Jestem świeżo po przejściu Inkwizycji, w ogóle po maratonie całej trylogii. Jedynka zawsze będzie w moim sercu, dwójka pozostaje częścią najczęściej ograną (i sam nie wiem, czemu), natomiast co do Inkwizycji - to moje drugie przejście. Wcześniej olałem quest z odłamkami, pominąłem dużo questów pobocznych. Teraz powiedziałem, że wyczyszczę wszystko, oprócz zbierania tych butelek czy obrazów - jedyny quest zbieractwa jaki ukończyłem to odłamki z odblokowaniem drzwi w świątyni w Forbidden Oasis.
Na liczniku wybiło 91 godzin, więc całkiem nieźle zważywszy, że nienawidzę zbierania głupot, a tutaj świetny system walki, grafika i widoczki jakoś uśmierzały ten ból w lataniu po odłamkach. System walki jest świetny, szkoda tylko, że skille aktywne są zablokowane do 8 pozycji - ewidentnie musiałem zawsze planować co brać na walkę.
Misje poboczne to jest totalny mix - są te świetne, jak lojalnościowe, gdzie dowiadujesz się naprawdę sporo o samej postaci czy frakcji (np. quest z Cassandrą i poznanie prawdy o Wyciszonych), ale są i totalnie poniżające - zbieranie futra baranów. Serio? To tym się zajmuje Inkwizytor - nadzieja stabilizacji świata? Za to główne misje to wisienka na torcie. Każda misja jest inna i świetna - szkoda, że tego nie ma więcej. Wolałbym więcej tego, a mniej godzin grania, niż latania i zbierania kubeczków.
Czego jednak tej grze nie można odmówić - świetny klimat i poczucie udziału w czymś naprawdę wielkim. Nie znam chyba gry RPG czy w ogóle z ostatnich lat, gdzie można się poczuć jak ktoś mający wpływ na światową politykę, jak osoba od której naprawdę zależą losy świata, kierującego najpotężniejszą organizacją na świecie. Jedyne co mnie bolało, to to, że moje długie posiedzenie w DA: Keep dużo nie dało - są pewne odniesienia do wyborów, jest Morrigan z synem itd., ale jednak to trochę za mało jak na tyle wyborów. No ale ten klimat bycia jedną z najpotężniejszych osób na świecie - to robi robotę.
Jeśli macie podstawkę, to jedyne co możecie kupić z DLC to Intruza. Chociaż za specjalnie fajne DLC to nie jest, to jednak uzupełnia historię i zdradza, o czym będzie (prawdopodobnie) kontynuacja marki. I nie mogę się już doczekać. Za to Szczęki Hakkona i Zejście są beznadziejne. Szczęki to po prostu kolejna mapa z mobbami do ubicia i KOLEJNYMI odłamkami do zebrania. Jest tam jakaś historia, ale płytka jak diabli - ubij smoka-boga. Ekstra... Zejście natomiast to typowe Głębokie ścieżki z całą tego konsekwencją. Masa mięsa do ubicia, a za misję z falami przeciwników ktoś powinien zebrać po ryju - taki meat fest, że to po prostu szok ile gówna lata po ekranie. Ja ograłem obydwa dodatki, ale jak zobaczyłem ZBIERANIE KUBKÓW po Głębokich Ścieżkach to olałem to. No litości.
Reasumując: To nie jest naprawdę zła gra jeśli ktoś zastanawia się nad kupnem. Warto, naprawdę warto zagrać. Główny wątek fabularnie nie jest odkrywczy, ale same misje są świetne. Intruz to bardzo dobre uzupełnienie dla historii, nie jest rewelacyjne, ale daje radę. Resztę DLC omijać. Dałbym tej grze zdecydowanie mocną 8 z takim zapasem, iż ewentualna (a raczej pewna) kontynuacja będzie jeszcze lepsza. Mimo wad i już pod koniec gry lekkiej monotonni to jestem zadowolony. Polecam każdemu żeby ograł, a do zbieractwa nikt nie zmusza. Te 91 h to czysty fun, może ostatnie 2 h na lekkim przymuszaczu robiłem, ale jak się ma tak mało czasu na gry to cóż zrobić.
