W ramach zmian w systemie nauczania padł dziś kolejny pomysł:
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/raport-nik-nauczanie-matematyki-w-szkolach/2wfq498
czyli już po obniżeniu do skandalicznych 30% usuńmy całkowicie matematykę z matur...
Tak wiem że nie było wtedy obowiązkowej matury z matmy i było to złe. (i to chyba nawet od 83 czy 4 )
Niestety jestem zwolennikiem twierdzenia ze jak ktoś nie potrafi zdać tej matmy na te ograniczone 30% to powinien mieć zakaz korzystania z części usług bankowych jak kredyty choćby.
PanWaras
Myślę, że dla niego po prostu każdy kto wie to co on, nie jest debilem, a każdy kto nie wie to co on, jest debilem.
DiabloManiak
Niestety jestem zwolennikiem twierdzenia ze jak ktoś nie potrafi zdać tej matmy na te ograniczone 30% to powinien mieć zakaz korzystania z części usług bankowych jak kredyty choćby.
Sugerujesz, że frankowicze mieli z matmy <30%?
Tak wiem że nie było wtedy obowiązkowej matury z matmy i było to złe. (i to chyba nawet od 83 czy 4 )
Mówi się, że teraz uczniowie są głupsi niż kiedyś, a mają obowiązkową maturę. To pokazuje, że nie jest problemem to czy matma będzie obowiązkowa czynie, ale do zmiany jest system nauczania. Dodawanie jej czy usuwanie nic nie zmieni (no poza poprawieniem statystyk zdawkowości), dopóki nie zmieni się sam system nauki w szkołach.
A jak ja nie zdawalem matmy na maturze, natomiast mialem ja na egzaminach wstepnych (zaliczonych) na studia, to jestem pol debilem, czy jakos inaczej? :D
Sugerujesz, że frankowicze mieli z matmy <30%?
Ano wlasnie, wielu frankowiczow jest przeciez z obowiazkowych rocznikow matematycznych :D
Problem z frankowiczami to zupełnie inny problem. Obciąć jedna godzinę "religii" w szkołach i przez te lata uczyć podstaw ekonomii.
Problem z frankowiczami to zupełnie inny problem.
:-D
Padłem.
I tak oto DiabloManiak uzurpuje sobie prawo do decydowania kto i z czego będzie korzystał wedle jego widzimisia, a jak coś nie pasuje do jego teorii, jak frankowicze, to sobie powie, że to inny problem :-D
Mevico - czy ja twierdzę że ktoś powinien mieć taka samą wiedze? nie.
Ale jeśli ktoś po przynajmniej 10 latach nauki przedmiotu , mając do dyspozycji kalkulator, tablice matematyczne i możliwość zdawania wersji podstawowej nie jest w stanie uzyskać tych 30% to jest debilem.
I jako debil powinien być pod specjalną osłoną. Tak samo jak prawo chroni dzieci nie dając im pełnej zdolności do czynności prawnych.
Plus w ramach czytania z zrozumieniom może spójrz najpierw na nicki? Albo czy to za trudne?
Paudyn - nie kombinuj ;)
DiabloManiak - no bardzo ciekawe masz pomysły, ale trzeba by je rozszerzyć również na inne dziedziny życia. Tak żeby analogiczni debile bez podstawowej wiedzy z zakresu "x" nie mogli np. głosować w wyborach, posiadać dzieci, prowadzić działalności gospodarczej, zasiadać w radach nadzorczych czy zarządach, pracować na stanowiskach kierowniczych itd. Tacy debile są dużo bardziej szkodliwi niż sierotki co wkopią się w kredyt i społeczeństwo należy przed nimi chronić.
DiabloManiak
czy ja twierdzę że ktoś powinien mieć taka samą wiedze?
W mojej ocenie tak wynika z Twojej wypowiedzi. Sądzę, że jesteś jedną z tych osób, które wyśmiewają uczestników matura to bzdura jeśli nie znają odpowiedzi na pytania, na które Ty znasz odpowiedzi. No ale może się mylę :-)
Ale jeśli ktoś po przynajmniej 10 latach nauki przedmiotu , mając do dyspozycji kalkulator, tablice matematyczne i możliwość zdawania wersji podstawowej nie jest w stanie uzyskać tych 30% to jest debilem.
Tak jak myślałem, potwierdziło się :-)
Ale wiesz, że są i tacy, którzy uważają, że matura to pryszcz i jeśli ktoś nie zda matmy na minimum 95% to jest debilem, a więc według nich Ty, o ile miałeś mniej niż 95%, jesteś debilem :-)
Tak samo jak prawo chroni dzieci nie dając im pełnej zdolności do czynności prawnych.
Niektóre dzieci mają większą wiedzę niż wielu dorosłych, ale skoro lubisz wsadzać ludzi do jednego wora to Twoja sprawa.
Sam nigdy jakiś problemów z matmą nie miałem i mimo, że nieobowiązkowo to miałem ją na maturze. Jestem za wyborem w tej materii (oraz przywróceniem egzaminów wstępnych na studia). Język jakoś tam trzeba znać ojczysty, cała reszta meh nie każdy musi umieć wszystko.
Co do zbędnych humanistów, ścisłowcy za to są niebezpieczni dla innych i produkują beznadziejne gry. Nie wyobrażam sobie wybitnego ścisłowca który nie byłby w jakimś stopniu humanistą - i wicewersal, każdy wybitny humanista musi być w jakimś stopniu ścisłowcem. Mowa oczywiście o stopniach uniwersyteckich, bo tylko takie się liczą.
A w sumie jeszcze jedno co do matur - to polikwidować wszystkie nauki poboczne, zostawić wybór między matematyką, biologią, chemią, fizyką i historią. Cała reszta to jakieś bzdury.
Mój ulubiony fragment, to ten w którym piszą, że matematyka wychodzi słabo, za to w krajach które jej nie mają obowiązkowej wyniki są lepsze...
Pewnie są lepsze, bo im matematyka nie zaniża:)
Moim zdaniem te wnioski formułuje ktoś kto z matematyką nie ma wiele wspólnego, już tłumaczę- dodam tylko że jako umysł typowo humanistyczny od małego pod tym kontem "stymulowany" jakoś skończyłem studia na politechnice i zdolnościami "okołomatematycznymi" posługuję się codziennie.
Matematyka w cale nie jest jakąś objawioną dziedziną nauki do której trzeba mieć "talent" czy "geniusz".
Owszem są pewnie sposoby wychowywania dziecka które w okresie wczesnoszkolnym/przedszkolnym które będą rzutowały na takie a nie inne zdolności, ale bez przesady: już bardziej taką objawioną dziedziną jest np muzyka.
Matematyka to sztuka skrupulatnej pracy i dokładności, precyzji i nie traktowania pewnych rzeczy "względnie". Niestety od małego mówi się że interpretacji jakiegoś obrazu może być wiele, że uczucia mogą być różne i to jest spora przeszkoda w przejściu na naukę w której nie ma miejsca na swoje odczucia i swoje zdanie (oczywiście że jest:), ale to nie jest materiał na naukę w szkole podstawowej/średniej).
Nie każde dziecko/uczeń potrafi na wiarę przyjąć jakieś wzory jako pewnik i je stosować, sądzę nawet że większość dzieci chętnie poszukałoby zakorzenienia tych wzorów w realiach je otaczających.
Prosta sprawa, nikt nie mówi dziecku że przy użyciu wzoru na pole koła wyliczy sobie czy bardziej opłaca mu się kupić 2 małe Pizze czy jedną dużą. Uważam że nauczycielom w szkole brakuje właśnie takiej chęci przekazania dzieciom że matematyka to sztuka opisywania rzeczywistości nas otaczającej, bo kto by pomyślał że ta nieszczęśliwa funkcja trygonometryczna jest podstawą transmisji radiowej? Że ich rozważania jak najszybciej dojść do domu ze szkoły tak na prawdę bliskie są rachunkowi różniczkowemu.
Matma to tak na prawdę najbardziej dokładny język świata.
Sądzę że pomysł z dzieleniem klas na grupy z matematyki natomiast wydaje sie nie zupełnie poroniony, ale trzeba to robić mądrze, tzn względem predyspozycji a nie poziomu wiedzy.
