Właśnie skończyłem oglądać 3-godzinna edycję specjalną. Zniechęcony recenzjami i opiniami na forach nie wybralem się na film do kina, tylko czekałem na wersję reżyserską na DVD. Jak czytam teraz, była to dobra decyzja, bo Ultimate Edition jest lepsza od wersji kinowej.
Siłą rzeczy nie mogę porównać pierwotnej wersji filmu pociętej przez wytwórnię z najwyraźniej pełniejszą wizją Snydera. Tym niemniej film mi się podobał i mimo paru głupotek (scena "Martha") nie uważam, żeby zasłużył na baty, które zebrał. Jest dużo lepszy od poprzedniego Supermena Snydera i poważniejszy, a przez to IMO ciekawszy, niż czysto rozrywkowi Avengers.
Gdybym był ortodoksem, nie wybaczyłbym, że Batman zabija, ale kreacja Afflecka jest spójna i jak dla mnie, to ukradł film. Odstępstwo od kanonu jest ogromne, ale świetnie wpasowuje się w logikę fabuły. A Snyder z Affleckiem ukazali obsesję Wayna znacznie subtelniej i wiarygodniej, niż zrobił to Nolan z Balem w trylogii Mrocznego Rycerza.
Pamiętam, że mocno krytykowano Luthora Jessiego Heisenberga, ale moim zdaniem sprawił się dobrze. Napewno był ciekawszym villianem niż dowolny z marvelowskich produkcji.
Ktoś oglądał obie wersje? Jakieś spostrzeźenia?
Wrażenia są takie że ten film mógłbym nazwać średniakiem gdyby trwał półtorej godziny max. Też oglądałem wersję 3godzinną, na dwa razy bo połowie komara przyciąłem. Kino nudne i przegadane o dupie maryni, wróciłem do niego następnego dnia, na drugą połowę bo liczyłem na syty rozpierdziel między bohaterami, zawiodłem się.
Ktoś oglądał obie wersje? Jakieś spostrzeźenia?
Tak. Wątek niewykrywalnego pocisku z Afryki, który doprowadza bezpośrednio do LexCorp, idealnie pasuje do reszty głupot scenariusza.
Ultimate Edition nie jest ani lepsza, ani gorsza. Jest dłuższa. I tyle. A Eisenberg to najgorszy złoczyńca od czasu Barakapoola.
Gorszy niż ten koleś, którego imienia nawet nie pamiętam z Guardians of the Galaxy?
Tak.
Jeszcze nie ogladalem, ale zamierzam. Ten film byl tak glupi, ze watpie, aby ten dodatkowy czas cos zmienil. Heisenberg byl lepszy jako Joker, a nie Luthor, cala postac nie miala sensu. Zreszta sama walka glownych bohaterow byla glupia.
BvS mialby sens jako piaty/szosty film w serii, gdzie Affleck jest Batmanem "post-killing joke" (z wiadomym zakonczeniem), gdzie poznalismy juz bohaterow, i strach czesci spoleczenstwa przed Supermanem, gdzie setup do starcia byl dokladnie przemyslany (chocby uzycie Poison Ivy jak w Hush), a nie oparty o mame i zaginione czeki.
Mi przeszkadzało, że Batman zabija. I to bardzo, a to z tego względu, że w każdym filmie to robił i tylko Nolan odniósł się do kwestii zabijania (sam uśmiercając Ras`a w Begins). Jeżeli zabija - daj powód. Batman nie dość, że zabijał, to był kretynem. Ja rozumiem, że to kreacja Batmana z komiksów Stana Lee, ale mój boże, Batman po prostu robił sobie krwawy rampage po mieście. Notatki od Jokero-Luthora to był po prostu pokaz nieudolności Mrocznego Rycerza. I tak, Affleck bardzo dobrze się zaprezentował jako Batman (chociaż nie rozumiem spustów, dla mnie rola Wayne jakoś bez rewelacji), ale scenariusz go po prostu zabił.
Film jest niedopracowany scenariuszowo. MEGA. Bez kilku scenek z UE w kinie dopiero była konsternacja przy wielu scenach. Jak ten cały motyw z pociskami czy Superman co nie potrafił usłyszeć matki, ale za to potrafił usłyszeć Lois z podziemnego bunkra.