Jak śmiesz, jest tylko jedna gra - gra absolutna: Wiedźmin 3! Reszta gier to gnioty! /s
Chyba nikt nie mówił, że to zła gra. To zwyczajny przeciętniak jakich wielu warty 50zł za pełną wersję.
Nie no, nawet pod samą grą do dzisiaj znalazłem płacze cóż to BioWare zrobił z tą marką. Dlatego ja upgrade do wersji z DLC kupiłem jeszcze taniej :)
Czego jednak tej grze nie można odmówić - świetny klimat i poczucie udziału w czymś naprawdę wielkim.
Zadziwiające, bo ja akurat takiego poczucia nie miałem. Zarządzanie organizacją ogranicza się do decyzji co posadzić w zielniku i gdzie wysłać agenta. Ten potężny Inkwizytor wszędzie musi dymać samemu i samemu wszystko załatwiać, wysłuchiwać ciągłych narzekań każdego ciury, znosić połajania współtowarzyszy i generalnie być standardowym, erpegowym chłopcem na posyłki. Sorry, ale jeśli to ma być "klimat bycia jedną z najpotężniejszych osób na świecie" to ja jednak podziękuję. W życiu nie słyszałem o tym, by papież, POTUS, czy inny pierwszy sekretarz musieli osobiście szukać surowców, samemu je wydobywać, samemu targać przez pół świata, a następnie łasić się do jakiegoś typa, by zechciał łaskawie zrobić coś z tego szajsu.
Inkwizycja i Andromeda są ofiarami przeliczania jakości na czas. Dopóki internety będą oczekiwały setek godzin rozgrywki zamiast jakości i angażującej historii, dopóty twórcy do scenariusza będą dosypywać tony piachu, byleby tylko rozciągnąć jakoś ten cholerny "przewidywany czas rozgrywki" do setek godzin.
To jest kompletna paranoja. Naughty Dog ogłosiło, że dodatek (samodzielny, bo samodzielny, ale jednak dodatek) do Uncharted 4 starczy aż na 10 godzin. Najpopularniejszy komentarz: "dziesięć godzin to dużo?".
Zawsze w grze jesteś kimś ponadprzeciętnym, co wybija do nogi szeregi wrogów - gdybyś musiał polegać na armiach, gra byłaby strategią albo byłaby nudna. Taka rola gry RPG. Poza tym, wysyłasz agenta na samym stole + misje główne, naprawdę wg Ciebie misja, gdy idziesz do Studni Smutków jest wyprana z klimatu? Owszem, nie ma tu bitw na skale jakiejś strategii, ale nie na tym polega RPG.
Co do kwestii Uncharted to faktycznie słabe narzekanie na długość gry akcji. I sam podkreśliłem, że wolałbym więcej misji takich jak główne niż zbieractwa. Ale nie można mieć wszystkiego. Lokacje są zróżnicowane i by to podkreślić twórcy czymś musieli wydłużyć rozgrywkę.
Stary, jeśli nie potrafisz opowiedzieć historii posługując się danym gatunkiem, to nie bierz się do jej opowiadania, albo zmień gatunek.
Bioware mogło zrobić grę o agencie Inkwizycji i tym samym zbić większość moich zastrzeżeń.
Zamiast tego porwali się na temat, którego nie potrafili zamienić na trzymającą się kupy rozgrywkę.
Jak mogli zrobić grę o agencie organizacji, która dopiero co postawiła kroki w tym uniwersum?
Dlaczego niby historia jest kiepsko opowiedziana? Nie jest to poziom narracji znany z dwójki, ale wszystko jest zapięte precyzyjną klamrą scenariuszową, nie ma żadnych niedopowiedzeń co do zakończenia jak w dwójce, nie zauważyłem specjalnie dziur fabularnych (oprócz tego debilstwa z odradzaniem się Koryfeusza).
Jak mogli zrobić grę o agencie organizacji, która dopiero co postawiła kroki w tym uniwersum?
Wybacz, ale zupełnie nie rozumiem o co ci chodzi?
No jak chcesz zrobić grę, w której kierujesz agentem organizacji, która dopiero powstała (a raczej została powołana) w tej części? Przecież to nie ma rąk i nóg, najpierw musisz poznać organizację, a dopiero potem można robić jakieś spin-offy. To tak, jakby w Mass Effeccie po pierwszej części gry zrobić grę o agencie Cerberusa bez znajomości tej organizacji. No bez sensu.
