Dlaczego tylko osoby, które się czegoś nauczyły mogą zarabiać 10, 15, 20tyś zł i więcej? Dlaczego osoba pracująca fizycznie nie dostaje godnych pieniędzy? Jednym z powodów jest to, że taką pracę może wykonywać każdy. Nie potrzeba do tego wiedzy. To prawda. No ale 2-3tyś miesięcznie za taką ciężką pracę? Tak samo na kasie. Dużo stresu, ciężka praca a wynagrodzenie marne. Naprawdę jakiś tam dyrektor musi zarabiać aż 20tyś zł miesięcznie? Niech zarabia 10 a pracownik fizyczny te minimum 5. Według mnie powinno być po równo dla wszystkich. Jakim prawem ktoś bierze takie duże pieniądze a inny żyje w biedzie? Różnice są zbyt duże, tak mi się wydaje.
#1 Doświadczenie
Pamiętam moją pierwszą "dorosłą" pracę, z umową, 400 złotych miesięcznie. Wstawałem przez cały lipiec o 7.00 rano żeby pisać 10 newsów dziennie w Imperium Gier Wirtualnej Polski. Wytrzymałem półtora miesiąca. Potem kolejne serwisy o grach, gdzie kasa też była gówniana, upokarzająca wręcz, choć może nie aż tak, co 400 zł za 310 newsów. ;)
Ale uczyłem się pisać, ubierać myśli w słowa, obserwowałem reakcje ludzi na konkretne formy tekstu, co mi się bardzo przydało w późniejszej pracy. A dużo osób chciałoby dziś na start dostać 3000 złotych, bo "po mniej nie opłaca im się schylać".
#2 Ryzyko
Pamiętam jak zakładałem swoją firmę. Wywróciłem życie zawodowe do góry nogami. Miałem jakieś oszczędności. Nie dlatego, że dobrze wcześniej zarabiałem, tylko po prostu starałem się odłożyć ile się da. Odłożyłem niecałe 20 000 zł, co w sumie nie było jakąś wielką kwotą, ale pozwoliło mi na zerwaniu z pisaniem o gierkach (dziś robię to czasem, ale czysto hobbystycznie) i rozwijanie się w dziedzinie, w której się chcę rozwijać.
Jak otworzyłem firmę to wyprowadziłem się do przysłowiowej piwnicy, kasa się kurczyła, a klientów było za mało. Żyłem jak zwierzę, praca po 18 godzin na dobę, jakiś serial do snu i tak w kółko przez miesiące, dwie imprezy do roku, etc.
Pamiętam jak jechałem w 2015 do jakiegoś klienta na północy Polski, miałem na koncie 240 zł i to nie dlatego, że dzień wcześniej było pite, tylko po prostu kończyły się tamte oszczędności. Jechałem Polski Busem, bo taniej od PKP, nocowałem w jakimś lipnym hostelu za 60 zł za noc (może nie szczury, ale przyjemnie też nie było). W 6 godzin zarobiłem teraz 5 koła, a klient do dziś przysyła mi pocztówkę na święta, ale do dziś się zastanawiam jakby to było, gdyby coś tam wtedy nie wypaliło, albo gdybym nie zarobił tej kasy (pewnie musiałbym pójść do cudzej firmy na cudzych warunkach).
A teraz pomyślmy o wszystkich tych, którzy zagrali według tych samych reguł, ale im się nie udało. Nie dopisało szczęście, pojechali do klienta Polskim Busem, a klient nie zapłacił, biznes nie wypalił. To zdecydowana większość, sporo z nich kończy na totalnym dnie, przy którym ciepły etat w okienku na Poczcie wydaje się całkiem spoko.
#3 Stres, ciężka praca i wielka odpowiedzialność
Dopiero po dwóch latach zacząłem zarabiać na swoim, tzn. na takiej zasadzie, że nie żyję na granicy zera, ale pracuję, mam regularny dochód, pozwala mi on odłożyć sporą jego część na koncie (zawsze odkładajcie). Myślę, że zarabiam relatywnie nieźle, jak na dzisiejsze warunki, choć mam nadzieję, że to dopiero początek tendencji zwyżkowej.
Ktoś mógłby powiedzieć, że lekka praca i znikąd, ale to nieprawda. Nadal pracuję 12-16 godzin dziennie. Nadal pracuję robiąc zakupy w sklepie, nadal pracuję kiedy zasypiam. Każdego dnia stresuję się milionem spraw, każdego dnia muszę podjąć setki decyzji, każdego dnia zatrudniam ludzi, których znam, lubię, znam ich historie i czuję się za nich odpowiedzialny. Każdego dnia robię coś dla jakiegoś milionera i jak coś schrzanię, to on mnie obwini i mnie będzie kazał oddać sobie stracone pieniądze. Każdego dnia mam świadomość, że jutro ktoś może wyłaczyć światło, klienci się wypiąć, że z dnia na dzień to się wszystko skończy i ktoś zapyta mnie czemu nie piąłem się po szczeblu kariery Dentons jak niektórzy i mam mniejsze doświadczenie korporacyjne od pani Ilonki z recepcji.
To jest ciężka praca, to jest nieprawdopodobny stres, nawet jeśli nie jest to wysiłek czysto fizyczny.
# Epilog
Ja doceniam ciężką pracę, również fizyczną. Jeśli ktoś jej nie ocenia, to na ogół prości ludzie, którzy chcą się poczuć lepsi. Natomiast siłą rzeczy nie ma w prostej pracy dużych pieniędzy, bo tego typu praca sama w sobie nie zarabia aż tak dużo dla swojego pracodawcy, jest uzależniona od pracodawcy, jest na totalnym braku ryzyka, z gwarancją umowy i sporą elastycznością doboru pracowników. Nagonka w stylu Sir Kleska jest po prostu niesprawiedliwa, bo nie rozumie jaka historia kryje się za moimi doświadczeniami.
Każdy może spróbować zarabiać 10, 20, 50k miesięcznie, natomiast nie każdemu się to uda. Wiele osób nie decyduje się na podjęcie tego ryzyka, co w pełni rozumiem, ale może mieć pretensje tylko do siebie.
*summoning mohenjodaro*
[edit]
zeby nie bylo, ze tylko spamuje - sam sobie odpowiedziales na pytanie. Łatwo nas zastąpić :) dlatego warto zdobywac nowe uprawnienia, uczyc sie obslugi nowych maszyn, poznawac nowe technologie... fizol tez moze byc specjalista i zarabiac godne pieniadze. O wycenie pracy raczej nie decyduje to ile sil kosztuje ona pracownika (chociaz pewnie tez) ale to jak latwo znalezc na jego miejsce kogos z podobnym zestawem umiejetnosci.
A dlaczego nie zrobić tak, żeby każdy był dyrektorem i zarabiał 20 tys. miesięcznie?
U mnie z nadgodzinami pod 4tyś można zarobić. Może nie mało ale też nie kokosy, z 22 osób na zmianie w rok ilość polaków zmalała do 14 bo nikt nowy nie chce przyjść pracować (godziny beznadziejne, praca dosyć ciężka). Reszta to teraz ukraińcy, którzy z resztą pracują po 12h i tylko czekają na wybicie dzwona, a nie żeby robotę wykonać :) Takie czasy.
dają 500+ i 300+ powinni dawać 3000+ dla wszystkich którzy nie chcą pracować ;) Nie przejmuj się rynek sam zareaguje / brak ludzi do pracy zmusza do podnoszenia wynagrodzeń.
Nie chce zostawac drugim Alexem, ale fakt, iz 20k uchodzi za wielkie bogactwo, jest bardzo przygnebiajacy.
20k w polsce to jest bogactwo, takie przychody ma moze 1% ludzi, wiec sila rzeczy stac cie na duzo. Ok, chcesz luksusowy samochod lub jacht, to nie bedzie latwo, ale cala reszta z palcem.
nie chcę zalatywać mentalnością Alexa, ale prawdą jest, że temat zarobków jest relatywny.
Dla singla mieszkającego na wsi, na utrzymaniu rodziców, bez praktycznie żadnych wydatków "koniecznych" pracującego za 20K będą to bardzo fajne pieniądze. Można zaryzykować stwierdzenie, że taka osoba będzie sobie żyła luksusowo.
Dla męża i ojca dwójki dzieci mieszkającego w Warszawie z rachunkami/kredytem na głowie to jest po prostu "wypłata".
wraz ze wzrostem zarobków rośnie też poziom życia i komfortu do jakiego się zaczynamy przyzwyczajać.
