No cóż, właśnie musiałem odpuścić sobie trening, ponieważ jakiś typ postanowił wybrać bardzo mądry sposób na samobójstwo i rzucił się pod pociąg którym miałem jechać. I tu nie chodzi o mnie i o mój trening, bo to pikuś w porównaniu do tego co czuje maszynista tego pociągu który widząc jak gość rzuca się na tory nie mógł już nic zrobić i tylko czekał na dźwięk pękających kości. Tam byli również ludzie i przedewszystkim dzieci które musiały to oglądać, oraz ktoś to teraz zapewne musi sprzątać. Nie wspominając o rodzinie tego kolesia. Naprawdę chyba nie ma gorszego sposobu na samobójstwo no ale on już przecież nie żyje to co mu tam.
Wymagacie racjonalnego podejscia od czlowieka, ktory wlasnie zdecydowal targnac sie na wlasne zycie... To tak jakbys typowi na LSD chcial przetlumaczyc, ze te fraktale i powidoki to tylko halucynacje ale on przeciez ma teraz inna priorytetyzacje w glowie i np. zamiast zatanawiac sie jakim cudem lampka moze rozmawiac, to mysli jak sprawic zeby przestala... na nastepny dzien delikwent bedzie w stanie to pojac ale w swoim obecnym stanie ma raczej nikle szanse bo otacza go taka a nie inna rzeczywistosc - w jednym przykladzie wywolana narkotykami a w drugim totalnym poczuciem apatii. Tego nie da sie zrozumiec ani jakos precyzyjnie opisac.
Mnie jest bardzo szkoda takich ludzi. Uwazam samobojstwo za okropne wyjscie i cos w rodzaju permanentnego i nieadekwatnie radykalnego rozwiazania dla tymczasowych problemow... tez kiedys myslalem, ze tacy ludzie to egoisci bo zostawiaja bliskich z tym calym syfem ale za wiekszoscia takich decyzji kryje sie oddzielny dramat. Nie porywam sie tez na ocenianie wagi czyichs problemow bo znamy siebie samych tylko na tyle na ile nas sprawdzono, do tego dla kazdego czlowieka jego problemy sa tymi „najciezszymi”. A potem mija rok i chce nam sie smiac na wspomnienie tego przez co kiedys zarywalismy noce.
Nie kazdy potrafi zachowac taki zdrowy dystans. Nie umiem sobie wyobrazic co czuje osoba az tak przestraszona/zdesperowana/bezradna ze jest w stanie przelamac na krotki moment naturalny instynkt samozachowawczy.
Co do ratownikow medycznych - moja mama jest kierownikiem zespolu. Smierc jest czescia tej pracy. Zdejmowanie samobojcow, ciala zmasakrowane w wypadkach, czterech z pieciu czlonkow jednej rodziny ginacych w jednym zdarzeniu... mozna zobojetniec, ale nie da sie przyzwyczaic. A od brutalnych scen gorsza jest np. sytuacja gdy okazuje sie, ze wyjazd jest do starej znajomej z klasy, rowiesniczki ktora nagle osunela sie w kuchni na podloge. Przez 40min na oczach jej rodziny probujesz reanimowac. Bo wszyscy licza ze uratujesz. A ona nie zyla zanim przekroczyles prog.
Każdy człowiek ma jakąś swoją granicę, przekroczenie jej, jest prostą drogą do samobójstwa. Za każdym takim przypadkiem, kryje się ludzki dramat, nierozwiązywalne problemy, samotność, ciężka depresja. Większość samobójców nie wybrałoby takiej drogi, o ile widzieli by przed sobą jakąkolwiek inną drogę.
Co do metody, szkoda tylko, że taki maszynista będzie mieć człowieka na sumieniu.
Po prostu w takiej chwili "niezbyt" trzeźwo myślą. Ale fakt jest o wiele więcej sposobów na samobójstwo, które są mniej uciążliwe dla innych.
"Jeśli chcesz popełnić samobójstwo nie mieszaj w to innych, powieś się w stajni na lejcach."
Bo są egoistami. Myślą tylko o sobie i nie liczą się z konsekwencjami.
Nie liczą się z tym, że ich śmierć to tragedia dla wielu bliskich z rodziny czy znajomych. I przy okazji utrudniają życie niektórym ludiom właśnie w takich momentach.
