Właśnie pochowałem swojego najlepszego przyjaciela, który był ze mną odkąd miałem 9 lat. Zawsze był z nami, nie mogę się pozbierać, wszędzie szukam czegoś, co choć trochę mnie pocieszy lub złagodzi ból. Czy są tu osoby, które również musiały przez to przejść? Jestem w totalnej rozsypce, umarł członek rodziny...
Życie jest jednak gówniane, czas leci tak szybko, że aż szkoda gadać.
Mi zaczęło zapieprzać gdy poszedłem na studia, a teraz to co raz szybciej wszystko leci.
Słabe jest też to, że gdy jesteśmy dziećmi i mamy same zabawy oraz beztroski czas to jest to okres, który najmniej w życiu pamiętamy... Pewnie też dlatego, że jako dziecko nie przywiązujemy do czasu żadnej wagi, to przychodzi z wiekiem.
Sorry, takie rozkminy kogoś, kto stracił właśnie jakby cząstkę siebie...
Miałem psy od zawsze. Jeden przeżył z nami 17 lat. Nazywałem go swoim bratem. Był mądry, ale lekko zwariowany, przez to nie zaliczył testów w milicji. I dlatego trafił do naszego domu. Na podwórku dominator, wszystkie psy kłaniały mu się w pas. ;)
A teraz mam kotkę, już drugą, bo pierwsza przedwcześnie odeszła. Młoda, rezolutna, złośliwa. Też ją kocham.
Łał, 17 lat - piękny wiek. Mój był praktycznie całkowicie zdrowy, czasami problemy z łapami i prawie całkowicie głuchy od około 2 lat, a tak to okaz zdrowia. Nagle z dnia na dzień się całkowicie rozsypał.
Współczuje, kiedyś mieliśmy w rodzinie owczarka nizinnego i nie wyobrażam sobie dzieciństwa bez niego.
Ciężki temat, choć nigdy psa nie miałem to łącze się w bólu.
Wielkie dzięki. Ja od zawsze byłem wychowywany ze zwierzętami i od razu je pokochałem, więc teraz jest podwójnie ciężko.
15 lat to szmat czasu zważywszy na to, że sam mam 25....
A ja w sierpniu pochowałem swoją świnkę morską, którą miałem 3 lata.
Ale życie toczy się dalej!
Wiadomo, że życie toczy się dalej ale co to za życie teraz będzie... Nic człowieka nie cieszy :/
ja pol roku temu musialem uspic swojego owczarka niemieckiego... duza strata, pare dni nie moglem sie pozbierac
tez miala ciut ponad 15 lat
Tez wychowywałem sie z psem w domu rodzinnym, miałem go od 8 roku zycia i przeżyłem z nim 14 lat. Rozumiem Twoj bol. Trzymaj sie!
Ja dojrzewałem do decyzji o uśpieniu ale bardzo nie chciałem tego robić. Marzyliśmy o tym, żeby sam we śnie sobie odszedł. Prawie się udało, odszedł praktycznie na moich rękach jak wnosiłem go do domu ze "spaceru" :(
Ja też miałem pieska w latach 2004-2010 (dokładniej to był jamnik).
Musieliśmy go (a właściwie ją) uśpić (lub uspać? Nie wiem jaka jest prawidłowa forma tego wyrazu) w 2010 roku. Też była nieuleczalnie chora, podobnie jak świnka.
Kondzio-> no decyzja o uspieniu jest ciezka,a le moja miala juz prawie bezwladne tylne lapy, ze ledwo wloczyla, a po udarach przez jakis czas trzeba bylo wspomagac. Zwieracze nie trzymaly, wiec idac sikalala i srala bez kontroli...
i ostatni wylew juz byla widac zmeczona zyciem,wiec decyzja o uspieniu byla jedyna sluszna... i tak moim zdaniem kilka miesiecy wczesniej powinno sie to zrobic.
miala kilka udarow po koleji, ktore byly tylko zaleczane popprzez dawanie sterydow..
No to już stan rzeczywiście poważny. Wiadomo, ważne żeby zwierzak się nie męczył, ale człowiek zawsze ma nadzieję, że może będzie lepiej i trudna jest decyzja o rozstaniu.
U nas na szczęście umarł sam, lecz gdybym widział, że cierpi mocno to decyzja o uśpieniu byłaby pewnie troszkę łatwiejsza.
No to też ładnie pożył. Ja to długo będę dochodził do siebie, najgorzej jest jak wchodzę do domu, albo tak jak teraz siedzę i próbuje znaleźć jakieś zajęcie. Wszystko mi go tutaj przypomina... Co słyszę jakiś hałas to wydaje mi się, że to mój pies na przykład drapie mi w drzwi :(
Moj Owczarek Niemiecki ma 13,5roku. W srode nagle mu siadly lapy tylne i ledwo chodzil myslalem,ze po psie. Dostal cztery zastrzyki i nagle odzyl, mam nadzieje, ze to podziala na dlugo bo to straszna lipa usypiac psa ktory w sunie ma sie dobrze,cce sie bawic a po prostu mu lapy siadly. To jakby czlowieka na wozku usypiac bo chodzic nie moze, powinny byc jakies sposoby na to dla starych psow.
snopek niestety u mojej od tego sie zaczelo... najpierw wloczyla lapa, dostala zastrzyki, bylo ok jakis czas, pozniej znowu, az miala pare udarow, ze jej glowa przekrecila, blednik wariowal i miala dziwny wyraz pyska, jakby byla 100x glupsza... taki york z pyska sie robil jesli chodzi o zrozumienie. Sterydy i wracalo do normy... i tak pare lat.