PS: czekamy na Bukarego, uczciwie jestem ciekaw jego zdania na temat.
PS2: Ba, zupełnie bez napinki wprowadziłbym elementy tautologii i może jeszcze rachunek prawdopodobieństwa na każdych studiach humanistycznych, nie żeby utrudnić komuś życie- tylko żeby wiedział jak wielkim narzędziem jest Matma :)
I trochę tak i trochę nie.
Matematyki można nauczyć każdego, korzystania z wzorów pewnie i małpę da się nauczyć. Ale mówimy tu o jakiś postawach. Najlepiej to widać na analizie (czy też nawet wcześniej na logice matematycznej) gdzie nawet dobrze wykształceni matematycznie mogą mieć problem bez "wyczucia", pewnego sposobu matematycznego myślenia. Dlatego całkowicie zmieniłem zdanie o potrzebności matmy na studiach informatycznych - po prostu przygotowuje człowieka do pewnego sposobu rozwiązywania problemów.
Co do humanistów z drugiej strony. To tylko powszechny mit, że coś tam sobie można zinterpretować na multum sposobów. Pewnie na poziomie szkoły średniej tak jest (chociaż już wtedy moim zdaniem nie powinno), jednak poziom uniwersytecki uczy humanistę pewnego zestawu ŚCISŁYCH narzędzi wykorzystywanych podczas analizy, syntezy i dialektyki (taki mały żarcik). Oczywiście jest ileś tam nurtów pozwalających na pewną dowolność ale nadal poruszasz się w założeniach danej szkoły. Poważne nauki humanistyczne są w takim samym stopniu naukami co nauki ścisłe. To, że ktoś tam skończył jedynie ogólniak i twierdzi, że dalej się nie kształcił bo jest "humanistą" to brednie.
@DanuelX
Oczywiście że na pewnym etapie nauki pewniki i niemal dogmaty szkole - upadają.
Natomiast nie zgodzę się ze studia humanistyczne uczą tylko sztywnej analizy faktów i darzeń, tak sie składa że najmłodsze pokolenie mojej rodziny właśnie jest na etapie studiów i z zeznań wnioskuję że główny punkt to analizowanie poglądów i prywatnych osądów prowadzącego. Tak to już jest że takie nauki okraszone są interpretacją.
To trochę tak jakby zapytać dla czego w Polsce jest jak jest, odpowiedzi multum, a jaka satysfakcjonuje rozmówcę?
Natomiast jeżeli chodzi o analizę matematyczną to jeżeli mam być szczery to pomijając praktyczny aspekt tych zagadnień to większość zadań z którymi musiałem się zmierzyć na studiach to były zadania które stawiały na doświadczenie w liczeniu tego rodzaju zadanek i nie wymagały "innego myślenia", ale to było już dawno i mogę patrzyć na te zagadnienia przez krzywe zwierciadło.
W takim razie albo są na początku nauki albo są źle uczeni. Jeśli analizujesz pewne wydarzenie/dzieło artystyczne powiedzmy przez pryzmat postmodernizmu, to stosujesz się do pewnych narzędzi przez postmodernizm wyprodukowanych. Bez znajomości teorii twoje przemyślenia są niewiele warte bo albo "to już było" albo po prostu są mylne. Oczywiście jeśli jesteś w stanie je obronić i zastosować nowe przez ciebie wymyślone narzędzie to musisz je najpierw usytuować w pewnym ciągu ewolucji myśli humanistycznej. Odnieść do tego co było i nadać mu krytycznej wartości naukowej.
Jako polonista uważam, że matematyka powinna być obowiązkowym przedmiotem maturalnym.
Dodam jeszcze że umysł humanistyczny ma szanse na wiele lepsze "zrozumienie" matematyki właśnie przez wnikliwość, ciekawość świata i swoisty empiryzm w nauczaniu, niż sprawnie , algorytmicznie myśląca osoba która jest uznawana za "dobrego z matmy".
PS: Nie żeby coś, kocham sztukę, poezję, teatr i film, lubię przesiadywać ze znajomymi z kręgu humanistów i rozważać i wartości dzieł sztuki itd. Natomiast- nadal doceniam matematykę i fizykę.
@Drackula
Możliwe:) Ale do dzisiaj mam w głowie pewien przykład mistrza stolarki który zastanawiał się jak zwymiarować pewien trójkąt o polu na około 3 metrów, męczył się facet ze wzorami z kartonu które potem musiał przenieśc na płytę meblową, nie wierzył że jak będzie znał wszystkie długości boków i chociaż jeden kąt pomiędzy nimi to owa figura wyjdzie mu wypadkowo.
Dark Crow - ja z przerażeniem to słuchałem przyszłych maturzystek ( tak wynikało z ich rozmowy w biedronce przy kasie, że będą zdawać w tym roku) i próbowały policzyć ile zapłacą za zakupy a to było w stylu 3 x 2 pln, 4 i 5 pln (lody, cola i jakieś czipsy) - trzy rożne wyniki i każdy błędny ;D
Matma to podstawa, oraz w zyciu doroslym, jeden z czynnikow, ktore determinuje kariere wielu ludzi, nawet w dziedzinach, ktorew ludzkim wyobrazeniu maja malo wspolnego z matma.
Problem zaczyna sie juz na elementarnym poziomie, czyli wiedzy o matematyce jako dziedzinie nauki. W podstawowce powinine byz zdecydowanie wiekszy nacisk, aby wpoic ludziom dla glowy to jak wazna w zyciu jest matematyka oraz to jakie korzysci w zyciu czlowieka wiedza matematyczna przynosi.
Matematyka przede wszystkim uczy logicznego myślenia, a patrząc po dzisiejszych nastolatkach, powinni położyć na nią MEGA nacisk. Nie bez powodu to królowa wszystkich nauk. No ale jak to w "państwie PiS" - samodzielne, logiczne myślenie, jest władzy zdecydowanie nie na rękę, więc...zero zdziwienia.
Zdziwilibyście się jak duże problemy mają ludzie z matematyką.
Ja mam problem ze znalezieniem człowieka, który pracę fizyczną potrafiłby połączyć z wykorzystaniem podstaw geometrii.
Liczenie pola powierzchni nawet typowego walca jest dla wielu czymś abstrakcyjnym.
I mówię tu o ludziach zarówno 20 letnich jak i 40 letnich.
A jak zaproponowaliśmy jednemu, że go douczymy, bo sprawiał wrażenie ogarniętego chłopaka i oczywiście dołożymy mu do pensji to powiedział, że on przyszedł do pracy dźwigać, a nie myśleć :)
W firmie w której pracowałem pamiętam przyszedł chłopak na brygadzistę bez jakiejkolwiek znajomości rysunku technicznego. No cóż wyśmiali go a ja byłem zdziwiony bo ZA MOICH czasów to rysunku w podstawówce uczyli i w sumie do dzisiaj wiem co i jak.
Dark Crow ----> mamy galwanizernie. Wiele robót tak jak np cynkowanie wylicza się z wagi i tu problemu nie ma bo mnożyć czy dodawać to i na telefonie można.
Są natomiast inne usługi, które liczy się z decymetra kwadratowego i tu pojawia się problem, bo trzeba mieć jakieś pojęcie.
Ja nawet nie wymagam robienia wycen, bo to jest moje zadanie, ale żeby na przyjęciu towaru człowiek miał pojęcie czy przyjął detal o powierzchni 100dm2 czy 5dm2, ba żeby on w ogóle wiedział co to jest decymetr kwadratowy.
O wyznaczaniu prędkości niklowania chemicznego metodą wagową nie będę nawet wspomniał, bo to już "wyższa" matematyka :)
Wielu ludziom się po prostu nie chce myśleć, a ponoć myślenie nie boli.
Przejdzcie na podstawowe jednostki to i problem zniknie :p Decymetry sobie kurna wymyslili :p
Drackula ----> a wiesz, że podstawową miarą grubości powłoki jest um (mikro).
Ciekawe ilu chłopaków, których zatrudniamy wie ile to jest w rzeczywistości, obstawiałbym ze tylko kilku.
I to nie ja wymyśliłem decymetr tak jest po prostu przyjęte, w galwanizerniach nastawionych na wielkie powierzchnie potrafią też podawać w metrach kwadratowych.
