Miłość, śmierć i roboty - Netflix, zachwyt i recenzja
Byłbym raczej daleki od zachwytu. Wszystkie te historię gdzieś już były w jakieś formie. Ten zbiór krótkometrażówek nie jest w ogóle świeży ani odkrywczy. To jest powtórka z rozrywki. Jeśli ktoś lubi sobie posiedzieć na YouTube i pooglądać jakieś filmiki, to pewnie obejrzał więcej ciekawszych krótkometrażówek niż ma do zaproponowania ten serial. Mnóstwo nawiązań do gier, filmów i książek. Oczywiste jest że każdy taki odcinek musi mieć twist. Ta seria to taki macdonald dla oczu, dobrze opowiedziana anegdota. Ewentualnie takie coś może reklamować artystę i jego ekipę stojącą za danym odcinkiem. (Jednak większość twórców stojących za "Miłość, śmierć i roboty" nie potrzebuje reklamy, bo sa zawodowcami). Ale nie jest niczym więcej. Nie ma za sobą przesłania, oprócz tych twistów. Są nawet w tej serii polskie akcenty (odcinek "Rybia Noc" został stworzony przez Platige Image"). Dobry hamburger, ale na pewno nie klasyka, a już na pewno nie przełom.
Mi trochę powiało to z Black Mirrow. Ale Epoka Lodowcowa to chyba to był mój ulubiony odcinek a Rybia Noc to no comment. Tak czy siak polecam ten serial. Nawet nie głupi i ocena 8.5 na filmweb sama mówi za siebie.
@Mathias: Moim zdaniem dużo z tego, co napisałeś, właśnie jest powodem do wielu pochwał. Jasne, że spora część tego, co pokazuje Miłość, śmierć i roboty już gdzieś było w takiej czy innej formie. Ale było zakopane, schowane, wymagające wysiłku, by to poznać. Jeden filmik tu. Inny tam. 5 pokazanych na jakimś festiwalu. 3 inne puszczone o 1:30 w TVP Kultura. Tymczasem Netflix, w komfortowej sytuacji bogatego giganta, rzekł: fajne, róbcie. I dzięki temu miliony ludzi mogą obejrzeć i zapoznać się z perfekcyjnie zrealizowanym popkulturowym szczytem szczytów. Podane w przystępnej formie, łatwo dostępne, ale jednak trochę inne, trochę ciekawsze i choć trochę zmuszające do myślenia. Może to nie jest sztuka, ale na tyle blisko, że łatwo się zachwycić. Ja się zachwyciłem.
Zgoda, serial (oprócz kilku wyjątków) ma wzorowe wykonanie. Ba, taka robota godna jest naśladowania. ALE serial jest płytki jak kałuża. Porównując go do innych produkcji Netflixa razi to strasznie. Z technicznego punktu widzenia to jest perełka - ale jest w końcu zrobiona przez fachowców i specjalistów, prawdziwych bonzów animacji filmowej. Za scenariuszami kryją się zasłużeni pisarze. Ale sam szoł jest nadal tylko dobrze wykonaną rzemieślniczą robotą. Nie ma w tym iskry bożej charakteryzującej młodych twórców czy niektórych amatorów. Pewne odcinki przypominają za długie intra do gier wideo (nie bez powodu), a twisty są płytkie i przewidywalne (za scenariuszami stoją ludzie wiedzący jak łatwo zaskoczyć widza, ale są to zwykle ograne schematy bazujące na przyzwyczajeniach). Mimo olbrzymiego zaplecza technicznego i wolnej ręki jaką dał Netflix brak w tym duszy,a jak ktoś nie wierzy w pojęcie duszy, to brak tu czegoś "więcej".
Pamiętam jak Animatrix zachwycał 15 lat temu. Zwłaszcza animacje biegaczki z listem i walka na miecze. Ten serial od razu przypomina stary, gdyż założenia są te same(pokaz animacji i klimat cyberpunku/post-apo itd) + czasem jakiś zwrot akcji czy też puenta na koniec rodem Black Mirror. Bardzo mi się serial podoba, choć animacje mają niedoskonałości i nie są tak perfekcyjne jak wysokobudżetowe filmy ale i tak jest super. Póki co widziałem tylko 4 i jedynie 3ci mi się nie widzi.
spoiler start
Bo prócz pokazu golizny i Uroborosa nic z niego nie wynika
spoiler stop
a dozuję sobie 2 odcinki dziennie.
PS: Zauwżyliście, że po nazwie i logo serialu(serce, X i głowa robota) te zmienia się zależnie od odcinka pod występujące w nim istotne rzeczy? Fajny bajer :)