A co jak rodzina jest powodem samobójstwa? Przestań powtarzać wyuczone mantry i przemyśl co piszesz.
Inaczej niż idiotami takich ludzi nie można nazwać. Plus taki, że jednego chwasta mniej. Minus, że sporo osób będzie przez to cierpieć nawet do końca życia.
Poza tym do dziś mnie dziwi to, że istnieją ludzie broniący samobójców. "A bo miał ciężko w życiu". Jest w cholerę instytucji pomagającym osobom w ciężkich chwilach a samobójstwo to najgłupsza droga do rozwiązania problemów. Jest oznaką tchórzostwa, ludzi słabych, którzy nie potrafią sobie radzić ze swoją egzystencją.
Wyrozumiały i liberalny jak zwykle. Szkoda, że jeszcze czegoś o "grzechu" i "piekle" nie zapodałeś.
@DanuelX
Co Ty tam palisz? XD Nie wiem z ktorej strony wygladam na osobę wierzaca.
@Szyszklak
Skad taki wniosek?
BTW Oczywiscie jak najbardziej popieram eutanazje gdy osoba cierpi fizycznie, ale jak slysze, ze gosc sie zabil bo go dziewczyna rzucila to tylko xDDD
Samobójstwo zawsze uważałem za oznakę słabości. Ale gdybym upadł na głowę i miałbym się zabijać to na pewno nie w sposób tak....bolesny i irytujący dla służb ratowniczych.
Na służbach ratowniczych to już wrażenia raczej nie robi, no chyba że na nowych.
Zdrapywania szpadlem czyjegoś mózgu i resztek szczęki z torów nie jest raczej zbyt przyjemne dla służb nawet takich co widzą to po raz 150 w karierze.
Powinny być jakieś budki telefoniczne jak w Futuramie. Wchodzisz, wrzucisz monetę, szast prast, zwłoki palone, next.
Lepiej wpasc pod pociag, niz wejsc z bomba do pociagu i go wysadzic popelniajac tym samym samobojstwo;/.
Zawsze gdy słyszę o samobójstwie to przypomina mi się film "Siedem lat w Tybecie". To bardzo dobry film, polecam każdemu. Nie jest związany z tematem ale.. sami zobaczcie ;)
Wymagacie racjonalnego podejscia od czlowieka, ktory wlasnie zdecydowal targnac sie na wlasne zycie... To tak jakbys typowi na LSD chcial przetlumaczyc, ze te fraktale i powidoki to tylko halucynacje ale on przeciez ma teraz inna priorytetyzacje w glowie i np. zamiast zatanawiac sie jakim cudem lampka moze rozmawiac, to mysli jak sprawic zeby przestala... na nastepny dzien delikwent bedzie w stanie to pojac ale w swoim obecnym stanie ma raczej nikle szanse bo otacza go taka a nie inna rzeczywistosc - w jednym przykladzie wywolana narkotykami a w drugim totalnym poczuciem apatii. Tego nie da sie zrozumiec ani jakos precyzyjnie opisac.
Mnie jest bardzo szkoda takich ludzi. Uwazam samobojstwo za okropne wyjscie i cos w rodzaju permanentnego i nieadekwatnie radykalnego rozwiazania dla tymczasowych problemow... tez kiedys myslalem, ze tacy ludzie to egoisci bo zostawiaja bliskich z tym calym syfem ale za wiekszoscia takich decyzji kryje sie oddzielny dramat. Nie porywam sie tez na ocenianie wagi czyichs problemow bo znamy siebie samych tylko na tyle na ile nas sprawdzono, do tego dla kazdego czlowieka jego problemy sa tymi „najciezszymi”. A potem mija rok i chce nam sie smiac na wspomnienie tego przez co kiedys zarywalismy noce.
Nie kazdy potrafi zachowac taki zdrowy dystans. Nie umiem sobie wyobrazic co czuje osoba az tak przestraszona/zdesperowana/bezradna ze jest w stanie przelamac na krotki moment naturalny instynkt samozachowawczy.