Kyahn - Konczylem inzynierie materialowa na wydziale mechanicznym, mysle ze wiem co to mikrometry :p
Moj komentarz odnosnie waszych jednostek nie jest tytlko dla zartu. Kilka lat temy robilem usluge konsutancka dla galwanizerii w Leeds i ujednolicenie jednostek bylo jednym z elementow, ktore polecilem firmie wprowadzic, poniewaz uzywanie roznych jednostek wprowadzalo zbyt duzo zamieszania Tu bylo o tyle gorzej, ze dodatkowo mylili imperialne z SI. Co wiecej, kadra zakladowa, czesciowo z lapanki nie potrafila przeliczac jednostek wiec zalecilem im szkolenie w zakresie podstaw metrologii adekwatnych dla profilu zakladu.
Trudno się dziwić, że mylili imperialne z SI, natomiast bardziej zastanawia mnie fakt czemu w ogóle galwanizernia działała w dwóch systemach metrycznych.
Bo to anglia, oni maja swoje miary i zapewne angielski klient przylazil i podawal w stopach kwadratowych :) Jak przychodzil miedzynarodowy klient podawal w si :) Ale te dm2 to jakas masakra pierwszy raz sie spotkalem :)
splyciles troche ten problem ale niech tam bedzie :p
Problem z przeliczaniem jednostek jest problemem miedzynarodowym i co roku problemy z tym zwiazane kosztuja setki milionow dolarow. Uczylem ludzi z roznych zakatkow swiata, i moze nie wiekszosc ale olbrzymi odsetek na studiach nie wie ile micronow jest w milimetrze.
Przeliczanie roznych jednostek opisujacych np. energie to juz problem na poziomie fizyki kwantowej dla tych ludzi.
To tylko pokazuje jak głupi są ludzie, w dobie dzisiejszej techniki przeliczenie jednostek w jednym, ba nawet między dwoma systemami metrycznymi powinno sprowadzić się do umiejętności obsługi aplikacji w telefonie.
Z resztą ja współpracuję z wieloma firmami i w niektórych, ludzie z logistyki (bo to głównie z nimi mam do czynienia) nie widzą różnicy między np dm2 a dm3, a to jest już w ogóle dla mnie kosmos.
Duże koncerny, które wiedzą, że do wyliczenia ceny za daną usługę na danym detalu wymagane są dm2 po prostu umieszczają takie wyliczenia od razu na rysunku technicznym i problem znika. Jednakże jest to mniejszość.
Niestety czasami to mi się nawet rysunki techniczne bez wagi trafiają co jest mocno uciążliwe.
nie wiem jak dla was, ale matematyka w szkole średniej dla mnie była, mówiąc w prost łatwa.
Fakt że jestem ścisłowcem i z polaka to korepetycje musiałem mieć, a i tak wale byki.
Jednak matmy to ja nie musiałem się uczyć, jakoś wystarczyło to co na zajęciach,
samą maturę zdałem na 5 z matmy, z polaka w sumie podobnie korki pomogły.
Ogólnie że matma może być trudna to dowiedziałem się na drugim roku studiów, na pierwszym to powtórka ze średniej + coś tam jeszcze. Jednak ta trudna matma na studiach oznaczało coś w stylu że musiałem się podszkolić dzień przed egzaminem, ale na 3+ starczyło :)
W sumie np geometria, to sama przyjemność nie wiem moze to dziwne dla niektórych, ale ukończyłem technikum i w sumie matmam to po niektórych przedmiotach zawodowych jeden z moich ulubionych przedmiotów, głównie dlatego ze samo mi przychodziło, bez nauki.
ps w sumie fizyka chemia, biologia też lubiłem, w sumie typowo ścisłowce,
ale za to historia itp to ja praktycznie żadnej daty nie mogłem spamiętać.
Jako osoba, która maturę zdawała ledwie kilka lat temu i która przez 3 lata musiała chodzić na korepetycję żeby jakoś to ogarnąć, to myślę, że matura z matmy powinna być obowiązkowa. Z mojego punktu widzenia problem widzę raczej w sposobie nauczania. Uważam się raczej za humanistę, na zajęciach miałem ogromne problemy ze zrozumieniem materiału, a na korepetycjach łapałem od razu dużo szybciej. Wiem, że cała klasa a jedna osoba do nauczenia to zupełnie co innego, ale niektórzy po prostu potrzebują innego podejścia. Jedni załapią od razu inni potrzebują nad czymś dłużej posiedzieć, a nauczyciel pędzie z materiałem, a że polowa klasy ogarnia a druga już mniej to trudno.
I mówię to też teraz z punktu widzenia gdy mam za sobą kilka lat humanistycznych studiów. Pomijając obowiązkową ekonomie, to na większości innych przedmiotów teoretycznych bez logicznego myślenia ani rusz.
To co chciałem napisać w swoim poście już ładnie ujął Pan Waras, a wynika to z zalinkowanego tekstu.
Według tego (smutnego niestety) raportu NIK to czy matematyka będzie obowiązkowym przedmiotem maturalnym, czy nim nie będzie jest jakąś rzeczą trzecio czy nawet czwartorzędną. Problemem jest tylko jak wygląda nauczanie matematyki w szkołach, a wygląda źle czy nawet tragicznie. Ten raport do serca powinno sobie przede wszystkim wziąć MEN, kuratoria, szkoły i nauczyciele - poczynając od "góry", a kończąc na "dole".
Ja akurat jestem typowym humanistą, brak matematyki na maturze (zdawałem w 1998) powitałem z otwartymi ramionami - jako, że nigdy królowej nauk nie lubiłem, więc pisałem z języka polskiego i historii, czyli przedmiotów, które dla odmiany bardzo lubiłem.
Studia wybrałem humanistyczne, przy czym matma i tak mnie dopadła ;-). Przedmiot nazywał się "Metody i techniki badań społecznych" (czy jakoś tak), prowadzący zajęcia doktor widząc bladych z przerażenia humanistów rzekł, żeby się nie bać, gdyż nie będzie to "matma jak w liceum". Słowa dotrzymał, była to matma cięższego kalibru z wieloma kosmicznymi wzorami służącymi obróbce danych (wówczas robiło się to jeszcze "ręcznie", dziś większość brudnej roboty odwalają komputery). Gość spytał jeszcze "Kto tego nie rozumie, proszę zgłaszać się, zdusimy problem w zarodku, pomogę". Zaufałem, podniosłem rękę i od tej chwili byłem brany jako "mięso armatnie" do demonstracji nowych wzorów, obliczeń i wyliczeń - przy czym wykładowca znowu dotrzymał słowa - tłumaczył, tłumaczył i wytłumaczył, nawet takiemu osobnikowi jak ja. Myślę, że nawet dziś (po jakimś krótkim przypomnieniu), nie pracując w wyuczonym zawodzie od lat piętnastu z hakiem, potrafiłbym badania zrobić "ręcznie" bez jakiegoś blamażu. Morał? Jak wyżej, powtórzę się - niech ci co trzeba wezmą sobie do serca ten raport NIK i pójdą po rozum do głowy. Uczniowie są tu ostatnim ogniwem, a wyzywanie ich od debili na pewno niczego nie zmieni ani nie poprawi. Zmienić się musi przede wszystkim sposób w jaki naucza się matematyki w szkołach. Od tego trzeba zacząć.
To nie jest kwestia debili, tylko kwestia tego, że system edukacji w Polsce jest przestarzały o dekady i w żadnym stopniu nie odpowiada potrzebom rynku. Ja wiem, że KURŁA KIEDYŚ TO BYŁO I LUDZIE BYLI MĄDRZEJSI (oczywiście, że nie byli), ale to nie wina uczniów, po prostu matematyka jest królową nauk - i w związku z tym jest jednym z najtrudniejszych przedmiotów, jeśli nie najtrudniejszym. Sorry, ale jeśli ktoś nie ma predyspozycji ścisłych czy czysto matematycznych, to za cholery nie nauczysz go całek oznaczonych, choćbyś próbował metodą na Testovirona.
