Najlepszy lekarz na rynku. Recenzja filmu Doktor Strange
Kolejny typowy, z tych dobrych filmów ze stajni Marvela. Z tą różnicą, że ten czaruje całkiem inną tematyką sił nadludzkich niż do tej pory.
p.s. Komentarze hejterów, oceniający recenzję tylko na podstawie tytułu artykułu czas Start.
Film dobry, ale wygładzony do granic możliwości (w końcu to Marvel). No i kolejny raz trzeba się zmagać z jakimś pożeraczem światów. Inwencja godna podziwu.
Co za rozczarowanie (znowu). Znowu wychodzę z kina zmęczony przeciętnością.
"Zanim tam wejdziesz zapomnij o wszystkim, czego się nauczyłeś. "
"Nie zadawaj więcej pytań."
Te dwie kwestie z filmu powinny zostać umieszczone na plakacie, by przygotować widza z jakim to nastawieniem mentalnym powinien się udać na Doktor Strangea. Gdy weźmie sobie te dwie mantry do serca to uzna że Doktor Strange to jeden z lepszych filmów jakie widział w tym roku. Ale ja jestem jak lepsza wersja Kaeciliusa nie będę słuchał nauk Przedwiecznego i zniszczę ten film.
Doktor Strangea jest kolejnym widowiskiem MARVELA pozbawionym emocji. Lista płac twierdzi że za scenariusz odpowiadają ludzie w tym jeden krytyk filmowy (C. Robert Cargill ty zawiodłeś mnie najbardziej). Ale to nieprawda ten scenariusz napisała zimna maszyna, która działała według programu napisanego przez tak samo zimnych ludzi. Nic tu nie wychodzi ponad ustaloną przez nich normę. Fabuła w ekspresowym tempie nie patrząc na błędy (np. przywiązanie do przysięgi Hipokratesa) przechodzi od scena do sceny, w których odfajkowywane są kolejne klisze tego typu kina. Nie ma tu miejsca do przywiązywania się do czegokolwiek i kogokolwiek. Zresztą i tak nie ma do kogo i czego bo postacie to nie postacie tylko chodzące archetypy.
Mamy obligatoryjny ukłon w stronę czerwonej planety, postać bohatera z wadą która raz jest a zraz jej niema. Dziewczynę wciśniętą na siłę. Mentora który
spoiler start
umiera
spoiler stop
i przyjaciela który
spoiler start
odwraca się od bohatera.
spoiler stop
No i jeszcze nasze gorsze ja którego cel jest dość dyskusyjny, a motywacja która nim kieruje nie istnieje. Szczerze powiedziawszy to w chwili gdy nasze gorsze ja wyjawiło swój cel film mógł się skończyć, bo Strange pokonał by go jednym słowem "dlaczego".
Aktorzy odgrywający te role odwalili swoją robotę i poszli do domu. Jedyna osoba która jakoś się tam starała to Chiwetel Ejiofor. Biedak chyba myślał że gra Otella.
Gdyby chociaż strona techniczna reżyseria, zdjęcia, muzyka, efekty wybijała się ponad przeciętną to można by napisać że Doktor Strange jest jak pisanka ładnie wygląda, ale jest pusty. Niestety tak nie jest znowu mamy do czynienia ze stylem kamera a i b i maksymalne zbliżenia. Efekty magii kalejdoskopowej i ukazującej inne wymiary robiły wrażenie, ale można liczbę tych scen policzyć na palcach u jednej ręki. Reszta efektów powodowałaby opad szczęki w latach tysiąc dziewięćset. Muzyka to kolejny przykład przeciętności czy jest ktoś, kto byłby w stanie zanucić jakąkolwiek melodie z tego filmu, myślę że nie.
Kiedy MARVEL zaczynał to można było rzec że przy tworzeniu swoich filmów wzoruje się na Bondzie. A teraz to wzoruje się na filmach o Godzilli. A Doktor Strange to film o magii pozbawiony magii kina.
Bardzo dobre widowisko jak na Marvela przystało. Nie jest to arcydzieło, ale świetne kino rozrywkowe, a takie rzadko mają aspirację do czegoś ponad ocenę "bardzo dobry". Czekamy na kolejne :)