Co do ratownikow medycznych - moja mama jest kierownikiem zespolu. Smierc jest czescia tej pracy. Zdejmowanie samobojcow, ciala zmasakrowane w wypadkach, czterech z pieciu czlonkow jednej rodziny ginacych w jednym zdarzeniu... mozna zobojetniec, ale nie da sie przyzwyczaic. A od brutalnych scen gorsza jest np. sytuacja gdy okazuje sie, ze wyjazd jest do starej znajomej z klasy, rowiesniczki ktora nagle osunela sie w kuchni na podloge. Przez 40min na oczach jej rodziny probujesz reanimowac. Bo wszyscy licza ze uratujesz. A ona nie zyla zanim przekroczyles prog.
Każdy kto uważa, że samobójstwo jest egoizmem, tchórzostwem i wyjściem z trudnej sytuacji, która "wcale nie jest taka trudna", jest pieprzonym ignorantem.
Inaczej niż idiotami takich ludzi nie można nazwać. Plus taki, że jednego chwasta mniej. Minus, że sporo osób będzie przez to cierpieć nawet do końca życia.
Poza tym do dziś mnie dziwi to, że istnieją ludzie broniący samobójców. "A bo miał ciężko w życiu". Jest w cholerę instytucji pomagającym osobom w ciężkich chwilach a samobójstwo to najgłupsza droga do rozwiązania problemów. Jest oznaką tchórzostwa, ludzi słabych, którzy nie potrafią sobie radzić ze swoją egzystencją.
A jak już widzę coś takiego to zastanawiam się jak to jest, że chwasty się tak silnie jednak ziemi trzymają.
Już drugi wątek w tym tygodniu gdzie aż zieje ignorancją. Jak się ktoś wypowiada na takie wrażliwe tematy, powinien mieć jakąkolwiek wiedzę na ten temat, nie tylko opinię z dupy "tchórz i egoista". Można na wikipedii chociażby zacząć.
PS Tak, uważam, że rzucenie się pod pociąg to najbardziej przeszkadzający innym sposób odebrania sobie życia.
Wiesz, że próbujesz przemówić do rozsądku ludziom, którzy myślą, że depresja znaczy "źle się dziś czuję", a introwersja to to samo co fobia społeczna?
Po prostu uważam, ze nie ma sytuacji bez wyjscia. Przykladowo gosc którego znam (kilku golowiczow tez ogarnia temat) w ciagu jednego roku: stracił najlepszego przyjaciela, ktory zmarł na nowotwor. Zmarli mu oboje rodzice, do tego wziął rozwód z żona, którą kochal ponad zycie a ona powiedziala mu prosto w oczy, ze go nie kocha. 12 miesiecy. Tyle wystarczylo by jego zycie zmienilo sie o 180 stopni i stracilo sens. Na szczescie oprzytomnial i uczeszcza do psychiatry i bierze leki. Z dnia na dzien jest z nim coraz lepiej. Mysle, ze jeszcze bedzie szczęśliwy. Śmierć NIGDY nie jest rozwiazaniem.
Nie mysl, ze mi nie zalezy. Zalezy mi na kazdym, dlatego chcialbym by do samobojstw dochodzilo jak najrzadziej. Istnieją przecież roznorakie "infolinie", ktore próbują przemówić do rozsądku takim ludziom. Bez powodu tego nie wymyślono. Niemniej jak słyszę o osobie, ktora nawet odrobine sie nie postarala by cos zmienić, to naprawdę sie wkurzam. Smutne jest to, ze zgineli bedac nieszczęśliwym, choc moze wystarczyło zrobić jeden dodatkowy krok w innym kierunku i wszystko by sie dobrze skonczylo.
Ciekawy masz sposób wyrażania troski o innych pisząc Plus taki, że jednego chwasta mniej.
Na szczescie oprzytomnial i uczeszcza do psychiatry i bierze leki.
Fajnie, że bierze leki i mu pomagają, miej jednak na uwadze że jak to w przypadku leków nie zawsze dobrze są dobrane od początku, poza tym trochę mija nim zaczynają działać, poza tym niektóre leki na depresję na początku mogą powodować wzmożoną ilość myśli samobójczych i chęci okaleczania się.
Widzisz kluha, tak to jest z wyciąganiem wniosków "bo mój kumpel" i "sam zuważyłem". Tylko ten gość, którego znasz był zdrowy. Przytrafiły mu się tragedie, jak każdemu z nas. U niego to stało się w krótkim odstępie czasu i chwała mu za to, że się szybko pozbierał. Niemniej generalnie ludzie zdrowi sobie radzą z tragediami, śmiercią bliskich, rozstaniami... Bo tak jesteśmy stworzeni, czas i chęć życia pozwala nam się adaptować do nowej sytuacji.
