Silmarillion na srebrnym ekranie – czy to się kiedykolwiek stanie?
Ehh, jak tu wymagać od 93 latka docenienia wysiłków ludzi, próbujących skroić coś atrakcyjnego na miarę naszych czasów? Ktoś taki nigdy nie doceni postępu i wszystko będzie mu się wydawało "zbyt młodzieżowe i nowoczesne". Hobbit faktycznie wyszedł średnio, ale trylogia LOTR to przecież majstersztyk, jeden z najlepszych filmów fantasy w historii kina i jedna z najlepszych adaptacji. Nie wyobrażam sobie lepszych filmów, mogących rozbudzić w kimś miłość do pierwowzoru.
Jeśli zabierze się za to ktoś lepszy niż Pan "Martwica Mózgu" Dżekson to jestem za.
Z ciekawości- kogo osobiście byś widział na fotelu reżysera przy filmach na podstaiwe Silmarillionu? Trylogia Władca Pierścieni okazała się niesamowitym sukcesem, także filmy Hobbit, mimo że nieco rozciągnięte i w które wpleciono za dużo wątków pobocznych, były mimo wszystko bardzo dobre i mają miliony fanów.
Według mnie problem z ekranizacjami Władcy Pierścieni i Hobbita polega na tym, że ta pierwsza trylogia filmowa była tworzona przede wszystkim z pasją i miłością do twórczości Tolkiena, ta druga zaś była już tylko trzepaniem kasy na potencjale marki. Po dziś dzień pamiętam pierwszy zwiastun Władcy Pierścieni zawierający wczesne ujęcia z filmu i planu filmowego, z podkładem muzycznym wywołującym dreszcz na ciele i słowami samego Jacksona, że oto nadeszła pora.
Ekranizacja "Władcy Pierścieni" jest dziełem udanym ale w wersji reżyserskiej, bowiem kinowa została zubożona ze scen, które choć krótkie i wydawałoby się, że tylko pobieżnie dotyczą jakiegoś tematu, tak mimo tego potrafią znacząco zmienić wydźwięk danej sceny czy charakter postaci przybliżając je do pierwowzoru.
Hobbita uratować może jedynie ponowna ekranizacja. Wersja Petera Jacksona jest kiepska na wielu płaszczyznach - od rozwlekania do granic możliwości fabuły (zrobienie filmowej trylogii z małej książeczki), nużący charakter, po niepotrzebne przerobienie wątków, dodawanie kolejnych, pomijanie innych, a skończywszy na jakości całej produkcji.
Marzy mi się ekranizacja Silmarillionu ale od kogoś takiego jak Jackson przy Władcy Pierścieni, człowieka z pasją i szacunkiem do twórczości Tolkiena.
pamietam ten zwiastun, ciary na calym ciele
ale musze przyznac ze zwiastun Hobbita z piesnia spiewana przez Thorina tez powodowal ciary...
Oby nie. Jak ekranizację Władcy Pierścieni lubię, tak Hobbit był strasznie słaby.
Przecież to jest nieekranizowalne. Po co ruszać?
To samo mówiono o Władcy Pierścieni- a tutaj szok, Peterowi Jacksonowi jednak się udało świetnie zekranizować powieść. Mimo że ekranizacje Hobbita już nie trzymały tego samego poziomu, moim zdaniem P.J. jest jedyną osobą która jest w stanie to zrealizować.
https://www.youtube.com/watch?v=eqP-WsaHlOE&t=43s
btw. patrzcie co leży na stole. Nie czytałem jeszcze do końca artykułu, być może autor przywołał także ten film jako ciekawostkę- w takim razie wybaczcie.
To samo mówiono o Władcy Pierścieni
Mówiono tak z powodu ilości materiału i ograniczeń technologicznych, a nie z powodu formy literackiej.
Ekranizowanie powieści, choćby nie wiem jak rozwlekłej, ale opowiadającej dosyć prostą historię z kilkoma bohaterami, to jednak nie to samo co ekranizowanie historii świata obejmującej tysiąclecia, wymieszanej na dodatek z mitologią i bóg wie czym jeszcze.
No oczywiście że ujęcie całego Silmarillionu w jednym filmie jest raczej niemożliwe, ale to nie oznacza że nie jest możliwe stworzenie filmu o Berenie i Luthien albo Numenorze i jego upadku. Plus jakiś wstępniak z przeszłości jak powstała Arda i Valarowie [ze szczególnym uwzględnieniem Melkora] w kilku pierwszych minutach filmu (tak jak bitwa ostatniego sojuszu w Drużynie Pierścienia). Dało by się to wykonać, jeśli podeszło by się do tego z głową.
