Quentin Tarantino potwierdza plany odejścia na emeryturę
Wszystko, tylko nie kolejny western ;P. Wydaje mi się, że 9. film będzie takim tarantinowskim średniakiem jak np. H8ful 8, ale dziesiąty film to będzie urywająca d*pę bomba :)))
Po wscieklych psach i pulp fiction, byl mesjaszem i hollywood patrzylo na niego boga i wyrocznie mogace zbawic kino.
Bo kilkunastu latach gwiazda praktycznie wyblakla i filmy w porywach oceniane jako dobre.
Obawiam sie ze mowienie ze zakonczy kariera po 10 filmach, ma Za zadanie zwrocic na siebie uwage i rozglos jedynie. Same filmy juz raczej niekoniecznie.
taaa porywach dobre
Django 8.5 na imdb
Inglorious basterds 8.3
Kill Bill seria ponad 8
i to tylko te ktore rezyserowal i z moich ulubionych
W większości jego filmy to kicz, któremu zblazowani krytycy i rzesza baranów nadały rangę sztuki. nawet to, co mogłoby być naprawdę dobrym kinem - np. bękarty - musiało zostać zaorane przez znaki firmowe Tarantino, czyli przerysowaną, groteskową przemoc oraz uśmiercenie wszystkich niemal bohaterów, że o wepchnięciu absurdalnego, drugoplanowego żydowskiego komando z gościem rozłupującym łowy kijem bejsbolowym nie wspomnę...
Nigdy nie rozumiałem fenomenu Tarantnio i jego chorych wizji. im szybciej odejdzie na emeryturę, tym lepiej.
A przecież gdyby nie choroba psychiczna, gość mógłby pisać dobre scenariusze i kręcić więcej rzeczy na miarę Grand Budapeszt Hotel (jak to dobrze, że to napisał i nakręcił ktoś inny)
Nigdy nie rozumiałem fenomenu Tarantnio
Ale ludzi od baranow wyzywac juz mozesz. Logika.
komando mogłoby być nawet marsjańskie - bez względu na pochodzenie jego istnienie jest kompletnie nieistotne dla rozwoju głównej - bardzo dobrej zresztą - osi fabularnej filmu. kwestię zakończenia i udziału w nim jakichkolwiek służb dało się rozwiązać normalnie (jak na standardy tego typu zakręconego filmu), ale kicz i kretyńskie pomysły to znak firmowy Tarantino. zaraz za trupem ścielącym się gęsto
Mieszane uczucia. Człowiek bez wątpienia utalentowany, mający swój charakterystyczny styl. Problemem jego filmów jest niespójność i irytujące zderzenie błyskotliwości z kiczem. Niemal każdy jego film ma momenty niemal wybitne, ale też niemal każdy jego film ma momenty żenujące. I ta dysharmonia sprawia, że jednoznaczna ocena jest trudna.
Tarantino ma niekiedy problemy z dynamicznym popchnięciem historii do przodu. Zapętla się w jakichś jakby grafomańskich przydługich scenach i dialogach, które do połowy zachwycają a potem zaczynają widza męczyć i wywoływać zniecierpliwienie.
Brakuje też w niektórych jego scenariuszach opowieści naprawdę zaskakujących. Dla Tarantino ważniejsza jest chyba forma od treści.
"Problemem jego filmów jest niespójność i irytujące zderzenie błyskotliwości z kiczem. Niemal każdy jego film ma momenty niemal wybitne, ale też niemal każdy jego film ma momenty żenujące. I ta dysharmonia sprawia, że jednoznaczna ocena jest trudna."
Otóż to. Weźmy tę Bękarty. Sporo fajnych scen, udanych dialogów, cała główna historia pokręcona, szalona, jednak pomimo mojej awersji do tego typu historii broniłaby się bardzo dobrze... ale niestety - Tarantino, i wszystko jasne. Aczkolwiek koszerne komando psuje głównie pierwszą część i końcówkę filmu (do spółki z resztą stałych elementów twórczości Tarantino), więc akurat ten można jeszcze, choć nie bez grymasów zniechęcenia, obejrzeć - co nie znaczy, że nie został przez wspomniane na początku elementy właściwie zupełnie popsuty. Do "dzieł" w stylu Kill Billa wciąż mu jednak dość daleko.
A dialogi to akurat w filmach Tarantino lubiłem, tyle że nie sprawia to, iż da się polubić całą resztę, ergo - cenić twórczość Quentina.
Nienawistna Ósemka to był majstersztyk, za to wielkie padło to Bękarty wojny były. Ani nie śmieszne a ni nie ciekawe. Nienawistna ósemka trymała w napieciu i śmieszyła, zwłaszcza L. Jackson