Poszerzanie świadomości o tym, że jesteśmy dyskretnie odwiedzani przez pozaziemskie cywilizacje jest konieczne.
Warto wysłuchać co mają do powiedzenia ludzie którzy zajmują się zjawiskiem UFO na co dzień.
Zamieszczę linka do ciekawej audycji radiowej poruszającej ten właśnie temat i mocne cytaty z tej audycji.
Na początek cytaty, później link:
Robert: Będziemy dzisiaj mówili, o czymś w co wierzy 3% ludzi. Będziemy dziś mówić o tym, że w Polsce były bliskie spotkania 3 stopnia z załogantami UFO...
Jak myślicie, dlaczego ludzie uważają to za kompletną bzdurę?
Igor: Nie mam zielonego pojęcia. Wydaje mi się po prostu że kultura masowa narzuca taki schemat, że to o czym się nie mówi - tego nie ma. Gdyby o tym mówiło się częściej, to by to istniało w świadomości społecznej... W każdym razie nie jest tak że nie ma dowodów, argumentów...
[...]
Robert: Miałeś wiele razy w życiu Marcin okazję spotykać się z ludźmi którzy twierdzili że widzieli UFO...
Marcin: Tak, spotkałem się z wieloma takimi zgłoszeniami.
Robert: I co, ci ludzie oszukiwali - jak sądzisz?
Marcin: Nie, ci ludzie mówili prawdę, tylko tutaj problem polega na tym, że społeczeństwo w to nie wierzy, bo nie ma wiarygodnych świadectw naukowców. Po prostu naukowcy się tym tematem nie zajmują, a społeczeństwo szuka relacji ludzi wiarygodnych, ludzi z tytułami naukowymi.
Na prawdę warto posłuchać.
Miłego uświadamiania -------> https://www.youtube.com/watch?v=0M3IcgueEBM
Kiedyś poznałem gościa, który bredził o kosmitach i zjawiskach nadprzyrodzonych.
Był to schizofrenik, skończył w psychiatryku :)
Na prawdę sądzisz, że zdrowi psychicznie ludzie się tym nie interesują?
No to się grubo mylisz...
Ty raczej się do nich nie zaliczasz. Zakładasz profil na forum o GRACH i w każdym poście sączysz papkę z teorii spiskowych, buddyzmu i metafizyki. Połowa forum ma z tego ubaw a druga połowa jest zmęczona tym całym pierdoleto. Ale ty i tak dalej swoje, jakby ci płacili od posta.
ps: Poratuje ktoś fachową nazwą na ten przypadek?
Ja po prostu ukazuję prawdę o świecie. A to że ktoś w to nie uwierzy, nie ma żadnego znaczenia. Chociaż lepiej być świadomym że to jest prawda...
Chłopie, jaką prawdę? Twoje posty to zwyczajny bełkot, jesteś podatny na te bzdury bardziej niż małe dzieci.
Gdyby ktoś nawiązał kontakt z UFO i mógłby go wiarygodnie potwierdzić stałby się najbardziej znanym człowiekiem i przeszedł do historii. Naukowcy jednak wiadomo nie chcą się wychylać i wolą nie zajmować takimi sprawami.
Niektórzy wierzą w PO ,niektórzy w PIS a niektórzy w UFO.To ja już wolę tych ufoków.Przynajmniej nie jojczą.
Chyba właśnie odwrotnie.
To już się robi męczące... nie możesz wyciągnąć z rękawa jakiejś nowej teorii spiskowej, zamiast ciąglę wałkować temat obcych?
Też miałem zajawkę na Archiwum X i podobne.
Ale serial zestarzał się niesamowicie.
Zacznij przeklejać jakieś inne teorie np. dlaczego w wodzie pitnej jest tyle estrogenów albo zadzwoń do bazy jaszczuroludzi niech ci coś podeślą lepszego...
Kiedyś miałem takie flow, że jedząc obiad przed pracą, oglądałem takie pierdoły na YT ... a żeby mi coś brzęczało.
A czy te kosmity okadzają swoje części intymne szałwią?
Prosimy o niezakładanie kolejnych wątków o mocno zbliżonej tematyce i zamiast tego kontynuowanie dyskusji w już istniejących tematach. W przeciwnym razie kolejne tego typu działania zostaną uznane za próby spamowania/trollowania.
Jesteś gorszy od kociarzy, bo gdy ich widzisz możesz przynajmniej zamknąć drzwi i udawać że ciebie nie ma, a ty Grzegorzu bezczelnie narzucasz swoje zdanie mając albo zrytą banię albo wierząc że jesteś mega trollem A NIE JESTEŚ!!! Więc ogar albo psychiatryk bo przez takich idiotów działają róznego rodzaju sekty sprawujące obrzędy satanistyczne, okultystyczne i czarną magię oraz oszuści manipulujący ludźmi którzy zapatrzeni w nich jak w obrazek są w stanie oddać dobrowolnie lub przepisać na nich majątek. Jeśli nie pójdziesz się leczyć pewnie niebawem usłyszymy w wiadomościach: "Tragiczne!! Grzegorz A zabił swoją żonę i dzieci twierdząc że są kosmitami. Obezwładniony przez policję wykrzykiwał "kosmici istnieją, oni chcą nas zgładzić, oni nas porywają i przeprowadzają na nas badania" Lekarze nie wykryli w jego krwi obecności narkotyków, prawdopodobnie cierpi on na chorobę psychiczną. Dla bezpieczeństwa został zakuty w kaftan bezpieczeństwa i przewieziony do szpitala psychiatrycznego. Za kilkukrotne okrutne morderstwo grozi mu od 15 do 25lat więzienia. W ostateczności może zostać skazany nawet na dożywocie. Policjanci apelują: nie dajcie się wplątać w róznego rodzaju tajemne sekty i organizacje. Gdy zauważycie że ktoś należy do jakiejś niebezpiecznej organizacji dzwońcie na policję!!!"
Wierzysz w okultyzm i czarną magię i to jest dla ciebie OK, a wiara w UFO już jest zła?
To z tobą jest coś nie tak, a nie ze mną...
a czy ja napisałem że wierzę??? NIE! napisałem tylko że przez takich łatwowiernych głupców jak ty działają sekty sprawujące okultyzm i czarną magię. Napisałem o ogółu nie o tobie bo tobie jest niżej :) Twoja reakcja dowodzi sensu twojej wypowiedzi i tego że naprawdę masz zrytą bańkę. Wszyscy się tutaj z ciebie nabijają więc radzę ci udzielaj się gdzieś gdzie indziej a nie zawracaj dupy porządnym ludziom swoim widzimisię. Skoro ty wierzysz to inni pewnie też więc udzielaj się na forach o kosmitach, uprowadzeniach, reinkarnacji gdzie udzielają się tacy jak ty. Swoją drogą serio sądzisz że na forum o grach kogoś przekonasz? Twoja inteligencja musi się równać 0. Tutaj prędzej by ktoś uwierzył, że Geralt był prawdziwą postacią niż w to że ufoludki sobie latają... Nie takie rzeczy się tutaj działy ,więc twoje UFO nic nie zmieni. Poszukaj w internecie forum o kosmitach tym zyskasz nasz szacunek że się stąd wyniesiesz. Oprócz tego zapisz się do psychiatry
Szkoda słów... Albo to kolejny kiepski troll, albo kolejny młody chłopak który zniszczył sobie mózgownicę. Jeśli to drugie, to poważnie, jest mi go żal...
Sam się interesowałem takimi rzeczami, ale to było w okolicach 2005 roku kiedy byłem podrostkiem z podstawówki a nie dorosłym facetem. Na szczęście szybko wydoroślałem, i jemu też tego życzę.
ps: Tylko nie zrozumcie mnie źle, moje zainteresowanie takimi rzeczami kończyło się na czytaniu książek i oglądaniu ,,z archiwum X'' ze starszym bratem a nie na ,,nawracaniu'' wszystkich naokoło.
