Właśnie się dowiedziałem, że Chester Bennington nie żyje...
Wielka szkoda, naprawdę mi smutno. LP to nigdy nie był dla mnie jakiś naprawdę wyjątkowy zespół, ale gdy pojawiło się Hybrid Theory, słuchałem namiętnie i wyczekiwałem wszystkich kolejnych albumów. Chester bez wątpienia był piekielnie zdolnym wokalistą i wydawał się być strasznie sympatycznym, dowcipnym facetem. Co musiało się dziać u niego w głowie/duszy, tego nikt nie jest w stanie ogarnąć, podobnie jak bólu, który po sobie zostawił.
Uważam przy tym, że nazywanie Meteory najlepszym albumem w historii jest mocnym nadużyciem, ale oczywiście rozumiem, że emocje mocno wpływają na odbiór danego dzieła. Linkin Park to fajna ekipa i nawet jeśli potknęli się tu i ówdzie (One More Light to niestety bardzo słaby album, nawet jeśli teraz niektóre teksty nabierają nowego, jeszcze smutniejszego znaczenia), to i tak zapracowali na status megagwiazd. Zaś A Thousand Suns to bardzo ciekawy eksperyment i rzecz o kilkanaście długości wyprzedzająca OML. Tak samo jak The Hunting Party. Ale to tylko moje zdanie :) Pozdrowienia!
Mieliście tak kiedyś? Czy kiedykolwiek wieść o odejściu waszego idola dotknęła was jak strata kogoś bliskiego?
Nie jeden raz
-Dio
-Micheal Jackson
-Lemmy
itd
"Meteora" - najlepsza płyta jaką nagrano ludzką ręką.
To zdanie jest smutniejsze niż śmierć wszystkich muzyków z ostatnich dwóch lat. Razem wziętych.
To zdanie jest smutniejsze niż śmierć wszystkich muzyków z ostatnich dwóch lat. Razem wziętych.
+1
wartosciowanie czegos takiego troche smierdzi, ale najbardziej bolesna smierc muzyka ostatnich 10 lat to dla mnie bez watpienia bowie
Smutne to jest kwestionowanie czyichś gustów.
a no tak, ty jestes najwyrazniej jednym z tych gamoni, co mowia, ze o gustach sie nie dyskutuje
Dyskutować można ale nie kwestionować, gust jest jak dupa, każdy ma swoją. Gamoniu.
Jesli chodzi o muzykow to chyba tylko smierc Lemmy'ego bardziej mna wstrzasnela.
Pomijajac juz gadke o gustach i tym czy z czasem LP gralo lepiej czy gorzej, to z pewnoscia odszedl facet na ktorego muzyce wychowala sie lwia czesc spoleczenstwa urodzona w latach '90 czy nawet '80.
Tyle kawalkow zyskalo teraz nowe znaczenie...
"Mając dziś te 28 lat nie mogę się uwolnić od szczerego nastoletniego zachwytu, jaki towarzyszył mi w słuchawkach wysłużonego walkmana (wygooglajcie sobie gówniarze)"
Hyyhy, zabawne.
Zabił się to się zabił, szkoda człowieka. Ale robienie z tej śmiesznej kapeli dla młodzieży jakiegoś ósmego cudu świata i proroków muzyki rockowej to już jest kpina, opanujcie się. Podobna szopka była przy okazji śmierci tego aktora z szybkich i wściekłych, ten sam poziom.
@recenzetGRY2000
niezły dowcip ;)
a słyszałeś o klubie 27 ? nikt nie zna dnia ani godziny i młody wiek akurat nie ma znaczenia, że ktoś jest bezpieczny
O gustach się nie dyskutuje, a potem wszyscy mają pomarańczowe ściany w domu i żółte elewacje.