EVE Online z największą zdradą w historii gier wideo
Nigdy nie zagram w EVE Online, ale KOCHAM czytać o tym co dzieje się w jej świecie.
Zabawne jest oburzenie niektorych osob w tym watku. EVE to chyba jedyna gra, gdzie nikt nikogo nie prowadzi za reke, a za bledy sie placi. Gigx powinien byl byc ostrozniejszy, grajac na takim poziomie oddal klucze do krolestwa osobie, ktorej nie znal. Akcja zostala pieknie przeprowadzona, szpiegostwo i dyplomacja w najczystszej postaci.
Mega news w ogóle. Fajnie, że jest gra gdzie takie akcje się dzieją. Rozumiem frustracje ziomka, ale jeśli ktoś chce ingerować w życie prywatne jakiejś osoby przez grę, to terapia jak najbardziej wskazana. Wybuchnie jeszcze jakaś rewolucja w Eve to chyba i sam zacznę w to grać :D
Mega news w ogóle. Fajnie, że jest gra gdzie takie akcje się dzieją. Rozumiem frustracje ziomka, ale jeśli ktoś chce ingerować w życie prywatne jakiejś osoby przez grę, to terapia jak najbardziej wskazana. Wybuchnie jeszcze jakaś rewolucja w Eve to chyba i sam zacznę w to grać :D
Nigdy nie zagram w EVE Online, ale KOCHAM czytać o tym co dzieje się w jej świecie.
Prawda, EVE tworzy jakby jedno wielkie uniwersum typu Star Wars czy Star Trek, dodatkowo rozwijające się na naszych oczach.
Podobnie. Ta gra to jak inny świat tętniący własnym życiem w normalnym tempie a nie jak to ma miejsce w jakiejkolwiek innej produkcji. Sojusze, koalicje, zdrady, własna polityka, wybory no i WOJNY w tym zasadzki, partyzantka, wielkie bitwy. Nie gram ale jestem pełen podziwu. To jak świetna imitacja świata.
Jak dla mnie mogliby na podstawie tych wydarzeń zrobić film albo serial i spokojnie przypiąć metkę "oparte na faktach". Oglądałbym jak poje*any!!!!!
Inna sprawa, czy zszargana reputacja to rzeczywiście tak wysoka cena za uwiecznienie swojego pseudonimu w historii EVE Online albo i gier wideo.
Pewnie, zamiast odejsc i przejsc do innego klanu (co wywolaloby skandal, ale gracz moglby to obrocic na swoja korzysc i nawet cos na tym ugrac - lacznie ze slawa) to teraz koles bedzie na zawsze kojarzony z najwieksza zdrada do 2017 roku ;D (bo nie wiadomo co bedzie pozniej). Nie no, spoko. Gratulacje dla autora tekstu na GOLu. Polecam kropelki
Niezła akcja. Nie gram w EVE Online, ale fajnie czyta się takie newsy.
Najlepszy jest ten wpis od jakiegoś przegrywa co chce czyjeś dane (adres zamieszkania, imię), kto w to gra, przegrywy bez życia?
Dla mnie to nic śmiesznego. Goście na tym poziomie inwestują dziesiątki tysięcy dolarów i lata swojego życia. To nie jest wirtualna strata tylko realna kradzież, kara też powinna być realna.
A to że zbanowali lidera, zamiast cofnąć kradzież to żenada.
Mam dokladnie takie same odczucia. Rozumiem odejscie od sojuszu i dolaczenie do rywala. Ale przekazywanie mu stacji i ekwipunkow nalezacych do innych graczy to juz jest zwykle zlodziejstwo wychodzace poza sfere wirtualna.
Tylko że technicznie rzecz biorąc to nie jest kradzież - ot, wspólnik, któremu dało się pełne uprawnienia do zarządzania danym mieniem, wykonuje kilka jak najbardziej dozwolonych transakcji. To generalnie część tej gry, takich sytuacji było w historii EVE bez liku, po prostu nigdy wcześniej na taką skalę. Gość zachował się podle, ale wszystko odbyło się w granicach regulaminu.
Dlaczego? Piekna akcja pokazująca czym jest EVE.
Tu wszystko co nie jest zabronione w regulaminie jest dozwolone... (a grożenie w realnym życiu czy obietnica odcięcia ręki nie jest)..
Masz ochotę okradać innych graczy, wymuszać w grze okup ( albo twój statek będzie za chwilę w kawałkach) a proszę :)
Sojusz zbuduje ci titana/supercarriera a przejdziesz z nim do wrogiego sojuszu to straty tez są liczone w dolcach i to ładnych (nawet do 9.500 za jeden statek! - jak pamiętam tak kosztował najdrożej sfitowany titan strącony) gdzie w bitwach potrafiło spaść ich kilkanaście (w największej kilkadziesiąt) :D
Sprzęt graczy jest bezpieczny - nikt ci się nie włamał na konto - sprzęt jest w bazie.. po prostu nie jesteś w stanie go wsiąść chwilowo ( bo jak wlecisz do systemu to praktycznie jesteś martwy) - wiec będzie parcie albo o odzyskanie systemu albo o przejście do innego sojuszu - ba kradzieżą tego nie można nazwać bo główny zainteresowany nawet dolara za to nie dostanie (czyli 0 zysku)
A po takiej akcji będą przecież kolejne ruchy :)
Soulcatcher - Rozumiem frustrację gdy ktoś w jednej chwili straci to, na co poświęcił swój czas i pieniądze.
Ale czy nie jest tak, że tego rodzaju gry polegają na rywalizacji i gracz musi liczyć się z ryzykiem utraty swoich cennych przedmiotów?
Grając w tego typu gierki trzeba liczyć się ze wszystkimi konsekwencjami.
kiera2003 ---> tu nie chodzi o utratę pieniędzy czy czasu w efekcie bitwy czy gry, tylko o to że ktoś ukradł co nie było jego i dał to trzeciej osobie.
Jak sobie wyobrażasz że w realnym świecie jakiś amerykański pułkownik mówi:
Od dzisiaj te 4 lotniskowce są własnością Rosjan i od tej chwili Rosjanie je mają.
To nie ma nic wspólnego z realizmem, ot spieprzona gra ze spieprzoną mechaniką, jeżeli jedna osoba nie będąca nawet liderem może okraść wielką gildię z lat pracy. A developerzy się cieszą.