Co ma wiek człowieka do świadomości tego jak na prawdę wygląda świat?
Brak słów na to co ja tu wyczytuję...
pensjonariusze w Tworkach tez uwazaja, ze wszyscy wokol sa nienormalni a nie oni.
@NewGravedigger Zgadzam się sam kiedyś otwierałem 15 jajek niespodzianek :)
Robert Bernatowicz to jedna z nielicznych osób publicznych w Polsce, która ma odwagę mówić o tym że nasza planeta jest odwiedzana dyskretnie przez pozaziemskie cywilizacje.
Robert mówi jak sprawa wygląda na prawdę.
Cytat z filmu który zamieszczam:
"Ja już mam za sobą ten moment, gdy zastanawiałem się czy to jest prawda czy nie.
To jest prawda. Z tym się trzeba będzie zmierzyć.
To jest traktowane niepoważnie przez społeczeństwo"
https://www.youtube.com/watch?v=wiMNWxFtDZU
George A
Temat wałkowany od kilkudziesięciu lat.
Są tacy którzy uznali że to byty z innej planety, czy z innego wymiaru. Niektórzy że to coś co zwie się demonami (opisywanymi w księgach religijnych) a podszywają się pod coś co człowiek w obecnej fazie rozwoju czy cofania się w rozwoju może uznać za UFO. Jeszcze inni to że to system dezinformacji służący ukrywaniu tajnych projektów wojskowych czy nawet działanie ukrytej władzy rozwijających alternatywnie technologię w ukryciu. To co sobie ktoś wybierze czy co do niego dociera najlepiej to już kwestia typu człowieka. Są też tacy którzy twierdza że to wszystko bzdury. Ci ostatni częstokroć bardzo lubią śmiać się z innych i nazywać wszystko teoriami spiskowymi. Smutnym niestety jest że częstokroć ci którzy lubią się przytulać do tzw. nauki jakoś nie za specjalnie z tym naukowym podejściem podchodzą do zagadnień ogólnie.
Ponieważ nie chciałbym rozpoczynać jakiejś "g...no burzy" napisze tylko że w obecnej nauce jest masa spraw czy zjawisk które powinny zostać poddane kolejnej weryfikacji. Tego jednak panowie od jedynej słusznej nauki robić nie chcą. Jakoś im wystarczy to co jest i tak ma być. Przy czym nie chodzi mi jednak o rasy z innych planet. Ale np. o Newtona czy astrofizykę. Ileż to na przykład naczytaliśmy się głupot na temat dinozaurów? Jakie to naukowe były filmy Spielberga. ;-) he he.
Sprawa wygląda trochę tak że np. sporo jest prac na temat tego jak to Kościół chciał ludzi trzymać w ciemnocie. To teorią spiskową oczywiście nie jest. Ale już to że w innej ciemnocie utrzymuje się populację obecnie już jest. Tako to właśnie podchodzi się naukowo.
Kiedyś prowadziłem strasznie przykrą rozmowę z pewnym człowiekiem. Przykra gdyż ile to się naczytałem jakim to jestem idiotą. Rozmowa była o ataku na Irak dla którego powodem były bzdury o broni masowego rażenia. Niewyobrażalne że człowiek ten naukowo próbował mi udowodnić (kiedy już mleko rozlało się) że USA nigdy nie plotło o broni masowego rażenia w tym nawet atomowej. Naukowo podchodząc do sprawy znalazłem mu stosowne wypowiedzi na stronie białego domu. No chyba Biały Dom to wie co publikuje? Biało na czarnym były tam wypowiedzi tego czy owego z otoczenia prezydenta gdzie pierniczyli te swoje dyrdymały.
Powody dla który zaatakowano Irak czy Afganistan są zgoła inne niż opowiadali w medich. Jakoś to tym wszystkim naukowcom do głowy nie chciało dotrzeć.
Są zdaje się odtajnione dokumenty na temat oprysków ludności cywilnej w UK i USA (coś co wiąże się z tym chemtrialsami czy jakoś tak). Wiadomym że w Wietnamie stosowano takie opryski. Wiadomo że wielu naukowców chce nas "ratować" przed "globalnym ociepleniem" sugerowało takie opryski od kilkunastu co najmniej lat. Ale to wszystko teorie spiskowe.
Reasumując szkoda Twojego pisania gdyż co najwyżej spotkasz się z szyderstwami, do nikogo nie dotrzesz a poza tym są miejsca gdzie ludzie wymieniają się opiniami i rozmawiają na takie tematy. Choć dostrzegam jeden problem. Potrafią tam opowiadać takie dyrdymały że to już faktycznie wymaga leczenia. Dlatego że przesada w żadną ze stron nie jest wskazana. Wypada podchodzić krytycznie w sposób ciągły. Zaś jeśli się nie chce czegoś negować bo to świętość czy dogmat. Bo X czy Y powiedział tak czy tak. To mamy do czynienia z wiarą. Nie ważne wtedy kto się głośniej śmieje i etykietkę jakiego wielkiego naukowca sobie przyprawia.
Chciałbym np. zobaczyć jak się mają teorie i projekty Pana Łągiewki który już niestety nie żyje do świata naukowego który go obśmiał. (z tego co mi wiadomo jego praca została sprzedana przez jego syna autor zaś nie chciał stawiać na projekty do szuflady a na rozwój inny niż biznesowy) Projekty sprawdzone i godne rozwijania. Dlaczego miał problem ze znalezieniem dofinansowania? Czyżby się mylił? Nie, po prostu udowodnił że może być inaczej wykraczając poza ramy niezniszczalnych zasad które takie czy inne lobby uznaje za jedynie słuszne. Po co psuć dobry biznes? Po co inwestować w nowe?
Jacy naukowcy dostają dofinansowanie i czym się może kończyć wychodzenie przed szereg doprawdy stosunkowo łatwo sprawdzić.
Tobie zaś życzę braku zaślepienia co byś nie zachowywał się tak jak ci którzy będą z Ciebie szydzić. Zostaw to im. Im wiara w głupoty wychodzi częstokroć znacznie lepiej niż innym.
Warto też pamiętać iż niektórym wersja oficjalna do szczęścia jest wystarczająca. Tacy będą Ci ubliżać najdotkliwiej. ;-)
Tak czy siak niech każdy kroczy swoją drogą.
Pozdrowienia
Dzięki.
Wcale nie przeszkadza mi to, że ludzie się ze mnie śmieją. Oni po prostu cały czas się bronią i nie chcą uwierzyć w to, że to jest prawda.
Reinkarnacja i UFO to jest prawda. A to że ludzie w to nie wierzą nie ma żadnego znaczenia :)
Nie przestanę mówić o tym jak na prawdę wygląda świat, bo zaprzeczyłbym samemu sobie. Ktoś kto ma wiedzę o tym jak na prawdę wygląda świat, powinien się tą wiedzą dzielić z innymi. I nie ma znaczenia że większość ludzi to wyśmieje. Ważne że znajdzie się ktoś kto uwierzy - a to już bardzo wiele.
Wiedza o istnieniu duszy i reinkarnacji oraz wiedza o istnieniu pozaziemskich cywilizacji które odwiedzają naszą planetę to bardzo ważna wiedza.
@George A
"Dzięki.
Wcale nie przeszkadza mi to, że ludzie się ze mnie śmieją. Oni po prostu cały czas się bronią i nie chcą uwierzyć w to, że to jest prawda.
Reinkarnacja i UFO to jest prawda. A to że ludzie w to nie wierzą nie ma żadnego znaczenia :)
Nie przestanę mówić o tym jak na prawdę wygląda świat, bo zaprzeczyłbym samemu sobie. Ktoś kto ma wiedzę o tym jak na prawdę wygląda świat, powinien się tą wiedzą dzielić z innymi. I nie ma znaczenia że większość ludzi to wyśmieje. Ważne że znajdzie się ktoś kto uwierzy - a to już bardzo wiele.
