Cześć, Zastanawiam się jaką piękną mamy reprezentację piłki nożnej, prawie wszyscy to Polacy z krwi i kości. Ma to sens gdyż na mistrzostwach mierzą się reprezentacje narodowe, składające się z narodu np. Austriackiego czy Niemieckiego. Niepokojące jest to z jaką łatwością sportowcy dostają obywatelstwo tylko dlatego, że dobrze grają w piłkę lub się dobrze wspinają (Denis Urubko (musiałem go dać :))
Obejrzyjcie sobie skład np. Szwajcarii:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Reprezentacja_Szwajcarii_w_pi%C5%82ce_no%C5%BCnej_m%C4%99%C5%BCczyzn
Przecież wszyscy napastnicy i pomocnicy (prócz Frei'a) to obcokrajowcy. Jak Szwajcar ma się cieszyć z wygranego meczu, jak większość to nie Szwajcarzy? Nie chcę tego porównywać do klubów piłkarskich (bo przecież Legia Warszawa też nie składa się z Warszawiaków), bo kluby piłkarskie są prywatne i każda wygrana to zysk dla prezesa. Państwowe organizacje, jak PZPN powinny mieć inne priorytety niż wygrana za wszelką cenę, a co za tym idzie zrobienie "łaciatej drużyny".
Co o tym wszystkim sądzicie? Na sam koniec dam filmik śp. prof. Wolniewicza o Murzynie w polskiej reprezentacji:
https://www.youtube.com/watch?v=4TI96oLRjM0
wg mnie nie jest to fair i kazda reprezentacja powinna miec tylko zawodnikow z wlasnej krwi i kosci
Faktycznie. Masz rację. Zawodników powinno się badać do piątego pokolenia pod względem narodowości.
Taras mial babke z Polski wiec mozna go od biedy uznac skoro zrzekł sie ukr obywatelstwa
ostatnio sie zastanawialem ze czy trenerzy z danego kraju powinni trenowac tylko pilkarzy ze swojego kraju... Zadnych Benhakerów itp
Skoki by na tym ucierpialy bo ten austriak sporo pomógł
A inne dyscypliny? Hokej-kanadyjczyk, koszykówka-amerykanin, siatkówka-belg, ręczna-kirgistan (juz zamieniony na Polaka)
Czy my kuźwa nie mamy w kraju zadnych trenerow? Dlaczego poza Kasperaczakiem nikt nie prowadzil zadnej druzyny narodowej innej niz PL?
Ja w ogóle nie widzę sensu dumy z tego, że banda półgłówków biega z jednej strony pola na drugą za świńskim pęcherzem.
To szkoda bo to najfajniejszy sport. Chyba tylko tennis moze sie porownac pod wzgledem funu I satysfakcji.
Pewnie tego nie wiesz, autorze wątku, ale narodowość jest kwestią deklaratywną. Nie ma nic wspólnego z rasą. Polakami byli ludzie najróżniejszego pochodzenia etnicznego, często niesłowiańskiego. Polakami byli ludzie o korzeniach żydowskich, litewskich, ormiańskich, greckich, francuskich, włoskich, wołoskich, szwedzkich, niemieckich, holenderskich, szkockich, tatarskich, węgierskich a nawet rosyjskich (wszystko to genetycznie nie-Słowianie).
W sensie formalnym dziś ważniejsze od narodowości jest obywatelstwo. I ono decyduje w soccerze o tym, w jakiej reprezentacji można grać.
W Polsce, poza osobami chłopskiego pochodzenia, nie spotkasz Polaka, który nie ma żadnych niesłowiańskich korzeni. To jest niezwykle mało prawdopodobne. Bodaj żaden polski władca, może poza Mieszko I, nie był "czystej krwi" ;). Polacy są więc konglomeratem różnych naleciałości genetycznych, co potwierdzają współczesne badania haploidalne. O "rasie" więc zapomnij, raz na zawsze.
Co ma duma do piłki nożnej?
Dumny to ja mogę być ze zdanego trudnego egzaminu, albo zręcznego zażegnania kryzysu w robocie, a nie z wygranej jedenastu obcych kolesi w kopanie skórzanego balona, tylko dlatego, że akurat mają biało-czerwone koszulki.
Jak w ogóle można być dumnym z dokonań, z którymi nie ma się nic wspólnego.
Szczerze mówiąc, nie do końca się z tym zgadzam. Istnieje sfera wspólnotowa, zarówno w kulturze, obyczajach, tradycjach, jak i w sporcie. Mogę być dumny z Copernicusa, Chopina, Curie, Conrada czy Koprowskiego, z drugiej strony może mi być wstyd za polskich szubrawców, podleców i kanalii. W socjologii nawet ukuto na tę sferę wspólnotową określone pojęcia. Nie żyję przecież w próżni, w oderwaniu od tych wszystkich uwarunkowań. Wychodzę na ulicę mojej Warszawy i widzę pomniki czyli hołd złożony dawnym postaciom. Nie mam nic wspólnego z ich dokonaniami, ale jestem dumny, bo przynależę do tej samej wspólnoty. Analogicznie jest ze wspólnotą rodzinną, choć tutaj możesz stwierdzić, że istnieć mogło jakieś moje bezpośrednie oddziaływanie na sukces syna, siostry czy ojca. Niekoniecznie tak musiało być, ale w układzie tożsamości wspólnotowej identyfikujemy się z sukcesami innymi, albo z klęskami innych.
Prezydent Kwaśniewski przepraszał za zbrodnię w Jedwabnem. Nie przyczynił się do tej zbrodni, ale odczuwał wstyd. Gdy Krystian Zimerman wygrywał prestiżowy wówczas Konkurs Chopinowski, wielu Polaków cieszyło się sukcesem Polaka, choć w większości nie umiało grać na fortepianie, ani nie słuchało takiej muzyki na co dzień. Jesteśmy częścią jakiegoś układu zależności kulturowych i społecznych, czy to nam się podoba, czy nie. Może to tkwi głównie w sferze emocji, ale to też jest ważne, ma swoją symbolikę i swoją siłę oddziaływania. Dlatego gdy słyszę Mazurka Dąbrowskiego nie reaguje nań jak na każdy inny hymn. Dlatego gdy Mila strzelił na 2:0 w meczu z Niemcami cieszyłem się jak dziecko. Choć sam nogi nie przyłożyłem.
Ahaswear dobrze podsumował
Nie chodzi o to by podklejac sie pod czyjś sukces. Z dużych osiągnięć żony, dziecka, siostry itp tez nie bedziesz dumny? Bo przeciez to ich sukces a nie twoj.
Poza tym pilka nozna czy kazdy inny sport to emocje. a jak nie masz komu kibicowac to nie masz zadnych emocji.
obejrzalem pare transmisji F1 dla Kubicy, po jego wypadku po dzis nie obejrzalem ani jednego wyscigu, bo wlasnie nie czuje emocji - nie mam komu kibicowac