Wizjoner, legenda, mistrz opowieści? Nie, David Cage jest przereklamowany
Czytając ten artykuł mam wrażenie, że jestem upośledzony. Łykałem Heavy Rain jak pelikan nie myśląc o dziurach fabularnych o których mówi autor. Hmmm chociaż może dlatego, że jestem taki tępy czerpie większą satysfakcję z takich produkcji... bo np. nie szukam co w scenariuszu się nie zgadza i dla mnie ten cały HR był nawet tak 9/10. A jestem ciekaw jak inni bo tutaj autor mówi, że gra miała dziury i nie była udana a jakoś zebrała rewelacyjne oceny, czyżby było więcej paralitów takich jak ja?
No, a jaki film/serial nie ma zadnych najmniejszcych logicznych bledow? W każdym idzie coś znaleźć.
Oglądam obecnie serial 'Dom z Papieru', ma pelno logicznych bzdur, niektore sceny sa wrecz smieszne jakby sie bardziej zastanowic, ale.. Ten serial strasznie wciaga i to jest wlasnie najwazniejsze.
Ja tam jestem fanem gier Quantic Dream, na sile mozna sie wszystkiego czepiac.
Heavy Rain to jedna z moich ulubionych gier, Fahrenheit swojego czasu tez robil przeogromne wrazenie (bo to byla pierwsza gra tego typu), dzisiaj juz mniej ale nadal sie podoba. Beyond bylo troszke slabsze, ale i tak bardzo dobre.
Licze oczywiscie, ze Detroit bedzie najlepsza gra tego studia.
Czytając ten artykuł mam wrażenie, że jestem upośledzony. Łykałem Heavy Rain jak pelikan nie myśląc o dziurach fabularnych o których mówi autor. Hmmm chociaż może dlatego, że jestem taki tępy czerpie większą satysfakcję z takich produkcji... bo np. nie szukam co w scenariuszu się nie zgadza i dla mnie ten cały HR był nawet tak 9/10. A jestem ciekaw jak inni bo tutaj autor mówi, że gra miała dziury i nie była udana a jakoś zebrała rewelacyjne oceny, czyżby było więcej paralitów takich jak ja?
Dla mnie HR też jest grą 9/10, niezwykle się wciągnąłem, że aż wbiłem pierwszą platynę na PS4, jednak miała parę wątków, które zaczęła, ale urwała w pewnym momencie, jak:
spoiler start
Nie wyjaśnili o co chodziło z tym traceniem świadomości przez Ethana
spoiler stop
Jednak dalej HR to bardzo dobra gra i słusznie jest doceniana :)
Bełkot? Autor podał rzetelne argumenty co do Heavy Rain oraz Fahreinheita. Co do Beyond się nie wypowiem, bo ani w ten tytuł nie grałem, ani nawet nie widziałem dłuższego fragmentu gameplayu. Bełkot to takie właśnie, bezsensowne, nic nie wnoszące komentarze jak Twój, szanowny przedmówco.
David Cage to zwykły grafoman, który nigdy nie napisał dobrej historii, a jego gry to ładne wydmuszki z milionem dziur fabularnych i sztucznym wywoływaniem emocji.
A tutaj kwintesencja jego produkcji: https://www.youtube.com/watch?v=Yy44s_de15Y
Jedyna udana gra tego pana to Omikron. Ze swietna wlasnie muzyka Bowiego.
Dalej jest juz tylko gorzej
Kurcze, mam dokładnie takie samo wrażenie. Gdyby Omikrona teraz zremasterować i dostosować do współczesnych standardów to myślę spokojnie byłby lepszym tytułem niż wszystkie następne gry Quantic łącznie z Detroit. Fahrneheit, jak większość odbiorców, strasznie mnie rozczarował. Heavy Rain również, z powodów w większości wymienionych w artykule, no i dalszego pochodu w stronę samograja napchanego bezsensownymi QTE, choć tu muszę przyznać łatwiej było złapać dystans bo nie grałem u siebie na konsoli :) do Beyond nawet nie podszedłem, a Detroit... cóż, wypowiem się jak zobaczę :)
No, a jaki film/serial nie ma zadnych najmniejszcych logicznych bledow? W każdym idzie coś znaleźć.
