Ciągle mnie telepie z wściekłości i chociaż wiem, że jakiekolwiek działania w temacie są raczej nieefektywne, to może jednak ktoś coś poradzi, bo jestem w desperacji i adrenalina mi już idzie uszami.
Do rzeczy.
Mieszkamy w wieżowcu, klatka z domofonem - drzwi wejściowe stale zamknięte, na piętrze część mieszkalną od klatki schodowej oddziela krata zamykana na klucz, który mają tylko lokatorzy danego piętra (3 mieszkania). Piętro dzielimy z sąsiadem, który, umówmy się, jest zwykłym meliniarzem, interwencje policji /po skargach sąsiadów za zakłócanie ciszy i porządku/ są regularne, ostatnia 2 tygodnie temu, schadza się do niego różne mnóstwo szemranych typów. My z sąsiadem żyjemy zasadniczo w cichej tolerancji, od początku, przez 1,5 roku nie zdarzyła się żadna nieuprzejma wymiana zdań.
Jakieś 2 miesiące temu zapaliła mi się lampka alarmowa, kiedy to spod drzwi zniknął nam worek... ziemniaków. Trochę czarna komedia, wkurzyliśmy się ostro, bo kradzież to kradzież, no ale przecież nie będziemy robić awantury o 4kg kartofli, tym bardziej że w tym zamykanym "przesionku" mąż trzyma rower (więc mogło być gorzej)..
..tzn. trzymał. Dzisiaj rower zniknął.
Sprawa zgłoszona na policję, domyślam się, że nic to nie da. Ramy czasowe dość zawężone, cała akcja odbyła się w ciągu 2h. Sąsiedzi przepytani, nikt nic nie wie.
Da się coś zrobić, czy mam gotować bigos?
1. Odczekac jakis czas.
2. Ukryc na klatce kamere.
3. Postawic znowu cos w miare cennego.
4. Nagrac jak to ktos podpierdala.
5. Profit.
Tylko jesli to nie sasiad, tylko przychodzacy do niego goscie to i tak uja zdzialasz, bo on powie ze nic nie wie wie i nic nie widzial.
Inne rozwiazania sa mniej lub bardziej nielegalne i mozna sie przejechac, jesli to mocno szemrane towarzystwo to mozna skonczyc z wybitymi zebami, rozj....mi drzwiami albo przebitymi oponami w samochodzie.
Troche ciezka sprawa. Sam mam nieszczescie mieszkac obok rodziny alkoholikow i bywalo roznie... dwoch z trzech juz umarlo i teraz jest spokoj. :)
Przepatrz okoliczne lombardy może go znajdziesz. Na policję raczej bym nie liczył. Chyba że podzieliłeś się z policją swoimi podejrzeniami wobec sąsiada. Jeśli w okolicy jest jakiś monitoring to mógł coś wychwycić. Pozostaje też kwestia chęci policji do szperania po okolicy.
To na 99% nie sąsiad, tylko właśnie goście - sąsiad leżał naładowany z piwskiem w ręku i twierdził, że on nic nie wie. A piłka była szybka bo akcja, jak wspominałam, zamknęła się w 2h - więc raczej nie zdążył zdematerializować sprzętu.
Dokładnie tak teraz myślę, jeśli podejmiemy działania "bardziej lub mniej nielegalne" to skończymy albo z ukradzionymi samochodami, albo otrutym psem, albo zdemolowanym mieszkaniem.. :/
A jedyne, o co mam ochotę się modlić, to o eksmisję dziada. Co najmniej.
Kup worek cebuli, wstrzyknij do każdej sztuki środek przeczyszczający, połóż w tym samym miejscu co worek z ziemniakami i śmiej się wniebogłosy, słysząc jak sąsiad przeklina i siedzi na kiblu!
Jaki trzeba mieć brak wyboraźni trzymając rower na klatce schodowej i mając za sąsiadów jakiś meneli. Nauczka na przyszłość, rower na balkon albo kupić wieszak na rower.
Och jesteś przezabawny, to faktycznie takie lekkomyślne, trzymać rower na klatce schodowej z dwoma zabezpieczeniami po drodze, przez 1,5 roku żyć spokojnie i widzieć, że dodatkowo sąsiadka robi to samo - czyli trzyma na klatce rower. Ha, ha. My jesteśmy frajerami, a złodziejom się należą oklaski i dwa jabole za spryt.