Daleki jestem od hurraoptymizmu, że przy 20K miesięcznie można codziennie stołować się w pięciogwiazdkowych restauracjach i mieszkać w willi z basenem, którą ogarnia służba, a trawkę strzyże ogrodnik na wyłączność.
To jest trochę tak, że ktoś zarabiający dajmy na to 5K będzie heheszkował na opinie kogoś o wyższych zarobkach.
Analogicznie ktoś zarabiający 20K będzie wyśmiewał kogoś kto wyciąga 100K na miesiąc, bo ten drugi powie, że 100K miesięcznie to też wcale nie tak dużo, bo nie kupi sobie nowego Mercedesa z jednej wypłaty itd.
Prawda.
Do tego strasznie ciekawe jest jak bardzo relatywny jest stan posiadania.
Kiedy mieszkałem w Olsztynie, mając te ~20 lat myślałem, że zarobię sobie te 100 - 200 tysięcy, kupię mieszkanie i jestem ustawiony.
Po przepracowaniu dziesięciu lat w Warszawie mam kilka razy więcej, ale to i tak jest mało, bo nie porównuję się do kolegów z podwórka a do nowych znajomych, jedni odziedziczyli willę po babci za 1,5 miliona w centrum Warszawy i w niej mieszkają (oboje zarabiają dużo więcej, niż ja), inny znajomy wystrzelił ostatnio z fajnym startupem i w tej chwili kręci na czysto w granicach 70k miesięcznie, jeszcze inny jest rentierem od prawie dekady ledwo po trzydziestce (twórca i właściciel jednej stronki która jest w TOP500 czy tam TOP1000 World wg ruchu) do tego za te moje wymarzone 100 tysięcy to w mojej okolicy kupię garaż a nie mieszkanie :)
Też kiedyś dywagowałem jak to będzie zarabiać 5000 zł miesięcznie, totalny end game, cel życia, dobiję do tego poziomu i o nic nie muszę się martwić. Teraz na bardzo skromne życie bez samochodu i specjalnych ekstrawagancji wydaję te 5000 zł miesięcznie :)
Ogólnie nie obracam się w kręgach ludzi bardzo wpływowych czy bogatych a raczej "tylko" zamożnych a często czuję się przy nich jak biedak :D
Teraz akurat się czilluję i nie pracuję, ale jak sprężam tyłek to jestem w stanie dużo ponad te 20k miesięcznie zarobić. I przy takich zarobkach odłożenie na 50 metrów w których mieszkam to jest jakieś 5 lat oszczędzania 15k miesięcznie (czyli de facto żadnych wakacji, żadnych dzieci, po prostu hardkorowe oszczędzanie). Well :D
bartek
Zawsze możesz się wyprowadzić na jakieś wypiździchowo, status społeczny wzrośnie, znajdziesz nowe towarzystwo, w którym to Ty będziesz ten bogaty :D
Malaga, coraz częściej rozważam taką opcję, skóra, smartfon, BMW z poprzedniej epoki i życie jak Janusz Tracz :D
A tak poważnie to już teraz czuję, że trochę jestem w dupie - mam trzydzieści lat, żonę, ale mam z tyłu głowy, że albo dzieci albo podróżowanie, chwała, kariera i bogactwo, bo dzieciaki to nas kurła tak uwiążą i do jednego miejsca i do konkretnego sposobu życia, że po prostu kaplica. Ja się jakimś cudem wychowałem w slumsach i wyszedłem na ludzi, ale pewnie sam bym chował bananowce, czyli dobra szkoła, dobra okolica itd. itp. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że jak mój tata miał trzydzieści lat to ja miałem dziesięć... I się kurde jakoś żyło czekając dwadzieścia lat na malucha, z bratem i rodzicami w jednym pokoju 15m^2 i dziadkami w drugim :)
bartek
my z lubą na tę chwilę dzieci wykluczamy, ale to nie z chęci podróżowania tylko jak to ładnie określiłeś "uwiązania" :) alternatywą jest jakiś zwierzak, bo i koszty mniejsze i czasu też tak nie kradnie :)
My też nie planujemy, ale myślę, że mamy te +/- pięć lat i wóz albo przewóz, do tego czasu uda się ogarnąć mieszkanie albo dwa bez kredytu i tyle z życia :D
ale fakt, iz 20k uchodzi za wielkie bogactwo, jest bardzo przygnebiajacy.
Dla męża i ojca dwójki dzieci mieszkającego w Warszawie z rachunkami/kredytem na głowie to jest po prostu "wypłata".
20k /miesiac to raczej zapomoga a nie wyplata
Wciąż 20k/miesiac to bieda./
GOL w pigułce, jestem ciekaw ile zbieracie na rączkę co miesiąc. Można pociskać, że 5 tałków w W-wie to jest mało ale pisać, że 20 tałków to jest "wypłata" albo "zapomoga" i w ogóle żadne pieniądze to mi zalatuje Gowinem mówiącym, że on z ministerialną pensją ledwo wiąże koniec z końcem. Komuś się tu chyba w dupie przewróciło, 80% tego kraju ma tyle rocznie.
Z perspektywy cen w Pyrlandii i okolicach, ja za 20k miesięcznie to po maksymalnie 3 latach bym wybudował dom i spokojnie wychował nie 2 ale i 3 dzieci na dobrym poziomie, co roku zagraniczne wakacje na spokojnie z palcem w dupie. Kredyt przy takich zarobkach? Na co? Ile można miesięcznie wypieprzyć na opłaty i żarcie? Powiedzmy, że 4 tysiące i to już jest rozrzutność, zaokrąglijmy do 5k dla warszawskich dyrektorow - zostaje pieprzone 15 tysięcy złotych co miesiąc. To jest 180 tysięcy rocznie samych oszczędności. Posty powyżej to chyba jakiś trolling albo ja żyję w jakiejś zaściankowej biedzie a prawdziwe życie jest w Warszawie.
Yarpen
Jak jeszcze mieszkalem w Polsce to "zbieralem" 8-9.
Co do wyjsciowych 20k - zakladam ze to kwota brutto, wiec pewnie cos 13-14 w praktyce.
Nie mowie, ze to malo. Mowie, ze to nie jest wielkie bogactwo. Ja sam - jako lewacki-europedal - uwazam ze rozwarstwienie dochodow jest o wiele zbyt wysokie. Ale przyjecie 3k jako punkt wyjsciowy I 20k (brutto) jako progu #wielkiego# bogactwa jest smutne. Ale to w sumie zle swiadczy o swiecie, nie o przyjmujacym.
Yarpen
O ile posty Wiarołomcy to ewidentne heheszki o tyle ja pisałem całkiem serio. Tak jak pisałem - wzrost zarobków to wzrost poziomu na jakim się żyje.
Nie będę tutaj skanował rachunków i paragonów, ale miesięcznych wydatków mam więcej niż 5K i nie żyję jakoś specjalnie rozrzutnie. Nie stołuję się w restauracjach, nie latam prywatnym odrzutowcem. Sam czynsz i jedzenie to ponad 3.5K. Gdzie tu paliwo, opłaty za media i inne wydatki, które nie wchodzą w kategorie "comiesięcznych". Pewnie - jakby zarobki były niższe to by się miało mniejsze mieszkanie, kupowało nieco tańsze produkty żywnościowe itd.
Zawsze można zejść z pułapu wydatków stopień albo dwa niżej, ale życie jest po to żeby z niego korzystać. Pieniądze odkładam, ale odkładanie 75% miesięcznych zarobków to bardzo optymistyczny scenariusz zakładający że w danym miesiącu nie masz nieprzewidzianych wydatków, a w życiu zawsze takowe są.
Pieniądze odkładam, ale odkładanie 75% miesięcznych zarobków to bardzo optymistyczny scenariusz zakładający że w danym miesiącu nie masz nieprzewidzianych wydatków, a w życiu zawsze takowe są.
Zakładając, że nie masz nikogo ciężko chorego w rodzinie (nie życzę, odpukać w niemalowane) i nie musisz wydawać po kilka tysięcy co miesiąc na leki, badania i rehabilitacje oraz, że nie zmieniasz samochodu co pół roku i telefonu co miesiąc na najnowszego high-enda to ja nie wiem jakie losowe wydatki można mieć żeby 20 000 to było "akurat" i żeby nie dało się chociaż połowy tego odłożyć. Na tej zasadzie ludzie zarabiający po 3-4 tysiące przy "nieprzewidzianych wydatkach" gryzą ściany.
