Wielki powrót Japonii – czy japońskie gry wytyczą kierunek rozwoju branży?
Dobry tekst. Faktycznie mało było japońskich gier, ale zdarzały się za to rewelacyjne perełki dla których warto było mieć konsolę, sam kupiłem PS3 dla Demon's Souls, ICO Collection, a potem x360 dla Dragon's Dogma, Nier, Asura's Wrath (wiem, że były też na PS3, ale na x360 działały lepiej). Na PC seria Souls także odniosła sukces. Nie posiadam na razie konsoli, ale napewno kupie w końcu PS4 PRO (albo PS5 - nie spieszy mi się) i jakąś ulepszona wersję Switch (idelnie stylizowaną na nVidia Shield pierwszej generacji, taki normalny poręczny pad z otwieranym ekranem).
Wspomniałeś o Nintendo Switch, paradoksalnie jego mocną stroną może właśnie okazać się słaba specyfikacja. Jak napisałeś produkcja zaawansowanych technicznie gier jest bardzo kosztowna, a tu po prostu takiej gry się zrobić nie da, więc producenci będa musieli konkurowac na innych polach - rozgrywka, historia, klimat - i to mi się bardzo podoba. Co więcej, Zelda zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko.
Przydałoby się, bo Japończycy tworzą najlepsze gry.
Ten rok póki co świetny pod względem premier: Yakuza 0, Tales of Berseria, Gravity Rush 2, Resident Evil VII, Nioh, The Legend of Zelda: Breath of the Wild, NieR: Automata.
Oby tak dalej!
Nie tylko ubi square enix tez pokazuje jak zrobić nudną gre na przykładzie sandboxa mad max czy just cause. Ta schematyczność zabiła obydwie gry.
futureman16 ale zdajesz sobie sprawę że Square Enix tych gier nie zrobiło tylko wydało. Zrobiło je szwedzkie Avalanche Studio
Chciałem odpowiedzieć na komentarz mastarops'a, ale niestety nie mogę...
Tak czy inaczej muszę się w stu procentach zgodzić. Dzisiaj wielkie studia zapędzają się w stronę grafiki, super efektów, fajerwerków graficznych, najnowszych technologii, a niestety zapominają o gameplay'u, mechanice gry czy klimacie i, przede wszystkim, przyjemności płynącej z gry, zabawie. Tak wiele dzisiejszych gier po prostu nie sprawia przyjemności, nie powoduje uśmiechu, nie ma ich fun'u.
Mam nadzieję że Zelda namiesza bardziej niż tylko wysokimi ocenami i game dev troszkę się ocknie z tego graficznego snu. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak dobrze się bawiłem grając w grę komputerową jak przy graniu w Zeldę. Chyba to był Wiedźmina 3 chociaż to troszkę inny rodzaj zabawy i uśmiechu :)
Dziwne że do tej pory nie zlecieli się debile, którzy hejtują japonie.
Najgorsze jest w tym wszystkim to że ci ludzie pewnie nigdy nie grali, ani nie oglądali nic japońskiego.
Ja nie grałem i nie oglądałem nic japońskiego, bo odrzuca mnie stylistyka. Tyle. Nie lubię takiego podejścia i mam do tego prawo. Jestem zapatrzonym w siebie Europejczykiem? Może.
Zelda na pewno jest świetną grą, ale dziecinna stylistyka sprawi, że nigdy w to nie zagram. Po prostu.
Nie gram. Nie licząc gier z serii Diablo, ale temu daleko do dziecinnej czy typowo japońskiej stylistyki.
@Salzmore To chyba nie oglądałeś japońskich seriali, filmów, czy nie słuchałeś muzyki, które są bardziej zachodnie niż to co ze Stanów. Już sam fakt, że japońskie stacje telewizyjne stawiają na seriale, filmy i to te wysokobudżetowe, muzykę i koncerty, gdzie u nas w Polsce nonstop paradokumentalne seriale za kwotę tygodniówki kasjera. Już nie mówiąc o wielu grach z Japonii, które nie różnią się niczym od tych z zachodu jak Bloodborne, Resident Evil, Dead Rising, Gran Turismo, Dark Souls... Gdyby też nie Japończycy pewnie nie ujrzeli byśmy nowych przygód Lary Croft czy Hitmana. Wciskanie wszystkiego co japońskie, japońskiej popkultury, która obecnie jest bardziej zachodnia niż to co w Europie czy Stanach, do jednego wora z ''typowo japońską stylistyką'' jak to napisałeś (którą swoją drogą jest tak mała w Japonii i jest głównie towarem importowym, takim co uderza w gusta np. Europejskie) jest zwykłym zachowaniem na poziomie przedszkolnym. Sorry, ale tak już jest, nie wiedzieć czegoś o czymś i już to ujednolicać to niefair. Co trzeci serial amerykański czy film, horror są zerżnięte słowo w słowo z japońskich wersji, a pewnie je oglądasz, mimo, że się niczym nie różnią. To samo z muzyką, Katy Perry, Lady Gaga czy Bruno Mars. Identyczni artyści w Japonii byli wcześniej i robili to samo a nawet i więcej- Koda Kumi, Namie Amuro.... W LATACH 70tych to Japonia czerpała garściami z popkultury amerykańskiej, trochę mniej z Europejskiej, teraz jest na odwrót to USA bierze ile się da z tej japońskiej.