Z doświadczenia wiem że na tego typu "sąsiadów" mało rzeczy działa. Jakieś 10 lat temu mieszkałem w bloku i mieliśmy podobnego delikwenta. Żadne wzywanie policji nie działało. Uspokoił się dopiero kiedy brat ugadał się z kolegami i w momencie jak menel wracał do mieszkania dostał przysłowiowy oklep. Nie jestem dumny z takiej metody ale czasami na takie mendy jest to jedyny sposób jaki rozumieją
Czytaj sąsiadowi swoje umoralniające posty z ostatnich 15 lat na forum, po 2 miesiącach się wyprowadzi
takie pytanie z innej beczki: mieszkanie własnościowe czy wynajmowane?
Jeśli opcja druga to pomyślałbym nad przeprowadzką, serio. Tego typu towarzystwo umówmy się "nie ma nic do stracenia", bo mówimy już raczej o marginesie społecznym niż o ludziach który sobie lubią popić w weekendy.
Ja nie wyobrażam sobie mieszkać drzwi z drzwi z wylęgarnią meliniarzy, której bóg wie co jeszcze do łba strzeli. Któregoś dnia wrócicie z pracy/zakupów a tam drzwi wyłamane i chata wyczyszczona, bo tak właściwie co ich powstrzyma skoro rower sobie ot tak wynieśli z bloku. Jak to mówią - apetyt rośnie w miarę jedzenia. Na tę chwilę czują się bezkarni.
Nawet najlepsza lokalizacja w mieście i niski czynsz nie byłyby mi w stanie zrekompensować zszarganych nerwów, to takie moje 3 grosze.
Malaga
Niestety, własnościowe. Poprzedni właściciele, zresztą bardzo w porządku ludzie, od razu powiedzieli nam, że sąsiad "trąci meliną", coś tam hałasuje czasem po nocach, ale nigdy się nie zdarzyło /podobno/ by był niemiły, agresywny itd, opowiadali że w tym przedsionku spokojnie możemy trzymać rowery, wózki dziecięce itd - bo oni tak robili i nic się nigdy nie stało. Jak widać, do czasu.
/uprzedzając ewentualne heheszki - ludzie sprzedawali mieszkanie, bo się wyprowadzali 60km dalej, a nie dlatego że sąsiad pocisnął/
Wkurza mnie ta bezsilność, mąż był na policji dzisiaj i się okazało, że na to samo mieszkanie była skarga dzisiaj rano /!/ - policja pary nie puściła, ale mamy monitoring w postaci sąsiadki na parterze, która jest bardzo wylewna i opowiedziała całą historię, jak to żaliła jej się nasza sąsiadka z 8 piętra /mieszkamy na 9/, że ma całe szyby orzygane po wczorajszej imprezie /no raczej nie u niej się owa impreza odbywała/. Czuję się trochę jak w jakimś Monty Pythonie.
Wkurza mnie, że mimo tylu skarg, interwencji, długów na lokalu /halo, kiedy ta eksmisja?/, zajumywania prądu na lewo, itd, itd - wszyscy, 32 rodziny żyjemy w ciągłym pod^(*&$ i nic nie możemy zrobić.
W takim razie szczerze współczuję. Ja osobiście nigdy nie wynająłbym mieszkania w sąsiedztwie meliniarza, nie mówiąc już o zakupie.
Jestem bardzo wyczulony na punkcie uciążliwych sąsiadów i drażni mnie głośna muzyka dudniąca nad/pode mną. Nieustające libacje doprowadziłyby mnie do szału, a tu jeszcze kradzież na deser.
Malaga,
owszem, teraz mam wyrzuty sumienia, że przed zakupem nie zrobiliśmy porządnego researchu. Ale 1,5 roku temu to była dla nas gwiazdka z nieba, bardzo chcieliśmy być już na swoim, spoko okolica, dobra cena, mieszkanie niewymagające remontu, nic tylko wnosić manele i mieszkać. Nie pytaliśmy o sąsiadów bo to się wydawało irracjonalne. To byli właściciele zasugerowali nam delikatnie, że może być wesoło. No ale były właściciel mieszkał w tym miejscu całe swoje życie, czyli 40 lat, i twierdził, że spokojnie, nic nigdy nie zginęło. Może kłamał, a może nie. Co za różnica, stało się co się stało i wszyscy nadal tkwimy w dupie.
Rower w przedsionku? Twoja naiwność mnie zaskakuje.
