...
- No godzinę temu !! Nie wiem jak weszłaś popnownie i nie wiem co ci jest, ale rób wypad, bo za chwilę wparują tutaj moi starzy i skończy się dla nas dzień dziecka...
No to już widziałam, że coś jest nie tak... Nie chciałam też przeciągać niemiłej rozmowy, szybko się ubrałam i wyszłam. Przez całą droge zastanawiałam się o co chodziło mojej koleżance. Jak mogłam od niej wyjść godzinę temu, skoro zrobiłam to raptem przed chwilą. Nieważne... Całe to zajście rzuciłam w niepamięć jadnak nie na długo.
20 grudnia 2000, godzina ok. 7.30...
W drodze do domu przypomniałam sobie aby kupić karton mleka. Nigdy nic nie wiadomo jak będę się czuć za jakieś 2-3 godziny, a kaca przez cały dzień nie miałam ochoty ze sobą tarmosić. Weszłam do Biedronki... Wsadziłam do koszyka, to co potrzebowałam i skierowałam się w stronę kasy. A przy niej czekała na mnie kolejna dziwna przygoda. Gdy kasierka mnie zobaczyła, od razy się ucieszyła, mówiąc...
- Jak to dobrze, że pani się wróciła. Zapomniała pani swojego portfela...
- Że co proszę ?? - zapytałam...
- Tutaj jest pani portfel, no i proszę dać mleko... skasuję je...
- To nie może być mój portfel, bo ja mam swój w...
... w plecaku. Niestety w plecaku go nie było, a ten który dostałam od kasjerki faktycznie okazał się moją własnością. Wpakowałam go razem z mlekiem do plecaka i wybiegłam ze sklepu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się domu... Całe to poranne zamieszanie u koleżanki i ta historia z portfelem troszeczkę mnie przybiła. Już nie wiedziałam co mam myśleć. A najbardziej bałam się spotkać kogoś znajomego, aby nie dowiedzieć się, że już dziś miało miejsce nasze spotkanie. Całe szczęście aż do samego bloku nikogo nie spotkałam... Niewiedziałam jednak, że najgorsze jest jeszcze przede mną.
20 grudnia 2000, ok 9.00...
Zanim wsiadłam do windy, zerknęłam do szkynki i odziwo nic w niej nie było. Mam bardzo dobrą pamięć i wiem, że jak wychodziłam na imprezkę, to coś w niej było. Nikt z rodziców nie mógł tego wyciągnąć, bo to właśnie ja miałam właściwy kluczyk. Zalałam się łzami... W głowie miałam potforny mętlik... Miałam uczucie, jakby ktoś lub coś chciało się wydrzeć ze środka na zewnątrz. Ciężko to opisać słowami, ale było to coś okropnego... W windzie miałam problem wcisnąć guzik, moje ręce odmawiały psłuszeństwa. Gdyby ktoś mnie wtedy widział, pomyślałby, że jestem na głodzie od tygodnia. W końcu dojechałam na siódme piętro. Czułam, że to jeszcze nie koniec...
20 grydnia 2000, ok. 10.15...
Weszłam do domu. Pierwsze co zwróciło moją uwagę, to mój pokóju. Zazwyczaj gdy mnie nie ma, jest pusty, a drzwi otwarte... Tym razem było inaczej. Drzwi były zamknięte, a w środku koś był. Z początku myślałam, że ktoś do mnie przyszedł i na mnie czeka, ale gdy zobaczyłam swoją matkę, nie wiedziałam co mam myśleć. Kobiecina stała i patrzyła na mnie tak, jakby zobaczyła ducha... próbowała coś powiedzieć, ale nie była w stanie nic z siebie wydusić. Podeszłam do niej i spytalam...
- Co ci jest mamo... ??"
- A ona ciuchutko szepnęła.. - "to z kim ojciec jest w pokoju ??
W tym momencie ugięły sie pode mną kolana. Ogarnął mnie potworny wewnętrzny strach... Zaczęło mi się zbierać na wymioty. Moja matka rozpłakała się... Z pokoju dochodziły nas dziewczęce śmiechy i głos mojego ojca. Złapałam matkę za rękę i powolutko podąrzałyśmy w stronę mojego pokoju. Im bliżej byłyśmy tym ciszej śmiała się owa dziewczyna, a ojcieć zupełnie zamilkł. Stanęłyśmy przed drzwiamy... Przez szybę było widać, kobiecą sylwetkę poruszającą się po pokoju. Bałyśmy się z matką tak bardzo, że naszych rąk nic na świecie wtedy nie byłoby w stanie rozłączyć. Nawet "uścisk śmierci" przy tym, to chwyt noworodka... Złapałam klamkę i po woli zaczęłam uchylać drzwi... Naszym oczom zaczęła ukazywać się owa tajemnicza dziewczyna. Stała tyłem do nas, miała ręce uniesione do góry w geście jakiejś modlitwy czy czegoś podobnego i ubrana była tak samo jak ja... Ojciec leżał na łóżku w pozycji, w jaką układa się zmarłych w trumnach... Było widać, że śpi. Matka nie wytrzymała, chwyciła za klamkę i zamknęła drzwi... Pobiegła do łazienki i zamknęła się od środka. Ja nadal stałam przed drzwiami... Jednak nikt już po pokoju nie chodził. Ponownie otworzyłam drzwi... Ojciec już nie spał. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i powiedział...