Wiedza o istnieniu duszy i reinkarnacji oraz wiedza o istnieniu pozaziemskich cywilizacji które odwiedzają naszą planetę to bardzo ważna wiedza."
Zwróć proszę uwagę że równie dobrze Twoi oponenci mogą pisać i myśleć tak samo jak Ty.
Tj. iż cały czas bronisz się przed uznaniem że to co twierdzisz z całym przekonaniem jest bujdą na resorach. Prawda ludzie potrafią się bronić w ten sposób. Prawda istnieją takie mechanizmy w ludzkiej psychice. To pewne zawory bezpieczeństwa. Nie przypadek. Tylko kto ma decydować u kogo te zawory uruchomiły się? Ty? Będzie chyba trudno o obiektywizm skoro już masz drogę. Oni? Oni mają swoją. Można się spierać i obrażać ale to do niczego nie prowadzi. Każdy bez względu na to czy ma rację wejdzie głębiej do swojej muszli, okopie się. I tyle. Podobnie jak z dyskusjami o Bogu. Tak samo można udowodnić że jest jak że go nie ma. To tzw. nierozwiązywalne konflikty. Doskonałe by dzielić społeczeństwo. Inną sprawą że kiedy Ty czy ja czy ktokolwiek będziemy się kłócić i wzajemnie przekonywać to w tym samym czasie dzieją się sprawy o których w mediach nie usłyszy się a jednak miejsce mają. Częstokroć kluczowe mające wpływ na wszystko co nam znane.
Jest jeszcze sprawa "dojrzałości". Nie takiej fizycznej i nie związanej ogólnie z wiekiem. Chodzi o dojrzeć do czegoś. I tak ktoś dojrzał do odnalezienia Boga kiedy inny dojrzał do tego aby porzucić w niego wiarę. Skąd ta dojrzałość? To wynik masy procesów psychicznych i chemicznych. Może nawet duchowych o ile uznajemy istnienie czegoś poza fizycznością. Ale kolejny raz. Kto dojrzał? Ten idący do Boga czy ten który porzucił wiarę iż istnieje. Znowu podział. Jeden powie tak a drugi inaczej. No ale powód do wykłócania się jest i można się pośmiać jeden z drugiego.
I zobacz to określenie (użyte przeze mnie "Oni"). Czyż nie brzmi budująco? Np. ja kontra oni. Świetnie podkreśla wyjątkowość jednego nad masą biednych nieświadomych. ;-)
To bardzo grząski grunt. A jak się już człowiek tak okopie to i elektrowstrząsy nie pomogą. (jak gdyby miały pomagać ;-E hehehe )
Odnośnie zdjęć przez Ciebie tu opublikowanych (tych ostatnich). To z całym szacunkiem ale trudno nie pokiwać głową z szyderczym uśmiechem. Nie to żebym to czynił ale domyślam się śmiechów tych onych. Serio. To zdjęcie jest słabe. Komentarz o kapeluszu znacznie ciekawszy. ;-) Chyba lepszym dowodem są pomiary promieniowania w miejscach domniemanych lądowań.
Takich fotek na pęczki tworzą domorośli goście i to nie w fotosklepie ale w paincie.
Niczego nie chcę Ci odbierać i oczywiście jestem daleki aby Cię wyśmiewać ale ta fotka. :-\
A! Jak możesz przestać mówić jak wygląda świat kiedy jak mniemam (być może się mylę) że sam jeszcze tego nie wiesz? Być może nigdy się nie dowiesz. Być może nikt z nas nigdy się nie dowie. Czy to nie za daleko i nie nazbyt misyjnie i jakoś mesjanistycznie?
Żebyś nie skończył jak ci wszyscy co choć bredzą to jednak wiedzą niektórych nawiedzą a potem obśmieją. Trochę to niepokojące.
Zadam trudne pytanie - od jak dawna interesujesz się tematem UFO czy też NOL?
Czy jest Ci znane coś co zwie się Blue Book - raport (zdaje się) i czy masz świadomość że nawet tam podobno jedynie 1,5% przypadków zostało uznanych za niewytłumaczalne? Masz świadomość że to diabelnie niewiele i mogło wynikać jeno z błędów sprawdzających te przypadki a co za tym idzie z 1.5% zostanie niemal nic? Podejście było naukowe i bez sceptycznego nastawienia.
Wybacz proszę te "zdaje się" ale nie jestem komputerem i nie wszystko pamiętam. Nie mam życzenia wprowadzać ludzi w błąd.
Z tym jak w ocenie na tą chwilę wygląda świat zalecam daleko idącą ostrożność. W trakcie podróży nawet po własnej drodze istnieją słupy graniczne, szlabany czy parawany. Jak sądzę te stworzone przez innych jak i przez samego siebie.
Dziś stwierdzasz ponad wszelką wątpliwość iż UFO to ci mityczni oni z odległych galaktyk czy ciemnej strony księżyca aby za dwadzieścia lat śmiać się z sobie podobnych najgłośniej w historii. "Konwersja".
Nie jestem przekonany że ludzi można zmuszać do wiedzy czy świadomości. Są pewne podstawy które wynikają z higieny i wzajemnego współżycia szczególnie w większych skupiskach ludzkich. Są koniecznością. Natomiast ten kto będzie u władzy będzie czynił tak aby było po jego a nie innego. Bez względu na to czy coś jest prawdą czy nie. Doprowadzi nawet do upadku całą planetę bo on wie lepiej. To groźne. Zaś prastarą metodą na prawdziwą władzę było i jest dzielenie ludzi. Tak sądzę. Tu sprawdza się bardzo stare powiedzenie. "Wojna na dole to spokój na górze." I my tu UFO to UFO tamto. I się z siebie pośmiejemy a ktoś właśnie na przestrzeni ostatnich dni zaklepał kolejną cegiełkę do dominacji nad tym nieszczęsnym światem. ;-| No ale jest demokracja więc w wyborach "wybierzemy" tych "naszych". hihihihi
Zawsze lepiej iść razem na piwko czy soczek miast się okładać czy słownie czy po pyskach. A przy okazji szukać conas łączy a nie co nas dzieli. Na poczatek wszyscy wchłaniamy i wydalamy. ;-) Szczególnie że serio w takich dyskusjach jak UFO czy wira w Boga "nawrócenia" to tylko legendy. Jedni drugich nie przekonają. Wręcz odwrotnie.
Tematyką zjawisk niewyjaśnionych interesuję się od wielu lat.
Te zdjęcia które zaprezentowałem nie są słabe. Wręcz przeciwnie, to światowa czołówka.
Co do samej tematyki UFO wystarczy zapoznać się z dwoma przypadkami aby zrozumieć że UFO jest prawdą. UFO to nie tylko latające talerze czy inne latające pojazdy, ale UFO to przede wszystkim wiedza o tym że w tych pojazdach znajdują się pozaziemskie istoty.
Pierwszy przypadek to historia Jana Wolskiego ze wsi Emilcin z maja 1978 roku.
Drugi przypadek to historia Travisa Waltona ze Stanów Zjednoczonych z listopada 1975 roku.
Te historie są tak wiarygodne jak tylko się da. 100% wiarygodności. Dosłownie 100% wiarygodności!!!!
Trudno nie dojść do wniosku że UFO to prawda po zapoznaniu się z tymi przypadkami.
Ale jak ktoś chce udawać że te przypadki nie istnieją to jego sprawa :)
Nie wiem czy znasz te przypadki. Mimo wszystko zamieszczam dwa linki do filmów dokumentalnych.
Emilcin https://www.youtube.com/watch?v=W8LtxZxe0n0
Travis Walton https://vimeo.com/248846460
Kolego @Georgy (mam nadzieję że nie obraziłem zdrobnieniem).
