Wrażenia z pierwszego epizodu The Walking Dead: The Final Season - Clementine i laleczka Chucky
Absolutnie się nie zgadzam z (prawie) każdym zarzutem.
Dostałbym kociokwiku, gdyby AJ był dzieckiem podobnym do Clem z pierwszego sezonu. Dzieciak dorastający w tak popieprzonym świecie, nie znający rzeczywistości sprzed apokalipsy zombie, po prostu nie może być inny. Nie ma zakodowanego "naszego" systemu wartości, widzi świat zerojedynkowo, bo tego został przez Clem nauczony - wróg musi zginąć, bo inaczej on sam zginie. W tym kontekście nawet ostatnia akcja z epizodu broni się bez problemu. Specyficzny styl życia z pewnością odcisnął na nim piętno, co widać w scenie z zabawkami: "co wziąłem, jest moje". Nie zna poczucia cudzej własności, bo nie został tego nauczony - wręcz odwrotnie, zabiera co chce, nie wie co to kradzież. Nie rozumie również, że ktoś może mieć wyrzuty sumienia związane ze swoim złym postępowaniem. Dla niego zagrożenie to zagrożenie, więc jeśli nadarza się okazja, eliminuje je, co zobaczyliśmy na końcu. Można się jedynie czepiać, że jest zbyt dorosły, jak na swój wiek (maksymalnie może mieć sześć lat), ale dusza dziecka wciąż jest w nim obecna, co widać w nielicznych scenach z Teenem. W kwestii rewolweru, zakładam, że pijesz do tego, że chłopiec nie dałby sobie z nim rady. Tego negować nie będę, Ty jesteś specjalistą, ale wydaje mi się, że miał wystarczająco dużo czasu, żeby nauczyć się doskonałej obsługi broni kosztem czytania - co też jest w epizodzie dobrze zarysowane.
Zarzutu o laleczce Chucky kompletnie nie rozumiem, przeczytałem tekst przed kontaktem z pierwszym epizodem i ani razu nie poczułem się, jakbym widział dorosłego uwięzionego w ciele dziecka. Widzę jedynie dziecko nad wyraz rozwinięte jak na swój wiek, choć i tak nie rozumiejące wielu rzeczy, które nam wydają się oczywiste. Szczerze, Clem wydawała mi się większą kulą u nogi w pierwszym sezonie, niż AJ w czwartym. Jej "niewinność" i nieporadność drażniła mnie momentami okrutnie, tutaj AJ jest na zupełnie drugim, czyt. lepszym, biegunie.
Po fabule nie spodziewałem się akurat cudów, ale i tak byłem miło zaskoczony. Bohaterowie są dość dobrze zarysowani, przynajmniej ci, którzy dostali czas antenowy. Z racji tego, że cała akcja będzie dziać się w tej szkole, inni dostaną czas potem.
Generalnie jest to najlepszy odcinek od lat i świetny prognostyk na resztę finału, zwłaszcza w kontekście powrotu Lilly lub Christy, bo to już wydaje się praktycznie pewne. Po słabszym drugim i kompletnie nieudanym trzecim sezonie wreszcie czuję powrót do formy, ale niczego nie przesądzam, bo w poprzednich sezonach też były momenty i skończyło się tak sobie.
Wybory w tej serii nigdy nie miały mieć wielkiego znaczenia, tego zarzutu też nie rozumiem. Gra stawia Cię w określonych, na ogół trudnych, sytuacjach i podejmujesz wybory zgodnie ze swoim sumieniem, sympatiami i antypatiami. To są wybory lokalne, nie wpływające na otaczający Cię świat, ale na relacje z innymi osobami. Poza tym nie ma interaktywnego filmu, który nie poległby w kontekście rozgałęziania historii, po trzech sezonach z TWD powinieneś mieć już do tego zdrowsze podejście. ;)
Co mi się nie podobało:
- irracjonalne zachowanie Clem w piwnicy. Latarka jest bronią, zostawienie jej było przejawem kompletnej głupoty.
- zbyt silna próba zarysowania potencjalnego wątku miłosnego.
Tyle, że mi nie chodziło o jego system wartości, tego jak widzi świat, ale ogólnie o sposób wypowiadania się, dobór słów, czystość wypowiedzi. Apokalipsa apokalipsą, ale dziecko rozwija u siebie sporo rzeczy z czasem, a AJ został napisany przez scenarzystę jako dorosły o wzroście 1,20 co boi się spać na łóżku. Nie ma tych małych subtelnych detali, które widać choćby w God of War, gdzie bóg nie bóg, trole nie trole, ale Atreus co chwila zachowuje się jak dziecko w swoim wieku.
Wiem, że wybory nie będą rozgałęziać historii, ale liczyłem, że chociaż powalczę tak jak bym chciał, a tu właściwa sekwencja klawiszy była też jedna mimo wyboru.
Dla mnie odcinek nijaki z ciekawą końcówką. Ciągle ten sam schemat - zabita dechami prowincja, zbieranie zapasów, nowa ekipa, ktoś podły i tak w kółko. Widzę w nim dokładnie te same błędy, przez które serial TV stracił miliony swoich odbiorców i teraz rozpaczliwie próbuje się go ratować. Po tylu sezonach warto by również rozpocząć z grubej rury - niekoniecznie śmiercią lubianego bohatera - a nie tylko kończyć. Zwłaszcza, że Telltale nie musi trzymać się wydarzeń z komiksu...