Oglądam obecnie serial 'Dom z Papieru', ma pelno logicznych bzdur, niektore sceny sa wrecz smieszne jakby sie bardziej zastanowic, ale.. Ten serial strasznie wciaga i to jest wlasnie najwazniejsze.
Ja tam jestem fanem gier Quantic Dream, na sile mozna sie wszystkiego czepiac.
Heavy Rain to jedna z moich ulubionych gier, Fahrenheit swojego czasu tez robil przeogromne wrazenie (bo to byla pierwsza gra tego typu), dzisiaj juz mniej ale nadal sie podoba. Beyond bylo troszke slabsze, ale i tak bardzo dobre.
Licze oczywiscie, ze Detroit bedzie najlepsza gra tego studia.
przy bardziej uważnym się jej przyjrzeniu okazuje się, że fabuła prezentuje, niestety, sprytnie zamaskowany poziom thrillerów klasy C
Pewien paradoks stanowi fakt, że nastawione stricte na warstwę narracyjną gry Davida Cage’a odnoszą wielkie sukcesy, mimo że właśnie prezentowana w nich opowieść jest ich piętą achillesową.
Moim zdaniem to wynika z faktu pewnej hierarchii. Filmy rzadko zbliżają się poziomem fabularnym do arcydzieł literatury (i raczej nieprzypadkowo w gronie najlepszych filmów jest sporo ekranizacji książek), toteż filmy oceniamy jako osobną i odrębną od literatury kategorię, obniżając nieco nasze wymagania w zakresie opowiadanych przez nie historii. Innymi słowy, to co w książce uchodziłoby za banalne i wtórne, jako składowa filmu często sprawdza się świetnie i zdobywa uznanie krytyków.
Z grami - jak mi się zdaje - jest podobnie. Jeżeli tylko jakaś produkcja jest w stanie opowiedzieć w miarę sensowną historyjkę (która jest całkiem znośna, ale na srebrnym ekranie nie zrobiłaby większego wrażenia na nikim), z miejsca zostaje określana mianem sztuki. Moim zdaniem to w dużej mierze wynika ze złożoności samego medium. Pisanie jest stosunkowo łatwe, bo wymaga jednej utalentowanej osoby i wolnego czasu. Nakręcenie filmu to już znacznie większe przedsięwzięcie, gdzie za mniej niż kilka milionów dolarów raczej niczego sensownego się zrobić nie da. Gry - pod względem złożoności - stoją jeszcze wyżej, bo są jeszcze droższe i trudniejsze w realizacji.
Opowiedzenie dobrej historii w grze to na prawdę ogromne wyzwanie (zwłaszcza, że trzeba ją wkomponować w rozgrywkę), więc mnie nie dziwi fakt, że produkcje Cage'e mogą się podobać. Choć na tle filmów czy książek wypadają blado, to już na tle innych gier, co najmniej powyżej średniej. Podobnie zresztą jak często chwalone produkcje Telltale, The Last of Us czy Get Even, które również zdobyły uznanie krytyków za aspekt fabularny, ale w porównaniu do filmów czy książek prezentują klasę C (w porywach B).
To też jeden z powódów, dla których gry tak źle się ekranizuje. Takie Tle Last of Us może robić wrażenie na telewizorach i monitorach graczy, ale na srebrnym ekranie? Nie sądzę.
Filmy? Filmy też w wiekszosci mają scenariusze z tyłka, takie masowe filmy Marvela czy inne Tomb Raidery, to glownie efekty specjalne.
Relacje postaci w The Last of Us są naprawdę mocne i IMO w filmach rzadko kiedy takie się widuje.
Scenariusz jest w sumie prosty, ale wlasnie w tej prostocie tkwi piekno, co widac tez po filmach np. 'W ułamku sekundy' czy 'Nigdy Cię tu nie bylo' to hiciory przeciez..