Nie musisz mi dawać linków i niczego tłumaczyć. Ten temat miałem czas zbadać dość wnikliwie. ;-)
Jeśli chodzi o Pana Travisa to proponuję Ci film "Fire in the Sky" być może go skądś wygrzebiesz. Fabularny mający opowiedzieć tą historię. Ale spokojnie każdy może obejrzeć bez ryzyka iż zostanie ufowiercą. ;-E Kolejny to film z Panem Walkenem "Communion" na podstawie książek które mają być autentycznymi przeżyciami bohatera. Oba stare ale jare. ;-)
Zresztą w epoce tęczowych X-Menów mogą być powiewem czegoś innego.
Tak szczerze @George A już przepracowałem ten temat. Żadnych nowości raczej nie nabędę. ;-)
Pozdrawiam Cię serdecznie.
EDIT: Kurcze zapomniałem się odnieść co niniejszym czynię.
Jeśli to jest "światowa czołówka" to Ty się zastanawiasz dlaczego ludzie szydzą? ;-(
@Georg A
Jeśli interesują Cię te tematy a nie widziałeś to może będziesz miał radochę ;-) :
"Chuck Missler - Return Of The Nephilim"
"The Illuminati Secret Space" Seria.
Nie wiem jak u Ciebie z angielskim ale winnyś jak sądzę znaleźć. Czy to napisy czy wersję z już wtopionymi.
Absolutne "must see" czy też "must hear" i ogólnie... ;-)
Jedne z najlepszych zdjęć UFO w historii Polski
Wykonane w Warszawie w 2005 roku.
1.
Oczywiscie ze istoty pozaziemskie nas odwioedzaja i to od poczatku istnienia ludzkosci!
Najlepszymi przykladami odwiedzania istot pozaziemskich sa miedzy innymi Biblia, Koran, Starozytne Swiete Hinduskie ksiegi, mity Greckie, Skandynawskie itd!
Opisuja one bardzo dokladnie spotkania z istotami pozaziemskimi gdzie pierwsi prymitywni ludzie uwazali ich za Bogow a ich technologie za Boska i magiczna!
Najlepszym przykladem opisu statku kosmicznego przez prymitywnego czlowieka jakim byl Ezechiel jest Biblia i stary testament.
Czlowiek ten za pomoca znanych mu prymitywnych slow opisal ladowanie statku kosmicznego nad rzeka Kebar.
„Patrzyłem, a oto wiatr gwałtowny nadszedł od północy, wielki obłok i ogień płonący (oraz blask dokoła niego), a z jego środka [promieniowało coś] jakby połysk stopu złota ze srebrem, (ze środka ognia). Pośrodku było coś, co było podobne do czterech istot żyjących. Oto ich wygląd: miały one postać człowieka. Każda z nich miała po cztery twarze i po cztery skrzydła. Nogi ich były proste, stopy ich zaś były podobne do stóp cielca; lśniły jak brąz czysto wygładzony. Miały one pod skrzydłami ręce ludzkie po swych czterech bokach. Oblicza (i skrzydła) owych czterech istot - skrzydła ich mianowicie przylegały wzajemnie do siebie - nie odwracały się, gdy one szły; każda szła prosto przed siebie. Oblicza ich miały taki wygląd: każda z czterech istot miała z prawej strony oblicze człowieka i oblicze lwa, z lewej zaś strony każda z czterech miała oblicze wołu i oblicze orła (oblicza ich) i skrzydła ich były rozwinięte ku górze; dwa przylegały wzajemnie do siebie, a dwa okrywały ich tułowie. Każda posuwała się prosto przed siebie; szły tam, dokąd duch je prowadził; idąc nie odwracały się.
W środku pomiędzy tymi istotami żyjącymi pojawiły się jakby żarzące się w ogniu węgle, podobne do pochodni, poruszające się między owymi istotami żyjącymi. Ogień rzucał jasny blask i z ognia wychodziły błyskawice. Istoty żyjące biegały tam i z powrotem jak gdyby błyskawice.
Przypatrzyłem się tym istotom żyjącym, a oto przy każdej z tych czterech istot żyjących znajdowało się na ziemi jedno koło. Wygląd tych kół (i ich wykonanie) odznaczały się połyskiem tarsziszu, a wszystkie cztery miały ten sam wygląd i wydawało się, jakby były wykonane tak, że jedno koło było w drugim. Mogły chodzić w czterech kierunkach; gdy zaś szły, nie odwracały się idąc. Obręcz ich była ogromna; przypatrywałem się im i oto: obręcz u tych wszystkich czterech była pełna oczu wokoło. A gdy te istoty żyjące się posuwały, także koła posuwały się razem z nimi, gdy zaś istoty podnosiły się z ziemi, podnosiły się również koła. Dokądkolwiek poruszał je duch, tam szły także koła; równocześnie podnosiły się z nimi, ponieważ duch życia znajdował się w kołach. Gdy się poruszały [te istoty], ruszały się i koła, a gdy przestawały, również i koła się zatrzymywały: gdy one podnosiły się z ziemi, koła podnosiły się również, ponieważ duch życia znajdował się w kołach. Nad głowami tych istot żyjących było coś jakby sklepienie niebieskie, jakby kryształ lśniący, rozpostarty ponad ich głowami, ku górze. Pod sklepieniem skrzydła ich były wzniesione, jedno obok drugiego; każde miało ich po dwa, którymi pokrywały swoje tułowie. Gdy szły, słyszałem poszum ich skrzydeł jak szum wielu wód, jak głos Wszechmogącego, odgłos ogłuszający jak zgiełk obozu żołnierskiego; natomiast gdy stały, skrzydła miały opuszczone. Nad sklepieniem które było nad ich głowami, rozlegał się głos; gdy stały, skrzydła miały opuszczone.
Ponad sklepieniem, które było nad ich głowami, było coś, o miało wygląd szafiru, a miało kształt tronu, a na nim jakby zarys postaci człowieka. Następnie widziałem coś jakby połysk stopu złota ze srebrem, (który wyglądał jak ogień wokół niego). Ku górze od tego, co wyglądało jak biodra, i w dół od tego, co wyglądało jak biodra, widziałem coś, co wyglądało jak ogień, a wokół niego promieniował blask. Jak pojawienie się tęczy na obłokach w dzień deszczowy, tak przedstawiał się ów blask dookoła. Taki był widok tego, co było podobne do chwały Pańskiej. Oglądałem ją. Następnie upadłem na twarz i usłyszałem głos Mówiącego."
Nie ma zadnych watpkiwosci ze czlowiek ten zobaczyl statek kosmiczny z kosmitami w srodku.
UFO to inaczej niezidentyfikowany obiekt latający.
Czy to od razu muszą być kosmici? Takimi nieznanymi obiektami mogą być tajne samoloty wojskowe.
Jak u kumpla grałem w F76 i popijałem rudą to też w pewnym momencie widziałem UFO...Powiadam Wam, oni są... :)
Żeby uświadomić sobie że pozaziemskie cywilizacje na prawdę nas odwiedzają, wystarczy zaznajomić się tylko z 2 przypadkami.
Pierwszy przypadek to historia rolnika Jana Wolskiego ze wsi Emilcin z maja 1978.
Mówiąc coś w dziwnym języku zaprowadziły go do wiszącego nad pobliską polaną statku, gdzie mężczyznę poddano tajemniczemu zabiegowi. Niebawem niewzruszony Wolski opuścił UFO, a w domu o zajściu opowiedział żonie i synom. Tak rozpoczęła się największa i najbardziej medialna ufologiczna afera PRL-u.