Zdaje sobie z tego sprawe, ze pewnie to powroci. Mam nadzieje, ze jak najdluzej. Dwie osoby mi powiedzialy, zebym go uspal jak go zobaczyly w srode. Zastrzyki na razie podzialaly, wiadomo pies stary juz i te lapy od dawna juz nie sa w idealnej kondycji. Dodatkowo ja mu co pare dni podaje srodki na wyproznienie bo inaczej to by 1,5 roku temu zdechl bo mu cos z przemiana materii jest.
nie no nie sluchaj takich ludzi, znam osoby ktore tez mi to doradzaly juz na samym poczatku... dziwnym zbiegiem okolicznosci sa to przewaznie przyjezni z wiosek i malych miasteczek, gdzie psa miejsce jest w budzie... i nie maja szacunku do zwierzat.
Olej takich. O ile ciezko wyczuc moment w ktorym sie powinno, to dobry weterynarz doradzi...
Mojemu psu też kiedyś wysiadły tylne łapki. Nie mógł wstawać i ogólnie było mu ciężko ale dostawał jakieś lekarstwa i problem znikł na zawsze. Dopiero te cholerne nerki teraz go wykończyły :(
Ja dostałem psa (teriera szkockiego) na pierwszą komunię i przeżył ze mną 14 lat z hakiem - niestety, 3 miesiące przed odejściem wykryto u niego nowotwór w szczęce co uniemożliwiało mu spożywanie posiłków. Ale starałem się, aby jego ostatnie dni były naprawde godne. Został uśpiony, albowiem nie było już żadnego ratunku, weterynarze rozłożyli tylko ręce.
Znam ten ból. Pierwsze dni, a nawet tygodnie były fatalne. Ale czas leczy rany. Na pewno każdy przeżywa taką stratę indywidualnie. Dzisiaj wiem, że był on ważną częścią mojego dzieciństwa, dał mi wiele pozytywnej energii i wspomnień. I tego warto się trzymać.
Mam nadzieję, że jakoś się pozbieram, trzeba normalnie funkcjonować ale na razie jest ciężko.
Masz rację, wszyscy mówią żeby po prostu cieszyć się tymi wspomnieniami i tym jak było fajnie. Że ten czas spędzony wspólnie był bardzo udany.
Sorry, takie rozkminy kogoś, kto stracił właśnie jakby cząstkę siebie...
Mysle, ze kazdy na forum, kto pochował zwierzaka, je rozumie. Ja jeszcze musialem podjąć decyzję czy kota po 13 latach z nami uśpić, czy patrzeć jak się męczy, która była chyba najtrudniejsza.
A pies miał 15 lat? To już mu wystarczy...
No 15 lat to już sporo, więc jest trochę lżej, że tyle pożył. Ale nie byliśmy przygotowani na to. Z dnia na dzień pies z żywego okazu zdrowia zmienił się o 180 stopni. Nerki nie dawały praktycznie żadnych objawów, a z dnia na dzień pies rozsypany całkowicie. Walczyliśmy tydzień ale pies dostawał tylko zwykle kroplówki i nic nie jadł i nie pił. Więc domyślaliśmy się, że nic z tego, choć oczywiście żyliśmy nadzieją.
Co do wieku to właśnie różne mniejsze kundelki żyją dłużej, mój akurat był takim mieszańcem. Chodzi też o to, by pies w tym wieku jeszcze mógł jakoś funkcjonować bez bólu, bo może mieć 17 lat ale tylko wegetować i to nie byłoby przyjemne...
Mimo iż wolę koty (swojego mam już z 8 lat) to współczuje bo wiem, że psy to wspaniałe istoty. Jak byłem dzieckiem to mieliśmy kota (a raczej kotkę) 12 lat i też trzeba było ją uspać bo zachorowała. Szkoda, że zwierzęta żyją tak krótko patrząc z perspektywy człowieka :(
Przykra sprawa. Sam pochowałem na początku września mojego ośmioletniego cocker spaniela, który był praktycznie członkiem rodziny. Mógłby żyć dłużej, ale w moim mieście weci to ostatnia banda kretynów, którzy potraktowali chorobę serca jako chorobę płuc.
Mimo wszystko żyje się dalej i bierze kolejnego psa. Nikt normalny chyba nie myśli, ze pies będzie żył tak samo długo jak człowiek.
Łączmy się razem w bólu, nie będziemy miło wspominać września.