@Up
Filmy też w wiekszosci mają scenariusze z tyłka, takie masowe filmy Marvela czy inne Tomb Raidery, to glownie efekty specjalne.
Kiepskie przykłady wybrałeś, bo filmy Marvela to ekranizacje komiksów, a Tomb Raidery gier. Ale nie o to nawet chodzi, bo zgadzam się, że wśród filmów jak i książek są i produkcje bardzo słabe (gorsze nawet od niektórych gier). Sęk w tym, że nie powinniśmy porównywać nizin tych mediów, a raczej ich wyżyny. Znajdź sobie - wedle uznania - najwspanialszą znaną ci historię literacką, filmową i grową, a potem je porównaj - jest różnica? :).
Relacje postaci w The Last of Us są naprawdę mocne i IMO w filmach rzadko kiedy takie się widuje.
W grach tak, w filmach i książkach niekoniecznie.
Scenariusz jest w sumie prosty, ale wlasnie w tej prostocie tkwi piekno, co widac tez po filmach np. 'W ułamku sekundy' czy 'Nigdy Cię tu nie bylo' to hiciory przeciez..
Prostota w niczym nie wadzi, chodzi raczej o wtórność. Historia z TLoU jest spoko jak na grę, ale już w realiach filmowych to cliche poganiające cliche. Zgorzkniały podstarzały facet - który wraz z utratą rodziny stracił sens życia - nagle zrządzeniem losu spotyka na swojej drodze pyskatą nastolatkę i choć ich początkowe relację są raczej chłodne i wymuszone okolicznościami, tak z czasem rodzi się między nimi relacja niczym ojca z córką. Dorzućmy do tego jeszcze trochę kontrowersji i emocjonalnych momentów (pojawia się np. pedofil atakujący Ellie) i mamy udany miks. Ładny i chwytliwy, ale to już było. Wiele razy. Oczywiście nie w grach, ale w filmach czy książkach owszem.
W większości mogę się zgodzić, chociaż akurat The Last of Us moim zdaniem to jednak całkiem wysoki poziom scenariuszowy i spokojnie obroniłaby się zarówno jako film, jak i książka. Nie byłaby jednak wtedy aż takim fenomenem, gdyż z powodzeniem wykorzystuje największą zaletę gier komputerowych nad innymi formami narracji - o wiele większą zdolność do wywoływania u odbiorcy immersji. To właśnie dzięki niej "zaledwie" dobre opowieści potrafią rezonować z graczem dużo silniej od filmów czy książek, z większą łatwością wywołując w nim silne emocje i zżycie z bohaterami, nad którymi losami sprawuje bezpośrednią konsolę.
Są jednak i takie gry, które nie potrzebują tej przewagi, by fabularnie bronić się na tle innych mediów bezbłędnie. Taki NieR: Automata spokojnie może nawiązać walkę z największymi dziełami literatury i wcale nie byłbym taki pewien, czy by z takiej walki nie wyszedł zwycięsko. Świetnego scenariusza - nie tylko w kontekście gier, ale popkultury w ogóle - odmówić nie można również Silent Hillowi 2, Metal Gear Solid 3, Enslaved czy najlepszym wątkom Wiedźmina 3.
@Up
No właśnie z tą narracją to nie jestem pewien. Gdy pomyślimy sobie o wątku Krwawego Barona z Wiedźmina 3, to zapewne przypomni nam się jako całość. Będziemy pamiętać jaki ów opowieść miała przebieg, jak się skończyła i jakie wrażenie na nas zrobiła (głównie od strony emocjonalnej), ale ilu z nas zapamiętało faktyczną narrację? Ilu z nas pamięta choćby liczne "śledztwa" z użyciem wiedźminskiego wzroku, zadania poboczne związane z wątkiem Barona, potyczki z przeciwnikami, notatki, listy, dialogi itd.?