Nie wiem, może ja mam inną mentalność bo nie zarabiam takich pieniędzy (mam nadzieję, że JESZCZE) i w moim domu nigdy takich pieniędzy nie było.
Teraz na bardzo skromne życie bez samochodu i specjalnych ekstrawagancji wydaję te 5000 zł miesięcznie :)
Przecież Ty niedawno w innym wątku pisałeś jak to latasz sobie do Włoch jak Cię najdzie ochota na pizze, a na wczasy za granicą jeździsz co miesiąc. Nie brzmi bardzo skromnie, nawet jak na warszawskie standardy.
Yarpen z Morii - to ile ci zostanie z twoich zarobków w głównej mierze zależy od ciebie. Jak jesteś sam to nawet to co napisałeś mogłoby się zgadzać, jak masz rodzinę to okazuje się że ciągle zmienia się standard ich życia i ciągle coś dochodzi. Jak zarabiasz np. 5000 PLN to na wakacjach pojedziesz albo do Chorwacji, Bułgarii albo nad nasz Bałtyk, a jak zarabiasz 20000 PLN to zabierzesz całą rodzinę na wakacje np. Malediwy, Seszele, Dominikanę, Goa, Hawaje itc. jak zarabiasz jeszcze więcej dochodzisz np. do wniosku że nie będziesz podróżował jak plebejusz tylko weźmiesz sobie oddzielne wejście dla biznes klasy gdzie za same bilety zapłacisz kilkadziesiąt tysięcy jak lecisz z rodziną, a jak zarabiasz jeszcze więcej to zawsze możesz skorzystać np. z Junajets albo Jetstory bo chcesz aby cię prywatnie zawieźli do samoloty bez zbędnego czekania itc. To jest tylko przykład zwykłego wyjazdu na wakacje rodzinne, a takich rzeczy codziennego użytku znajdziesz więcej. Możesz za samochód płacić rocznie za AC/OC np. 5000, albo możesz mieć kilka samochodów luksusowych i płacić za AC/OC np. 200-300K rocznie. Przykładów można mnożyć bez końca twój model sprawdziłby się tylko jakby ktoś był sam, miał cel pomnażanie pieniędzy, był konsekwentny w tym co robi. Niestety jak zaczynasz zarabiać coraz więcej i większość rzeczy staje się dostępna których nie było to je najczęściej chcesz mieć.
Yarpen
Napisałem Ci wyżej że wyższe zarobki = wyższy standard a Ty ciągle krążysz wokół "Januszy", którzy zarabiają po 20K miesięcznie, a żyją jakby dostawali tylko skromną rentkę chorobową.
Gdybym zarabiał dajmy na to 100K/mc, to moje wydatki "na pierdoły" pewnie byłyby znacznie wyższe niż 10% mojej miesięcznej wypłaty, ale jak ktoś zarabia kilka tysięcy to pewnie w głowie mu się nie mieści jak można trwonić tyle kasy. Nie wiem ile z tego bym odkładał, z pewnością nie 75% co miesiąc. Nawet gwiazdy Hollywoodu rozpieprzają wszystko co mają i ogłaszają bankructwo, a przecież gdybyś zobaczył 1mln dolarów to by Ci na całe życie starczyło i pewnie jeszcze zostało :)
Podsumowując - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dlatego właśnie postrzeganie pieniądza przez Alexa jest takie kontrowersyjne, bo on patrzy na nas szaraczków z perspektywy tego, kto miesięczne wpływy na konto ma sześciocyfrowe i po 5 tysięcy to on się nawet na ulicy nie schyla :)
Malaga
Jest sporo prawdy w tym co piszesz, ale też bardzo dużo zależy jak ktoś został wychowany.
Ja np. wyznaję zasadę w życiu "be thankful for what you've got".
Zarabiam naprawdę nieźle jak na polskie warunki, ale po pierwsze zostałem nauczony, że zawsze może być gorzej i trzeba być na to przygotowany, po drugie zostałem nieźle przeczołgany przez polski rynek pracy na początku kariery zawodowej i jednak wydaje mi się, że jestem odporny na akcje "20K miesięcznie to mało" do tego stopnia, że potrafię się zdystansować i twierdzić w towarzystwie 10K i 20K+, że powinni być wdzięczni losowi, że się urodzili na północnej półkuli.
Uprzedzając potencjalne pytania. Nie, nie jestem mnichem :)
twostupiddogs
ale ja nigdzie nie napisałem, że 20K to mało :) nie napisałem też że gardzę takimi pieniędzmi. Jeszcze pare lat wstecz nie mogliśmy z narzeczoną odłożyć 1000zł* na przysłowiową czarną godzinę, bo co się odłożyło kilka stówek to nagle trzeba było sięgać "do skarpety". Narzeczona za psie pieniądze robiła na stażu, ja miałem dorywczą pracę - zleceniówkę.
Teraz mamy po prostu ten komfort psychiczny, że pieniądze są i regularnie odkładamy przy nieporównywalnie lepszym poziomie życia.
*I nie piszę tu o 1000zł miesięcznie, piszę o 1000zł w ogóle :)
meelosh, wyjazdów w to nie wliczam :) Ale jak latam to mega budżetowo / backpacking / CouchSurfing ostatnio coraz więcej AirBnB, także nawet śmigając gdzieś co miesiąc zamykam się w 10k rocznie.
Zapisz sie do pisu, oni lubia komunistow.
Choc w jednym aspekcie jest problem, stanowiska kierownicze nierzadko sa przeplacone, a osoby je piastujace niekompetentne, ktore slizgaja sie na zafalszowanej przeszlosci. Mimo iz mam "dopiero" 27 lat to spotkalem juz wiele osob na kierowniczych stanowiskach, ktorych kompetencje byly niewystarczajace, a nieraz wrecz zenujace. Co ciekawe nie zauwazylem tego w Niemczech, kazda osoba wysoko postawiona z ktora mialem do czynienia prezentowala wysoki poziom. Moze przypadek, moze nie.
Strażacy, którzy wrócili ze Szwecji już się burzą, bo pojechali za kasę UE, a Błaszczaki i reszta hołoty próbują się podczepić pod ich sukces.
A burzą się, bo zarabiają na początek mniej niż kasjerka. Także ty na tę pracę na kasie nie narzekaj, bo tam jakieś kokosy muszą być, skoro więcej od strażaka biorą.
#1 Doświadczenie
Pamiętam moją pierwszą "dorosłą" pracę, z umową, 400 złotych miesięcznie. Wstawałem przez cały lipiec o 7.00 rano żeby pisać 10 newsów dziennie w Imperium Gier Wirtualnej Polski. Wytrzymałem półtora miesiąca. Potem kolejne serwisy o grach, gdzie kasa też była gówniana, upokarzająca wręcz, choć może nie aż tak, co 400 zł za 310 newsów. ;)
Ale uczyłem się pisać, ubierać myśli w słowa, obserwowałem reakcje ludzi na konkretne formy tekstu, co mi się bardzo przydało w późniejszej pracy. A dużo osób chciałoby dziś na start dostać 3000 złotych, bo "po mniej nie opłaca im się schylać".
#2 Ryzyko
Pamiętam jak zakładałem swoją firmę. Wywróciłem życie zawodowe do góry nogami. Miałem jakieś oszczędności. Nie dlatego, że dobrze wcześniej zarabiałem, tylko po prostu starałem się odłożyć ile się da. Odłożyłem niecałe 20 000 zł, co w sumie nie było jakąś wielką kwotą, ale pozwoliło mi na zerwaniu z pisaniem o gierkach (dziś robię to czasem, ale czysto hobbystycznie) i rozwijanie się w dziedzinie, w której się chcę rozwijać.
Jak otworzyłem firmę to wyprowadziłem się do przysłowiowej piwnicy, kasa się kurczyła, a klientów było za mało. Żyłem jak zwierzę, praca po 18 godzin na dobę, jakiś serial do snu i tak w kółko przez miesiące, dwie imprezy do roku, etc.
Pamiętam jak jechałem w 2015 do jakiegoś klienta na północy Polski, miałem na koncie 240 zł i to nie dlatego, że dzień wcześniej było pite, tylko po prostu kończyły się tamte oszczędności. Jechałem Polski Busem, bo taniej od PKP, nocowałem w jakimś lipnym hostelu za 60 zł za noc (może nie szczury, ale przyjemnie też nie było). W 6 godzin zarobiłem teraz 5 koła, a klient do dziś przysyła mi pocztówkę na święta, ale do dziś się zastanawiam jakby to było, gdyby coś tam wtedy nie wypaliło, albo gdybym nie zarobił tej kasy (pewnie musiałbym pójść do cudzej firmy na cudzych warunkach).