Wniosek z tematu, jest nad wyraz. Wyobraźcie sobie sytuację, gdy do kraju kwitnącej wiśni nie docierają gry z zachodu i nagle ktoś zaczyna najlepsze z nich z ostatnich lat oraz klasyki wypuszczać właśnie tam. Japończyk miałby prawo się zachłysnąć. Zrobiono dokładnie to samo - wybrano creme de la creme - tylko w drugą stronę. Oni tam mają, jak specyficzny rynek, masę gier dziwny i sporo słabych lub po prostu powtarzających schematy do znudzenia.
Mam nadzieje że trend się utrzyma i powiew świeżości wywieje wieże ubisoftu, setki "znajdziek" oraz inne oklepane schematy. Dobry tekst ale czy nie ma innego określenia na Japonię niż "kraj kwitnącej wiśni" ? Serio po pewnym czasie widząc słowo japoński/Japonia czekałem jak na wyrok na powyższe sformułowanie, na dłuższą metę taka bieda nazewnicza jest bardzo męcząca w odbiorze :/
Watek Wiedzmina oczywiscie z czapy i w ogole nie na miejscu, bo co ma duza gra AAA do problemow japonskich gier? Co ma gra AAA do gier indie? Po kiego wala Wiedzmin w tym artykule? Co to sa "świeże rozwiązania urozmaicające rozgrywkę"? Bo gralem i oprocz sposobu w jaki gra laczy niezly watek glowny z otwartym swiatem to w Wiedzminie nie ma nic swiezego, a juz na pewno nie w rozgrywce. Ba, jest to generalnie kalka innych gier z otwartym swiatem (jak np. Skyrim), wiec moglby mi autor wytlumaczyc co konkretnie mial na mysli?
Co do tematu- dla mnie japonszczyzna to wada jak i zaleta. Ogladalem sporo anime i gralem w kilka japonskich gier (moze nie jakas zawrotna liczbe, ale na pewno wiecej niz typowy gracz), zwlaszcza sporo ogrywalem w czasach PS3 kiedy to troche znudzilem sie normalnym rynkiem gier i szukalem czegos nowego, innego. Tak jak Topyrz napisal powyzej, mozna sie zachlysnac, bo dla nas Europejczykow jest to wszystko niecodzienne, oryginalne.
Gry te maja w sobie cos magicznego, co przyciaga, ale z drugiej strony nie moga przekroczyc tej magicznej granicy totalnego wtf lub calkowitego zdziecinnienia. Mozna przymknac oko na glupoty Kojimy typu zolnierz zachwycajacy sie wycieta z kartonu laska, taka konwencja, zreszta mozna tego przedmiotu nie uzywac, ale sa tez juz calkiem przesadzone gry, gdzie poziom absurdu (a czasem i dobrego smaku) zostal juz dawno przekroczony i takich gier staram sie unikac.
Nie zmienia to faktu, ze wsrod moich ulubionych gier ever jest kilka produkcji japonskiej (Valkyria chronicles, Demon/Dark Soulsy, Bloodborne, MGS5).
O Wiedźminie 3 wspominam z prostego powodu. Wystarczy pierw poczytać reakcję części amerykańskiej prasy na temat rasizmu, seksizmu i innych izmów w grze. Potem należy to zestawić z wypowiedziami japońskich wydawców i deweloperów, którzy wskazują na kazus Witcher 3 i swobody w poruszaniu pewnych tematów plus potencjału produkcji, które nie są AAA na olbrzymi sukces. Warto poczytać np. Famitsu z okresu premier gry albo zagadać do Sudy (na fb czy twitterza spokojnie odpowiada).
Jak ogrywałeś japońskie gry na PS3 to niestety minąłeś się z ich okresem świetności. Argument z wybraniem najlepszych gier tez jest trochę błędny ale nie będę wdawała się w szczegóły na temat poszczególnych serii.