Lex to po prostu miks Lexa komiksowego i Jokera. Słaba rola, a sam bohater pod względem scenariusza też nie zachwycał.
Lois to zwykła ofiara, żadna silna kobieca postać.
W ogóle finałowa sekwencja czy ten debilizm w postaci trailerów dla poszczególnych przyszłych członków JL to dla mnie porażka. Trailer JL daje nadzieję na coś lepszego, ale powoli wychodzą już kolejne kwasy z planu WW, więc... zobaczymy jak to będzie.
Dla mnie Lois byla w filmie tylko po to, aby moc jej i przez to widzom wytlumaczyc co sie dzieje. Nie wniosla nic ciekawego, w zasadzie mogloby jej nie byc i film nic by nie stracil.
Lois była po to, żeby całą historię sprowadzić trochę do ludzkiego poziomu. Mamy niezniszczalnego latającego kolesia, i drugiego, miliardera, który w przebraniu nietoperza walczy z bandziorami. I jeszcze niezniszczalną laskę, która ma ponad 100 lat. I walczą z niezniszczalnym stworem, który "zjada: atomówki.
Trudno się to wczuć.
Ale właśnieto sprawia, że nie potrafię tego filmu nie lubić. Mam się zżymać na potknięcia scenariusza, kiedy największe głupotki kryją się w samej konwencji?
Głupoty BvS nie wynikają z konwencji, a jej braku.
Co innego głupotki scenariuszowe, a co innego całe kobyły. Dla mnie to właśnie scenariusz jest największą wadą BvS.
Lois była po to, żeby całą historię sprowadzić trochę do ludzkiego poziomu.
Tak by bylo, gdyby cokolwiek znaczyla poza postacia do ekspozycji. W komiksach nie byla marna pseudo-reporterka jak tu. Byla irytujaca i gdyby usunac ja z filmu, nic by sie nie zmienilo (choc kto wie, moze Superman uslyszalby wtedy jak porywaja mu matke?).
Trudno się to wczuć.
Wrecz przeciwnie. Ogladajac dowolny film akceptujesz realia przedstawionego swiata. Problemy ze wczuciem pojawiaja sie, gdy logika przedstawionych realiow zawodzi. Superman oskarzony o zastrzelenie ludzi? Batman dzialajacy w Gotham od lat wciaz budzi strach jakby byl potworem? Batman chcacy zabic Supermana bez powodu? Luthor nie majacy nic wspolnego z zimnokrwistym biznesmenem, pozbawiony jakiejkolwiek motywacji i sensu dzialania? Mozna tak ciagnac bez konca.
Nie wspomne juz o zakonczeniu finalowej walki i calego filmu, bo to juz czysta glupota.
Ten film to zmarnowany potencjal. DC chcialo za wszelka cene dogonic Marvela bez filmow wprowadzajacych i fani komiksow sa rozczarowani brakiem spojnosci, pozostali brakiem sensu.
Zapominasz, że wszystkie twoje zarzuty tracą sens kiedy uswiadomisz sobie, że w Gotham i Metropolis Batman, Superman, Luthor są nie postaciami z komiksów, tylko istnieją naprawdę. Spróbuj zapomnieć swoje wcześniejsze wyobrażenia na temat tych postaci.
Matkę porwali pewnie w Smallville. Lois topiła się niedaleko pola walki. Bardziej mnie zastanawia skąd dryblas się wziął, kiedy Luthor zepchnął Lois z dachu.
Patrz co u nas się odwala z Owsiakiem. Facet robi genialną robotę, a kupa ludzi widzi w nim antychrysta. Naprawdę tak trudno sobie wyobrazić, że niezniszczalny, supersilny koleś wykorzystuje swoją moc dla własnych celów?
Tego boi się Wayne. Dlatego chce zabić Kenta. Problemem jest to, jak łatwo zmienia zdanie. To jest strasznie głupie.
Nigdy nie byłem wielkim fanem komiksów DC i film oglądałem zupełnie osobno. I jako taki jest IMO OK. Nie wybitny, ale bawiłem się dobrze. Więcej nie oczekiwałem. Rozumiem jeśli ortodoksi są zniesmaczeni.
Co do Luthora - w UE jego działania wbrew temu co piszesz, są dokładnie przemyślane i zaplanowane.
Co do Luthora - w UE jego działania wbrew temu co piszesz, są dokładnie przemyślane i zaplanowane.