U mnie też niestety z kompetencjami weterynarzy średnio. Czasami lepiej jest jednak mieszkać w większych miastach gdzie są inne możliwości.
Ja też pochowałem chyba rok temu owczarka niemieckiego w podobnym wieku. To w ogóle było przykre, bo był on takim ostatnim symbolem mojej nierozbitej rodziny. Nawet nie tydzień później inne ostatnie zwierzątko jakie mi się zostało, a dokładniej świnka morska, jednej nocy zachorowała i zmarła o poranku.
Do dziś, gdy przeglądam zdjęcia i psa, i kawii (bo tak chyba teraz nazywa się te gryzonie) mam łzy w oczach. Nie chodzi o sam fakt straty tych zwierząt, bo miałem ich wiele i każde kochałem tak samo mocno, ale zbiegło się to bardzo źle z wydarzeniami w życiu i poczuciem niesprawiedliwości z serią porażek.
To był jeden z trzech owczarków w moim życiu. Teraz wyjątkowo mam adoptowanego kotka, starszego, którego nikt nie chciał.
Nie czytałem wszystkiego, wybaczcie, ale wiem jedno - mój avatar odzwierciedla mego najlepszego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek w życiu miałem, jedyna istota, która mnie kochała za to, że jestem i jaki jestem. Zawsze się cieszył. Coby nie było... Tęsknię za nim cholernie,a minęło już parę latek. W każdym razie bardziej, niż za za lunatyczką, na której kolanach prawie zszedł, a która go też wyszydziła!
I nie chcę już żadnego psiaka :(
Ależ fajne psiska! :) Ja za swoim też będę tęsknił do końca życia, nie wiem czy wezmę następnego psa, a jak wezmę to na pewno biedaka ze schroniska...
Zdjęcia oglądałem zaraz po jego śmierci, a teraz to nie wiem, ból zbyt duży :(
Ja miałem kundelka, nie pamiętam ile lat z nami był, bo byłem dość młody.
Pieskowi wdała się infekcja, bez wdawania się w szczegóły nie było ratunku, trzeba było go uśpić.
Chciałbym mieć kolejnego czworonoga, ale mama po tamtych przeżyciach ma uraz i jakoś nie jest ku temu chętna.
Najlepiej bym ją postawił przed faktem dokonanym, jakby zobaczyła małego szczeniaczka, to na pewno by z nami został :)
No najlepiej wziąć i się nie pytać. Ja też chyba mam uraz, po tym co teraz przechodzę. Dom pusty, tragedia, ciągle mi się wydaje, że słyszę psa. Tyle lat to się ludzie przyzwyczaili. Ja chyba psa nie wezmę, bardziej skora jest mama.
Jutro poniedziałek, wszyscy idziemy do pracy, nie wiem jak to będzie jak wrócimy do pustego domu i nikt nie będzie na nas czekać :(
ja swoja zakopalem w maju zeszlego roku, 15 lat miala, wszedlem do pokoju rano to po prostu lezala sztywna, zycie
Jak byłem mały to moja mama miała psa. Ja miałem 4 latka i było podobnie - rano wstaliśmy i pies leżał martwy przy łóżku. Można było przypuszczać, że zmarł we śnie :)
Przez te wątek znów wezmę owczarka holenderskiego! To są zajebiste wariaty! :D
Poważnie o tym zaczynam myśleć!
haha no widzisz! No i bardzo dobrze ;) Jakiś pozytywny skutek tego wątku ;)
Lechia der myślałem podobnie jak ty gdy odeszła moja "mniejsza siostra" kundelka Maja w wieku 18 lat.Walczylismy o nią do końca,wychowała się z moją córką,była przez całe życie zawsze pogodna,kochała ludzi,nigdy nie warknela na psa i człowieka.Lubiła przyrodę,wachała kwiaty,pływała w jeziorze.Była małym czarnym kanapowcem.Po odejściu powiedziałem, że nie chcę mieć już nigdy psa.Po 4 latach wziąłem sunię Westa.Ta z kolei biała,jest podoba,ale inna.Kochamy ja.Miłość psa do człowieka jest wielka i jest bezinteresowna.
18 lat? Zazdroszczę... Mojemu zabrakło 2,5 roku do tego wieku, a byłem przekonany, że ze 2 lata jeszcze pożyje :( Podobno małe psy dłużej żyją. Wstawisz jakąś fotkę? :) I na co umarła? Po prostu starość?
Przykro. Sam miałem psa ( 5 Lat ) i zdechł w momencie kiedy zabierałem ostatni karton z domu ( Wyprowadzka od rodziców ) to było bardzo dziwne i przykre bo nawet nie zdążyłem się z nim pożegnać..
Mam nadzieje,że kiedyś zobaczymy się na tęczowym moście.
Odeszła ze starości,już nie mogłem jej uporczywie trzymać przy życiu,
powiedziałem lekarzowi żeby uśpił,bardzo cierpiała a ja razem z nią.
Teraz mam westa Lili i jest super
Śliczny piesek :) Jak będę miał chwilę to wstawię zdjęcie swojego, który mnie opuścił :(