@MwaHahahaha
Myślę, że Redzi mieli lepsze gry do wyboru niż Skyrim jeśli poszukiwali materiału, z którego da się zrobić kalkę.
EDIT: Miss click, powinienem odpowiedzieć na Twój post.
Najważniejsze żeby już skończyli z tymi sandboxami z całą masą jednakowych czynności. Ostatnio grałem w mad maxa i było fajnie do czasu az trzeba było zmniejszyć poziom zagrożenia wykonując jedno i to samo. Sandbox to najwieksza plaga branży. Wszystkie kierunki które odwroca ta plage mile widziane.
Zastanawialiście się czasami czemu większość gier przełomowych* (tj. faktycznie zmieniających rozgrywkę), pochodzi z Japonii?
To nie jest tak, jak próbuje się przedstawić w tym tekście - że Japonia nagle się przebudziła. Oni po prostu idą inną drogą; zawsze szli i to nie tylko jeżeli chodzi o gry. Zaczynając od jRPG, które były o 180 stopni odmienne od zachodnich RPG, idąc innym szlakiem przez wszystkie gatunki.
Ostatnie faktycznie przełomowe gry wywodziły się z Japonii lub rynków indie (swoją drogą - nie dotyczy to tylko okresu przedstawionego w artykule):
- Mario Galaxy (2007) - przełomowa platformówka 3D- drugą część można spokojnie uznać za najlepszą solową grę w sowim gatunku do dnia dzisiejszego;
- Splatoon (2015) - absolutna innowacja jeżeli chodzi o strzelanki sieciowe (nie ważne, że jakiś idiota na golu od miesiąca daje tej grze same 1);
- MGS V (2015) - przełom wśród skradanek (wystarczy obejrzeć materiał Kacpra - http://tvgry.pl/?ID=5694 );
- Zelda (2017) - przełom w grach z otwartym światem - spójność mechanik i świata gry.
Do tego trzeba dorzucić m.in. Nier: Automata, który łączy kilka różnych podejść do rozgrywki; czy The Last Guardian, który bawi się narracją (zupełnie inaczej, niż robią to czołowe gry z zachodu, jak Oxenfree, Kentucky Rout Zero, czy Night in the Woods). Na zachodzie nie ma gier przełomowych - przynajmniej nie na rynku AAA, bo jakkolwiek GTA V przełomowe nie jest.
Gry przełomowe mają to do siebie, że popychając rozwój gier, sprawiają, iż w starsze tytuły będzie grało się gorzej. Kiedy pierwszy raz odpaliłem Skyrima, byłem zachwycony, ale nie jest to gra przełomowa - w Obliviona, pomijając starzenie się tej gry, nadal gra się przyjemnie. Tak samo z GTA - po ograniu V można spokojnie sobie zagrać w „czwórkę”. Po odpaleniu Zeldy wiem, że już nigdy Skyrim nie sprawi mi takiej przyjemności, jak sprawiał przed premierą Zeldy. Tak samo z AC - można spokojnie zagrać w Syndicate i wrócić później do Unity; ale kiedy już ogra się MGS V, to skradanie w AC będzie wręcz komiczne. Tak samo maiłem z Oxenfree - po jego ograniu (genialna narracja) gry od studia TelltaleG nie sprawiają mi już takiej przyjemności.
Twórcy za Japonii osiągnęli to, idąc zupełnie inną drogą ewolucji gier. Ta droga była dłuższa, z uwagi na wspomniane w tekście zawirowania rynkowe była też bardziej wyboista, ale za każdym razem gdy samurajowie dochodzili do punktu, w którym gry z zachodu były już od lat (np. otwarte światy), okazywało się, że robią to lepiej (i to nie tylko dlatego, że jest to odmienne od naszego, ale jest to, przede wszystkim, bardziej przemyślane i spójne).
*dziś większość, ale kiedyś i na zachodzie gry przełomowe były codziennością. Np. Kotor i narracja w grach RPG - po nim zupełnie inaczej grało się w Baldura; np. HL2; np. Mafia (tylko czy Czesi to zachód? :); i wiele, wiele innych.
Dark Souls jeszcze.
"Gry przełomowe mają to do siebie, że popychając rozwój gier, sprawiają, iż w starsze tytuły będzie grało się gorzej. Gry przełomowe mają to do siebie, że popychając rozwój gier, sprawiają, iż w starsze tytuły będzie grało się gorzej. "
"MGS V (2015) - przełom wśród skradanek"
Nigdy nie sprawiło by w starsze Thiefy grało mi się gorzej... ba, gra mi się w nie znacznie lepiej mimo swojego wieku.