I tak, też bym bardzo chciał, żeby można było w Polsce trzymać rower na klatce schodowej, nawet takiej z nowszych bloków - bez dodatkowych krat. Bardzo bym chciał, bo sam przez to nie mam roweru, ponieważ w mieszkaniu mało miejsca. Niestety, to nie Szwecja czy tam inna Norwegia (Szwecja już ponoć nie, bo imigranci kradną i gwałcą).
Ale wiem też, że z sąsiadami to loteria. Jakbym sprzedawał mieszkanie, to bym chyba musiał być skończonym kretynem, żeby się przyznać, że z sąsiadami jest cos nie tak :D No wiem, nieładnie i nieuczciwie, ale co zrobić, mieszkanie to mieszkanie...
To wiedzieliście, że obok jest menelstwo, a i tak kupiliście, bo "my to rowery zostawiamy i jest git"? Kek.
Ja bym w życiu takiego mieszkania nie wynajął, a co dopiero kupił. TO jest proszenie się o kłopoty, już nie wspominam o robactwie jakie tam pewnie się gnieździ.
Pomysł takeshiego dobry, ja bym szedł w tym kierunku. Jak to zostawicie to takie sytuacje się mogą mnożyć, np. ktoś sobie zacznie po skrytkach na listy buszować.
Rower jak rower, ale kto, qwa trzyma na klatce schodowej worek ziemniaków? Węgiel też skladujecie?
I kto tu jest większym meliniarzem? :)
Dobra, pośmiejcie się już ile wlezie i skończcie. Obyście nigdy nie wdepnęli w żadne gówno.
Jak chcecie postawić jabola w ramach gratulacji za menel-spryt, to też mogę podać adres, gdzie wysyłać.
To jest chore, żeby aplauzować w typie "naiwna frajerko, należało ci się bo się sama prosiłaś". Jeszcze rozumiem jakbym zostawiła ten rower na świeżym powietrzu pod klatką. Ale rower był zostawiony tam, gdzie stał od roku, za zamykaną kratą.
Pietrus
sąsiadka też zostawia swój rower, więc nie jestem jedyną "idiotką". Jutro rano sympatycznie ją uprzedzę, by jednak ten rower przeniosła.
Co do uczciwości - byli właściciele nam dali "alert". Może trochę za bardzo nas urzekła gadka o tym, że absolutnie nic nigdy nie zginęło a różne rzeczy były pozostawiane. Przez 1,5 roku widzieliśmy/słyszeliśmy, że są libacje, ale bez "efektów materialnych".
Co mnie zadziwia w tym wątku, to jakaś taka puenta, że jesteśmy frajerami, naiwniakami, sami sobie jesteśmy winni..
Tutaj chodzi o kradzież mienia. Większość heheszkuje albo "ja bym nigdy" - no ok, jesteście super mądrzy, zaradni i w ogóle. Plus takie typowe dyrdymały dla neandertalczyków, którym da się wmówić, że zgwałcili, bo dziewczyna miała krótką sukienkę i "sama się prosiła".
"Plus takie typowe dyrdymały dla neandertalczyków, którym da się wmówić, że zgwałcili, bo dziewczyna miała krótką sukienkę i "sama się prosiła"."
No bo sama się prosi.
No bo nie bardzo jest jakieś rozwiązanie na Twój problem. Owszem, teoretycznie jest procedura prawna, praktycznie działa może w 1% przypadków, więc nie zawracamy głowy.
Moim zdaniem musicie zacząć trzymać rzeczy w piwnicy/mieszkaniu. Ja na przykład mam spoko sąsiadów, a i tak bałbym się trzymać coś na klatce.
Aby waszym fascynacjom stało się zadość - ziemniaki były trzymane na klatce, bo tam było chłodniej. Niestety zapomniałam dołożyć cebuli.
Dobra, Loon, ja wiem że procedura prawna w tym przypadku nic nie zdziała, mąż podał numer seryjny roweru na policji, no ale co to niby ma wnieść do sprawy, przecież posterunkowi nie będą chodzić od mieszkania do mieszkania a dodatkowo sprawdzać co 3 sekundy olx czy tam przeszukiwać lombardy, rower jest stracony, case closed.
W dupie już mam ten rower, olaboga, kupimy nowy. Ale ciągle mam wściekliznę że ktoś sobie tak po prostu wyprowadził i to totalnie bez konsekwencji. No ale może jestem nienormalna i sama się prosiłam.