Czy macie czasem tak, że w waszej głowie błąka się myśl, że to co w danej chwili robicie jest nieistotne, że macie tylko jedno życie i żadna czynność nie jest warta marnowania tego czasu? chcecie spieniężyć wszystko co posiadacie i ruszyć w świat? :D
Czasem myślę że szkoła jest bez sensu bo dajmy na to taka geografia. Uczę się na pamięć mapy Ameryki (rzeki, góry, niziny, wyżyny i inne dziwne nazwy) i po 7dniach pamietam to jak przez mgle a po 30 już nic. Dochodzi do tego ze co tydzień każą uczyć się nowej mapki i nic nie jest zapamiętane. Czy to się przyda? Nie wydaje mi się. Tymbardziej ze lepiej znać nawet 1 mapkę (nie wiem po co komu) dobrze niż 10 i z każdej po troche) a najlepiej gdyby uczyli mapy polski i krajów obok trochę niż Afryki, Azji itp.
Wracając do tematu:
Tak, czasem... a nawet często. Baaardzo często...
To nie myśl, tylko fakt, życie jest bezcelowe. Ale skoro już muszę, to wolę zmierzać donikąd z uśmiechem na twarzy.
Gdzieś tam telepie się we mnie duch Edwarda Stachury ale bardzo głęboko.
"Ruszaj sie Jackie ,idziemy na piwo "
Ja czasem miewam trochę inne myśli. Zdarzy się raz na jakiś czas (co kilka miesięcy) że północ już dawno minęła, siedzę przed komputerem słuchając ulubionej muzyki i przeglądając GOLa lub gram będąc ogólnie zadowolonym z miło spędzanego czasu. I nagle przychodzi mi myśl do głowy, że właśnie w tym momencie kiedy ja w ciepełku i przytulnym pomieszczeniu dobrze się bawię, to ktoś jest mordowany, ktoś śmiertelnie chory umiera lub ktoś brutalnie gwałci niewinną kobietę gdzieś na świecie. I wtedy tak sobie myślę, że to wszystko jest bez sensu...
Mi w trudnych chwilach pomaga myśl, że kiedyś człowiek kopnie w kalendarz i nagle te wszystkie problemy z pracy przestają mieć znaczenie. Trzeba żyć chwilą i nie martwić się co będzie. Aby człowiek zdrowy był.
Czasem tak mam w trudnych sytuacjach, żeby to wszystko zakończyć, ale wtedy nachodzi mnie jakiś piękny kilkudniowy okres po którym uświadamiam sobie, że jednak warto tu pozostać.
Jednak po tym okresie nachodzi mnie dołek, bo uświadamiam sobie, że za miesiąc lub rok już nie będę pamiętał co nastąpiło takiego specjalnego i jest to na zawsze utracone, dlatego marzę, żeby po śmierci okazało się, że możemy sobie obejrzeć swoje życie jeszcze raz niczym film.
Znam ten bol mialem tak samo.
Rok temu Bylem na samym szczycie, tysiace okejek, burmistrzem GOLa, slawa, piniadze. A potem nagle, ze zawiodlem, bany, minusy, klodki, wygnanie.
Ale postanowilem wrocic bo nadzieja umiera do ostatniego harnasia. I zobaczycie ze w koncu rozdupce caly ten uklad i na Golu znowu zaswieci slonce.