A teraz pomyślmy o wszystkich tych, którzy zagrali według tych samych reguł, ale im się nie udało. Nie dopisało szczęście, pojechali do klienta Polskim Busem, a klient nie zapłacił, biznes nie wypalił. To zdecydowana większość, sporo z nich kończy na totalnym dnie, przy którym ciepły etat w okienku na Poczcie wydaje się całkiem spoko.
#3 Stres, ciężka praca i wielka odpowiedzialność
Dopiero po dwóch latach zacząłem zarabiać na swoim, tzn. na takiej zasadzie, że nie żyję na granicy zera, ale pracuję, mam regularny dochód, pozwala mi on odłożyć sporą jego część na koncie (zawsze odkładajcie). Myślę, że zarabiam relatywnie nieźle, jak na dzisiejsze warunki, choć mam nadzieję, że to dopiero początek tendencji zwyżkowej.
Ktoś mógłby powiedzieć, że lekka praca i znikąd, ale to nieprawda. Nadal pracuję 12-16 godzin dziennie. Nadal pracuję robiąc zakupy w sklepie, nadal pracuję kiedy zasypiam. Każdego dnia stresuję się milionem spraw, każdego dnia muszę podjąć setki decyzji, każdego dnia zatrudniam ludzi, których znam, lubię, znam ich historie i czuję się za nich odpowiedzialny. Każdego dnia robię coś dla jakiegoś milionera i jak coś schrzanię, to on mnie obwini i mnie będzie kazał oddać sobie stracone pieniądze. Każdego dnia mam świadomość, że jutro ktoś może wyłaczyć światło, klienci się wypiąć, że z dnia na dzień to się wszystko skończy i ktoś zapyta mnie czemu nie piąłem się po szczeblu kariery Dentons jak niektórzy i mam mniejsze doświadczenie korporacyjne od pani Ilonki z recepcji.
To jest ciężka praca, to jest nieprawdopodobny stres, nawet jeśli nie jest to wysiłek czysto fizyczny.
# Epilog
Ja doceniam ciężką pracę, również fizyczną. Jeśli ktoś jej nie ocenia, to na ogół prości ludzie, którzy chcą się poczuć lepsi. Natomiast siłą rzeczy nie ma w prostej pracy dużych pieniędzy, bo tego typu praca sama w sobie nie zarabia aż tak dużo dla swojego pracodawcy, jest uzależniona od pracodawcy, jest na totalnym braku ryzyka, z gwarancją umowy i sporą elastycznością doboru pracowników. Nagonka w stylu Sir Kleska jest po prostu niesprawiedliwa, bo nie rozumie jaka historia kryje się za moimi doświadczeniami.
Każdy może spróbować zarabiać 10, 20, 50k miesięcznie, natomiast nie każdemu się to uda. Wiele osób nie decyduje się na podjęcie tego ryzyka, co w pełni rozumiem, ale może mieć pretensje tylko do siebie.
Płakałem czytając mohejondżaro. Zwłaszcza to, jak musiał jechać klimatyzowanym Polskim Busem (gdy w tym czasie setki tysięcy jechały nieklimatyzowanym buso-januszem do pracy na 6 na produkcji) zamiast lecieć samolotem.
No jeśli tylko tyle wyniosłeś z tej historii, to niestety tego nie zmienimy i ludzie tacy jak ja jeszcze wiele lat będą się musieli bronić przed ludźmi takimi jak ty. Naturalne role, które są nam pisane
Loon
ja Ci szczerze współczuję. 12-16h dzień pracy i wieczny stres. Z reguły gryzę się w język przed pisaniem wyświechtanych frazesów, ale prócz kasy to co Ty z tego życia masz?
^ może satysfakcję?
ja mogę mieć satysfakcję z pracy bez czynnika stresu i 12-godzinnego czasu pracy
Loon dlaczego odrazu nagonka? Po prostu wiedzialem, ze bedziesz mial cos do powiedzenia i sie dopiszesz. Chcialem uprzedzic ten fakt. To sie nazywa zart. :)
Rowniez szanuje ciezka prace kropka.
Ja to wszystko lubię. Poza tym, nie ukrywajmy, to nie jest praca w kopalni. Jakbym chciał to pewnie mógłbym pracować z Mazur czy jakiejś plazy.
Ale stres i ciśnienie są gigantyczne, od 4 miesięcy jestem w zasadzie codziennie, bez powodu czymś poddenerwowany i boje się, ze mi psychika siądzie prędzej czy później. Wycofać się tez za bardzo nie ma jak, bo to jednak multiplayer, tutaj nie ma pauzy ;).
Patrzę czasem na znajomych z korpo i trochę im zazdroszczę, bo póki co zarobki mamy dość podobne, a oni sobie wychodzą po 8h i maja wszystko w dupie. Ale oni tez mi zazdroszczą, ze nie musze jeździć co rano do pracy
Loon
nie czarujmy się - choćbyś nawet miał leżeć na plaży na Dominikanie i z laptopem na kolanach wykonywać pracę to nadal jest to praca bez względu na to w jak kolorowy papierek to wszystko owiniesz :)
Loon, trzymaj się tam, ostatnia nadziejo GOLa, od dziecka po cichu liczyłem na prezydenturę LooZa, ale on chyba za cel obrał sobie bordo na wykopie i autograf Muska. Już tylko Ty nam zostałeś, jak będzie bardzo źle to zakładaj temat, chętnie rzucę kilka stów i pewnie nie tylko ja.
Chyba, że masz wąs i płacisz 400 zł za 310 wpisów na bezprawniku, wtedy się nie znamy :troll:
Ostatnio sie zdziwilem, bo sie dowiedzialem, ze /tekst płacę lepiej od Tomka L.
Po tylu latach trollingu na waszym forum dopiero teraz się zorientowałeś, że Loon to prezes bezprawnika? LeL
Praca to tylko pieniądze, moim zdaniem popełniasz błąd startera którym zapewne nie jesteś, twoja firma to nie jest twoje dziecko, to nawet nie jest element życia który znajdziesz w pierwszej setce istotnych rzeczy dla ciebie, wiele osób jednak traktuje firmę jak własne dziecko przez to nie ma czasu na naprawdę ważne rzeczy. Postaw sobie pytanie co by było jakbyś się dowiedział że zostało ci maksymalnie sześć miesięcy życia ? ludzie dopiero rozumieją czym jest życie jak mają limit czasowy, za nim to nie nastąpi roztrwaniają czas jakby był najmniej istotnym elementem ich życia, a jest najważniejszym. W własna firma po roku powinna gwarantować ci pracę maksymalnie w wymiarze 1/2 etatu czyli max 80 godzin, a po dwóch latach jeszcze połowę tego. Potem to już powinno zależeć tylko od ciebie czy chcesz dalej redukować te 4 godziny dziennie. Jak pracujesz 12-16 to znaczy że efektywność tego biznesu jest niewielka, jeśli redukcja twoich godzin do połowy tego wymaga zwolnienia pracownika/ów to zrób to. Nie ma czegoś takiego że musisz pracować TY aby pracownicy mieli pracę, widocznie na ten moment nie stać cię na nich.
co by było jakbyś się dowiedział że zostało ci maksymalnie sześć miesięcy życia
pewnie zrezygnowalbym ze snu i pracowal jeszcze wiecej, zeby zabezpieczyc emeryture rodzicom, bo zus nie ufam + dogral sezon w football managerze, a co?
Natomiast siłą rzeczy nie ma w prostej pracy dużych pieniędzy, bo tego typu praca sama w sobie nie zarabia aż tak dużo dla swojego pracodawcy No takich głupot to ja już dawno nie czytałem. Gdyby nie ta prosta praca, to praktycznie nie było by niczego, a firmy by nie zarabiały. To właśnie dzięki ciężkiej, prostej pracy powstaje wszystko - od butów po wielkie obiekty. Jakby nie patrzeć, to ci znajdujący się wyżej wnoszą mniej do firmy niż ci niżej. Ot taka mała prawda, absurdalna ale wciąż prawda.