Chodzi mi o to, że przeniesienie wszystkiego 1:1 na srebrny ekran raczej na pewno by nie wypaliło (film rządzi się innymi prawami niż gra, zwłaszcza że taki quest w grze może trwać i 10 godzin, a w filmie musi się skończyć w maksymalnie 3). Z kolei przystosowanie historii barona do realiów filmowych mogłoby ją pozbawić większości uroku i sprowadzić do poziomu historyjki jakich wiele w kinematografii. Bo znowu, wątek Barona robi wrażenie na tle gier, ale filmów? Ojciec wyjechał na front, żona się puściła, on wrócił i się dowiedział, zabił kochanka żony, potem zaczął pić i bić. Mocne ale nie aż takie oryginalne...
Racja, ale to samo tyczy się adaptacji dowolnego medium na inne. Zbyt wierne przeniesienie książki na ekrany kin owocuje produkcją nudną, która w najlepszym wypadku okaże się rzemieślniczą robotą, a operacja przeprowadzona w drugą stronę dałaby coś, co skończylibyśmy czytać, zanim w ogóle by się rozkręciło. Każde medium rządzi się swoimi prawami i sztuką jest przeniesienie danego tytułu w taki sposób, by jednocześnie zachował swoje cechy charakterystyczne, jak i został dostosowany do docelowego typu. Na tym własnie polu zasadza się sukces Marvela, którego filmy doskonale oddają ducha i klimat komiksów superbohaterskich, ale jednocześnie wolne są od ich charakterystyk, które w kinie by w życiu nie przeszły. I na tym polu zawalają dotąd sprawę twórcy adaptacji gier, którzy są albo zbyt wierni materiałowi źródłowemu (rzadziej), albo traktują go jako zbyt luźną podstawę do własnych pomysłów, czerpiących do tego nie z tych elementów charakteryzujących oryginał, co trzeba.
@Up
Sam kiedyś myślałem, że dobra egranizacja powstanie wtedy, gdy weźmie się za nią jakiś prawdziwy gracz (i oczywiście dobry filmowiec), który zna i rozumie materiał źródłowy. Wtedy jednak światło dzienne ujrzał Assassin's Creed, zrobiony podobno przy udziale Ubisoftu, ojców całego cyklu. Jak wyszło, wspominać chyba nie muszę ;/.
Czytając początek tytułu już myślałem, że ktoś napisał artykuł o Łukaszu Stanisławowskim znanym jako Testo.
Doceniam za to skojarzenie.
Nigdy Cage'a za żadnego wizjonera nie uważałem, choć trzeba przyznać, iż swoim Fahrenheitem i późniejszym Heavy Rain podłożył podwaliny pod tzw. gatunek filmogier z którego później chętnie korzystało m.in. Telltale Games i twórcy Until Dawn. Chyba tylko Omikron był jedyną grą Cage'a ze standardowym gameplayem, ale akurat w ten tytuł, jako jedyny od Quantic Dream, nie grałem, choć mam go na Steamie, bo był kiedyś rozdawany za darmo. Cage to ta sama półka co Peter Molyneux, niewątpliwie umie opowiadać o tworzonych przez siebie tytułach i sprzedać produkt. Mówi się, że Cage to niespełniony filmowiec i wcale się nie dziwię, iż nie stworzył żadnego filmu, bo w filmie jego grafomania wyszłaby na wierzch. W grach fabuły są mniej lub bardziej naiwne, gdyż muszą być podporządkowane rozgrywce. Nikt nie przyczepi się do tego, że Nathan Drake w cut-scenach to sympatyczny gościu, chociaż w trakcie rozgrywki zabija kilkuset przeciwników na grę, a Lara nagle skacze przez sześciometrową przepaść, chociaż chwilę wcześniej wlokła się z kolcem wbitym w bok.