Czy ty czasem zastanawiasz się nad tym co piszesz?
Przecież w tej części gry zarządzasz powstającą organizacją między innymi pozyskując agentów :D
Co to za wydumany problem? Przecież każde nowe IP wrzuca gracza w nowy świat, którego on nie zna. Jakoś nie powstrzymało to Bioware przed stworzeniem Mass Effect, czyli gry w której kierujemy agentem organizacji, o której istnieniu właśnie się, jako gracze, dowiedzieliśmy.
Nie wspominając o tym, że Inkwizycja nie jest żadną nową organizacją w tym uniwersum. To bardzo ważny wątek. Jak ty tę grę przechodziłeś, że ominęła cię ta informacja?
Mogę też odbić to durne pytanie równie durnym. Jak możesz zrobić grę, w której kierujesz organizacją, która dopiero powstała w tej części?
No i na koniec, pisząc o tym, że nie potrafili złożyć rozgrywki do kupy nie pisałem o fabule (swoją drogą mocno sztampowej), a o tym, że scenariusz nie przekłada się na rozgrywkę. Inkwizycja wmawia graczowi, że własnoręcznie kształtuje losy świata, jednocześnie zlecając mu bieganie po pastwiskach i pustyniach jak zwykłemu szeregowemu funkcjonariuszowi.
Nie bardzo też wiem o jakiej precyzyjnej klamrze scenariusza mówimy, skoro historyjka jest prosta jak konstrukcja cepa, pozbawiona jakichkolwiek zaskoczeń, zwrotów, czy innych niespodzianek. Takie coś nie wymaga jakiegokolwiek spinania.
No i zakończenie to kompletny dick move. Dodane jako płatne DLC. Na dodatek DLC, które jest bezsensownie obudowanym kilkugodzinnym, nudnym przedzieraniem się przez kolejne fale wrogów, tylko po to by na końcu pokazać krótką scenkę. Scenkę ujawniającą coś czego każdy z dwiema sprawnymi szarymi komórkami domyślił się przechodząc podstawkę.
Cały ten twist jest zresztą kompletnie bezsensowny, bo okazuje się, że elfie przedwieczne bóstwo było jeszcze przed kilkoma godzinami magiem na 1 levelu. No po prostu maestria.
Widzę, że masz problem z czytaniem ze zrozumieniem, o czym świadczy fakt, że ewidentnie pisałem o tym, iż została powołana w samej grze (800 lat temu dokładnie), ALE w samej grze pierwszy raz się z nią stykasz - są tylko wzmianki historyczne w jedynce, nic w dwójce nie ma o tym mowy oprócz pojawiającej się Cassandry oświadczającej, że trzeba znaleźć Bohatera.
KEK, jak można porównać ME, gdzie chodzisz znanym żołnierzem (tak, Shepard jest znany jeszcze przed zostaniem Widmem, jak grasz i ominęło Cię to?) do gry, w której organizacja powstaje od zera, nie znasz jej struktury/historii i teraz miałbyś grać szeregowym agentem. Przecież to głupie.
Jak możesz zrobić grę, w której kierujesz organizacją, która dopiero powstała w tej części?
Po to, by poznać organizację i stworzyć ewentualny grunt pod spin-offy? Haha, już widzę, jak grasz w Skyrima jako szeregowy żołnierzyk Cesarstwa albo w Mass Effect jako jakiś tam żołnierzyk :D Albo granie w dowolną grę RPG jako mięso armatnie dla armii. Rozumiesz, że to jest zwyczajnie głupie? Zresztą, było takie DLC dla DA: O, gdzie kierujesz losami Leliany - proste i trywialne, ewidentnie budowane jako spin-off. Dragon Age podstawka ma być epicki, ma być historią o bohaterze, a nie agencie czy jakimś szeregowym żołnierzu. Od tego są DLC.
Nie bardzo też wiem o jakiej precyzyjnej klamrze scenariusza mówimy, skoro historyjka jest prosta jak konstrukcja cepa, pozbawiona jakichkolwiek zaskoczeń, zwrotów, czy innych niespodzianek. Takie coś nie wymaga jakiegokolwiek spinania.