Wątek powinien raczej brzmieć "coraz więcej nieuków i debi... w ministerstwie edukacji", bo nawet dzisiaj nikt się nie zająknie, że może czas w końcu przestawić się z tego skostniałego systemu edukacji produkującego bezrobotnych? Dzisiaj się wpaja każdemu, że musi skończyć studia. Wcale nie musi. To jakiś dyshonor być hydraulikiem czy kierowcą ciężarówki? Przecież ludzie w tych zawodach zarabiają bogactwa niż jakieś chłystki po szkole siedzące w urzędach i przybijające pieczątki.
Nie ma co nazywać młodych ludzi debilami, bo to nie ich wina że od lat w ministerstwie edukacji siedzą właśnie debile. System edukacji powinien podchodzić do jednostki, a nie do kolektywu. Każdy jest inny i ma inne predyspozycje. Jeden będzie humanistą, inny "mieszańcem", a ktoś inny jest głównie umysłem ścisłym.
Nawet ludzie pierwotni co polowali na dinozaury kamieniami to znali matematykę , musieli te kamulce policzyć a dzisiejsze magisterki to ani matmy ani historii ani.......
ciekawe czy w państwie pis da się zostać inżynierem bez znajomości matematyki i fizyki ;) pewnie tak bo najważniejsza jest HISTORIA :)
PO PISY to histeria a nie historia.
Problemem nie jest tylko to, że mamy bardzo kiepskich nauczycieli matematyki (dobrych jest naprawdę niewielu). Problemem jest też brak rozwijania logicznego myślenia. Udzielam czasem korepetycji z matmy i to jest momentami straszne na jakim poziomie są u osób które uczę (a jest to poziom ostatniej klasy gimnazjum/pierwszych klas liceum lub technikum) zdolności PODSTAWOWEJ matematyki jak i logicznego myślenia. I w rozmowach z nimi, dowiaduje się, że to nie są odosobnione przypadki, ale często ponad połowa klasy. Nasz system edukacji jest po prostu tragiczny i wymaga zmian.
Ano logiczne myślenie odchodzi do lamusa .Czy to wina systemu edukcji czy inne czynniki mają wpływ ? Who knows ?
Matura? Zamiast tego reliktu powinny być tylko i wyłącznie egzaminy wstępne na studia. Na uj mi matematyka na studia z historii sztuki ? Na uj mi analiza wiersza Miłosza na studia z chemii? A jeśli już ma być matura to niech każdy ma wolny wybór, ALE:
- wybierać 5 przedmiotów które trzeba będzie zdać (w tym język obcy)
- podnieść próg do 50%
Ogólnie szkołę źle wspominam. Niecierpiałem przedmiotów ścisłych i biologicznych, uczyłem się by mieć 2 i zdać i z góry informowałem o tym nauczycieli żeby mi dali wykaz do zaliczenia na 2. Bo uj mnie te przedmioty interesowały (matematyka, chemia, fizyka, biologia) i dalej uj mnie interesują. Radość sprawiały mi tylko polski, WOS i historia, no i geografia czasem, reszta mogła nie istnieć. A prawdziwą radość z nauki poznałem dopiero na studiach gdzie uczyłem się tego czego sam chciałem.
mozna zrobic cos na wzor GCSE w UK. Uczen w zaleznosci od zdolnosci albo zdaje podstawy albo tyle ile zdola. Oczywiscie czym wiecej przedmiotow tym lepiej ale nawet w podstawowej 5tce jest matma :)
Bo według mnie człowiek powinien mieć po ukończeniu nauki obowiązkowej jakąś elementarna wiedzę z każdej dziedziny.
a teraz twoja pensja z ilu (kilkunastu) tysięcy miesięcznie się składa / może jednak warto było poznać matematykę a nie polski, WOS historię i geografię = w sumie śmieciowe przedmioty
być albo mieć
Nie było smutniejszego widoku na studiach niż młodziaki co są tam na siłę bo mamo kazało bo robota będzie.
Ja znam troche osób co poznali i znają matmę a nawet jej uczą i nie zarabiają dobrze, więc matma nie jest też lekarstwem na dobra pensję. Nie ma też śmieciowych przedmiotów, bo z każdego można coś przydatnego wyciągnąć. I wyprzedził mnie juz DanuelX - po kiego miałby na siłę uczyć sie tej matmy jak woli robić w życiu co innego i nie dla każdego priorytetem są pieniądze...
Bo według mnie człowiek powinien mieć po ukończeniu nauki obowiązkowej jakąś elementarna wiedzę z każdej dziedziny.
Jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. A ile to w szkołach jest takich dziedzin jak filozofia, antropologia, religioznawstwo, astronomia, geologia, oceanologia i inne? Zero lub prawie zero.
a teraz twoja pensja z ilu (kilkunastu) tysięcy miesięcznie się składa / może jednak warto było poznać matematykę a nie polski, WOS historię i geografię = w sumie śmieciowe przedmioty
Praca ma sprawiać przyjemność - takie jest MOJE zdanie. Wolę zarabiać 2000 na rękę i mieć święty spokój psychiczny że robię w swojej dziedzinie niż 8 000 w czymś co jest kompletnie nie z mojej bajki.
Śmieciowe przedmioty? Widzisz dla mnie to humanistyka jest najważniejsza bo to ona zdefiniowała dziedzictwo ludzkości i tożsamość narodową. Ty możesz wyżej cenić tego kto umie dobrze liczyć; ja tego kto zna klasykę literatury i ma pojęcie o historii np. Cesarstwa Rzymskiego; nawet jeśli pracuje nie w game devie gdzie za 8000 czy więcej zrobi czwartego Wiedźmina tylko za 2000 w muzeum etnograficznym i oprowadza wycieczki w skansenie.
"mozna zrobic cos na wzor GCSE w UK. Uczen w zaleznosci od zdolnosci albo zdaje podstawy albo tyle ile zdola. Oczywiscie czym wiecej przedmiotow tym lepiej ale nawet w podstawowej 5tce jest matma :)"
Chyba nie ma lepszej zachęty dla pop. rodziców do zafundowania dzieciom wyścigu szczurów.
Z matury powinno się dawno zrezygnować i przywrócić egzaminy na studia.
Co do obowiązkowej matematyki nie mam kompletnie zdania. Zdawałem matematykę na maturze w okresie gdy nie była wymagana. Zdawałem matematykę na studia i na studiach jej się uczyłem. Pojąłem, miałem wysokie oceny ale nie lubię. Ani mnie grzeje ani ziębi. Nie wykorzystuję jej w ogóle w obecnej pracy i żyję.
Iselor:
"Na uj mi matematyka na studia z historii sztuki" aby np. mieć wyobrażenie ile trwało i jakich zasobów było trzeba użyć do wybudowania np. kaplicy Sykstyńskiej :)
Bo jak ktoś rzuci temat, że przykładowo (rzucam liczbą) budowa kaplicy pochłonęła 1000 ton betonu, albo milion ton betonu - to dla kogoś dla kogo matematyka jest obca stwierdzi: co za różnica: to dużo i to dużo ;)
Ale już np. uświadomienie sobie, że taka cysterna z betonem waży np. 40 ton, daje nam pogląd, że 1000 ton można było przewieźć w 25 transportów, a już milion ton wiózłbyś w dzisiejszych czasach na 25 000 transportów, jak jeden transport trwałby np. 2h (załadunek, przewóz, rozładunek, powrót) to 1000 ton rozładujesz w około 7 dni 8 godzinnej pracy.
Milion ton przy takich samych założeniach będziesz rozładowywać 17 lat ;) więc różnica jest znacząca nawet dla historyka sztuki, aby sobie uświadomił o czym jest mowa ;)
" Na uj mi analiza wiersza Miłosza na studia z chemii" tu bym się nawet mógł zgodzić, ale tak naprawdę nikomu to nie jest potrzebne jeżeli nie studiuje polonistyki/historii.
Po co Ci na maturze aż 5 przedmiotów ? Wystarczą 2 + język
Dla studiów ścisłych: matematyka + wybrany pod profil uczelni + język obcy
Dla humanistycznych: polski + wybrany pod profil uczelni + język obcy
Po co się rozdrabiać w aż 5 przedmiotów ?
Co do podniesienia progu trochę się zgadzam, bo na studiach i tak 3.0 do zaliczenia jest osiągane dopiero przy 50% zdanego materiału.
"Jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. A ile to w szkołach jest takich dziedzin jak filozofia, antropologia, religioznawstwo, astronomia, geologia, oceanologia i inne? Zero lub prawie zero."
antropologia, religioznawstwo, astronomia i oceanologia są naukami specjalistycznymi a nie ogólnymi jak historia, matma czy chemia - więc trudno aby na podstawowym etapie nauki (a takim należy nazwać wszystko do matury) rozwijało specjalizacje, bo i tak młode osoby tego nie pojmą.
Filozofia, a dokładniej jej podstawy powinny natomiast być poruszane w szkole średniej w każdej klasie - a przede wszystkim dział filozofii jakim jest logika. Logika natomiast czasem jest poruszana na matematyce.
Elementy antropologii masz natomiast na biologii i historii - pod warunkiem, że są prawidłowo nauczane
Geologia to nic innego jak połączenie geografii z chemią, z czego nawet masz tam więcej chemii
astronomię masz na fizyce
fragmenty oceanologi masz na biologi oraz geografii
Problemem uczniów, nauczycieli czy samego programu nauczania (nie potrzebne skreślić) jest to, że nie łączą wiedzy z jednego przedmiotu z wiedzą z innego przedmiotu i tak np. dziecko (10-12 lat) zapytane o to jak wyglądał świat około 1000 lat temu powiedzą pewnie bez zastanowienia o dinozaurach i ludziach rzucających w nie kamieniami (no dobra przeginam :P - ale chyba rozumiesz o co chodzi), ale jak zapytasz kiedy był chrzest Polski to już Ci odpowiedzą prawidłową datę, potem jak każesz odjąć od daty dzisiejszą datę chrztu polski to nagle pokazuje się "magia" matematyki i logicznego myślenia ;)
Z matematyki przydało mi się w życiu tylko dodawanie stówek do siebie
NIK we wnioskach skierowanych do Ministerstwa Edukacji Narodowej wnosi m.in. o rozważenie możliwości zawieszenia egzaminu maturalnego z matematyki jako obowiązkowego dla wszystkich uczniów do czasu poprawy skuteczności nauczania tego przedmiotu w szkołach.
"Nacielnik" NIKu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Kwiatkowski_(polityk)
Sądząc po wnioskach NIKu ludzie tam pracujący nie mają pojęcia jak skutecznie budować społeczeństwo oparte na myśleniu logicznym.
Jak mawiał jeden z największych matematyków (i seksistów: Istnieje źródło dobra, które stworzyło porządek, światło i człowieka – i źródło zła, które stworzyło chaos, ciemność i kobietę.) w historii ludzkości Pitagoras: Liczba jest istotą wszystkich rzeczy (wersja stwierdzenia "wszystko jest liczbą") czy też bardziej dobitnie: Liczby rządzą światem.
Walić matmę, dawać codziennie 2h wf, body dzieciarnia wraca do domu i pisze pierdoły na forum zamiast ruszyć doopę.
Problemem nie znajomości matematyki nie jest brak umiejętności dodawania, mnożenia czy tam odejmowania, problemem jest niechęć przyjmowania żadnych matematycznych danych przez "humanów".
A potem ktoś Ci powie: nie szczep dzieci bo rtęć jest w szczepionce, a rtęć jest trująca.
Bez zastanowienia się nawet o kwestię jakie jest stężenie, jaka jest dawka oraz jaka jest dawka szkodliwa :P już nie mówiąc o porównaniu stężenia rtęci np. w mięsie ryby Bałtyckiej którą ta sama osoba zajada się na urlopie z rodziną nad Bałtykiem - i właśnie tutaj wchodzą nauki ścisłe które dają właśnie taką wiedzę.
I właśnie po to w życiu codziennym jest potrzebna matma, fizyka i chemia aby rozumieć świat i wiedzieć, że położenie 1 metrowej waserwagi na glebie nie udawania płaskości Ziemi, a jedynie udawania płaskość odcinka 1 metra z około 40 000 km krągłości :P to tak jak by udowodnić że nasza gałka oczna też jest płaska ponieważ w przybliżeniu 1 do 40 milionów będzie płaska :P
Co przy okazji będzie odległością około 600 pikometrów, co daje około 9-10 szerokości atomów helu
Uczniowie nie umieją matematyki bo mają zaległości. Przyjdzie taki do nowej szkoły np. technikum i jak pani z matematyki tłumaczy jak się rozwiązuje jakieś zadanie to uczeń np. nie wie dlaczego pod jakieś zadanie trzeba podstawić taki czy inny wzór bo to było tłumaczone w podstawówce. A ona nie ma czasu dokładnie tego tłumaczyć bo musi z materiałem nadążyć. Uczeń widząc że i tak nic z tego nie będzie to olewa matmę i ciągnie na dwójach byle by zaliczyć. Tutaj najpierw należało by się przyjrzeć jak są prowadzone lekcje matematyki już pierwszych latach i dlaczego uczniom odechciewa się nauki matematyki. Chociaż przypuszczam że głownie z tego powodu że uczniów w klasach jest za dużo i nie każdy ogarnia matemę równie szybko.
Dlatego w dawnych czasach do szkoły średniej były egzaminy z polaka i matmy. Wszyscy którzy się dostawali mieli jakiś tam poziom.
"Dlatego w dawnych czasach do szkoły średniej były egzaminy z polaka i matmy. Wszyscy którzy się dostawali mieli jakiś tam poziom."
Obawiam się, że mieli całkiem dobry poziom. Parę ładnych lat temu z przerażeniem skonstatowałem, że matura podstawowa z matmy to jest właściwie poziom egzaminu wstępnego do liceum w moich czasach.
Może gdyby szkoła zachęcała do myślenia. Może gdyby nagradzała za myślenie. Może wtedy nie byłoby mocy debili? Gdyż tak po prawdzie to wkucie wzorów jaką przedstawia wartość? Co z tego że ktoś opanuje wzory i będzie budzony w nocy wykonywał obliczenia? Jak to się ma do myślenia i debili? Wreszcie o ile podstawowa wiedza matematyczna jest powiedzmy konieczna żeby ktoś zrobił zawrotną karierę jako sprzedawca w sklepie to czy to wbijanie jakiejś części materiału uczy czegokolwiek poza robotycznym zachowaniem?
twostupiddogs
Oczywiście poziom się obniża i będzie obniżał nadal. Taki jest zamysł i będzie realizowany.
Tak poza wszystkim to "obywatel" myślący krytycznie nigdy nie będzie w smak jakiejkolwiek totalitarnej władzy. Spokojnie można sobie odpuścić bredzenie o wolności, demokracji i podobnych... dlatego śmieszą mnie przepychanki zwolenników PO, PiS i innych. Przecież ich tzw. rządy wcale nie mają zmieniać czegoś co ma zostać niezmienione.
Jeśli mam być szczery to bardzo wątpię że brak matematyki "produkuje" czy raczej hoduje debili.
Problem jest złożony a szkoły chyba nie za specjalnie mają za zadanie uczyć. Przynajmniej nie te powszechne. Popatrzmy. Taki Pan Morawiecki nie widzi problemów w naszym kraju jeśli idzie o szkolnictwo. Swoich córek jednak to takiej zwykłej przeciętnej szkoły nie posłał. To jak to jest?
Niestety, ale szkolnictwo jest kolejnym obszarem po służbie zdrowia, z którego państwo wycofa się.
Skutki będą katastrofalne - replikacja elit oczywiście wszystko będzie działało do czasu jak plebs będzie miał z czego żyć, bo jak nie będzie miał to będzie rewolucja.
twostupiddogs
Po pierwsze rewolucje czyni się odgórnie. Po kolejne są już sposoby aby zaradzić najpotężniejszym oddolnym gdyby takowe a zagrażające pojawiły się.