EVE zmierza ku upadkowi już od jakiegoś czasu. Tak tracą najlepszych klientów. Ludzie się mocno zastanowią zanim znowu zainwestują tysiące dolarów.
Soul - takie są zasady EVE już od dobrych kilku lat i CO2 nie jest pierwszym sojuszem, który oberwał w ten sposób.
Mogę się zgodzić, że mechanika nie powinna działać w taki sposób, ale takie są zasady i wszyscy biorący udział w grze wiedzą, że takie ryzyko istnieje.
Soulcatcher: analogia o tyle błędna, że obie strony nie są ze sobą w stanie wojny. Gdyby były i jakiemuś amerykańskiemu pułkownikowi udało się faktycznie przekazać kontrolę nad 4 lotniskowcami Rosjanom, to wątpię że ci ostatni kwapiliby się do oddania ich swojemu wrogowi.
Soulcatcher ; Jak już pisał poprzednik realizm w 100% w czasie zimnej wojny było kilka takich przypadków głownie z samolotami i bodajże z łodzią podwodną, i jedna strona mogła się pieklić ale po za wypowiedzeniem wojny nic więcej nie mogła zrobić i w grze jest tak samo.
EVE zmierza ku upadkowi już od jakiegoś czasu.
Tak, tak, EVE umiera od czasu jak w nią gram, to już przeszło 12 lat będzie.
EVE ma unikalną mechanikę (którą ty nazywasz "spieprzoną") która przyciąga tysiące graczy od kilkunastu lat. Wszyscy wiedzą jak to działa, wszyscy wiedzą na co się godzą i co może się stać.
W jakiej innej grze MMO masz całe siatki szpiegowskie tworzone przez graczy, z ludźmi którzy przenikają do konkurencyjnych organizacji? Gdzie większość organizacji prowadzi niezwykle rygorystyczną i niemal paranoidalną weryfikację nowych członków właśnie ze względu na potencjalnych szpiegów?
W jakiej innej grze masz całe korpusy dyplomatów prowadzących niemal non-stop własne polityczne gierki na korzyść własnej i niekorzyść konkurencyjnej lub wręcz wrogiej organizacji?
W jakiej innej grze masz ludzi tworzących propagandę (tak, taką "prawdziwą") w ramach trwających konfliktów?
Nie ma takiej. I to jest piękno EVE, a częścią tego piękna są również zdrady, i to na najwyższych poziomach, kradzieże czy oszustwa. Wszystko to jednak jest dozwolone tylko w granicach mechaniki gry i socjotechniki. Mój corp kiedyś został okradziony przez gościa którego wywaliliśmy za złe zachowanie (oględnie rzecz ujmując) - gość zhakował konto jednego z directorów i w ten sposób zyskał dostęp. CCP zwróciło nam (niestety tylko) część assetów które przez niego straciliśmy, a on dostał permabana na WSZYSTKIE swoje konta. Czy ktoś z nas przestał grać? Nope.
Soulcatcher - Jeśli z zasad gry wynika że lider frakcji może przekazywać komuś cudze przedmioty, to nie ma w tym przypadku mowy o żadnej kradzieży.
Jestem zdania, że to gracz powinien przekalkulować sobie ryzyko utraty przedmiotów spóldzieląc je gildii.
Porównania są nieudane, jak i całe oburzenie.
Jeśli ktoś by mi dał na ulicy w twarz tak, bym zakrył się nogami, to jest to przestępca, który za pobicie powinien stanąć przed sądem. Jeśli jednak zrobi to samo zgodnie z obustronnie znanymi regułami dyscypliny na ringu bokserskim w czasie przepisowej walki, to wygra przez KO, zostanie uznany za zwycięzcę i otrzyma związane z tym bonifikaty, tyleż materialne, co i w postaci chwały etc.
Nikt nikomu nie każe toczyć walk bokserskich, ale jeśli ktoś się już na takową zdecydował, to nie powinien się oburzać, iż rywal non-stop klinczuje (co jest dopuszczalne) i chowa się na liny, by w ostatniej rundzie nagle "sprzedać" właściwy sierp bądź cios na żołądek (vide walka Alego z Foremanem w Kinszasie czy słynny pojedynek Micky'ego Warda - przykładów bynajmniej nie wymyśliłem).
Wszyscy mogą grać w piłkę pięknie i ofensywnie, uprawiać tiki-takę jak Barcelona za jej najlepszych czasów, ale to nie znaczy, że każdy musi się godzić na otwartą grę. Przeciwnie, może schować się za "autobusem" - co jest dopuszczalne - jak Inter Mourinho czy Chelsea di Matteo i przy ostatnim gwizdku być jednak o tą jedną bramkę lepszym.
Nikt nikomu nie każe grać na giełdzie, ale jeśli ktoś w to wchodzi, to musi się liczyć z tym, że nie trafi wyłącznie na graczy zainteresowanych sprawozdaniami finansowymi, lecz również rzeszę spekulantów. Dopóki ci ostatni nie korzystają z wiedzy insiderskiej, oburzanie się na tych ostatnich, że zostało się przez nich ogranym, jest dziecinadą.
To jest właśnie GRA o USTALONYCH regułach. Nie znasz reguł - przegrywasz. Znasz, ale rywal jest sprytniejszy - też przegrywasz.
Co innego, gdy dochodzi do naruszenia zasad gry. Tutaj tego nie było.
przyznam, że nie znam tej gry w takim sensie, że mnie nie interesuje z wielu powodów, ale z tego co rozumiem może zajść tam taka sytuacja gdzie kupuję np. jakiś kosmiczny blaster za powiedzmy 100 kapusty i jak wstępuję do "mafii" to ten blaster jest ciągle przechowywany w jakimś tam magazynie, którym zarządzają przywódcy tej "mafii" i wydawany mi np. w jakiejś potyczce albo udostępniany komuś innemu z klanu. Generalnie przedmiotem na który dałem kasę rozrządzają przywódcy klanu tak samo jak wszelkimi datkami,haraczami,składkami itp. Analogiczna sytuacja występuje niezależnie od wielkości i kosztów zakupionego przedmiotu jeżeli dobrze rozumiem?