Sorry, ale Władca Pierścieni jako film ma sens tylko dlatego, ze skupia się na dziesięciu postaciach mających jeden cel - kawałek błyskotki. Jasne, proste, oczywiste, z fajnym tłem, nad którym na szczeście w filmie postanowiono się nie zastanawiać zbyt długo, żeby im ludzie z kina nie powychodzili przy wymienianiu osiemdziesięciu sześciu kuzynów jakiegoś przypadkowego elfa.
Ekranizacja Sillmarillionu ma taki sam (albo jeszcze mniejszy) sens, jak ekranizowanie Pocztu Królów Polski (choćby i w pięciu częściach po 3 godziny). Może i by się dało pod względem technicznym, tylko po co, jak pies z kulawą nogą tego nie zechce oglądać? Przecież to jest fikcyjna historia fikcyjnego uniwersum, która na serio interesuje dwanaście osób na całym świecie (i nie daj boże przy filmowej adaptacji twórca wytnie ciotkę kuzyna z szóstego pokolenia po szwagrze Tororimie Śmierdzącej Dupie, drugim mężu Andruli Brzuchatej, a będą się piździć, że im święty kanon zmieniono).
Z dobrych źródeł znam prawdziwą przyczynę śmierci Tolkiena - przeczytał skrawki tego, co chciał ostatecznie złożyć w Sillmarillion i umarł z nudów.
Mało wam jeszcze tej Tolkienowskiej nudy?
Ekranizację trylogii Władcy Pierścieni można porównać tylko z tak pasjonującymi dziełami jak książkowe "Nad Niemnem". Jeśli Hobbit jest jeszcze gorszy, to nawet najbardziej rozbudowane homeryckie porównanie nie odda chyba tego, jak musi być nudny. A tu ktoś wpada na pomysł ekranizacji czegoś takiego...
Za łączenie Śródziemia z niegodziwymi grami wideo
Lmao
Podejście do tematu jak do Biblii załatwiło by sprawę. Biblię dali radę zekranizować Stary jak i Nowy testament.
Tylko proszę, dajcie spokój Jacksonowi. Ten pan przy okazji Hobbita pokazał, że zapomniał jak się kręci dobre filmy
Nawet nie potrafię sobie wyobrazić ekranizacji Silmarillionu, mimo że bardzo bym chciał.
Świetny artykuł. Odkąd przeczytałem "Silmarillion", jego ekranizacja to jedno z moich marzeń. Odpowiadając na niedorzeczne zarzuty w komentarzach, jakoby to "Silmarillion" miał być dziełem nudnym, to bez wahania mogę stwierdzić, że osoby te albo w ogóle nie miały styczności z książką, albo czytały ją bez zrozumienia. Każdy kto na poważnie zabrał się do lektury wie, że "Hobbit" czy choćby nawet "Władca Pierścieni" nijak się mają pod względem poziomu epickości i skali wydarzeń do tego co się dzieje w "Silmarillion" (dla przykładu wojna, w której biorą udział sami "bogowie", a poziom zniszczeń odmienia wręcz topografię terenu).
Prawdziwą kwestią sporną jest natomiast forma takiej ekranizacji. Problem ten świetnie został omówiony (i jak dla mnie rozwiązany) w niniejszym artykule, dlatego zamiast pisać samodzielnie swój "złoty środek" na ekranizację "Silmarillion", pozwolę sobie zacytować po prostu fragment wypowiedzi autora:
"Więc może jednak nie ekranizacja całego Silmarillionu za jednym zamachem – czy to w formie serialu, czy kolejnej kinowej trylogii – a pojedyncze filmy skupiające się na poszczególnych epizodach z Dawnych Dni? Coś z grubsza analogicznego do spin-offów z serii Gwiezdne wojny: Historie. W ten sposób i widzom byłoby łatwiej odnaleźć się w mnogości motywów zawartych w książce, i wytwórnia miałaby ułatwione zadanie kreowania nowych trendów – a zwłaszcza idoli – które pokochałaby kultura masowa… Plus materiału źródłowego racjonowanego w taki sposób wystarczyłoby na dłużej, dzięki czemu można byłoby wycisnąć z niego więcej mamony. Wilk syty i owca cała?"