Dawanie swoim ludziom "niewykrywalnych" pocisków, które produkuje wyłącznie jego własna firma.
Wrobienie Supermana w strzelaninę, w co nie powinien uwierzyć żaden człowiek ze sprawnym mózgiem. (zignorowane przez scenarzystów)
Porwanie matki nadczłowieka, który może usłyszeć to z drugiego końca planety i ubić każdego, kto podniósł na nią rękę. (zignorowane przez scenarzystów)
Wysadzenie kongresu za pomocą bomby ukrytej w drogim, zaawansowanym technologicznie wózku inwalidzkim człowieka, o którym wiadomo, że nie przyjął czeków Wayne'a, będąc przypadkiem jedynym nieobecnym na sali. (zignorowane przez scenarzystów)
Stworzenie Doomsdaya, które czyni cały plan z przeciwstawieniem Batmana Supermanowi, bezcelowym.
Chęć ubicia Supermana, rzekomo podyktowana niechęcią do nadludzkich bytów (choć ta motywacja zdaje się zmieniać w zależności od kaprysu scenarzysty), czemu miało się przysłużyć stworzenie kolejnego nadludzkiego bytu, tym razem zupełnie poza kontrolą.
Utrzymywanie w swojej firmie działu odpowiedzialnego za nazywanie i projektowanie logo dla innych bohaterów... Nawet nie wiem jak to zakwalifikować. Po prostu musiałem ten idiotyzm wytknąć.
Tak, ten Lex to faktycznie geniusz zła.
Nie bylem w Polsce od lat, nie wiem co sie dzieje z Owsiakiem i mnie to nie interesuje.
wszystkie twoje zarzuty tracą sens
Zupelnie nie zrozumiales mojego posta. Juz na samym poczatku napisalem ci, ze akceptuje realia kazdego filmu (i innych mediow), jaki ogladam. Wszystkie moje zarzuty odnosza sie wlasnie do tych realiow.
Twierdzisz, ze:
- superinteligentny Bruce Wayne, najlepszy detektyw swiata, chce zabic Supermana, bez powodu i ma to sens?
- oskarzenie Supermana o zastrzelenie kogokolwiek jest logiczne?
- Luthor, ktory chce zabic kosmite poprzez konfrontacje z Batmanem, a gdy to zawodzi, przez stworzenie nowego kosmity ma jakikolwiek sens? Gdyby Doomsday wygral, to nowy bog zabilby starego boga i co teraz? Luthor stworzy trzeciego, jeszcze silniejszego? Luthor z BvS to swietny nastepca Jokera. (Edit. post wyzej duzo lepiej opisal glupote Luthora, wiec usuwam reszte).
Bylem w kinie w grupie 8 osob. Ci, ktorzy znaja DC tylko z filmow i nigdy nie czytali komiksow, byli jeszcze bardziej zawiedzeni, niz ja, bo dla nich wlasnie film nie mial sensu. Przykladowo ja rozumiem, ze Batman zabija, bo Joker go zlamal, ale oni nie.
Rozumiem, ze BvS ci sie podobal, kazdy produkt ma swoj target. Ale ten film to rozczarowanie. Nie dlatego, ze jest katastrofa, ale dlatego, ze przez niezwykle slaby scenariusz zmarnowano potencjal na cos wielkiego. Moglbym wybaczyc drobne potkniecia, ale w tym filmie nie ma co ratowac.
Nie strzelaninę tylko spalenie źywcem promieniem z oczu ludzi którzy do niego strzelali. Po to był miotacz płomieni.
A Doomsday byl już ruchem desperata i szaleńca. Pomijam, że Lex byłby pierwszą ofiarą Doomsdaya, gdyby Superman go nie powstrzymał, bo myślał, że może swoje dzieło kontrolować.
Bo ten Luthor jest wariatem z daddy issues, a nie chłodnym analitykiem z komiksów.
Wózek mógł koleś dostać. Że czeków nie odbierał, nie widział nikt, poza księgowością Wayne'a - pełno jest organizacji dobroczynnych.
A co do reszty - ja nie bronią tego filmu jako 100% logicznego.
Głupoty były. Rozmaite. Ale napiszę raz jeszcze. Głupoty nie przeszkadzają mi w filmie o latających w pelerynach, niezniszczalnych ludziach. Łatwo przychodzi mi zawieszenie niewiary. To nie kryminał. Nie miałem wielkich oczekiwań, a obejrzałem film znacznie lepszy niż się spodziewałem po popremierowym shitstormie.
