Oblężenie po niecałym roku – minirecenzja Rainbow Six: Siege
Dokładnie :) Jak pisałem to samo w dniu premiery (że to paintball z brzydką grafiką, a nie R6) i counter strike na sterydach (skórki...), to jednak było sporo sprzeciwów. Militarny klimat został już zmielony do zera, ale jako gra do drużynowych zmagań esportowych może być.
Nie wiem jaki jest sens łączenia tej gry z Paintballem/ASG. Mundurowy misz-masz na strzelanko-jebankach to faktycznie standard, ale na mil-simach nie jest to już taki demobilowy bazar. Poza tym na strzelankach ASG jeszcze nie widziałem by ktoś wybijał drewniane okiennice kolbą, albo wyjmował z kieszeni osłonę balistyczną wielkości sporej budy dla psa.
Więc może nie łączmy tego Rainbowa z ASG i na odwrót. Obu rzeczom wyjdzie to tylko na dobre.
Pozostałe rzeczy? Zgoda, ta gra ma ze starym Rainbowem, ewentualnie SWAT 4 wspólny jedynie sam... jakby to powiedzieć... "militarny setting". Co nie oznacza, że nie można się przy niej dobrze bawić, można. Chodzi "jedynie" o zgodę na zaproponowaną formułę.
UBI nie ma problemu z przemocą. A jednocześnie ma swoich klientów za totalnych casuali i najwyraźniej boi się robić gry "poważniejsze", tak jakby pieniądze pochodziły jedynie z portfeli rodziców graczy w wieku od 10, do 12 lat maksimum.
W dobrym momencie ten tekst się pojawił. Myślałem ostatnio czy aby nie kupić sobie tej gry. Jednak po obejrzeniu filmów i po tym tekście wiem, że sobie daruje. Militarnego settingu ja tam nie widzę za grosz, za to widzę bandę klaunów z uzbrojeniem w kolorach nomen omen tęczy. Z tymże chyba nie o taką tęczę w tych grach powinno chodzić.
To nadal gra, w której eliminacja przeciwnika przez dobrego gracza jest wynikiem użycia zdolności danego operatora i zgrania się z drużyną. Zabawa jest więc przednia mimo, że graficznie jest kupa a klimat został zgwałcony gdzieś w momencie kiedy operator Navy Seals "Blackbeard" dostał czapkę pirata... EDIT: No dobra, tragedia była już wcześniej :D
Zacznijmy od tego, że muszę pisać ten komentarz 2 raz, ponieważ jakimś cudem za pierwszym razem się nie dodał. Dlatego pominę wstęp, w którym mówiłem, że materiałów przedpremierowych nie oglądałem a z marką R6 też nie miałem wcześniej nic wspólnego. Przejdźmy do rzeczy. Nie zgadzam się z recenzją i postaram się znaleźć kontrargumenty na argumenty recenzenta.
Brak scenek wejścia - coś takiego jest dobre za pierwszym, drugim, może trzecim razem. Ale za setnym zwyczajnie by już nużyły i wybijały z rytmu.
Każdy widzi się jako "tego dobrego" - coś takiego przejdzie w strzelankach typu cs, bf czy cod gdzie gramy anonimami. Ale w Siege każda postać jest zupełnie inna; ma inną umiejętność, głos, broń, czy życiorys. Żeby zrealizować pomysł autora, trzeba by pozbawić operatorów ich wyjątkowości i niepowtarzalności.
Brak kampanii – już przed premierą było wiadomo, że będzie to tytuł stricte multiplayer i wymaganie kampanii w czymś, co nigdy nie miało być grą dla jednego gracza jest nie na miejscu.
Balans - proszę mi wskazać grę, w której jest prawie 30 postaci i wszystkie są w 100% dobrze zbalansowane. Gram niemal od początku i ów balans jest obecnie niemal idealny (poza Lordem Chanką, ale i on ma niedługo zostać wzmocniony).
Często dobiera silniejszych przeciwników - albo zwyczajnie lepiej zgranych. Rangi muszą mieć przynajmniej podobne do Waszych a to, że któryś z Was nie zasłużył na tak wysoką (lub tak niską) rangę to już nie wina gry. Jeśli Twoja drużyna Cię boostuje to nie dziw się, że jak trafisz na inną nie musi już być tak różowo. Działa to w 2 strony.
Eskorta VIP-a – nie ten typ gry. Tu chodzi o obronę i atak określonych pomieszczeń. Coś takiego zwyczajnie tu nie pasuje.
Wszystko sprowadza się do zespołowego deathmatch'u - jeśli ktoś ma już trochę doświadczenia to gra na cele gry. Co prawda najłatwiej (i najczęściej) jest to zrobić na rozbrajaniu bomb ale na innych trybach również nie jest to aż tak rzadkie.
Gra jest brzydka - przyznaję, nie należy do najpiękniejszych na rynku, ale nazwanie jej brzydką jest przesadą. Nawet jeśli przyjmiemy tezę, że jest brzydka, to porównanie jej do Crysis'a ją wyklucza, ponieważ Crysis nadal jest uważany za naprawdę ładną grę (był chyba nawet o tym materiał na tvgry). Zresztą jeśli mojemu koledze poszło w 60 klatkach na karcie GT 540m to znaczy, że jest warto. Ja natomiast gram na najwyższych i nie narzekam na brzydkie widoki, ponieważ nie każda gra musi mieć grafikę nowego Battlefield'a.
Skiny, hełmy - ich ceny i mikropłatności - nie wiem jak inni, ale ja jakoś nie zwracam uwagi na wygląd moich sojuszników czy wrogów (chyba, że trzeba dać info) i zupełnie nie przeszkadzają mi te kosmetyczne dodatki. Miła odmiana - mała rzecz a cieszy. Co do ich ceny to jeśli ktoś chce spędzić z grą więcej czasu to przynajmniej będzie widział cel, dla którego zbiera tą całą gotówkę. Natomiast jeśli ktoś nie ma czasu lub ochoty na spędzanie z grą więcej czasu, to takie rzeczy nie powinny go raczej interesować. Mikropłatności nie dają natomiast żadnej przewagi nad przeciwnikiem – to nie jest Bf czy CoD gdzie można kupić nowe mapy czy bronie – dostajemy tylko rzeczy kosmetyczne lub szybsze zdobywanie punktów rozgłosu.
Nie jest w stanie wciągnąć na długie sesje, bez ekipy i nikt nie będzie płakał, jeśli Ubi zamknie serwery - proszę nie generalizować i nie uogólniać - jest to podstawowy błąd, który już w szkołach podstawowych jest piętnowany przez polonistki. Zawsze znajdzie się ktoś, kto się nie zgodzi z danym stwierdzeniem. Ja się nie zgadzam. I znam wiele osób, które również by się z nim nie zgodziły, gdyby je usłyszały.
Zaporowa cena – 70 – 80 zł za wersję pudełkową i jakieś 60 zł w promocji za wersję cyfrową to zaporowa cena? Proszę mi zatem wytłumaczyć, co by nie było tą "zaporową ceną". Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt darmowych DLC w tym roku i zapowiedz wspierania gry przez co najmniej następny rok.
Czekam na odpowiedz i kontrargumenty do moich kontrargumentów.