"Zelda (2017) - przełom w grach z otwartym światem - spójność mechanik i świata gry."
Odpalam Wiedźmina, Morrowinda, czy nie za bardzo lubianego przeze mnie Gothica i gra mi się również bardzo dobrze (tak planeswalker, widzę twój komentarz, więc napiszę za ciebie "nie grałeś trollu")...
Więc jak dla mnie ten argument jest chybiony
Powodem jest mniejszy budżet. Japońskie gry nie mogą sobie pozwolić na technologie w stylu Uncharted bo jak wiemy grafika jest najdroższą częścią gry. Dlatego twórcy kombinują i mają większą artystyczną swobodę jako że nie mają progów paru milionów sprzedanych egzemplarzy.
@Gerr
Podstawą w MGS V jest nie tylko skradanie, ale też planowanie (głębsze niż operacyjne - bo takie jest po prostu skradaniem się; czyli taktyczne i strategiczne) i tu MGS V odróżnia się od Thiefa.
"Odpalam Wiedźmina, Morrowinda, czy nie za bardzo lubianego przeze mnie Gothica i gra mi się również bardzo dobrze (tak planeswalker, widzę twój komentarz, więc napiszę za ciebie "nie grałeś trollu")...
Więc jak dla mnie ten argument jest chybiony"
To jak z tą Zeldą - grałeś, czy nie? W przypadku Wiedźmina czy Morka ciężko mówić o spójności mechanik ze światem gry. Piszę tu o mechanikach bezpośrednio związanych z eksploracją, które np. w Wiedźminie bardziej nawiązują do narracji niż do samego świata gry. W serii TES odbywa się to bardziej jak w Zeldzie, dlatego też podałem to jako przykład (eksploracja ściśle powiązana ze światem gry - ale to tak tylko na papierze, co zresztą uświadamia Zelda).
Swoją drogą, dwie podane prze ciebie gry nie wywodzą się ze szkoły zachodu, lecz ze słowiańskiej (Wiedźminy*, Stalkery, Sea dogs, Slient Storm, czy nawet niemiecki Gothic - który momentami jest lepszy od Zledy). Słowiańska szkoła tworzenia gier to, podobnie jak japońska, odrębna gałąź ewolucji. Gry bardziej toporne, nieokrzesane, ale też dużo bardziej realistyczne/rzeczywiste (za sprawą interakcji - ARMA, Gothic).
Morek to czasy, kiedy gry z zachodu potrafiły jeszcze być przełomowe.
* druga i trzecia część stoją w rozkroku pomiędzy zachodnią a słowiańska sztuką tworzenia gier, czego bardzo żałuję. Gdyby pozostały wierne słowiańskiej szkole i były wewnątrz niej grami AAA, to jestem pewien, że sprzedaż byłaby niższa, lecz pisalibyśmy o grach przełomowych.
@Raiden
Mario Galaxy, MGS V, Zelda przełomowe?
Czym takie Mario Galaxy jest lepsze od Rayman 2?
Podstawą w MGS V jest nie tylko skradanie, ale też planowanie (głębsze niż operacyjne - bo takie jest po prostu skradaniem się; czyli taktyczne i strategiczne)
Może i rozróżnia się to od Thiefa, ale to wszystko wcześniej miał już Project IGI, które przecież do końca skradanką nie było, ale nawet rok przed MGS V wyszedł Styx. Jednak Thief (a szczególnie Thief II: Metal Age) to arcydzieło skradanek, które robi wrażenie dzisiaj i będzie nawet za 20 lat.
Zelda też nie oferuje niczego nowego, czego nie byłoby we wcześniejszych grach RPG. Oglądając gameplay Zeldy przypomina mi to Divinity II, czy Two Worlds tylko lepiej opakowane.
Gry japońskie wytyczały rozwój branży, ale w latach 80. Teraz też tworzą dobre, niekiedy bardzo dobre tytuły, ale nie jest to nic szczególnego, bowiem takowe gry powstają też w innych krajach. Może się tak wydawać, bo akurat teraz wydanie kilku dobrych gier z Japonii zbiegło się w czasie, ale pewnie za kilka miesięcy znowu może być posucha.
Gry jak gry. Wszystko się nudzi i jeśli zaczynamy patrzeć pozytywnie na japońskie gry to znak ze mamy mały rozwój w branży a to co jest zaczyna się nudzić. Ale to co mamy nie jest zle problemem jest ze za dużo jest tego samego co powoduje znudzenie.