Teraz pomyśl co zrobić, kiedy np. młoda osoba, która obiektywnie nie ma problemów większych niż choćby czucie się niedocenianym, kłótnie z rodzicami itp, jest tak nieszczęśliwa, że myśli o odebraniu sobie życia? Co, jeżeli taka osoba uzyskuje wsparcie rodziny, bliskich, a mimo to dopuszcza się próby samobójczej? Co, jeżeli wielokrotna hospitalizacja, psychoterapia i szprycowanie antydepresantami na dłuższą metę zawodzi i mimo wysiłków własnych, pomocy rodziny, lekarzy i różnorakich infolinii, po wieloletniej walce nadal chcesz się zabić?
Jasne, czasem trochę wsparcia i poklepanie kumpla w trudnej sytuacji wystarcza by wyprostować sytuację. Jednak samobójcy w większości są po prostu chorzy i nie zawsze z chorobą da się wygrać. Zaburzenia psychiczne to niestety nie coś co można wyciąć lub podać witaminkę żeby było dobrze.
Dlatego tak nie lubię jak się ma ograniczone myślenie na zasadzie "śmierć nie jest rozwiązaniem, straszny egoizm". Czasem po prostu trzymając kogoś w pokoju bez klamek i robiąc wszystko żeby pomóc, chory może znaleźć sposób.
Samobójstwo to niby oznaka tchórzostwa?
A moim zdaniem samobójstwo to oznaka wielkiej odwagi, trzeba być bardzo odważnym żeby wykonać ten krok, zwłaszcza w sposób bolesny jak zadźganie się nożem czy właśnie rzucenie się pod pędzący pociąg. Już lepiej wykonać samobójstwo w sposób bezbolesny i natychmiastowy.
Słabe jednostki. Natura sobie z takimi świetnie radzi. Bez względu na rodzaj ssaków, gadów, czy płazów, etc.
Ewolucja jasno i wyraźnie wyznacza złotą zasadę: najsłabsze jednostki nie mają prawa bytu.
Natomiast co do zdania o sambójstwie -- to nie jest tchórzostwo, to nie jest odwaga. To egoizm,a przede wszystkim głupota. Samobójstwo nic nie rozwiązuje, a jedynie przysparza cierpienia bliskim. I tyle.
Za to najglupsi i silni zawsze przeżywają. Nie bez powodu ludzie z większą inteligencją są bardziej podatni na depresję. Jak widać IQ w naturze nie jest ważne.
"Samobójstwo nic nie rozwiązuje..."
Cóż, popełniający je kończy wszystko, czego tak miał dosyć. Także dla niego, w pewnym sensie rozwiązuje tamte problemy. Ale fakt, bliskie mu osoby zostają z traumą do końca życia...
Mnie też czasem zastanawiają takie rodzaje samobójstw. Nie samobójstwa same w sobie, ale właśnie takie drastyczne, "widowiskowe" ich realizowanie... Albo jest to impuls, momentalna decyzja. Może też niepoczytalność, pod wpływem jakichś środków. Oczywiście, wszystko to w następstwie na raczej długi rozwój tej depresji w człowieku, który po prostu pęka i dosłownie, bądź w przenośni, zamyka oczy i rzuca się pod pociąg.
Można też dodać taką chęć ostatecznego zwrócenia na siebie uwagi, w przypadku osób którym doskwierała samotność, brak atencji itp... Nie zwracaliście na mnie uwagi jak żyłem, to teraz patrzcie jak umieram. W każdym razie, ja tak to widzę.
Na prawdę, mógł to zrobić bardziej kameralnie, nie psując nikomu dnia, a Tym bardziej nie robiąc krzywdy moralnej maszyniście, który pewnie dłuższy czas będzie pamiętał, że poniekąd kogoś zabił (oczywiście nie miał szansy zareagować, stąd to poniekąd). No ale jak to się mówi, im więcej samobójców tym mniej samobójców.
Tja.a jak ktoś popełnia samobójstwo wysadzając przy okazji razem ze sobą ze 20 ludzi w powietrze to wam nie przeszkadza.Bo maszynista nie ma traumy.