Recenzja filmu Dunkierka - O jedną scenę za daleko
Niestety muszę się z Twoją opinią zgodzić. Film byłby rewelacyjny gdyby nie ostatnie pompatyczne 10 minut.
Cały film przesiedziałem wbity w fotel i już w myślach ustawiałem go tuż obok Saving Private Ryan i Black Hawk Down, ale w końcówce myślałem tylko "Kończ waść wstydu oszczędź"
Otóż to.
Dopóki Nolan pokazywał matnię, w której ugrzęźli Anglicy, film był świetny.
A potem wszystko zepsuł.
Miałem szczękę na podłodze, kiedy pokazano
spoiler start
lecącego w ciszy spitfire'a
spoiler stop
W tym momencie powinien być koniec pokazywania Hardy'ego z resztą do domysłów. Jak zaczął się
spoiler start
lot krajobrazowy, o wiele za długi i z idiotycznym poddaniem się niemcom, skoro mógł wodować obok jachtów
spoiler stop
To film stracił od razu całą swoją moc
hah, a ja nie rozumiem fenomenu Szeregowca Ryana. Pierwsze 15 minut wbija w fotel, potem to jest dobra kołysanka do snu.
Aleja snajperów czy ostatnia bitwa są również świetne w tym filmie, nie tylko lądowanie
Mnie się bardzo podobał, nie sądziłem że to możliwe utrzymać takie tempo przez całe 2h.
Film dobry. Sprawie zrealizowany, ciekawie zazębiające się odrębne z pozoru wątki. Bardzo dobrze pokazana walka powietrzna. Trafienie wrogiego samolotu to nie była bułka z masłem. Patos na końcu trochę psuje całość ale to typowe dla Amerykanów. Niemniej mi zabrakło jednak porządnej wojennej rozpierduchy i po wyjściu z kina nie bardzo miałem nad czym myśleć i co przeżywać. Szeregowiec... i azjatyckie filmy wojenne ostatnich 10 lat znacznie bardziej zapadły mi w pamięci...
Dla mnie akurat to był plus. Obejrzałem teraz Przełęcz ocalonych i te pol godziny bez przerwy odrywania kończyn w zwolnionym tempie to już była groteskowa przesada do znudzenia. Nolanowi udało się pokazać wojnę w ciekawszy sposób.