Dla Zbigniewa Blani-Bolnara (1948-2003), łódzkiego socjologa i badacza zjawiska UFO, incydent emilciński zaczął się od listu z 29 maja 1978 r., którego autor, entuzjasta ufologii Witold Wawrzonek, pisał: "W późnych godzinach nocnych 25 bm. otrzymałem wiadomość, że na Lubelszczyźnie pojawił się i lądował niezidentyfikowany latający obiekt…" Wawrzonek opierał się o pogłoski zasłyszane od znajomego, które mówiły, że w okolicach Opola Lubelskiego wylądowali "ludzie-żaby". Okazało się, że coś podobnego miało miejsce naprawdę, a głównym świadkiem incydentu był 71-letni rolnik z Emilcina, Jan Wolski.
Listy Wawrzonka trafiły również do prasy i telewizji, rozpoczynając medialną gehennę Wolskiego. W okresie szczytowego zainteresowania jego spotkaniem z ufonautami, Emilcin najeżdżały zorganizowane grupy turystów. Media zareagowały tendencyjnie: oficjalnie nie można było przyznać, że gospodarz przeżył coś, co wykraczało poza wszelkie schematy.
"Zobaczyłem dwie osoby, jak szli"
Był pochmurny, środowy poranek, 10 maja 1978 r. Około 7:20 furmanka Jana Wolskiego wjechała na leśną drogę wiodącą w kierunku jego gospodarstwa. Mężczyzna wracał z sąsiedniej wsi po wizycie z klaczą u rozpłodowego ogiera. Obrana trasa prowadziła obok należącej do niego polany obsianej niedużym zagonem zboża. Wjechawszy między drzewa, Wolski zauważył dwie humanoidalne postaci, które wziął początkowo za myśliwych lub harcerzy:
- Jak oni usłyszeli turkotanie wozu, to zaczęli się na mnie odwracać i spoglądać do tyłu, i jak podjechałem bliżej, to zobaczyłem te ich zielone twarze - mówił Wolski w pierwszej rozmowie z Blanią-Bolnarem. - No to wtedy mnie zdziwiło. Ale […] jadę dalej. Tam był taki strumyczek, czyli potok, choć wtedy same błoto tam było. Oni chcieli przez to błoto przeskoczyć, ale jeden trochę w nie wdepnął. Niedużo. I zaraz za tym strumyczkiem rozeszli się na boki i wsiedli mi z obu stron na furę. Zgrabnie tak, sprytnie wskoczyli.
Nietypowy wygląd i egzotyczny język pasażerów sprawiły, że Wolski nie śmiał ich przepędzić. Jak mówił, ciemnymi skośnymi oczyma i wydatnymi kośćmi policzkowymi istoty przypominały mu widzianych kilkadziesiąt lat wcześniej Azjatów. Dziwna była za to ich skóra: w nieosłoniętych miejscach, tj. na dłoniach i twarzy widać było, że ma zielonkawo-oliwkowy odcień. Resztę ciała humanoidów opinał czerniawy, jednoczęściowy kostium, na karku okrywający coś w rodzaju "garbu", a na nogach przechodzący w kanciaste "buty". Drobni humanoidzi byli niżsi od mierzącego 1,64 m rolnika i sięgali mu mniej więcej do nosa.
Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów siedząca obok furmana istota gestami skłoniła go do zatrzymania się. Klacz wydawała się podenerwowana rozchodzącym się w powietrzu "buczeniem", które, jak się okazało, generował metaliczny pojazd wiszący kilka metrów nad leśną polaną. Kształtem przypominał on wielki błyszczący "chlebak" - prostopadłościan o lekko wypukłym dachu, w którego frontowej ścianie znajdował się prostokątny otwór wejściowy. Spod niego, na cienkich linkach, opadała ku ziemi platforma nazwana przez Wolskiego "windeczką". Charakterystycznym elementem latającej maszyny (która kształtem przypominała świadkowi autobus) były też "wiry" - ruchome pręty-świdry, wychodzące w górę i w dół z czterech struktur po bokach.
Po zejściu z wozu i przywiązaniu konia Wolski został odeskortowany w stronę UFO i poproszony o wejście na windeczkę. Nie bez obaw postawił nogę na stopniu chybotliwego mechanizmu, który w mgnieniu oka, wraz z jednym z humanoidów, uniósł go do drzwi.
- Kiwnął ręką, żeby wchodzić - mówił Wolski, o tym, co działo się potem. - No to ja wszedłem i dopiero mnie posunął tak ze dwa metry dalej, troszeczkę na lewo, w ten pojazd. I tak pokazuje, żebym się rozbierał. Ja miałem taką jesionkę, rozpiąłem te jesionkę…
"Wszyscy jednakowi byli"
Wnętrze kabiny było ciemne, surowe i prawie puste. Rozchodził się w nim dziwny, przenikliwy zapach. Świadek zauważył jedynie kilka kanciastych ławeczek przymocowanych linkami do ściany oraz dwa otwory, w które co jakiś czas operator wkładał zakończony czarną kuleczką "pręt". Nie było tam żadnych urządzeń sterowniczych, zegarów, mierników czy iluminacji; podłoga wydawała się gładka, lecz nie śliska, sufit zaś rozpościerał się niewysoko nad głową Wolskiego. W środku czekali dwaj inni identyczni humanoidzi; dopiero po chwili windą wjechał do środka czwarty załogant pozostawiony na dole. Oprócz jesionki nakazano Wolskiemu zdjąć sweter, koszulę i pozostałe elementy odzienia. Rozglądając się po kabinie maszyny zauważył on miotające się po podłodze czarne ptaki, które nazwał "gawronami" - wyglądające na żywe, choć sparaliżowane.
Kolejny etap pobytu na statku wiązał się z "badaniem" Wolskiego przyrządem wyglądającym jak dwa siwe "talerzyki", które trzymał w ręku jeden z ufonautów. Po zakończeniu procedury mężczyźnie dano do zrozumienia, że może się ubrać. Wspominał on o jeszcze jednym interesującym szczególe - tworze w formie sopla trzymanym przez jedną z istot, z którego pozostali uszczykiwali po drobince i wkładali do ust:
- I oni, wie pan, tam jedli… […] Jak pan uważa, lody u dachu, sople, co to od deszczu namarzają. Przezroczyste, białe to było. I tamci tak łamali po troszku. Łamali po troszku i jedli. To się ukruszało cicho jak ciasto - takie twardsze. […] I jeden się mnie pyta. Tak nie pyta się, tylko pokazuje tak na mnie, czy będę to jadł. Ale mnie się, wie pan, kiwnęło głową, że nie - powiedział Wolski.
Opuściwszy pojazd tą samą drogą, jaką się do niego dostał, 71-latek wsiadł na wóz i wrócił do wsi, opowiadając o zajściu rodzinie. Nie widział momentu odlotu obiektu. Gdy odjeżdżając ostatni raz rzucił okiem w jego stronę, ujrzał wyglądające z drzwi zielone twarze. Syn Wolskiego, Józef oraz sąsiad Bolesław Miotła, którzy kilkanaście minut później zjawili się na polanie, nie zobaczyli już ani zielonych "potworaków", ani ich "cudotworu".
"Lećcie to zobaczycie jakichś cudotworów"
Sprawie emilcińskiej wiarygodności dodawał fakt, że Jan Wolski nie był w niej jedynym świadkiem. Około ósmej rano przelot obiektu nad wsią widział również 6-letni Adam Popiołek i jego młodsza siostra, Agnieszka. Towarzyszący temu hurgot zaalarmował innych mieszkańców, w tym Janinę Popiołek, która przygotowywała dzieciom śniadanie. Przerażona dźwiękiem tak intensywnym, że trzęsącym całą chałupą, kobieta wyjrzała na podwórze, żeby sprawdzić, co się dzieje. Po chwili zjawił się Adaś oświadczając, że widział "samolot wyglądający jak autobus", z którego wyglądał "pilot" o zielonej twarzy, ubrany w ciemny "mundur". Według relacji chłopca, UFO powoli przeleciało kilka metrów nad stodołą, po czym najprawdopodobniej uniosło się w górę.
