O magii wspomnień, czyli jak podobało mi się Stranger Things
Jest to jedno z tych dzieł (film/serial), których fenomenu nie rozumiem.
Zachęcony masą pozytywnych recenzji i opinii, postanowiłem go obejrzeć i niestety zawiodłem się. Serial jest co najwyżej średni. No ale jak to mówią, o gustach się nie dyskutuje.
O gustach można dyskutować, tylko trzeba umieć ;)
Ja za to podszedłem z lekką rezerwą ze względu na te pozytywne opinie i jednak - serial trafił i do mnie. W ogóle dochodzę do wniosku ostatnio, że odbiór całości bardzo mocno zależy od nastawienia, z jakim się podchodzi. Może byłeś zbyt "nahajpowany"? ;)
Może byłeś zbyt "nahajpowany?
Sęk w tym, że nie. Nie miałem pojęcia o czym jest serial, ani nawet w jakich klimatach toczy się akcja (sf/dramat/sensacja itp), dopóki nie zacząłem oglądać. Kierowałem się wyłącznie masą pozytywnych opinii i komentarzy, co często jest dla mnie wyznacznikiem wyboru kolejnego serialu do oglądnięcia.
Podobnie miałem z True Dedective. Te wszystkie ochy i achy, a dla mnie kompletna nuda. Ledwo go wymęczyłem do końca. Co ciekawe drugi sezon był w/g mnie ciekawszy, mimo że ogólnie był uznany za słabszy.
Serial zrealizowany sprawnie i poprawnie ale tez nie bardzo rozumiem tony zachwytów w internecie. Muzyka? Trudno narzekać na The Clash, New Order czy Jpy Division. ;) Na fali nostalgii obejrzało mi się całkiem przyjemnie tylko, że od początku do końca całość jest szalenie przewidywalna. Każda z postaci to 100% wzorzec zaczerpnięty z dziesiątków podobnych historii. Schematyczność szczególnie razi w ostatnim odcinku. Spoilerować nie będę ale jeśli ktoś nie widział to niech nie oczekuje gwałtownych zwrotów akcji.
To jest serial, który gra na sentymentalnej nucie. Myślę, że jego ocena, zależy w dużej mierze od wieku odbiorcy.
Dobry serial. Po prostu.