Masz niestety słuszność iż państwo wycofuje się tyle że wypada odpowiedzieć czym obecnie jest państwo. W czasie globalizacji i zwalczania narodów jako takich (przynajmniej w niektórych miejscach na tej planecie). Nie ma państw czy też są w zaniku (kolejny raz nie wszystkie i nie wszędzie). Czym jest twór którego strategiczne rejony jak tele-informatyka, elektrownie, woda, wszelakie złoża zostały sprywatyzowane czy oddane ... komuś tam. Jakie to państwo? Cóż to za państwo którego tzw. rządy bez względu na logo czy przekonania (prawica lewica jakieś zas.... centrum i reszta tych bredni) zadłużane jest nieustannie u lichwiarzy którzy mogą naciskać tak aby wycisnąć co chcą? Ludzie widzą Tuska, Kaczyńskiego i wielu wielu innych. Niektórzy nawet lubią ich widzieć jako mężów stanu. To są w mojej ocenie chłopcy w krótkich spodenkach którzy jedynie czasem intuicyjnie bez reprymendy potrafią wykonywać stosowny plan. A co oni u licha potrafią? Byli prymusami w szkole z matematyki? Mieli dyplomy z czerwonym paskiem? Oni nic innego nie potrafią jak nasłuchiwać skąd wieje wiatr i wystawić tyłek tak aby wnikliwie ich przedmuchał. Bo przedmuchany jest przydatny i nie komplikuje. I tak się te "elity" będą bujać. Na trupach krajów, narodów. Tego się na Wawelu pochowa tamtemu da order Cwelineczki ostatecznie da się posadę bez względu czy zna język jako konsultanta a potem znowu do (polityki) kiedy już ludzie zapomną iż to zwykły pajac. Pajac zaś z wdzięczności bo zerem nadal będzie wykonywał dyrektywy. Jako premier, prezydent i master of the wszystko. Medialna gwiazda. ;-(
Już jest pozamiatane.
Ludzie nie chcą czytać książek. Choć i ten obszar jest raczej zdominowany przez knigi "właściwe".
Wolą oglądać jak kolejny raz jakieś tam jury wklepuje do szoł biznesu kolejne beztalencie z warstw sobie podobnych. Warstw wdzięcznych że mogą być "kimś".
Już jest pozamiatane. :-(
Akurat brak matmy na maturze ma swoje plusy i minusy np ktos ma zdolności jezykowe, jest slaby z matmy to teraz ma szanse skonczyc jakas filologie itp ale z 2 strony moze narobic plage studentow ktorzy jakos pokacza na 3 studia nie potrafiąc zbyt wiele i zacznie sie kolejny placz studentow w mcdonalds
Problemem nie znajomości matematyki nie jest brak umiejętności dodawania, mnożenia czy tam odejmowania, problemem jest niechęć przyjmowania żadnych matematycznych danych przez "humanów".
Proszę tak nie szafować. Sam jestem matematycznym antytalentem (albo miałem złych nauczycieli), jednak wszelkie matematyczne dane przyjmuję ;) Lubię wszelkie dane statystyczne, ba! astronomia jest jedną z moich ulubionych dziedzin wiedzy mimo że często nie wszystko rozumiem (ale kto rozumie dobrze fizyke kwantową?). To że nie umiem matematyki nie znaczy że nie rozumiem codziennych danych matematycznych, fizycznych i chemicznych, które mnie otaczają lub że jestem zwolennikiem płaskiej ziemi...Proszę mnie nie obrażać. Ja się zajmuję swoimi dziedzinami, inni niech sie zajmuja matematyką.
Przeczytaj to raz jeszcze ;)
Po pierwsze "human" jest w cudzysłowiu, co jak możesz się domyślić nie oznacza humanisty strike, a osoby która łatką humanisty zasłania słoje lenistwo :)
Co do przyjmowania do wiadomości danych matematycznych - to trzeba je też weryfikować o czym pisałem już wyżej w komentarzu do Twojego postu o różnicy między 1k a 1kk ton betonu.
Przykładowo dana matematyczna:
w substancji A jest 0,1 substancji B: masz daną matematyczną - którą możesz przyjąć do wiadomości wraz z informacją, że substancja B jest oznaczana jako "T" na opakowaniach (toksyczna).
Czy to znaczy, że substancja A jest również trująca ? Część osób powie Ci, że tak, część, że nie - wszystko w zależności jaką "prawdę" chcą Ci przedstawić. Natomiast Ty powinieneś zapytać o:
- jaka jest jednostka 0,1
- ile jest substancji A
I dopiero wtedy masz pełne dane matematyczne po weryfikacji które mają jakieś znaczenie - o czym obawiam się, że bardzo wiele osób zapomina.
SULIK
Ty z kolei zapomniałeś o zadaniu pytania co to znaczy trująca? Równie dobrze w substancji A może być 0,5 substancji B, ale ta trucizna staje się dla człowieka trująca dopiero wtedy gdy substancja A ma 0,7 substancji B. Nie tylko dane matematyczne się liczą.
mevico - trująca znaczy, że jest trująca sama w sobie - np. cyjanek potasu a o interakcjach nie mówimy z prostego powodu - bo o nich nie napisałem w przykładzie.
Ale jak chcesz bardzo prostego przykładu to:
w pestkach wiśni jest cyjanek potasu, cyjanek potasu jest trucizną - zgadza się ? zgadza
czy to znaczy że połknięcie pestki wiśni nas zabije ? no na pewno nie ze względu na toksyczne działanie cyjanków.
dlaczego ? ponieważ taka dawka, jaka znajduje się w pestce jest zbyt niska aby zabić człowieka. Już pomijam tutaj kwestię wydzielania się, mielenia, rozdrabiania etc. ponieważ w tym przykładzie nie ma to żadnego znaczenia.
Pestkę wiśni można zastąpić też migdałami jak masz ochotę bawić się w rozdrabianie i udowadnianie, że z pestki i tak by się nie wydzieliło, nawet jak by stężenie było odpowiednie.
I tak naprawdę aby szarlatanowi który wmawia ludziom, że pestki wiśni zabijają, bo są trujące odpowiedzieć, aby spadał na drzewo nie potrzeba wielkiej wiedzy z chemii, toksykologii. Potrzeba tylko 2 umiejętności:
- wyszukiwania danych
- matematyki na podstawowym poziomie
Pierwsza zdolność, aby znaleźć stężenie KCN w pestce oraz dawkę śmiertelną LD50 dla KCN
matematyki aby porównać dwie te wartości do siebie.
Teraz drugie pytanie też matematyczne: czy picie wody kranowej może zabić ? Oczywiście, że tak - tylko musisz naraz wypić 10-20 litrów ;) tylko śmierci nie spowoduje skład chemiczny, a masa wtłoczona do organizmu. I tutaj też wystarczą podstawy matematyki aby na to pytanie odpowiedzieć.
SULIK
W mojej ocenie nie trzeba nawet podstaw matematyki tylko trzeba umieć wyszukiwać informacje, tak aby w razie potrzeby znaleźć potrzebne informacje. Nabijanie ludziom głowy zbędnymi wzorami jest bez sensu, by efektywnie działać ludzie powinni umieć znaleźć wzór w sytuacji gdy jest im on potrzebny.
mevico ale matematyka nie polega na wkuwaniu wzorów, a na logicznym myśleniu i rozwiązywaniu problemów.
jedynie co trzeba "wkuć" to oznaczenia takie jak +, -, potęga, pierwiastek etc. i bo bez tego to nawet nie znajdziesz danych których chcesz szukać, a całą resztą da się znaleźć - problem jest taki, że trzeba wiedzieć czego szukać i taką wiedzę (ogólną) powinna dawać szkoła.
A bez podstaw matematyki nie policzysz, czy dawka 1 g danej substancji jest śmiertelna czy nie, przy założeniu że LD50 to 20mg/kg.
SULIK
ale matematyka nie polega na wkuwaniu wzorów, a na logicznym myśleniu i rozwiązywaniu problemów.
Żeby rozwiązać problem to musisz mieć wiedzę co do zasad zastosowania określonych działań matematycznych.
problem jest taki, że trzeba wiedzieć czego szukać i taką wiedzę (ogólną) powinna dawać szkoła.
Moim zdaniem wystarczy tylko wiedzieć gdzie szukać, można znaleźć wtedy i odpowiedź na pytanie czego szukać.
Z jednej strony wyniki świadczą o uczniach a z drugiej strony o nauczycielach.
...I słusznie że usunąć, bo po co komu 30%? Na kierunkach humanistycznych i tak nie spojrzą, a na ścisłych wyśmieją. Jakikolwiek przedmiot który ma się zaliczać na 30%, to jest strata czasu. Do tego nie trzeba żadnych egzaminów bo każdy ma przedmiot opanowany na ok. 30%.