To przecież równie dobrze można by iść pod monopol i dać jakiemuś żulowi oszczędności swojego życia "masz popilnuj mi przez chwilę" a potem wrócić i być wielce oburzonym, że żul z ekipą trąbi hejnał za twoją kasę :D
"Jak sobie wyobrażasz że w realnym świecie..."
ale przecież to nie jest realny świat :) to gra... i tak jak napisali ludzie wyżej - jeżeli ktoś jest na tyle głupi, żeby w wirtualnej rzeczywistości zostawiać takie sumy znając regulamin i ryzyko no to ten...
a myślałem, że małolaty brodzące w syfie cs'a czy innych loli itp. są głupi :D
natomiast typ, który tam odgrażał się temu człowiekowi, że mu ręke utnie i rodzinę odwiedzi to nie dość, że konto zbanowane, ale powinien w trybie przyspieszonym trafić do mamra za takie teksty :)
Soulcatcher
Dalej jednak mówimy o grze czyli czymś wirtualnym.
Osoba która "zdradziła" skoro miał do tego dostęp to tylko i wyłącznie wina lidera.
Jeżeli potrzebujesz przykładów z prawdziwego życia to proszę bardzo. Podczas oblężeń miast zdarzało się, że atakujący przekupywali albo rządzących albo inne persony aby oddali miasto bez walki ub otworzyli bramy.
Nie wiem skąd te oburzenie bo wydaje mi się, że właśnie takie możliwości sprawiają, że EVE przyciąga graczy.
Co do samego lidera to dostał słusznie bana bo szukanie prawdziwego adresu "zdrajcy" i groźby za to co się wydarzyło w grze są gigantycznym przegięciem. Co by się stało gdyby dostał ten adres i serio go odwiedził?
Wszystko stało się zgodnie z regulaminem i myślę, że zarówno dla mnie jak i wielu innych osób świetnie się czyta o takich wydarzeniach z EVE (utwierdza mnie to w przekonaniu, że jednak jest to wyjątkowa gra).
To jest piękno EVE. Dopóki wykorzystujesz mechaniki gry, to jak na wojnie i w miłości - wszystkie chwyty dozwolone. Można kraść, niszczyć, zdradzać i oszukiwać.
Natomiast jak tylko przekroczysz ramy gry i zaczniesz grozić komuś w normalnym życiu, to praktycznie jest autoban.
Może po prostu chcieli się go pozbyć już od dawna, a teraz natrafiła się idealna okazja. Jakiś ban się na pewno należy, bo mimo że działał pod wpływem impulsu, takie pogróżki trzeba karać. Tylko od razu permanentny? miesięcznych nie było?
EDIT: Kurczę, miała to być odpowiedź na post Soulcatchera.
A to wszystko realnie o nic i po nic. Z grubsza.
Oni mają ponad 3000 członków, a ten facet który ukradł był tylko jednym z oficerów.
Ja napiszę jeszcze raz, EVE na tym poziomie to dawno przestała być zabawa. Gildie to wielkie firmy z wojskowym rygorem.
@ Soul
Wielkie firmy z wojskowym rygorem, ale tą "firmowość" i ten "rygor" same sobie narzuciły. Muszą pamiętać, że zgodnie jednak z powszechnie obowiązującymi regułami opracowanymi przez twórców zawsze może się zdarzyć zdrajca w imię idei czy lepszej pozycji w innej gildii.
EVE to taka kosmiczna Gra o Tron, Ty zaś oburzasz się, że ktoś komuś wbił nóż w plecy.
Jak się komuś nie podoba wojskowy reżim, zawsze może dołączyć do hałastry z Goonswarmu i być zwykłym mięsem armatnim, gdzie dostaje tylko rozkaz lecenia wprost na capitale wroga żeby ściągnąć na siebie ogień i nic więcej nie musi robić poza spektakularnym wybuchnięciem w przestrzeni kosmicznej.
EVE to jest dla wielu serious business i rozumiem, ze mogą się poczuć oburzeni. Ale też nikt nie każe nikomu wstępować do największych korpo, nie jest to celem gry samym w sobie i można się odnaleźć we wszechświecie na wiele sposobów, a nawet zarobić sobie na premium konto praktycznie solo (aczkolwiek wymaga to sporej ilosci wolnego czasu, jak każde MMO zresztą).
abstrakcja... Soul, który od lat siedzi w branży gier i nie wie, że w takim WoW powyżej pewnego poziomu granie też przestaje być zabawą. Wyścigi o "world first", najwyższe rankingi, prestiż itp. tyle że nikt nie zmusza do grania w takiej topowej gildii, można grać casualowo i też się dobrze bawić
Nie rozumiem twojego oburzenia Soul, chyba sobie jaja robisz. Rozumiem, jakby typek włamał się oficerowi na konto i wtedy wykręcił taki numer- złamanie regulaminu, używanie czyiś danych, kradzież. Ok. Ale w sytuacji kiedy gość to zrobił w ramach gry, gdzie każdy powinien znać regulamin, a przede wszystkim reguły gry i jej mechanikę? No chyba żartujesz. To przecież tak, jakbyś grał w grę RPG online i ktoś zabija twoją postać biorąc sobie cały ekwipunek. Tez powiesz, że to kradzież i jeszcze może morderstwo? To jest GRA, coś wirtualnego. Jak można to porównywać do kradzieży? Topkek. Od razu wyrok mu, wchodzi prokurator i doklepuje gościa, bo zdradził sojusz w grze komputerowej (xD).
Te akcje z EVE to jest coś pięknego, aż zachęca do zagrania w to. Czemu nikt nie tworzy takich gier? Przecież jaki tam musi być klimat, jaka wczuta (oczywiście w granicach rozsądku) i jakie wrażenia. Super sprawa.
Czemu nikt nie tworzy takich gier?
Osobiście winię za to sukces World of Warcraft, który zmienił kierunek rozwoju całego gatunku. Po co tworzyć gigantyczne, kompleksowe wirtualne światy w których gracz może być kim zechce a tysiące użytkowników wspólnie tworzyć historię i kształtować polityczny krajobraz, skoro gracze wolą podejście "jakiś tam wspólny hubik + cała para w rajdy dla kilkudziesięciu osób".
Camelson podobnie jak inni nie rozumiesz problemu.
Tu nie chodzi o to że ktoś rozwalił komuś statek, ukradł towar, zabił postać czy tym podobne, na tym polega gra.
Chodzi o to że te bazy nie były własnością tego gościa. Były własnością organizacji. A on wykorzystując słabość mechanizmów gry, ukradł tysiącom ludzi ich pracę i pieniądze i dał to innym.
Nie zdobył tego walcząc zgodnie z mechanizmami gry. Oszukał.