Właśnie tak to widzę. "Silmarillion" to dzieło zbyt rozległe i bogate jak na jeden film czy choćby nawet trylogię. Jedyny sensowny sposób, to pojedyncze filmy traktujące z osobna każdą z historii zawartych w książce (najlepiej chronologicznie). Z takiego rozwiązania płyną mnogie korzyści jak np. brak szalonego tempa, wymuszanego przez ramy czasowe filmu, którego efektem jest obcinanie ważnych wątków; możliwość skupienia się dobrze na jednej rzeczy zamiast omówienie "po łebkach" wszystkich, dzięki czemu odbiór i zrozumienie widza ulegną znacznej poprawie; zamiast tworzyć jeden film, który może okazać się klapą i zostać zapomniany, grzebiąc tym samym cały materiał źródłowy, można niejako delektować się nim "po troszeczku" dzięki czemu starczy on na długie lata.
OK, zakończę te wywody bo za bardzo się rozpisałem. Na koniec pozwolę sobie jeszcze podsumować moją wypowiedź stwierdzeniem, że "Silmarillion" to "kopalnia" świetnych i epickich historii i mam nadzieję, że Hollywood w końcu zacznie z niej czerpać obficie, a co wiele ważniejsze - NALEŻYCIE.
dla przykładu wojna, w której biorą udział sami "bogowie", a poziom zniszczeń odmienia wręcz topografię terenu
Dziwnym trafem, fani Tolkiena podają przykłady na zajebistość Silmarillionu zawsze z początku książki.
Oprócz tego, że Silmarillion jest nudny to ma jeszcze na sumieniu to, że z tytułu swoją nazwę zapożyczył jeden z najgorszych zespołów historii.
spoiler start
K-K-Kombo
spoiler stop
Od fanów Tolkiena gorsi są tylko fani Metal Gear Solid.
Nie wiem co jest złego w fanach Metal Gear Solid. Podoba mi się jak rozkładają każdą część na czynniki pierwsze, szukają różnych nawiązań i tworzą swoje teorie. Fajnie się to później czyta. Według mnie najlepsza jest właśnie społeczność MGS i Soulsów.
Nie wiem co jest złego w fanach Metal Gear Solid. Podoba mi się jak rozkładają każdą część na czynniki pierwsze, szukają różnych nawiązań i tworzą swoje teorie.
Tylko po co, skoro nawiązania Kojimy są proste i oczywiste, powiązania między cześciami serii są grubymi nićmi szyte, a teorie mają sens tylko po litrze wódki? MGS to całkiem grywalna rozrywka, ale historia to kompletny bełkot, a nie metafyziczne doznanie.
Choć przyznam, ze jest to bełkot odziany w ładne szaty i zjadliwy pod względem odbioru (w końcu to gra na paręnaście godzin). Silmarillion zaś stoi w jednym szeregu z Tęczą Grawitacji i Ulisessem - można się tymi bredniami snobować wśród znajomych i udawać, ze się je przeczytało. I tak nikt nie jest w stanie zweryfikować, czy to prawda. Bo nikt kurwa nie przebrnął do końca.
(Napisałem długi komentarz, ale wystąpił jakiś błąd i mi go skasowało.)
"Silmarillion" wcale nie jest nudną książką i nie rozumiem, jak w ogóle można tak twierdzić. Chociażby niektóre rozdziały "Władcy Pierścieni" są dużo mniej zajmujące. Dla porównania powieść Wiktora Hugo "Człowiek śmiechu", którą niedawno przeczytałem, można by bez większej szkody odchudzić o jakieś 2/3 zawartości, tyle w niej nudnych dygresji polityczno-historycznych. Ciekawe, czy przeciętny współczesny czytelnik byłby w stanie w ogóle przez to przebrnąć.
Być może jednak do mojego żywego zainteresowanie treścią "Silmarillionu" przyczynił się fakt, że grałem wówczas (przy pierwszej lekturze, dotychczas przeczytałem go dwukrotnie, niestety tylko po polsku) w LOTRO i chciałem po prostu dowiedzieć się, co było wcześniej. Śródziemie znałem tylko z filmów Jacksona, a "Władcę Pierścieni" przeczytałem po "Silmarillionie".
W sumie nie zależy mi na ekranizacji tej książki. I tak będę co jakiś czas wracał do lektury, planuję przeczytać ją po angielsku, włosku i francusku. Niemiecki znam na razie trochę zbyt słabo.
Z drugiej strony jestem ciekaw, kiedy doczekamy się kolejnej ekranizacji "Władcy Pierścieni". Od premiery "Powrotu króla" minie w grudniu br. już 14 lat.
Na początku Silmarillion też mnie zmęczył. Chociaż jestem fanem Władcy Pierścieni. Ale przy drugim czytaniu wpadłem w tą historię. Może za pierwszym razem byłem za młody. I nie czekam na ekranizację. Wystarczy mi książka.