Nie strzelaninę tylko spalenie źywcem ludzi którzy do niego strzelali.
A pociski z ich ciał pewnie miały podczas tego procesu magicznie wyparować.
A Doomsday byl już ruchem desperata i szaleńca. Bo ten Luthor jest wariatem z daddy issues, a nie chłodnym analitykiem z komiksów.
Luthor zaczął tworzyć Doomsdaya zanim dowiedział się, że Batman i Superman się pogodzą, bo Martha.
Wózek mół dostać - pełno jest organizacji dobroczynnych.
Jestem pewien, że do dokładnie takiego samego wniosku doszliby śledczy i "najlepszy detektyw świata". Mógł dostać. Chuj tam. Mało ważne.
Głupoty nie przeszkadzają mi w filmie o latających w pelerynach, niezniszczalnych ludziach.
Oczywiście, że przeszkadzają. Już kilkakrotnie w tym wątku napisano dlaczego.
A Doomsday byl już ruchem desperata i szaleńca.
Idealny Luthor.
A co do twojej edycji:
Tego boi się Wayne. Dlatego chce zabić Kenta.
Nie, to calkowite zaprzeczenie postaci Batmana. Batman moze i zabija, ale tylko "tych zlych". Poki co Superman nikogo nie zabil, co najlepszy detektyw swiata powinien wiedziec.
Oglądałem tylko edycję specjalną i ogólnie film mi się nie podobał. Nie wiem, które sceny były dodane, ale film mnie wynudził.
Na plus:
- Opening, scena w której Superman niszczy miasto, a Wayne ratuje cywilów zapowiadała świetny film
- Batman i wszystkie sceny akcji z nim
- kilka fajnych scen
- nie wiem co jeszcze, może Alfred.
Na minus:
- Lex Luthor, tragedia
- Wonder Woman nic nie wnosi do filmu. Nie przeszkadza, ale mogłoby jej nie być i film na niczym by nie stracił. Rushowanie do JL nie wyszło na dobre temu filmowi
- Finałowa walka beznadziejna, do tego z bardzo nudnym przeciwnikiem
- Nie wiem o co chodziło z tymi snami i alternatywną rzeczywistością i o co chodzi z jakimś kolesiem wyskakującym z przyszłości i pieprzącym coś o Lois, że niby pełni jakąś ważną rolę, a potem się okazuje, że nie odgrywa większej roli w filmie. Film powinien być zrozumiały dla każdego, a nie tylko dla tych co znają komiksy.
- Za mało konfliktu Batmana z Supermanem.
Film powinien być zrozumiały dla każdego, a nie tylko dla tych co znają komiksy.
Uwierz mi, dla ludzi obeznanych z komiksami Flash podróżujący w snach to jeszcze większy mindfuck.
Nie takie rzeczy się w komksach działy. Ale faktem jest, że scena kompletnie z dupy.
Z dupy to mało powiedziane. Przecież ten gość się potem pojawia w JL i co? Wayne go pewnie zobaczy i nie będzie słowa komentarza mimo, że typ wygląda tak samo jak ten z jego snów. What the actual fuck?
nie zgadzam sie, ze ciezko sie wczuc w goscia w gatkach i goscia w czarnych gatkach, imo to zupelnie przestarzaly argument, widownia naprawde jest gotowa na szalone komiksowe glupotki
a scena z martha to cos... cos niesamowitego, nawet nie potrafie ujac slowa w tego jak idiotyczna jest i jak ktokolwiek mogl dopuscic do tego zeby ta scena ujrzala swiatlo dzienne
Podobnie jak autor wątku darowałem sobie kino i od razu obejrzałem edycję rozszerzoną. Wrażenia?
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda... pomijam słaby scenariusz i dziury fabularne, ale ja się pytam jak można nakręcić 3-godzinny film o dwóch kozakach za ponad 250 mln zielonych, w którym akcji jest mniej niż w pierwszej połowie Man of Steel??
Człowiekowi ze stali można wiele zarzucić, ale przynajmniej na akcję nie można było narzekać. Straszny, przegadany gniot z nieciekawym złoczyńcą i mało emocjonującym finałem.