Gdyby przynajmniej był liderem. Lider może się poddać i oddać bazy i sprzęt innym. Nie wiem, może to być np. kapitulacja.
A firma na to wszystko zbanowała lidera który się wściekał na złodzieja zamiast oddać to co zostało ukradzione.
EVE ma oddawać realia świata. Jak realnie można oddać kontrolę nad bazami gdzie są tysiące graczy? Przecież realnie nie ma takiej możliwości, wszyscy by się bronili, a zdrajca został by zabity.
Gość zostanie ukarany w grze, jeśli ktoś będzie w stanie go ukarać, zdradził w grze i w grze zostanie osądzony, jeżeli komuś w samej grze uda się mu dobrać do skóry. A co do bana dla lidera gildii to jest zwykłym idiotą skoro zaczął wygłaszać realne groźby w kierunku drugiego gracza.
Nie mam nic przeciwko wielkim organizacjom w grach mających wojskowy reżim. Myślę że mogę na ten temat powiedzieć o wiele więcej niż większość z was. Wiem bo do kilku w różnych grach należałem i należę.
Jedni ludzie grają dla zabawy inni traktują to na poważnie. Akurat w EVE ludzie o których mowa traktują to bardzo na poważnie.
Twórcom EVE udało się stworzyć na tyle dobrze działający świat że ludzie angażują się bardzo poważnie.
Naprawdę w grę wchodzą dziesiątki tysięcy dolarów i lata grania.
Mechanizmy gry powinny być tak stworzone aby maksymalnie zabezpieczać stan posiadania gildii.
Jak jest możliwe że jeden człowiek, nie będący nawet liderem jest w stanie przekazać owoc wieloletniej pracy przeciwnikowi.
Żadnego potwierdzenia? Wystarczyło by potwierdzenie dwój innych oficerów. Jest 1000 sposobów jak można to załatwić.
obowiązkiem deweloperów jest eliminacja takich sytuacji.
Nie mam nic przeciwko niszczeniu statków za tysiące dolarów, to jest część gry, ale ta sytuacja opisane powyżej to dla mnie kradzież.
Klemens ---> oczywiście że zdrajcy się trafiają. W EVE są szpiedzy, są zdajcy i wszystko co w normalnym konflikcie. Ale to tylko wykorzystanie kulawych mechanizmów gry.
Soul
Z góry wybacz wulgaryzm, który akurat idealnie tu pasuje.
Clou polega na tym, że EvE to także latanie kosmicznymi stateczkami, eksploracja, pew pew i zabawa, ale przede wszystkim to symulator bycia kosmicznym chujem. W pełnym zakresie: od małych fiutków którzy najwyżej potrafią podprowadzać minerały z puszek, przez ludków, dla których celem życia jest zgankowanie jakiegoś ładnego stateczku albo hotdrop, żeby kogoś zabolało w nierównej walce.
No a na szczycie są akcje takie jak ta.
I takie są reguły tej gry. Zapewne nie są idealne, ale wchodząc do gry godzisz się na nie. Tak było od lat.
Hayabusa ---> ale co kradzież cudzych pieniędzy i czasu ma wspólnego z walką.
Zrozum. Ja nie mam problemu z tym ze trzech zabija jednego i że życie nie jest sprawiedliwe. Na tym polega gra. Grałem EVE całkiem sporo i wiem jak ta gra wygląda. Sam niejednokrotnie byłem zabijany w bezpiecznej strefie i nie mam z tym problemu.
Chodzi o to że jak zrypana musi być mechanika gry że jeden człowiek może ukraść coś co należy do gildii.
To jest tak zrypana mechanika jakby gościu mógł się dołączyć i gildii i ja rozwiązać. To też było by zgodne z grą?
To jest tak zrypana mechanika jakby gościu mógł się dołączyć i gildii i ja rozwiązać. To też było by zgodne z grą?
Można tak zrobić, zresztą już się zdarzało. Jeśli dostaniesz od CEO corpa/alliance odpowiednie uprawnienia to możesz robić dokładnie to samo co rzeczony CEO, włącznie z rozwiązywaniem corpa/sojuszu. To nie jest problem mechaniki, tylko twój jeśli zaufałeś komuś i takie uprawnienia mu dałeś.
@Soul
Mechanika nie jest zrypana. Mechanika po prostu taka jest. Zasadą EVE jest pełen wybór i jego konsekwencje. Zaufałeś niewłaściwej osobie? Cóż, peszek.
Mi osobiście to się niezbyt podoba, ale powtórzę: to jest jedna z reguł gry. Gry, która polega na byciu kosmicznym chujem.
Tutaj mała instrukcja tego, jak działa EVE: https://www.youtube.com/watch?v=2zJFhdZ6Ox4
Nie zdobył tego walcząc zgodnie z mechanizmami gry. Oszukał.
Ależ własnie zrobił to zgodnie z mechanizmami. Ktoś musiał mu dać uprawnienia, bo bez uprawnień nic by nie zrobił. Dostał je ponieważ mu ufano, a on to zaufanie z takiego czy innego powodu zdradził. Nie włamał się na niczyje konto, nie wykorzystał żadnego glitcha czy exploitu. Dostał uprawnienia do zarządzania stacją i zgodnie z tymi uprawnieniami przekazał je komuś innemu.
Większość takich kradzieży i zdrad w EVE to czysta socjotechnika, czyli wzbudzanie zaufania by dostać w organizacji wyższą rolę i większy dostęp do assetów które chce się ukraść.
Po raz kolejny - wszyscy znają zasady gry. Wszyscy wiedzą że jak nadasz komuś w corpie/alliance uprawnienia to ten ktoś może ich użyć przeciwko tobie w przypadku zdrady. Dlatego tak ważne jest dobieranie sobie kompetentnych oficerów i directorów którym ufasz. Czasem jednak, mimo środków ostrożności kończy się to źle.
W artykule są podane powody dlaczego to zrobił. I w sumie szanuję takie coś, dobre zagranie. A członkowie sojuszu nie muszą tracić rzeczy. Mogą zostać wierni i stratni, albo odzyskać rzeczy już w innych sojuszach.