Jeśli chodzi o opinie o poszczególnych grach to generalnie zgadzam się z Wilkiem. Sam wielokrotnie na GOLu nt. tych produkcji pisałem podobnie. Fahrenheit powaliło mnie na początku wspaniałym klimatem oraz muzyką (https://www.youtube.com/watch?v=dQZSEpoTLdA), rozgrywka możne nie była zanadto rozbudowana, ale spełniała swoje zadanie i można było wczuć się zarówno w mordercę, jak i ścigających go policjantów. Każdy z bohaterów miał swoje lęki i problemy, historia przyciągała niczym magnes. Dopiero pod koniec wszystko zaczęło się sypać, a Cage niczym niewyżyty 12-latek wyciągał z kapelusza kolejne pasujące jak pięść do nosa motywy sc-fi. Heavy Rain to, póki co, najlepsza gra Quantic Dream, bo jest najbardziej przyziemna. Jedyną ekstrawagancją są okulary Jaydena, ale w dobie VR nie wydają się niczym niezwykłym. Poza tym to świetny, mroczny thriller, klimatem nieco przypominający Fahrenheita, ale bez tych wtrętów rodem z Matrixa. Pomijając wspomniane dziury fabularne, jest to najlepsza historia stworzona przez Cage'a. A Beyond: Two Souls to nieporozumienie. Już w swoich założeniach by historia była poprowadzona niechronologicznie (żadnego sensu i celu to nie miało) gra traciła to czym poprzedniczka królowała, a więc nieliniowość. Tutaj dwie najważniejsze decyzje podejmujemy na samiuśkim końcu. Podobnie jak w Fahrenheit, Cage znów musiał dać upust swoim grafomańskim fantazjom i powciskać tam szereg motywów paranormalnych bez ładu i składu.
Odkąd pojawili się naśladowcy gry studia Quantic Dream zdecydowanie straciły, bo takie Telltale, Supermassive Games czy DONTNOD pokazały, że można zrobić to lepiej zarówno, jeśli chodzi o nieliniowość, jak i samą opowieść.
Teltalle? Ich gry są tragiczne, pierwsze Twd było spoko, ale reszta to sredniaki
Ich gry są tragiczne, pierwsze Twd było spoko, ale reszta to sredniaki
Przepraszam bardzo, ale Tales from Borderlands jest przekuźwawspianiałe ;)
Z przedstawionych tytułów grałem tylko w Fahrenheit i w pełni zgadzam się z opinią autora. Opowieść była rewelacyjna, aż gra nie weszła w końcową fazę. W rezultacie nie ukończyłem tytułu, a po obejrzeniu zakończenia na YT nawet przez chwilę nie żałowałem tej decyzji.
To naprawdę boli, gdy potencjał gry zostaje zmarnowany przez niedoróbki w scenariuszu.
Heavy Rain i Fahrenheit bardzo miło wspominam. Że dziury w fabule, że matrix, że nielogiczności? Może i tak, ale ostatecznie bawiłem się świetnie, a właśnie o to chodzi w grach ;)
JASON!
Omikron: The Nomad Soul to zdecydowanie najlepsze dzieło Quantic Dream. Świetnie wykreowany świat, całkiem fajna fabuła ale przedewszystkim wspaniała warstwa artystyczna. Jest pomysłowa i oryginalna a do tego świetna muzyka Davida Bowie (który sam zresztą pojawia się w grze) i Reevsa Gabrielsa. Jeśli ktoś jest w stanie przeboleć mocno toporną mechanikę to gorąco polecam.
https://www.youtube.com/watch?v=lwXMkVDlT0Q
PS. Z artykułem się nie zgadzam. Nie jestem fanem Cage'a ale jak dla mnie strasznie czepialskie te argumenty, myślę że spokojnie można by było zgnoić w ten sposób większość fabuł w grach.
Od niedawna dopiero zacząłem ogrywać produkcje od Quantic Dream. Ukończyłem i splatynowałem Heavy Raina i Beyond Dwie Dusze, teraz będę się zabierał za Farenheita i Omikrona, a Detroit zagram dopiero sierpień/wrzesień.
Heavy Rain to była jedna z najlepszych gier w jakie grałem, mimo dziur fabularnych bawiłem się świetnie i pewnie jeszcze wrócę do niej w deszczowe jesienne wieczory :D
Beyond Dwie Dusze to wyraźnie słabsza gra, fabularnie nie porywa, ale miała parę mocnych momentów. Też ją splatynowałem, ale raczej nie wrócę do niej tak szybko.