Patrzę czasem na znajomych z korpo i trochę im zazdroszczę, bo póki co zarobki mamy dość podobne, a oni sobie wychodzą po 8h i maja wszystko w dupie. Ale oni tez mi zazdroszczą, ze nie musze jeździć co rano do pracy
Bardzo trafne zdanie. Też pracuje na swoim, też z zazdrością patrzę na znajomych biorących 4k i po 8h leżą przed telewizorem. Ale usłyszałem od nich, że to ja mam życie - bo raz w tygodniu jeżdżę na tenisa i robię fotki, co jest moim hobby. Nikt z nich nie wie, ile pracy kosztuje mnie znalezienie 2h tygodniowo na rozrywkę, a zdjęcia obecnie też robię na zleceniu za pieniądze. Ale fakt - wstaję kiedy chcę, robię ile chcę, przeważnie 14h dziennie, ale to już moja sprawa jak sobie wszystko zorganizuję. A zarobki lipne, z tym, że stresu brak - mam swoją markę i wiem, że będę miał co robić i na chleb mi wystarczy.
Sage - wy jesteście chyba idealistami / ile czasu wam jeszcze zajmie uznanie tego zdania za prawdziwe "praca to tylko najemna zamiana swojego czasu na pieniądze, czy proporcja jest lepsza mniej czasu większe pieniądze tym lepiej". Jak masz limit życia 0-100 lat ile z tego limitu chcesz przeznaczyć na coś co jest tylko środkiem płatniczym aby spełniać swoje zachcianki ? Jakby miał wybierać bycie "na swoim" jak to piszecie i tyrać po 14+ godzin vs. praca na etacie 8 godzin za niewiele mniejsze albo i większe pieniądze to wybrałbym to drugie. Nie znacie prostego matematycznego opisu na efektywność biznesu ?
bierzesz swoje wykształcenie / sprawdzasz w danym woj. w którym zamierzasz mieszkać ile średnio zarabia się przy twoim wykształceniu mnożysz to x1.25 i tyle wychodzi że dostaniesz na etacie
jeśli robisz to samo na swoim zakładasz tą samą ilość godzin mnożąc to x3 - jeśli jest to poniżej jest to nieefektywne
za każdą dodaną godzinę powyżej 8 dodajesz kolejny mnożnik x3, za każdą godzinę poniżej 8 odejmujesz x0.5
reasumując wychodzi więc że biznes w tym samym zawodzie jest efektywny tylko wtedy kiedy twoje zarobki vs praca dla kogoś są równe przy maksymalnie 4 godzinach tej samej pracy (w końcu pracodawca też musi zarobić cię zatrudniając)
przy 8 godzinach pracy powinieneś zarabiać ok. 3x tyle ile zarabiałbyś u kogoś na etacie w tym samym zawodzie.
----
nadgodziny +1h (to jest tylko akceptowalne kiedy masz zlecenia ekstra płatne i decydujesz się pracować po godzinach)
przy 9 godzinach pracy powinieneś zarabiać ok. 9x tyle ile zarabiałbyś u kogoś na etacie w tym samym zawodzie. To jest takie elementarne że dziwne że w sumie o tym pisze.
na temat 12-14 godzin w ogóle się nie wypowiadam bo to jest niszczenie swojego zdrowia, relacji rodzinnych itc. / żadne pieniądze w tym wypadku nie są akceptowalne.
Przyjdzie ci korwinista i powie: "gdyby nie obciążenia podatkowe, gdyby nie kontrole i związki zawodowe to wtedy by robotnik dobrze zarabiał". Co jest oczywistą bzdurą.
Dlaczego w Polsce zarabia się tak jak zarabia? Bo jest nadprodukcja rąk do pracy i pracodawca może sobie wybierać. A tak przynajmniej było i dzięki EU oraz otwartym granicom powoli przestaje być (niestety Ukraińcy trochę pomagają naszym "januszo biznesu" ale nawet oni dostrzegają, że u Niemca lepiej).
Nadejdą w Polsce czasy, gdy pracodawcy w końcu będą musieli wziąć odpowiedzialność za pracownika i nie traktować go jako kolejne "narzędzie pracy". Brakuje ci specjalisty? Przestań płakać i zrób coś z tym, przeszkol jednego z drugim chętnego a nie licz na gotowy produkt. Odrobina szacunku i nagle okaże się, że i pracownik szanuje ciebie.
A tak z innej beczki - do póki przedsiębiorstwa w Polsce są rozdrobnione i skoncentrowane jedynie wokół wielkich miast to będzie ciężko doganiać zachód.
twoja praca jest tym lepiej opłacana, im większy przynosi zysk twojemu pracodawcy.
do tego dochodzą podatki, ubezpieczenia - a także to, ilu jest potencjalnych pracowników na twoje miejsce.
to chyba tyle, po resztę zapraszam na rynek pracy, abyś nie musiał więcej zadawać takich naiwnych pytań.
a, jeszcze jedno - nie każdy, kto się "dużo uczył" 1) jest lepiej wynagradzany 2) ma lżejszą pracę
a także nie każda ciężka praca jest coś warta. Można się natyrać, a tak naprawdę nie zrobić nic wartościowego.
robiłem już za barem/na kuchni/w restauracji, na magazynie kolejowym oraz (przez kilka lat) udzielałem korepetycji. Myślę, że jedną z najważniejszych umiejętności, jakie nabyłem przez te lata, jest umiejętność rozpoznania pracy wartościowej od bezwartościowej. Żeby jeszcze bardziej namącić dodam, że praca wartościowa dla twojego pracodawcy może być zupełnie bezwartościowa dla reszty świata. : )
Według mnie powinno być po równo dla wszystkich
oby ludzie o takich poglądach nie dorwali się do karabinów.
Według mnie powinno być po równo dla wszystkich-gdzies, kiedys juz to slyszalem.
Są fizyczne prace dobrze płatne, jak hydraulicy, ogólnie budowlanka. I tu wiecznie słyszę, że brakuje ludzi do pracy, choć coraz częściej z powodu takiego, że:
1) pokolenie milenialsów kompletnie nie ma chęci pracować (zwłaszcza ciężko)
2) nie umie pracować
3) nie ma chęci nauki
ale za to mają oczekiwania z kosmosu co do ceny, bo oni za "śmieszne stawki" to pracować nie będą - tylko szkoda, że się nie nadają.
I słyszę to od praktycznie każdego z ekip. A z drugiej strony "highlify" jeżdżą sortować listy do UK i są przekonani o swym szczęściu i życiu w dostatku.
To co obecnie się dzieje na rynku pracy, to jakaś paranoja.
I w dużej mierze zgadzam się z Loonem, trzeba chcieć, ale większości się nie chce. Tylko postawa roszczeniowa - mi się należy...
czy ja wiem teraz są lepsze czasy i dużo bardziej pozytywne ludzie są bogatsi, dzieci tych ludzi wiedzą że życie jest piękne więc nie godzą się na pracę za grosze ? rynek będzie musiał się dostosować. Czasy kiedy młoda osoba po studiach na słowo praca dostawała spazmów / bo było duże bezrobocie się skończyły. I bardzo dobrze.
Nie mówię o godzeniu się na pracę za grosze.
Mówię o tym, że za dobrze wykonaną robotę, należą się dobre pieniądze.
Ale niestety gro osób chciałoby wykonywać robotę jak najlżejszą, najlepiej wcale się nie przemęczając, często po prostu nie robić dobrej roboty, ale jednocześnie by nadal mieć dobre pieniądze.
A tak się nie da, zwyczajnie się nie da.
A tam, od razu każdemu dajmy 5000zł na łapę.
Kolejny robin hood, było się uczyć.
A urzędasy popijają kawkę za 3 tysie+. Życie.
A urzędasy popijają kawkę za 3 tysie+. Życie.
Siedzę w robocie od 6, dział współpracy międzynarodowej, zdążyłem już przetłumaczyć 6 wniosków i zrobić dwa pisma do 7 różnych krajów UE, nie wypiłem jeszcze ani jednej kawy, zdążyłęm zjeść bułkę, dzień się dobrze jeszcze nawet nie zaczął. #leniwyurzędas
PS. Chciałbym zarabiać chociaż te 3 tysie (nie licze premii)
Ludzię naprawdę mają skrzywiony obraz polskich urzędów. WIększość z nas 3000 zł widzi jak świnia niebo, niestety połowa tego kraju, jeśli nie większość myśli, że tu się siedzi na dupie i dostaje jakieś kosmiczne pieniądze.
