Horror oparty na faktach – refleksyjna minirecenzja „Wołynia”
Recenzja ok, tylko że ja już mam serdecznie dość polskich filmów "ważnych", "rozliczających się z przeszłością", "uświadamiających o PRAWDZIE historycznej" etc. Zwłaszcza, że z ważnym tematem rzadko idzie w parze jakość samej historii, co jak wyczytuję z recenzji, jest też problemem Wołynia. Zamiast WAŻNYCH polskich filmów, wolałbym jednak oglądać DOBRE polskie filmy. Ale problem ten nie dotyczy tylko kinematografii a mentalności całego społeczeństwa, które zapatrzone jest w przeszłość i bardziej skupia się na roztrząsaniu tego co było i szukaniu winnych za rzeczy sprzed dziesiątek lat niż na budowaniu przyszłości, więc pewnie prędko zmian w tym aspekcie się nie doczekam. Ech.
Ale problem ten nie dotyczy tylko kinematografii a mentalności całego społeczeństwa, które zapatrzone jest w przeszłość i bardziej skupia się na roztrząsaniu tego co było i szukaniu winnych za rzeczy sprzed dziesiątek lat niż na budowaniu przyszłości (...)
"Those who cannot remember the past are condemned to repeat it" - George Santayana
Nie da sie budowac dobrej przyszlosci, zapominajac o bledach przeszlosci.
Tak, ale nie można też cały czas patrzeć wstecz.
Nie da się też jej budować będąc wiecznie zakompleksionym na punkcie minionej chwały albo rozpamiętując krzywdy sprzed dziesiątek lat czy nawet wieków. Mamy czym się chwalić tu i teraz, mamy też problemy do rozwiązania, które są bardziej aktualne od tego, że dawno dawno temu ktoś zrobił nam kuku.
Polska praktyka za bardzo do tej maksymy nie przystaje, bo zamiast pamiętać i uczyć się na błędach poprzedników, wolimy gloryfikować wybrane fragmenty przeszłości, a niewygodne przemilczać, albo nawet zakłamywać.
"Wołyń" akurat jest moim skromnym zdaniem potrzebny, tak samo jak potrzebny był "Katyń", a nawet bardziej, patrząc na to, co dzieje się na Ukrainie. Chodzi o pewne odkłamywanie rzeczywistości, a zarazem edukowanie społeczeństwa. Nie każdy ma czas i chęci na czytanie książek czy chodzenie na prelekcje. Kto wie, może po obejrzeniu takiego filmu ktoś zdecyduje się jednak po nie sięgnąć. Przymusu oglądania nie ma. Zresztą, w "Wołyniu" jedni widzą rozliczanie Ukraińców, a inni przestrogę przed nacjonalizmem jako takim (co jest dziwne zważywszy na fakt, że nacjonalizmy są jak muzyka ludowa -- każdy kraj ma inny). Zgadzam się jednak, Wilku, co do tego, że film przede wszystkim powinien być dobry, a dopiero potem odkłamujący, edukujący, uświadamiający i tak dalej, i tym podobne. "Historia Roja" na przykład była dla mnie rozczarowaniem.
Ciekawe jest to, jak z Ukrainy robi się (niesłusznie moim zdaniem) przyjaciół Polski, a z Rosji największego wroga (tutaj sprawa jest trudniejsza, ale ja nie o tym). Tymczasem swojego czasu w Rosji puszczono "Katyń" w telewizji publicznej w prime time, a w Kijowie odwołano na wniosek/zalecenie ukraińskiego MSZ projekcję "Wołynia" (niby ma się kiedyś odbyć, ale nie wiadomo kiedy). To tak dla osobistego przemyślenia dla każdego. ;-)