Równie ważne były pozostawione w lesie fizyczne ślady obecności humanoidów: obok wydeptanych w trawie ścieżek znaleziono tam odciski prostokątnego obuwia utrwalone m.in. na kretowisku i miejscu, gdzie według Wolskiego ufonauta poślizgnął się starając się przejść przez błoto.
- Było tu bardzo dużo śladów. Milicja miała prawo najpierw zabezpieczyć ślady, sfotografować, tylko oni śmiechy se robili ze mnie: że ja usnąłem, że upiłem się; że to, że tamto. Ja miałem za dużo z tym korowodów… Gdyby się stało to teraz, to bym powiedział: "Lepiej nic nie mów!" - relacjonował gospodarz, nieco rozżalony reakcją ludzi.
Dla Zbigniewa Blani-Bolnara najważniejsze było ustalenie profilu psychologicznego Jana Wolskiego oraz określenie jego skłonności do fantazjowania i podatności na sugestię. Mężczyznę poddano szeregowi prób i testów. W orzeczeniu psychiatrycznym dr Ryszard Krasilewicz konkludował: "Z punktu widzenia psychiatry treści wypowiadanych przez Jana Wolskiego nie można określić mianem urojeń. […] Linia życiowa badanego nie wskazuje na obecność u niego zaburzeń osobowości ze szczególną skłonnością do fantazjowania. Jan Wolski nie wykazuje zaburzenia myślenia, porwania wątków myślowych, rozkojarzenia. Psychika badanego wydaje się zwarta, nastrój wyrównany, adekwatny do sytuacji. Wypowiedzi nie noszą znamion sądów urojeniowych, mimo że Jan Wolski wykazuje pełną wiarę w swoje wypowiedzi".
Po dogłębnych analizach, Blania-Bolnar i pomagający mu w badaniach dr Ryszard Kietliński - psycholog z Uniwersytetu Łódzkiego wykluczyli, aby źródłem relacji mężczyzny była obserwacja lądowania helikoptera czy spotkanie z pracownikami kółka rolniczego w Skokowie dokonującymi oprysków chwastobójczych. Niektórzy uważali bowiem, że rolnik mógł wziąć za kosmitów ludzi ubranych w zielone kombinezony ochronne i maski. Z ustaleń wynikało jednak, że 10 maja w Emilcinie nie lądowały żadne śmigłowce, ani nie przeprowadzano oprysków.
Dalsze wnioski ujawniały, że Wolski nie cierpiał na zaburzenia neurologiczne i charakteryzował się wysoką odpornością na sugestię. Złożył też pisemną przysięgę, że to, co mówi jest prawdą. Ostateczny wniosek stwierdzał, że jego relacja opisywała rzeczywiste zdarzenia o anomalnym charakterze. Rozległą dokumentację z badań nad tym przypadkiem, łącznie z analizą najbardziej drobiazgowych wątków, znaleźć można w książce Blani-Bolnara "Zdarzenie w Emilcinie" (1996), w której autor rozprawia się również z kilkoma narosłymi wokół sprawy mitami.
"Za dużo z tym korowodów"
W ówczesnych realiach sprawa Wolskiego skazana była na pastwę mediów i uczonych, którzy chcieli widzieć w niej modelowy przykład prowincjonalnej zabobonności. Publiczne mówienie o niezwykłym doświadczeniu ściągnęło na 71-latka grad krytyki, często ostrej i nieuzasadnionej, oskarżającej go o mitomanię lub alkoholiczno-starcze majaki. Mimo to, jego opis zaskakiwał szczerością i prostotą. Wolski sam przyznawał, że jako rolnik nie nawykł do rozmyślań nad rzeczami wielkimi, takimi jak życie w kosmosie. Nie snuł więc dywagacji o pochodzeniu napotkanych istot, które uznawał za "ludzi" (lub okazjonalnie "potworaków"), mówiących bardzo osobliwym językiem:
- My, jak rozmawiamy, to mówimy wolniej, to i jeden drugiego rozumie, ale jak będziemy tak prędziutko mówić, to też jeden drugiego nie zrozumie […]. Drobniutko mówili i równomiernie. Nie głośno i nie po cichu; wyrazów nie mówili jednych głośnych, drugich cichych tylko równomiernie - twierdził Wolski, starając się opisać mowę ufonautów.
Przygoda z majowego poranka nie wydała mu się przerażająca, gdyż, jak mówił, był człowiekiem "wolnej krwi" - niezbyt bojaźliwym. Choć wierzył w Boga, nie uważał, aby to, co go spotkało miało charakter religijny. Zarejestrowane przez media i ufologów wywiady prezentują Wolskiego jako człowieka niezwykle powściągliwego, świadomego niedoskonałości swojego języka, który z wielką elegancją stara się nakreślić ramy zdarzenia. W odpowiedzi na zarzut Blanii-Bolnara, dlaczego od razu nie powiadomił prasy i telewizji, stwierdził:
- To pan by mógł tak zrobić. Ale ja, chłop ze wsi, to tylko mógłbym sobie pomyśleć: jak to tam, krowy nie wyprowadzone, albo co innego…
Zdarzenie z 10 maja 1978 r. miało wielki wpływ na polską ufologię i uruchomiło lawinę relacji o różnego rodzaju niewytłumaczalnych zjawiskach. Co ciekawe, jesienią tego samego roku zgłoszono dwa przypadki z centralnej części kraju, w których zaobserwowano istoty do złudzenia przypominające emilcińskich ufonautów. Były to incydenty z Przyrownicy (łódzkie) i Goliny (wielkopolskie), które wywołały wśród badaczy sprzeczne opinie. W pierwszym świadkami obserwacji "człowieka o zielonej twarzy" były szkolne dzieci, w kolejnym grzybiarz, Henryk Marciniak, który o bliskim spotkaniu powiadomił lokalny posterunek MO. Blania-Bolnar uznał za godną uwagi tylko drugą historię; zdarzenie z Przyrownicy było według niego "odpryskiem" społecznej fascynacji historią z Emilcina.
Podczas opuszczania pojazdu przez Wolskiego miała miejsce dość nietypowa scena: jak twierdził, nie chcąc "tak po prostu wyjść", stanął przy drzwiach, zdjął czapkę i ukłonił się mówiąc załodze "do widzenia". Istoty starały się powtórzyć gest, przy czym na ich wąskich ustach pojawił się dziwny, niezbyt przyjemny grymas - być może "ichniejszy" uśmiech. Jeśli zmarły w 1991 r. Jan Wolski rzeczywiście dokonał kontaktu z przedstawicielami obcej cywilizacji, tak kulturalnym zachowaniem wystawił Polakom bardzo wysoką notę...
https://facet.onet.pl/strefa-tajemnic/najslynniejsze-ufo-prl-u/ff7qbgj
Drugi przypadek to historia drwala Travisa Waltona ze Stanów Zjednoczonych z listopada 1975 roku
Najsłynniejsze uprowadzenie przez UFO w historii Stanów Zjednoczonych
Młody drwal na oczach kolegów zostaje "postrzelony" przez UFO, po czym znika. Policja rozpoczyna śledztwo, podejrzewając morderstwo, a sprawa staje się sensacją. Po pięciu dniach zaginiony odnajduje się, mówiąc, że został porwany przez istoty nie z tego świata. To nie filmowa fikcja, ale opis rzeczywistego zdarzenia sprzed 40 lat…
Travis Walton jest już po sześćdziesiątce, ale kiedy patrzy się na jego zdjęcie sprzed 40 lat trudno oprzeć się wrażeniu, że w zasadzie zmienił się niewiele. Przybyło mu trochę zmarszczek, jest też bardziej zamyślony i jakby speszony, co jest efektem doznanej przed laty traumy. 5 listopada 1975 r. na zawsze odmienił jego życie i myślenie. Zwyczajny chłopak z Arizony przeżył tamtego dnia niezapowiedziane brutalne zetknięcie z nieznanym.