Siedzę w robocie od 6, dział współpracy międzynarodowej, zdążyłem już przetłumaczyć 6 wniosków i zrobić dwa pisma do 7 różnych krajów UE
pytanie tylko, czy praca, którą wykonujesz (i resort, dla którego ją wykonujesz) są naprawdę potrzebne, czy też zajmują się sprawami nieistotnymi.
i to nie jest przytyk, po prostu są urzędnicy niezbędni - ale są też tacy, których należałoby natychmiast zwolnić (razem z całymi resortami).
Yarpen, nie jesteś ty aby moim bratem?
Zbyszek, to ty?
spoiler start
Jeśli rodzice mnie nie okłamują od 26 lat to ja nie mam brata.
spoiler stop
Ale to trzeba mieć jakieś mega kwalifikacje żeby zarobić 3tys na miesiąc?
To jest jakaś góra pieniędzy serio?
Mam pełno znajomych których znam od piaskownicy. Nikomu nic nie ukradli, skończyli może raptem technikum i po 4-5 tyś spokojnie uciagna na rękę.
Jeden trener personalny, druga stylistka po jakichś kursach + blog i kanał na yt, trzeci otworzył dość popularna kawiarnię + teraz niedawno pizzerie. Jeszcze inny ma dwa pola paintballowe (pierwsze otworzył mając 19 lat) Pieniądze chodzą po ulicy tylko trzeba mieć głowę i chęci żeby sprawić żeby przychodziły do nas.
Ja studia zrobiłem nie dawno, mam taką sobie działalność. Studia skończyłem dosłownie 2 tygodnie temu a od paru lat żyje z dniowek po 300f dziennie czasem a jak jest grubszy tydzień to mam na opłaty na 6 miesięcy za tydzień roboty po 10 godzin średnio przez co później mogę zrobić sobie wolne na miesiąc i nawet tego nie odczuć. Projektując billboardy i czasem bawiąc się elektryka/hydraulika grzewcza co czasem przynosi takie zyski że głowa mała.
A za kurs nic nawet nie zapłaciłem oprócz własnych chęci.
Wszystko zależy od chęci.
No i gdzie jest ten koleś, który zawsze pisze coś w stylu 'Na GOLu siedzą sami prezesi zarabiający 50k miesięsznie' ?
W polsce jest kiepsko kasa za prace "fizyczna" z prostej przyczyny brak szacunku do pracownika. Najwiekszy udzial w rynku pracy maja male firmy i niestety sporo z nich traktuje pracownika jak czesc od maszyny. Problemem jest tez zenujacy system prawny, prawo pracy i sady, na zachodzie pracodawcy nie przekraczaja pewnych granic, bo moga latwo zostac pozwani za traktowanie czlowieka jak niewolnika i dostac po dupie finansowo w polsce pracodawca tego sie nie boi. Zenujace jest to ze jak czlowiek nie ma wyjscia i musi podpisac szemrana umowe najnizsza krajowa i reszta pod stolem to nawet tego zglosicv nie moze bo tez dostanie po dupie, dlatego tylu januszy biznesu jedzie na zwyklym wykozystywaniu ludzi :P Oczywiscie pracownicy tez sa winni, zdecydowana wiekszosc jest bierna i nic nie robi oprocz narzekania, boja sie stracic prace :P
Prawo pracy jest znośne. Gorzej z egzekucją. PIP jest niedofinansowana, ma za mało ludzi, a za dużo obowiązków. Wg danych NIK kontrola w każdej firmie przypada średnio raz na 30 lat. A teraz inspektorze zajmują się głównie pracą w niedzielę. Do tego ludzie boją się walczyć o swoje prawa.
Niepracowanie jest optymalnym rozwiązaniem.
Nie pracujesz -> nie dostajesz za małej wypłaty.
Pracodawca zatem cię nie wyzyskuje, jesteś wolnym człowiekiem.
Państwo też cię nie łupi, bez dochodów nie ma podatków, a jak jakieś się znajdą to bez możliwości egzekucji.
Pytanie zatem powinno brzmieć inaczej: Dlaczego się nie docenia osób niepracujących?
Gościu wymyślił komunizm.
Jeszcze parę lat i pracowników fizycznych w dużej części zastąpią roboty, dopiero wtedy zrobi się problem bo będzie mnóstwo bezużytecznych ludzi, z którymi nie bardzo wiadomo, co robić.
Wszystkim, ktorzy jecza jacy pracodawcy sa zli, bo nie chca duzo placic, proponuje sprobowac! Naprawde to nie jest zaden problem zalozyc wlasna dzialalnosc i hulaj dusza! Miliony do zarobienia przed wami.
No i znowu to samo. Nie ma obowiązku bycia "pracodawcą" jeśli to dla kogoś zbyt wielki wysiłek a dorobić się chce na grzbiecie innych to lepiej niech tego nie robi.
Nie wspominając, że szacunek do pracownika kosztuje nic. A często jest towarem deficytowym. Bo nie chodzi o pieniądze, tylko o mentalność "płacę, więc jesteś moją dziwką".
Masz tutaj mój drogi murzynku to co muszę ci zapłacić. Widzisz, a mogłeś se sam zrobić działalność- Janusz Biznesu 2018 pakując 183k do kieszeni.
Nie generalizuję, wiem że małe firmy nie płacą dużo bo często same nie mają dużo, ale ja robię w pieprzonym romecie który zatrudnia z tysiąc jak nie więcej ludzi, a dostaję ledwo 2k na łapę iks de.
spoiler start
goście którzy robią 15 lat dostają 0-2 stówki więcej, ale co tam, nie zrobio se działalności to majo co majo
spoiler stop
Tyle w temacie, Konwencja Turyńska sobie a w RP nadal siermiężnie i "dostatnio"... tylko u kogo !? :/
https://superbiz.se.pl/wiadomosci/niemcy-chwala-sie-zarobkami-dostaja-3-razy-wiecej-niz-polacy-aa-1Ac2-Kor9-CBd7.html
Jakim cudem godziwe wynagrodzenie może wynosić nie mniej niż 68% przeciętnego wynagrodzenia? W jakimkolwiek kraju tak jest?
Przyznam, że moja praca do ciężkich nie należy. Ale pewne rzeczy musiałem wypracować sobie przez lata, musiałem udowadniać swoją wartość i kompetencje. Uważam, że teraz dostaje to, na co zasłużyłem. Pytanie, jak długo uda mi się trzymać wysoki poziom profesjonalizmu oraz fason ;) bo starość nadchodzi, czuję ją nie tyle w kościach, ile w mózgu...
Zawsze chodziłem z podniesioną głową. Dziś mam spuszczoną, wzrok pada na ulicę i co? kasę podnoszę z ziemi.
Ciężka praca jest uświęconą tradycją Narodu.
Naród tradycyjnie ciężko pracuje.
Emanacja tegoż Narodu też się trudzi, nad siły się trudzi, najciężej haruje, te nocne posiedzenia, te niekończące się walki z wrogiem klasowym.
Ale zwyciężymy, wytrwamy w tradycji świętej, Naród będzie mógł ciężko pracować po wsze czasy.
Wole pracowac za mniejsze pieniadze i standordowo 40 godzin tygodniowo niz po 12 godzin dziennie z sobotami.
Tez pracuje fizycznie ale mysle ze jestem fachowcem w swoim fachu i pracodawca jest ze mnie zadowolony a to tez jest wazne bo moge liczyc na stabilna prace.
Tak naprawde to wiekszosc tych co zarabiaja po 10 tysiakow miesiecznie uczestnicza w tzw wyscigu szczurow przepracowujac wlasne zycie.
Ja jestem zdania ze zycie to najwiekszy bezsens we wszechswiecie i wszyscy kiedys umrzemy a pieniedzy do grobu nie zabiore, wiec wole sobie przezyc je w miare spokojnie bez wiekszego stresu i miec troche przyjemnosci niz harowac i zdechnac w pracy.
I tak po smierci nie ma zadnego nieba, piekla, czysca, raju, sraju itd, wiec po co gonic za tymi pieniedzmi jak oszalaly?
To przez chciwy kapitalizm ludzie zdychaja na choroby cywilizacyjne na raka, cukrzyce, otylosc choroby serca, nadcisnienie tetnicze, miazdzyce, alzhaimera itd.
A tak po 8 godzinach pracy, przyjde sobie do domciu zjem obiadek walne piweczko i posiedze na neciku a weekendzik sie zrelaksuje, nie myslac o pracy, polityce, spolecznych problemach, swiatowych konfliktach itd.
