Czy 1168 stron Bastionu Stephena Kinga jest nudną podróżą
Czytałem i mam podobne opinie :) początek (albo pierwsza połowa) super, a potem raczej spadek dla mnie.
Mnie też drażniły watki nadprzyrodzone i tak wyraźnie zaznaczona walka dobra i zła, wolałbym więcej post-apo i klimatu z początku książki.
To jak ze wszystkim dłuższym co czytałem Kinga. Dobry początek i zawiązanie wątków, przydługie rozwinięcie i rozczarowująca końcówka. Tak było z Salem, Firestarterem i tak było z serią o Wieży.
Tak od polowy czytalem juz tylko dlatego, zeb nie bylo, ze przeczytalem 600stron i nie wiem jak sie skonczy ksiazka. Coz, wiecej Kinga po Bastionie nie czytalem, a szkoda, bo poczatek byl bardzo dobry.
Początek świetny, tak jak w Ręce Mistrza, a od momentu wprowadzenia zjawisk paranormalnych ostro zjechało dół, w obu pozycjach.
Do połowy świetna książka. Opis świata po apokalipsie wywołanej grypą wciągający i ciekawy. A potem standardowe Kingowe pierdolamento -
spoiler start
Diabeł, Bóg, telepatia i takie tam
spoiler stop
- które niszczy trochę ogólny odbiór.
Początek był OK, a później było coraz gorzej ;/ Czytałem kilka jego książek i jakoś nie widzę powodu, dlaczego otoczony jest takim kultem.
Ja dotarłem do 600 strony i odstawiłem książkę "na później". I teraz nie wiem, czy przemęczyć i poznać to szalone zakończenie czy machnąć ręką na "Bastion". Dodam, że inne powieści Kinga wciągnęły mnie od deski do deski, m.in "To" czy "Carrie"