Dla mnie ta sprawa powinna skończyć się w sądzie. Ten co groził - niech ma karę, by poczuł, że nigdy, ale to nigdy, nie wolno krzywdzić innych ludzi. Jakieś prace społeczne, psycholog do tego i terapia, bo grożenie innym jest karalne, nie mówiąc już o dopuszczaniu się przestępstw... Natomiast dla zdrajcy - oj, temu powinno być zasądzone parę miesięcy odsiadki i niech pokrywa koszty utraty czasu jaki poświęcono na zdobycie przez gildię jej zasobów. W realnej gotówce, dajmy na to 2$/h grania. I niech odda każdemu z członków gildii, którzy mieli udział w budowaniu jej zasobów, odpowiednio gotówkę do poświęconego czasu. Zdrada, nawet w grze, jest czymś obrzydliwym. A deweloperzy powinni również odpowiedzieć finansowo za dziury w mechanice, do tego winni wyciągnąć z tego wnioski i ustanowić coś na wzór notariusza. Nawet lider nie powinien mieć takich możliwości, jedynie w przypadku kapitulacji, o czym napisał Soulcatcher, ale i kapitulacja powinna mieć swoje warunki. A tak, by przekazać mienie gildii, czyli własność instytucji, a nie prywatną, powinny być obostrzenia, włącznie z czasem na wniesienie odwołania. Właśnie ze względu na takie dziury w mechanice nigdy do EVE Online nie sięgnę. Ta gra oferuje zbyt wielkie zaangażowanie ze zbyt małym zabezpieczeniem owego zaangażowania.
@Niebieskiej żaby kły
"Ta gra oferuje zbyt wielkie zaangażowanie ze zbyt małym zabezpieczeniem owego zaangażowania."
Jak to bywa w prawdziwym życiu :)
rniczypo, właśnie w prawdziwym życiu raczej takie akcje nie mają miejsca, a jeśli mają, takich oszustów czeka długa odsiadka. Chociaż sprawiedliwość nieraz każe na siebie czekać :)
Ten caly artykul to smiech na sali. Nie 1,5 biliona a 1,5 tryliona iskow (ponad 20 tysiecy dolarow). Same 300 Bln isk dostal ,za przekazanie Keepstara Goonswarmowi. The Judge to nie byl gostek, ktory ni z gruchy, pietruchy mial upawnienia dyrektorskie. On byl w tym sojuszu 5 lat. To nie jest tak, ze Gigx (ten od obcinania raczek) zaufal mu tak od razu. Tak naprawde dlaczego The Judge zdradzil nigdy sie nie dowiemy. Sa ludzie, ktorzy twierdza, ze tak naprawde zrobil to z powodu tego, ze lubi byc w centrum uwagi. W koncu jest w CSM. Mial swoja kampanie polityczna etc etc. Tak naprawde pomimo ile nakradl jest uwazany za postac tragiczna. W EVE dla wiekszosci osob jest persona non grata. Zawsze bedzie pogardzany i juz nigdy nie odbuduje swojej reputacji. Juz sam zapowiedzial, ze nie bedzie startowal w nastepnych wyborach do CSM. Ma iski i nowy alians (Goonswarm), ale stracil kolegow/przyjaciol i praktycznie jest pogardzany przez znakomita wiekszosc populacji EVE. EVE to jeden swiat/jeden shard/serwer tu sie nie da zmienic na inny. Najbardziej szkoda zwyklych czlonkow aliansu CO2. Maja na 20 dni zablokowane assety. No, ale nie z takich sytuacji ludzie sie podnosili w EVE.
Akurat powody zdrady sa znane, The Judge zrobil AMA na reddicie. Czy prawdziwe nie wiem, ale nie widze powodu, dla ktorego mialby teraz klamac.
Tak, w EVE jest skonczony, nigdy nie bedzie juz pelnil zadnej znaczacej funkcji. Jest na tyle znana postacia, ze nawet na alcie nic nie zrobi.
Co do 1,5 biliona - w języku angielskim nie istnieje takie słowa jak miliard itp., jako że Anglicy i Amerykanie stosują tzw. skalę krótką. Jest milion, potem bilion, trillion itd., bez żadnych miliardów, biliardów i tym podobnych. Także stanowczo nie 1,5 tryliona, a 1,5 biliona, chyba że w EVE stosują inną skalę.
Nie 1,5 biliona a 1,5 tryliona
Polski bilion = angielski trylion. Polski miliard = angielski billion.
Zabawne jest oburzenie niektorych osob w tym watku. EVE to chyba jedyna gra, gdzie nikt nikogo nie prowadzi za reke, a za bledy sie placi. Gigx powinien byl byc ostrozniejszy, grajac na takim poziomie oddal klucze do krolestwa osobie, ktorej nie znal. Akcja zostala pieknie przeprowadzona, szpiegostwo i dyplomacja w najczystszej postaci.
Tak. Niektórzy tutaj naprawdę są tępi i jeszcze śmią mówić, że reszta nie potrafi ich zrozumieć :P
Jednak po casualach, którzy nie rozumieją zasad gry nie można spodziewać się zbyt wiele.
Zgadzam się z tobą. Niemniej taka zdrada boli. W ogóle o ile piękniejszy byłby świat, gdyby ludzie byli lojalni... Dlatego patrzę na The Judge jak na głupca, pomimo że to co zrobił było zuchwałe i mogło przyspożyć mu grupę fanów.
nagytow ---> masz tupet żeby pouczać jednego z najlepszych graczy w EVE jak ma grać
LoL
Soulcatcher, ale zmyślasz.
Skoro gra pozwala na takie coś to pozwala i tyle, trzeba było uważać.
EVE to właśnie tego typu symulacja i to jest jej atut, prawdziwy wszechświat, niby grałeś, a podstawowej rzeczy nie rozumiesz...
Jak normalnie komuś zaufasz i cię oszuka to też nie dostaniesz potwierdzenia...
O ile możesz kasę realną zamienić na tą w grze, to w drugą stronę się już nie da i regulamin mówi jasno, nie wolno zarabiać na grze, a wykrycie takiej sprzedaży, konta czy zasobów kończy się banem.
Gdyby to jednak było możliwe, to wtedy uznałbym, że kradzież w grze jest równoznaczna z prawdziwą.
Ale tak nie jest.
Ale zaraz: bo niektórzy tu narzekają że nie robi się takich gier, czy w Elite Dangerous nie ma podobnych sytuacji (na mniejszą skalę, ale jednak)? Bo ja słyszałem że tak, i że niektóre mają nawet swoje odbicie w książkach osadzonych w uniwersum gry.
w realu to by za taką zdradę wieszali ale to tylko mmo.. więc strata jest tylko w gotówce :) PS. to nie peirwszy i nie ostatni taki przypadek... ludzie dla kasy zrobią dużo
Po pierwsze - EvE promuje takie zachowanie jak, oszustwa, szpiegostwo, piractwo i nękanie innych graczy ale tylko w grze. Grożenie komuś poza grą jest sprzeczne z jej EULA.