Staram sie zyc pelnia zycia i korzystac z niego a jak przyjdzie czas na smierc to sie umrze. Wszystkich to nas i tak czeka.
Ach to samo przekonywanie się, że dobrobyt to jednak zło, bo dany osobik go nie osiągnie.
A może ktoś zamienił hobby w pracę i wraca do domu też sobie poczyta z przyjemnością dane artykuły, a i w pracy ma frajdę.
Ale, nie, wyścig szczurów.
bo ciezka praca jest dla frajerów?
mozna pracowac umyslowo: cos tworzyc, udoskonalac, znac to, byc w czyms dobrym za co ci płacą..
jak widze tych wszystkich szlachta nie pracuje i wyzsza szkola robienia halasu w dyskontach czy makdonaldach jak zapieprzaja za jakis smieszny hajs to sie ciesze ze ze inwestowalem w siebie i zdobywalem doswiadczenie, ktore mi zaprocentuje
"bo ciezka praca jest dla frajerów"
Powiedz to następnym razem jak będziesz kupował chlebek u pani Jadzi.
A to nie jest tak, że możesz inwestować w siebie bo ktoś ci zapewnia jedzenie, odzież, bezpieczeństwo itd. A w takich branżach niewiele się zarabia.
można pracować umysłowo: coś tworzyć, udoskonalać, znać to, być w czymś dobrym za co ci płacą...
pełna zgoda: praca fizyczna bez wartościowych kwalifikacji jest tylko opcją na chwilę.
chciałbym jednak, abyś doprecyzował, bo wszyscy ci "młodzi piękni i zaradni" influencerzy z Instagrama też uważają, że
1) pracują
2) swój sukces zawdzięczają własnemu intelektowi
Dla robotników oczywiście wielki szacun, człowiek z fachem w ręku to skarb.
Ale jak myślę trochę o swojej przeszłości, to nie tylko „tyra fizyczna” wydaje się być mało szanowana społecznie. Przez jakieś 4-5 lat byłem naukowcem i z perspektywy czasu, to była ostra jazda bez trzymanki.
Praca po 14-16h dzień w dzień? Jak najbardziej.
Praca w weekendy? Prawie wszystkie.
Dostosowywanie życia do interwałów eksperymentu? A jak! Czasami trzeba było zacząć coś o 8 rano, a następnie przyjść o 23.00 i zacząć zbierać próbki - kilka h roboty. Praca w niebezpiecznych warunkach? No pewnie!
5h w chłodni + ciekły azot i nijak ruszyć sie na siku. Jeden eksperyment wykorzystywał po kolei: stężony kwas siarkowy, gotujący się fenol, wysokie napięcie, stężony formaldehyd, metanol, chloroform, 2 barwniki rakotwórcze, substancję powodującą bezpłodność m, promieniowanie UV, a na koniec radioaktywność do uwidocznienia wyników. Oczywiście powtarzasz go regularnie, bo rzadko wszystko udaje się zoptymalizować wszystko za jednym razem. Praca z materiałem infekcyjnym? Non stop.
Ciężary? Również często się zdarzało. Generalnie bhp z czasów rewolucji przemysłowej. Same martwe przepisy i liczenie na to, że nikt sobie nie podpali ryja (a zdarzyło się to komuś znajomemu).
Pensja? Trochę mniej niż przeciętnie wykwalifikowany robotnik.
Mnie jeszcze nie było najgorzej, bo miałem za granica fajne stypendium, ale moi koledzy z Francji mieli naprawdę niewesoło i niektórym puszczały nerwy. Z drugiej strony rozumiem doskonale taki stan rzeczy, bo jak popsuje się kibel przed urlopem, to jesteś gotów zapłacić wielką kwotę za to, żeby odpowiedni człowiek się tym zajął. Natomiast wmówienie ludziom, ze powinieneś zarabiać więcej, bo istnieje 0,01% szans, ze twoje odkrycie doprowadzi do aplikacji w przemyśle jest słabą kartą przetargową. Część takich odkryć w zasadzie nigdy do tego nie doprowadzi. Raczej poszerza nasze rozumienie świata, ale nie ma konsensusu, czy powinno być to dobrze opłacane, czy nie. Pewnie jakby rzucić takie pytanie tutaj, to odpowiedzi byłyby tak 50:50.
Tak wiec miałem etap, gdzie pracowałem jak wilk z łolstrit, z jakiegoś korpo konsultingowego, ale za minimalne pieniądze :D.
Teraz, jak pracuję po 8h w tygodniu za nawet całkiem godną stawkę, to mam wrażenie, jakbym był cały czas na urlopie. Fakt, to co robię jest odpowiedzialne i w pewnym sensie zależy od tego bezpieczeństwo wielu ludzi, ale jest mi lżej. Jest to tez na tyle potrzebne na rynku, ze póki co nie muszę sie bać. Gdybym miał zdecydować, jaki model życia mi odpowiada, to zdecydowanie to, co teraz robię wydaje się rozwiązaniem optymalnym. Mam wiele pasji i zainteresowań po pracy, prawie wszystkie kosztują sporo (fotografia chociażby), więc aspekt finansowy się liczy. Nie chciałbym raczej postawić całego życia i wszystkiego co lubię na jedba kartę (dostać Nobla Np :D). Życie jest wielowymiarowe i warto z tego korzystać. Z drugiej strony, wiem, że nie byłbym w stanie wykonywać nudnej roboty przez więcej niż godzinę. Gdyby los mnie do tego zmusił, to trudno, robiłbym to, ale cierpiałbym. Raz musiałem przez godzinę wypełniać jakiś głupi excel, to zatęsknilo mi sie za ciekłym azotem.
To, co komu pasuje, to kwestia indywidualna. Niektórzy spełniają się traktując firmę jak dziecko. Dla mnie istotne jest zachowanie balansu, posiadanie ciekawej pracy, której nie bede wynosił z miejsca pracy, czas i pieniądze na hobby i najważniejsze potrzeby. Jako ze pewnie nigdy nie dojdę do takiego szczebla by nic nie robić i wszystko mieć, to obecny konsensus wydaje mi się całkiem Ok :).
Z racji, że filmowałem kiedyś konferencję dla grupy handlowców, na którą przy okazji zaproszono jakiegoś kołcza, to posłuchałem sobie przy okazji.
O ile uważam, że kołczing powinien generalnie być zdelegalizowany, to facet gadał fajnie, żartował, ale też powiedział wiele mądrego, a mądrego to i dobrze posłuchać. Nie żeby mi wywrócił światopogląd, otworzył oczy czy inne tego typu bzdury, ale pod wieloma rzeczami się zgadzam i mógłbym się podpisać. Jak na przykład, że niektóre pociągi odjeżdżają tylko raz. Albo, że co 21 lat zmienia się tryb życia. Albo, że stabilizacja w życiu to jest ważna dla emeryta :)
Generalnie jestem na etapie zapieprzania - za nienajgorsze pieniądze. Wręcz bym rzekł, zwłaszcza jak na realia, to bardzo dobre.
Zapewne przyjdzie i taki czas, że zwolnię tempo, może faktycznie pod kogoś się podczepię i będę miał bardziej w dupie :)
Póki co zasuwać trzeba. Wiek taki, że siły jeszcze są. Ale czas leci, młodość nie wróci :)
Tyle, że to nie jest praca fizyczna, nie jest to "ciężka praca", choć czasem bywa bardzo stresująca, zwłaszcza jak coś się nawarstwia, albo przestaje iść zgodnie z planem. Ostatni ciężki stres przeżyłem dzień przed imprezą, jak żona musiała zostać z dzieckiem w szpitalu a ja musiałem iść do roboty i jeszcze szukać za nią zastępstwa. Pomijając fakt, że srałem w pory, co z synem.
I generalnie jedno mnie wkurza, że nie należy mi się to i tamto, bo zarabiam za dużo............
I generalnie jedno mnie wkurza, że nie należy mi się to i tamto, bo zarabiam za dużo
Bidulek :(
Hehehehehe
w sumie to pal licho te "darowizny 500+"
Wystarczyłoby podwyższenie kwoty wolnej, albo nie wiem, mniejszy podatek, czy mniejszy złodziejski zus, dla prowadzących działalność utrzymujący rodzinę...
Chyba zwariowałeś, jak myślisz, że zaczną faworyzować grupę ludzi, których jest niewielki procent w społeczeństwie, by wywołać gniew u swojego dumnego elektoratu 500+.