Lepiej jak się ten ktoś wyspecjalizuje na 90% w czymś co lubi. Cały świat się specjalizuje. Jak czegoś nie będzie wiedział to się skontaktuje z kimś kto będzie wiedział. Ważne żeby wiedział gdzie tego kogoś znaleźć.
Jak widać dla niektórych te 30% to i tak nieosiągalny poziom więc system działa.
Poza tym matematyka jest marginalizowana a to przecież najważniejszy przedmiot w szkole. Dlaczego matura z języka polskiego ma być obowiązkowa a z matmy już nie?
Uważasz, że jak będzie miał 31% to będzie w porządku? To znacz, że umie czy nie umie? Bo 31% niezależnie od dziedziny to jest zajebiście mało jak na taki egzamin. Szkolnictwo wyższe wyśmieje taki wynik. To się nijak nie broni.
zgadzam się: jak już przeprowadzać jakikolwiek egzamin, to zdanie powinno być na minimum 50% +1 punkt
wszystko poniżej powinno być traktowane jako nie znajomość tematu.
co do humanistycznych przedmiotów to zdecydowanie matma zdana na 50% na humanistycznych przedmiotach będzie bardziej przydatna niż matma zdana na 30%.
Z zdawaniem to dużo zależy od nauczyciela i nie jest to miarodajne, są nauczyciele mniej i bardziej wymagający, niektórzy puszczają każdego, nawet największego matoła. Te 30% na maturze świadczy nie o znajomości matematyki tylko o tym, że osoba, która zda potrafi w miarę logicznie myśleć. Tu nie chodzi o znajomość matematyki, tak samo jest z maturą z języka polskiego - papier świadczy o tym, że osoba potrafi czytać ze zrozumieniem.
W innym wypadku... Po co w ogóle matura? Może by brać ludzi na studia bez niej?
To powiem w skrócie. Nie zgadzam się, jako podatnik, aby wyższe uczelnie marnowały czas i przez to też pieniądze na osoby które nie powinny się na tych studiach znaleźć. A bez egzaminów wstępnych na uczenie do tego dochodzi. Tak samo jak zaliczanie na 30%. Matura ma być świadomym wyborem i ma być zaliczana min. na 51%. Poza J. polskim dwa dowolne przedmioty do wyboru.
Nie wiem czy wszyscy to wiedzą (przez lata się trochę zmieniło), ale na maturze podstawowej mamy takie rzeczy jak kalkulator i karta wzorów, gdzie w karcie wzorów są wszystkie wzory na to, co może wystąpić w takiej maturze.
Na maturze podstawowej jest kilka zadań typu "oblicz % z liczby" itp.
Jeżeli ktoś nie jest w stanie zdać jej na 30% to jest zwykłym debilem i tyle, nie jest to wina nauczycieli.
Jak dla mnie poziom jest zdecydowanie za niski tej matury. Jej zdanie wcale o niczym nie świadczy, ale jej niezaliczenie już tak ;)
Ja do egzaminow wstepnych z matmy do LO ani podczas matury z matmy nie moglem miec zadnych pomocy w formie kalkulatora ani tablic. Wszelkie potrzebne dane byly dane wraz z zadaniami.
Nawet pomimo tego, ze byla to rozszerzona matma, to jednak wiekszcyh problemow nie bylo.
Patrzac na zadania z 80/90 a tymi co daja teraz to jednak widac dosc spora roznice w trudnosci.
Na maturze z fizyki moglismy miec tablice fizyczne, ale kalkulatorow nie.
Drackula
W mojej ocenie to słusznie (brak kalkulatorów). Jestem ich przeciwnikiem w takich sytuacjach pomimo iż przez większość życia byłem cieniutki z matematyki. Ten mój "talent" do matematyki tak naprawdę nie był ani winą moją ani matematyki ale to inna historia.
Jeśli jednak uznajemy że matematykę ma się "zrozumieć" to kalkulator w mojej ocenie w tym zrozumieniu nie może pomóc.
Żeby zdać maturę powinno się zdobyć co najmniej 50-60%.
Zwalania winy na nauczycieli za brak elementarnej wiedzy z matematyki to debilizm.
To ja licytuje mocniej i powiem, że by zdać powinno się mieć przynajmniej 90% :-D
aby zaliczyć na minimum programowe wystarczy 50% + 1 punkt. 30% wiedzy wymaganej do zdania to kpina.
90% to jest już po prostu zdanie z bardzo dobrym wynikiem.
SULIK
No widzisz, a ja se uznałem, że mniej niż 90% to kpina, każdy tutaj licytuje to i ja mogę :-)
ciekawe czy ktos z was zatrudnilby projektanta majac swiadomosc, ze ta osoba od liceum/technikum az po skonczenie studiow jechala na 30% minimum programowym :p.
Kurna, ja bym sie bal, ze mi sie sciany nad glowa spotkaja :p
Ale tacy to w większości polytykamy zostajo.
Projektanta czego - kogo?
Powszechna edukacja potrafi zniszczyć naturalne predyspozycje danej jednostki.
O ile pewien poziom wiedzy z konkretnych rejonów jest konieczny dla fizyka, matematyka, inżyniera, fizyka jądrowego czy nawet pani pracującej przy kasie... to pakowanie części materiału jest w mojej ocenie jedynie "kształtowaniem" jednostki. (deformowaniem jej?)
Ludzie posiadają różne predyspozycje a edukacja powszechna ma za zadanie utrzymać pewien poziom nawet nie wiedzy a stosownych informacji. Częstokroć ma (czy też niegdyś miała) wyprodukować stosowną/wymaganą ilość przyszłych pracowników danego "rejonu".
Ma się to wszystko nijak do natury a natura ma swoje prawa. Sądzę iż ocena predyspozycji danej jednostki powinna być nakazem aby mogła się rozwijać w kierunku dla siebie naturalnym przez co najbardziej przydatnym dla ogółu.
Jak już pisałem. Nie neguję iż podstawowa wiedza ogólna jest potrzebna czy przydatna w nawet obecnych społeczeństwach (matematyka, język, fizyka itp,) natomiast masowe wciskanie programu powyżej pewnego minimum uważam za okaleczanie jednostki. Ze wskazaniem na jednostki ponad przeciętne czy wręcz genialne a które nie są w stanie choćby z racji młodego wieku przeciwstawić się takiemu formowaniu.
Poza tym to nie może być tak że hoduje się roboli bo do wyższych zadań (jak bycie gwiazdą TV czy wielkim scenicznym wyjcem) to są wyższe kasty co to od pokoleń bez względu na talent czy częściej jego brak muszą być na świeczniku i zarabiać miliony za zbijanie bąków. Nie pojmuję zupełnie dlaczego większość na to pozwala.
Czy każdy kto zarabia mniej niż pajac z TV jest dowodem na brak inteligencji? Może tylko nie potrafi się przeciskać waląc z grzywy czy rozpychać się przy użyciu łokci? Czyż każdy kto pracuje fizycznie, przy łopacie, na kasie to osoba o mniejszych predyspozycjach czy pomniejszej inteligencji? Jeśli ktoś lubi sobie odpowiadać na to pytanie "tak" to zapewniam że tak nie jest czy też nie zawsze tak jest. Najlepiej jest wygrać los na loterii. Urodzić się we właściwej rodzinie. Ileż tośmy się naczytali i nasłuchali o "sprawiedliwości społecznej" i równemu traktowaniu dla każdego. Kolejna rewolucja, kolejny ustrój a jakoś nie widać tej sprawiedliwości.
Wreszcie segregowanie ludzi przez pryzmat pochodzenia z takiego a nie innego obszaru np. społecznego potrafi być krzywdzący. Ileż to talentów nie usłyszeliśmy tylko dlatego że młoda dziewczyna musiała śmigać na kasę aby utrzymać rodzinę. W tym samym czasie byle barachło z tatusiem który jest aktorem i ma koneksje staje się kolejnym pokoleniem aktorów. Obniżając świadomość artystyczną wieeelkich skupisk ludzkich jeśli nie całego narodu.