- Mialem bardzo dzinwy sen. Chesz... opowiem ci...
Rozpłakalam się i rzuciłam na jego szyję. Ojciec nie miał pojęcia, co przed chwilą przeżyłam z matką. Dopiero gdy zobaczył w jakim stanie ona jest nalegał byśmy mu opowiedziały co się stało. Zaczęłam opowiadać od momentu gdy po raz pierwszy obudziłam się u koleżanki... Cały czas gdy opowiadałam, mój ojciec przytakiwał i mówił - "zupełnie tak samo jak w moim śnie...".
Jest i druga. "Animka" to niegdyś użytkowniczka forum, która już nie żyje.
Info dla młodszego pokolenia nie w temacie.
Wydarzyło się to dobrych parę lat temu i ja już o tym powolutku zapominam, jednak na Nimce wywarło to naprawdę ujemne doznania :( Mieszkam na 13 piętrze... Była imprezka, troszkę zabalowaliśmy (bez alkoholu) no i trzeba było odprowadzić niewiastę do domu. Gdy czekaliśmy na windę z piętra wyżej zszedł mały chłopczyk. Miał góra 6 lat. Był ubrany w coś na wzór dzisiejszych habitów dla dzieci, które idą do Pierwszej Komunii Świętej. W ręce trzymał krzyż... No widok dziwny, bo i pora późna i dziecko same, ale może i rodzice gdzieś w pobliżu... Chłopczyk stanął koło nas. W ogóle na nic nie reagował. Animka do niego mówiła, pytała się gdzie rodzice, ale dzieciak ani mru mru. Ciągle patrzył przed siebie. Ja zwróciłem uwagę, że nie mrugał. Przyjechała winda... Animka wsiadła, a ja jeszcze raz zagadałem do malca i spytałem się czy jedzie znami. Wtedy spojrzał na mnie i zaczął głośno krzyczeć. Jeden ciągły przeraźliwy krzyk... Czegoś takiego wtedy nigdy w życiu nie słyszałem. Wystraszyłem się i wsiadłem do windy. A teraz najgorsze... Zjeżdżaliśmy na parter... Na 10 piętrze winda zatrzymała się i Animka zwróciła mi uwagę, że na tym piętrze stoi ten dzieciak. Nie krzyczał, ale jak tylko winda ruszyła, ponownie zaczął. Od tego piętra dzieciak stał na każdym na wprost windy i przeraźliwie wył... Widzieliśmy go, bo windy w moim bloku mają wąskie szyby. Gdy dotarliśmy na parter dziecka nie było. Odporwadziłem Animkę do domu. Gdy wróciłem do domu z ciekawości poszedłem na 14 piętro zobaczyć skąd ów brzdąc mógł przyjść, ale jedyne co znalazłem, to jego krzyżyk... Puściłbym to wszystko w niepamięć, właściwie już to robię, ale najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że 10 pięter w dół to kawał drogi, a taki dzieciak nie byłby w stanie zbiec równo z windą i w dodatku krzyczeć. Okropne...
to nie miejskie legendy tylko dobre kwasy ;D
Trochę wpisują się w temat creepypasty z tym że te historie dotknęły użytkowników naszego forum naprawdę.
Ale to było dobre. Można by z tej opowiastki nakręcić mocną scenę w dobrym horrorze.
Trochę wpisują się w temat creepypasty z tym że te historie dotknęły użytkowników naszego forum naprawdę.
LOL przecież obie historie które wkleiles krążą po forach creepypastowych od zarania dziejów internetu
Słyszałem kiedyś o Stworzeniu, które wchodzi nocą do polskich dzieci i szepcze im tak wielkie straszności, że potem jak dojrzewają to krytykują, hejtują i trollują wszystko dookoła aż trzeszczy. Tylko kurczę, nie pamiętam jak się to nazywało. Ktoś? Coś?
Może ktoś ze stałych bywalców karczmy „Dobra zmiana” pamięta kto ich nocą odwiedzał.