Maviozo
"Ostatni ciężki stres przeżyłem dzień przed imprezą, jak żona musiała zostać z dzieckiem w szpitalu a ja musiałem iść do roboty i jeszcze szukać za nią zastępstwa. Pomijając fakt, że srałem w pory, co z synem."
Odpowiedz teraz sobie na pytanie, czy to jest coś, do czego powinniśmy aspirować jako społeczeństwo. Bo my cały czas o tym rozmawiamy. Też zasuwasz w nieludzkim keracie, tylko za większe pieniądze. A teraz postaw się na miejscu kogoś, kto też nie może pojechać do szpitala i zwala to na żonę/męża, bo jak nie pójdzie do roboty, to nie styknie do pierwszego. Kiedy on ma zainwestować w siebie?
stabilizacja w życiu to jest ważna dla emeryta
Twoim zdaniem to jest mądre? A wiesz, czemu mamy w Polsce taką dzietność, jaką mamy? Właśnie przez brak tej stabilności w wieku reprodukcyjnym.
Nie "nie należy mi się", tylko "nie potrzebujesz". Socjal w Polsce wcale nie jest wysoki. Nie zarabiam kokosów, ale też nic nie dostaję. I co, mam się wściekać? Bardzo wiele o polskich płacach mówi fakt, że 500+ wystarczyło, żeby zabrakło chętnych do pracy.
A Janczes z jego "ciężka praca jest dla frajerów" to kliniczny przykład niedorozwoja, który jeśli zostanie pracodawcą, będzie robił łaskę ludziom, że w ogóle im płaci. Bo całą firmę zbudował sam i praca w niej stanowi zaszczyt.
Żeby była jasność - nie uważam robienia pieniędzy za rzecz godną potępienia. Natomiast godne potępienia jest przekonanie, że jak się już te pieniądze zrobiło, to się jest kimś mądrzejszym, kto lepiej rozumie świat.
Chyba zwariowałeś, jak myślisz, że zaczną faworyzować grupę ludzi, których jest niewielki procent w społeczeństwie, by wywołać gniew u swojego dumnego elektoratu 500+.
Typowy zwolennik byłej partii rządzącej - faworyzować tych bogatszych korpokotów (mniejszość) wyzyskujących pracowników (większość). Tak wygląda demokracja według ciebie? Byłem pewny, że od czasów starozytnej Grecji demokracja to rządy WIĘKSZOŚCI nad MNIEJSZOŚCIĄ.
Yarpen, "demokracja to rządy WIĘKSZOŚCI nad MNIEJSZOŚCIĄ" typowe myślenie , a kogo to sobie sam dopowiedz.
Demokracja – system rządów (reżim polityczny, ustrój polityczny) i forma sprawowania władzy, w których źródło władzy stanowi wola większości obywateli (sprawują oni rządy bezpośrednio lub za pośrednictwem przedstawicieli).
wikipedia.pl
Masz jakąś inną definicje demokracji? Chętnie poznam.
Wyraźnie nie rozumiesz, że demokracja to rządy prawa stanowionego przez większość obywateli dla dobra społeczeństwa. Prawa podstawowe są chronione w odniesieniu do każdego członka społeczeństwa.
Rządy większości nad mniejszością są formą dyktatury.
Dyktatura nie musi (choć może) przybierać formy jedynowładztwa czy też rządów militarnych.
Bolszewicy wprowadzili dyktaturę proletariatu zwaną przez nich "demokracją ludową".
W powojennej Polsce nigdy nie było demokracji, tylko ochlokracja :P
Wyraźnie nie rozumiesz, że demokracja to rządy prawa stanowionego przez większość obywateli dla dobra społeczeństwa.
Zgadzam się. Dla dobra CAŁEGO SPOŁECZEŃSTWA. Niestety tak się nie da bo zawsze któraś ze stron będzie poszkodowana. Za rządów PO byli to szarzy, zwykli pracownicy o których w ogóle zapomniano, za to przedsiębiorcy pławili się przez 8 lat w szczęściu przaśnej wolności i sobiepaństwa. Za PiSu są to przedsiębiorcy i opozycja oderwana od koryta przez WIĘKSZOŚĆ społeczeństwa. Niestety (albo stety) większość zawsze ma rację. Jeśli tego nie akceptujesz to zapraszam na Białoruś albo do Rosji.
Yarpen - zupełnie nie rozumiesz, "Niestety (albo stety) większość zawsze ma rację." to hasło dyktatury.
Wygodne, ale z gruntu fałszywe.
Segregacja rasowa i ustawy norymberskie były wolą większości nad mniejszością, nazwij to demokracją, jeżeli masz dość odwagi.
Nono pierwszy raz wiedzę, żeby widzący zaangażował się tak w dyskusję bez sensu z osobą którą nie przekona, że białe jest białe a czarne jest czarne.
Danuelx-->ja za to dziwię się, że jesteś pierwszy na foro do krytykowania tłustych korpokotów i wyzyskiwaczy a jednocześnie jesteś takim zwolennikiem byłej partii rządzącej, która korpokocurom codziennie dolewała do koryta i pielęgnowała lepiej niż prezes swoją kotkę Fionę.
W tej kwestii jedyną winą PO było zaniechanie. Wychodzili z założenia, że kraj w kryzysie potrzebuje liberalizacji przymusów na korpo i odpuścili. Czy to dobre? Nie wiem, raczej nie ale i tak wolę to od obecnej anarchii i dyktatury tłuków. Chociaż jestem za całkowitą kontrolą społeczną nad korporacjami to, nie może to się odbyć w sprzeczności z prawem krajowym i umowami międzynarodowymi.
Yarpen nie ogarnia co to demokracja liberalna. Zreszta nic nowego, caly pisiorski sort tego nie ogarnia lub nie chce ogarnac :)
Scaga gimnazjalna dla Yarpena:
Demokracja konstytucyjna jest ustrojem politycznym, który jest specyficznym przypadkiem demokracji przedstawicielskiej. Cechują ją wolne i uczciwe wybory oraz tzw. liberalizm i pluralizm polityczny. Bardzo często jest ona utożsamiana z demokracją parlamentarną.
Demokracja konstytucyjna jest systemem, w którym każdy obywatel może podejmować decyzje w ramach liberalnej polityki, a decyzje te nie mogą jedynie naruszać praw mniejszości.
W demokracji konstytucyjnej każdy ma prawo głosu i każdy ma prawo do udziału w życiu publicznym. Demokracja konstytucyjna obowiązuje w krajach unijnych i Stanach Zjednoczonych. Demokracja konstytucyjna to inaczej demokracja liberalna, czyli oparta o zasady liberalizmu. Liberalizm jest koncepcją i myślą polityczną zapoczątkowaną przez takich myślicieli jak John Locke czy John Stuart Mill.
Demokracja konstytucyjna jest to pewien sposób sprawowania władzy i ściśle określony sposób funkcjonowania państwa. Jest on oparty jak sama nazwa wskazuje na konstytucji danego kraju. Konstytucja jest aktem prawnym, który jednorazowo nadaje charakter działalności całego państwa. Demokracja konstytucyjna uznaje, że najwyższym aktem jest konstytucja i jej postanowienia realizują całą politykę państwa. Stąd też kraje Unii Europejskiej – w tym także Polska – są zaliczane do grona takich demokracji. W Polsce konstytucja jest organem najważniejszym i najwyższym, nie wolno łamać konstytucji ani też działać wbrew jej zasadom. Konstytucja zapewnia w drodze demokracji wolność każdemu obywatelowi bez względu na wyznanie, pochodzenie, rasę czy narodowość.
Dobrym przykładem demokracji konstytucyjnej są Stany Zjednoczone, które bardzo wysoko cenią sobie wolność i poszanowanie drugiego człowieka. Modele demokracji oparte na liberalizmie pochodzą od klasycznych już myślicieli, oprócz Locke’a czy Milla warto wspomnieć o ojcach założycielach Ameryki – Benjaminie Franklinie, Tomaszu Jeffersonie, Tomaszu Paine itd. Liberalizm jest światopoglądem, który najwyżej ceni wolność osobistą jednostki, a co za tym idzie własność prywatną. Demokracja konstytucyjna pozwala na działanie i swobodę każdego obywatel, tak aby nie musiał się on obawiać, że jest wykluczony ze społeczeństwa z powodu swojej odmienności.
Demokracja w Polsce to rządy motłochu. Pisiory postawiły na głosy najgorszego elementu - roszczeniowej, nic nie wartej hołoty, której jest najwięcej.