Trzy billboardy za Ebbing, Missouri - recenzja filmu
Jak na razie Trzy billboardy za Ebbing, Missouri to jedyny film który zasługuje na nominacje do Oscara w kategorii najlepszy film. Ode mnie 9/10. Byłaby dycha gdyby nie rozgrzeszono pewnego bohatera.
Strasznie lakoniczna ta recenzja, ale z jednym trzeba się zgodzić - tu nie ma czegoś, co nie gra. No może poza pewną sceną ze zwierzątkiem (i nie chodzi mi o żółwia) - zbędna, tak, ale nie zła. Zagrane to po mistrzowsku, muzyka świetna, humor cięty i gorzki.
Film jak wszystkie ostatnio przehype'owany, niepotrzebne sceny "komiczne" psujące ogólny klimat, pewne przedstawione wydarzenia kompletnie nielogiczne i nierealistyczne, owszem, grają zdjęcia, gra muzyka, gra też gra aktorska sama w sobie, ale postaci przerysowane, poza szeryfem i skruszonym gliną jednowymiarowe... Do tego film niby posiada jakiś główny przekaz o destrukcyjnym, toksycznym wpływie agresji głównej bohaterki na otoczenie (fakt, aż za bardzo odpychającej i irytującej - a więc dobrze zagranej i w teorii nakreślonej), ale po zakończeniu człowiek i tak odnosi wrażenie, jakby nie było żadnej pointy, a film zdaje się być "o niczym". Może i główna bohaterka cos dostrzega (scena z winem i byłym oraz dialog w aucie), ale jakoś to nie wybrzmiewa.
Miałem takie samo wrażenie po seansie. Film można obejrzeć, ale nastawiając się na jakieś arcydzieło można się mocno zawieść.
wszyscy czepiają się zakończenia, bo pewnie chcieliby żeby końcówka była niczym z Johna Wicka, gdzie kobieta wymierza sprawiedliwość strzelając do oprycha z dubeltówki... bez sensu. Gdybyś oglądał film jak należy to wiedziałbyś że takie zakończenie zepsułoby odbiór filmu, bo by było nie z tej bajki.
Film nie był o niczym, idealnie pokazywał efekt domina, który zapoczątkował wydawałoby się niegroźny pstryczek w nos wymiarowi sprawiedliwości. Końcówka była bardzo dobra, zwłaszcza pytanie zadane w aucie, bo żadne z nich tak naprawdę nie jest mordercą. Widz może się też domyślać jak zareagowałaby Mildred gdyby zobaczyła, że domniemany sprawca to ten sam koleś, który złożył jej sympatyczną wizytę w sklepiku pare dni wcześniej.
Tylko ktoś mocno nieogarnięty będzie się zastanawiał czy gość faktycznie zamordował jej córkę, bo choć film nie prowadzi za rączkę, w tej kwestii wszystko podaje na tacy.