Fabularnie jest prosta, ale pisanie, że w tej grze nie ma zwrotów akcji czy zaskakujących informacji świadczy o zwykłym czepialstwie się, bo takowe są. To wymień jakiś tytuł, który dla Ciebie jest zgrabnie spięty klamrą. Ja uważam, że Intruz i w ogóle zakończenie Inkwizycji są kompletne.
No i zakończenie to kompletny dick move. Dodane jako płatne DLC. Na dodatek DLC, które jest bezsensownie obudowanym kilkugodzinnym, nudnym przedzieraniem się przez kolejne fale wrogów, tylko po to by na końcu pokazać krótką scenkę. Scenkę ujawniającą coś czego każdy z dwiema sprawnymi szarymi komórkami domyślił się przechodząc podstawkę.
O nie. To jest rozbudowa zakończenia, coś zupełnie innego niż np. Extended Cut. Samo zakończenie podstawki jest satysfakcjonujące. Natomiast Intruz pokazuje wydarzenia dwa lata po. Fakt, że dodatek jest taki sobie, głównego "majstra" można się domyślić kim on jest, ale końcowa rozmowa wyjaśnia jego motywy działania, całe lore wierzeń elfów i buduje ładny grunt pod kontynuację. Poza tym, cena GOTY była swojego czasu tak śmieszna, że nazwanie tego dick move jest sporym nadużyciem.
Cały ten twist jest zresztą kompletnie bezsensowny, bo okazuje się, że elfie przedwieczne bóstwo było jeszcze przed kilkoma godzinami magiem na 1 levelu. No po prostu maestria.
Przecież jest wyjaśnione, czemu Solas jest uśpiony i z początku poznajesz go jako maga level 1. To tak, jakbyś się czepiał że już w pierwszej części ME reaperzy nie przypuścili ataku na Drogę Mleczną.
Okay, poddaję się. Zainwestowałeś kasę i mnóstwo czasu, więc to musi być świetny tytuł.
Przecież to nie ma żadnego znaczenia, ja z perspektywy klienta tak naprawdę zapłaciłem grosze za tę grę wraz z DLC i na taką cenę bawiłem się świetnie, jakbym kupił w dzień premiery - trochę mniej, ale samej grze nie można odmówić pewnego rozmachu i nazywanie tej gry słabą jest zdecydowanie na wyrost.
Ja jej nie nazwałem słabą. Ja piszę o tym, że masz klapki na oczach i nie widzisz jej ewidentnych wad, nielogiczności i niekonsekwencji.
Oczywiście, bo odpowiadając na Twoje argumenty stwierdziłeś, że się poddajesz nie podając tych rzekomych nielogiczności i niekonsekwencji.
"KEK, jak można porównać ME, gdzie chodzisz znanym żołnierzem (tak, Shepard jest znany jeszcze przed zostaniem Widmem, jak grasz i ominęło Cię to?) do gry, w której organizacja powstaje od zera, nie znasz jej struktury/historii i teraz miałbyś grać szeregowym agentem. Przecież to głupie"
Przecież jeśli w ME nie przeczytasz leksykonu, to również na początku nie wiesz, ani jakie są struktury Przymierza, ani za bardzo na czym ta organizacja polega, ani nie wiesz czym jest N7...
"Po to, by poznać organizację i stworzyć ewentualny grunt pod spin-offy? Haha, już widzę, jak grasz w Skyrima jako szeregowy żołnierzyk Cesarstwa albo w Mass Effect jako jakiś tam żołnierzyk :D Albo granie w dowolną grę RPG jako mięso armatnie dla armii."
Czyli tak jak w Origins, gdzie jesteś szeregowym Strażnikiem i w zasadzie nie wiesz do końca co masz robić, prócz próby złożenia jakiejś armii (co umożliwiają ci przedwieczne traktaty) i pięcia się po szczebelkach, by na koniec zabić Arcydemona i stać się swoistym przywódcą bractwa...
Przecież jeśli w ME nie przeczytasz leksykonu, to również na początku nie wiesz, ani jakie są struktury Przymierza, ani za bardzo na czym ta organizacja polega, ani nie wiesz czym jest N7...