GigiX sam jest sobie winien swoim zachowaniem więc sprawa ma głębsze dno.
GigiX swoim niedbalstwem sam umożliwił że stało się to co się stało a The Judge tylko to wykorzystał. Takie kradzieże będą miały miejsce w EvE jak długo ludzie będą niedbali i zbyt ufni ( tego ta gra uczy a Assety corpowe są dobrze chronione tylko trzeba to ustawić ). Szkoda zwykłych graczy z CO2 bo winni są przywódcy ale taka jest ta gra i trzeba o tym pamiętać grając w EvE. Dlatego fajnie że tak mało nerwowych dzieciaków w nią gra ;)
P.s EvE to nie tylko strzelanie do statków ale też Handel, Dyplomacja, Eksploracja, Propaganda jest wiele aspektów w których można się odnaleźć.
Kiedyś grałem, jak miałem więcej czasu. takie akcje były, jednak nie na taką skale, jest to jedna z zasad gry, wszystko co zrobisz w tej grze, to musisz liczyć się z konsekwencjami. Nie jest to gra dla ludzi o słabych nerwach. Akcja piękna :) Az się chce znowu grac :D
Po krótkiej lekturze tematu mam też swoje trzy grosze. Po pierwsze uważam gościa za zdrajce i mimo, że gość jest raczej anonimowy, to będzie miał taką łatkę przypiętą do końca.Nie wiem czy chciałbym by 'historia' mnie tak zapamiętała. Jednak wielu już takich było...
Najgorsze jest to, że ta zdrada ugodziła w wielu bogu ducha winnych graczy. Walka na górze znów zebrała swoje żniwo. Może i zgodne z duchem gry, ale na pewno moralnie godne potępienia.
Co do mechaniki gry - imo twórcy specjalnie jej nie 'naprawiają'. W normalnym świecie po kilku takich zdradach zostałby wprowadzony mechanizm obronny, jak np. kilkustopniowa weryfikacja. Tutaj nie ma, bo widocznie tego chcą autorzy.
Ten gracz nie jest anonimowy, ludzie znają go z twarzy.
Co do sys zabezpieczeń graczy przed nimi samymi, to z tego co pamiętam to chyba jednak zmniejszyli możliwości graczy - kiedyś, ktoś wyparował cały alians z mapy. Teraz jedna osoba bez względu na władzę nie jest w stanie usunąć wszystkiego w kilka min (chyba).
Trudno mówić o kradzieży, gdy to, co "skradziono" było bezwartościowe, bo tego nie było, wirtualna ułuda, ile by na to kasy i czasu nie zmarnowano. Owszem, stracono całą tę kasę i czas, ale wcześniej, inwestując je w pogoń za pustymi złudzeniami.
Rozumiem, że może dzieci czasem mylą świat rzeczywisty z grą (acz rzadziej, niż się mniema), ale jeśli dorośli świadomie sami to sobie robią, bolesna pobudka z takiego samorobnego matriksa wydaje się zasłużona i potrzebna.
Jako, że kasa w EVE ma realne przełożenie na prawdziwe waluty, kwestia wartości skradzionych czy zniszczonych dóbr jest całkiem jasna i bynajmniej nie są one "bezwartościowe".
Pomijam już fakt, ze sama "wartość" to kwestia umowna, bo przecież pieniądz to tylko kawałek papierka lub cyferka na monitorze na stronie banku, o której wartości decydują arbitralne zasady, a nie jakieś niezwykłe cechy czy inherentna przydatność. Nawet konto na głupawym forum dyskusyjnym o grach jakąś wartość, mniejszą lub większą posiada, zależnie od użytkownika i to, ze tak naprawdę nie da się go wycenić w konkretnych kwotach (w przeciwieństwie do towarów i usług w EVE, co tylko świadczy o tym, o jak wielkich stratach mówimy w przypadku tego zgodnego z zasadami gry oszustwa), to mimo wszystko czas poświęcony swemu wirtualnemu alter ego nie jest w niczym gorszy od czasu poświęconego na sklejanie modeli czy na zgłębianie tajników kamasutry, a zatem tą omawianą wartość posiada. Może nie dla ciebie czy dla mnie, ale jednak.
Nie piszę o wartości umownej ("warte tyle, ile chcą dać") tylko o faktycznej. Wręcz właśnie wskazuję na rozdźwięk między obiema.
Owszem, wirtualna "rzeczywistość" gier ma pewien wpływ na świat realny, wnosi jedną rzecz. Najogólniej - powoduje przeszeregowanie sieci neuronowej mózgu użytkownika. Czy to będzie trening, czy doświadczenie rozrywki, wzbudzenie jakiejś emocji itp. To jest realna rzecz/wartość, którą wynosi się z grania. Ale tej nie stracono.
Tymczasem wspomniany "matriks" zaczyna się tam, gdzie człowiek myli rzeczywistość z wirtualną ułudą. Dla takiego pobudka kubłem wody to przysługa. Różnica między obiema jest fundamentalna i o niej piszę. Gry rozrywkowe służą rozrywce, czyli życiu, natomiast życie nie powinno służyć graniu, gdy to świat gry jest dla nas nadrzędny (więc sam w sobie wart realnej kasy i czasu), bo tym samym jest marnowane na to, co nie jest prawdziwe, lecz traktowane, jakby było. Znam tę trudno uchwytną różnicę z autopsji.
Może przykład:
Powiedzmy, że jest sobie gra, w której gracz rządzi królestwem. Powiedzmy, że do tej gry wydano DLC dodające królestwu pewien pożyteczny budynek. Gracz to DLC kupuje. Otóż wydaje mi się, że cała rzecz w tym, dlaczego kupuje.
1. Bo fajny budynek, z powodu którego będzie miał więcej rozrywki - wszystko OK;
2. Bo królestwu ten budynek jest potrzebny - i tu już jest problem. Gracz inwestuje realną kasę, czyli de facto czyjś przepracowany czas życia, oby choć swój, by, uwaga, poprawić "byt" nieistniejącego królestwa.
W 2. popaść chyba łatwiej, gdy mieszkańców królestwa animują realni gracze.
logika jak u pięciolatka... wirtualnych (czyt. nienamacalnych) rzeczy jest całe mnóstwo, a jednak można je zmonetyzować i kupić sobie coś w realnym świecie.