Walton został wtedy porwany przez UFO na oczach sześciu kolegów z pracy. Zniknął na kilka dni, podczas których intensywnie go szukano, po czym wrócił i niemal rozsypując się psychicznie, opowiedział o czymś, co do dziś budzi kontrowersje…
Postrzelony i porwany
Historia ta jest długa i złożona. W szczegółach została opisana w niezliczonych artykułach ufologicznych, a także książce Waltona, na podstawie której w 1993 r. powstał film "Fire in the Sky" (tytuł polski "Uprowadzenie") w miarę dokładnie oddający atmosferę, jaka w tamtych dniach panowała w mieście Snowflake (dosł. "płatek śniegu"), skąd pochodzili główni bohaterowie historii.
22-letni Walton pracował wówczas jako drwal w ekipie Mike’a Rogersa – swojego najlepszego kolegi i przyszłego szwagra. Firma Rogersa zdobyła kontrakt od leśnictwa na usunięcie zarośli w okolicach Turkey Springs w Parku Narodowym Apache-Sitgreaves. Tamtego dnia na miejscu byli też: Ken Peterson, John Goulette, Steve Pierce, Allen Dallis oraz Dwayne Smith.
Jak w większości spotkań z UFO, nic nie zapowiadało, że stanie się coś dziwnego. Około piątej po południu ekipa wybrała się w drogę do domu, zauważając w okolicy jednego ze wzniesień dziwne światło. "Słońce? Nie. Przecież zaszło jakieś pół godziny temu. To łuna pożaru!" – dyskutowano w półciężarówce, którą prowadził Rogers.
Niebawem droga doprowadziła drwali do miejsca, skąd dobiegało światło.
"W odległości mniejszej niż 30 m wisiał w powietrzu metaliczny statek" – pisał Walton. "Był jakieś 5 m nad kupą gałęzi. Nie poruszał się, wisząc poniżej czubków drzew. (…) Złotawa maszyna wyróżniała się na tle granatowiejącego nieba. Jej delikatne żółte światło nadawało okolicy dziwny blask. (…) Oceniłem, że obiekt ma jakieś 5–6 m średnicy i 2,5–3 m wysokości. Spłaszczony dysk miał kształt dwóch talerzy skierowanych wewnętrznymi stronami do siebie. U góry była ledwie widoczna biała kopułka" – wspominał, dodając, że w spodniej części kadłuba były też "pola" przypominające wielkie okna.
Potem stała się jeszcze dziwniejsza rzecz. Wszyscy byli ewidentnie przerażeni… oprócz Waltona, który, w przypływie młodzieńczej fantazji, wyskoczył z auta i zaczął iść w stronę obiektu. Usprawiedliwiał się później tym, że stanął przed szansą, która mogła się nie powtórzyć i plułby sobie w brodę, gdyby nie obejrzał tego z bliska. Od dawna bowiem interesował się zjawiskiem UFO.
Okazało się, że był to jednak głupi pomysł. Koledzy w samochodzie wołali go, bo chcieli stamtąd jak najszybciej odjechać. Z przerażeniem obserwowali jednak, jak Travis powoli zbliża się do spodka, który nagle zaczął się kołysać i emitować dźwięk niczym "wielka turbina".
"Poruszałem się bardzo ostrożnie, powoli i prawie na czworaka" – wspominał Walton. "Wyprostowałem się, kiedy wszedłem w światło, które miękko opadało na obszar pod obiektem. (…) Skąpany w żółtawej jasności, gapiłem się na niezwykle gładką powierzchnię obiektu. Przepełniał mnie podziw. (…) Dźwięk generowany przez pojazd prawie do mnie nie docierał. Był jak mieszanina wysokich metalicznych tonów. (…) Znowu przykucnąłem, kiedy nagle od spodu obiektu wystrzelił niezwykle jasny niebieskozielony promień. Nic nie widziałem ani nie słyszałem. To było jak paraliżujące porażenie prądem" – dodawał.
Widok Waltona upadającego na ziemię wywołał w aucie panikę. Dallis wrzeszczał, że Travisa "zabiło" i że trzeba uciekać. Tak też zrobili, ale uczucie solidarności z przyjacielem nakazywało Rogersowi wrócić, nawet jeśli miało tam na nich czekać strzelające laserami UFO.
Chwilę potem znowu znaleźli się w pobliżu zwałów odpadów po ścince, ale spodka, który roztaczał wokół siebie blask "stopionego metalu" już nie było. Najgorsze, że Waltona też nie.
Śledztwo, wariograf i powrót Waltona
Drwale pod wodzą Rogersa przeczesali las i nawoływali Waltona, ale nigdzie go nie było. Szybko doszli do wniosku, że trzeba zgłosić sprawę policji. Ok. 19:30 w centrum handlowym w pobliskim Heber ze łzami w oczach opisywali zastępcy szeryfa, co się wydarzyło. Na miejsce przybył szybko szeryf Marlin Gillespie, który potwierdził, że panowie wyglądali na mocno zestresowanych. Kilku z nich udało się potem z funkcjonariuszami na miejsce zdarzenia, ale nie znaleźli Travisa ani niczego, co potwierdzałoby ich wersję wydarzeń. Ponieważ nastała noc i było zimno, obawiano się, że nawet jeśli zaginiony gdzieś tam jest, może umrzeć z wychłodzenia. O zdarzeniu poinformowano też niebawem rodzinę Waltonów.
Następnego ranka (czwartek) ochotnicy i służby zaczęli przeczesywać teren, gdzie chłopak był widziany po raz ostatni. Aktywnie włączył się w to Rogers, koledzy Waltona oraz jego brat Duane. W kolejnych dniach poszukiwania bezskutecznie kontynuowano z użyciem śmigłowców i psów tropiących. Ponieważ niewiele to dało, miejscowa policja i media (wraz z tym jak echo o zniknięciu Waltona zataczało coraz szersze kręgi) zasugerowali, że 22-latek mógł zostać zamordowany albo, co bardziej prawdopodobne, zginął w wyniku nieszczęśliwego wypadku, a jego koledzy zmówili się, ukryli ciało, a następnie wymyślili alibi. Najbardziej naciągane, jakie można sobie wyobrazić.
Hipoteza ta nabrała wartości, okazało się bowiem, że między Dallisem a Waltonem rzeczywiście istniał jakiś konflikt, jednak oskarżenia tak mocno uderzyły w honor drwali, że postanowili oni poddać się badaniu na wykrywaczu kłamstw (wariografie). Testy przeprowadził w poniedziałek 10 listopada Cy Gilson z Arizońskiego Centrum Bezpieczeństwa Publicznego. Zadał on im pytania, czy zrobili Waltonowi jakąś krzywdę albo wiedzą coś na ten temat, czy widzieli go rannego i czy tamtego dnia obserwowali UFO.
Wniosek Gilsona brzmiał: "Badania wariografem udowodniły, że pięciu mężczyzn widziało obiekt, który uznali za UFO, Travis Walton nie został w tamtą środę przez żadnego z nich zraniony ani zamordowany". Mowa tu jednak o pięciu świadkach, bo szósty, Dallis, nie ukończył testu, co znowu zasiało wątpliwości.
Na szczęście Walton odnalazł się niebawem cały i żywy, choć nie wszystko było z nim w porządku.
Gdzie byłeś, Travis?
Kiedy rodzina żegnała się w myślach z zaginionym, jego szwagier odebrał telefon, a głos w słuchawce podał się za Travisa. Mężczyzna wziął to za głupi kawał, tym bardziej że wieść o dziwnej historii obiegła już całą Amerykę. Ten ktoś wrzeszczał jednak, że naprawdę jest Travisem i dzwoni z budki koło stacji paliw w Heber.