Nieprawda, spokojnie z dialogów i rozmów z postaciami można to wywnioskować/wyodrębnić/postać sama ci o czymś mówi. Przez pierwsze podejście w ME do leksykonu zajrzałem z 5 razy? I to głównie żeby poczytać co tam jest. Wszystko wiedziałem z samego lore i przedstawienia przez grę.
Czyli tak jak w Origins, gdzie jesteś szeregowym Strażnikiem i w zasadzie nie wiesz do końca co masz robić, prócz próby złożenia jakiejś armii (co umożliwiają ci przedwieczne traktaty) i pięcia się po szczebelkach, by na koniec zabić Arcydemona i stać się swoistym przywódcą bractwa...
Nie jesteś jakimś tam strażnikiem, tylko raz: Szarym Strażnikiem, dwa: jednym z dwóch ostatnich strażników w Fereldenie. Co za tym idzie, to w Fereldenie ma miejsce piąta plaga i arcydemona mógł zabić każdy szary strażnik. Poza tym, taki fajny myk - to nie ty musiałeś wbić miecz w arcydemona. Mógł to zrobić Alistair albo mogłeś odprawić "rytuał" z Morrigan (co w Inkwizycji fajnie pokazuje wpływ bohatera Fereldenu na Morrigan - pozytywny wpływ).
"Nieprawda, spokojnie z dialogów i rozmów z postaciami można to wywnioskować/wyodrębnić/postać sama ci o czymś mówi. Przez pierwsze podejście w ME do leksykonu zajrzałem z 5 razy? I to głównie żeby poczytać co tam jest. Wszystko wiedziałem z samego lore i przedstawienia przez grę."
Piszę o początku gry, który można utożsamić z założeniem Inkwizycji i odnoszę to do grania agentem, o czym pisze Koobun. Na początku gry nie wiesz praktycznie nic o Shepardzie, poza tym że jest bohaterem i chcą go mianować na Widmo. O Przymierzu wiesz tyle że jest i chce cię przepchnąć, a o N9 tyle że masz taki znaczek na pancerzu, a w późniejszym czasie że to jakiś stopień wojskowy. Przymierze poznaje się z czasem, poprzez rozmowy i tak samo z czasem poznawało by się Inkwizycję, niezależnie czy byłaby to nowa organizacja, czy nie. W zasadzie o to tu tylko chodzi.
"Nie jesteś jakimś tam strażnikiem, tylko raz: Szarym Strażnikiem, dwa: jednym z dwóch ostatnich strażników w Fereldenie. Co za tym idzie, to w Fereldenie ma miejsce piąta plaga i arcydemona mógł zabić każdy szary strażnik. Poza tym, taki fajny myk - to nie ty musiałeś wbić miecz w arcydemona. Mógł to zrobić Alistair albo mogłeś odprawić "rytuał" z Morrigan (co w Inkwizycji fajnie pokazuje wpływ bohatera Fereldenu na Morrigan - pozytywny wpływ)."
I co z tego że Szarym czy zielonym, skoro nadal szeregowcem. Tam również jest hierarchia, nad tobą jest nawet Alistar, który w zasadzie pozwala ci ostatecznie dowodzić, nad tobą był Duncan, który zginął i nad tobą był jeszcze jeden strażnik, którego imienia nie pamiętam, a którego można wypuścić z więzienia, pod koniec gry. Tu nie ma znaczenia ilu jest tych strażników, tylko jak inni na ciebie patrzą, a patrzą na ciebie jak na zero, które macha im starymi papierami przed oczami. Dopiero pod koniec gry możesz stać się generałem wojsk i ostatecznie zastąpić Duncana.
Akurat o Shepardzie wiesz sporo, bo sam tworzysz jego backstory wybierając spośród opcji. Co do informacji - ale to jest zupełnie coś innego. Czym innym jest poznanie organizacji w toku gry, a czym innym czytanie sobie ciekawostki z kodeksów.
I co z tego że Szarym czy zielonym, skoro nadal szeregowcem
No dla lore gry ma to jednak spore znaczenie nawet, bo decyduje, kto może zabić arcydemona.
Dopiero pod koniec gry możesz stać się generałem wojsk i ostatecznie zastąpić Duncana.