Przeczytaj uważniej, o co się rozchodzi.
wirtualnych (czyt. nienamacalnych) rzeczy jest całe mnóstwo
Otóż rzecz w tym, że tego, co wirtualne, tak naprawdę nie ma. Z definicji słowa "wirtualne". To nie to samo, co nienamacalne.
Owszem, można monetyzować, to oczywiste, skoro ludzie to robią. Jeszcze raz:
Nie piszę o wartości umownej ("warte tyle, ile chcą dać")
"Trudno mówić o kradzieży, gdy to, co "skradziono" było bezwartościowe "
i Nie piszę o wartości umownej ("warte tyle, ile chcą dać") tylko o faktycznej.
jeśli coś ma przypisaną cenę, z góry ustaloną przez twórcę to zasada "warte tyle, ile chcą dać" nie ma tu racji bytu, to raz.
Dwa - jeśli coś ma przypisaną cenę i zostało skradzione to z definicji nie może być bezwartościowe.
Ja rozumiem, że chcesz się poczuć mądrzejszy choćby narzucając swoje definicje (vide pokraczne tłumaczenie słowa wirtualny),
ale może czas zrozumieć, że wypisujesz idiotyzmy. Nawet jeśli coś wirtualnego ma dla ciebie zerową wartość z punktu widzenia swojej skrzywionej psychiki
to wcale nie znaczy, że dla reszty świata tak jest.
Czas zrozumieć iż żyjemy w czasach gdzie świat ma dualną naturę.
Teraz dałeś mi dowód na to iż gry można piracić i wszędzie teraz będę cytował Twą wypowiedź. No przecież gry to wirtualny bezwartościowy twór gdzie twórca inwestuje w pogoń za pustymi złudzeniami..
Przecież gry są wirtualne.. nie da się ich dotknąć, poczuć, zasmakować.. etc...
Czegoś tu brakuje w wypowiedzi.. ale o tym na końcu..
A tak na serio, to czym są organizacje i ideologie w świecie rzeczywistym?
Np.. szkoła.. czym jest szkoła?
niczym innym jak zgrupowaniem ludzi wykonujących pewne funkcje.
sama szkoła jest pojęciem wirtualnym i istnieje jedynie w naszej głowie.
To co urealnia szkołę to stworzenie "wirtualnego" (nienaturalnego) środowiska gdzie grupa ludzi może spełniać określoną funkcję.
Nasza mowa też jest wirtualna, nasze uczucia też są wirtualne.
Bowiem istnieją jedynie w naszej głowie, a co sprawia że są rzeczywiste?
A czym teraz są światy wirtualne i co sprawia że stają się rzeczywistością?
Czym się różni praca górnika od pracy księgowej?
Tym że górnik przerzuca realne kamienie, a księgowa wirtualne cyferki.
A jednak to robi i zarabia więcej od górnika.
Konkluzja..
To co urzeczywistnia daną rzecz decyduje o tym społeczeństwo wykonujące tą samą czynność w ramach tej rzeczy.
Tzn.. chodzisz do szkoły.. jest to realne i rzeczywiste.. żyjesz tym środowiskiem..
Przestajesz chodzić do szkoły... jest to dla ciebie coś wirtualnego.. jesteś po za środowiskiem..
Dualność świata i rzeczywistości..
A czego brakuje w wypowiedzi?
Jak bywa w szkole... posiada własny regulamin..
To czy była to kradzież czy nie.. decyduje o tym społeczność danego środowiska..
Bo kłócenie się nic nie da... to tak jakby arab żądał by polki nosiły togi...
Konkluzja..
Wszyscy mają rację.. dualność bla, bla, bla..
Ale taka prawda..
jeśli coś ma przypisaną cenę, z góry ustaloną przez twórcę to zasada "warte tyle, ile chcą dać" nie ma tu racji bytu
Dwa - jeśli coś ma przypisaną cenę i zostało skradzione to z definicji nie może być bezwartościowe.
Cena i wartość to dwie różne sprawy. Rzecz/"rzecz" bezwartościowa może być dowolnie droga (i mimo to kupowana) i vice versa - rzecz bezcenna może być za darmo (a jednak nie ciesząca się popytem).
Ja rozumiem, że chcesz się poczuć mądrzejszy choćby narzucając swoje definicje (vide pokraczne tłumaczenie słowa wirtualny),
https://sjp.pwn.pl/sjp/wirtualny;2536590
Niestety, nadal nie rozumiesz, o co mi chodzi, choć nawet przykład podałem. Nie wiem, jak jeszcze inaczej objaśniać. A rzecz w istocie całkiem prosta. Może pytaniem. Czym różni się człowiek od swojego portretu? Czym różni się góra od grupki pikseli ułożonych w jej kształt na ekranie? Zdarzenie śnione od jawy? Itd. Problem, o którym piszę, zaczyna się tam, gdzie człowiek działa, jakby nie umiał odpowiedzieć na podobne pytanie lub, co gorsza, gdy naprawdę już nie umie. Gdy myli fikcję z rzeczywistością, gdy fikcję i wyobrażenie traktuje tak, jakby miał do czynienia z czymś rzeczywiście istniejącym. Jeszcze jaskrawiej: dałbyś za obrazek sztaby złota tyle, ile za sztabę złota?
Teraz dałeś mi dowód na to iż gry można piracić
Nie.
Co do reszty - mylisz pojęcie wirtualności z pojęciem abstrakcji, jak się zdaje. Chyba mylisz też parę innych kwestii, ale już mniejsza. Jedno tylko, bo ważne:
To co urzeczywistnia daną rzecz decyduje o tym społeczeństwo
Człowiek ani zbiorowość ludzka nie mają takiej władzy, by decydować aktem woli, co jest rzeczywiste, a co nie (wypróbuj na czymś, jeśli chcesz, możesz razem z kolegami do pomocy, może zniknijcie rower aktem woli, albo sprawcie, żeby skrzynia złota z gry stałą się realna. Albo żeby 2+2 dało 7). Prawda nie zależy od ludzkiego poglądu na nią ani też nie zmienia się wedle ludzkiej woli.