To rzeczywiście był zaginiony przez pięć dni Walton, który nim dotarł do telefonu, obudził się na ziemi.
"Świadomość odzyskałem nocą, na zimnym chodniku na zachód od Heber. Leżałem na brzuchu, z głową spoczywającą na prawym ramieniu. Orzeźwiło mnie natychmiast zimne powietrze. Spojrzałem w górę i zobaczyłem, że na kadłubie "czegoś" gaśnie światło" – pisał.
To był ten sam obiekt, który go porwał – tak uznał.
Niebawem, z szumem w głowie i przekonaniem, że stracił przytomność tylko na chwilę, Walton znalazł budkę telefoniczną koło zamkniętej stacji paliw i zadzwonił na centralę, prosząc o rozmowę z siostrą, która mieszkała niedaleko. Słuchawkę podniósł jego szwagier, Grant. Było około wpół do pierwszej w nocy.
Niedługo potem bliscy wtaszczyli zziębniętego i mało kontaktowego Travisa do auta.
– Goliłem się dzisiaj rano, a jestem zarośnięty jak po tygodniu – próbował żartować, nie wiedząc zupełnie, co się z nim dzieje.
– Chłopie, nie było cię pięć dni! – odpowiedział mu Duane, uradowany, że wszystko jednak dobrze się kończy.
Walton wkrótce skonfrontował się z prawdą o tym, co zaszło. Pomińmy to, co pisała prasa i co działo się wtedy w jego głowie. Stan fizyczny 22-latka był lepszy od psychicznego. Okazało się właściwie, że mimo kilkudniowej przerwy w życiorysie, nic mu nie jest. Jedynym, co odkryli u niego lekarze była ranka na łokciu przypominająca ślad po wkłuciu oraz niski poziom ketonów w moczu, które powinny się pojawić, kiedy jego organizm spalałby zapasy tłuszczu wobec braku pożywienia. Ketonów nie było, mimo że Walton zmizerniał.
Wszystkich oczywiście najbardziej interesowało to, co działo się z nim po postrzeleniu przez UFO. W przeciwieństwie do większości ludzi porwanych w ten sposób miał on świadome wspomnienia, choć jak pisała ufolog, Coral Lorenzen, z organizacji APRO, ograniczały się one do kilku chwil po pojmaniu.
"Twierdził, że ocknął się w pomieszczeniu z niskim sufitem, które z początku wziął za szpitalną salę. Na klatce piersiowej zauważył rodzaj owalnego aparatu. Czuł też silny ból. Powietrze w miejscu, gdzie przebywał, było ciężkie, gorące i wilgotne. Walton zorientował się, gdzie jest dopiero po kilku minutach. Wokół stołu, na którym leżał, krzątały się jakieś postaci mierzące mniej niż 1,5 m wzrostu mające bladą skórę, duże oczy, niewielkie nosy, usta i uszy" – pisała.
Walton w swojej książce podał bardziej przejmujący opis:
"Widziałem najpierw jakby zamglone sylwetki lekarzy, którzy nachylali się nade mną. (…) Byli ubrani w pomarańczowe kitle. Nie widziałem ich twarzy, dopóki mój wzrok się nie wyostrzył. Wstrząsnęło to mną i zdałem sobie sprawę, że wcale nie jestem w szpitalu! Patrzyłem prosto w brązowe oczy jakiejś potwornej istocie, a ona patrzyła na mnie" – pisał.
Czując się jak zaszczute zwierzę, Travis zerwał się, odepchnął jedną z istot (była ponoć lekka jak gąbka), a potem chwycił jakiś podłużny przedmiot leżący na stole i zamierzył nim w stronę "lekarzy" o łysych głowach. Wykrzykując pytania, co on tam robi i o co w ogóle chodzi, musiał ich przerazić, bo istoty wkrótce wyszły.
Walton stał o własnych siłach, ale czuł, że wszystko go boli. Ciało powoli odmawiało mu posłuszeństwa, ale postanowił jeszcze poszukać wyjścia. Poszedł korytarzem, którym wyszła trójka humanoidów, a na jego końcu znalazł coś w rodzaju "sterowni" z małym fotelem i drążkami.
"Wkrótce do Waltona zbliżył się człowiek o wzroście ok. 1,8 m, brunet o złotych oczach" – pisała Lorenzen. "Stanął w drzwiach, a porwany podszedł do niego i zarzucił go pytaniami, nie otrzymując jednak odpowiedzi. Nieznajomy chwycił Waltona za ramię i poprowadził go do korytarza lub holu. (…) Następnie Travis trafił do pomieszczenia, gdzie znajdowały się trzy lub cztery metaliczne struktury. Osobnik, który go przyprowadził miał niebieski kombinezon i przezroczysty hełm – bańkę. W następnym pomieszczeniu znajdowały się jeszcze dwie postaci (kobieta i mężczyzna). Nie mieli jednak hełmów. Zachęcając Waltona gestami, skłoniły go, by położył się na stole, a na twarzy umieścili mu coś przypominającego maskę tlenową".
Walton tyle zapamiętał.
Zostają wątpliwości
W zasadzie można byłoby postawić tu kropkę, ale mimo swej spektakularności sprawa drwala z Arizony kryje jeszcze wiele niewiadomych. Trzeba dodać, że Walton nadal utrzymuje, że padł ofiarą porwania, o czym chętnie opowiada w programach telewizyjnych i na sympozjach, co wymaga od niego samozaparcia, ponieważ zaraz po odnalezieniu trafił on pod ostrzał krytyków, który trwa do dziś.
Do jego najzagorzalszych przeciwników zaliczał się Philip J. Klass (zm. 2005) – inżynier i wojujący sceptyk, który twierdził, że zniknięcie Waltona zostało ukartowane przez Rogersa, który w ten sposób chciał przedłużyć czas na wykonanie zakontraktowanych prac. Zarzuty te były absurdalne, sam zaś Klass, kiedy brakło mu już argumentów, skompromitował się, oferując rzekomo Steve’owi Pierce’owi kilka tysięcy dolarów za publiczne przyznanie, że sprawa była mistyfikacją.
Nie jest jednak tak, że przypadek Waltona to same "za" pozbawione "przeciw". Historia ta jest ze wszech miar dziwna i otwarta na rozmaite interpretacje. Przykładowo, szeryf Gillespie uznał, że zaginiony chłopak mógł zostać potrącony przez samochód, zabrany potajemnie do szpitala (stąd ślad po igle), nafaszerowany lekami, a potem wyrzucony na chodnik. Tylko po co komu takie ceregiele? Inna wersja mówi, że drwale obserwowali tajną wojskową maszynę, a Walton, ponieważ widział za dużo, został uprowadzony i poddany "praniu mózgu".
Co więcej, Travis Walton przeszedł kilka testów na wariografie. Ich efekt był bardzo różny, co wywołało dyskusję nad wiarygodnością tej procedury. Sensacją był też jego występ w programie "Moment prawdy", gdzie wykrywacz kłamstw zakwestionował jego odpowiedź na pytanie o spotkanie z UFO. Trzeba jednak pamiętać, że choć w mniemaniu opinii publicznej wynik badań na wariografie ma charakter wiążący, obecnie na Zachodzie coraz częściej krytykuje się tę metodę za nieefektywność i nieobiektywność (w USA temat ten otarł się nawet kilka lat temu o Narodową Radę Badawczą).
https://facet.onet.pl/strefa-tajemnic/porwany-szokujaca-historia-travisa-waltona/tkxhr4m
Najlepiej jest jednak obejrzeć filmy dokumentalne o tych przypadkach. Linki poniżej
Emilcin
https://www.youtube.com/watch?v=W8LtxZxe0n0
Travis Walton
https://vimeo.com/248846460