Jak rozkręcili się Agenci T.A.R.C.Z.Y.
Pierwszy sezon zaczynał z pułapu dna i żenady, by wraz z wejściem do akcji wydarzeń z Zimowego Żołnierza poszybować mocno w górę i zakończyć się naprawdę solidnie.
Drugi, mój ulubiony, utrzymał ten wysoki poziom i moim zdaniem na tym etapie Agenci Tarczy byli naprawdę dobrym akcyjniakiem. Fajne pomysły na rozwój postaci, fajna dynamika między nimi, ciekawe scenariusze - wszystko tu grało.
Trzeci niby dalej trzymał poziom, ale już coś zaczynało mi powoli zgrzytać, jakby twórcom kończyły się pomysły na rozwój części postaci, niektóre wątki rozwijały się za szybko. Wraz z pożegnaniem Huntera i Bobby (o ile sam motyw tego co do tego doprowadziło był durny i na siłę, tak sama scena - świetna) straciłem swojego ulubieńca i już całkiem oglądało mi się to słabiej. Ale jeszcze było OK.
Początek czwartego sezonu był dla mnie słaby. Przekombinowany timeskip i robienie sztucznych tajemnic na zasadzie "COŚ dramatycznego się wydarzyło przez te X miesięcy, ale powiemy wam co dopiero za kilka odcinków!", irytująca Skye, brak pomysłu na większość postaci, no kiepsko. Wraz z wejściem na scenę Aidy zrobiło się trochę lepiej, a arc z Agents od Hydra był już super i uratował dla mnie ten sezon.
Sezon piąty to dno, metr mułu i powrót do poziomu pierwszych odcinków pierwszego sezonu. Gardzę.
Generalnie cały serial jest mocno nierówny, bywają świetne arci, bywają i tragiczne. Już chyba ze trzy razy zarzekałem się, że z nim kończę, żeby potem mimo wszystko wracać i oglądać dalej. Teraz też wmawiam sobie, że piąta seria to była moja ostatnia przygoda z Agentami, ale zobaczymy co z tego wyjdzie :P
To nie pocieszyłeś tą informacją o piątym sezonie. Zapowiada się ciekawie, ale jeśli rzeczywiście wraca do poziomu otwarcia serii, to będzie spektakularne zmarnowanie potencjału. :/