Szkoła jest rzeczywista, zarówno jako budynek, jak też jako pojęcie abstrakcyjne, organizacja. Wirtualne byłoby przedstawienie szkoły, na przykład na ekranie, na przykład w grze komputerowej. Potraktowałbyś takie przedstawienie jak traktujesz/traktowałeś rzeczywistą szkołę?
https://www.youtube.com/watch?v=QKjl-S3Yvac
CO2 się zamyka:
https://imperium.news/breaking-news-co2-emergency-sota/
w Eve nigdy na powazniej nie gralem, za duzo czasu potrzeba w moim przypadku na to poswiecic. Czasem przegladalem materialy o Eve z okazji jakis eventow i wiekszych akcji i o ile pamietam to to cale CO2 to byla grupa kolesi, co chyba mieli wplyw na rozwoj gry prawda? Nie wiem ilu z nich, ale czy oni nie tworzyli materialow do gry?
Bo jesli tak, to ostatnie wydarzenie moze miec glebsze efekty na cala gre.
Już się tak nie spuszczajcie nad CO2 - swoje też za uszami mieli, włącznie ze zdradami koalicjantów, a samego Gigxa zwyczajnie dopadła karma.
Wiele sojuszy w Eve upadało, powstawały nowe, ludzi rozchodzili się do innych, świat się kręci i będzie kręcił się dalej. Szeregowym członkom CO2 nic złego się nie stanie (poza chwilowym rozżaleniem), znajdą sobie nowe corpy i sojusze.
Z tematów zdrad ciekawszy jednak wydaje mi sie ten przypadek.
https://community.eveonline.com/news/news-channels/eve-online-news/ubiqua-seraph-suffer-major-blow-days-after-their-alliance-formation/
Przynajmniej ciekawiej czytalo sie o tym artykul w PCGamerze.
Zawsze mnie śmieszą komentarze osób uważających, że takie działanie to kradzież i w związku z tym powinna być za to wymierzona realna kara. Nie ma czegoś takiego jak "kradzież wolnego czasu poświęconego na cośtam". A że wirtualna waluta ma wartość rynkową (allegro/ebay)? I co z tego, skoro jej sprzedaż jest nielegalna? To tak jakby dealer narkotyków oskarżał kogoś o kradzież towaru, który na czarnym rynku ma wartość XXX dolarów...
Groźby ucięcia ręki są natomiast jak najbardziej karalne i nie tylko ten koleś powinien dostać bana, ale powinien trafić do sądu.
Jeżeli ktoś zapomina, że to jest gra i poświęca jej tyle czasu i energii, że utrata jakiejś wirtualnej wartości wywołuje u niego taką frustrację, że ma ochotę uciąć komuś rękę, to powinien niezwłocznie udać się do psychiatry.
Gdy patrzę na newsy odnośnie EVE online zastanawiam się czy "Gra Endera" jest tylko fikcją...
Ten gigx to podobno byl straszny egomaniak, stad ten facet the judge zajmujacy sie dyplomacja mial wielokrotnie torpedowane dzialania ktore czynil by poprawic status sojuszu. I pewnego dnia po prostu żyłka mu pękła gdy zobaczył co ten szef sojuszu wyprawia, stąd się wzięła ta zdrada. To nie jest tak ze z d**y sobie od tak zdradził. Nie wytrzymał przerostu ego szefa i sie zemscił.
Jestem z natury człowiekiem podejrzliwym i mało ufającym.
Tak czytam to i Wasze komentarze przez co zacząłem się zastanawiać, a jeśli to jest wyreżyserowane i wszystko przebiega według planu? W końcu świetna reklama gry, ludzie o tym piszą i dyskutują. Portale z grami również nie pozostają obojętne na tego typu rewelacje. Taka historia może przyciągnąć całą rzeszę nowych graczy, która również zapragnie intrygować, spiskować i stać się jednym z wielu trybików w tej wielkiej maszynie? Intrygujące, nieprawdaż?
W sensie wyreżyserowane przez twórców gry? Nie, nie jest.
Zaplanowane i "wyreżyserowane" przez graczy - tak. Jak wszystko w Eve.
To nie ma nic wspólnego z realizmem, ot spieprzona gra ze spieprzoną mechaniką, jeżeli jedna osoba nie będąca nawet liderem może okraść wielką gildię z lat pracy. A developerzy się cieszą.
Ale - jak to? Przecież w realu właśnie tak jest, że jedna osoba może pozbawić drugą dorobku całego życia i wcale nie musi być liderem czegokolwiek. Dodatkowo to jest tylko rozrywka elektroniczna więc jeśli ktoś inwestuje w nią (jedną grę) lata życia (czasu własnego) to raczej do siebie samego powinien mieć pretensje. W ten sposób rozumując kupienie legendarnego miecza z TP w GW2 jest uczciwe pomimo ceny ok. 500 Euro (na początku gry) ale kupienie tego samego miecza od innego gracza za 600 PLN jest już "okradaniem Areny"? To ja powiem LoL - tylko debil kupiłby z TP mając możliwość kupienia taniej - to raz, a dwa skoro kosztuje 500 EURO (z TP) to znaczy nie mniej nie więcej jak tyle, że chcąc postępować uczciwie jesteś ordynarnie robiony w ch. przez nikogo innego jak legalnego sprzedawcę / twórcę gry. Oczywiście mieczyk możesz sobie sam złożyć tracąc tydzień do 10 dni po 8-12h dziennie na granie -)
Nigdy w to nie gralem, ale nie ukrywam ze tego typu historie czyta sie z zapartym tchem. Cos pieknego, ze gry potrafia generowac takie sytuacje i emocje.
Z drugiej strony ciezko sie nie zgodzic z Soulem, ze jest to wrecz kradziez rzeczy wartych realna kase w normalnym zyciu. Zdrajca w pare minut zniszczyl 10 lat wspolnego grania setkom ludzi, bo tworcy nie zaimplementowali prostego zabezpieczenia. Niefajnie, wcale sie nie zdziwie ze szef gildii sie wkurzyl i w emocjach powypisywal glupoty.
Mimo ze tego typu kradziez miesci sie w granicach mechaniki gry, to swiadczy o tym ze albo mechanika jest nieprzemyslana, albo specjalnie tak zrobiona aby doprowadzac do tego typu sytuacji.
Skandaliczna decyzja twórców. To byla kradziez realna z wykorzystaniem funkcji admina a nie wirtualna przez gre. Zamiast cofnac kradzierz zbanowali lidera. GRACZE POWINNI ZBOJKOTOWAC GRE I TWORCOW ZEBY CWANIAKI ANI GROSZA JUZ NIE ZAROBILI.