Wizualne szaleństwa Ritchie'ego. Recenzja filmu "Król Artur: Legenda miecza"
Ten film jest cudowny. Fabularnie nic szczególnego, ale montaż, efekty specjalne, humor i przede wszystkim muzyka to po prostu CUDO. To najlepsze kinowe high fantasy od czasu Władcy Pierścieni.
dla mnie montaż był powalający w połowie filmu i niczym specjalnym w drugiej. Tak samo końcowa walka była tak chaotyczna, że mało co było w ogóle widać. Wyglądało to tak, jakby od połowy zmieniła się obsada robiąca film.
Niezbyt mi się ten film podobał. Za dużo "futurospekcji" (dzięki, autorze recenzji, brakowało mi tego słowa) i przedstawicieli ras innych niż biała (tego się nie da usprawiedliwić, chyba że na siłę). A główny bohater niesympatyczny, z fryzurą i brodą na drwala, modną w ostatnich latach. To nie jest film, do którego chce się wracać. Doceniam natomiast stronę wizualną, montaż i ciekawe zabiegi, jak na przykład kamery umieszczone na aktorach w jednej ze scen ucieczki. Eric Bana nieźle zagrał Uthera Pendragona.
Najlepszym filmem arturiańskim wciąż pozostaje dla mnie "Merlin" z 1998 r. (mój pierwszy film na DVD, bez polskich napisów). W roli tytułowej Sam Neill, ciekawy Mordred (mało znany aktor Jason Done), a jako królowa Mab i Pani Jeziora niesamowita Miranda Richardson. Zawsze dostaję gęsiej skórki przy jej krzyku" MORDREEEEEEEEEEEEEEEEED!"
przedstawicieli ras innych niż biała
Akurat w okresie arturianskim, jako pozostalosci Imperium, byli bardziej spotykani niz w wiekach pozniejszych.