A w Inkwizycji to jak jest? Przecież jesteś przypadkowym gościem, który dotknął orbu i dostał znamię pozwalające zamykać szczeliny. Też jesteś nikim, dopiero w toku gry nabywasz miano najbardziej wpływowej osoby świata.
Ja także uważam, że to nie jest zła gra.
Przełomowy moment, który mnie do tej gry przekonał, to sekwencja...
spoiler start
zniszczenia pierwszej siedziby Inkwizycji, a następnie długa podróż przez ośniezone przełęcze - zrealizowana nader dobrze i przekonująco, a nie po łebkach jak np. podróż z początku Pillars of Eternity)
spoiler stop
Po tym moje nastawienie do gry - początkowo negatywne - zmieniło się.
Tak, to mocny moment. Dla mnie też samo zakończenie Intruza jest świetne - pozostawia apetyt na więcej, wprowadza do wydarzeń, które będą prawdopodobnie osią nowej części, czyli
spoiler start
Solas aka Fen`Harel i rebelia elfów
spoiler stop
i wszystko zgrabnie spina.
Ten Twój przełomowy moment był moim ostatnim w którym czułem sympatię do tej gry. Potem sprawdziłem mapę świata i zobaczyłem, że do kolejnej ciekawej (fabularnej) misji dotrę dopiero za trzy mapy nudnego biegania jak debil za kamieniami.
Inkwizycja mogła być świetną grą na 25-30 godzin. Ale nie, trzeba zrobić otwarty świat (a Bioware za cholerę tego nie potrafi, Andromeda tylko to potwierdza) wypełniony absolutnie czystym gunwem do zbierania/dostarczania.
Przecież ja do ostatniego bossa podchodziłem niemal ze łzami w oczach (z wyczerpania i szczęścia), bo wiedziałem, że jak już skończę, to nie zainstaluję tego ponownie. Jak to Gambri powiedział w tvgry. "Gra w Inkwizycję przypominała bardziej pracę".
Jak rebelia elfów będzie wyglądać jak rebelia magów to...
A zniszczenie Azylu to pierwszy i ostatni ciekawy moment w całym wątku głównym.
Ej no nie mówcie tak :(
"Jak rebelia elfów będzie wyglądać jak rebelia magów to..."
To było olbrzymie rozczarowanie, końcówka dwójki i całe to poszukiwanie Hawke'a przez Casandrę, bo świat stanął na głowie i wszyscy się ze wszystkimi leją... a w grze, "hej, już po obradach pokojowych"...
nie jest zła, ale całościowo wygląda tak jakby chcieli zrobić coś wielkiego i nagle ktoś powiedział "koniec" . Pełna niedokończony pomysłów.
Aha, zanim spadną mi klapki z oczu - muzyka w tej grze rządzi. Ścieżka dźwiękowa jest rewelacyjna. Travis, zrobiłeś to zuchu.
To przede wszystkim jest gra niedokończona, którą zapełniano na szybko, byle czym. Pierwotnie ta gra miała mieć znacznie więcej funkcjonalności, z myślą o czym z resztą jest zaprojektowane wiele misji i to widać po ich budowie. Jednak z jakichś względów wyleciało całe dowodzenie wojskiem, czy decydowanie o przeznaczeniu twierdz, z czym miały być powiązane inne mechaniki, wysyłania wojsk do pomocy w misjach, itp.
Jest to o tyle dziwne że BW miało czas na stworzenie gry, oraz olbrzymie fundusze, które gwarantowało EA, a jednak odwalili fuszerkę.
Inkwizycja to takie 6.5/10, gra której wartościowe misje można policzyć na palcach obu rąk, co wyczynem nie jest, tym bardziej że zalane są totalnym guanem.
Sam design świata również nie zachwyca, w zasadzie jedyne co można o nim powiedzieć, to że ma ładną grafikę, takie Val Royeaux woła o pomstę do nieba, szczególnie gdy je zestawić z takim Beauclair...
Skąd info o pierwotnych założeniach? Pytam, bo nawet nie słyszałem o tym.
No cóż, każdy szanujący się gracz to przyzna, lecz tu bardziej chodziło o oczekiwania. A, że były ogromne to się DAI dostało, za niektóre elementy, które rzeczywiście były słabe.