Pozostało mi się zmierzyć z dwiema produkcjami, które są powszechnie uważane za świetne, wtedy dopiero wystawię im ocenę :)
A w międzyczasie czekam na pierwsze recenzje Detroit i liczę, że pobije Heavy Raina :)
Heavy Rain to taka gra, którą doceniasz za bycie grą, choć ta ma ambicje bycia filmem. Gdyby jednak była filmem to już nie ni była by dobra, oj nie.
nie osmieszaj sie pseudo dziennikarzyno jak gralem w Farenheita ciebie na swiecie nie bylo, genialna ponadczasowa gra, az zal ze nie pociagneli serii
Żałosne. I osoba, która nie lubi Davida Cage'a recenzuje Detroit: Become Human. GoL co jest z wami nie tak? Dajcie recenzować innym takie gry, innym, czyli takim, którzy ocenią grę tak jak nalezy, a nie przez to, ze ktoś nie lubi jakiegoś studia, albo jego właściciela. Nieuczciwe. Tzn, gdyby nawet ktoś inny dałby 7, albo 7,5 to byłbym przekonany, ze recenzja jest kompletna, a tutaj chyba -0,5 poszło za to, ze.. David Cage.
Coś jest na rzeczy. Ale to chyba bardziej kwestia gustu, niż braku warsztatu przy tworzeniu scenariusza gry. Wydaje mi się, że Cage doskonale zna swój target i do niego kieruje swoje produkty. Reszta ? Reszty nie trzeba. Nie podoba się? Trudno szukaj czegoś innego. Wspaniałe stulecie ma swoich fanów, a twórcy serialu doskonale zdają sobie sprawę, że nie adresują swojej produkcji do miłośników kina psychologicznego. Dawno temu rozegrałem Fahrenheita. Wtedy gra wydawała mi się arcydziełem. Jak byłoby dzisiaj? Nie mam pojęcia. I nawet nie chcę próbować. Niestety jestem antyfanem sentymentalizmu growego. Trudno mi wracać do starych produkcji.
Na wyprzedaży w psn zaopatrzyłem się w HR i BTS. Niestety takie produkty gro podobne do mnie nie przemawiają. Drażni mnie brak swobody, nachalne prowadzenie za rączkę jak małego dzidziusia. Liniowa fabuła. Bardzo ubogie sterowanie i pseudo teatralne dialogi, zagrane z wdziękiem neandertalskiej primadonny. Lubię mieć wpływ na fabułę, a nie ulegać czyjeś wizji. Szanuję gry z drugim dnem, podtekstem i ukrytym znaczeniem. Ale w jednym autor tekstu ma rację. Twory Cage'a tylko udają coś więcej niż to czym są w rzeczywistości.
Krótko. Jak to kiedyś mądrze stwierdzili Rzymianie.
"Reluctante natura irritus labor est"
Ale sentyment nie maw tym wypadku nic do rzeczy. Dobra historia, w przeciwieństwie do gameplayu się nie starzeje.
No tak jeżeli potrafisz przymknąć oko na przestarzałą rozgrywkę, kiepską grafikę, itd.
Pewnie masz rację. Niestety mnie się ta sztuczka nie udaje. Kilka razy próbowałem.
Wolę zachować piękne wspomnienia niż przykre zderzenie z rzeczywistością. Gry sprzed 7,8 lat jeszcze ujdą. Ale to co wcześniej, niestety mi nie idzie.
Współczesne gry zbytnio mnie rozpieściły. Pod zbyt wieloma aspektami są ładniejsze, prostsze, itd. Poza chlubnymi wyjątkami(np: Dark Souls). I do tego się niestety przyzwyczaiłem. :-)
"SPOILERY! Felieton zdradza istotne szczegóły fabuł gier Fahrenheit, Heavy Rain oraz Beyond: Dwie dusze. Nie chcesz sobie psuć zabawy? Nie czytaj."
Kurła. Do dupy z taką publicystyką. ;)
Cage przereklamowany jak ten artykuł XD