Recenzja filmu Mother! - dziki sen Darrena Aronofsky'ego
Podobno zupełnie inne światło na odbiór całości rzuca roboczy tytuł
spoiler start
Day 6
spoiler stop
.
Czy "inne"? Mam wrażenie, że większość interpretacji wywodzi się właśnie od tego motywu. Drugim jest po prostu
spoiler start
męka twórcza
spoiler stop
.
Film po odrzuceniu metafor jest niewiarygodnie słabym obrazem, mniej więcej od 3/4 zaczynają się tam dziać cuda, które po prostu nie pozwalają na jego przyjęcie bez skrzywienia. Chyba, że ktoś uwielbia von Triera.
Ja niestety należę do osób, którym metafory nie przeszkadzają (i generalnie lubię o nich dyskutować) pod warunkiem, że sam film jest znośny również bez nich. Tutaj pod koniec jest to zlepek różnych scen. Powiem nawet, że po przeczytaniu o co w nim chodzi (cały seans myślałem, że jest tam przedstawione
spoiler start
hollywood
spoiler stop
) obraz nie pasuje mi do tego, co ludzi usiłują sobie tłumaczyć.
Wiesz, nie ma nic prostszego, niż udawanie głębi jakimiś "sugestiami", a ludzie - w tym krytyka filmowa - zazwyczaj łapią się na to jak muchy na lep. W końcu jak czegoś nie rozumie się do końca, to to musi być głębokie, prawda? No i co by zresztą było, gdyby wyjątkowo w istocie taką treść miało, a ja bym napisał w recenzji, że to szmira. Wyszedłbym na głupka, nie? I potem mamy w opinii publicznej cały zbiór arcydzieł i genialnych jakoby twórców, których dzieła i poziom najlepiej podsumowuje pojęcie: pseudo-intelektualizm. Tutaj na myśl przychodzi metaforyczna warstwa Odysei Kosmicznej.
Inną odmianą takiego kina są puzzle-movie. Filmy, które należy poskładać w całość. Problem w tym, że najczęściej cała treść takiego filmu sprowadza się wyłącznie do takiej zabawy, a rzeczywistej myśli w nim nie uświadczysz. Doskonałym przykładem jest tu Incepcja, labo Lost.
Dlatego też napisałem: film to metafora. Bez niej to nie jest film, tylko dziwna psycho-padaka. Akceptacja filmu zależy od akceptacji metafory :) No i moim zdaniem ta, teoretycznie, właściwa interpretacja bardzo ładnie się sprawdza. Obraz zdecydowanie pasuje do treści.
Mhm, tylko nie doczytałem się dlaczego
spoiler start
1. dziecko jezus rodzi się dopiero pod koniec filmu, po wszystkich wojnach i wielbieniu boga.
2. dlaczego w ogóle ona rodzi tego dzieciaka, kim ona w ogóle jest
3. czym jest to żółte coś
spoiler stop
spoiler start
1. Rodzi się pod koniec filmu, bo tak rozwijała się akcja i te najbardziej drastyczne sceny musiały być na końcu. Nie doszukiwałbym się tu niczego więcej, niż "taka była wizja reżysera". Mi to pasuje. Poza tym - czy dziecko-jezus powinno się urodzić w innym momencie filmu? Wielu może uważać ukrzyżowanie Dżizasa za ostateczny upadek rasy ludzkiej.
2. JLaw to mother earth. Dom jest planetą, a matka jest naturą. Jej celem jest utrzymywanie porządku, równowaga i przedłużanie istnienia. Jej dziecko było ostatecznym aktem chęci przedłużenia życia, ale wiemy jak to się skończyło. Ludź to zbój!
3. Żółte coś nie zostało chyba nigdzie wyjaśnione. Moja interpretacja - swoisty doraźny środek przeciwbólowy i jednocześnie ochrona przez złem. Gdy zaszła w ciążę żółte coś zostało usunięte jako sztuczny twór. Tyle.
spoiler stop