Z "dziedzicznością sukcesu" trzeba zrobić porządek. Gnoje od prawa przez centrum do lewa krzywdzą tych zdolnych ludzi. Zabijają naturę. Natura po prostu jest. Nie godzi się z nią walczyć czy ją modyfikować. Za wysokie progi.
Predyspozycje wyznacznikiem a nie konszachty.
Przy okazji podam przykład. Tak żeby zrobić sobie wrogów i dać się łatwiej zaszufladkować. Pani Kazadi. Wśród białych istnieje mit iż czarni są niezwykle muzykalni i zdolni wokalnie. Jak zdrowia pragnę słuchając wycia Pani Patrici (przepraszam nie wiem czy dobrze napisałem imię) czułem nieziemski ból i nie nie ból za przep. dupy tylko głowy. Ale Pani Kazadi jest skazana na sukces. Z racji pochodzenia i specyficznej przeszłości jej ojca. I teraz co by się nie działo ona bez względu na wszystko będzie tłukła szmal. Natomiast pewna pani którą obserwuję choć "z ukrycia" powiedzmy pracująca w biedronce, dziewczę o niezwykłym talencie spędzi resztę życia jako kasjerka. Boli mnie to wszystko jako istotę wrażliwą na piękno. Boli mnie poczucie bezradności. Na obecną chwilę nie jestem w stanie pomóc pani kasjerce która jak sądzę już pogodziła się z losem.
Tak być nie musi.
Mam mieszane uczucia. Są ludzie o silnie humanistycznych predyspozycjach, którzy mają wyraźne i ewidentne problemy z naukami ścisłymi. Trzeba uważać by ich talentów nie stracić, tylko dlatego, że się im rzuca matematykę pod nogi.
Z drugiej strony zgodzę się, że matematyka pogłębia wyobraźnię humanistów i jest im przydatna, nawet jeśli sami o tym jeszcze nie wiedzą. Sęk w tym, że aby stworzyć kompatybilność pomiędzy matematyką a humanistą, to trza mieć dobrego nauczyciela od matematyki, z zacięciem nie tylko pedagogicznym, ale też humanistycznym i wdziękiem rock&rollowym. Tymczasem spora część matematyczek to zimne suki, idące przez szkolne życie z wdziękiem obryzganego skunksim sikiem dzika. Nie zachęcają, zrażają, nie umieją nauczać, umieją grać ludziom na nerwach a nie na gitarze.
Jestem więc za uwolnieniem humanistów od ryzyka porażki życiowej. Bo są potrzebni, wbrew pozorom, również w branży, w której sam pracuję. Prawie wszyscy są po politechnikach, większość ma problemy z poprawnym posługiwaniem się językiem polskim w słowie mówionym i pisanym (wewnętrzne instrukcje roją się od wszelakich błędów językowych, włącznie z ortograficznymi), wiedza ogólna młodego pokolenia inżynierów jest na skandalicznie niskim poziomie. Tutaj pierwiastek humanistyczny by się przydał, ożywił by społeczność mało rock&rollową i praktycznie zupełnie nie montypythonowską, uwrażliwił na pewne kwestie, zawstydził z wiedzy nieścisłej i poszerzył horyzonty.
Życie jest zbyt krótkie aby być tylko maszynką od cyferek wprzęgnięta w korporacyjny wyścig szczurów. Ludzie są różni, tę różnorodność należy mozaikowo składać do kupy, a nie z góry odrzucać. Dla dobra wspólnego. W firmie, w której pracuję, wykorzystanie różnych predyspozycji i potencjałów wreszcie zaczyna zdawać maturalny egzamin. Korzyści dla firmy są oczywiste. Tak jak humaniści nie powinni całkiem odcinać się od możliwości jakie niesie matematyka, tak ściśli powinni rozumieć, że odrobina rock&rollowego szaleństwa to kreatywność, a nie destrukcja.
Ale część humanistów i tak na studiach gdzieś matematyka dorwie. Jak nie w postaci jakiejś pochodnej statystyki to lingwistyki kognitywnej. Ale to obu stronom wyjdzie na dobre.
Ja idąc na kierunek biologiczny też chciałem uciec od matematyki. Naiwny nie wiedziałem w co się pakuję. Statystyki pod różnymi postaciami miałem 4 albo 5 semestrów. :)
Chciałbyś, aby CI nauczycielka na gitarze grała...
wystarczy by dobrze uczyła matematyki
tylko tyle i aż tyle
Jak tak to wszystko czytam, to stwierdzam, ze chyba trzeba powrocic do "starej matury" (podrasowanej o pare rozwiazan administracyjno-ogranizacyjnych z tej nowej) oraz egzaminów wstepnych na studia. Wszyscy beda mieli wybor, a uczelnia sama wyselekcjonuje sobie odpowiednich kandydatow.
humanista to koles ktory jest dyslektykiem dysgrafikiem pisze jak kura pazurem na podstepne hasło 3x8 siega przerazony po komorke.
Prawda jest taka ze dzieciom teraz nie chce sie uczyc , nie chce sie czytac i tyle.Z polskiego jakiegos bryka sie w skrocie cos ogarnie cos sie wysteka i bedzie dop albo i trzy z matmy sie tak nie da.
Stad 90% uczniow teraz to "Humanisci".Wiekszosc posiada koszmarne braki z klas VI i VII na hasło 2x=0 100% odpisze x=--2.
I tak to leci.Skad coraz wieksze nacxiski zeby usunac matme obowiazkowa?
ano stad ze pytanie na matme ukladaja debile.Ktorzy nie potrafia ulozyc normalnych stadnartowych pytan tylko musza wydziwiac, kombinowac a potem z niepokojem zbierac sie na konferencjach o zalosnym poziomie matmy.
Siedze w tym temacie 30 lat ( wlasznie minelo) obecny program matmy jest powycinany z waznych informacji a przeladowany bzdurami do niczego nie potrzebnymi.
Przyklad : trygonometri nie ma w VIII kalsie , za to uczedn musi wiedziec ze jak ma trojkat prostokatny i ma 30 st kat to wtedy jak ma tu dana to tamta bedzie dwa razy wieksza.Po co do kur.... nedzy uczyc takich bzdetow skoro w nastepnym roku bedzie mial trygonometrie i tam sie dowie ze to jest sinus 30 st i wynosi on 1/2.Po co tracic czas na rozwiazywanie d... zadan na uklady rownan bez ukaladow rownan bo one sa w nastepnej klasie , uczen przechodzi droge przez meke bo rozwiazac zadanie pod uklad rownan bez ukladou rownan nie jest latwo wytlumaczyc ( pomijam fakt po cholere to niby robic ) a i tak bedzie sie o tym uczyl w nastepnej klasie.
Pozdro
ze pytanie na matme ukladaja debile
Trzeba to kiedyś pokazać tym profesorom nauk ścisłych, którzy pracują dla Centralnej Komisji Egzaminacyjnej... Niech drżą przed merytoryczną i metodyczną wiedzą Belerta!
dzieciom teraz nie chce sie uczyc , nie chce sie czytac i tyle
Prawda. Czekam na jakieś konstruktywne propozycje, jak ten problem rozwiązać.
Swoją drogą, Belercie, popierany przez ciebie PiS już 4 lata miesza w edukacyjnej kadzi. Czemu wciąż mamy takie problemy i takie, jak piszesz, debilne programy nauczania?
Po co wogole szkola jak wszystko jest necie.
Czlowiek ma cala widze ludzkosci w iphonie. Za 10 lat bede wszczepy do mozgu wiec smiesza mnie ludzie ktorzy jeszcze sie czyms tak sredniowiecznym jak szkola przejmuja.
To bylo dobre 800 lat temu. Ale bydlo dalej woli isc do ciasnej sali i siedziec przez 8 godzin. System musi produkowac ciemnote i zombi do wykonywania polecen.
Siara dobrze mówi.
Zamiast posyłać dzieci do szkoły, rodzice powinni maluchom kupić tablety z dostępem do internetu i zostawić je przed ekranami za kazdym razem, jak wychodzą do pracy, a po powrocie sprawdzać, czego się dowiedziały, przeglądając ciekawe strony WWW.
A jak kogoś nie stać na internet, niech się za karę męczy z jakimiś książkami. Ale w domu, bo szkoły niepotrzebne, więc trzeba wszyskie zlikwidować.