Adaptacja gry wideo - dlaczego to się nie udaje?
Na samym początku muszę powiedzieć, że Twoje wcześniejsze teksty na gameplay'u jakoś mi umknęły - czego teraz żałuję, bo ten tutaj czytało mi się z przyjemnością ;) Oby tak dalej.
Co do samego tematu zaś, to absolutnie zgadzam się z myślą z ostatnich akapitów - że adaptacje mające szansę na sukces to te, które tylko inspirują się materiałem źródłowym, a nie próbują go przenieść na srebrny ekran 1:1. Scenariusze gier pisane są w ten sposób, żeby w naturalny sposób uzasadniać rozgrywkę, z kolei rozgrywka uzupełnia luki w historii. Jeśli wyrwać z tej symbiozy gameplay, historia nie ma prawa poradzić sobie sama. A większość twórców kina jakoś nie zdaje sobie z tego sprawy.
Czasami mam wrażenie, że również gracze o tym nie pamiętają. Nie potrafię na przykład zrozumieć, dlaczego wszyscy tak wyczekują ekranizacji serii Uncharted. Przecież cały sukces przygód Nathana Drake'a opierał się na tym, że twórcy przekładali schematy kina nowej przygody na grunt gier wideo i obudowywali zajmującą rozgrywką. Jaki jest sens robienia filmu z gry wzorującej się na filmie?
Moja teoria jest taka, że twórcy tych adaptacji nie rozumieją fenomenu i istoty gier, które kojarzą się im z płytką zabawą dla małolatów i osobników niedojrzałych. A że takowi łykną byle co, rzuca się owemu wyimaginowanemu, mylnie zdefiniowanemu targetowi pokraczne, niedowarzone ochłapy, denne nie tylko artystycznie, ale nawet rzemieślniczo.
Zauważmy, choćby na przykładzie wspomnianego Matriksa, że twórcy potrafią z gro-podobnej tematyki wycisnąć bardzo dobry film. Mam wrażenie, że to dopiero sam fakt, iż ma to być adaptacja gry zwodzi ich na manowce. Włącza im się głupie myślenie. Jakość ich dzieł poniekąd obnaża ich postrzegania gier i graczy. Pokrewnie - z tychże przyczyn być może ci dobrzy nie mają ochoty pochylać się nad tematem i uchodzi on za materiał dla trzecioligowców.
Do nie tak dawna podobnie było z fantasy. Chyba dopiero Władca Pierścienia a potem Gra o Tron uczyniły trwały wyłom pokazując za pomocą $ oraz statuetek, że da się, mnożna i warto potraktować tę konwencję poważnie.
No i fakt, scenariuszom gier jakościowo chyba jeszcze dalej od scenariuszy filmów niż scenariuszom filmów do porządnych powieści. Wyjątków mało. Studia developerskie, wydaje się, rzadko inwestują w porządną, pisarską kreację świata przedstawionego i historii. Żongluje się przeżutymi sztampami. W grze to zwykle uchodzi płazem, bo cieniznę artystyczną fabuły klajstruje interaktywność i miodność rozgrywki. Ale gdyby przyszło biernie oglądać wierną ekranizację czegoś takiego...